rozwiń zwiń
welesxxi

Profil użytkownika: welesxxi

Nie podano miasta Mężczyzna
Status Bibliotekarz
Aktywność 17 godzin temu
924
Przeczytanych
książek
3 537
Książek
w biblioteczce
99
Opinii
1 023
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Mężczyzna
Strony www:
"In the beginning there was only man and nature. Men came bearing crosses and drove the heathen to the fringes of the earth" Valhalla Rising

Opinie


Na półkach: , , , ,

Teonimy to imiona bogów. Słowiańskie teonimy to często grząski grunt do dyskusji, bo wytłumaczenie większości z nich nastręcza spore trudności. Co oznacza imię Chors? Słowianie czcili Siemargła czy Siema i Rgła? Jak prawidłowo odczytać Prove, Podagę i Pripegalę? Czy Białobóg kiedykolwiek istniał?

W ostatnich latach badania nad religią Słowian w Polsce przyśpieszyły, o czym świadczą choćby liczne recenzowane tu obecnie książki. Choć najczęściej są to opracowania archeologiczne to swój wkład mają też np. językoznawcy tacy jak Michał Łuczyński z UJ. W opublikowanej niedawno pracy doktorskiej podjął się właśnie wyjaśnienia pochodzenia, znaczenia i ewolucji słowiańskich teonimów. I choć zapewne wielu z nas wydawało się, że przynajmniej część imion boskich jest znaczeniowo zupełnie przejrzysta to Łuczyński potrafi tu wielokrotnie zaskoczyć.

Sporo miejsca na początku książki zajmuje wstęp zawierający charakterystykę pracy, rozważania wprowadzające i omówienie wybranych problemów badawczych. Znajdziemy tam kilka ważnych uwag, ale tutaj zaznaczmy tylko, że autor zajął się teonimami poświadczonymi przez źródła historyczne a pominął teonimy literackie. Potem następuje właściwa część materiałowa, czyli omówienie poszczególnych teonimów. Podzielone one zostały na staroruskie, staropołabskie, staropolskie, staroczeskie, starołużyckie i starobułgarskie.

Już na początku przekonujemy się, że analizy nie pójdą dobrze znanym torem. Łuczyński doskonale orientuje się w zagranicznej literaturze języoznawczej, która często nie przebiła się dotąd do polskiego środowiska naukowego. Już pierwszy omówiony teonim – Perun – okazuje się wcale nie oznaczać dobrze nam znanego „tego, który uderza”. Autor tłumaczy to imię jako „posiadacz góry” i odrzuca genetyczne powiązania z innymi indoeuropejskimi bóstwami, takimi jak litewski Perkunas czy skandynawska Fjorgyn. Z kolei Weles ma to być odpowiednio „mający pole, łąkę, dolinę” (bez związku z widzeniem, wielkością, czy zmarłymi a co za tym idzie z wedyjskim Waruną i litewskim Valinasem). Siemargł w interpretacji Łuczyńskiego to tak naprawdę Siem („bóstwo siania”) i Regl („wycięcie, szczelina, otwór”, dalej dowiadujemy się, iż nawiązywać ma to do podziemnych zaświatów) bez związku z perskim Simorgiem. Interesujące wydaje się jak ustosunkują się do powyższego inni językoznawcy.

Przytoczmy kilka przykładów, które wydają się trafnie tłumaczyć niezbyt dotąd zrozumiałe imiona bogów. I tak Strzybóg wywodzi się z psł. *strybati „płynąć, biec” (a wtórnie „szybko przemieszczać się”, „wysoko i daleko skakać”) z końcówką -og (analogicznie jak Swaróg). Perepłut to „ten, który się wije/okręca” pokrewny z polskimi czasownikami pleść, plątać. Jaryło to personifikacja rekwizytu obrzędowego („narzędzie do palenia”).

