-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1173
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać419
Biblioteczka
2024-04-17
2024-03-30
Po lekturze pierwszego tomu serii „Królestwo Wron” byłam bardzo ciekawa, dalszej części tej historii, dlatego chciałam przeczytać „Dom bijących serc” zaraz po „Domu trzepoczących skrzydeł”. Jednak nie byłam pewna czy dam radę wytrzymać taką dawkę irytującej głównej bohaterki na raz, dlatego zdecydowałam się jednak odwlec czytanie w czasie. Czy była to dobra decyzja? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Jak doskonale wiemy, Fallon Rossi pragnęła zdobyć serce księcia Luce. Skuszona przepowiednią i chęcią dzielenia życia z Dantem, doprowadziła do ożywienia pradawnego skrzydlatego władcy. Czy powrót Lorcana po pięciu stuleciach kamiennego snu będzie miało znaczący wpływ na życie Fallon?
Jedno jest pewne. Lorcan — Król Wron, jest przekonany, że jego i Fallon łączy jakąś tajemniczą, pradawną więź, od której nie da się uciec. Czy Fallon zdecyduje się na życie u boku Lorcana? Czy dziewczyna zostanie uwięziona w Podniebnym Królestwie? Czy Dante będzie walczył o jej względy? Co stanie się, kiedy Bronwen wygłosi kolejne przepowiednie? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że druga odsłona serii podobała mi się zdecydowanie bardziej niż poprzednia.
Główna bohaterka przestała zachowywać się jak nastolatka, przez co stała się zdecydowanie mniej irytująca. Oczywiście w dalszym ciągu nie wszystkie podejmowane przez nią decyzje były racjonalne, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie popełnił błędu, lub nie podjął decyzji pod wpływem chwili.
Chociaż w tym tomie, autorka bardziej skupiła się na rozwoju relacji między Fallon i Lorcanem, nie oznacza to, że wszystkie kwestie polityczne, które zostały poruszone w pierwszym tomie, zostały odstawione na boczne tory. Wręcz przeciwnie, w dalszym ciągu są one znaczącym elementem fabuły.
Chociaż już wielokrotnie podkreślałam, że nie jestem fanką kończenia książek w najbardziej emocjonującym momencie, cieszę się, że autorka postanowiła podzielić się z czytelnikami powodem swojej decyzji i jak najbardziej przyjmuje je do wiadomości.
Mówią, że apetyt rośnie w miarę jedzenie. Po lekturze „Domu bijących serc” mam chrapkę na więcej, więc z niecierpliwością będę wyczekiwać publikacji „Domu składanych obietnic”— trzeciego tomu serii, który swoją premierę będzie miał już pod koniec kwietnia.
Po lekturze pierwszego tomu serii „Królestwo Wron” byłam bardzo ciekawa, dalszej części tej historii, dlatego chciałam przeczytać „Dom bijących serc” zaraz po „Domu trzepoczących skrzydeł”. Jednak nie byłam pewna czy dam radę wytrzymać taką dawkę irytującej głównej bohaterki na raz, dlatego zdecydowałam się jednak odwlec czytanie w czasie. Czy była to dobra decyzja? Już...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-27
Na początku roku podjęłam decyzję, aby w tym roku wziąć udział w #wyzwanieLC2024. Tematem lutowego wyzwania czytelniczego było przeczytanie książki, która została nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2023. Zadanie niby proste, a jednak kiedy zaczęłam przeglądać nominacje, których nie miałam okazji wcześniej czytać, nagle wybór okazał się bardzo trudny. Ostatecznie padło na książkę z kategorii romantasy - "Dom trzepoczących skrzydeł" autorstwa Olivii Wildenstein. Czy w mojej ocenie ta publikacja słusznie trafiła na listę nominowanych? Już spieszę z wyjaśnieniem.
Główną bohaterką historii jest Fallon Rossi. Pozbawiona magicznej mocy Fae półkrwi, którą w przeciwieństwie do innych mieszkańców Luce, kochają morskie stworzenia. Przez swoje pochodzenie dziewczyna jest pogardzana przez większość Fae czystej krwi. Pewnego dnia wyrocznia przepowiada jej, że gdy uwolni wrony, zostanie królową.
