rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Daję 6 punktów - czyli książka dobra. Bo jest dobra ze względu na zgromadzoną tam wiedzę. Autor zebrał i opisał wiele tematów związanych z obsługą Excela, które pozwolą początkującym użytkownikom zrobić z arkusza kalkulacyjnego coś więcej niż maszynkę do sumowania kolumn i wierszy, a i bardziej zaawansowani znajdą coś dla siebie. Wiele przykładów zdecydowanie ułatwia zrozumienie treści. Niestety strona merytoryczna to jedyny plus tej książki. Całej reszty nie kupuję. Chaosu na stronach wypełnionych tekstami, zrzutami ekranu, obrazkami, ramkami i innymi cudami - nie kupuję. Zastosowania układu rozmowy między uczniem i mistrzem - nie kupuję. Rozumiem, że miało to wprowadzić trochę życia w suche przekazywanie treści, ale jak dla mnie tylko spotęgowało chaos. Mówię to z pozycji człowieka, który przeczytał dziesiątki książek o Excelu, językach programowania, narzędziach informatycznych itp. To nie są łatwe tematy, ale tym bardziej trzeba się przyłożyć, żeby stopniowo wprowadzać kolejne porcje materiału. Unikanie błędów edytorskich podczas wydawania takich książek to całkiem osobna historia. Nic bardziej nie wkurza, jak błędy w kodzie czy formułach. Zakładamy, że czytający dopiero się tego uczy i nie zawsze da radę znaleźć błąd. To jest dużo większa odpowiedzialność niż literówka w tekście powieści sensacyjnej. Szkoda że tyle się tych minusów nazbierało.

Daję 6 punktów - czyli książka dobra. Bo jest dobra ze względu na zgromadzoną tam wiedzę. Autor zebrał i opisał wiele tematów związanych z obsługą Excela, które pozwolą początkującym użytkownikom zrobić z arkusza kalkulacyjnego coś więcej niż maszynkę do sumowania kolumn i wierszy, a i bardziej zaawansowani znajdą coś dla siebie. Wiele przykładów zdecydowanie ułatwia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na okładce napisano że to space opera postawiona na głowie. Święta prawda. Tyle, że nic z tego nie wynikło. Space opera kojarzy mi się z kilkoma elementami: rozmach wykreowanego świata, niesamowite pomysły, soczyści bohaterowie, akcja trzymająca za gardło i tempo. Tych ostatnich elementów mi zabrakło. Nic mnie nie poganiało do przewrócenia kolejnej strony. Akcja się wlecze jak na standardy kosmicznej opery. Bohater też jakiś nijaki. Może i mocny w gębie, ale żadnej chemii do niego nie czuję. Dla mnie ta książka to nieporozumienie w bardzo dobrej jak do tej pory serii. Najgorsza część "Artefaktów" jaką czytałem. Miała być odkurzona perełka, a to po prostu przeciętna książka. Po przeczytaniu nic mi po niej nie zostało w głowie. A powinno. Szkoda. I jeszcze słówko o tłumaczeniu. Nie lubię gdy tłumacz zna lepiej angielski niż polski. Chyba tak jest bo określenie na osobę której się w życiu nie udaje jest w tym tłumaczeniu jedno - przegryw. Rozumiem że to słowo jest dziś popularne, rozumiem że książkę tłumaczy się używając języka współczesnego tłumaczowi jeśli okoliczności nie wymagają inaczej, ale nie rozumiem, jak można używać jednego określenia co kilka stron (w początkowej części książki) jak by się nie dało tego stanu opisać inaczej. Aż oczy bolą - przegryw, przegryw, przegryw. Słabo.

Na okładce napisano że to space opera postawiona na głowie. Święta prawda. Tyle, że nic z tego nie wynikło. Space opera kojarzy mi się z kilkoma elementami: rozmach wykreowanego świata, niesamowite pomysły, soczyści bohaterowie, akcja trzymająca za gardło i tempo. Tych ostatnich elementów mi zabrakło. Nic mnie nie poganiało do przewrócenia kolejnej strony. Akcja się wlecze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest typowa opinia o książce. Po pierwsze piszę ją na prośbę autora, który podesłał mi książkę do przeczytania, po drugie chciałbym ją bardziej skierować do twórcy niż do czytelników. Nie oceniam treści książki. Inni czytelnicy scharakteryzowali ją wcześniej i nie ma co dublować tematu. Mnie bardziej zainteresował warsztat autora i to co powinien poprawić. A poprawić powinien. I nic w tym dziwnego bo jest na początku drogi i to żaden zarzut, normalna sprawa że trzeba się rozwijać, ćwiczyć, żeby wejść wyżej i dotrzeć do większej liczby czytelników. I potrzeba do tego innych ludzi na etapie pisania i wydawania książki. Ot choćby kwestia redagowania i korekty na etapie wydawniczym. Nie mam wersji papierowej książki, bo wydawnictwo jakoś zapomniało ją podesłać, więc nie wiem czy widnieją tam nazwiska osób odpowiedzialnych za redakcję i korektę. Stawiam, że nie, ale jeśli się mylę, to się takiego korektora powinno kopnąć w rzyć jak pisał twórca Wiedźmina, bo robi krzywdę autorowi nie wytykając mu niedociągnięć i błędów. A jak ktoś taki nie wykona dobrze swojej roboty to cięgi zbiera autor ale już od czytelników, co przyjemną rzeczą nie jest. Co mi się nie podobało w warsztacie autora? Po pierwsze powtarzanie jednego określenia wielokrotnie - bohater książki na przykład ciągle "dostaje cios". Raz dostaje, znów dostaje i znów dostaje, potem dla odmiany "dostaje postrzał", jak by nie mógł zostać uderzony, postrzelony, albo jak by go ktoś nie mógł po prostu strzelić w pysk i była by jakaś odmiana od tego dostawania ciosów. Po drugie, autor wielokrotnie (bardzo wielokrotnie) używa takiego zabiegu: ktoś mówi, drugi mu przerywa, czytamy wyraz przerwany w połowie, potem trzy kropki. Trochę to dla mnie nienaturalne. Nawet jak mi ktoś przerywa wypowiedź to najczęściej kończę wyraz bo tak już człowiek ma i co najwyżej przerywam zdanie. Najgorsze że ten zabieg występuje zbyt często, bywa że i dwa razy na stronie. Nawet najlepsza figura stylistyczna nadużywana stanie się zmorą. Po trzecie błędy ortograficzne przepuszczone w procesie wydawniczym. W czasach edytorów tekstu ze słownikiem to się nie powinno zdarzać, a się zdarza i nie tylko ja na to zwróciłem uwagę. Grzechów jest więcej. Inni już o tym pisali. Wielość imion i nazwisk w których czytelnicy się gubią, tempo jak na kolejce w parku rozrywki. Nie ma chwili żeby pomyśleć co się może zaraz wydarzyć, bo akcja zaczynająca się w jednym zdaniu już w kolejnym zostaje opisana i zaraz zakończona by pędzić dalej. Lubię jako czytelnik iść na pasku autora. Lubię jak mnie zwodzi, podpuszcza, zmusza do czytania z zapartym tchem i oczekiwania jak to się kończy, a przy tym zastawia pułapki żeby nie było za łatwo. A tu nie ma żadnego oczekiwania, bo wszystko zaraz mi autor poda na widelcu. Jak bym czytał opis ujęć filmu. Krótko i dalej, krótko i dalej. Tyle że film rządzi się innymi prawami i nie wystarczy proste przeniesienie ruchomych obrazków z głowy autora na papier. Książka ma zostawić mi pole do wyobraźni. Jak autor wszystko za mnie odwali, to tak jak by mi wyjadł krem z ciastka. Jak mam go za to lubić. Piszę to nie żeby się wyzłośliwiać i pastwić, tylko skierować autora w dobrą stronę. Lekarstwo jest znane - żadna rewelacja - czytać jak najwięcej i obserwować warsztat innych, pisać jak najwięcej i dawać to do czytania fachowcom. Fachowcom redaktorom, fachowcom pisarzom. Słuchać krytyki i pisać dalej. Ile się tylko da. To żadna porażka usłyszeć gorzkie słowa od fachowca. Ale jak się je usłyszy od czytelnika to już znak że coś poszło nie tak.
Daję pięć gwiazdek jako zachętę do dalszej pracy. Powodzenia.

