-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać1
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-13
2023-12-13
2019-04-19
2017-04-23
2016-06-08
2014-07-22
2013-12-21
2014-08-29
2015-01-17
2021-05-10
2020-05-24
Płakałam, mamrotałam do bohaterów pod nosem, uśmiechałam się, nerwowo gestykulowałam, zaciskałam usta ze złości oraz odwracałam wzrok od książki, bo zarazem chciałam i nie chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Czy wyglądałam przy tym jak wariatka? Bardzo możliwe. Czy tego żałuję? Ani trochę, ponieważ już to świadczy o tym, że na pewnych polach Dom Ziemi i Krwi przoduje.
Czytając drugą część Domu Ziemi i Krwi, przypomniałam sobie, jak parę lat temu czytałam Koronę w mroku. Pamiętam, że to był chyba jeden z nielicznych w tamtym okresie przypadków, gdy książka wywołała we mnie jednocześnie tak skrajne emocje. Maas powtórzyła to po raz kolejny – w jednej chwili uśmiechałam się, w następnej cicho pochlipywałam. To autorka, która doskonale potrafi bawić się emocjami czytelnika, sprawiając, że ten czuje się, jakby znajdował się na dziwnym rollercoasterze. I chociaż przebywanie na nim sprawia czasami ból, nie chce się z niego schodzić.
Śledztwo dotyczące śmierci Daniki przyspiesza, tajemnica Rogu nabiera na znaczeniu, a do tego dochodzą nowe podejrzenia. Maas nadaje szybszego tempa, rzuca oskarżeniami, wodzi za nos i wyprowadza nas w pole. Z ręką na sercu przyznaję, że niektórych plot twistów absolutnie się nie spodziewałam. Parę razy miałam ochotę wrzasnąć: „co?!‟. Na szczęście nie dlatego, że wprowadzone rozwiązania były absurdalne, a po prostu dlatego, że mnie zadziwiły.
Nie twierdzę, że każdy element fabularny był niesamowicie nieprzewidywalny. Pewne wątki chodziły za mną już od dłuższego czasu i spodziewałam się, że Maas postawi na takie wyjaśnienia. Jednakże parę razy byłam w szoku, co też sprawiło, że nie mogłam oderwać się od czytanej powieści. W napięciu przerzucałam kolejne strony, chłonąc tajemnice Księżycowego miasta oraz jego mieszkańców.
Na drodze do poznania tajemnicy Rogu oraz zabójstwa Daniki towarzyszą nam przede wszystkim Bryce, Hunt oraz Ruhn. Cała trójka skradła moje serce, kilkukrotnie je złamała, a potem znowu skleiła na nowo. Jestem ogromną fanką nie tylko Bryce, ale również Ruhna. Brat głównej bohaterki jest interesującą postacią i mam nadzieję, że w następnych tomach poznamy go nieco lepiej,. No i mam nadzieję, że dostanie dużo szczęśliwych scen, ponieważ ten Fae zasługuje na szczęście i radość.
Największego zaskoczenia jednak możemy spodziewać się ze strony Bryce. Druga część lepiej pozwala zrozumieć jej motywację do działania. Dowiadujemy się więcej na jej temat (oraz jej rodziny), poznajemy jej przeszłość, a to z kolei ostatecznie pozwala zapomnieć, że ktoś postrzegał ją tylko przez pryzmat imprezowiczki. Wydaje mi się, ze jeżeli ktoś mógł nie lubić tej bohaterki, to teraz jego podejście się zmieni. Choć ja od początku wiedziałam, że przypadnie mi do gustu.
Trudno oddzielić tę część od pierwszej, skoro tak naprawdę jest to jedna książka podzielona na dwie. A zatem niezmienne pozostaje absurdalne piękno bohaterów, które (jak wcześniej) jednocześnie bawi oraz sprawia, że przewracam oczami. Tak samo często towarzyszą bohaterom rozmowy oraz myśli dotyczące seksu. Choć (na szczęście!) w najważniejszych momentach takich dialogów albo nie ma wcale, albo jest ich o wiele mniej i poprowadzone w nienatrętny sposób.
