-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
Niech to się już skończy...
Chyłka i Kordian- dwójka bohaterów, która dalej po tylu książkach wie mniej niż przeciętny gliniarz, mimo, że do pomocy mają hackera, który w darknecie i deepwebie znajdzie brudy na każdego człowieka na świecie.
Całość była męcząca, zero nowości, dziesiątki zapchanych dosłownie niczym stron, pustych dialogów, których sens i celowość ma na celu przedłużenie męki. Tego się nawet przyjemnie już nie czytało. Główny wątek był nudny jak flaki z olejem, a całość trochę wydawała się przytykiem w stronę TVN-u za zakończenie/zmianę serii, stąd teksty wyśmiewające Leksusa jak i bezpośredni wątek Langera.
Mnie osobiście, jakkolwiek zła fabularnie by książka była, Mróz przyzwyczaił do tego, że lekko się jego twory czyta i na końcu dostajemy wyjaśnienie, raz lepsze raz gorsze - wiadomo. Tym razem całość była wypchana nieudolnymi cliffhangerami w prawie każdym rozdziale, aż zniechęcając do dalszego czytania. Zabieg ten traci swoje znaczenie jak pojawia się non stop.
Samo zakończenie oceniam jako dość głupie, nie da się tej opinii rozwinąć bez spoilerowania, ale spodziewałem się czegoś lepszego, a raczej czegokolwiek sensownego.
Po kolejną z cyklu raczej nie sięgnę, sam autor w posłowiu wygląda jakby już nie miał pomysłów i w sumie patrząc na zakończenie tej części chyba jestem w stanie sobie wyobrazić dalsze losy bohaterów.
Niech to się już skończy...
Chyłka i Kordian- dwójka bohaterów, która dalej po tylu książkach wie mniej niż przeciętny gliniarz, mimo, że do pomocy mają hackera, który w darknecie i deepwebie znajdzie brudy na każdego człowieka na świecie.
Całość była męcząca, zero nowości, dziesiątki zapchanych dosłownie niczym stron, pustych dialogów, których sens i celowość ma na celu...
Lekkie pióro autora jest chyba największym problemem tej książki. Tak samo szybko jak się to czyta, tak samo szybko można i warto zapomnieć ten twór w całości. Dostajemy tutaj jakiś zlepek pomysłów na książkę, do czego Mróz przyznaje się w posłowiu, co działa bardzo źle na całość. Na początku narrator pierwszoosobowy, potem trzecioosobowy. Ewidentnie każda opinia podkreśla, że gdzieś w okolicach setnej strony nastąpił powrót do pomysłu pisania tej książki, która pierwotnie miała chyba zmierzać w inną stronę.
Sama historia w pierwszych momentach łudząco przypominała mi konstrukcję z serialu "Dark", i te 3 punkty są tylko dlatego, że nie okazało się to totalnym zerżnięciem pomysłu.
Na miejscu autora zwróciłbym uwagę, że wszystkie książki, do których wracał po latach są tymi najsłabiej ocenianymi. Wiadomo, że fabryka musi chodzić, ale tutaj ktoś już jakiś czas temu odpalił autopilota, a cały dział kontroli jakości został chyba zwolniony jako pierwszy. Nie polecam zarówno jako fan sci-fi/fantasy. Zmarnowany czas, nielogiczne decyzje bohaterów (zwłaszcza głównej bohaterki), różne style pisania przecinające całą książkę i sama fabuła jakby pisana na zamówienie lobby by Covida bać się jak najdłużej.
Lekkie pióro autora jest chyba największym problemem tej książki. Tak samo szybko jak się to czyta, tak samo szybko można i warto zapomnieć ten twór w całości. Dostajemy tutaj jakiś zlepek pomysłów na książkę, do czego Mróz przyznaje się w posłowiu, co działa bardzo źle na całość. Na początku narrator pierwszoosobowy, potem trzecioosobowy. Ewidentnie każda opinia podkreśla,...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Rozmowy Pokojowe” w oryginale miały być jedną książką. Rozrosły się rzekomo do takiej wielkości, że wydawca wymusił na Butcherze podzielenie historii na dwie. Tak też otrzymaliśmy „Pole Bitwy” jako drugą książkę z cyklu Dresdena w tym roku. Czy zabieg ten był konieczny? Szczerze mówiąc sądząc po ilości stron dwóch książek uważam, że nie. Czy sama historia na tym ucierpiała? Moim zdaniem nie.