Wart szczególnej uwagi jest rozdział poświęcony teonimii staropołabskiej. Ponieważ imiona tamtejszych bogów zapisywali autorzy germańskojęzyczni piszący po łacinie samo odczytanie teonimów przysparza wielu problemów. Łuczyński zdecydowanie odrzuca dowolność odczytu. Wskazuje reguły, jakimi należy się kierować aby interpretacja była właściwa. W ten sposób bardzo przekonująco zostaje wyłączona część funkcjonujących dotąd w literaturze sposobów rozumienia zapisów a jednocześnie przekonująco zostają włączone pewne nowe. Jako efekty tej pracy przytoczmy wyjaśnienia kilku teonimów. Prove właściwie transkrybowany to Prone a więc imię Perun zaadaptowane fonetycznie do języka niemieckiego; Siva to Żywa, Podaga – Potąg (pokrewne polskiemu potęga), Pripegala – Przybygłów (czyli bóg wielogłowy), Pizamar – Paczemir („bardziej spokojny”), Turupit – być może Borowit. Intrygująca jest też interpretacja czeskiego Zelu, Zebud jako Sebąd („niech teraz będzie”, „przybądź”).

Niektóre kwestie podnoszone przez autora nie wydają się jednak tak jednoznaczne, jak są przedstawione. Słusznie zostają odrzucone wszystkie obce etymologie imienia Swaróg. Nie tylko nie dało się dotąd przekonująco wyjaśnić przemian fonetycznych, jakim musiały podlegać, ale przeważnie nie daje się również dostrzec na gruncie języków słowiańskich jakiejkolwiek kontynuacji semantycznej czy wskazać miejsca i czasu, kiedy mogło dojść do zapożyczenia. Do utworzenia teonimu doszło więc na gruncie rodzimym i oznacza on „tego, który ma ciepło” (ogień, żar). W następstwie tego znikają wszelkie podstawy dla uznawania Swaroga za boga nieba, gdyż żadnych innych poza błędnymi etymologiami do tego nie było. Mimo tego takie określenie („bóg nieba”) wobec tego boga Łuczyński niekonsekwentnie stosuje na następnych stronach (s. 174, 271, 285).

Wątpliwości budzi interpretacja przez Łuczyńskiego imienia Marzanny. Odrzuca on pochodzenie od prasłowiańskiego *moriti – umierać a optuje za znaczeniem „morska”, „ktoś lub coś w wodzie/nad wodą”, później w znaczeniu jakaś „kukła obrzędowa” (a wcześniej gwiazda Wenus, jutrzenka). Wspiera się przykładami późno zanotowanymi, często nie mającymi nic wspólnego z obrzędem topienia marzanny – bułg. morianka (mieszkanka wybrzeża), serb. Marmorena (wieś w Bośni i Hercegowinie). Wśród skromnie przytoczonych źródeł historycznych pominięte zostają fragmenty odnoszące się do znaczenia obrzędu. Tymczasem źródła pisane, począwszy od tych najstarszych, są w tej kwestii zgodne: „wśród postu obrazy w postaci śmierci przez miasto z śpiewami i igrami zabobonnymi nad rzekę wynoszą i tam gwałtownie topią, twierdząc na swe pohańbienie, że śmierć im więcej szkodzić nie będzie” (1336); „wedle obyczaju pogańskiego pewną figurę, którą zwą śmiercią, wyprowadzają ze śpiewem z granic miejscowości” (1415); „nie dozwalajcie aby (…) odbywał się zabobonny obyczaj wynoszenia jakowejś postaci, którą śmiercią nazywają i w kałuży topią” (1420); „w poście topili bałwana (…) śpiewając żałobliwie: Śmierć się wije u płotu (…) Zwali tego bałwana Marzana” (1597). Dla ludzi średniowiecza i później nazwa topionej kukły była więc w zupełności zrozumiała. Obok nazw Morana, Marmuriena funkcjonowały też po prostu Śmierć, Śmiertka, Śmierciucha a sam obrzęd wynoszenia śmierci/zimy ma liczne europejskie analogie.