To nie jest typowa opinia o książce. Po pierwsze piszę ją na prośbę autora, który podesłał mi książkę do przeczytania, po drugie chciałbym ją bardziej skierować do twórcy niż do czytelników. Nie oceniam treści książki. Inni czytelnicy scharakteryzowali ją wcześniej i nie ma co dublować tematu. Mnie bardziej zainteresował warsztat autora i to co powinien poprawić. A poprawić...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spodziewałem się więcej po książce mającej być nowym początkiem historii w odległej galaktyce. Niestety więcej w niej wad niż zalet. Niby wszystko tu jest: dawno temu w odległej galaktyce, rycerze Jedi, Republika, Moc, zło a w zasadzie Zło czające się gdzieś na rubieżach, nawiązania do filmów, gier, postaci z tego Uniwersum. Fani Gwiezdnych Wojen mają co śledzić i wyszukiwać. Ale to za mało. Bo historia nie łapie za gardło, nie wciąga, momentami wlecze się a do tego jest przewidywalna. Autor chciał ugryźć zbyt wiele - skutek poniżej oczekiwań. W pewnym momencie orientujemy się że to nie jest historia konfliktu Republiki z zagrażającymi jej siłami, a jedynie historia wstępu do tego konfliktu. Trochę mało jak na wielkie otwarcie. Poza tym strasznie źle mi się czytało przez taką manierę autora, który wręcz epatuje nas nazwami miejsc, imionami i nazwiskami postaci, niezależnie od tego czy mają jakiekolwiek znaczenie dla fabuły czy też nie. Mnie to męczyło przynajmniej przez pierwszą połowę książki. Trudno było znaleźć stronę bez przynajmniej kilku imion i nazwisk. Niedawno przeczytałem nową trylogię Thrawna. Timothy Zahn stawia poprzeczkę wysoko i takie miałem oczekiwania. A tu jest po prostu dobrze i nic więcej.

Spodziewałem się więcej po książce mającej być nowym początkiem historii w odległej galaktyce. Niestety więcej w niej wad niż zalet. Niby wszystko tu jest: dawno temu w odległej galaktyce, rycerze Jedi, Republika, Moc, zło a w zasadzie Zło czające się gdzieś na rubieżach, nawiązania do filmów, gier, postaci z tego Uniwersum. Fani Gwiezdnych Wojen mają co śledzić i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niedobrze się stało, że w wielu miejscach (nawet tu na portalu) klasyfikuje się tą książkę jako horror. Nie ma się potem co dziwić żółci wylewanej na autora. Horror ma w świadomości odbiorców ustalone konotacje, od których tą książkę wiele dzieli. Pewne jest, że Dunkel strach wywołuje. Ale inny. Nie taki na widok wilkołaka, spalonej twarzy Freddiego czy hokejowej maski mordercy z nożem. Tutaj strach wywołuje zło czające się w mroku ludzkiej duszy. To zło jest bohaterem. Zło które początkowo jest inicjatorem wydarzeń, które z boku obserwuje i komentuje, zło bezcielesne. Z czasem obleka się w ciała ludzi i przechodzi z pokolenia na pokolenie znajdując kolejnych nosicieli. I tak aż do dzisiaj. I tak aż do osoby autora. Niestety, żeby się o tym przekonać trzeba pokonać wysoki próg wejścia. A jest nim język, którym posługuje się autor. Tekst jest jakiś taki gęsty, nie da się przez niego przedrzeć mijając stronę za stroną. Czyta się z mozołem, początkowo praktycznie nie ma akcji, nie bardzo wiadomo o co chodzi, ciemno, zimno i do domu daleko. Później jest lepiej, zaczyna się to wszystko kleić a i język łatwiejszy. Kto przetrwa do połowy, dotrwa do końca.
Mroczna rzecz. Mroczna historia ludzi żyjących w powojennej rzeczywistości ziem odzyskanych. Mrok i Zło.