Harry Dresden na przestrzeni lat mierzył się z wieloma przeciwnikami. W zdecydowanej większości były to istoty silniejsze niż on, tym razem nie może być inaczej. Ethniu, ostatnia z Tytanów wydała wojnę ludzkości, a za pole bitwy zostało wybrane właśnie Chicago. Trup ściele się gęsto a w powietrzu czuć krew. Nikt nie jest bezpieczny gdyż każda z postaci jest dla Ethniu niczym więcej jak mucha dla człowieka.
Cała książka jest gigantycznym fan-serwisem w najlepszym wydaniu. Dostarcza nam kilka odpowiedzi, na niektóre czekaliśmy od dawna. W ciekawy sposób podsumowuje wydarzenia z dwóch książek. Pojawia się również postać, której nie widzieliśmy od bardzo dawna, a towarzystwo w jakim się ta postać znajduje wprawia doświadczonych w boju Strażników w osłupienie. Dialogi wypełnione humorem, sytuacyjnymi żartami oraz wyrazistość postaci są już chyba charakterystyką Butchera.
Wypełniona akcją, pełna cliffhangerów zmusza do czytania dalej i dalej. Skończona za jednym podejściem w długiej sesji wraz z zarwaną nocą, ale było definitywnie WARTO. Typowo dla Butchera dostajemy odpowiedzi na kilka nurtujących pytań aby dostać nowe zagadki. Pionki na supernaturalnej planszy przesuwają się coraz częściej i każda ze stron chce wygrać tą grę, a stawka tej rozgrywki jest coraz bardziej widoczna dla Harryego, który wydaje się coraz lepiej rozumieć swoje przeznaczenie. Pozycja obowiązkowa dla każdego fana, wynagradza wieloletni czas oczekiwania oraz uniewinnia zabieg podzielenia jednej książki na dwie – przy takiej jakości pisania mogą dzielić je i na trzy, niech tylko wychodzą tak samo często.
„Rozmowy Pokojowe” w oryginale miały być jedną książką. Rozrosły się rzekomo do takiej wielkości, że wydawca wymusił na Butcherze podzielenie historii na dwie. Tak też otrzymaliśmy „Pole Bitwy” jako drugą książkę z cyklu Dresdena w tym roku. Czy zabieg ten był konieczny? Szczerze mówiąc sądząc po ilości stron dwóch książek uważam, że nie. Czy sama historia na tym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Akta Dresdena odkryłem w 2016 roku, opis pierwszej części był dość ciekawy, skusiła mnie i do dziś nie żałuję. Pierwsze kilka tomów jest zdecydowanie słabsze od reszty, jednak z perspektywy już ponad 15 książek wiem, że było to konieczne aby wspaniale wykreować świat i zasady w nim obowiązujące, dzięki czemu każda kolejna książka jest po prostu coraz lepsza, co samo w sobie stanowi dowód kunsztu Jima Butchera, bo chyba mało kto z nas jest w stanie z pamięci podać przykłady kolejnych części serii, które z czasem stawały się coraz lepsze.
Wszystkie książki przeczytałem po 2 razy, a niektóre, te ulubione, nawet więcej. Tutaj jednak da się odczuć to, że autor trochę zagubił się we własnej masywnej historii bo da się tutaj wyczytać kilka niespójnych z poprzednią książką faktów, ale to raczej można według mnie zrzucić na jego beta-czytelników, z których Butcher wielokrotnie mówił, że korzysta. Nie można się dziwić, w końcu facet ma w głowie zarys fabularny kilku alternatywnych wersji 23/24 książek spójnej fabuły jednego bohatera.
Czego w skrócie dotyczy fabuła ksiązki? Fomor, dawny wróg z krainy mórz i oceanów, który wypełnił lukę po Czerwonym Dworze, zaproponował podjęcie rozmów pokojowych. Oczywiście nie trzeba zgadywać, że lokalizacja tych rozmów to Chicago, nad którym Harry rozciągał zawsze swoją opiekę. Tymczasem każda ze stron związana z Harrym wymaga od niego rzeczy, które nie dość, że szkodzą samemu Harry’emu to jeszcze mogą wywołać kolejną wojnę.
Sama książka od początku była zapowiadana na najbardziej napakowaną akcją książkę w serii, co biorąc pod uwagę akcję ze „Zmian” czy niewydanego jeszcze w Polsce „Skin Game” mówiło dość dużo. Mało tego autor wydaje również kilkanaście krótkich historyjek, z których jedna jest czasowo osadzona po wydarzeniach z książki nr. 16 i 17. Mając więc w głowie świadomość jak wypełniona akcją może być ta książka nie mogłem się doczekać aż zacznę ją czytać, a moją radość pogłębiło to, że Butcher oficjalnie ogłosił, że rozpisał się tak mocno iż postanowiono podzielić fabułę jednej książki na dwie, z czego ta druga ma mieć swoją premierę we wrześniu tego roku.