Zastanawiające są liczne braki w omówionych teonimach. Skoro uwzględnione zostały nazwy późne, wątpliwe i zniekształcone (Jutrobog, Lel i Polel, Turupit, Zelu) to dlaczego pominięte zostały takie teonimy jak Radogost, Hennil, Trojan, Kupała, Kostroma, Pogwizd, Suentebueck i Vitelubbe? W bibliografii wymienione zostają tylko dwa z bardzo długiej przecież listy artykułów autora na temat religii Słowian.

W podsumowaniu książki autor zauważa, że im ważniejsze bóstwo tym więcej określeń wobec niego stosowano (bóg burzy może mieć ich nawet siedem). Wśród zanotowanych nazw wszystkie są rodzime – brak zapożyczeń. Nie kontynuują one jednak stanu praindoeuropejskiego. Najstarszą z nich zdaje się być Perun (około przełomu II/I tys. p.n.e.), nieco młodsze Strzybóg i Mokosz (pierwsza poł. I tys. n.e.). Prasłowiański system teonimiczny wyraźnie ciąży ku południowo- i wschodnioindoeuropejskim dialektom doby różnicowania się języka praindoeuropejskiego.

Książki takiej jak Bogowie dawnych Słowian nie było od czasu Dawnych Słowian Stanisława Urbańczyka (teksty zebrane w 1991 r.). Rzadko pojawiają się tak wnikliwe i obszerne analizy językoznawcze. Pewne części książki znacznie posuwają do przodu naszą wiedzę (czasem zwracają uwagę na zastosowanie metody naukowej – jak w przypadku odczytywania łacińskich zapisów). Inne podsumowują międzynarodową dyskusję bądź są w niej ożywczym głosem. Dowiemy się dlaczego niektóre bóstwa należy ostatecznie wykluczyć ze słowiańskiego panteonu, ale z drugiej strony poznamy kilka nowych. Choć używany język jest ciężki, naukowy, trudny do przyswojenia dla nie-filologów to warto przez niego przebrnąć by poznać nieco inne spojrzenie na religię Słowian i jej miejsce w kontekście indoeuropejskim.

Pełna wersja recenzji na stronie:
http://mediewalia.pl/ksiazki/imiona-bogow-odkrywaja-wiele-sekretow/

Teonimy to imiona bogów. Słowiańskie teonimy to często grząski grunt do dyskusji, bo wytłumaczenie większości z nich nastręcza spore trudności. Co oznacza imię Chors? Słowianie czcili Siemargła czy Siema i Rgła? Jak prawidłowo odczytać Prove, Podagę i Pripegalę? Czy Białobóg kiedykolwiek istniał?

W ostatnich latach badania nad religią Słowian w Polsce przyśpieszyły, o czym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Drugi tom serii Wszechnica Triglava, prezentującej naukowe publikacje dotyczące religii Słowian, przeszedł bez większego echa i dyskusji. To niezasłużona cisza, gdyż książka zawiera teksty układające się w przemyślaną całość i sporo ciekawych spostrzeżeń.

Paweł Szczepanik to doktor nauk humanistycznych w zakresie archeologii i etnologii na UMK. Recenzowana praca jest efektem wieloletnich zainteresowań autora oraz grantu badawczego „Religie i ich rzeczy” sfinansowanego przez NCN w 2017 r. Autor postanowił spojrzeć na problem słowiańskich wyobrażeń o zaświatach poprzez pryzmat śladów jakie wyobrażenia te mogły pozostawić w zabytkach znanych archeologom.

W kolejnych rozdziałach omówione zostają takie kwestie jak mity kosmogoniczne, trójdzielny kosmos, bóstwa chtoniczne, świat pozagrobowy, demoniczne pochodzenie chorób i obrzędowe wykorzystanie masek.

