Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Życie głównej bohaterki Anny Spencer zmienia się diametralnie, gdy jej ojciec zostaje prezydentem Stanów Zjednoczonych. Bycie na świeczniku sprawia, że bardzo trudno nastolatce ukrywać swoją tożsamość, dodatkowo media podsycają plotki dotyczące romans nastolatki z agentem SWAT Ashtonem, którego zadaniem jest ochrona dziewczyny. Dodatkowo w najbliższym czasie ma odbyć się proces prześladowcy Anny – Cartera Thomasa, którego jedynym celem jest odzyskanie dziewczyny. Anna coraz bardziej zaczyna zbliżać się do Ashtona, ufa mu bezgranicznie, jednak nie wierzy, że ktoś taki jak on mógłby pokochać dziewczynę taką jak ona sama.

Kristy Moseley stworzyła dość ciekawą historię, jednak podczas czytania czułam pewien niedosyt związany z kreacją głównych bohaterów. Kristy bez wątpienia stworzyła postaci naznaczone cierpieniem, które w swoim życiu przeszły bardzo dużo a te doświadczenia w pewien sposób ich ukształtowały jednak miałam wrażenie, że cały czas autorka przekazuje czytelnikowi za mało informacji na ich temat. Kreacja Anny zdecydowanie odbiegała od moich wyobrażeń i oczekiwań na temat tego w jaki sposób jej postać powinna zostać przedstawiona. Biorąc pod uwagę traumatyczne wydarzenia, Anna z założenia powinna być dojrzała, powinna wzbudzać współczucie w czytelniku, tymczasem zachowanie bohaterki bardzo odbiegało od moich wyobrażeń. Anna okazała się naiwną i czasami lekkomyślną dziewczyną, momentami mnie irytującą swoją słodkością i infantylnością. Podobnie sytuacja wygląda z Ashtonem, który w książce został przedstawiony jako zakochany nastolatek, a nie jako mężczyzna z krwi i kości.

Sięgając po książkę Kristy Moseley liczyłam na rollercoaster emocji, który mnie porwie, na fabułę, która mną zawładnie i bohaterów, którzy zostaną w mojej pamięci na długi czas. Niestety oceniając całość książki muszę stwierdzić, że autorka mnie trochę zawiodła. Zarys fabuły prezentował się zachęcająco jednak mam wrażenie, że autorka zaprzepaściła potencjał jaki niosła ze sobą cała historia. W efekcie otrzymaliśmy zbyt cukierkową jak na mój gust historię miłosną, która niczego nowego nie wniosła do mojego życia.

Podsumowując, "Nic do stracenia. Wreszcie wolni" jest powieścią, która dla mało wymagających czytelników może przypaść do gustu. Jednak dla tych, dla których zadaniem książki jest przekazanie głębszego sensu czy granie na emocjach czytelnika, mogą czuć się nieco zawiedzeni.

Życie głównej bohaterki Anny Spencer zmienia się diametralnie, gdy jej ojciec zostaje prezydentem Stanów Zjednoczonych. Bycie na świeczniku sprawia, że bardzo trudno nastolatce ukrywać swoją tożsamość, dodatkowo media podsycają plotki dotyczące romans nastolatki z agentem SWAT Ashtonem, którego zadaniem jest ochrona dziewczyny. Dodatkowo w najbliższym czasie ma odbyć się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Pierwszy dotyk” to bez wątpienia pełen pasji i namiętności erotyk, który jednak zawiera w sobie pewne silnie zarysowane elementy thrillera. Takie połączenie gatunków spowodowało, że już od początku książki nie mogłam się od niej oderwać. Cała historia owiana jest nutką tajemniczości a nawet grozy. Bowiem mamy tutaj niewyjaśnione zniknięcie przyjaciółki głównej bohaterki oraz uwikłaną we wszystko postać niebezpiecznego, zabójczo przystojnego milionera. Emily Wayborn stawia sobie za cel odnalezienie dawnej przyjaciółki, jednak nie podejrzewa, że poznanie intrygującego i niebezpiecznego Reeve'a odmieni całkowicie jej dotąd poukładane życie. Obawiałam się, że schemat milioner - dziewczyna tak często spotykany w powieściach erotycznych sprawi, że książka nie będzie niczym szczególnym wyróżniać się na tle innych tego typu pozycji, jednak nie mogłam się bardziej mylić. Autorka zaskakuje czytelnika nowymi pomysłami, a dodanie do fabuły wątku kryminalnego tylko podwaja przyjemność z czytania.

Na pochwałę zasługuje również kreacja głównych bohaterów. Tym razem nie czułam irytacji związanej z zachowaniem głównej bohaterki (a to często mi się zdarza), co jest ogromnym plusem w stronę autorki. Emily to pewna swego i uparcie dążąca do celu kobieta, która nie cofnie się przed niczym aby odkryć prawdę o zaginięciu przyjaciółki. Muszę przyznać, że jej postać od razu przypadła mi do gustu i zaskarbiła sobie moją sympatię. Natomiast Reeve to enigmatyczna postać. Z jednej strony potrafi być ciepłym o duszy romantyka mężczyzną, a za chwilę przywołać do porządku jednym twardym i pełnym chłodu spojrzeniem. Nic dziwnego, że taka mieszanka uderzyła do głowy głównej bohaterce.

Co jest ważne to to, że książka zdecydowanie przeznaczona jest dla dorosłych czytelników, gdyż autorka nie boi się opisywać bardzo dokładnie scen zbliżeń pomiędzy bohaterami. Spotkałam się z opiniami, że sceny erotyczne zostały przedstawione w sposób, który może razić co niektórych czytelników. Muszę się z tym zgodzić, chociaż ja jako wielbicielka erotyków tak tych scen nie odebrałam. Nie da się ukryć, że sceny zbliżeń pomiędzy bohaterami ociekają perwersyjnością, namiętnością a nawet brutalnością.


Podsumowując, autorka w książce "Pierwszy dotyk" rozpala zmysły czytelnika każdym słowem, wzbudza w nim skrajne emocje i porządnie miesza w głowie. Jednym słowem – TAK! Na taką książkę czekałam od dawna. „Pierwszy dotyk” uzależnił mnie już od pierwszej strony a teraz z wytęsknieniem czekam na kontynuację serii. Jednym słowem polecam!

„Pierwszy dotyk” to bez wątpienia pełen pasji i namiętności erotyk, który jednak zawiera w sobie pewne silnie zarysowane elementy thrillera. Takie połączenie gatunków spowodowało, że już od początku książki nie mogłam się od niej oderwać. Cała historia owiana jest nutką tajemniczości a nawet grozy. Bowiem mamy tutaj niewyjaśnione zniknięcie przyjaciółki głównej bohaterki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Córeczka” to thriller, mroczny, trzymający w napięciu do ostatniej strony, nieprzewidywalny. Nie znajdziecie tu pełnych radości czy wzruszenia scen. Zamiast tego odkryjecie brutalną prawdę o tym jak bardzo w pewnych sytuacjach człowiek potrafi być bezwzględny, jak bardzo coś co na pozór wydaje się idealne niestety takie nie jest, gdy bliżej się temu przyjrzymy. Książka jest pełna tajemnic i zagadek, czytelnik sam już nie wie co tak naprawdę jest prawdą a co kłamstwem, a autorka w mistrzowski sposób myli tropy, miesza czytelnikowi w głowie, bawi się nim jak marionetką. Tak naprawdę do końca książki czytelnik pozostaje w niepewności i nie wie jak zakończy się cała historia.

Główną bohaterką jest dziewczyna, która by ratować siebie, podszywa się pod zaginioną Rebecę. Jest to postać dość specyficzna, gdyż bez żadnych skrupułów postanawia ukraść czyjąś tożsamość, zamieszkać w cudzym domu oraz prowadzić nieswoje życie. Jednak im dalej zagłębiałam się w całą historię, tym moje zdanie na temat głównej bohaterki ulegało stopniowej zmianie na lepsze. Z biegiem czasu dziewczyna zaczęła rozumieć, że to co zrobiła było niewłaściwe. Jednak jak się okazuje nie tylko ona jest tutaj oszustką i kłamcą. Dziewczyna zaczyna odkrywać prawdę o tym co tak naprawdę stało się z Rebecą, a na dotąd idealnym wizerunku rodziny pokazują się rysy.

Nie da się ukryć, że książka Anny Snoekstry była dla mnie niemałym zaskoczeniem. Po pierwsze jest to thriller, który nie sądziłam, że przypadnie mi do gustu. Po drugie fabuła książki okazała się strzałem w dziesiątkę i nawet ja miłośniczka romansów przepadłam na wiele godzin czytając „Córeczkę”. Mylne tropy, atmosfera tajemnicy, zwroty akcji, charyzmatyczni i skomplikowani bohaterowie to wszystko sprawiło, że nie mogłam oderwać się od lektury na wiele godzin. Nie sądziłam, że książka tak mroczna, tak inna od tych, które do tej pory czytałam, tak bardzo przypadnie mi do gustu. Nie pozostało mi nic innego jak z całego serca polecić Wam "Córeczkę".

„Córeczka” to thriller, mroczny, trzymający w napięciu do ostatniej strony, nieprzewidywalny. Nie znajdziecie tu pełnych radości czy wzruszenia scen. Zamiast tego odkryjecie brutalną prawdę o tym jak bardzo w pewnych sytuacjach człowiek potrafi być bezwzględny, jak bardzo coś co na pozór wydaje się idealne niestety takie nie jest, gdy bliżej się temu przyjrzymy. Książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Walka” to pierwsza część serii MMA Fighter przedstawiająca historię miłosną dwójki bohaterów, Elle prawniczki oraz Nicko zawodnika MMA. Pomimo tego, że pochodzą z zupełnie różnych środowisk, ich drogi niespodziewanie się przecinają a wzajemna chemia i fascynacja sprawiają, że bohaterowie wdają się w namiętny romans. Ich więź z dnia na dzień staje się coraz silniejsza, jednak zarówno Nico jak i Elle mimo młodego wieku mają za sobą pewne traumatyczne przeżycia. Autorka już prawie na samym początku zdradza czytelnikowi co przytrafiło się rok temu Nicowi, natomiast przeszłość Elle aż do prawie samego końca książki pozostaje dla czytelnika wielką niewiadomą.