Do tej pory każda książka, mimo dziejącej się w tle głównej intrygi stanowiła zamkniętą całość i sprawa, w którą ubabrał się Harry zawsze była rozwiązywana. Ta książka z kolei jest niczym więcej jak baaaardzo długim wstępem tego co nas czeka w odsłonie numer 17 pt. „Battle Ground”. Mimo to zawiera wiele smaczków i oferuje moim zdaniem dość sporą ilość fanserwisu w postaci ukazania nam potęgi jednej z postaci, której moce od przeszło 10 tomów stanowiły zagadkę. Historia oraz postaci poznawane przez Harry’ego przez 15 książek przewijające się podczas tytułowych rozmów dają niesamowity klimat. Mimo tego wszystkiego nie mogę się oprzeć wrażeniu, że podzielenie książki na dwie jest swego rodzaju skokiem na kasę. Autor od 2014 nie wydał ani jednej pozycji z cyklu Akt Dresdena przez rozterki w życiu prywatnym , ta część liczy sobie raptem trochę ponad 300 stron, a kolejna ma mieć ok. 500, więc rozmiary byłyby trochę większe niż „Zimne Dni” lub „Skin Game”.
Mimo tego wszystkiego nie da się odczuć zmęczenia materiału, postaci dalej są wyraziste, jest sporo humoru i czyta się to po prostu świetnie. W mojej ocenie najsłabsza część wydana od tomu nr. 7 ale jest to wynikiem podzielenia jednej książki na dwie.
Akta Dresdena odkryłem w 2016 roku, opis pierwszej części był dość ciekawy, skusiła mnie i do dziś nie żałuję. Pierwsze kilka tomów jest zdecydowanie słabsze od reszty, jednak z perspektywy już ponad 15 książek wiem, że było to konieczne aby wspaniale wykreować świat i zasady w nim obowiązujące, dzięki czemu każda kolejna książka jest po prostu coraz lepsza, co samo w sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rozpal przed człowiekiem ognisko, a ogrzejesz go tylko na chwilę, podpal go, a ogrzejesz go do końca życia. Jest to jedna z dywiz jakie Harry wyznaje.
Ma nową pracę, nie jest z niej do końca zadowolony, a jego nowa szefowa jest nie dość, że bardzo straszna i potężna to jeszcze lubi rozgrywać własne gry, często kosztem innych. Dlatego też nie dziwi, że pierwsze zadanie jakie dostaje Harry jest... niewykonalne i bezsensowne. Czy jest to kolejna gra ze strony potężnej Mab, czy chce się ona tylko pozbyć Harryego?
Świetny humor, doskonałe dialogi oraz pędząca akcja to najlepszy sposób w jaki można opisać rozdział Zimne Dni. Butcher nie zawodzi w 14stej już odsłonie swojej historii, dziwi to jak to wszystko razem dalej trzyma się kupy i dokładnie ze sobą zgrywa. Teorie fanów mnożą się i troją, a na odpowiedzi przyjdzie jeszcze trochę poczekać.
Rozpal przed człowiekiem ognisko, a ogrzejesz go tylko na chwilę, podpal go, a ogrzejesz go do końca życia. Jest to jedna z dywiz jakie Harry wyznaje.
Ma nową pracę, nie jest z niej do końca zadowolony, a jego nowa szefowa jest nie dość, że bardzo straszna i potężna to jeszcze lubi rozgrywać własne gry, często kosztem innych. Dlatego też nie dziwi, że pierwsze zadanie...
Książkę tą można podzielić na dwie części. Pierwsza z nich, niestety stanowiąca zdecydowaną większość książki wydaję się być strasznym rozgardiaszem i ciężko jest się skupić na tym co się czyta. Widać tu ewidentny znak czasu i fakt pisania jej w różnym zbyt odległym od siebie czasie i edytowaniu pewnych pomysłów. Bezosobowe dialogi, postaci wyprane z emocji i jakiejkolwiek użyteczności, a akcja prowadzona w tempie ślimaka po pavulonie. Główna fabuła i cały zamysł na tą książkę wydaje mi się zupełnie pomylony. Załoganci misji Ara Maxima wracają na Ziemię i zamiast realizować jedyną słuszną i ważną misję wynikającą z imperatywu ludzkiego - ocalenie ludzkiej rasy, ci bawią się z chory plan Hakona. Pytanie jakie mamy zadane na samym początku jest ciekawe - co doprowadziło do tak szybkiej decyzji o wysłaniu Accipiterowi kolejnego statku na pomoc?