Zauważyłam jednak pewien minus, który nie jestem pewna, czy był nieobecny w pierwszej połowie, czy mniej zauważalny... Jednakże chwilami odniosłam wrażenie, że Maas nie stawia na jasny podział, z czyjej perspektywy czytamy dany fragment. Niby narracja trzecioosobowa pozwala na większą swobodę, jednakże w większości przypadków dość jasno jest zaznaczone, która postać stoi w centrum. Zdarzały się jednak fragmenty, w których się gubiłam, bo wydawało mi się, że poznajemy rzeczywistość z perspektywy paru postaci na raz, co tworzyło pewien chaos informacyjny.
A po drugie, odniosłam wrażenie, że czasami Maas zbyt szybko przechodziła do zakończenia sceny. Chwilami wydawało mi się, że brakuje jednego zdania, które pozwoliłoby podsumować dany fragment. Aczkolwiek zarówno ten problem, jak i wcześniej wspomniany chaos to rzeczy, które zdarzają się sporadycznie. Po przeliczeniu na pewno nie byłyby one zbyt liczne. Oprócz tego Maas spisuje się dobrze, tworzy plastyczne opisy oraz dobrze operuje językiem (choć liczba epitetów dotyczących piękna bohaterów się nie zmienia).
Oceniając te dwie części osobno, druga jest o wiele lepsza – wywołuje wiele emocji, zaskakuje rozwiązaniami, nie można się od niej oderwać oraz zdradza tajemnice bohaterów. Trudno jednak mówić o tych dwóch książkach w oderwaniu od siebie nawzajem. Zatem podsumowując Dom Ziemi i Krwi jako całość, uważam, że to dobry początek nowej serii w klimatach urban fantasy. Maas zapewnia czytelnikowi masę doświadczeń, wciągającą historię oraz dających się lubić bohaterów. Ja świetnie bawiłam się w trakcie lektury! Warto jednak pamiętać, że książka jest przeznaczona dla nieco dojrzalszego czytelnika ze względu na wulgaryzmy, podteksty seksualne oraz ilość stosowanych przez bohaterów używek.
Płakałam, mamrotałam do bohaterów pod nosem, uśmiechałam się, nerwowo gestykulowałam, zaciskałam usta ze złości oraz odwracałam wzrok od książki, bo zarazem chciałam i nie chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Czy wyglądałam przy tym jak wariatka? Bardzo możliwe. Czy tego żałuję? Ani trochę, ponieważ już to świadczy o tym, że na pewnych polach Dom Ziemi i Krwi...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-08-11
2018-08-08
2018-02-22
2018-02-12
Po lekturze pierwszego tomu, wprost nie mogłam się doczekać, aż będę miała okazję, aby zapoznać się z kontynuacją. Dramatyczne zakończenie Szamanki od umarlaków zaostrzyło mój apetyt na twórczość Raduchowskiej, więc gdy tylko Demon luster wpadł mi w ręce (nie dosłownie oczywiście, nie potrzebuję w domu demona), od razu wzięłam się za lekturę. I spędziłam na czytaniu tej książki kilka naprawdę dobrych godzin.
Fabuła tego tomu skupia się na przysiędze, którą złożyła Ida. Jeżeli dusza Mikołaja nie odnajdzie spokoju w zaświatach, to szamanka odpłaci to całkowitym zniszczeniem swojej duszy. Odnalezienie Jednookiego Kanibala teoretycznie jest proste – w końcu znajduje się w Piekle Demona luster. To wydostanie go stamtąd stanowi problem... Brzmi dramatycznie, prawda? I takie też jest!
Ta historia jest o wiele mroczniejsza niż ta, którą poznaliśmy w pierwszym tomie. Właściwie mogłoby się wydawać, że Szamanka od umarlaków jest zaledwie preludium do faktycznej historii, wprowadzeniem do większej intrygi. Autorka ma bogatą wyobraźnię, której upust daje przede wszystkim przy przedstawieniu demonów. Kiedy czytałam ich opisy, miałam przed oczami bardzo plastyczne obrazki, których na pewno nie mogę kategoryzować jako miłe i przyjemne. Ale to dobrze – w końcu to świadczy o dobrym warsztacie autorki.