Niestety pomimo najszczerszych chęci znalezienia w książce pozytywów...nie udało mi się to. Tym razem Vi Keeland bardzo mnie zawiodła, ponieważ stworzyła historię mdłą i nijaką. Fabuła książki jest przewidywalna, brak w niej zaskoczeń (może pomijając odkrycie tajemnicy Elle), jest pełna schematów i przez cały czas miałam wrażenie, że gdzieś już to wszystko było. I o ile powtarzanie się pewnych wspólnych elementów w powieściach erotycznych jest normą, tak w przypadku „Walki” autorka nie dodała tym razem nic od siebie. Miejscami miałam wrażenie, że historia Nico i Elle jest lustrzanym odbiciem losów Remy'ego i Brooke (seria Real), ale w bardzo okrojonej wersji. Po przeczytaniu książki odczuwałam ogromny niedosyt zarówno jeżeli chodzi o fabułę jak i o kreacje głównych bohaterów. Elle i Nico niczym szczególnym się nie wyróżnili. Nie mogę również stwierdzić, że ich polubiłam, gdyż tak naprawdę autorka w moim odczuciu nie pozwoliła mi ich dokładnie poznać, zbyt dużo uwagi poświęciła fizycznemu aspektowi relacji niż opisom wewnętrznych odczuć bohaterów. Tym razem zabrakło mi przede wszystkim emocji, zwrotów akcji w książce, które wbiłyby mnie w fotel i ogólnie mówiąc „powiewu świeżości”. Może dla osób, które nieczęsto sięgają po literaturę erotyczną „Walka” okaże się dość interesującą lekturą. Niestety w moim przypadku, po ilości przeczytanych erotyków moje oczekiwania co do tego gatunku literackiego cały czas rosną i oklepana fabuła na pewno nie jest czymś czego szukam.

Na osłodę dodam, że tym co ratuje (chociaż trochę) książkę jest styl pisania autorki. Vii Keeland ma dar do pisania w sposób lekki, zabawny, niepretensjonalny, dzięki czemu „Walkę” czytało się dość sprawnie i szybko. Plusem było również zastosowanie w powieści mojego ulubionego typu narracji czyli narracja pierwszoosobowa a do tego podzielona na dwóch głównych bohaterów.


Podsumowując, Vi Keeland tym razem mnie nie przekonała. „Walka” niczym szczególnym nie wyróżnia się na tle innych powieści erotycznych, a szkoda, bo przyznam, że miałam co do tej książki pewne oczekiwania. Nie odradzam Wam przeczytania powieści, pozostawiam tę kwestię otwartą. Sami musicie zdecydować czy "Walka" warta jest waszej uwagi czy nie. Jeżeli nie macie zbyt dużych wymagań co do fabuły książki, szukacie czegoś lekkiego, przy czym będziecie mogli się zrelaksować, to „Walka” będzie dla Was idealnym wyborem.

Recenzja pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2017/03/70-vi-keeland-walka.html

„Walka” to pierwsza część serii MMA Fighter przedstawiająca historię miłosną dwójki bohaterów, Elle prawniczki oraz Nicko zawodnika MMA. Pomimo tego, że pochodzą z zupełnie różnych środowisk, ich drogi niespodziewanie się przecinają a wzajemna chemia i fascynacja sprawiają, że bohaterowie wdają się w namiętny romans. Ich więź z dnia na dzień staje się coraz silniejsza,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Chłopak, który chciał zacząć od nowa” to pierwszy tom serii Fighting to Be Free zaliczanej do gatunku New Adult. Jest to powieść młodzieżowa, jednak fabula pozbawiona jest infantylizmu tak często spotykanego w powieściach skierowanych do młodszych odbiorców. Powieści młodzieżowe z założenia powinny być lekkie, miłe i przyjemne, a do tego nie powinny poruszać zbyt trudnej tematyki. Na szczęście Kristy Moseley postanowiła zerwać z tym schematem i stworzyła historię poruszającą nawet dorosłego i dojrzałego czytelnika.

Książka „Chłopak, który chciał zacząć od nowa” przedstawia historię Jamiego i Ellie, którzy pomimo młodego wieku muszą stawić czoła wielu przeciwnościom losu. Jamie Cole to dwudziestojednoletni chłopak, który ostatnie lata spędził w poprawczaku. Kryminalna przeszłość odcisnęła piętno na jego życiu, a pod maską typowego bad boya ukrywa się wrażliwy i potrzebujący bliskości chłopak. Jego jedynym celem po wyjściu na wolność jest rozpoczęcie nowego życia z dala od przestępczego świata i dawnych znajomych. Niestety uwolnienie się od mrocznej przeszłości wcale nie jest takie łatwe. Ellie po niedawnym zerwaniu z chłopakiem-tyranem postanawia od tej chwili żyć pełną życia. Poznając Jamiego w klubie nie spodziewa się, że przypadkowa znajomość będzie miała aż tak duży wpływ na jej przyszłość. Pomiędzy bohaterami rodzi się niewidzialna nić porozumienia, a fascynacja powoli zaczyna przekształcać się w silne uczucie. Niestety nad szczęściem zakochanych cały czas wisi widmo przeszłości Jamiego. Czy mimo to bohaterom uda się odnaleźć szczęście?

„Chłopak, który chciał zacząć od nowa” to powieść zarówno dla młodzieży jak i nieco starszych czytelników, bowiem każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Całą historię poznajemy z dwóch perspektyw: z punktu widzenia Jamiego oraz Ellie. Możemy śledzić rodzącą się pomiędzy bohaterami młodzieńczą miłość, która jest jednocześnie subtelna, ale i gwałtowna, pełna pożądania i namiętności. Oprócz wątku romantycznego, w powieści znajdziemy wątek kryminalny jak i wiele trzymających w napięciu zwrotów akcji. Znajomość Ellie i Jamiego od samego początku napotyka szereg problemów rozpoczynając od surowej i apodyktycznej matki dziewczyny a kończąc na kryminalnej przeszłości chłopaka. Tak naprawdę podczas czytania książki cały czas trzymałam kciuki za związek bohaterów, jednak jak to w książkach bywa autorka zrobiła na koniec czytelnikom niezłego psikusa. Pomimo, że powieść zaliczana jest do literatury młodzieżowej, nie zabrakło tutaj nieco bardziej pikantnych momentów, które pobudzą Waszą wyobraźnię. Autorka jednak nie przesadza i sceny zbliżeń pomiędzy bohaterami zostały opisane w sposób bardzo stonowany.

Jeżeli chodzi o głównych bohaterów – nie mam co do nich żadnych zastrzeżeń. Jamie jak już wspominałam wcześniej to typowy zły chłopiec, który w miarę rozwoju fabuły odkrywa przed Ellie jak i przed czytelnikiem swoją drugą stronę – pokaleczoną i wrażliwą. Jego dzieciństwo nie należało do najszczęśliwszych, było za to pełne traum i cierpienia, co miało duży wpływ na jego późniejsze życie. Ellie pomimo tego, że pochodzi z dobrego domu, nie zachowuje się jak typowa rozpuszczona nastolatka, jest wrażliwa, empatyczna i pełna wyrozumiałości. Jak na swój wiek zachowuje się w sposób bardzo przemyślany i dojrzały. Ellie to jedna z nielicznych bohaterek powieści, która mnie nie irytowała swoim zachowaniem, a to uwierzcie mi rzadkość.


Podsumowując, muszę przyznać, że zostałam przez autorkę pozytywnie zaskoczona. Sięgając po książkę spodziewałam się banalnej fabuły i niezbyt ciekawych bohaterów, jednak jak się okazało moje obawy były niepotrzebne. Kristy Moseley stworzyła dojrzałą i emocjonującą opowieść o miłości i dawaniu drugich szans, o tym jak ważne jest nieocenianie człowieka na podstawie jego przeszłości, ale na podstawie jego teraźniejszości i tego jaki jest teraz, w tym momencie. Każdy z nas popełnia błędy, mniejsze lub większe, jednak najważniejsze jest to czy pomimo tego potrafimy wyciągnąć z naszych porażek lekcję na przyszłość. "Chłopak, który chciał zacząć od nowa" to powieść, po którą warto sięgnąć. Polecam!

„Chłopak, który chciał zacząć od nowa” to pierwszy tom serii Fighting to Be Free zaliczanej do gatunku New Adult. Jest to powieść młodzieżowa, jednak fabula pozbawiona jest infantylizmu tak często spotykanego w powieściach skierowanych do młodszych odbiorców. Powieści młodzieżowe z założenia powinny być lekkie, miłe i przyjemne, a do tego nie powinny poruszać zbyt trudnej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

„Manwhore +1” rozpoczyna się dokładnie od tego momentu, w którym zakończyła się akcja poprzedniej części czyli od wizyty Rachel w biurze pana Sainta. Autorka buduje napięcie już od pierwszej kartki książki, gdyż tak naprawdę nie wiadomo czy Malcolm wybaczy Rachel kłamstwo i czy bohaterowie będą jeszcze kiedykolwiek razem. Tego tylko możemy się domyślać i mieć nadzieję na happy end. Jednak jak się okazuje Malcolm nie jest mężczyzną, który łatwo wybacza kłamstwa, a Rachel będzie musiała z całych sił pokazać, że jest on jedynym mężczyzną, na którym najbardziej jej zależy.

Katy Evans i tym razem nie zawiodła swoich czytelników i stworzyła pełną emocji, trzymającą w napięciu, ociekającą namiętnością i pożądaniem powieść. Chociaż muszę stwierdzić, że „Manwhore +1” według mnie był nieco bardziej spokojny i nie wywołał we mnie tak skrajnych emocji jak pierwsza część. Tym razem nie czułam się „powalona na kolana” całą historią. Może wynika to z tego, że przeważnie pierwsze części są o wiele lepsze od kontynuacji, a może dlatego, że tym razem autorce nie udało się mnie zaskoczyć, a fabuła momentami przypominała mi wiele innych erotyków. Mimo to, cała historia bardzo mi się podobała i stanowiła miłe oderwanie się od rzeczywistości, chociaż na chwilę.
Pan Saint ponownie sprawiał, że za każdym razem robiło mi się gorąco i cieplej na sercu, a to w jaki sposób traktował Rachel, powodowało, że w moich oczach stał się idealnym bohaterem książkowym. Malcolm pod wpływem uczuć do Rachel z bawidamka i playboya, zmienia się nie do poznania i dojrzewa do...monogamicznego związku. Uczucie pomiędzy bohaterami cały czas kwitnie i ewoluuje. Autorka w tej części bardziej skupiła się nie tyle na fizycznej co na emocjonalnej więzi pomiędzy bohaterami, co bardzo mi się spodobało. Oczywiście, i tym razem nie zabrakło pełnych namiętności, pobudzających wyobraźnie scen erotycznych, ale zostały one przedstawione w bardzo subtelny i „grzeczny” sposób. Dodatkowo Katy Evans wprowadza kilka zawirowań i problemów do życia naszych bohaterów przez co czytelnik nie czuje się znudzony, a wręcz przeciwnie z wypiekami na twarzy śledzi losy bohaterów.