Rozradowana Fallon, której serce należy do Dantego Regio — brata obecnego króla, decyduje się podjąć misji zebrania żelaznych statuetek, które mają pomóc jej w pozbawieniu korony obecnego władcy i oddaniu jej swojemu ukochanemu, który zasiadłby na tronie, z nią, jako królową u swego boku. Czy Fallon wykona swoje zadanie? Czy ona i Dante będą razem władać królestwem Luce? Jakie tajemnice wyjdą na jaw, gdy wszystkie wrony zostaną uwolnione? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że chociaż "Dom trzepoczących skrzydeł" przypadł mi do gustu, wydaje mi się, że sama nominacja do plebiscytu Książka Roku 2023 jest trochę na wyrost. Myślę, że chociaż nie czytam zbyt wielu książek z kategorii romantasy, wśród przeczytanych publikacji znalazłabym takie, które bardziej zasługiwałyby na znalezienie się w tym zaszczytnym gronie.
Sama fabuła książki i opisany przez autorkę świat są interesujące i przykuwające uwagę czytelnika. Chociaż książka ma ponad 600 stron, czyta się ją dość płynnie i w zasadzie poza nieco przedłużającym się początkiem, nie ma się w tej kwestii, do czego przyczepić. Bardzo podobał mi się sam pomysł poszukiwania wron i co za tym idzie, wszystkie kwestie związane z tajemniczym podniebnym królestwem oraz to, że wszelkie skrzętnie skrywane tajemnice wychodzą na jaw dopiero po czasie i to w najmniej spodziewanym przez czytelnika momencie.
Natomiast jeśli chodzi o kreację bohaterów, to cóż... Tutaj "Dom trzepoczących skrzydeł" wypadł nieco gorzej. Główna bohaterka — Fallon była w mojej ocenie strasznie irytującą, niedojrzałą i naiwną istotą. W trakcie czytania nieraz ubolewałam nad jej głupotą i zastanawiałam się, czy nie jest ona przypadkiem wchodzącą w okres dojrzewania nastolatką, która sama nie wie, czego chce. Zdecydowanie bardziej polubiłam te mniej znaczące postacie i cieszyłam się za każdym razem, kiedy to właśnie one pojawiały się na horyzoncie. Myślę, że gdyby autorka bardziej popracowałaby nad kreacją Fallon pierwszy tom "Królestwa Wron" zająłby naprawdę wysoką pozycję w moim rankingu przeczytanych książek, a tak uplasował się gdzieś w połowie stawki.
Niemniej jednak na pewno sięgnę po kolejną odsłonę tej serii, ponieważ jestem ciekawa, jak Fallon odnajdzie się w nowej rzeczywistości.
Na początku roku podjęłam decyzję, aby w tym roku wziąć udział w #wyzwanieLC2024. Tematem lutowego wyzwania czytelniczego było przeczytanie książki, która została nominowana w Plebiscycie Książka Roku 2023. Zadanie niby proste, a jednak kiedy zaczęłam przeglądać nominacje, których nie miałam okazji wcześniej czytać, nagle wybór okazał się bardzo trudny. Ostatecznie padło na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-02-11
"Gnijące miasteczko" Skyli Arndt to książka, na której przeczytanie czekałam z niecierpliwością od momentu, kiedy w ogóle o niej usłyszałam. Teraz gdy jestem już po lekturze, sama nie wiem, co mam na jej temat napisać. Dlaczego? Z jednej strony była intrygująca, pomysł na fabułę bardzo ciekawy, ale z drugiej czuję się trochę rozczarowana, bo po książce nominowanej do nagrody Goodreads Choice Awards 2023 w kategorii Best Young Adult Fiction spodziewałam się dużo, dużo więcej.