Niedobrze się stało, że w wielu miejscach (nawet tu na portalu) klasyfikuje się tą książkę jako horror. Nie ma się potem co dziwić żółci wylewanej na autora. Horror ma w świadomości odbiorców ustalone konotacje, od których tą książkę wiele dzieli. Pewne jest, że Dunkel strach wywołuje. Ale inny. Nie taki na widok wilkołaka, spalonej twarzy Freddiego czy hokejowej maski...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kawał książki. Dosłownie i w przenośni. To zaleta ale i wada. Zaleta bo dowiemy się z niej o każdym szczególe życia Bułata Okudżawy, o każdym istotnym miejscu w którym przebywał i o każdym człowieku, który stanął na jego drodze. Wada bo niestety ilość informacji zabija przyjemność czytania. Słucham Okudżawy od wielu, wielu lat i pomyślałem sobie że fajnie będzie poznać jego życie. Jednak ilość faktów a szczególnie nazwisk przerasta zdolności percepcyjne. Owszem część poetów, pisarzy czy polityków jest znana powszechnie, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Jeśli ktoś nie interesuje się szczególnie historią ZSRR od jego powstania praktycznie do rozpadu, to nazwiska te niewiele mu powiedzą. Zalet jest oczywiście więcej - choćby możliwość przeczytania w tłumaczeniu i oryginale wielu wspaniałych wierszy poety. Ale ta zaleta też ma swoją skazę. Wierszy jest wiele, pięknie przetłumaczonych (jeden nawet w oryginalnym tłumaczeniu Wojciecha Młynarskiego), ale nie ma tych najważniejszych. Nie mogę pojąć jak książka może zawierać osobny rozdział poświęcony wierszowi/piosence "Modlitwa" nie prezentując tego najbardziej znanego utworu Okudżawy. Może jest jakieś wytłumaczenie ale go nie znam. "A przecież mi żal ..." że tego zabrakło. (cytowanej przed chwilą piosenki też nie ma). Szkoda.

Kawał książki. Dosłownie i w przenośni. To zaleta ale i wada. Zaleta bo dowiemy się z niej o każdym szczególe życia Bułata Okudżawy, o każdym istotnym miejscu w którym przebywał i o każdym człowieku, który stanął na jego drodze. Wada bo niestety ilość informacji zabija przyjemność czytania. Słucham Okudżawy od wielu, wielu lat i pomyślałem sobie że fajnie będzie poznać jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do przeczytania tej książki skłoniła mnie informacja o planach nakręcenia na jej podstawie serialu przez Netflixa. I może coś w tym jest, bo seria (a obecnie składa się z 15 książek) zawiera wiele materiału na niejeden sezon serialu. Jest tam wszystko co potrzebne: tajemnice o których każdy słyszał ale nikt ich nie rozwiązał, pościgi i strzelaniny, zwroty akcji, piękne kobiety i agenci służb, skarby i wspaniałe lokacje na całym świecie. Znając umiejętności Netflixa do zamiany różnych historii w złoto to się może udać. Niestety jak dla mnie jest jedno "ale". To wszystko już było. Czytaliśmy już o Atlantydzie, mieczu króla Artura czy piramidach. Teraz dostajemy kolejny miks tych teorii spiskowych. Niestety rozwiązania fabularne też już były: kolce opuszczające się z sufitu, ściany zgniatające intruzów, nieznane plemiona, szaleniec chcący rozwiązać problemy świata przez eksterminację populacji wirusem. Brakuje tylko kuli goniącej bohatera w jaskini. Było to wszystko u Indiany Jonsa, było w grze Tomb Raider, było w książkach Dana Browna. I niestety dla tej książki było to ukazane nie dość że wcześniej, to w dodatku lepiej. Żeby było jasne - książka nie jest jakoś totalnie zła (w końcu daję jej 6 gwiazdek), czyta się ją szybko i może stanowić przerywnik w poważniejszych lekturach, ale jeśli ktoś się spodziewa zaskoczeń i świeżego spojrzenia na temat Atlantydy, może się poczuć zawiedziony.

Do przeczytania tej książki skłoniła mnie informacja o planach nakręcenia na jej podstawie serialu przez Netflixa. I może coś w tym jest, bo seria (a obecnie składa się z 15 książek) zawiera wiele materiału na niejeden sezon serialu. Jest tam wszystko co potrzebne: tajemnice o których każdy słyszał ale nikt ich nie rozwiązał, pościgi i strzelaniny, zwroty akcji, piękne...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O Wiedźminie w Polsce słyszeli chyba wszyscy. Niezależnie od tego czy ktoś czytał książki, grał w gry, oglądał filmy, czy nie, nie dało się nie słyszeć o tym literackim i nie tylko fenomenie. Bo Wiedźmin to nie tylko książki, gry i filmy i o tym jest niniejsza książka. Jestem wielkim wielbicielem "Wieśka" od samego początku - 34 lata temu. Stąd olbrzymi szacunek dla autora za wysiłek włożony w zebranie informacji o wszystkim co związane z bohaterem Andrzeja Sapkowskiego. Autor niczego nie pomija, stara się rzeczowo ująć każdy temat, nawet tam gdzie roi się od kontrowersji (jak choćby przy polskiej adaptacji filmowej) nie staje po niczyjej stronie pokazując przeciwstawne opinie fanów. Wszystko ułożone chronologicznie, wsparte wywiadami z twórcami filmów, gier (nie tylko komputerowych), muzyki czy komiksów. Historia okraszona zdjęciami osób, okładek, fotosami z filmów, ekranami z gier itd. Praktycznie każdy aspekt fenomenu Wiedźmina został przedstawiony. Autor opisał wpływ twórczości Sapkowskiego na praktycznie wszystkie media. Nie zauważyłem, żeby czegoś w historii Wiedźmina zabrakło. Edytorsko książka stoi na wysokim poziomie. Bardzo dobry papier, twarda ładnie zdobiona okładka, wysokiej jakości fotografie, setki odnośników do stron internetowych gdzie można znaleźć materiały źródłowe. Nie ma się do czego przyczepić. No może do wagi. Ciężka ta książka jak cholera i ręce mdleją jak się człowiek do niej przyssa, a oderwać się trudno.