Niestety nawet druga, ta lepsza część książki, której jakość stoi na podobnym, ale dalej niższym poziomie jakości co Chór, nie daje nam odpowiedzi na to pytanie. Rozwiązanie akcji dla mnie osobiście jest pokazaniem czytelnikowi środkowego palca z możliwością zostawienia sobie furtki na część trzecią.
Widać tutaj dobitnie czemu ta książka przeleżała w szafce Mroza tyle czasu, a wydanie jej lekko zredagowanej tylko ze względu na odzyskanie praw do jedynki mówi samo za siebie, zresztą autor sam tego nie ukrywa.
Szkoda, mam nadzieje, że nie będzie to kontynuowane, zwłaszcza na tym poziomie.
Książkę tą można podzielić na dwie części. Pierwsza z nich, niestety stanowiąca zdecydowaną większość książki wydaję się być strasznym rozgardiaszem i ciężko jest się skupić na tym co się czyta. Widać tu ewidentny znak czasu i fakt pisania jej w różnym zbyt odległym od siebie czasie i edytowaniu pewnych pomysłów. Bezosobowe dialogi, postaci wyprane z emocji i jakiejkolwiek...
więcej mniej Pokaż mimo to
Rozumiem, że każdy człowiek może mieć inny gust, ale cykl z panem Zaorskim już drugi raz udowadnia, że pomysły w maszynie do pisania się chyba kończą, a "śmiałe" negatywne zakończenia służą jako ostatni bodziec mający dać nam tzw. efekt WOW, co jak widać na podstawie oceny książki - niestety działa.
Zostają znalezione zwłoki dziecka. Przyczyny zgonu nikt z miejscowych lekarzy pracujących dla lub na zlecenie policji nie jest w stanie określić. W tym samym czasie nasz główny bohater, swoją drogą osobowość dosłownie kalka Chyłki, tylko ten zdecydowanie mniej opryskliwy i bardziej sarkastyczny, dostaje tajemniczą wiadomość w formie PLIKU od anonimowej osoby i szybko wspólnie łączy fakty razem ze swoją kochanką, że jest to kolejna gra tajemniczego i makabrycznego mordercy, który jest w stanie mordować dzieci. Żeby było śmieszniej ten sam człowiek, jako osoba o tragicznej publicznej opinii konsultuje tą sprawę dla policji ponieważ Ci, nie dość, że są tak niekompetentni, że nie mają nawet dobrych patomorfologów, lekarzy sądowych itp. to jeszcze nie potrafią sobie oficjalnie takiego załatwić.
Były pracownik służb otwiera plik nieznanego pochodzenia od nieznajomej osoby, ok. Bez tego przecież nie byłoby książki. Potem pliki otrzymują jego córki, ale policja prosi go, żeby podrzucił im telefony, które tutaj są defacto dowodami, w wolnej chwili. Pomijając już fakt, że facet powinien być od samego początku do końca na szczycie listy podejrzanych, nie wspominając też o tym, że technologia badań alkomatem tam chyba nie dotarła..
Brzmi niedorzecznie i śmiesznie już teraz, a idziemy dalej…
Fenol, pseudonim jaki przyjął zabójca, rozpoczyna kolejną grę na wskazówki z naszą parą protagonistów zapewniając ich, że tym razem nie będą potrzebowali liczb Catalana, po to, żeby dwie wskazówki później do nich nawiązać. Mało tego, mordując trzecią ofiarę zapewnia, że już skończył, a wątek policyjnego śledztwa zupełnie znika, czy tam w ogóle ktoś na tej komendzie pracował czy była tylko jedna aspirant Burzyńska, która w dodatku non stop była zajęta Sewerynem? Całe miasto plotkuje o romansie jej i najlepszego przyjaciela jej męża, który jest burmistrzem. Na tym stanowisku takie plotki każdy polityk by konfrontował lub starał się opanowywać, a nasz radośnie podśmiechuje się ze wszystkiego razem z Sewerynem w kawiarni.