Podsumowując, „Manwhore+1” to książka, na którą czekałam z niecierpliwością i co ważniejsze, po lekturze której nie czuję się zawiedziona. Autorka po raz kolejny stanęła na wysokości zadania i stworzyła powieść, która nie tylko pobudza zmysły czytelnika, ale również bawi zabawnymi dialogami i trzyma w napięciu aż do ostatniej kartki książki. Jednym słowem polecam!

Recenzja pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2017/02/66-katy-evans-manwhore-1.html

„Manwhore +1” rozpoczyna się dokładnie od tego momentu, w którym zakończyła się akcja poprzedniej części czyli od wizyty Rachel w biurze pana Sainta. Autorka buduje napięcie już od pierwszej kartki książki, gdyż tak naprawdę nie wiadomo czy Malcolm wybaczy Rachel kłamstwo i czy bohaterowie będą jeszcze kiedykolwiek razem. Tego tylko możemy się domyślać i mieć nadzieję na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Autorka po raz kolejny przenosi nas do mrocznego świata Adama vel Morfeusza, który pracując dla niebezpiecznej organizacji zmuszony jest ukrywać swój związek z Cassandrą. Jednak nie jest to łatwe, a kłamstwa mają bardzo krótkie nogi i niestety dość szybko wychodzą na jaw. W tej części czytelnik może lepiej poznać twarde zasady panujące w świecie Morfeusza. Przemoc, seks, ciemne interesy i niebezpieczni ludzie to właśnie w to wszystko zostaje wplątana Cassandra. A co gorsze postanawia pomóc swojemu ukochanemu i zaczyna igrać z członkami złowrogiej organizacji. A wtedy rozpoczyna się prawdziwy koszmar na jawie…

Nadal nie mogę wyjść z podziwu skąd autorka wzięła pomysł na taką fabułę, bo to co dzieje się w powieści przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie jest to zwykły erotyk, a raczej połączenie kryminału i elementów thrillera z powieścią erotyczną. Akcja książki pędzi już od pierwszej strony, a zwroty akcji, niewyjaśnione sytuacje i trzymające w napięciu momenty nie pozwalają na chwilę nudy. Tak naprawdę „Koszmar Morfeusza” okazał się bardziej wciągający i bardziej nieprzewidywalny niż pierwsza część serii. Co przyznaje, jest niemałym sukcesem, gdyż przeważnie pierwsze tomy serii wypadają lepiej niż te kolejne.

Co do samych bohaterów. Zdecydowanie więcej jest w powieści postaci Cassandry i to wokół niej kręci się cała akcja książki. Jak może niektórzy z Was pamiętają, w recenzji poprzedniej części trochę narzekałam na postać głównej bohaterki. Wtedy Cass określiłam jako „nadzwyczaj naiwną, irytującą, niedojrzałą i kierującą się tylko instynktami, a nie zdrowym rozsądkiem kobietą.” Czy coś zmieniło się w jej zachowaniu w drugiej części? Oczywiście, że tak. O ile nadal pozostaje nieco naiwna i ślepo zakochana w Adamie, to pokazuje również swoją drugą, silniejszą i bardziej waleczną stronę osobowości. Może nie wszystkie jej działania przynoszą oczekiwany skutek, jednak w końcu zachowuje się jak kobieta z „jajami”. Mimo to nie popieram i szczerze nie potrafię zrozumieć jej niektórych (no dobra większości) wyborów. Tak naprawdę jej pomysły sprowadzają więcej nieszczęścia niż w czymkolwiek pomagają, co nie ukrywam w pewnych momentach mnie irytowało. Cass nadal wydaje mi się nadzwyczaj naiwną postacią, dlatego bardzo jestem ciekawa jak potoczą się jej losy w trzeciej części serii, biorąc pod uwagę pewne nieoczekiwane okoliczności, które ją spotkały (jak przeczytacie będziecie wiedzieć o czym mowa). Cassandra również stała się dla mnie definicją powiedzenia od miłości do nienawiści jeden krok. Wkurzona i wzgardzona kobieta to nie jest najlepsza mieszanka i Cass to udowadnia.

Postać Adama występuje w powieści o wiele rzadziej. Jest to bohater, który pojawia się w najbardziej nieoczekiwanych momentach, by zaraz potem zniknąć. Autorka uchyla nam rąbka tajemnicy dotyczącej tego kim tak naprawdę jest Morfeusz, jak wygląda jego rola w organizacji i dlaczego nie może w pełni zaangażować się w związek z Cass. Odkrycie prawdy było szokujące i przerażające jednocześnie. Bardzo dokładnie możemy „przyjrzeć się” oczami Cass temu co Adam robi, gdy co tydzień wychodzi do klubu Mirrors. Co mogę rzec? To bardzo ciężki kawałek chleba!

Dodatkowo autorka przybliża nam postać Erosa – zwierzchnika Adama, który wprowadzi w życie bohaterów wiele komplikacji. K.N. Haner wykreowała go jako człowieka bez serca, niebezpiecznego, bezwzględnego, brutalnego, pełnego nienawiści i pogardy dla wszystkich. Jest to postać, której zdecydowanie nie chciałabym spotkać w rzeczywistości.

Podsumowując, "Koszmar Morfeusza" to wciągająca i pełna zwrotów akcji kontynuacja serii Mafijna miłość. Oprócz gorących scen erotycznych, w książce nie zabrakło również chwil wywołujących przerażenie i momentów wciskających w fotel. Fani autorki oraz serii nie będą zawiedzeni. Polecam!

Opinia pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2017/02/64-kn-haner-koszmar-morfeusza-premiera.html

Autorka po raz kolejny przenosi nas do mrocznego świata Adama vel Morfeusza, który pracując dla niebezpiecznej organizacji zmuszony jest ukrywać swój związek z Cassandrą. Jednak nie jest to łatwe, a kłamstwa mają bardzo krótkie nogi i niestety dość szybko wychodzą na jaw. W tej części czytelnik może lepiej poznać twarde zasady panujące w świecie Morfeusza. Przemoc, seks,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Amy Harmon w swojej najnowszej powieści porusza tematy bardzo bliskie każdemu z nas. Przyjaźń, odrzucenie, miłość, strach, odwaga, śmierć to tylko kilka przykładów tego do czego książka nawiązuje. Tak naprawdę „Making faces” to opowieść o każdym z nas, o ludziach dalekich od ideału. Autorka nie idealizuje swoich bohaterów, nie przedstawia ich w jak najlepszym świetle, a wręcz przeciwnie, ukazuje ich wady, ograniczenia, problemy, z którymi muszą sobie radzić każdego dnia. Dzięki temu przekaz książki jest mocniejszy, a losy bohaterów i sami bohaterowie stają się nieco bardziej realistyczni.

Autorka przybliża nam losy trójki bohaterów – Fern, Baileya i Ambrose’a. Trzy zupełnie różne osoby, trzy odmienne historie, a tym co ich łączy jest… przyjaźń i jedno tragiczne wydarzenie. Zastosowana w powieści narracja trzecioosobowa oraz liczne retrospekcje umożliwiają dokładne poznanie każdego z nich jak również rzucają nowe światło na wiele dotąd niejasnych wydarzeń.

„Making faces” nie jest typową historią o miłości, a nawet więcej, myślę, że nazywanie tej książki romansem byłoby nieporozumieniem i trochę odbierałoby głębie jej przekazu. Tak naprawdę miłość, taka typowa miłość pomiędzy kochankami, nie gra tutaj pierwszych skrzypiec. Oczywiście możemy obserwować rodzące się uczucie pomiędzy Fern a Ambrosem, które jest subtelne, młodzieńcze i urzekające, jednak nie stanowi ono tutaj głównego motywu. „Making faces” to historia o tym, że życie jest nam dane tylko raz i musimy je wycisnąć jak cytrynę, do końca, by nie żałować ani chwili. Amy Harmon zwraca uwagę na to jak wiele osób nie docenia tego co posiada w swoim życiu. Pewne rzeczy bierzemy za pewnik, za coś co raz na zawsze jest nam dane. Dlatego narzekamy, kręcimy nosem a nawet zazdrościmy innym czegoś nie doceniając tego co sami już mamy i za co powinniśmy dziękować. W dzisiejszych czasach takie sprawy jak zdrowie, rodzina, miłość przestają mieć już jakiekolwiek znaczenie. Ludzie bardziej przywiązują się do spraw materialnych i to właśnie te rzeczy cenią bardziej.

Autorka ukazuje nam brutalną prawdę jaką niesie ze sobą…życie oraz to jak bardzo jest ono ulotne i kruche. Zwraca również uwagę na istotny banał, o którym wszyscy zapominamy – nie liczy się uroda a wnętrze. Nie liczy się to jak bardzo atrakcyjna/ atrakcyjny jesteś, bo uroda przemija, a to jakim jesteś człowiekiem i co sobą reprezentujesz pozostanie na zawsze. Jeżeli mam być szczera, to „Making faces” jest książką, która pomimo wielu łamiących serce momentów, leczy zranione dusze i podnosi czytelnika na duchu. Nie będę oryginalna jeżeli określę książkę Amy Harmon jednym słowem – piękna, ale taka właśnie ona jest, piękna, pouczająca, prawdziwa. Od bardzo dawna czekałam na historię, która mnie porwie bez reszty, a losy bohaterów będę przeżywać jak swoje własne.

Recenzja pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2017/02/63-amy-harmon-making-faces.html

Amy Harmon w swojej najnowszej powieści porusza tematy bardzo bliskie każdemu z nas. Przyjaźń, odrzucenie, miłość, strach, odwaga, śmierć to tylko kilka przykładów tego do czego książka nawiązuje. Tak naprawdę „Making faces” to opowieść o każdym z nas, o ludziach dalekich od ideału. Autorka nie idealizuje swoich bohaterów, nie przedstawia ich w jak najlepszym świetle, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jasmine Warga w przejmujący sposób opowiada nam historię Aysel, nastolatki, dla której jedynym celem w życiu jest…śmierć. Pogrążona w smutku, wytykana palcami w szkole, niedoceniana przez najbliższych, a do tego postrzegana przez pryzmat wydarzeń sprzed kilku lat, dziewczyna nie widzi sensu w tym by dalej żyć. Z zamiarem zaplanowania swojego samobójstwa trafia na stronę internetową Smooth Passages by znaleźć…partnera. I tak właśnie odnajduje Romana, który miał pomóc jej odebrać sobie życie, a to właśnie on niepostrzeżenie rozbudził w Aysel pragnienie życia na nowo.