O Wiedźminie w Polsce słyszeli chyba wszyscy. Niezależnie od tego czy ktoś czytał książki, grał w gry, oglądał filmy, czy nie, nie dało się nie słyszeć o tym literackim i nie tylko fenomenie. Bo Wiedźmin to nie tylko książki, gry i filmy i o tym jest niniejsza książka. Jestem wielkim wielbicielem "Wieśka" od samego początku - 34 lata temu. Stąd olbrzymi szacunek dla autora...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na książkę trafiłem tu, na portalu. Zachęcony ogólnym opisem kupiłem, przeczytałem i jestem zadowolony. Książka może i nie zwala z nóg, ale pozwala spędzić kilka godzin na przyjemnej lekturze. Czyta się szybko, akcja nie pędzi co prawda jak kolejka w wesołym miasteczku, ale jak dla mnie ma taką zaletę że dzieje się Tu. W Polsce, w miastach które znam i w których bywałem, w obiektach, które widziałem, w miejscach, których atmosferę mogłem chłonąć własnymi zmysłami. Choć nie jest to podróż z profesorem Langdonem po Barcelonie, Rzymie czy Paryżu, to jednak książka niewiele na tym traci. U nas też jest wiele miejsc i historii okrytych tajemnicą. Warto je poznać. A co może być lepszego od jasnogórskiego Obrazu, jego historii, próby jego zniszczenia, czy kradzieży dzieł sztuki. Historia, sensacja, polskie realia są plusami tej książki. Przekazując informacje historyczne autor unika dydaktyki gładko wplatając je w akcję a co najważniejsze mieszając prawdę z fikcją czy teoriami spiskowymi bez używania "grubych nici". Przy okazji czytając "Wotum" cofnąłem się o wiele lat do czasów "Pana Samochodzika i Templariuszy" Co prawda teraz jest bardziej na serio i mniej śmiesznie, ale klimat jest ten sam: klasztor, kościoły, zakonnicy, dzieła sztuki, tajemnice. Polecam.

Na książkę trafiłem tu, na portalu. Zachęcony ogólnym opisem kupiłem, przeczytałem i jestem zadowolony. Książka może i nie zwala z nóg, ale pozwala spędzić kilka godzin na przyjemnej lekturze. Czyta się szybko, akcja nie pędzi co prawda jak kolejka w wesołym miasteczku, ale jak dla mnie ma taką zaletę że dzieje się Tu. W Polsce, w miastach które znam i w których bywałem, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdybym miał jednym zdaniem opisać zawartość tego dosyć grubego tomiszcza, to powiedziałbym za narratorem gry Baldur's Gate - "Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę'. Książka zaczyna się przedstawieniem bohatera, a kończy u progu wyprawy u boku drużyny złożonej z postaci poznanych na kolejnych kartach. Oczywiście treści jest dużo więcej, w końcu 700 stron to nie byle co. Ponieważ książka jest początkiem większej całości, więc jak to na początku poznajemy świat, a w zasadzie wielość światów, poznajemy ludzi, technikę i wiele, wiele więcej tego co niesie rasowa SF. Wydawca atakuje nas ostro z okładki książki: Rozmach na miarę Diuny. Przyznam że nie lubię tego typu zagrywek, bo pierwsze moje skojarzenie jest takie, że ktoś chce się przejechać na plecach innego kogoś, kto już coś znaczy. W przypadku Diuny, to jak podczepienie się do lokomotywy. Przyznać trzeba że jest rozmach. tego nie można autorowi odebrać. Ale porównanie do Diuny spowodowało, że przez połowę książki wyłapywałem te zapożyczone elementy. A było ich niestety wiele. Galaktyka rządzona przez wielkiego imperatora, planety podległe feudalnym władcom, wielkie rody, zakazana technika - to wszystko w Diunie było (nie tylko w Diunie oczywiście, ale to wydawca zaczął). Odległa o kilkanaście tysięcy lat przyszłość była. Zakon starający się manipulować, straszyć i wtrącać do rządów był. No i coś czego zapomnieć autorowi nie można - ochronna osobista tarcza energetyczna, która blokuje strzały z broni palnej, laserów i innych bajerów, ale przepuszcza dużo wolniejsze ataki bronią ręczną. To jest tak idealnie wzięte z Diuny, że już bardziej się nie da. Trochę szkoda że autor aż tak zapatrzył się w Diunę Franka Herberta. Dobrze że przynajmniej brał od wielkich. Na szczęście w miarę czytania, jak już przestałem ubolewać nad Diuną 2.0 książka zaczęła mnie wciągać. W miarę czytania akcja się rozkręca, dostajemy wiele elementów za które kochamy space operę - jak choćby ślady starożytnej cywilizacji które napotykają ludzie, ale którymi też zainteresowani są Obcy, rasa wypowiadająca wojnę człowiekowi. Pojawiają się konflikty na poziomie jednostek i na poziomie cywilizacji. Kolejka rusza i jeśli autor utrzyma poziom w kolejnych tomach, to będzie całkiem fajne czytadło. Może nie zaraz kamień milowy fantastyki - wiadomo Diuna jest tylko jedna - ale niezła przygoda w rozbudowanym wielkim świecie pełnym tego co fani space opery kochają najbardziej.