Głupot ciąg dalszy - mafia, szerzej znana w tej powieści jako Grupa Białopolska zorganizowała w pierwszej części test dla Seweryna i Burzy na członkostwo, po czym została prawie całkowicie rozbita i ponownie zainteresowała się usługami Seweryna, człowieka, który wsadził ich kierownictwo do więzienia… Tutaj chyba poniekąd do autora doszło jak absurdalnie głupio to brzmi i na końcu wyjaśnił to dosłownie jednym zdaniem – no chcieli się odegrać przecież. Odegrać w taki sposób, żeby człowiek, którego wzięli na cel mógł żyć gdzieś cicho i w spokoju ze swoimi dziećmi razem ze swoją szurniętą żoną, którą i tak pewnie by znowu wsadził do psychiatryka.
Kolejną głupotą jest umieszczenie w tej książce na siłę tematu pedofilii, jest on absolutnie zbędny, wciśnięty na siłę dla kontrowersji i dla końcowego efektu WOW w postaci tragicznej śmierci ofiary księdza pedofila. Całość obroniłaby się lepiej, może nawet zdecydowanie lepiej bez tego wątku bo ukazałoby to jeszcze dobitniej studium psychiczne antagonistki. Plan miała świetny od A do Z, ale dzieci zostawiła u, już ukaranego (przenosiny z innej parafii), pedofila, co mogło wywrócić ten plan na dosłownie każdym etapie. Możliwość realizacji tego planu miała ponieważ mafiozo coś „załatwił”.
Niestety epilog tej historii wzbudza jeszcze większe chęci wymiotów nad jakością tej książki, nie wspominając już o posłowiu. Wielokrotnie widziałem już w książkach Mroza tendencyjność do wybranych i aktualnych w czasie pisania tych książek tematów, ale to po prostu było wciśnięte na siłę. Biorąc pod uwagę, że jakość fabularna tej książki i poziom logiki były tak nie do przebrnięcia, że sięgałem po nią jedynie podczas wizyt w sedesie, to aż boję się zabierać za kontynuację Chóru zapomnianych głosów.
Do pozytywnych recenzentów mam jedną prośbę, zastanówcie się jak byście ocenili tą książkę pod kątem logiki akcji gdyby nie końcowy efekt WOW w postaci tragicznego zakończenia, które na każdego działa mocniej niż te pozytywne. Jedyny plus tej książki jest taki, że szybko się to czyta.
Rozumiem, że każdy człowiek może mieć inny gust, ale cykl z panem Zaorskim już drugi raz udowadnia, że pomysły w maszynie do pisania się chyba kończą, a "śmiałe" negatywne zakończenia służą jako ostatni bodziec mający dać nam tzw. efekt WOW, co jak widać na podstawie oceny książki - niestety działa.
Zostają znalezione zwłoki dziecka. Przyczyny zgonu nikt z miejscowych...
2019-11-18
Lubię sięgać po książki Mroza, które swoje początki miały w przedziale czasowym, gdzie to jeszcze nie była tzw. masówka, i które nie rozwinęły się do niebotycznych rozmiarów. Chyłka zawodzi od dawna z racji wiecznego prowadzenia wycinki kłód pod nogi głównych bohaterów i prawie że nierealnych sytuacji w jakich się ciągle znajdują. Nowości są słabe i miałkie, próbujące wyciągnąć coś z tych książek, które osiągnęły sukces.
Po dość długim czasie bez niczego dobrego od tego pisarza wreszcie przyszedł ten moment kiedy z radością można cokolwiek napisać po przeczytanej książce.