Książka na pierwszy rzut oka może wydawać się nie najłatwiejszą lekturą. Jednak nic bardziej mylnego. Sama byłam zdziwiona, że pomimo całej tej niezbyt szczęśliwej otoczki, książka daje czytelnikowi mnóstwo otuchy i nadziei. Pokazuje nam, że z każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji istnieje wyjście, i że w końcu na naszej drodze odnajdziemy szczęście. Autorka zwraca uwagę na moc jaką ma przyjaźń, jaką siłę ma wsparcie i jak dużo od tego czy coś się w naszym życiu zmieni zależy od…nas samych.

Powieść napisana jest prostym, łatwym w odbiorze językiem. Autorce udało się znaleźć równowagę pomiędzy długimi opisami sytuacji a dialogami. Również pomimo poważnej tematyki, książkę bardzo szybko i przyjemnie się czyta. Mam jednak pewne wątpliwości czy książka przypadłaby do gustu starszym czytelnikom. Myślę natomiast, że "Moje serce i inne czarne dziury" to książka obowiązkowa dla rodziców, jako przestroga przed tym do czego może prowadzić brak kontaktu ze swoją pociechą. Jak również jakie objawy mogą zwiastować depresję i co w takiej sytuacji należy zrobić. Bardzo spodobał mi się pomysł dodania na końcu książki telefonów alarmowych do instytucji udzielających wsparcia w trudnych sytuacjach.
Podsumowując, "Moje serce i inne czarne dziury" to powieść, która powinna przede wszystkim przypaść do gustu nieco młodszym czytelnikom. Poruszane w niej tematy stanowią ważny problem, zwłaszcza wśród dojrzewających nastolatków. A jak wiadomo okres dojrzewania do najłatwiejszych okresów w życiu człowieka nie należy. Dlatego książka może pomóc zwrócić uwagę na to, co rzeczywiście jest ważne w naszym życiu, wskazać drogę i dodać otuchy. Jednym słowem polecam!

Recenzja pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2017/01/61-jasmine-warga-moje-serce-i-inne.html#more

Jasmine Warga w przejmujący sposób opowiada nam historię Aysel, nastolatki, dla której jedynym celem w życiu jest…śmierć. Pogrążona w smutku, wytykana palcami w szkole, niedoceniana przez najbliższych, a do tego postrzegana przez pryzmat wydarzeń sprzed kilku lat, dziewczyna nie widzi sensu w tym by dalej żyć. Z zamiarem zaplanowania swojego samobójstwa trafia na stronę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Kiedy tylko moich uszu (i oczu) doszła wiadomość, że książka Vi Keeland będzie wydana w Polsce, ucieszyłam się jak mała dziewczynka. Powieści erotyczne to gatunek, po który bardzo często sięgam. Jednak jest to również gatunek, do którego moje oczekiwania z każdą przeczytaną książką coraz bardziej rosną. Ciężko jest znaleźć naprawdę dobry erotyk z zaskakującą, przełamującą schematy fabułą i ciekawymi, nieszablonowymi bohaterami. Czy „Gracz” okazał się taką perełką? Patrząc na okładkę książki można odnieść niezbyt pochlebne, pierwsze wrażenie. Umięśniony mężczyzna na pierwszym planie przywodzi na myśl podrzędny erotyk, gdzie większość fabuły stanowią sceny wyuzdanego seksu pomiędzy bohaterami. Jednak nic bardziej mylnego!

Całą historię poznajemy początkowo z perspektywy dwóch głównych bohaterów – Delilah i Brody’ego, którzy są uosobieniem przysłowia „kto się czubi ten się lubi”. Jednak później autorka robi czytelnikowi niespodziankę i dodaje trzeciego narratora – Willow, byłą partnerkę Brody’ego, której pojawienie się wniesie nieco zamieszania do fabuły. Pomiędzy Delilah i Brodym iskrzy już od pierwszego spotkania. Początkowe złośliwości zamieniają się w gorące i namiętne uczucie, którego obydwoje nie są w stanie kontrolować. Jednak nawet kiełkujące pomiędzy bohaterami pożądanie zostało przez autorkę opisane w sposób bardzo subtelny, a opisy zbliżeń pozbawione zostały ordynarności czy wulgarności tak częstej w tego typu literaturze. Jeżeli mam być szczera, scen seksu jest w książce jak na lekarstwo, jednak nie jest to według mnie minus. Okrojenie tych scen pozwoliło skupić się na emocjonalnym i duchowym połączeniu bohaterów bardziej niż na fizycznym aspekcie ich relacji. Jeżeli martwicie się, że sięgając po „Gracza” będziecie odczuwać przesyt scen erotycznych, to w tym przypadku nie macie się o co martwić i spokojnie możecie po książkę sięgnąć. Porównując powieść Vi Keeland do innych erotyków, stwierdzam, że jest to książka z najmniejszą ilością scen erotycznych jaką do tej pory miałam przyjemność czytać.

Ogromnym plusem książki jest to, że podczas jej czytania nie opuszczał mnie dobry humor, a wzajemne docinki i złośliwości pomiędzy głównymi bohaterami na każdym kroku mnie rozśmieszały. Oczywiście autorce nie udało się uciec od paru schematów, które mimo wszystko wkradły się do fabuły. Przede wszystkim małym zaskoczeniem okazali się dla mnie główni bohaterowie. Brody to typowy samiec alfa, zabójczo przystojny, jednym spojrzeniem sprawiający, że kobietom miękną kolana. Natomiast Delilah okazała się być nieco bardziej zaskakująca, a przynajmniej nie była naiwną i głupiutką bohaterką erotyku. Czasami jej zachowanie oraz to co mówiła przypominało mi postać Rylee z serii Driven. Delilah to kobieta, która nie pozwala sobą pomiatać i zna swoją wartość. Bardzo lubię takie „twarde” bohaterki, bo w końcu kobiety to nie tylko delikatne mimozy. Co do bohaterów pobocznych, nie mam tutaj do czego się przyczepić. Bardzo polubiłam Indie, Marlow, Groupera, a nawet Willow. Stanowią oni bardzo przyjemne tło dla głównych wydarzeń rozgrywanych w książce. Książka to typowy czasoumilacz, z którym ciężko było mi się rozstać. Chociaż mam pewien niedosyt, myślę, że autorka nie do końca wykorzystała motyw powracającej po latach byłej kochanki – Willow. Chyba po prostu lubię intrygi i tego w tej książce mi nieco zabrakło.

Podsumowując, „Gracz” to typowy erotyk o lekkiej i zabawnej fabule, idealny na chłodne, zimowe wieczory. Gwarantuję Wam, że po lekturze tej książki temperatura w pokoju podskoczy o kilka stopni, a dobry humor nie opuści Was na długie godziny. Polecam!

http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2017/01/62-vi-keeland-gracz.html#more

Kiedy tylko moich uszu (i oczu) doszła wiadomość, że książka Vi Keeland będzie wydana w Polsce, ucieszyłam się jak mała dziewczynka. Powieści erotyczne to gatunek, po który bardzo często sięgam. Jednak jest to również gatunek, do którego moje oczekiwania z każdą przeczytaną książką coraz bardziej rosną. Ciężko jest znaleźć naprawdę dobry erotyk z zaskakującą, przełamującą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Julia po stracie dwóch najbliższych jej sercu osób musi stawić czoła nowej rzeczywistości w pojedynkę. Pomimo tego, że od tragicznego wypadku minęło już pięć lat, kobieta nie potrafi znaleźć swojego miejsca na ziemi. Niegdyś zapalona pani antropolog, teraz straciła swój cały zapał i pasję do odkrywania historii danych kultur i ludzi. Tymczasowa przeprowadzka do Malibu ma być dla Julii szansą na odnalezienie spokoju i celu w życiu. Jak się okazuje tytułowy cytrynowy sad jest pełnym magii miejscem, gdzie nawet najbardziej poranione dusze mogą znaleźć ukojenie. Julia poznaje meksykańskiego imigranta Roberto, który również w przerażających okolicznościach stracił swoją córeczkę Rosę. Kobieta stawia sobie za cel odkrycie prawdy i odnalezienie zaginionej dziewczynki. Jednak czy będzie to możliwe?

Luanne Rice napisała bardzo dojrzałą, wzruszającą i pełną życiowych mądrości powieść, która zdecydowanie powinna przypaść do gustu nieco starszym czytelnikom. Autorka porusza dość trudne tematy jak strata bliskich osób, czy nielegalna imigracja i wiążące się z nią niebezpieczeństwa. Tak naprawdę „Cytrynowy sad” to mozaika historii kilku osób, które łączy jedno – strata bliskich, jednak na główny plan wysuwa się tajemnicze zniknięcie małej Rosy oraz próba odkrycia prawdy i odnalezienia dziewczynki. Całą historię poznajemy z punktu widzenia kilku bohaterów, co daje czytelnikowi możliwość spojrzenia na sprawę z wielu perspektyw, poznanie kilku tropów i odkrycie dotąd nieznanych faktów. Powieść utrzymana jest w dość poważnym tonie, czytelnik niemal czuje cierpienie i smutek bohaterów oraz ich wewnętrzną walkę i próbę pogodzenia się ze stratą.

„Cytrynowy sad” nie jest powieścią lekką, po którą sięgamy, by się zrelaksować i odpocząć od trudów dnia codziennego. Zamiast tego książka ma za zadanie poruszyć nasze serca, zwrócić uwagę na niesprawiedliwość otaczającego nas świata, na to jak kruche jest ludzkie życie i jak w jednej sekundzie wszystko może się zmienić o sto osiemdziesiąt stopni. Również autorka zwraca uwagę na to, że zawsze nawet w najczarniejszych dniach naszego życia powinniśmy mieć nadzieję, że lepsze czasy w końcu nadejdą.

Podsumowując, „Cytrynowy sad” zdecydowanie polecam nieco bardziej dojrzałym czytelnikom, posiadających pewien bagaż doświadczeń, znających życie nie tylko z tej jasnej i dobrej strony, ale jako takie, które w każdej chwili może dać nam przysłowiowego „kopa”. Mimo, że książka raczej utrzymana jest w poważnej tematyce, to czas poświęcony na jej przeczytanie na pewno nie będzie należał do straconych. Wręcz przeciwnie, z każdą kolejną kartką książki zakochiwałam się w niej coraz bardziej, przeżywając smutki i tragedie bohaterów jak swoje własne. Polecam!