Głównymi bohaterami historii są byli najlepsi przyjaciele Wil Greene i Elwooda Clarke. Dlaczego para już się nie przyjaźni? Wszystko między nimi popsuło się przez sprawę zaginięcia matki dziewczyny, która zniknęła bez śladu ponad rok wcześniej. Chociaż policja jest gotowa uznać sprawę za zamkniętą Wil przeczuwa, że jej mamie stało się coś złego, a za wszystko odpowiedzialna jest rodzina Elwooda. Czy dziewczyna odkryje prawdę? Czy Wil i Elwood jeszcze kiedyś odbudują swoją przyjaźń?
Jedno jest pewne. Będzie im bardzo trudno, szczególnie że wraz z ukończeniem osiemnastego roku życia Clarke będzie musiał porzucić szkołę i poświęcić swoje życie wspólnocie kościoła – Ogrodowi Adama. Czy ostatecznie Elwood dołączy do ojca pastora? Co stanie się, kiedy chłopak odkryje, po co tak naprawdę jest potrzebny swojemu ojcu? Czy Wil okaże się jedyną osobą, której Elwood może zaufać? Jaką tajemnice skrywa miasteczko, w którym mieszkają? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że historia miała bardzo duży potencjał, lecz w mojej ocenie pozostał on niewykorzystany. Czytając "Gnijące miasteczko" miałam trochę wrażenie, jakbym znalazła się w takim horrorze klasy B. Fabuła, chociaż wydawała się naprawdę interesująca, w pewnym momencie rozminęła się gdzieś z pierwotnym planem. Niby wszystko zaczęło się od zaginięcia matki głównej bohaterki, ale ten wątek nie został zbytnio pociągnięty, więc w zasadzie można powiedzieć, że był jedynie pretekstem do zapoczątkowania całej historii. Kolejny wątek, który bardzo szybko się zakończył to kwestia odkrywania historii miasta, liczyłam na dobrą zabawę podczas składania w całość kolejnych elementów układanki, jednak niestety musiałam obejść się smakiem.
Jeżeli miałabym jednak wybrać element tej publikacji, który najbardziej mnie rozczarował to było to zakończenie. Nie będę jednak rozpisywać się na ten temat, żeby nie spoilerować tym, którzy jeszcze nie mieli okazji czytać książki, dlatego wspomnę jedynie, że po odwróceniu ostatniej strony nie pozostało mi nic innego, jak tylko przewrócić oczami.
Chociaż lektura "Gnijącego miasteczka" okazała się dla mnie rozczarowująca, polecam samemu przekonać się, czy jest to lektura dla Was.
"Gnijące miasteczko" Skyli Arndt to książka, na której przeczytanie czekałam z niecierpliwością od momentu, kiedy w ogóle o niej usłyszałam. Teraz gdy jestem już po lekturze, sama nie wiem, co mam na jej temat napisać. Dlaczego? Z jednej strony była intrygująca, pomysł na fabułę bardzo ciekawy, ale z drugiej czuję się trochę rozczarowana, bo po książce nominowanej do...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2024-01-27
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją kolejnej książki, która została wybrana do przeczytania w ramach naszej czytelniczej akcji @czytaniezwiedzmami. Tym razem za sprawą Waszych głosów mogłam zapoznać się z twórczością Rachel Gilling, zagłębiając się w świat, który stworzyła w "Oknie skąpanym w mroku".
Główną bohaterką historii jest Elspeth Spindle. Kiedy była małą dziewczynką, tajemnicza gorączka sprawiła, że w jej żyłach zaczęła krążyć magia. Niestety w spowitym mgłą Blunder, w którym mieszka, każdy skażony tym rodzajem magii, zostaje odnaleziony i stracony. Jednak pewnego dnia, Elspeth cudem udaje się uniknąć schwytania przez grupę uzdrowicieli, którzy przeczesują królestwo w poszukiwaniu, takich jak ona. Powodzenia w ucieczce nie zapewnia jednak swoim umiejętnościom, a tajemniczemu głosowi, który zamieszkał w jej umyśle, gdy kiedyś dotknęła karty Koszmaru — jednej z dwunastu Kart Opatrzności, których zebranie jest kluczem do zdobycia lekarstwa przeciwko magicznej infekcji oraz uwolnienia Blender od mgły. Czy Elspeth przyczyni się do tego?
