Chris Bachalo urodził się w 1965 roku w Canuk (Kanada),wychował w Południowej Kalifornii, gdzie żyje do tej pory. Wedle opinii pedagogów w szkole średniej, pisane mu było zostać... stolarzem. Ponieważ jednak Chris uczulony był na pył drzewny, postanowił spróbować swoich sił jako rysownik komiksów. Jego pierwszym zleceniem były ilustracje do serii Shade, the Changing Man autorstwa Petera Milligana. Prawdziwym jego debiutem jednak okazał się Sandman #12, który Bachalo narysował czekając na scenariusz do pierwszego odcinka Shade'a. Późniejsze prace Chrisa to m.in. Death: The High Cost of Living i Death: The Time of Your Life Neila Gaimana, Generation X, czy Steampunk. Ostatnio jego ilustracje można było oglądać w seriach New X-Men Granta Morrisona oraz Captain America.http://www.chrisbachalo.net/
"X-Men. Punkty zwrotne. Kompleks mesjasza" to olbrzymie rozczarowanie. Widząć nazwiska Brubakera, Carey'a czy Davida wsród scenarzystów spodziewałem się co najmniej dobrej lektury. Niestety cała fabuła to nieustanna nawalanka. Leje się praktycznie każdy z każdym. Obserwujemy przeróżne drużyny, które próbują za wszelką cenę jako pierwsi znaleźć dziecko z genem X. Okropnie mnie to męczyło. Jako plus uważam jedynie konflikt i wewnętrzną rywalizcję o przewództwo nad X-Men między Cyclops'em, a Profesorem X. W oczy raził mnie graficzny chaos zwłaszcza w scenach walk (których tutaj akurat nie brakuje). W wydaniach zbiorczych męczy mnie ciągła zmiana rysowników. Ich styl momentami znacząco się od siebie różni, co według mnie, ma negatywny wpływ na czerpanie jakiejkolwiek przyjemności z lektury i obcowania z rysunkami. Szkoda. Liczyłem na znacznie więcej.
Żarło, żarło i zdechło...? Byłem niesamowicie pozytywnie nastawiony i podekscytowany do powrotu do tej komiksowej serii po latach od premiery. Poszczególne tomy były nierówne, choć znalazły się pośród nich perły (nawet w tym ostatnim tomie, jak choćby wątek Kitty i Magik - kreska co prawda nie ta z najlepszych, ale fabularnie bardzo dobre; kwintesencja X-Men).
I niby cieszy, że większość postaci i wątków została w jakiś sposób zakończona, i faktycznie gdzieniegdzie nawet coś z tego wynikło. Ale to najważniejszy wątek, mam wrażenie, został przez twórców trochę potraktowany po macoszemu... może zabrakło pomysłu?
Na pewno wrócę do tej serii, ale będę szukał czegoś lepszego o ekipie X-Men - która jest naprawdę wielkim potencjałem na fantastyczne historie.