Opinia pochodzi z mojego bloga -->http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/12/59-luanne-rice-cytrynowy-sad.html

Julia po stracie dwóch najbliższych jej sercu osób musi stawić czoła nowej rzeczywistości w pojedynkę. Pomimo tego, że od tragicznego wypadku minęło już pięć lat, kobieta nie potrafi znaleźć swojego miejsca na ziemi. Niegdyś zapalona pani antropolog, teraz straciła swój cały zapał i pasję do odkrywania historii danych kultur i ludzi. Tymczasowa przeprowadzka do Malibu ma...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W „Onyksie” dalej śledzimy losy Luksjan oraz Katy, która niespodziewanie znalazła się w centrum paranormalnych wydarzeń. Mało tego, to właśnie Katy uratowała dwa razy życie Daemonowi, ryzykując własnym. Od tajemniczych wydarzeń na polanie, nasza bohaterka zaczyna przejawiać dość dziwne umiejętności, które jak się wkrótce okaże mogą ściągnąć na nią oraz jej bliskich niemałe kłopoty. Bohaterowie nie wiedzą już komu mogą zaufać, a kto jest ich wrogiem. Niebezpieczeństwo czai się dosłownie na każdym kroku, a jeden fałszywy ruch może skończyć się tragicznie.

Miałam pewne obawy dotyczące tego, czy kolejna część serii będzie tak samo wciągająca jak pierwsza. Jednak moje wcześniejsze obawy okazały się bezpodstawne! Autorka po raz kolejny wciąga czytelnika w wir wydarzeń, zaskakując go na każdym kroku. Emocje sięgają zenitu, a czytelnik czuje przyjemne zdenerwowanie tym co ma nadejść oraz jak potoczą się losy bohaterów. Dodatkowym plusem jest to, że autorka postanowiła dodać więcej… znacznie więcej scen z Daemonem i rozwinąć jego dość skomplikowaną relację z Katy. Nie martwcie się, bohaterowie nadal ze sobą „walczą” i udają, że nic do siebie nie czują. Chociaż widoczne jest zacieśnianie więzi pomiędzy nimi i tworzenie się maleńkiej nici porozumienia. Śledzenie ich relacji było samą przyjemnością, a sprzeczki słowne wywoływały za każdym razem uśmiech na mojej twarzy. Dodatkowo autorka podsyca niepewność czytelnika poprzez wprowadzenie nowych, nieco tajemniczych i mrocznych postaci mieszających w życiu naszych bohaterów. Oczywiście i w tej części nie zabrakło paranormalnych zjawisk czy trudnych do wytłumaczenia wydarzeń. Napięcie rośnie z kartki na kartkę prowadząc czytelnika do punktu kulminacyjnego, który okazał się nie lada zaskoczeniem.

W książce nie zabrakło również momentów trudnych, ściskających serce ze wzruszenia, a nawet czasem przerażających. Bohaterowie tym razem muszą zmierzyć się ze śmiercią, strachem o najbliższe osoby, dokonać niełatwych wyborów oraz stawić czoła nowym problemom. Pomimo nastoletniego wieku bohaterów, autorka stworzyła zaskakująco dojrzałe, pełne empatii, determinacji i wewnętrznej siły postacie. Chociaż jak zwykle mogłabym przyczepić się do głównej bohaterki, która momentami irytowała mnie swoją bezmyślnością i zbytnią ufnością oraz ignorowaniem przez nią dość jasnych sygnałów świadczących o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Jednak w perspektywie całej książki ten aspekt nie miał aż tak dużego wpływu na ogólną jej ocenę i odbiór.


Podsumowując, czytając "Onyks" bardzo dobrze się bawiłam oraz z wypiekami na twarzy śledziłam dalsze losy bohaterów. Nie mam nic do zarzucenia powieści, był humor, było zdenerwowanie, były nagłe zwroty akcji czyli wszystko czego oczekiwałam po lekturze drugiego tomu serii. Autorka mnie nie zawiodła i tym razem, a nawet zachęciła do sięgnięcia po kolejną część. Jeżeli szukacie książki (czy serii), która pozwoli Wam chociaż na chwilę zapomnieć o otaczającym świecie to z całego serca polecam serię LUX.

Recenzja pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/12/58-jennifer-l-armentrout-onyks-seria-lux.html#disqus_thread

W „Onyksie” dalej śledzimy losy Luksjan oraz Katy, która niespodziewanie znalazła się w centrum paranormalnych wydarzeń. Mało tego, to właśnie Katy uratowała dwa razy życie Daemonowi, ryzykując własnym. Od tajemniczych wydarzeń na polanie, nasza bohaterka zaczyna przejawiać dość dziwne umiejętności, które jak się wkrótce okaże mogą ściągnąć na nią oraz jej bliskich niemałe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

opinia pochodzi z mojego bloga-->http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/12/57-j-daniels-sodkie-opetanie.html#more

Moje wrażenia po lekturze książki J. Daniels mogę podzielić na dwa etapy. Pierwszy z nich to całkowite rozczarowanie, drugi to stopniowe przekonywanie się do całej historii. Jednak mimo tego, że już sporo czasu minęło od kiedy skończyłam książkę, powieść pozostawiła po sobie pewien niesmak i mieszane uczucia.


Nie ukrywam, że kiedy tylko rozpoczęłam lekturę „Słodkiego opętania” miałam nadzieję na lekką i zabawną historię z pazurem podobną do tej przedstawionej w „Pięknym draniu”. Przypadkowe spotkanie, niezobowiązujący seks, zabawne dialogi i komiczne sytuacje. I tak na początku było, ale później sprawy przybrały zaskakująco nieciekawy obrót i nie ukrywam, miałam ochotę odłożyć książkę na bok i nigdy do niej nie wracać! Po pierwsze moje pozytywne wrażenie o głównej bohaterce zostało rozwiane jak bańka mydlana. Dylan irytowała mnie swoim lekkomyślnym zachowaniem i naiwnością. Po drugie zbyt banalna fabuła książki sprawiła, że „Słodkie opętanie” w pewnych momentach mnie niemiłosiernie nudziło. W większości sytuacji przewidywałam co się stanie i jak postąpią bohaterowie. Nie tego oczekuję po książkach, nawet jeżeli mamy do czynienia z erotykami (wiadomo nie są literaturą wysokich lotów) to mimo wszystko powinny zawierać w sobie pewien element zaskoczenia. Tu tego zabrakło, przynajmniej do połowy książki. Po trzecie „Słodkie opętanie” to bez wątpienia erotyk, jednak czytając książkę miałam już dość scen seksu rozgrywających się pomiędzy bohaterami, a które odbywały się pomiędzy nimi na każdym kroku. Sceny namiętnych zbliżeń zdominowały całą fabułę sprawiając, że tak naprawdę książka nie miała żadnej fabuły! Wszystko kręciło się wokół związku pomiędzy Dylan a Reese, a raczej ich łóżkowych spraw.


Ogólnie czytając książkę miałam wrażenie, że gdzieś już to było. Jednak nie tylko fabuła niczym szczególnym się nie wyróżniała, również kreacja głównych bohaterów nie była dla mnie większym zaskoczeniem. Dylan uosabia wszystkie cechy bohaterek powieści erotycznych. Czyli była naiwna, lekkomyślna, głupiutka, polegała tylko i wyłącznie na swoich popędach, mdlała na widok mężczyzny i zachwycała się nim przez cały czas. Niestety takie połączenie cech nie wróżyło nic dobrego, a bohaterka za każdym razem wywoływała we mnie złość. Nie mogłam pojąć jej niektórych działań i jej toku myślenia. Co do Resse’a no cóż bohater męski również nie był dla mnie żadnym zaskoczeniem. Przystojny, inteligentny, jednym słowem facet marzenie. Przyciąga spojrzenia wszystkich kobiet jest uosobieniem chodzącego seksu, a do tego jest playboyem, który znacznie bardziej jest doświadczony jeżeli chodzi o relacje damsko- męskie od naszej Dylan. Czy już gdzieś tego nie było? Bohater jakich wiele zwłaszcza w powieściach erotycznych. Relacja pomiędzy Reese a Dylan to oczywiście typowy układ bez zobowiązań, który ma być dla nich odskocznią i dobrą zabawą. Jednak jak pewnie możecie się domyślić wszystko się komplikuje gdy budzi się pomiędzy nimi uczucie. Całą sytuację ratują bohaterowie poboczni i chwała im za to! Już na wstępie pokochałam bezpośredniego i zakręconego przyjaciela Dylan Joeya oraz jej przyjaciółkę Jules.

Obawiałam się, ze nie dotrwam nawet do połowy książki i pewnie by tak było gdyby nie moja zawziętość. Więc jakie było moje zdziwienie gdy właśnie od połowy książki, cała historia zaczęła nabierać rozpędu, a bohaterowie stali się tak jakby bardziej… znośni. Tylko nadal nie mogę pojąć dlaczego autorka dopiero po większej części książki zdecydowała się wprowadzić elementy zaskoczenia do fabuły, a przy tym skutecznie przyciągnąć uwagę czytelnika. Czy nie powinna tego zrobić już na samym początku? Więc od połowy książki moja opinia na temat „Słodkiego opętania” uległa znacznej poprawie, a historia Reese i Dylana zaczęła mnie intrygować. Autorka dodała również wiele zabawnych scen, które zamiast towarzyszącego mi przez połowę książki grymasu na twarzy, powodowały na niej uśmiech.

Jednak moje końcowe dobre wrażenie zostało skutecznie zatarte pierwszym, które nie było zbyt pochlebne. Nie da się ukryć, ze przez większą część książki czułam zniesmaczenie i znudzenie całą historią. Nie doznałam spektakularnego olśnienia i nie zakochałam się w bohaterach. Zamiast tego „Słodkie opętanie” pozostawiło po sobie niesmak i nie sądzę by cokolwiek mogło mnie przekonać do sięgnięcia po kolejne książki autorki.