Samej byłoby jej bardzo trudno, ale z pomocą spotkanego w lesie rozbójnika, który jest jednocześnie siostrzeńcem samego króla i kapitanem jego kawalerzystów zadanie wydaje się nieco prostsze. Czy Elspeth i Ravyn dokonają niemożliwego? Czy cena, jaką przyjdzie im zapłacić za używanie magii, nie okaże się zbyt wysoka? Kim jest tajemniczy głos, który zamieszkał w głowie panny Spindle? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że chociaż opis książki znajdujący się na tylnej części okładki był zachęcający, zupełnie nie przygotował mnie na to, co faktycznie znajduje się w środku tej publikacji. Byłam przekonana, że będzie to kolejne lekkie romantasy, których ostatnimi czasy nie brakuje na rynku wydawniczym. Tymczasem otrzymałam historię, w której watek romantyczny jest tylko dodatkiem do rozbudowanej fabuły pełnej intryg i tajemnic.
Bardzo podobał mi się stworzony przez autorkę świat. Zarówno fabuła, jak i postacie zasługują na uwagę, jednak nie będę rozpisywać się na ten temat, żeby nie psuć Wam zabawy z samodzielnego odkrywania Blunder i jego tajemnic, ponieważ uważam, że aby w pełni odczuć tę wyjątkowość, złożoność i dbałość o szczegóły — trzeba po prostu samodzielnie zagłębić się w lekturze tej książki.
Myślę, że "Okno skąpane w mroku" to jedna z tych historii, które zostaną w mojej pamięci na dłużej. Nie mogę doczekać się, aż będę mogła sięgnąć po kolejny tom i tak jak sugeruje nazwa serii — odkryć wszystkie "Tajemnice Króla Shepherda".
Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją kolejnej książki, która została wybrana do przeczytania w ramach naszej czytelniczej akcji @czytaniezwiedzmami. Tym razem za sprawą Waszych głosów mogłam zapoznać się z twórczością Rachel Gilling, zagłębiając się w świat, który stworzyła w "Oknie skąpanym w mroku".
Główną bohaterką historii jest Elspeth Spindle. Kiedy była małą...
2023-12-26
Lubicie retellingi?
Jeżeli i mnie chodzi to, chociaż kiedyś byłam nastawiona do nich nieco sceptycznie, teraz gdy tylko widzę wzmiankę, że książka jest retellingiem, od razu wpisuję ją na swoją listę publikacji do przeczytania! Dlatego też nie inaczej było w przypadku "Klątwy cierni" autorstwa Mai Haber.
Główną bohaterką historii jest Natia, która zamieszkała z Waldorffami, jako niemowlę — nieślubne dziecko ojca rodziny. Gdy dziewczyna podrosła, stała się służącą dla swojej macochy i jej dwóch córek, które nie traktowały jej jak członka rodziny. Chociaż Natia miała oparcie w ojcu i swoim starszym bracie, z każdym kolejnym dniem miała coraz bardziej dość swojego życia. Jej największym marzeniem było rozpoczęcie nauki krawiectwa u boku najznamienitszej krawcowej w stolicy i pewnego dnia nadarzyła się ku temu świetna okazja. Jednak, aby spełnić swoje marzenie, Natia została postawiona przed trudnym wyborem. Czy dziewczyna zdecydowała się podjąć niebezpiecznego zadania?
