-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
Artykuły„Rok szarańczy” Terry’ego Hayesa wypływa poza gatunkowe ramy. Rozmowa z autoremRemigiusz Koziński1
-
Artykuły„Nie ma bardziej zagadkowego stworzenia niż człowiek” – mówi Anna NiemczynowBarbaraDorosz4
-
ArtykułyNie jesteś sama. Rozmawiamy z Kathleen Glasgow, autorką „Girl in Pieces”Zofia Karaszewska2
Biblioteczka
2019-09-21
2020-06-21
2011
2012-01-01
2019-07-31
2019-07-20
2019-07-18
📖LEKTURA: „Co czytasz?” - jak często słyszycie takie pytanie? Jak często odpowiadacie na nie jednym zdaniem, albo zbyt wieloma zdaniami i widzicie obojętność na twarzy pytającego? Mnie zdarza się to dość często, ale inaczej było w przypadku tej książki.
„Czytam książkę o pianiście, który zapada na stwardnienie zanikowe boczne. Jego ciało zostaje sparaliżowane, a zaczyna się od rąk.” Każdy reaguje na to z zaciekawieniem. Widzę zaintrygowanie w oczach i dodaję: „Ktoś musi się nim zaopiekować, bo kiedy traci siłę w obu rękach, nic nie może zrobić sam. Bierze go do siebie jego była żona, która go nienawidzi i on nienawidzi jej”. Oczy mojego rozmówcy wyglądają teraz jak dwa spodki. „Dlaczego zrobiłaby coś takiego?” - pyta. „No cóż… - odpowiadam, zastanawiając się nad odpowiedzią - tak się składa, że jest Polką, katoliczką”.
Każdy z nas nosi jakieś brzemię. Swój krzyż. Mogą nim być problemy finansowe. Konflikty rodzinne. Nasza choroba. Choroba naszego dziecka, małżonka, matki. Te ostatnie to najcięższe odmiany krzyża.
Kiedy doświadczamy bólu, lub kiedy widzimy cierpienie kogoś bliskiego, pragniemy, by to minęło. Snujemy plany na ten czas. Kiedy wyzdrowieję, przestanę palić, pić. Porzucę wszystkie złe nawyki, byle tylko ten ból nie powrócił. Będę spędzać więcej czasu z bliskimi, pojednam się z wrogiem, spełnię swoje marzenie. Dociera do nas, jak ważne jest dobre zdrowie i ile od niego zależy.
Jednak nade wszystko pragniemy, by cierpienie minęło! Często wiemy, że tak właśnie będzie. Prędzej czy później ból ustąpi i wszystko wróci do normy. Co, jeśli myśl o przemijaniu cierpienia nie jest możliwa? Co jeżeli wiemy, że cierpienia będzie coraz więcej? Że staczamy się nieuchronnie ku śmierci?
W takiej sytuacji można całkowicie się poddać. Popaść w depresję i zrezygnować z czasu, który nam został. Można też wykorzystać go najlepiej, jak to jest możliwe, by odejść w poczuciu pokoju i pojednania. Książka Lisy Genovy jest właśnie o podejmowaniu wyborów w tak trudnej sytuacji. To książka o walce, o poddaniu się, o nienawiści i miłości, o żalu i wierze. O szukaniu piękna w świecie wypełnionym cierpieniem.
Coraz częściej zdarza mi się czytać książki mające świetny pomysł na fabułę, napisane interesującym stylem, wciągające, jednak (niestety) mające bardzo niesatysfakcjonujące zakończenia. Genova zakończyła swoją opowieść w najlepszy możliwy sposób.
Oryginalny tytuł książki to „Every note played”, czyli „Zagrano każdą nutę”. Jest to nie tylko odniesienie do zawodu bohaterów tej powieści, do ich miłości do muzyki. Jest to też nie tylko ciekawa alegoria życia, które niczym klawiatura fortepianu ma swój początek, środek oraz koniec i każdy dźwięk jest innym doświadczeniem, innym etapem życia. Jeżeli każda nuta oddaje inną emocję i porusza nas inaczej, to powieść Genovy potrafi zagrać każdą z nich. Od złości, poprzez obrzydzenie aż do wzruszenia i poczucia ulgi. Czytając ostatnie strony domyślamy się już do czego ta historia zmierza i niczym w greckim teatrze czujemy oczyszczenie i wszechobecny ład.
Czytałam kiedyś wspomnienia męża, którego żona zapadła na ciężką chorobę. Pewnego dnia mąż przyglądał się swojej żonie uważnie i zapytał: „Jak to jest, żyć każdego dnia, wiedząc, że umierasz?” Żona spojrzała na niego i odparła: „Jak to jest, umierać każdego dnia, udając, że tak nie jest?”
Zachęcam was do sięgnięcia po książkę „Życie za wszelką cenę” i wierzę, że zostawi was ona z wieloma emocjami i ważnymi przemyśleniami. Dobrze, że powstają takie powieści.
📖LEKTURA: „Co czytasz?” - jak często słyszycie takie pytanie? Jak często odpowiadacie na nie jednym zdaniem, albo zbyt wieloma zdaniami i widzicie obojętność na twarzy pytającego? Mnie zdarza się to dość często, ale inaczej było w przypadku tej książki.
„Czytam książkę o pianiście, który zapada na stwardnienie zanikowe boczne. Jego ciało zostaje sparaliżowane, a zaczyna się...