Podsumowując, „Słodkie opętanie” jest książką, którą ciężko mi polecić, jednak nie zniechęcam was do jej przeczytania. Każdy bowiem ma inny gust i czego innego szuka w książkach. Możliwe, ze gdybym rzadziej sięgała po erotyki i nie miała już wyrobionego zdania na temat tego gatunku literackiego, to książka J. Daniels przypadłaby mi do gustu. Jednak tak się nie stało.

opinia pochodzi z mojego bloga-->http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/12/57-j-daniels-sodkie-opetanie.html#more

Moje wrażenia po lekturze książki J. Daniels mogę podzielić na dwa etapy. Pierwszy z nich to całkowite rozczarowanie, drugi to stopniowe przekonywanie się do całej historii. Jednak mimo tego, że już sporo czasu minęło od kiedy skończyłam książkę, powieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Opinia pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/12/56-jennifer-l-armentrout-obsydian-seria.html

Sięgając po książkę mniej więcej wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać. Romans z kosmitą? Jestem na tak! Zjawiska paranormalne odkąd pamiętam zawsze mnie intrygowały i ciekawiły, dlatego czym prędzej zagłębiłam się w historię przedstawioną w powieści. „Obsydian” jest według mnie połączeniem serialu „Roswell” ze „Zmierzchem”. Podobieństwo „Obsydianu” do książki Stephanie Meyer to zdecydowanie konstrukcja postaci oraz pewne sytuacje jak na przykład przeprowadzka Katy – głównej bohaterki, do nowego miejsca czy tajemnicze rodzeństwo, ale również paranormalne zjawiska. Jednak tym co znacząco wyróżnia książkę Jennifer L. Armentrout to… kosmici! I nie mówię tutaj o obślizgłych, dziwnych postaciach, które najczęściej przychodzą nam na myśl. Raczej o pięknych istotach, wyglądających jak ludzie, a do tego obdarzonych nieziemskimi mocami. Takie połączenie może zwiastować tylko kłopoty. I to głównie sercowe!
Główną bohaterką, a zarazem narratorką powieści jest siedemnastoletnia Katy. Przeprowadzka do nowego miejsca, a konkretnie do niewielkiego miasteczka w Wirginii Zachodniej, ma być dla niej oraz jej mamy nowym początkiem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie tajemniczy sąsiad z naprzeciwka, który nie wiadomo dlaczego już od pierwszego spotkania nie darzy Katy sympatią. Szczerze mówiąc wręcz jej nie cierpi okazując swoją niechęć na każdym kroku. Pomiędzy Daemonem a Katy zaczyna rodzić się uczucie podszyte złośliwościami i wzajemnymi docinkami, które nie raz rozśmieszą was do łez. Daemon pomimo jawnej niechęci wobec Katy, staje się dla niej obrońcą i opiekunem nie raz ratującym ją z opresji. Luksjanie, bo tak właśnie nazywają się kosmici zamieszkujący miasteczko w Wirginii Zachodniej, to na pozór zwykli ludzie. Oddając się codziennym czynnością starają się nie wyróżniać na tle innych i dopasować do otoczenia. Jednak tym co ich wyróżnia jest nieziemska uroda i oczywiście kosmiczne moce. Pomimo tego, że starają się żyć w miarę normalnie, odgradzają się od ludzi trzymając ich na dystans. Nie mogą pozwolić na to by ktoś odkrył tajemnicę o ich pochodzeniu, gdyż każdy kto pozna prawdę znajdzie się w wielkim niebezpieczeństwie.


Muszę przyznać, że „Obsydian” jest typową powieścią dla młodzieży, po którą również z tego co udało mi się dowiedzieć, sięgają chętnie i starsi czytelnicy. Książka napisana jest dość dobrze, a prosty język, którym posługuje się autorka sprawia, że czyta się ją w zaskakująco szybkim tempie. Mi lektura książki zajęła jeden dzień, co jest nie lada wyczynem. Dodatkowym plusem jest wciągająca fabuła, która niestety nie jest pozbawiona pewnych schematów i łatwego do przewidzenia dla czytelnika rozwoju wydarzeń. Jednak znalazło się w książce parę niespodziewanych i zaskakujących momentów, które skutecznie trzymają w napięciu i nie pozwalają na odłożenie książki. Niestety podczas lektury można również znaleźć sytuacje wywołujące zniecierpliwienie i grymas na naszej twarzy. Bo ile razy w ciągu paru dni główna bohaterka może wpadać w tarapaty a Daemon ratować ją z opresji? Jak się okazuje… cały czas, jednak rozumiem, że akurat ten gatunek literacki tego wymaga.
Jeżeli chodzi o bohaterów powieści, to nie mam co do nich wielu zastrzeżeń. Bardzo polubiłam główną bohaterkę oraz jej utarczki słowne z Daemonem. Katy zdecydowanie nie jest dziewczyną, która podczas kłótni spuści głowę i pozwoli na obrażanie siebie. Potrafi wyrazić swoje zdanie, walczyć o swoje i skutecznie doprowadzić Daemona na skraj wytrzymałości. Podczas ich „kłótni” wiele razy na mojej twarzy gościł uśmiech. Trochę przypominało mi to książkę „Jesień koloru wiśni” i niezapomniany duet Elyasa i Emely. W „Obsydianie” również bohaterowie pomimo widocznego przyciągania zamiast poddać się uczuciu wybierają walkę i uprzykrzanie sobie życia. Może nie brzmi to zachęcająco, ale uwierzcie mi śledzenie ich starć było dobrą zabawą.
Pomimo tego, że wątek dotyczący relacji między Daemonem i Katy jest dominujący w książce, to fabuła "Obsydianu" jest o wiele bardziej rozbudowana. Obok typowo ludzkich problemów, bohaterowie muszą stawić czoła pozaziemskim mocom, a konkretnie Arumianom, którzy polują na Daemona i innych Luksjan. Trzymające w napięciu momenty oraz rozbudzające wyobraźnię czytelnika opisy zdarzeń sprawiają, że "Obsydian" jest książką, przy której nie można się nudzić.


Podsumowując, pierwsza część serii LUX okazała się być bardzo wciągającym i intrygującym wstępem do całej historii. Wartka akcja, błyskotliwe dialogi i zabawne momenty powodują, że książka jest warta każdej chwili poświęconej na jej przeczytanie. Polecam!

Opinia pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/12/56-jennifer-l-armentrout-obsydian-seria.html

Sięgając po książkę mniej więcej wiedziałam czego mogę się po niej spodziewać. Romans z kosmitą? Jestem na tak! Zjawiska paranormalne odkąd pamiętam zawsze mnie intrygowały i ciekawiły, dlatego czym prędzej zagłębiłam się w historię przedstawioną w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

opinia pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/12/55-monika-glibowska-andumenia.html

Nigdy nie ukrywałam mojego zamiłowania do romansów. Lubię sięgnąć po książkę z ckliwą fabułą, banalnymi bohaterami i szczęśliwym zakończeniem. Co tu dużo mówić mam romantyczną duszę. Jednak nie było tak od zawsze. Miałam pewien etap w życiu, gdy zaczytywałam się w literaturze fantastycznej. Najpierw w moje ręce trafiły książki Rowlling o Harrym Potterze, a później historia Wiedźmina Sapkowskiego. Było to wieki temu, a od tamtej pory na fantastykę nawet nie spoglądałam. Jednak całkiem niedawno trafił w moje ręce debiut literacki Moniki Glibowskiej – „Andumenia. Przebudzenie” i znowu zakochałam się w tym gatunku! Obawiam się, że recenzja akurat tej książki, będzie składała się z samych pochwał, ale to chyba dobrze wróży.


Czytelnik od pierwszej strony zostaje wciągnięty w intrygującą historię, gdzie główną bohaterką jest generał May Verteri oskarżona o zdradę stanu. To co wydarzyło się ponad sto lat temu na polu bitwy pozostaje tajemnicą, którą zna tylko Verteri. Czy generał rzeczywiście dopuściła się tego o co wszyscy ją oskarżają? Co jeszcze ukrywa przed pozostałymi generałami? Odpowiedzi na te oraz na inne pytania czytelnik równocześnie odkrywa razem z pozostałymi bohaterami powieści. Autorka wraz z rozwojem wydarzeń stopniowo buduje napięcie, skutecznie podsycając emocje czytelnika.


Dobrym posunięciem było zastosowanie w powieści narracji trzecioosobowej. Pozwala to na dość obiektywną ocenę sytuacji, ale również wprowadza jeszcze więcej zamętu w i tak już pogmatwaną historię. Sieć intryg utkana przez autorkę, nie ułatwia odkrycia, który z bohaterów wodzi wszystkich pozostałych za nos. Sprawa jest o tyle trudna, gdyż każdy z nich ma coś na sumieniu, a zachowanie niektórych budzi wątpliwości. Tak naprawdę autorka skutecznie bawi się czytelnikiem, wprowadza go w błąd, kieruje w złym kierunku, mieszając szyki. Podczas czytania zamieniłam się w detektywa, który za wszelką cenę musi poznać prawdę. Jednak takiego zakończenia i obrotu sprawy się nie spodziewałam!


Oprócz niesztampowej i zaskakującej fabuły należy również zwrócić uwagę na świat wykreowany w powieści. Już sama okładka książki naprowadza nas na trop i rozbudza naszą wyobraźnię dotyczącą zarówno miejsca akcji jak i samych bohaterów. Mieszkańcy Andumenii to ludzie, ale nie do końca, gdyż każdy z nich posiada piękne skrzydła, a co niektórzy nawet moce magiczne. Bohaterowie powieści są bardzo wyraziści, a czytelnik nie do końca wie jakie kierują nimi zamiary. Właśnie ta nutka niepewności i chęć dobrnięcia do prawdy sprawiają, że kiedy rozpocznie się lekturę to nie jest łatwo się od niej oderwać.


Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie postać Verteri, która według mnie jest najmocniejszym ogniwem całej historii. Tak naprawdę to wokół niej zbudowana została fabuła powieści, i to ona aż do ostatniej kartki książki pozostaje dla czytelnika wielką niewiadomą. Tym co wyróżnia May Verteri od innych bohaterek kobiecych jest niezwykła charyzma, brawura i zdeterminowanie. Zdecydowanie daleko jej do kobiecej wrażliwości czy delikatności. Nazywana przez niektórych Krwawą May nie cofnie się przed niczym, by dopiąć swego. Postać Verteri intrygowała i zaskakiwała mnie na każdym kroku swoją przebiegłością, ponadprzeciętną inteligencją oraz pewną surowością, wzbudzając lęk wśród poddanych.


"A więc tak cienka jest granica między magicznym geniuszem a szaleństwem."