Historia porwała mnie od pierwszych stron. Do samego końca byłam ciekawa, jak to wszystko zostanie wyjaśnione, jak potoczy się los Idy, a historię życia Demona luster czytałam z wypiekami na twarzy. Z kolei na sam koniec byłam usatysfakcjonowana tym, jak potoczyły się wydarzenia.
W trakcie Demona luster czytelnik lepiej poznaje bohaterów, których istnienie było zaznaczone, jednak nieszczególnie rozwinięte, np. Chrupkiego... to znaczy się tego, no, Kruchego. Poznajemy nowe postacie, które zaskakują czytelnika i od razu wywołują poczucie sympatii. Inne z kolei, jak panna Brzezińska, przechodzą pewną przemianę. Sytuacja, w której znalazła się szamanka wpływa na jej psychikę – i dobrze. Doceniam również, że nie wpycha się jej na siłę wszystkich szlachetnych cech bohaterów. Raduchowska ma talent do stworzenia ludzkich postaci, nie są one wyidealizowane, ot, można je spotkać na ulicy.
Oczywiście – czym byłaby ta powieść bez świetnego poczucia humoru! Zabawne dialogi wiele razy sprawiały, że parskałam śmiechem, a niektóre kwestie wysyłałam przyjaciółkom. Jeżeli teraz pomyśleliście sobie: ale zaraz, to jak, ta historia jest w końcu mroczna czy zabawna?, spieszę z wyjaśnieniem. Mroczne elementy dominują, a humor nie jest wymuszony. Zdaje się on być podbudowany sarkazmem, ostatnią rzeczą, która pozostaje w obliczu niebezpieczeństw z którymi mierzą się głównie bohaterowie.
Co mnie bardzo cieszy, to fakt, że historia zamyka się w dwóch tomach. Jasne, na pewno dałoby się wyciągnąć jeszcze trzecią część, jednak nie jest ona koniecznością do istnienia tej serii. Takie wyłamanie się z sytemu – to musi być trylogia, nieważne, czy historia będzie w dalszym ciągu logiczna – jest zadowalające, choć pewnie nie wszyscy uznają to za zaletę.
Podsumowując, drugi tom wciągnął mnie niczym magiczne lustro. Nie byłam w stanie się oderwać i z dozą żalu przyjęłam, że ta historia tak szybko się skończyła. Wierzę, że jeszcze kiedyś wrócę do tego cyklu, ponieważ jest naprawdę dobry. I myślę, że może przekonać niektórych ludzi do tego, że polska fantastyka to dobra fantastyka.
http://parzydelka.blogspot.com/2018/02/demon-luster-martyna-raduchowska.html
Po lekturze pierwszego tomu, wprost nie mogłam się doczekać, aż będę miała okazję, aby zapoznać się z kontynuacją. Dramatyczne zakończenie Szamanki od umarlaków zaostrzyło mój apetyt na twórczość Raduchowskiej, więc gdy tylko Demon luster wpadł mi w ręce (nie dosłownie oczywiście, nie potrzebuję w domu demona), od razu wzięłam się za lekturę. I spędziłam na czytaniu tej...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-02-05
Zdecydowanie bardziej pasowałby tytuł jakoś bardziej zbliżony do oryginału. Już "niebieska lilia" brzmiałoby lepiej niż "wiedźma z lustra". Ale to możliwe, że ja się czepiam szczegółów.
Fabuła jak w przypadku dwóch poprzednich części bardzo ciekawa, wciągająca i na tyle pochłaniająca, że całą książkę można przeczytać w jeden wieczór. Oczywiście tom został tradycyjnie zakończony w sposób "mam ochotę już przeczytać kolejny tom". Jeżeli nie umrę z ciekawości przed premierą czwartego tomu, to będzie cud.
Momentami było zabawnie, momentami absurdalnie, ale działało to raczej na plus "Wiedźmy z lustra".
Zdecydowanie bardziej pasowałby tytuł jakoś bardziej zbliżony do oryginału. Już "niebieska lilia" brzmiałoby lepiej niż "wiedźma z lustra". Ale to możliwe, że ja się czepiam szczegółów.
Fabuła jak w przypadku dwóch poprzednich części bardzo ciekawa, wciągająca i na tyle pochłaniająca, że całą książkę można przeczytać w jeden wieczór. Oczywiście tom został tradycyjnie...
