Najnowsze artykuły
- ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik254
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Ronan Le Breton
3
7,9/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,9/10średnia ocena książek autora
27 przeczytało książki autora
29 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Arawn #2
Ronan Le Breton, Sébastien Grenier
Cykl: Arawn (tom 2)
8,3 z 15 ocen
28 czytelników 4 opinie
2023
Arawn #1
Ronan Le Breton, Sébastien Grenier
Cykl: Arawn (tom 1)
7,9 z 24 ocen
44 czytelników 6 opinii
2022
Oracle- L'esclave
Ronan Le Breton, Bertrand Benois
Cykl: Oracle (tom 2)
7,5 z 2 ocen
3 czytelników 0 opinii
2014
Najnowsze opinie o książkach autora
Arawn #2 Ronan Le Breton
8,3
Dziękuję Sebowi, bogu rysunku,
Jean Lucowi, bogu redakcji...
Ariochowi, Cromowi i wszystkim innym bogom metalu...
Takimi oto słowami wita czytelników scenarzysta Ronan Le Breton.
Wkroczyłem do tego mrocznego świata i na własnej skórze doświadczyłem, że nie bez powodu Le Breton przywołał Ariocha, Croma i bogów metalu. Gdyby Arawn mógł zabrzmieć, to bez cienia wątpliwości grzmiałby riffami, blastami i tremolami black i heavy metalu.
Twarze bohaterów pokrywają demoniczne malunki do złudzenia przypominające corpse painty satanistycznych, pogańskich hord podpalających kościoły we wczesnych latach dziewięćdziesiątych. Bitewne sceny, których nie brakuje, zostały jakby żywcem wyciągnięte z okładek płyt Manowar - pełnych barbarzyńców i półnagich niewiast, skąpanych w morzu ognia i krwi.
Porzuciłem na chwilę historię snutą przez Arawna - króla piekieł, boga ciemności i władcę zmarłych. Przewracając kolejne strony pozwoliłem myślom i wspomnieniom zataczać swobodne kręgi. Oczami wyobraźni ujrzałem obrazy Franka Frazetty, Borisa Vallejo i Luisa Royo. Taka to właśnie stylistyka. Przemoc, seks, stal, nagie muskularne ciała zbryzgane krwią i jeszcze więcej przemocy, seksu, stali i krwi. Mroczne, cierpkie i gorzkie połączenie.
Duch Frazetty mocno manifestuje swoją obecność w pracach Sébastiena Greniera, a legendarny Death Dealer którego Frank stworzył, jest szczególnie wyczuwalny. Przyrodni brat głównego bohatera - Math w scenach bitewnego szału wygląda niczym lustrzane odbicie Siewcy Śmierci. Nie tylko on z resztą, takich malowanych cieniami postaci, rzucających nienawistne, pełgające upiornym blaskiem spojrzenia jest znacznie więcej.
Przypomniał mi się także film animowany Fire and Ice z 1983r. Wyreżyserowany przez Ralpha Bakshi'ego (tego od rysunkowego Władcy pierścieni),zrealizowany według projektów Frazetty. Po co o tym piszę? Bo w sentymentalną podróż mnie zabrali twórcy Arawna i wdzięczny im jestem za to.
Zainteresowani odnajdą także piekielnych mieszkańców otchłani do złudzenia przypominających Xenomorpha, łeb Predatora zdobiący wnętrze podziemnej siedziby Arawna, nawiązania do okładek płyt Motörhead, Megadeth czy Iron Maiden. Ostrze Nocy - miecz którym włada główny bohater, to oręż równie zły i przewrotny co Zwiastun Burzy Elryka z Melniboné, i równie wielki wpływ wywrze na losy Arawna.
W architekturze i ponurych wnętrzach cytadeli króla piekieł nie trudno dostrzec wpływy Gigera, sama wieża zaś do złudzenia przypomina Barad-dûr. Jałowe i spalone ziemie królestwa naszego bohatera, są niczym zasnuty trującymi oparami Mordor, z dymiącą stale Orodruiną.
Smakowitych inspiracji nie brakuje.
Arawn - władca zaświatów (Annwn) w walijskiej mitologii. Opowieść pełnymi garściami czerpie z mitologii walijskiej i celtyckiej. Poza wspomnianym Arawnem pojawiają się takie znane z mitów postacie i bóstwa jak Firbolg, Morrígan czy Cernunnos. Mroczny, Conanowski świat pełen magicznych istot i potworów ożywa na malowanych farbami olejnymi planszach Greniera. Smoki, olbrzymy, ludzie wilki, ludzie kruki, leśni ludzie dziki, rozmaite piekielne pomioty, tajemnicze bestie zamieszkujące morskie głębiny i podniebne przestworza - na brak zróżnicowania bestiariusza narzekać nie można.