Podsumowując, Monice Glibowskiej udało się mnie pozytywnie zaskoczyć. Nie sądziłam, że fantastyka zrobi jeszcze na mnie tak ogromne wrażenie. "Andumenia. Przebudzenie" to pełna zaskakujących zwrotów akcji i intryg historia, w której granica pomiędzy prawdą a kłamstwem jest bardzo cienka. Książka powinna przypaść do gustu nie tylko wielbicielom gatunku, ale również takim amatorom jak ja, którzy do tej pory z fantastyką mieli mało wspólnego. Jednym słowem polecam!

opinia pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/12/55-monika-glibowska-andumenia.html

Nigdy nie ukrywałam mojego zamiłowania do romansów. Lubię sięgnąć po książkę z ckliwą fabułą, banalnymi bohaterami i szczęśliwym zakończeniem. Co tu dużo mówić mam romantyczną duszę. Jednak nie było tak od zawsze. Miałam pewien etap w życiu, gdy zaczytywałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

opinia pochodzi z mojego bloga--> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/54-carole-matthews-miosniczki-czekolady_29.html

„Miłośniczki Czekolady i ślub” to już czwarta część serii autorstwa Carole Matthews kontynuująca perypetie czterech przyjaciółek - Autummn, Nadii, Chantal i Lucy. Pomimo tego, że bohaterki stanowią swoje całkowite przeciwieństwa to połączyła je niezaprzeczalna słabość do czekolady... i wielka przyjaźń. Każdą z bohaterek życie doświadczyło na swój sposób, jednak dzięki wzajemnemu wsparciu potrafią pokonać nawet największy problem i wyjść na prostą. Przyjaźń, która je łączy to prawdziwy skarb i w dzisiejszych czasach rzadko spotykany przypadek. Jednak życie toczy się dalej, a co za tym idzie, dziewczyny po raz kolejny będą musiały stawić czoła przeciwnością losu. Czy i tym razem im podołają?


Pomimo tego, że nie czytałam poprzednich części serii, to dość szybko wciągnęłam się w całą fabułę. Liczne odwołania autorki do ważniejszych wydarzeń z życia bohaterek znacznie ułatwiają odnalezienie się w historii dziewczyn z Klubu Miłośniczek Czekolady. Dużym plusem książki jest lekki i zabawny styl pisania autorki, która potrafi nawet największe problemy przedstawić w pozytywnym świetle. Książka naładowana jest pozytywną energią, która udziela się czytelnikowi i pozostaje z nim na długi czas jeszcze po zakończeniu lektury.


Tym co najbardziej ujęło mnie w powieści były postacie czterech głównych bohaterek. Autorka przedstawiła dziewczyny w sposób bardzo realny, jako pełne empatii i pozytywnie zakręcone osoby. Tak naprawdę każda z nas może się utożsamić z daną bohaterką książki, znaleźć w sobie te same cechy, czy te same problemy, z którymi zmagają się bohaterki. Właśnie dlatego książkę czytałam z taką przyjemnością. Perypetie dziewczyn z Klubu Miłośniczek Czekolady nie raz doprowadzały mnie do śmiechu, ale również wzruszały. Obok tej powieści nie da się przejść obojętnie.


Podsumowując, książka Carole Matthews raczej nie jest typem literatury, który wywołuje skrajne emocje czy też porusza czytelnika do głębi. Zamiast tego stanowi przyjemną i pełną humoru oraz optymistycznej energii opowieść, która umili wasz wolny czas. Polecam!

opinia pochodzi z mojego bloga--> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/54-carole-matthews-miosniczki-czekolady_29.html

„Miłośniczki Czekolady i ślub” to już czwarta część serii autorstwa Carole Matthews kontynuująca perypetie czterech przyjaciółek - Autummn, Nadii, Chantal i Lucy. Pomimo tego, że bohaterki stanowią swoje całkowite przeciwieństwa to połączyła je...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

opinia pochodzi z mojego bloga -->http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/53-madeline-sheehan-niepokorna.html#more

„Niepokorna” jest pierwszym tomem cyklu Undeniable autorstwa Madeline Sheehan. Książka w całości burzy nasze wyobrażenie na temat miłości, bliskości czy związków. Autorka zrywa z typowym love story, z ckliwymi opowieściami o trzymaniu się za ręce i patrzeniu sobie głęboko w oczy. Zamiast tego stwarza zupełnie odmienny obraz miłości – toksycznej, zaborczej, nieidealnej, niebezpiecznej, namiętnej, i zdecydowanie nie takiej, której wypatrujemy z wytęsknieniem. „Niepokorna” przedstawia przykład romansu, którego chciałoby się za wszelką cenę uniknąć.
Głównym elementem fabuły jest relacja Evy i Dulce’a pokazana na przestrzeni kilkunastu lat. Bohaterów łączy nietypowa więź już od chwili poznania, gdy pięcioletnia Eva spotyka dwudziestoletniego Dulce’a. Stopniowo przez lata ich relacja ewoluuje od wzajemnego zaciekawienia poprzez pożądanie aż do miłości i nienawiści. Niestety muszę przyznać, że ciężko było mi polubić bohaterów tej powieści. Ich sposób bycia, zachowanie czy tok myślenia wywoływały we mnie negatywne odczucia. Nie potrafiłam zrozumieć łączącej ich relacji, ani tego co autorka chciała nią czytelnikom przekazać. Czy od dziś toksyczna miłość ma stać się nowym wzorem miłości, do którego się dąży? Również nie przemawia do mnie sytuacja, w której główny bohater jawnie nie szanuje swojej partnerki, obraża ją na każdym kroku czy zdradza na jej oczach. Deuce to egoista, który nie potrafi docenić miłości drugiej osoby, zapatrzony w siebie, obiecujący wiele a nie spełniający żadnej z obietnic. Natomiast postać Evy zrobiła mnie bardziej pozytywne wrażenie, pomimo wielu sytuacji skrajnych, odebrałam ją jako osobę lojalną, oddaną oraz zdolną do poświęceń. Chociaż w wielu momentach Eva zasługiwała na potępienie, na niektóre jej przewinienia przymykałam oko.
Nie ukrywam, że w gatunku erotycznym wiele razy można natknąć się na tak zarysowaną fabułę, zwłaszcza jeżeli chodzi o gatunek Dark Erotic. Jednak do tej pory trafiałam na tytuły, gdzie wszystko było wyważone, nie przekraczało pewnych granic. W książce Madeline Sheehan granice zostały przekroczone i niestety nie wróży to nic dobrego.
Autorka już na samym początku książki balansuje niebezpiecznie blisko granicy dobrego smaku, czasami ją niestety przekraczając, a tym samym wywołując na mojej twarzy grymas zniesmaczenia. Podczas czytania „Niepokornej” trafiłam na kilka zgrzytów, które skutecznie obniżały moją ocenę książki. Tym co najbardziej mnie zszokowało był moment, gdy trzydziestoletni bohater mówi o dwunastolatce „pociągająca” prawiąc komplementy dotyczące jej ciała. Chyba autorka trochę się zagalopowała i namalowała nam przed oczami dość dziwną scenę. Kolejnym zgrzytem były dialogi. Czasami miałam wrażenie, że wypowiadane przez bohaterów zdania czy zwroty nijak mi do nich nie pasują. Słowo „rety” czy „o żesz ty” wypowiadane przez umięśnionego szefa gangu motocyklowego trochę mi się gryzie z tym w jaki sposób wyobraziłam sobie jego postać.

Jednak pomimo kilku minusów, książka zaskakuje nieszablonową fabułą, trzymającymi w napięciu zwrotami akcji oraz scenami, które mrożą krew w żyłach. Autorka szokuje na każdym kroku, stawiając bohaterów w sytuacjach bez wyjścia, wyzwalając w czytelniku skrajne emocje. „Niepokorną” przeczytałam w zadziwiająco szybkim tempie, za wszelką cenę musiałam poznać zakończenie tej historii. Autorka w swojej powieści przekracza wszelkie granice, dlatego sięgając po „Niepokorną” musicie być przygotowani na jazdę bez trzymanki.

Podsumowując, „Niepokorna” to pełna sprzeczności historia o bezgranicznej miłości. Miłości, która rani, zmusza do poświęceń, a jednocześnie taka, której bohaterowie nie potrafią się wyrzec. Emocje podczas lektury zapewnione! Czytacie na własną odpowiedzialność!

opinia pochodzi z mojego bloga -->http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/53-madeline-sheehan-niepokorna.html#more

„Niepokorna” jest pierwszym tomem cyklu Undeniable autorstwa Madeline Sheehan. Książka w całości burzy nasze wyobrażenie na temat miłości, bliskości czy związków. Autorka zrywa z typowym love story, z ckliwymi opowieściami o trzymaniu się za ręce i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

opinia pochodzi z mojego bloga--> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/49-cj-roberts-dotyk-ciemnosci-seria.html

„Dotyk Ciemności” jest pierwszym tomem serii The Dark Duet autorstwa C.J. Roberts. To właśnie seria autorki była moim pierwszym spotkaniem z gatunkiem Dark Erotic. Kiedy ponad rok temu książka trafiła w moje ręce zupełnie nie przewidywałam, że otrzymam tak wstrząsającą i wywołującą skrajne emocje, powieść od której nie będę potrafiła się oderwać. Przyzwyczajona do lekkiej tematyki romansów czy erotyków, spotkanie z twórczością C.J. Roberts było dla mnie niemałym szokiem. Jednak pomimo tego, to właśnie seria The Dark Duet stała się dla mnie jedną z lepszych trylogii erotycznych jakie miałam okazje przeczytać.

C.J. Roberts wprowadza czytelnika w bardzo mroczny świat, pełen przemocy, łamania granic, bólu i wszechobecnego strachu. To właśnie z takim światem Livvie, główna bohaterka a zarazem narratorka, musi się zmierzyć. Jej oczami poznajemy całą historię, możemy dzielić z nią jej strach czy cierpienie, ale również obserwować dziwną nić porozumienia jaka nawiązuje się pomiędzy nią a porywaczem. Jesteśmy świadkiem przemiany dziewczyny, która z dnia na dzień staje się coraz silniejsza, pomimo tego, że coraz większą kontrolę nad jej życiem przejmuje Caleb.

