Skasować drugie ja Adam Hollanek 5,4
ocenił(a) na 15 lata temu Tragiczna pomyłka, czyli zbiór opowiadań wybranych Hollanka, który ostatecznie położył kres serii fantastyki polskiej Wydawnictwa Literackiego. Zbiór wydany zupełnie bez sensu, bo - prócz jednego opowiadania, opublikowanego w "Problemach" - wszystkie teksty, notabene fatalne literacko, były już znane krajowemu czytelnikowi z innych wydań książkowych, i to wysokonakładowych, plączących się za grosze przez dosłownie dziesięciolecia.
"Skasować drugie ja" (pseudo dramat psychologiczny ze sztucznie stworzonym sobowtórem) i "Muzyka dla was, chłopcy" (naukowcy ziemscy kontra chmurka z piorunami) pochodzą z wydanego w 1975 roku przez Iskry zbioru noszącego tytuł drugiego z powyższych opowiadań. Z kolei "Jak koń trojański" (wyrzucanie przez morze na brzeg kamiennych gąsienic) i "Łazarzu, wstań" (chwilowe ożywianie osób z fotografii) ukazały się nakładem KAW-u w 1979 roku, w zbiorze "Ukochany z księżyca". O ich wątpliwej jakości wypowiadałem się już po lekturze powyższych książek.
Z pozostałych dwóch opowiadań to najdłuższe, "Każdy może być Faustem", ukazało się w "Problemach" z sierpnia 1980 roku. Tekst jest wybitnie bezsensowny, i do tego źle napisany. Owładnięty obsesją powstrzymania procesu starzenia się dziennikarz dociera do żyjącego na Marsie geniusza, który wynalazł kurację odmładzającą (polega ona głównie na wygładzeniu twarzy i zatrzymaniu siwienia, co daje efekt manekina - ze sztuczną twarzą). A po co ją wynalazł? Żeby zminimalizować dystans wieku dzielący go od młodziutkiej, może 20-letniej żony. Przy czym dla lepszego wzajemnego zrozumienia wsadził małżonkę na ćwierćwiecze w lód, bo jak ją teraz odmrozi, to będą się wreszcie doskonale rozumieć - młodzi, piękni, zbliżeni wiekiem. Żeby było jeszcze bardziej głupio, dziennikarz niespodziewanie stwierdza, że eksperyment jest niemoralny i odmawia poddawania się kuracji, mimo że przez ostatnią dekadę gorączkowo i wręcz po trupach próbował dotrzeć do preparatu. Psychologia postaci jest tu po prostu absurdalna - i naukowiec, i dziennikarz mają jakieś idiotyczne skoki emocjonalne, to się ciskają, to piorą po mordach, to wzdychają, to szlochają (dziennikarz w pewnym momencie wręcz spazmuje i tryska łzami na widok roślin, bo tak przypominają mu Ziemię, którą opuścił ledwie kilka dni wcześniej). Mnóstwo tu egzaltacji, pretensjonalnych dialogów i niezrozumiałych motywacji. Jak do tego dodać zadziwiające zacofanie autora w kwestiach techniki (mimo że ludzie latali w kosmos już w latach 1960., tu wciąż są jakieś brednie o zabójczym przeciążeniu podczas startu i konieczności stosowania narkozy) i mocno abstrakcyjny finał, otrzymuje się obraz nędzy i rozpaczy, z jakimi musi mierzyć się czytelnik.
Drugie z opowiadań, "Nie można go spalić", ukazało się pierwotnie jako dodatek do powieści "Olśnienie", wydanej w 1982 roku przez KAW. Mimo że też jest nieumiejętnie napisane i ma kuriozalną psychologię postaci, początkowo czyta się jako tako. Niestety, najpierw okazuje się, że interesujący się pewną aktorką naukowiec nie tyle ją prześladuje, ile z nią... romansuje (przynajmniej tak uważa autor),później pojawia się zdumiewający wątek dezintegratora (bohater zmienia aktorkę w osobę mu uległą, po czym z mety ją nienawidzi, bo... jest zbyt miła),aż w końcu opowiadanie skręca w zupełnie innym kierunku, gubiąc wątek i czytelnika.
Odnoszę wrażenie, że - abstrahując od działalności Hollanka w "Fantastyce" - to właśnie dzięki autorom takim jak on duża część czytelników uznała fantastykę za podrzędny sort literatury...