Jeżeli czytając, łapiesz się na tym, że uśmiechasz się do pliku zapisanego papieru, to znaczy, że książka, którą trzymasz w dłoniach, jest udana.
Czym obecnie jest „dobra książka”? Od kilkunastu lat jesteśmy zalewani kolejnymi publikacjami! Komu przysługuje prawo do oceniania jakości książek? Czy naprawdę posługujemy się utartym sloganem, że „większość zawsze ma rację” i wierzymy w ilość gwiazdek nadanych w księgarni internetowej? A może bardziej wierzymy średniej ocen na portalu katalogującym książki?
Żyjemy w czasach, w których strategie marketingowe sprzedaży książek są podobne do strategii sprzedaży leku na niestrawność, wafelków z kremem orzechowym i mopów do mycia podłóg. Przeciętny czytelnik łyka takie reklamy, płaci za książkę swoje bardziej lub mniej ciężko zarobione pieniądze i oczekuje. Oczekuje satysfakcji z lektury. Oczekuje oderwania od codzienności i poczucia czegoś, czego może już dawno nie doświadczył w swoim życiu. Jeżeli czytając, łapiesz się na tym, że uśmiechasz się do pliku zapisanego papieru, to znaczy, że książka, którą trzymasz w dłoniach, jest udana. Kropka.
Nie mam wątpliwości, że powieść „Jeszcze się kiedyś spotkamy” jest pozycją udaną! Wywołała ona uśmiech na mojej twarzy, który o dziwo nie chciał osłabnąć, nawet w momencie zdania sobie sprawy z jego obecności. Oprócz uśmiechu było jeszcze oczekiwanie. Tak! Oczekiwanie, o którym paradoksalnie tak dużo mówi się w tej powieści. Było to jednak nie oczekiwanie na powrót ukochanego, na narodziny kolejnego dziecka, na wyjazd wakacyjny, czy powrót do domu. Było to oczekiwanie na chwilę wolnego, podczas której będę mogła spokojnie zasiąść do lektury i dowiedzieć się, co dalej spotkało bohaterów.
Zaskoczyła mnie konstrukcja tej książki. Spodziewałam się powieści jednowątkowej, skupionej wyłącznie na historii wojennej. Narracja skonstruowana na dwóch poziomach, w dwóch różnych czasach akcji z początku wybijała mnie z rytmu. Potrzebowałam dotrzeć do połowy książki, by równo zaangażować się w obie historie. Przyznaję, że kiedy zaczynała nudzić mnie opowieść o Justynie - młodej dziewczynie, która czekała na powrót chłopaka ze Stanów, która maltretowała się samotnością i odmawiała sobie wszelkich przyjemności z życia, bo miała przez nie wyrzuty sumienia… - autorka rzuciła granat w tę historię, czym sprawiła, że przyjęłam go z tym większą radością.
Zaskoczył mnie również przekaz całej opowieści. Wiecie, w powieści obyczajowej, w romansach „przekaz” bywa zbędny. Nie szukamy w takich książkach mądrości, porady na życie i rozważań psychologicznych. Oczekujemy rozrywki i emocji przede wszystkim. A u Witkiewicz znalazło się miejsce na rozrywkę, emocje oraz przekaz jednocześnie i książka sporo na tym zyskała. By uwiarygodnić przekaz, autorka posłużyła się właśnie dwutorową narracją. Pokazała, że na nasze decyzje składają się doświadczenia wielu pokoleń wstecz. Chociaż możemy nie zdawać sobie z tego sprawy, zdarza nam się powielać decyzje naszych przodków, a rzeczywistość ma tendencję do powtarzania pewnych historii.
Po raz pierwszy spotkałam się z psychologicznym ujęciem takiej teorii. Oscyluje ona wokół słynnego „historia lubi się powtarzać”, z tym że jest to nasza osobista historia. Historia naszych rodzin. Głęboko wierzę w słowa, które padły z ust jednego z bohaterów. Czekał on na decyzję swojej ukochanej i powiedział: „Najśmieszniejsze jest to, że wszystko zostało już zaplanowane. I los tak naprawdę dokładnie wie, co zrobisz. Tylko ty jeszcze tego nie wiesz”.
Zostawia nas ta książka nie tylko ze wspomnieniem ciekawej opowieści o miłości, wojnie i czekaniu, ale również zapala w naszych głowach małą iskierkę i każe się zastanowić, czy i w moim życiu wydarzyło się coś podobnego. Czy powtórzyły się jakieś sytuacje? Czy reaguję na pewne sprawy, tak jak moja mama czy babcia? Czy opierałam swoje decyzje o wiedzę pokoleniową? „Wiedza pokoleniowa” - to chyba jest hasło, pod którym mogłabym tę książkę postawić. „Jeszcze się kiedyś spotkamy” to książka o tym, że każdy z nas skądś przychodzi, ze swoim pokoleniowym bagażem doświadczeń.
Koniec końców, czas poświęcony lekturze „Jeszcze się kiedyś spotkamy” uważam za dobrze spędzony i za kilka przyjemnych dni dziękuję autorce.
Jeżeli czytając, łapiesz się na tym, że uśmiechasz się do pliku zapisanego papieru, to znaczy, że książka, którą trzymasz w dłoniach, jest udana.
więcej Pokaż mimo toCzym obecnie jest „dobra książka”? Od kilkunastu lat jesteśmy zalewani kolejnymi publikacjami! Komu przysługuje prawo do oceniania jakości książek? Czy naprawdę posługujemy się utartym sloganem, że „większość zawsze ma rację” i...