2016-02-21
2016-02-23
Miałam to szczęście, że po lekturze pierwszej części finałowego tomu Szklanego tronu od razu mogłam sięgnąć po kontynuację. Nie spodziewałam się jednak, że pisząc recenzję pierwszej części popełnię tak ogromny błąd, za który muszę was przeprosić. W tamtej recenzji napisałam, że Maas gwarantuje nam emocjonalny rollercoaster. Tak naprawdę, to dopiero ta część Królestwa popiołów zasługuje na takie sformułowanie. Ale po kolei...
Wszystkie karty zostały już rozegrane. Sojusznicy zostali zebrani, a sytuacja na północy jest coraz to gorsza. Ostateczna walka zbliża się wielkimi krokami i właściwie nie wiadomo, czego się spodziewać. Aelin z częścią swoich przyjaciół jest daleko od Orynthu, a tam z godziny na godzinę nadzieja na przeżycie jest coraz mniejsza. Dlatego też nasza główna bohaterka musi się spieszyć, aby uratować świat i zdobyć należny sobie tron.
Historia, która została pokazana w drugiej części Królestwa popiołów jest przepełniona akcją od pierwszych stron. Tak naprawdę dopiero tutaj zaczynają się najważniejsze wątki fabularne. Dlatego spodziewajcie się mnóstwa ekscytujących walk, gwałtownych zwrotów akcji oraz rozpaczliwych momentów, na których można uronić kilka łez (albo całkowicie się rozkleić, jak to miało miejsce w moim przypadku).
Ta część Królestwa popiołów stanowi również podsumowanie wszystkich dotychczas rozpoczętych wątków. A zatem zobaczymy, jak potoczyły się relacje między bohaterami, kto przeżyje i jak zostaną rozwiązane pewne problemy, które wcześniej zaistniały. I co mogę powiedzieć? Śledzenie tego wszystkiego jest niezwykle ekscytujące!
Po lekturze Dworów obawiałam się zakończenia Szklanego tronu, ponieważ byłam trochę rozczarowana zwieńczeniem Dworu skrzydeł i zguby. Maas jednak w tym przypadku poradziła sobie o wiele lepiej i jestem niesamowicie usatysfakcjonowana tym, jak została rozwiązana fabuła. Widać też poprawę w przypadku bitew, które również wydawały się o wiele bardziej naturalne w swoich skutkach i lepiej przedstawione niż miało to miejsce w Dworach.
Niby trudno tutaj mówić o jakiejś wielkiej przemianie bohaterów w stosunku do poprzedniej części, jednak widać, że Maas włożyła wysiłek w przekazanie sytuacji Aelin. Nie miała ona lekko i niestety odbiło się to na jej psychice. W związku z tym po raz kolejny pokazane nam jest, że bohaterka musi walczyć o siebie, swoich bliskich i wykazać się niezmierzoną odwagą. Co jednak zasługuje na ogromną pochwałę, to fakt, że autorka nadała znaczenia również drugoplanowym postaciom i wyszło to niesamowicie.
Na temat stylu nie ma sensu się za bardzo rozwodzić, ponieważ jest on taki sam, jak w przypadku pierwszej części. Maas jak zawsze utrzymuje poziom, piszcząc w bardzo przystępny i lekki sposób. Tworzy narrację w taki sposób, że książkę praktycznie pożera się w jeden dzień!
Podsumowując, gorąco polecam lekturę Królestwa popiołów wszystkim fanom tej serii. Zwieńczenie przygód Aelin trzyma czytelnika w napięciu, wywołuje w nim liczne emocje oraz wiele razy zaskakuje. Najkrócej mówiąc: jest to świetne podsumowanie serii!
Miałam to szczęście, że po lekturze pierwszej części finałowego tomu Szklanego tronu od razu mogłam sięgnąć po kontynuację. Nie spodziewałam się jednak, że pisząc recenzję pierwszej części popełnię tak ogromny błąd, za który muszę was przeprosić. W tamtej recenzji napisałam, że Maas gwarantuje nam emocjonalny rollercoaster. Tak naprawdę, to dopiero ta część Królestwa...
więcej Pokaż mimo to