Gdybym miał jednym zdaniem opisać zawartość tego dosyć grubego tomiszcza, to powiedziałbym za narratorem gry Baldur's Gate - "Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę'. Książka zaczyna się przedstawieniem bohatera, a kończy u progu wyprawy u boku drużyny złożonej z postaci poznanych na kolejnych kartach. Oczywiście treści jest dużo więcej, w końcu 700 stron to nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka nie do śmiechu - choć tytuł i okładka sugerują coś wprost przeciwnego. Trzeba to od razu jasno powiedzieć. Jeśli ktoś spodziewa się księgi cytatów z filmów Barei, może się poczuć wprowadzony w błąd. Owszem, cytaty są, ale tylko z trzech filmów: Brunet wieczorową porą, Co mi zrobisz jak mnie złapiesz i Miś, jednak to nie cytaty a aktorzy je wypowiadający są bohaterami książki. Autor zauważa coś, co niektórym widzom umyka - najzabawniejsze teksty, które przeszły do historii polskiego filmu, które powtarzają po dziś dzień kolejne pokolenia widzów, nie były wypowiadane przez główne postaci filmów. Te wszystkie teksty o zdanżaniu, mówieniu Zygmuntowi III Wazie że tu nie stał, nowej polskiej tradycji czy że jak jest zima to musi być zimno wypowiadają postaci pojawiające się w krótkich scenach, czasami raz czasami kilka razy w filmie. Aktorów stojących za tymi postaciami często nie znamy z nazwiska, a zapytani o inne filmy z ich udziałem pewnie nie potrafilibyśmy udzielić odpowiedzi. I o ich życiu jest ta książka. O życiu i karierze aktorów grających głównie, albo i tylko role epizodyczne. Wcale przez to nie gorszych. Po prostu tak się ich losy potoczyły. Wiele ciekawych opowieści o tych ludziach, ale i o polskim kinie tamtego okresu znajdziemy w książce. Wiele anegdot, ale i wiele smutnych zakończeń. Jak i zakończenie książki. Monolog węglarza z końcówki Misia o tym czym nie jest, a czym jest tradycja. Tekst chwytający za gardło. Aktor, który go wypowiadał zmarł przed wejściem filmu na ekrany - kto o tym wiedział?

Książka nie do śmiechu - choć tytuł i okładka sugerują coś wprost przeciwnego. Trzeba to od razu jasno powiedzieć. Jeśli ktoś spodziewa się księgi cytatów z filmów Barei, może się poczuć wprowadzony w błąd. Owszem, cytaty są, ale tylko z trzech filmów: Brunet wieczorową porą, Co mi zrobisz jak mnie złapiesz i Miś, jednak to nie cytaty a aktorzy je wypowiadający są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wybitna książka. Dla każdego czytelnika szukającego poruszających doznań, szukającego czegoś co pozostanie w głowie po przeczytaniu, a nie odpłynie w niepamięć po chwili rozrywki. Choć kojarzona głównie z literaturą S-F, wykracza daleko poza jej obiegową definicję. Doświadczenie, któremu podlega bohater jest tylko pretekstem do ukazania obrazu człowieka, biorącego udział w eksperymencie mającym podnieść jego iloraz inteligencji. Skutkiem owego eksperymentu jest przemiana upośledzonego umysłowo (nie lubię tego określenia, ale pada ono w książce) człowieka w geniusza. Początkowa część książki, to obraz stopniowych zmian bohatera, jego chęci bycia mądrym, jego rywalizacji z Algernonem - laboratoryjną myszą poddaną wcześniej podobnemu zabiegowi, jego interakcji z otoczeniem. Tego jak zaczyna postrzegać świat, oraz jak sam zaczyna być postrzegany. Początkowo historia miała formę opowiadania. Weszło ono do kanonu literatury science-fiction i przeszło do historii jako jedno z najlepszych. Po latach autor rozwinął tekst i pojawiła się powieść. Kto czytał opowiadanie nie zostanie co prawda zaskoczony zakończeniem, ale dostanie możliwość zapoznania się z bardzo rozwiniętą drugą fazą historii. Gdy bohater osiąga poziom geniuszu, nie czekają na niego tylko blaski mądrości i radość z sukcesu. Pojawiają się też cienie. Musi poradzić sobie z demonami własnej przeszłości, z byciem obiektem doświadczalnym, z wymaganiami, które teraz on stawia otoczeniu. Do tego na horyzoncie pojawia się chmura - jego przyjaciel Algernon wchodzi w fazę regresu i najprawdopodobniej jego czeka to samo. Trudno nawet opisać ten etap jego życia. Ta część książki szczególnie "daje do myślenia". A potem nadchodzi to co nieuniknione i on sam zaczyna się cofać w rozwoju. Stopniowo traci to co wcześniej uzyskał: geniusz, ludzi których kochał, nawet umiejętność czytania i pisania. Książka pisana jest w formie pamiętnika i tutaj autor zastosował rewelacyjne rozwiązanie. Język, którego używa bohater, błędy ortograficzne czy gramatyczne, które popełnia obrazują nam wzlot i upadek. Niesamowite uczucie, gdy cofający się w rozwoju geniusz popełnia pierwszy błąd ortograficzny, a my wiemy że to początek równi pochyłej. A potem kilka ostatnich stron, czytanych z gulą w gardle. Niesamowita książka.

Wybitna książka. Dla każdego czytelnika szukającego poruszających doznań, szukającego czegoś co pozostanie w głowie po przeczytaniu, a nie odpłynie w niepamięć po chwili rozrywki. Choć kojarzona głównie z literaturą S-F, wykracza daleko poza jej obiegową definicję. Doświadczenie, któremu podlega bohater jest tylko pretekstem do ukazania obrazu człowieka, biorącego udział w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie legendarna i nie kultowa moim zdaniem jest ta książka, choć tak właśnie zaczyna się zajawka opisująca krótko jej treść. Trzydzieści, czterdzieści lat temu, kultowe były książki Lema, Zajdla, Wiśniewskiego-Snerga, ale raczej nie to. Nie przypominam sobie zachwytów w miesięczniku Fantastyka, ani polowań w antykwariatach, czy na konwentach. Książka jest dobra, ma duże walory edukacyjne szczególnie w dziedzinie geologii czy antropologii, ma też duże walory sentymentalne zwłaszcza dla starszych czytelników, ale niestety autorowi zabrakło futurologicznej wyobraźni i technika połowy XXI wieku poza samym wehikułem czasu nie broni się dzisiaj. Pojazdem kieruje się kręcąc jakimiś kółkami i przestawiając "wajchy", filmy kręci się na taśmie, tak jakby reszta techniki stanęła w miejscu. Doceniam zebraną przez autora wiedzę naukową, ale 80% dwutomowej książki, to opisy warstw geologicznych, zmian klimatu czy układu kości czaszki tego czy innego przodka obecnego człowieka.
Przemieszczają się w czasie, oglądają, czasami kogoś spotkają, raz jest więcej akcji gdy trafiają na Tyranozaura. Dopiero pod koniec pojawia się więcej ożywienia gdy w drodze powrotnej bohaterowie trafiają do starożytnego Rzymu. Nie twierdzę że książka jest zła. Nie, jest dobra. I tyle. Dobra jako edukacja w określonej dziedzinie, dobra bo przenosi mnie do czasów gdy czytałem ją pierwszy raz. Ale nie legendarna i nie kultowa.