Szczepanik dokładnie analizuje dwa mity o powstaniu świata – mit o kosmicznym jaju oraz o wyłowieniu ziemi. Problem spotkał się dotąd z pewną rozbieżnością opinii. Najpierw dawnym Słowianom przypisywano tylko ten drugi mit (Ryszard Tomicki, Aleksander Gieysztor). Potem pojawiły się jednak głosy odrzucające ten pogląd i jako właściwy przedstawiano mit pierwszy (Adrian Mianecki, Michał Łuczyński). Szczepanik zna oba, dokładnie je opisuje z wykorzystaniem materiału porównawczego, tekstów historycznych, archeologii, folkloru. Traktuje obie wersje jako równoprawne. Stanowisko to należy uznać za najbardziej przekonujące na obecnym etapie badań (nikt przecież nie odpowiadał za ortodoksyjność przekonań całej Słowiańszczyzny). Natomiast chciałbym zwrócić uwagę, że tak w książce jak i w ogóle w studiach nad religią Słowian marginalnie pojawiają się kwestie jeszcze innych mitów kosmogonicznych (np. cudownej przędzy) jak i mitów apokaliptycznych.

Drugi rozdział, poświęcony niby doskonale znanemu trójpodziałowi świata, wykorzystuje wyobrażenia plastyczne znane z okuć pochewek noży. Takich okuć znamy przynajmniej kilka, najbardziej bogato zdobione jest to z Oldenburga/Stargardu Wagryjskiego. Szczepanik interpretuje je w wymiarze kosmologicznym. Na górze znajdować ma się postać boska w długiej szacie, w czapce, z brodą, wspierająca ręce na biodrach. Pośrodku umiejscowieni są ludzie (mężczyzna i kobieta). Natomiast na dole okuć widzimy albo głowę węża, albo potrójne zakończenie, albo trzy głowy – jedna ludzka i dwie końskie. Czasem wyobrażeni zostają też pośrednicy między światami w postaci koni. Kompozycja ma być więc analogiczna do Światowida ze Zbrucza.

Do bóstw związanych ze śmiercią i zaświatami zaliczeni zostają i co za tym idzie osobno omówieni Weles (utożsamiany z Trzygłowem), Nyja i Marzanna.

Myślę, że za jeden z bardziej istotnych uznać należy rozdział o maskach. Wykorzystywano je w obrzędach przywoływania duchów zmarłych o czym informuje najpierw czeski Kosmas, ale później również zapiski z Wielkopolski. Maski odkryto w czasie badań archeologicznych w Opolu oraz liczny zestaw w Nowogrodzie Wielkim.

Zaletą książki jest interdyscyplinarne podejście autora. Często najpierw odwołuje się do religioznawczych i antropologicznych koncepcji – czym jest mit lub jak dzielimy mity kosmogoniczne. Opracowując materiał badawczy nie ogranicza się tylko do historii i archeologii – znajdujemy tu i komparatystykę i liczne teksty folkloru. Przy tym sposób narracji pozostaje przystępny. Czytelnik nie jest epatowany specjalistycznym słownictwem i nie powinien poczuć się zagubiony nawet jeśli dotąd wiele nie czytał na ten temat. Wszystkie omawiane zabytki znajdzie w książce w formie czarno-białych zdjęć i rysunków.

Pełna wersja recenzji na stronie:
http://mediewalia.pl/ksiazki/zycie-i-smierc-w-slowianskiej-mitologii/

Drugi tom serii Wszechnica Triglava, prezentującej naukowe publikacje dotyczące religii Słowian, przeszedł bez większego echa i dyskusji. To niezasłużona cisza, gdyż książka zawiera teksty układające się w przemyślaną całość i sporo ciekawych spostrzeżeń.

Paweł Szczepanik to doktor nauk humanistycznych w zakresie archeologii i etnologii na UMK. Recenzowana praca jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niedawno na rynku wydawniczym, oprócz licznych kolorowych tytułów popularyzujących mitologię słowiańską, pojawiła się książka popularnonaukowa przedstawiająca się jako „przewodnik dla zdezorientowanych”. Autor jest cenionym historykiem a za cel postawił sobie wyjaśnienie co tak naprawdę wiemy o religii Słowian.

