Lew Conn Iggulden 7,0
,,Lew” to kontynuacja powieści Igguldena o wojnach grecko-perskich: ,,Bram Aten” i ,,Protektora”. Jednak nie bezpośrednią, bohaterem nie jest tu już Ksantyppos, ale jego syn Perykles, późniejszy reformator demokracji ateńskiej. Na razie jednak poznajemy go jako młodego człowieka, który próbuje dorównać słynnemu ojcu i zdobyć pozycję w Atenach. Zagrożeniem, ale i szansą jest dla niego kolejny konflikt grecko-perski. Poza sprawami społecznymi nie ominą go także problemy osobiste – podczas jednej z wypraw ratuje piękną brankę Tetydę, w której się zakochuje, chociaż ona widzi w nim jedynie nadzieję na bezpieczeństwo. Oprócz tego śledzimy losy filozofa Anaksagrosa, Kimona, towarzysza Peryklesa, oraz Ajschylosa, ambitnego dramatopisarza.
Poprzednie tomy niesamowicie mi się podobały. Ten jest trochę poniżej – nadal na wysokim poziomie, ale nie wciągnął mnie tak bardzo. Mimo że częściej czytam książki bardziej skupione na relacjach i uczuciach, u Igguldena byłam absolutnie zafascynowana opisami politycznych strategii i bitew, a tutaj było mi tego trochę mało, postacie przeciwników także zostały nieco zepchnięte na dalszy plan. Wciąż jest jednak sporo ciekawych wątków, szczególnie dotyczących trudnej współpracy między greckimi polis oraz sporem Aten i Sparty. Bardzo liczyłam na postać Ajschylosa i wątek teatru i chociaż było tego trochę mało, to czuję potencjał i naprawdę ,,weszłam” w ten klimat. Szczególnie opisy tego, jak zmieniały się dramaty greckie i pomysł na ukazanie w nich współczesności zamiast mitologii były bardzo na plus.
Mam wrażenie, że w każdym tomie tej serii Iggulden coraz więcej miejsca poświęca wątkom uczuciowym. Mimo że wcześniej relacja Ksana i jego żony była ważna, to nie weszła tak bardzo na pierwszy plan jak w przypadku Peryklesa i Tetydy. I trochę się tego obawiałam, bo wątek kobiety nieszczęśliwej w małżeństwie z rozsądku jest dla mnie w większości przypadków niestrawny (oczywiście są wyjątki, jak chociażby ,,Zaklęte zwierciadło” czy ,,Towarzyski przewodnik po skandalach”),a styl Igguldena bardzo kojarzy mi się z Bernardem Cornwellem, któremu skupienie się na wątku miłosnym w Wojnach Wikingów zdecydowanie nie wyszło. Na szczęście, pisarz dobrze sobie poradził, nie poszedł w ckliwość i melodramatyzm. Tetyda jest dość irytująca i egoistyczna, ale w pewien sposób można zrozumieć jej trudną sytuację kobiety zależnej od mężczyzn czy domyślać się prawdopodobnych zaburzeń psychicznych. Bardzo realistycznie pokazane są rozterki Peryklesa, który jako mężczyzna powinien czuć się panem sytuacji, a staje się zależny od humorów żony. Liczę, że Aspazja będzie dla niego milsza 😉 Podobało mi się też pokazanie tego bohatera jako młodego człowieka, który stara się dorównać poprzednim pokoleniom, czuje presję i musi odnaleźć własną drogę. Biorąc pod uwagę, że w podręcznikach szkolnych to jego stawia się w centrum, nie jego ojca, to jest to dająca do myślenia wizja.
Nadal bardzo polecam te książki każdemu, kto lubi historię i bardziej chce się skupić na tle, chociaż fani rozwoju bohaterów i burzy uczuć też znajdą tu coś dla siebie.
,, Zawsze jest miejsce na nowe rzeczy(…) Przysłaniają dawne cierpienia.”