Nie legendarna i nie kultowa moim zdaniem jest ta książka, choć tak właśnie zaczyna się zajawka opisująca krótko jej treść. Trzydzieści, czterdzieści lat temu, kultowe były książki Lema, Zajdla, Wiśniewskiego-Snerga, ale raczej nie to. Nie przypominam sobie zachwytów w miesięczniku Fantastyka, ani polowań w antykwariatach, czy na konwentach. Książka jest dobra, ma duże...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie każdy jest Danem Brownem. Taka konkluzja narzuca mi się po przeczytaniu jednej trzeciej książki. Dalej nie dałem rady. Plan był taki - przeczytać lekką książkę, sensacyjną, z jakąś tajemnicą w tle. Opis na okładce, któremu jak wiadomo wierzyć nie należy obiecywał to właśnie. Gdzieś pod lodem Antarktydy naukowcy znajdują wrak statku kosmicznego, który staje się łakomym kąskiem dla światowych mocarstw. Temat co prawda wałkowany już dziesiątki razy, ale pomyślałem że może autor ujmie go w jakiś fajny sposób. Nie ujął. Przynajmniej w części, przez którą przebrnąłem tajemnica od której wszystko się zaczęło znika totalnie. Autor zafiksował się na niekończącej się sekwencji walki oddziału amerykańskiego z oddziałem francuskim o dostęp do wraku. Szablony, szablony i jeszcze raz szablony. Dobrzy Amerykanie kontra Ci źli (w tym przypadku Francuzi). Non stop śmierć zagląda wszystkim w oczy. Jak już prawie giną, to coś się dzieje i udaje się przeżyć. Jak już myślą że przeżyli to niebezpieczeństwo powraca. I tak w kółko, najlepiej po kilka razy. Orka odgryza komuś nogę - kozacka odzywka do zwierzaka, walka wręcz z gościem który chce Cię zabić - kozacka odzywka do przeciwnika. I do tego dziecko. Wśród cywili na stacji jest dziecko. A jak wiadomo dziecko w niebezpieczeństwie to dopiero coś. Dziecko nie zginie bo autor taką bestią nie jest, ale już prawie, prawie kostucha łapie je za nóżki. Który to już szablon nie wiadomo? Do poprawności politycznej składu osobowego w książkach i filmach już się wszyscy przyzwyczaili. Proponuję dodać jeszcze jeden element - chora na astmę osoba z inhalatorem. Ile razy już tak było? Najlepiej oczywiście żeby to dziecko potrzebowało inhalatora. Autor staje na wysokości zadania w tym temacie. I jeszcze to ciągłe myślenie. Niby wszystko dzieje się błyskawicznie, wielokrotnie dowiadujemy się że za kilka sekund coś wybuchnie, albo ktoś strzeli, ale bohaterowie mają masę czasu na myślenie, na grzebanie we wspomnieniach itp. Osobną książkę można by napisać z tych przemyśleń. Ciągłe szablony. Nic oryginalnego. A przeczytałem tylko część. Z okładki dowiaduję się że będzie jeszcze zdrajca we własnych szeregach - czytałem już o tym? Czytałem. Musi być zdrajca. Dziecko z inhalatorem jest a zdrajcy ma nie być?
Może gdyby tego było mniej wytrwałbym do końca. Napisać coś oryginalnego nie jest łatwo, ale stężenie szablonów na metr sześcienny stało się zbyt duże dla komfortowego czytania książki.

Nie każdy jest Danem Brownem. Taka konkluzja narzuca mi się po przeczytaniu jednej trzeciej książki. Dalej nie dałem rady. Plan był taki - przeczytać lekką książkę, sensacyjną, z jakąś tajemnicą w tle. Opis na okładce, któremu jak wiadomo wierzyć nie należy obiecywał to właśnie. Gdzieś pod lodem Antarktydy naukowcy znajdują wrak statku kosmicznego, który staje się łakomym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zachęcić do przeczytania napisanej 50 lat temu książki science-fiction? Właśnie jej wiekiem. Czytanie opowiadań, które się mocno zestarzały i które nie okazały się przepowiednią przyszłości jest jak podróż w czasie. A jaki miłośnik fantastyki nie chciałby takiej podróży doświadczyć? Dziś już nikt tak nie pisze. Ówczesna wiara w rozwój techniki, podróże kosmiczne, spotkania z obcymi cywilizacjami wydaje się naiwna. Trudno jednak jej się dziwić - właśnie wtedy człowiek ruszył w kosmos, ten najbliższy co prawda, ale zawsze. Książka składa się z kilkunastu opowiadań, raczej krótkich - całość wystarczy ledwie na jedno popołudnie - ale bardzo różnorodnych: podbój kosmosu, ingerencja obcych w rozwój ludzkości, wynalazki, inwazja kosmitów, w zasadzie co opowiadanie to inny temat. Czyta się łatwo i szybko. Dla starszych nuta nostalgii, dla młodszych lekcja historii polskiej science-fiction. Że trąci myszką? Trąci. I o to chodzi.