D.A. Sikorski przede wszystkim znany jest dzięki doskonałym tekstom o początkach polskiego Kościoła i państwowości. Gdzieniegdzie poruszał również problem słowiańskiego pogaństwa, bardzo krytycznie oceniając naszą wiedzę na jego temat. Dzięki Wydawnictwu Poznańskiemu Autor uzyskał możliwość znacznie szerzej zaprezentować i uargumentować swoją wizję religii Słowian. Czy dzięki temu wizja ta stała się bardziej przekonująca i książka może służyć za przewodnik?

Praca podzielona jest na dziewięć rozdziałów, z czego większość (około trzy czwarte książki) można potraktować jako zagadnienia teoretyczne, takie jak teoria badań, historia badań, definicje religii, rodzaje źródeł, itp. Właściwy problem, czyli bogowie, świątynie, posągi, kapłani i obrządek pogrzebowy zostają opisane na końcu krótko i jakby od niechcenia.

Ważne jest uwypuklenie celu, jaki stawia sobie Autor a więc odpowiedź na pytanie „dlaczego uczeni od dwustu lat (…) nie mogą wypracować jednej wizji? [religii Słowian]” (s. 12). I właściwie odpowiedzi na to pytanie poświęcony jest cały rozdział trzeci. Cała reszta to jakby przybudówki do tego rozdziału. W kwestii zróżnicowania wizji religii Słowian stajemy, wedle opinii Sikorskiego, przed dylematem, czy chcemy tworzyć wizję opartą na wiedzy i dającą obraz prostego, nie rozbudowanego systemu wierzeń, czy też nie opierać się na solidnych argumentach aby otrzymać obraz bogaty i atrakcyjny (s. 54). Te dwie wizje to osobne szkoły w historiografii; na czele pierwszej ma stać Henryk Łowmiański a drugiej – Aleksander Gieysztor.

Same przyjęte tu założenia dla całej dalszej pracy trudno uznać za wolne od zastrzeżeń. Nie można postawić równania: argumenty za religią „prostą” – solidne, za „bogatą” – nie solidne. Solidność każdego argumentu powinna być rozważana z osobna a jaką wizję wspiera nie powinno mieć znaczenia dla jego oceny. W praktyce, jak się okazuje, obie strony miewają problemy z solidnością. Tymczasem Sikorski z góry już określił swoich oponentów po prostu jako stronę nie solidną. Druga sprawa to czy rzeczywiście mamy obecnie do czynienia z taką dychotomią w świecie naukowym. Szkoła Gieysztora ma swoich licznych następców i nieprzerwanie się rozwija, do szkoły Łowmiańskiego zgłosił akces Sikorski i chyba nie ma tam obecnie nikogo innego. W związku z tym nie wiem, czy odosobnione stanowisko Sikorskiego można traktować jako dowód na podział i niezgodność opinii w środowisku historyków.