Aby Natia mogła wykonać powierzoną jej misję, musi znaleźć sposób, aby dostać się na królewski bal. Nie jest to jednak tak proste, jak mogłoby się wydawać, ponieważ królowa regentka wdrożyła z tej okazji szczególne środki ostrożności. Królestwo Lagorii bowiem od lat żyje w strachu przed proroctwem, które nie dopełniło się ostatnim razem. Przed laty, gdy królowa powiła bliźnięta, jedna z wiedźm przepowiedziała, że młodszy z braci zgładzi drugiego. Szczęśliwie książę Arun został uratowany, ale odseparowanie od siebie bliźniąt stało się nieuniknione, dlatego niedoszły bratobójca Rakshan został zamknięty w miejscu, którego nie zdoła opuścić nawet pomimo władania potężną magią. Czy Shan znajdzie sposób, aby opuścić zamek, który stał się jego więzieniem? Czy Bestia, którą się stał, zagraża bezpieczeństwu królestwa? Jaką rolę w walce braci odegra Natia? Tego dowiecie się, sięgając po "Klątwę cierni" autorstwa Mai Haber.
Muszę przyznać, że jak do tej pory był to zdecydowanie najlepszy pomysł na retelling, z jakim miałam okazję się zapoznać. Jestem tym bardziej pod wrażeniem, że jest to debiut literacki autorki, a jak dobrze wiemy, początki przygody z pisaniem, nie zawsze bywają udane.
Bardzo podobało mi się ukazanie tego, jak Shan cierpiał z powodu swojej samotności, która doskwierała mu, mimo iż miał u swego boku dwie ważne dla niego osoby. Scena z jedną z nich była opisana tak emocjonująco, że podczas jej czytania uroniłam kilka łez, za co Mai Haber należy się duży plus.
Myślę, że na uwagę zasługuje również plot twist, który może nie był aż tak spektakularny, jak można by było się spodziewać, ale stał się swego rodzaju spoiwem całej historii, dlatego zaliczam go na plus.
W zasadzie jedyne, do czego mogę się przyczepić to wątek romantyczny pomiędzy Natią a Rakshanem. W mojej ocenie został on niepotrzebnie spłycony. Można było spokojnie rozciągnąć go w czasie, dzięki czemu ich uczucie nie pojawiłoby się znikąd, a wyszłoby bardziej naturalnie i realistycznie.
Jeżeli chodzi natomiast o kunszt pisarski autorki to, mimo że jej styl jest dość lekki i przyjemny, niestety zauważyłam kilka niedociągnięć, które nieco zepsuły mi odbiór książki. Niestety podczas czytania po raz kolejny miałam wrażenie, że tekst ominął redakcję i korektę, a szkoda, bo wyeliminowanie błędów językowych i literówek sprawiłoby, że publikacja zasługiwałaby na jedną z najwyższych ocen.
Jednakże pomimo tych drobnych potknięć "Klątwa cierni" to historia, która jest przepełniona magią i emocjami, więc myślę, że wielbicielom zarówno baśni o "Kopciuszku", jak i "Pięknej i Bestii" przypadnie do gustu, nawet pomimo tych kilku błędów, które nawet niewprawiony czytelnik będzie w stanie wyłapać.
Lubicie retellingi?
Jeżeli i mnie chodzi to, chociaż kiedyś byłam nastawiona do nich nieco sceptycznie, teraz gdy tylko widzę wzmiankę, że książka jest retellingiem, od razu wpisuję ją na swoją listę publikacji do przeczytania! Dlatego też nie inaczej było w przypadku "Klątwy cierni" autorstwa Mai Haber.
Główną bohaterką historii jest Natia, która zamieszkała z...
2023-11-11
Nastał listopad, więc przyszedł czas na przeczytanie kolejnej książki w ramach akcji @czytaniezwiedzmami. Tym razem padło na "Studium zatracenia" autorstwa Avy Reid. Czy wybrana przez obserwatorów lektura okazała się tą, która zagości w moim sercu na dłużej? Już spieszę z wyjaśnieniem.
"Studium zatracenia" to przede wszystkim historia Effy Sayre. Studentki pierwszego roku architektury, która od zawsze wierzyła w baśnie. Nie wyglądało to jednak tak, jak u każdej małej dziewczynki, która gdy tylko zaczyna dorastać, zdaje sobie sprawę, że wszystkie bajki, które zdołała poznać za młodu, są jedynie fikcją. W tej kwestii Effy różni się od swoich rówieśników. Od dzieciństwa nawiedzają ją bowiem wizje przedstawiające Baśniowego Króla. Czy zatem jest to znak, że dziewczyna jest szalona?