Pięknie prezentują się ilustracje namalowane przez Sébastiena Greniera. Pisząc te słowa ponownie przeglądam album ciesząc oczy wspaniałymi obrazami. To właśnie one są najmocniejszą stroną komiksu. Szczególnie urzekły mnie infernalne pejzaże, sięgające samego dna piekieł otchłanie, monumentalne statuy, płaskorzeźby i przeklęte świątynie krainy cieni.
Czytałem gdzieś że Grenier w pełni skrzydła rozwinął dopiero w Katedrze otchłani, wydanej na naszym rynku nakładem Lost in Time. Czekam zatem z niecierpliwością na finałowy tom Katedry.
Scenariusz napisany przez Ronana Le Bretona to dość stereotypowa, pełna uproszczeń i oczywistości historia o rodzinnej waśni, zdradzie i zemście. Bracia zabijając królów z łatwością podbijają całe królestwa, a najmroczniejszy z mrocznych Arawn z naiwnością i wiarą dziecka, za dobrą monetę przyjmuje pełne jadu rady, szeptane przez okrutny Kocioł krwi.
Czterej bracia - Math, Kern, Engus i Arawn. Sześć magicznych artefaktów - Topór słońca, Kostur puszczy, Płaszcz cienia, Kocioł krwi, Ostrze nocy i Kości przeznaczenia. Jedna przepowiednia, jedna klątwa. Tyle słowem streszczenia. Na trzystu stronach czekają czytelnika niepewne sojusze, zdrady, wojny, spiski, knowania, krwawe rytuały, czarna magia i bogowie wtrącający się do spraw śmiertelnych.
Lektura Arawna była trochę jak gra w krwistego hack'n'slasha, lub souls like'a. Lubiący takie klimaty będą usatysfakcjonowani. Ja lubię i byłem. Komiks oceniam na 5/7. Mimo fabularnej prostoty i nijakiego zakończenia zapewnił mi dobrą rozrywkę. Jeżeli natomiast ktoś przechodzi obojętnie obok wszystkiego, o czym pisałem powyżej spokojnie może odjąć jeden punkt.
Więcej Arawnów nam trzeba! Wykrzykując te słowa zwracam oblicze w kierunku spryskanego krwistą posoką ołtarza Lost in Time.
Arawn #2 Ronan Le Breton
8,3
PopKulturowy Kociołek:
https://popkulturowykociolek.pl/recenzja-komiksu-arawn-tom-2-wydanie-zbiorcze/
Fabuła pierwszego zbiorczego tomu serii była widowiskowa i dość mocno angażująca. Mroczny, brutalny świat przesycony krwią, magią, sexem i wszechobecną przemocą, w którym mogą sobie poradzić jedynie twardzi bohaterowie, miał w sobie to coś, co sprawiało, że od lektury nie można było się oderwać. Nie była to jednak porcja nadmiernej innowacyjności. Nie ma co ukrywać, że komiks był i jest dawką bardzo klasycznej Howardowskiej fantastyki. Autorowi wcale to jednak nie przeszkadzało, aby ze sprawdzonych elementów wycisnąć wszystko, co tylko się da, aby zachwycić czytelnika.
Jak więc na tym tle wypada treść, którą można znaleźć pod twardą oprawą drugiego zbiorczego tomu? Bardzo dobrze! Ronan Le Breton cały czas trzyma się tradycyjnych źródeł heroic fantasy, ciekawie i przemyślanie wplata do tego wspomniane wątki mitologii Wysp Brytyjskich (dość swobodne odniesienia) i całość doprawia wyrazistymi postaciami. Scenariusz jest co prawda dość liniowy, ale to już malutka przywara większości dzieł z tego segmentu popkultury. Historia jest progresywna i w miarę pochłaniania kolejnych stron atakuje czytelnika coraz to większą dawką bezpardonowej brutalnej widowiskowości. Młodszy czytelnik, odbiorca o słabszych nerwach i ktoś alergicznie reagujący na nadmierne eksponowania cielesnych walorów powinien trzymać się od tego tytułu z daleka.
Kolejny również raz dużym plusem dzieła są pojawiające się tutaj postacie. Co prawda są one dość stereotypowe dla gatunku (umięśnieni mężczyźni, piękne i gorące niewiasty o obfitych walorach – albo odwrotnie) świetnie jednak dopasowują się do swoich ról i dzięki temu stają się nieoderwalną częścią scenariusza.
Nie wszystko jest tutaj oczywiście perfekcyjnie idealne i zawsze musi pojawiać się jakieś drobne “ale”. Na przykład w niektórych scenach nadmiar widowiskowej akcji prowadzi moim zdaniem do zbyt dużego chaosu, który wymaga chwili czasu, aby go odpowiednio ogarnąć. Można byłoby również zrezygnować tutaj z kilku (uściślając dwóch) zbędnych zwrotów akcji, które niespecjalnie wiele wnoszą do samej historii i są moim zdaniem trochę zbyt przekombinowane.....