Przyjrzyjmy się dalej znajomości źródeł przez Sikorskiego. Stwierdza on mianowicie „Nie ma wątpliwości co do tego, że nie dysponujemy ani jednym źródłem pisanym o wierzeniach Słowiańszczyzny południowej” (s. 62). Nie jest to prawda, sam Autor powołuje się dalej na Prokopiusza z Cezarei, ale można wymieniać i inne źródła, jak De administrando imperio, responsa papieża Mikołaja I, Cuda św. Dymitra, Jana Egzarchę, czy zapiskę o kulcie w Cavoreto. Dalej stwierdza, że nie znamy nawet strzępu przekazu mitologicznego (s. 89) tymczasem znamy przecież opowieści o urządzaniu świata przez Swaroga lub o nocnych wojażach Świętowita. Także ponoć „żaden przekaz pisany nie potwierdza, aby góry, czy większe tylko wyniesienia, pełniły jakąś funkcję w kulcie religijnym Słowian” (s. 125). A przecież, oprócz omawianej tam Ślęży, wiemy o tym, że gaj Prove wyróżniał się w otoczeniu płaskiej okolicy (czyli był wzniesieniem), na wzgórzach umieszczono świątynie w Szczecinie, posąg Trzygłowa w Brennie i Peruna w Kijowie. Następnie w przekonaniu Sikorskiego „nie mamy żadnej informacji o wzajemnych relacjach między bogami ani o ich hierarchii” (s. 253). Tymczasem Powieść minionych lat informuje o relacji ojciec – syn (Swaróg – Dażbóg), o hierarchii informują Prokopiusz (naczelne miejsce „twórcy błyskawicy”), Helmold o „bogu bogów” – stopień pokrewieństwa wobec którego stanowi o miejscu w hierarchii oraz o wybijającej się pozycji Świętowita na Rugii, w porównaniu z którym inni są tylko „półbogami”. Dalej ponoć „o składaniu ofiar z ludzi wspominają dwa źródła” (s. 304), „jeśli ofiary z ludzi miały być składową kultu religijnego Słowian, to dlaczego w relatywnie bogatych danych źródłowych z XII i XIII w., opisujących szczegółowo rytuały Słowian, nie ma o tym mowy?” (s. 304-305). W rzeczywistości źródła takie są i jest ich więcej niż dwa, oprócz wymienionych Nestora i Thietmara (nie tylko we fragmentach przywołanych przez Sikorskiego) także: Sakso Gramatyk, Helmold, Kosma Prezbiter, Adam z Bremy, list św. Brunona, list Adalgota…

Warsztat pracy historyka jest również w tej książce mocno specyficzny. Sam Sikorski podkreśla wagę umiejętności krytyki źródeł (punkt 5 na liście powyżej). W praktyce jednak cały czas ją lekceważy. Pierwszy przykład postępowania Autora z konkretnym tekstem źródłowym znajdujemy na stronie 124. Na warsztat wzięty zostaje Thietmarowy opis Ślęży, która ma doznawać czci ze względu na swą wielkość i „przeznaczenie” oraz odbywają się tam pogańskie obrzędy. Sikorski stwierdza, że widocznie Thietmarowi coś się pomyliło, na Ślęży był targ albo zabawa a Thietmar nie wiedział co się dzieje i źle to sobie zinterpretował. Sikorski nie czyni tego przypuszczenia na podstawie analizy tekstu, nie podaje ku temu żadnych przesłanek ani dowodów. Ot fantazjuje sobie co się mogło stać a następnie tę swoją fantazję traktuje jako obiektywnie stwierdzony fakt. Jednostkowy wypadek? Drugą taką sytuację odnajdujemy na stronach 133-134. Tym razem obiektem staje się Thietmarowy opis świąt obchodzonych przez Luciców w lutym, który to miesiąc był poświęcony jakiemuś bóstwu i przy tej okazji znoszono dary i czyniono ofiary oczyszczające. Ponieważ w źródle mamy do czynienia z interpretatio romana Sikorski stwierdza, że jest to wyłącznie uczony wymysł zbudowany wokół skojarzenia jakiejś słowiańskiej nazwy z imieniem śródziemnomorskiego bóstwa. Krytyka źródła znów kończy się jedynie na przypuszczeniu, że coś się piszącemu pomyliło. Sytuacja powtarza się na kolejnych stronach. Kiedy Thietmar pisał o rytualnej egzekucji dowódcy grodu też widocznie jedynie coś mu się pomyliło (s. 141), podobnie Saxo Gramatykowi, kiedy opisywał kult Świętowita (s. 222), tak samo Thietmarowi opisującemu kult jakim obdarzany był Święty Bór (s. 236), itd. Od pewnego momentu książki nie ma nawet sensu podawać tu kolejnych przykładów. Wymyślanie kolejnych hipotetycznych sytuacji, w których średniowiecznym autorom coś się mogło pomylić (a właściwie musiało im się coś mylić zawsze kiedy pisali o religii Słowian) staje się normą. Postępowania takiego nie można nazwać krytyką źródła ani traktować jako metody naukowej.

