Zwierciadło Jerzy Illg 7,4
ocenił(a) na 75 lata temu Kino zrodziło się jako jarmarczna i ludyczna rozrywka przełomu XIX i XX wieku i pomimo ponad stu kilkudziesięciu lat przemian w warstwie technologicznej jego zasadnicza istota nie uległa większej zmianie. Całe bogactwo wizualne, jakie przemysł rozrywkowy można współcześnie wykreować służy nade wszystko temu samemu, co pierwsze krótkie filmiki prezentowane zaciekawionej nowinką techniczną gawiedzi z czasów belle epoque - zarabianiu pieniędzy. Nie ma w tym nic zdrożnego, jeśli owo zarabianie nie obraża widza, ani nie żeruje na najniższych instynktach. Jednak wielokrotnie pojawiali się w dziejach kina ludzie zdeterminowani, aby zmienić ten stan rzeczy, albo przynajmniej bardziej niuansować, tworząc kino o wysokich walorach artystycznych i intelektualnych. Oczywiście, nie zmietli oni popularnego popowego nurtu kinematografii z powierzchni ziemi, tak jak literatura wysoka nigdy nie zanegowała istnienia publikacji czysto pulpowych, jednak sprawili, że dziesiąta muza zyskała nowe oblicze. Jednym z sztandarowych twarzy tego nurtu twórczości filmowej, która stawiała przed widzem niekiedy niełatwe wymagania w odbiorze, był Andriej Tarkowski. "Zwierciadło" jest ostatnim obszernym wywiadem udzielonym przez tego radzieckiego reżysera. Jego interlokutorami byli Jerzy Illg i Leonard Neuger, który stosukowo przypadkowo znaleźli się w tym samym miejscu i czasie, co Tarkowski. Dzięki serii rozmaitych zbiegów okoliczności, w dużym pośpiechu owa dwójka zdołała przygotować i przyprowadzić wyjątkowy wywiad. Jak w soczewce skupia on zasadnicze poglądy twórcy "Stalkera" na rolę dziesiątej muzy w społeczeństwie, jego ocenę duchowego stanu ludzkości, czy zapatrywanie na kolejne nurty europejskiej kinematografii. Rozmowa ta nie jest typowym jedzeniem sobie z dziubków - udzielający wywiadu jest wymagającym rozmówcą nie omieszkującym wskazać swoim rozmówcom braki w wiedzy, jeśli uważa, że znajomość danego zagadnienia jest niezbędna do zrozumienia szerszego kontekstu. I choć z wypowiedzi Tarkowskiego często bije stanowczość, to nie jest ona przejawem wyższość, lecz raczej koherentności jego przekonań. Nie zmienia to faktu, że Rosjanin wyraźnie dominuje w rozmowie i jego odpowiedzi często kierują głównym nurtem dyskusji. Jest też i wątek polski, kiedy to radziecki reżyser wypowiadał się na temat szkoły polskiej w kinematografii.
Po lekturze całości nasunęła mi się refleksja odnośnie bojów Tarkowskiego z radziecką cenzurą. Jego filmy, pomimo przyznawanych za granicą nagród, wędrowały na półkę archiwalną, zamiast do kin, albo były niszczone, jak w przypadku "Stalkera" (choć zniszczenie pierwszej wersji filmu to jednak temat na osobną dyskusję). Jednak pomimo starć z władzami politycznymi kraju, jego filmy powstawały, choć ich tworzenie napotykało nieustanne trudy i liczne opóźnienia. Zastanawiam się, czy na "Zachodzie" jego filmy miałyby jakąkolwiek szansę na realizację? Który producent wyłożyłby ciężkie pieniądze na trzygodzinny fresk historyczny o malarzu ikon - Andrzeju Rublowie? Kto zgodziłby się na ryzyko współpracy z tak bezkompromisowym twórcą? Czy jego wymagające w odbiorze dzieła obfitujące w niewiarygodnie długie i pełnych ciszy kadry zwróciłyby choć koszty produkcji? Czy naprawdę taki nietuzinkowy człowiek, jakim był Andriej Tarkowski, mógłby zostać twórcą głęboko uduchowionego kina, gdyby tworzył w krajach kapitalistycznych? To, co piszę, to tylko intelektualna spekulacją, ale wydaje mi się, że dyktat pieniądza i zysków byłby jeszcze trudniejsza przeszkodą, niż radziecka cenzura i Tarkowski mógłby zostać co najwyżej kolejnym jarmarcznym rzemieślnikiem popkultury.