Jak zachęcić do przeczytania napisanej 50 lat temu książki science-fiction? Właśnie jej wiekiem. Czytanie opowiadań, które się mocno zestarzały i które nie okazały się przepowiednią przyszłości jest jak podróż w czasie. A jaki miłośnik fantastyki nie chciałby takiej podróży doświadczyć? Dziś już nikt tak nie pisze. Ówczesna wiara w rozwój techniki, podróże kosmiczne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Jak mogło być" - tak zaczyna się część druga Rezerwatu dla naukowców. I już wiemy że mamy do czynienia z historią alternatywną nie tylko Związku Radzieckiego, ale i całej Europy. Zarzewiem historii jest (tu lekki spoiler) budowa przez Rosjan bomby atomowej jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej. Widzimy metody, jakimi władza wpływała na pracę naukowców, metody jakimi nie licząc się z życiem ludzkim parła do celu i jak chciała wykorzystać swoje dzieło do narzucenia własnego porządku całemu światu. Autor daje nam wizję tego co mogło się zdarzyć w 1939 roku gdyby Stalin miał taki atut w ręku, jak zareagowałby na to Hitler, a jak inne Państwa koalicji antyhitlerowskiej. Jest też wątek Polski, jak się okazuje nie bez znaczenia, ale nie zdradzam szczegółów. Czy byłoby lepiej? - trudno powiedzieć. Siły mogące wpływać na bieg historii uznały że był to ślepy zaułek i historia potoczyła się wszyscy wiemy jak. Generalnie bardzo dobra książka Bułyczowa, inna niż historie z Wielkiego Guslaru, Przełęcz czy książki o przygodach Alicji, ale to tylko świadczy o wielkości autora - trzymał poziom niezależnie o czym pisał.

"Jak mogło być" - tak zaczyna się część druga Rezerwatu dla naukowców. I już wiemy że mamy do czynienia z historią alternatywną nie tylko Związku Radzieckiego, ale i całej Europy. Zarzewiem historii jest (tu lekki spoiler) budowa przez Rosjan bomby atomowej jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej. Widzimy metody, jakimi władza wpływała na pracę naukowców, metody jakimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszą część Rezerwatu dla naukowców czyta się jak powieść z wątkiem kryminalnym osadzoną w realiach Rosji radzieckiej roku 1932. Oglądamy grupę ludzi wypoczywających w domu wczasowym, naukowców oraz tych, którzy bacznym okiem lustrują czy wszystko odbywa się zgodnie z porządkiem narzuconym przez rządzących. Wątek kryminalny początkowo jest w zasadzie pretekstem do nakreślenia obrazu kraju, który wprowadził władzę ludu i jako jedynie słuszną chciałby ją szerzyć na całym świecie metodami, które znamy z historii i które wiemy do czego doprowadziły. Walka o władzę, inwigilacja, donosicielstwo i wiele innych przymiotów tego okresu wyzierają spomiędzy kart książki, która prowadzi nas w końcu do rozstrzygnięcia wątku kryminalnego. I wtedy dowiadujemy się że czytaliśmy nie tylko powieść kryminalno-obyczajowo-historyczną, ale też fantastyczną i choć historia potwierdza, że wszystko skończyło się tak jak w książce, to przecież w wyniku ingerencji podróżników w czasie mogło się skończyć całkiem inaczej. Część pierwsza jest o tym jak było, część druga będzie o tym jak mogło być. Polecam.

Pierwszą część Rezerwatu dla naukowców czyta się jak powieść z wątkiem kryminalnym osadzoną w realiach Rosji radzieckiej roku 1932. Oglądamy grupę ludzi wypoczywających w domu wczasowym, naukowców oraz tych, którzy bacznym okiem lustrują czy wszystko odbywa się zgodnie z porządkiem narzuconym przez rządzących. Wątek kryminalny początkowo jest w zasadzie pretekstem do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem zawiedziony. Książka nie jest może jakaś zła, ale spodziewałem się czegoś więcej widząc jej reklamy w Internecie i w drukowanych czasopismach. Miało być coś nowego, świeżego - LitRPG - połączenie literatury z grą RPG. W tym przypadku literatury fantasy. Niby wszystko dla mnie. Jestem wielbicielem literatury fantasy, jak i zresztą całej literatury fantastycznej. Lubię gry RPG w każdej postaci: papierowe, planszówki, karcianki, komputerowe. Czyli odbiorca idealny. I co dostałem? Fabuła nie rzuca na kolana. Człowiek ukarany zostaje za przestępstwo pobytem w specjalnej kapsule (fizycznie) i w wirtualnym świecie gry (można powiedzieć umysłowo). Zyskuje wrogów i przyjaciół. Tworzy drużynę i zmierza do celu. Archetypy przewałkowane wzdłuż i wszerz. Widzę że całość jest rozpisana na siedem części, ale pewnie gdyby usunąć elementy zapożyczone z gier to zostały by ze dwa tomy akcji. Druga strona książki wzięta została z gier RPG. Czyli tworzenie postaci, rozwijanie jej (jak to się ładnie mówi levelowanie), zadania do wykonania, osiągnięcia i nagrody do zdobycia itd. Wszystko ładnie opisane, wiemy za co bohater dostaje punkty i ile, jak rosną jego zdolności, jak pokonuje wrogów stojących na drodze do zwycięstwa. Wszystko fajnie, tylko po co. Czytanie o graniu jest jak zlizywanie kremu z ciastka przez szybę. Niby coś dostajemy, ale niewiele. Niby książka, niby gra. Za dużo niby. Co z tego że jak mówi reklama jest to najlepiej sprzedający się w Rosji cykl ostatnich lat. Nikt o nim nie będzie pamiętał za parę lat. Zostaną nam w głowach lepsze fabuły książek, lepsze gry. Może nie powinno się skazywać większej całości po przeczytaniu zaledwie jednej części, ale coś czuję że nie kupię kolejnej.

Jestem zawiedziony. Książka nie jest może jakaś zła, ale spodziewałem się czegoś więcej widząc jej reklamy w Internecie i w drukowanych czasopismach. Miało być coś nowego, świeżego - LitRPG - połączenie literatury z grą RPG. W tym przypadku literatury fantasy. Niby wszystko dla mnie. Jestem wielbicielem literatury fantasy, jak i zresztą całej literatury fantastycznej. Lubię...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Inne światy Sylwia Chutnik, Jacek Dukaj, Aneta Jadowska, Anna Kańtoch, Jakub Małecki, Remigiusz Mróz, Łukasz Orbitowski, Robert J. Szmidt, Aleksandra Zielińska, Jakub Żulczyk
Ocena 6,5
Inne światy Sylwia Chutnik, Jac...