„Religie pogańskich Słowian” nie są książką pozbawioną lepszych fragmentów. Bez zarzutu z pewnością pozostaje rozdział poświęcony fałszerstwom (nie wiadomo jednak po co zamieszczony, skoro w nauce zwolennicy szkoły Gieysztora się na nie nie powołują). W tekście rozsianych jest również sporo cennych uwag pochodzących jednak nie od samego Sikorskiego. Wielokrotnie powołuje się on na innych badaczy, którzy słusznie odrzucili wiarygodność części ustaleń na temat religii Słowian. Nie da się jednak stwierdzić reguły – błędy popełniali przedstawiciele różnych nurtów i przedstawiciele różnych nurtów je sprostowywali, również zwolennicy szkoły Gieysztora.

Sikorski wielokrotnie bardzo krytycznie odnosi się do pracy naukowej samego Aleksandra Gieysztora jak i jego następców. Odmawia im jako ogółowi solidności, rzetelności, wymawia błędy metodologiczne i braki warsztatowe. Jako wzór stawia siebie i własne autorytety (Łowmiańskiego i Moszyńskiego) przedstawiając swoją grupę nie jako sceptyczną, ale jako jedyną obiektywną, w pełni naukową, posiadającą mocne dowody.

W rzeczywistości, jak wyżej wykazano, książka jest daleka od rzetelności i obiektywizmu. Niektóre rozdziały wręcz balansują na krawędzi pseudonauki nie mając do zaoferowania nic prócz chaotycznego zestawu spekulacji, słabo lub wcale nie umotywowanych opinii a nawet stwierdzeń całkowicie fałszywych. Rzecz smutna w szczególności, że Autor jest historykiem i jego autorytet zadecyduje w wielu przypadkach o przyjęciu stawianych tam tez przez słabo zorientowanych w temacie czytelników.

Pełna wersja recenzji na:
http://mediewalia.pl/ksiazki/po-religii-slowian-przewodnik-na-manowce/

Niedawno na rynku wydawniczym, oprócz licznych kolorowych tytułów popularyzujących mitologię słowiańską, pojawiła się książka popularnonaukowa przedstawiająca się jako „przewodnik dla zdezorientowanych”. Autor jest cenionym historykiem a za cel postawił sobie wyjaśnienie co tak naprawdę wiemy o religii Słowian.

D.A. Sikorski przede wszystkim znany jest dzięki doskonałym...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika welesxxi

z ostatnich 3 m-cy
welesxxi
2024-03-04 15:04:18
welesxxi dodał do serwisu książkę Kwestia wiary
2024-03-04 15:04:18
welesxxi dodał do serwisu książkę Kwestia wiary
welesxxi
2024-03-04 14:53:18
2024-03-04 14:53:18
Kołatanie Artur Żak
Średnia ocena:
8 / 10
4 ocen

ulubieni autorzy [17]

Kamil Kajkowski
Ocena książek:
7,2 / 10
17 książek
1 cykl
1 fan
Władysław Stanisław Reymont
Ocena książek:
6,8 / 10
63 książki
3 cykle
Pisze książki z:
201 fanów
Stefan Żeromski
Ocena książek:
6,5 / 10
154 książki
3 cykle
Pisze książki z:
343 fanów

Ulubione

Bertrand Russell - Zobacz więcej
Ayn Rand Atlas zbuntowany Zobacz więcej
Italo Calvino Jeśli zimową nocą podróżny Zobacz więcej
Władysław Stanisław Reymont Sprawiedliwie Zobacz więcej
Władysław Stanisław Reymont Sprawiedliwie Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
924
książki
Średnio w roku
przeczytane
66
książek
Opinie były
pomocne
1 023
razy
W sumie
wystawione
921
ocen ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
3 799
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
50
minut
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
1 617
książek [+ Dodaj]