Wraca Gerard Edling, opolski prokurator (teraz już były prokurator), który zasłynął na polskiej scenie literackiej w swojej walce z Kompozytorem, seryjnym mordercą, który poruszył w społeczeństwie i wśród czytelników dzięki tematyce tabu niemożliwego wyboru. Dostajemy tutaj swego rodzaju kontynuację serii, która zarazem spełnia się też jako solidny prequel. W tej odsłonie Gerardowi przyjdzie się zmierzyć z seryjnym mordercą, który kopiuje wszystkie okoliczności sprawy sprzed 30 lat, w którą zaangażowane było kilka osób. Akta sprawy spłonęły, a między wszystkimi biorącymi udział w tamtej sprawie panuje zmowa milczenia. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że o pewnych faktach mogły wiedzieć jedynie ww. osoby. Rozpoczyna się ciekawa gra, która jest bardzo dobrze wymieszana razem z retrospekcjami z dawnych lat obrazującymi jak to wyglądało w PRLu. Bardzo często w takiego rodzaju zabiegach jedna z części książki cierpi, albo teraźniejszość albo wymieniane retrospekcje. Dzieje się tak moim zdaniem dlatego, że autor decydujący się na taki zabieg ma do opowiedzenia bardzo mocno rozciągnięty czasowo bieg wydarzeń, a tylko na jeden z nich ma pomysł dokładnego poprowadzenia historii. Tutaj nie ma to miejsca, zarówno retrospekcje jak i wydarzenia obecne czyta się na równi dobrze i szybko. Całość okraszona jest świetnymi smaczkami powiązania mordu z iluzjami scenicznymi oraz niekiedy tłumaczeniami jak dana sztuczka została wykonana. Zabieg bardzo fajny, cały czas miałem w głowie film "Iluzja" w wersji "coś poszło nie tak" i iluzjoniści zaczęli kroić ludzi zamiast ich "doić" :) Bardzo pozytywnym elementem tej książki są również wstawki postaciowe z innych serii Mroza, czyli forma, jaką moim zdaniem Pan Remigiusz powinien stosować na stałe zamiast rozpisywania historii na x tomiszczy, a sama geneza wprowadzenia kinezyki i tego kim Gerard finalnie się stał jest wisienką na torcie dla ludzi, którzy czytają inne serie i niestety czymś czego zwykły odbiorca nie zrozumie.
Sama książka bardzo przyjemna, skończona szybko i cały czas wołająca gdzieś z tyłu głowy "Czytaj mnie" w momencie kiedy człowiek miał choć trochę wolnego czasu. Pewne elementy są do przewidzenia, ale to dobrze - każdy lubi mieć czasem rację. Historia świetna, główna intryga zarazem bardzo skomplikowana, ale również bardzo prosta jak już się zna wszystkie fakty, a przede wszystkim życiowa.
Udany powrót do Mroza. Dalej jestem zdania, że wszystko co gdzieś tam wykiełkowało w jego głowie w początkach pisania jest w stu procentach warte przeniesienia na papier, ale nawet te historie najlepiej się sprawdzają kiedy są zamkniętymi, krótkimi seriami, które wciągają w całości, a potem mogą zaskakiwać świetnymi wstawkami w innych powieściach.
PS. Najbardziej martwi mnie fakt rozwiązania ostatniej zagadki... Chociaż z drugiej strony..
Lubię sięgać po książki Mroza, które swoje początki miały w przedziale czasowym, gdzie to jeszcze nie była tzw. masówka, i które nie rozwinęły się do niebotycznych rozmiarów. Chyłka zawodzi od dawna z racji wiecznego prowadzenia wycinki kłód pod nogi głównych bohaterów i prawie że nierealnych sytuacji w jakich się ciągle znajdują. Nowości są słabe i miałkie, próbujące...
więcej mniej Pokaż mimo to
Szybko i sprawnie poprowadzona historia, na którą autorka miała pomysł od początku do końca. Niestety mimo tego historia jest dość bardzo prosta i dla osób wnikliwych i potrafiących wyłapywać szczegóły nie będzie tutaj żadnych zaskoczeń. Motyw główny jest fajny, jednak sam opis książki jest trochę mylący bo nie doszukałem się tutaj "gier" ani "zabaw" między synem głównej bohaterki a jego tajemniczym przyjacielem.
Do książki poniekąd zwabiły mnie dobre opinie i sam opis, który przed przeczytaniem myślałem, że zbliży książkę bardziej do klimatu filmu Babadook i uważam, że gdyby trochę bardziej autorka poszła w stronę horroru, ku czemu widziałem tutaj zdecydowanie większy potencjał niż dla zwykłego kryminału/thrillera, to całokształt byłby zdecydowanie bardziej fajniejszy, zwłaszcza, że autorka moim zdaniem ma zaplecze aby coś takiego napisać bo niektóre opisane sceny czytało się bardzo przyjemnie.
Niemniej jednak jest to solidna rozrywka, szybko się czyta i nie jest to jakoś naciągane. Idealne na długi wieczór lub coś do zabicia czasu w drodze z/do pracy.
Szybko i sprawnie poprowadzona historia, na którą autorka miała pomysł od początku do końca. Niestety mimo tego historia jest dość bardzo prosta i dla osób wnikliwych i potrafiących wyłapywać szczegóły nie będzie tutaj żadnych zaskoczeń. Motyw główny jest fajny, jednak sam opis książki jest trochę mylący bo nie doszukałem się tutaj "gier" ani "zabaw" między synem głównej...
więcej Pokaż mimo to