Na półkach: ,

Daję siedem gwiazdek, choć za walory artystyczne (czytaj wizualne) należy się przynajmniej dziewięć. Rzadko się spotyka takie książki. Dziesięć opowiadań inspirowanych malarstwem. Obrazami Jakuba Różalskiego. Po szczegóły związane z twórczością Różalskiego odsyłam albo do Internetu, albo do czerwcowego wydania miesięcznika Nowa Fantastyka, który zamieszcza artykuł na ten temat oraz wywiad z autorem. Dzieła Różalskiego są fascynujące - połączenie sielskiej wsi, pól lasów, łąk, ludzi pracujących przy żniwach wziętych żywcem z dzieł Malczewskiego, oraz mechów, maszyn kroczących czy steam-punkowych konstruktów. Zderzenie dwóch całkowicie odmiennych światów zamkniętych w jednej ramie obrazu. Trzeba to zobaczyć. Albo w sieci, albo właśnie w książce, o której mowa. Bo książka zawiera kilkadziesiąt ilustracji będących inspiracją do zawartych w niej opowiadań. Możemy zobaczyć to co widzieli poszczególni autorzy chwytając za pióro (a pewnikiem za klawiaturę). Choć takie połączenie rekwizytów na płótnie kojarzy się w pierwszej kolejności z fantastyką, to nie wszyscy autorzy zaproszeni do udziału w tym zdarzeniu na co dzień parają się taką tematyką. Wymienię wszystkich autorów, żeby było jasne czego się można spodziewać: Sylwia Chutnik, Jacek Dukaj, Aneta Jadowska, Anna Kańtoch, Jakub Małecki, Remigiusz Mróz, Łukasz Orbitowski, Robert J. Szmidt, Aleksandra Zielińska, Jakub Żulczyk. Jak różni autorzy, tak różne opowiadania, choć przyznać trzeba, że jednak blisko im do fantastycznego podwórka. Treść opowiadań też jest różna, niektóre to alternatywna historia, inne to opowieść z dreszczykiem, jeszcze inne to leniwa opowiastka z dodatkiem czegoś niesamowitego. Autorzy przyłożyli się do pracy, niech zaświadczy o tym opowiadanie Jacka Dukaja, które ma jakieś 200 stron i w zasadzie jest już powieścią. Inspirację obrazami wymienieni wyżej potraktowali różnie. Czasami obraz jest jak stopklatka, która po naciśnięciu przycisku rusza i przemienia się w opowieść, innym razem dopiero głęboko w treści opowiadania znajdujemy to co wcześniej widzieliśmy na obrazie. Niesamowite jest, że możemy się o tym przekonać na przemian czytając i oglądając żródło. Przyjemnie się czyta, przyjemnie ogląda, warto sięgnąć po taką książkę. Warto też poczytać o autorze obrazów, o jego związku np. z produkcją filmu Kong - Wyspa Czaszki, żeby się nie okazało za chwilę, że Świat będzie go znał lepiej niż ludzie wśród których mieszka i tworzy.

Daję siedem gwiazdek, choć za walory artystyczne (czytaj wizualne) należy się przynajmniej dziewięć. Rzadko się spotyka takie książki. Dziesięć opowiadań inspirowanych malarstwem. Obrazami Jakuba Różalskiego. Po szczegóły związane z twórczością Różalskiego odsyłam albo do Internetu, albo do czerwcowego wydania miesięcznika Nowa Fantastyka, który zamieszcza artykuł na ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo dobre zakończenie bardzo dobrej trylogii. Nie tylko trzyma poziom, ale i co rusz podnosi poprzeczkę. Nie będę pisał o akcji, bo to trzeci tom i każdy zainteresowany wie o co idzie gra. Powiem tylko że pomysłami zawartymi w tej książce można by obdzielić przynajmniej kilka różnych historii. I to pomysłami dopracowanymi w najdrobniejszych szczegółach. Chylę czoła przed ilością pracy jaką musiał włożyć autor w podbudowę naukową. Rozmach wizji, akcja rozciągnięta już nie na wieki czy tysiąclecia ale na .... nie będę spoilerował :-) , mnogość postaci i szczegółów. To już nie tylko historia naszej ziemskiej cywilizacji, nie tylko naszej galaktyki, ale i całego wszechświata. Ponieważ nie samą nauką miłośnik s-f żyje, jest więc historia miłości dwojga ludzi. Miłości niespełnionej co prawda, ale trwającej wbrew wszelkim przeciwnościom. A taka przecież powinna być. Historię początków tej miłości poznajemy w scenie zadawania kolejnych pytań potwierdzających zgodę na eutanazję. Nie czytałem wcześniej nic takiego. Robi wrażenie. Jest też, jak dla mnie perełka - opowiadanie stworzone przez jedną z postaci w celu przekazania informacji w sposób niezauważalny dla wrogiej cywilizacji. Opowiadanie można powiedzieć z innej bajki, stopniowo później połączone z fabułą książki i wyjaśnione. Opowiadanie, które z powodzeniem mogło by zaistnieć samodzielnie, tutaj jest tylko jednym z rekwizytów, jednym z wielu rekwizytów. Czytanie tej książki to jak przebieranie w skarbcu Smauga. Wszystko co dobre słyszy się o tym cyklu jest jak najbardziej zasłużone. Jak dla mnie jedna z najlepszych książek s-f ostatnich lat.

Bardzo dobre zakończenie bardzo dobrej trylogii. Nie tylko trzyma poziom, ale i co rusz podnosi poprzeczkę. Nie będę pisał o akcji, bo to trzeci tom i każdy zainteresowany wie o co idzie gra. Powiem tylko że pomysłami zawartymi w tej książce można by obdzielić przynajmniej kilka różnych historii. I to pomysłami dopracowanymi w najdrobniejszych szczegółach. Chylę czoła przed...

więcej Pokaż mimo to