Jedno jest pewne. Effy nigdy nie miała łatwego życia, a dołączenie do grona studentów prestiżowej Ilyrskiej uczelni nic nie zmieniło w tej materii. Odkąd wśród szkolnych murów, zaczęła krążyć plotka na temat jej zażyłości z jednym z profesorów, jedynym ukojeniem dla jej zszarganych nerwów jest zagłębianie się w ulubionej lekturze powieści Angharad, której autorem jest Emrys Myrddin. W swojej książce mężczyzna opowiada historię dziewczyny, która zakochuje się włąśnie w Baśniowym Królu tylko po to, żeby potem go zniszczyć.
Dzięki znajomości dzieł literackich Myrddina Effy udaje się wygrać konkurs na zaprojektowanie domu zmarłego pisarza, który został ogłoszony przez jego rodzinę. Czy dzięki temu uda jej się odnaleźć swoje przeznaczenie? Czy zrujnowaną posiadłość mieszczącą się na krawędzi urwiska da się w ogóle odbudować? Czy przebywający w Hiraeth student literatury — Preston Héloury, który za wszelką cenę pragnie udowodnić, że pisarz był oszustem, stanie się jej sprzymierzeńcem, czy wrogiem? Po odpowiedzi na te pytania odsyłam Was do lektury.
Muszę przyznać, że po zobaczeniu okładki i przeczytaniu opisu tej historii miałam bardzo wielkie oczekiwania! Spodziewałam się dobrej, klimatycznej historii, która dosłownie zwali mnie z nóg i będzie trzymała mnie w napięciu od początku do końca. Niestety. Wykonanie, pomimo ogromnego potencjału, jaki miała ta historia, zupełnie nie trafiło w mój gust.
Z początku bardzo trudno było mi w ogóle ruszyć z czytaniem. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie fakt, że książka została wybrana do listopadowej dyskusji, najprawdopodobniej porzuciłabym ją po kilku początkowych rozdziałach. Jestem osobą, która przynajmniej w mojej ocenie, dość szybko czyta, jednak w przypadku tej konkretnej publikacji, skończenie trzech pierwszych odsłon zajęło mi dwa dni.
Styl pisania autorki był dla mnie straszliwie nużący. Ilość opisów, które w mojej ocenie nie wnosiły niczego do całej historii, przyprawiała mnie wręcz o ból głowy, dlatego w pewnym momencie postanowiłam przerzucić się z ebooka na audiobook. Czy to pomogło? Wydaje mi się, że tak, ale może była to też zasługa tego, że w pewnym momencie akcja ruszyła z kopyta i wreszcie zaczęły pojawiać się w tej historii wątki, które intrygowały i wzbudzały niekiedy skrajne emocje.
Jednym z jasnych elementów tej lektury jest niewątpliwie postać Baśniowego Króla, którego każdorazowe pojawienie się wzbudzało zainteresowanie i rozsiewało dozę tajemnicy, mroku i przede wszystkim magii, która tworzyła niepowtarzalny klimat.
Na uwagę zasługuje również wątek romantyczny, który, chociaż rozwija się bardzo powoli, sprawia, że chce się tę lekturę przeczytać do końca, aby dowiedzieć się, czy uczucie, które połączyło dwójkę bohaterów, było w stanie przetrwać nawet najgorsze momenty w ich życiu.
Nastał listopad, więc przyszedł czas na przeczytanie kolejnej książki w ramach akcji @czytaniezwiedzmami. Tym razem padło na "Studium zatracenia" autorstwa Avy Reid. Czy wybrana przez obserwatorów lektura okazała się tą, która zagości w moim sercu na dłużej? Już spieszę z wyjaśnieniem.
"Studium zatracenia" to przede wszystkim historia Effy Sayre. Studentki pierwszego roku...