Livvie poznajemy jako osiemnastoletnią, wycofaną, nie lubiącą rzucać się w oczy nastolatkę. Dziewczyna nie ma łatwego życia, mieszkając w niebezpiecznej dzielnicy Los Angeles, wie, że lepiej pozostać niezauważoną. Kryjąc się za workowatymi ubraniami i spuszczając głowę idąc ulicą, ma nadzieję, że nikt nie zwróci na nią uwagi. Jednak to właśnie jej zachowanie, tak odmienne od rówieśników zwraca szczególną uwagę Caleba i przypieczętowuje jej los. Dziewczyna od pierwszej chwili go intryguje, a im dłużej jej się przygląda, tym bardziej jest nią zafascynowany. Caleb ma w swoim życiu tylko jeden cel, jest nim zemsta, a Livvie ma być w jego rękach narzędziem do osiągnięcia tego celu. Dorastając w świecie pełnym brutalności i przemocy, sam jest nią przesiąknięty do szpiku kości. Tak naprawdę postać Caleba jest bardziej złożona niż mi się na początku wydawało. Jego przeszłość odcisnęła trwały ślad na jego psychice, kształtując jego osobowość oraz to w jaki sposób postrzega otaczający go świat.
„Dotyk Ciemności” to książka, która nie była łatwa w czytaniu. Wszechobecna przemoc nieraz wywoływała we mnie szok, przerażenie a nawet zdarzyło mi się płakać nad losem głównej bohaterki. W książce nie brakuje scen seksu, właściwie książka na tych scenach bazuje, jednak są to momenty pełne brutalności i przemocy tak odmienne od tych spotykanych w erotykach czy romansach. C.J. Roberts gra na emocjach czytelnika, wywołując skrajne reakcje i poruszając go do głębi. "Dotyk Ciemności" ukazuje najmroczniejsze zakamarki ludzkiej psychiki, perwersje, istotę relacji polegającej na uległości i dominacji oraz testuje granice pomiędzy nienawiścią a miłością.

Historia Livvie pomimo że w całości jest fikcją literacką, to handel ludźmi jest rzeczywistym problemem współczesnego świata. Niemal codziennie dochodzi do porwań kobiet, dzieci czy nawet mężczyzn. Dlatego książka tak szokuje czytelnika i pozostaje w pamięci na długi czas.

Podsumowując, "Dotyk Ciemności" to książka zdecydowanie dla czytelników o mocnych nerwach. Nie znajdziecie tutaj ckliwych momentów i pełnych romantyczności gestów głównych bohaterów. Książka ma za zadanie szokować czytelnika, mieszać mu w głowie i wywoływać skrajne emocje. I to właśnie robi. "Dotyk Ciemności" to historia, od której nie będziecie się mogli oderwać, dopóki nie poznacie jej zakończenia. Polecam!

opinia pochodzi z mojego bloga--> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/49-cj-roberts-dotyk-ciemnosci-seria.html

„Dotyk Ciemności” jest pierwszym tomem serii The Dark Duet autorstwa C.J. Roberts. To właśnie seria autorki była moim pierwszym spotkaniem z gatunkiem Dark Erotic. Kiedy ponad rok temu książka trafiła w moje ręce zupełnie nie przewidywałam, że otrzymam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

opinia pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/52-cj-roberts-zapach-ciemnosci-seria.html#disqus_thread

Akcja w „Zapachu ciemności” podzielona została na dwie części. Czytelnik na przemian śledzi wydarzenia rozgrywające się w teraźniejszości jak i ma szansę poznać dalsze wspomnienia Livvie z okresu porwania. Wiem, ze nieco dziwnie to brzmi jednak nie mogę zdradzić Wam więcej nie zdradzając przy tym najważniejszego elementu książki - czyli co stało się z Livvie. Powiem tylko, że już na samym początku doznałam niemałego szoku związanego z tym w jakim miejscu całej historii autorka postanowiła rozpocząć drugą część serii. Muszę przyznać, ze budowanie napięcia C.J. Roberts opanowała do perfekcji, a z każdym kolejnym rozdziałem moja cierpliwość była poddawana próbie. Nie mogłam doczekać się rozwiązania całej sprawy, odkrycia wszystkich tajemnic i ułożenia elementów układanki w jedno. Autorka na każdym kroku grała na moich emocjach, testowała moją wrażliwość, empatię, ale również umożliwiła dokładne poznanie bohaterów powieści. Podczas lektury czytelnik zastanawia się nad tym, co człowiek jest w stanie poświęcić w imię przetrwania. Jak się okazuje odpowiedź nie jest taka prosta, a postępowanie bohaterów skutecznie burzy każdą teorię.

Do grona znanych już bohaterów czyli Livvie i Caleba, dołączają nowi, równie mroczni i niebezpieczni. Żaden z bohaterów powieści Roberts nie jest szablonowy czy nijaki, za każdym z jego działań kryje się niezbyt ciekawa przeszłość, która w pewien sposób go ukształtowała. Bohaterowie wykreowani przez autorkę skłaniają się bardziej ku negatywnym postaciom, jednak w pewnych momentach możemy dojrzeć ich pozytywną stronę. Widoczna jest również przemiana samej Livvie, która pomimo wszystko bardzo ufa Calebowi, pragnie jego uwagi, dotyku, ale z drugiej strony nie marzy o niczym bardziej jak o ucieczce. Livvie nie jest już tą samą naiwną dziewczyną, którą poznaliśmy w poprzedniej części, potrafi knuć i grać na emocjach.

Czytając „Zapach Ciemności” czułam się zmieszana i trochę zawstydzona samą sobą ze względu na rodzącą się powoli we mnie sympatię do Caleba, pomimo tego czego dopuścił się w stosunku do Livvie. Byłam rozdarta pomiędzy pogardą a współczuciem. Jego postać okazała się być bardzo złożona, a właśnie druga część pokazuje Caleba w zupełnie nowym świetle.

„Zapach Ciemności”, jak przystało na książkę z gatunku Dark Erotic, przepełniony jest scenami erotycznymi, zazwyczaj pełnymi brutalności, szokującymi czytelnika, wywołującymi skrajne emocje. W drugiej części serii sytuacja nabiera rozpędu, staje się bardziej mroczna i przerażająca. Czytelnik nie wie co jest prawdą a co kłamstwem, jak postąpią bohaterowie oraz czy cała historia zakończy się pozytywnie.

Podsumowując, „Zapach Ciemności” to najmroczniejsza i najbardziej szokująca część serii The Dark Duet. Autorka na każdym kroku zaskakuje czytelnika, trzyma w napięciu i wywołuje skrajne emocje. Jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów historii Caleba i Livvie. Polecam!

opinia pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/52-cj-roberts-zapach-ciemnosci-seria.html#disqus_thread

Akcja w „Zapachu ciemności” podzielona została na dwie części. Czytelnik na przemian śledzi wydarzenia rozgrywające się w teraźniejszości jak i ma szansę poznać dalsze wspomnienia Livvie z okresu porwania. Wiem, ze nieco dziwnie to brzmi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

opinia pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/51-laurelin-paige-poaczeni-znajdz-mnie.html

Mija rok od wydarzeń z poprzedniej części serii. Gwen nadal samotna, nie potrafi definitywnie przekreślić swojej relacji z JC. Mimo, że od roku nie ma od niego żadnych wieści, ciągle ma nadzieję, że jej ukochany zgodnie ze złożoną jej obietnicą wróci. Jednak nic nie wskazuje na to, że tak będzie. Rozgoryczenie, tęsknota i potrzeba bliskości popychają Gwen do czegoś, co będzie miało swoje konsekwencje w przyszłości i co może przekreślić jej związek z JC.

Jak się możecie spodziewać na powrót JC nie musimy długo czekać. Ponowne spotkanie z utraconym kochankiem sprawia, że dotąd pozbawione barw życie Gwen znów nabiera sensu. Jednak czy sielanka zakochanych będzie tym razem trwać?

Autorka wprowadziła w życie bohaterów wiele zamieszania, sprawiając, że czytelnik wcale już nie jest taki pewny pozytywnego zakończenia całej historii. Początkowo książka wywołała we mnie mieszane uczucia, wszystko szło zbyt gładko, brakowało mi zwrotów akcji, a całość była zbyt przewidywalna. Jednak był to zabieg zamierzony, który miał na celu uśpić czujność czytelnika i rozbudzić w nim przekonanie, że miłości bohaterów tym razem nie spotka gwałtowne trzęsienie ziemi. Niestety początkową sielankę zakochanych przerywa pewna nieoczekiwana nowina, a później sytuacja staje się jeszcze gorsza, całkowicie wymykając się spod kontroli.
Autorka skutecznie gra na emocjach czytelnika, wprowadzając go w zwątpienie, pozwalając mu oceniać niezbyt przychylnie bohaterów i ich postępowanie, mieszać w głowie, a na koniec zmusza do wstrzymywania oddechu i trzymania kciuków za szczęśliwe zakończenie całej historii. Dodatkowym smaczkiem jest wątek kryminalny stanowiący tło dla głównych wydarzeń książki, który podtrzymuje czytelnika w napięciu i zdenerwowaniu do ostatniej kartki. To właśnie on podsyca niepokój w czytelniku, wystawia jego cierpliwość na próbę i powoduje palpitacje serca. Brak nudy podczas czytania zapewniony! Ta książka nie pozwoli wam się oderwać od lektury na długie godziny.
Może pamiętacie jak w recenzji poprzedniej części miałam nadzieję, że autorka uchyli rąbka tajemnicy skrywanej przez JC? A więc na całe szczęście w „Znajdź mnie” sekrety wychodzą na jaw, a czytelnik może dokładniej poznać bohatera i zrozumieć jego postępowanie. Jednak jak to bywa z ujawnianymi tajemnicami – czasem przynoszą ulgę, a czasem cierpienie. Ale jedno jest pewne wprowadzą chaos w życie bohaterów. Jak przystało na powieść erotyczną nie brakuje tutaj również namiętnych i pełnych pasji scen seksu. Chyba nikt tak jak Laurelin Paige nie potrafi opisywać momentów uniesień pomiędzy bohaterami, dodając do nich nutkę perwersji czy brutalności przy jednoczesnym zachowaniu dobrego smaku. Autorka opisuje te sceny z wyczuciem, gracją, nigdy nie przekształcając ich w coś groteskowego czy żenującego, a wręcz przeciwnie, pełnego uczucia i subtelności.

Podsumowując, "Znajdź mnie" to bardzo dobre zakończenie serii Połączeni, które trzyma czytelnika w napięciu, zaskakuje, wzrusza, jednocześnie stanowiąc przyjemne oderwanie się od szarej rzeczywistości. Jest to książka idealna na leniwe popołudnie z kocem i kubkiem herbaty. Relaks gwarantowany! Polecam!

opinia pochodzi z mojego bloga --> http://zaczytanabloguje.blogspot.com/2016/11/51-laurelin-paige-poaczeni-znajdz-mnie.html

Mija rok od wydarzeń z poprzedniej części serii. Gwen nadal samotna, nie potrafi definitywnie przekreślić swojej relacji z JC. Mimo, że od roku nie ma od niego żadnych wieści, ciągle ma nadzieję, że jej ukochany zgodnie ze złożoną jej obietnicą wróci....

więcej Pokaż mimo to