Wirus Dariusz Bugalski 6,9
ocenił(a) na 106 lata temu Dawno temu dostawałem niezłej szajby, jak w szkole, siedząc oparty o ścianę i czytając, słyszałem z pozoru „debilne” pytanie:
- Po co czytasz?
Gdybym był komiksowym bohaterem to w dymkach nad moją makówą pojawiałyby się same: detonujące bomby, siekiery, pioruny, itd. Szajby po tych kilku dekadach we mnie jest ogólnie mniej, chyba ;) A dzisiaj stwierdzam, że to było szczególnie inteligentne zapytanie.
Po co czytam? Choćby po to żeby trafić na taką zawirusowaną mądrością, bajecznym stylem, poetycką prozę Dariusza Bugalskiego. I żeby bawić się, zadziwiać pomysłami, podziwiać styl, składnię, myśl, przekaz. Czasem zarżeć jak koń, czasem zadumać się, zastanowić, zakląć. Prowadzić pewnego rodzaju dialog z autorem poprzez przelane na karty książki myśli. I jeszcze powód prozaiczny, żeby przez jakiś czas przenieść się do innego świata, na chwilę zostawić wszystko za sobą, choć na momencik. I jeszcze żeby dowiedzieć się, uczyć, poznać, co dla takiego przemądrzalca jak ja jest niezwykle istotne ;)
„Była zima. Na śniegu zamarzła krew. Wtedy przyszedł ten nowy, ostrzyżony na jeża, miły, siwy pan w wełnianym garniturze i zawołał wielkim głosem. - Pomożecie!? - Pomożemy. Rodzina mamy się obraziła, albo to i pierwszy raz? I próbowała mamę buntować. - Przecież oni strzelali do ludzi! – Ale słoneczko, jak tam będą sami fanatycy i swołocz, to dokąd nas to doprowadzi? I tato się zapisał. Młody inżynier, naukowiec z rozpoczętym doktoratem, był łakomym kąskiem. Wkrótce wyjechaliśmy, jak się wtedy mówiło: na placówkę. Daleko. Za morze. Zarobimy prawdziwe pieniądze, prawdziwe, złote korony i jeszcze się tam lepiej Polsce przydamy. Mówił tata zaraz po doktoracie. Temu siwemu w wełnie, bo tamtemu, poprzedniemu, łysemu, który miał takie łyse jakby mu ktoś je w twarzy żyletką wykroił, byliśmy na nic. No bo, po co, by na nas tak okropnie wrzeszczał?”
Fantastyczne, prawda? Bugalski to świadomie cyniczny figlarz, do tego chyba zaangażowany społecznie ;P i jeszcze mający wiarę w „ludzia”. Ale sam napisał „życie to jest jednak jeden wielki main fuck, nigdy mu tego nie wybaczę” – więc to jego – niech sobie dalej wierzy ;PPP
Pamiętam jednego takiego, co też wierzył w człowieka, wierzył nawet wtedy, gdy kroczył na wzgórek, dźwigając kawałek drzewca i coś mi się kojarzy, że ta cała historia skończyła się dla tamtego dość boleśnie.
Styl tej powieści jest zdumiewający, ironiczny, demaskatorski (nie politycznie, normalnie – ludzko),totalnie odjechany, piękny, pełen genialnych wtrętów, by już za chwilę wrócić do głównego wątku. I ta cała zaburzona oś czasu, smakowite. Autor obala wszystkie możliwe tabu, autorytety, ale nie przewraca ich, tylko ukazuje-prognozuje na nie lekarstwo, szczepionkę, tą szczepionką jest zrozumienie i świadomość. Język prozy Bugalskiego jest giętki, aby powiedział wszystko co pomyśli głowa ;) Między innymi autor posługuje się często takimi „poskręcanymi” cytatami.
Jeszcze większą zabawę miałem „czytając” prozę Bugalskiego, w interpretacji… Bugalskiego. Dosadniej to się już nie da. Bo kiedy sam autor wdziera się tchnieniem emocji we własny tekst to obraz tego tekstu jest pełny, skończony.
Powieść przesłuchałem trzy razy, pod rząd. Nie był to raz ostatni.