"Noc upadku" to moje pierwsze spotkanie z autorką Magdaleną Szponar. Chociaż w swojej domowej biblioteczce mam kilka książek jej autorstwa postanowiłam zacząć od tej z gatunku fantasy, ponieważ moim tegorocznym książkowym wyzwaniem jest przeczytanie większej ilości książek z tego gatunku, niż w zeszłym roku. Czy lektura tej publikacji okazała się zatem literacką ucztą? Już spieszę z wyjaśnieniem.
"Noc upadku" jest promowana jako dark fantasy. I szczerze powiedziawszy właśnie to, opis wydawcy oraz przepiękna okładka, która od razu skojarzyła mi się ze skrzętnie skrywaną tajemnicą, skłoniły mnie do tego, aby sięgnąć po tę książkę. Zmiennokształtni, odnaleziona na skraju Ostatniego Boru tajemnicza kobieta, wojny rodów, ostatni smok i noc Stormvollu — to wszystko brzmiało bardzo obiecująco. I byłam naprawdę bardzo podekscytowana na samą myśl o rozpoczęciu czytania. Czy zatem lektura spełniła moje oczekiwania? Niestety nie i z przykrością stwierdzam, że dla mnie opisana historia była zwyczajnie nudna.
Na samym początku znajduje się obszerna legenda oraz wykaz nazw i opisy wszelkiego rodzaju stworzeń, które można spotkać w Neneatrii. Muszę przyznać, że bardzo mi się to spodobało, ponieważ, kiedy autor decyduje się urozmaicić swoją historię taką ilością stworzonych przez siebie słów, bardzo trudno jest od razu wszystko spamiętać i zawsze można zerknąć do ściągi. Dlatego, akurat tę kwestię uważam za plus.
Zresztą pierwsze spotkanie z bohaterami również przypadło mi do gustu. Powrót Nieustępliwego Niedźwiedzia do domu ze znalezioną na skraju Boru Valeą, czy pojawienie się ostatniego smoka. Wszystkie te zdarzenia napawały mnie optymizmem, natomiast im historia posuwała się na przód, tym w mojej ocenie było tylko gorzej.
Przedstawiony w książce świat może i został w jakiś sposób wykreowany, ale jednocześnie do fabuły została wprowadzona taka ilość różnorakich wątków, że wszystko zlało mi się w jedną wielką plamę, którą można określić tylko jednym słowem — chaos.
Zresztą sama relacja między bohaterami również nie przypadła mi do gustu. O ile nie mam nic do trójkątów miłosnych w literaturze, ponieważ najczęściej dodają niezłego pazura i nakręcają całą fabułę, w tym konkretnym przypadku ten wątek wypadł bardzo słabo. I już nawet nie czepiam się tego, że cała trójka była sobie w jakiś sposób przeznaczona, a uczucia między nimi pojawiły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jednak wszelkie sceny erotyczne naprawdę wołają tutaj o pomstę do nieba. Niedopracowane, wulgarne i sprowadzone do samego aktu, co jest trochę sprzeczne z tym "magicznym" rozkwitem uczuć, o którym wspominałam wcześniej. Nie, nie i jeszcze raz nie. Wprowadzanie na siłę aktów zbliżeń między bohaterami nigdy nie wychodzi na plus, kiedy te sceny są opisywane właśnie w taki sposób.
Czy mam zamiar sięgnąć po kolejną część serii "Bestiariusz Ciemności"? Zdecydowanie nie, natomiast z pewnością zdecyduję się przeczytać inną książkę autorki, aby przekonać się, czy "Noc upadku" to tylko wypadek przy pracy, czy jednak jej twórczość totalnie nie wpisuje się w mój gust literacki.
"Noc upadku" to moje pierwsze spotkanie z autorką Magdaleną Szponar. Chociaż w swojej domowej biblioteczce mam kilka książek jej autorstwa postanowiłam zacząć od tej z gatunku fantasy, ponieważ moim tegorocznym książkowym wyzwaniem jest przeczytanie większej ilości książek z tego gatunku, niż w zeszłym roku. Czy lektura tej publikacji okazała się zatem literacką ucztą? Już...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to