rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Na początku czytania powieść wydawała mi się niesamowicie świeża i trochę inna od reszty młodzieżówek, niestety w okolicach setnej strony, gdzie fabuła zdążyła się już rozbudować, obudziłam się z tego amoku i zdałam sobie sprawę, że bohaterowie i sposób narracji, który z początku dobrze przyjęłam, po pewnym czasie straciły swój urok, a klimat z niebiesko-fioletowej okładki nieco zbladł. Julie Israel nie potrafiła wyjść ze swojej skorupy i utrzymać świetnego poziomu do końca, więc nie da się ukryć, że powieść została napisana w pewien typowy młodzieżowy sposób i osobom, które obcują z literaturą niezwykle często, może być trudno, aby nazwać Indeks szczęścia Juniper Lemon odkryciem.

Tymczasem Juniper to bez wątpienia ciekawa i charyzmatyczna dziewczyna, której sposób bycia oraz zawziętość, żeby wszystkim żyło się dobrze (a nawet lepiej od niej) zasługuje na uwagę. Pomimo śmierci siostry główna bohaterka stara ułożyć sobie życie na nowo, choć nie jest to proste, kiedy maniakalnie słyszy na swój temat plotki w szkolnej stołówce, a przygnębieni rodzice oraz niewiedząca jak pomóc najlepsza przyjaciółka odwracają się od niej plecami. Lemon jest przede wszystkim uparta, niezależna i kreatywna, przez co bardzo spodobał mi się jej pomysł na tworzenie fiszek, w których codziennie spisuje swój własny poziom szczęścia.

W tej książce nie przeczytamy o żałobach, pogrzebie, morzu łez i wizytach głównej bohaterki u psychologa. Julie Israel wręcza nam ciekawość, nieśmiały optymizmu i wskazówki, by pomóc dziewczynie odkryć pewną zagadkę. Szukanie zaginionej fiszki oraz poznawanie sekretów umarłej siostry okazuje się ciekawym przeżyciem (jakkolwiek nieodpowiednio to brzmi) i już nie mogłam się doczekać zakończenia - nie z racji tego, że była to nudna lektura, tylko dlatego, że na tyle byłam nią zaabsorbowana, iż pragnęłam poznać tajemnicę siostry Juniper jak najprędzej.

Mimo że książki o takiej tematyce zaczynają mi się przejadać, Indkes szczęścia Juniper Lemon to udany i inspirujący debiut Julie Israel, która wiedziała, o czym pisze i do jakiej grupy odbiorców kieruje swoje słowa. Pragnie uświadomić młodym osobom, że starta bliskiej nam osoby niekoniecznie musi wyglądać schematycznie i możemy się z niej wiele nauczyć. Powieść nie porwała mnie do takiego stopnia, bym mogła polecić ją każdemu, bo jednak bohaterowie i sama fabuła nie okazała się czymś wybitnym, a jedynie naprawdę ciekawym sposobem na spędzenie czasu. To książka na kilka dni, ponieważ dzięki lekkiemu piórowi autorki oraz chęci dowiedzenia się, jak to wszystko się skończy Indeks szczęścia... czyta się w zastraszającym tempie.

Na początku czytania powieść wydawała mi się niesamowicie świeża i trochę inna od reszty młodzieżówek, niestety w okolicach setnej strony, gdzie fabuła zdążyła się już rozbudować, obudziłam się z tego amoku i zdałam sobie sprawę, że bohaterowie i sposób narracji, który z początku dobrze przyjęłam, po pewnym czasie straciły swój urok, a klimat z niebiesko-fioletowej okładki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Często sięgam po takie pozycje, ponieważ motyw z rozwiązywaniem zagadek oraz odnalezieniem kogoś (w obyczajowych książkach) naprawdę mi się podoba. Jak jednak było z Latem Eden?
Na początku główna bohaterka sprawia wrażenie kreatywnej i nieschematycznej piętnastolatki, bo jak sama twierdzi, uwielbia sztukę, chodzi na warsztaty z pisania i projektuje tatuaże. Ma też w miarę odróżniający ją od rówieśników sposób ubierania, bowiem jest typową gotką, która co chwila zmienia kolor włosów i doskonale się z tym czuje. To jednak tyle, jeśli chodzi o wyjątkowość i niepowtarzalność Jess - swoim zachowaniem, sposobem myślenia i rozumowaniem wypada bardzo typowo i papierowo. A wiadomo, że jeśli główna bohaterka niczym szczególnym się nie wyróżnia i jest kolejną typową mdłą postacią, nie będzie to zbyt udana książka.

O reszcie bohaterów mogłabym powiedzieć to samo - zero jakichkolwiek głębszych opisów, dzięki którym czytelnik mógłby jakoś rozróżnić postaci, wszyscy, czy to dziewczyny ze szkoły, czy rodzice Eden zlewają się w jedną całość i naprawdę trudno było mi żywić do nich jakąś lepszą emocję niż obojętność.

Książka została napisana prostym i lekkim językiem, ponieważ w głównej mierze jest skierowana do nastolatków. Co ciekawe, autorka niesamowicie dobrze poradziła sobie z przedstawieniem takich problemów jak przemoc wśród równieśników czy tytułowe zaginięcie Eden w tak nieobowiązujący, ale jednocześnie zmuszający do refleksji sposób, że ani nie jest on przesadzony, ani nie przypomina poradnika skierowanego do rodziców.

Trudno jest mi określić, co tak naprawdę spodobało mi się w tej książce. Pomysł na fabułę okazał się naprawdę dobry, ale brakowało mi więcej zwrotów akcji i bardziej rozbudowanej zagadki wokół zaginięcia przyjaciółki Jess. Lato Eden jest powieścią poprawną, skierowaną do młodszych nastoletnich czytelników, która porusza naprawdę ważny współczesny temat. Lektura nie wywarła na mnie sporego wrażenia, niemniej podczas czytania byłam mocno zaabsorbowana, by poznać zakończenie. Nie ukrywam, że niesamowicie szybko i z zaciekawieniem przerzucałam kolejne strony, ale to niestety za mało, bym mogła każdemu polecić tę książkę.

Często sięgam po takie pozycje, ponieważ motyw z rozwiązywaniem zagadek oraz odnalezieniem kogoś (w obyczajowych książkach) naprawdę mi się podoba. Jak jednak było z Latem Eden?
Na początku główna bohaterka sprawia wrażenie kreatywnej i nieschematycznej piętnastolatki, bo jak sama twierdzi, uwielbia sztukę, chodzi na warsztaty z pisania i projektuje tatuaże. Ma też w miarę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezrównani okazali się naprawdę dobrą książką młodzieżową, od której trudno było mi się oderwać. Zacięta walka między uczestnikami konkursu oraz wątek lekko kryminalny z pewnością zasługuje na uwagę, jestem niezwykle ciekawa jak to wszystko się potoczy w następnych tomach. Bohaterowie w książce zostali ciekawie wykreowani, każdy z nich miał swój unikalny charakter oraz sposób bycia. Aster oraz Layla nie okazały się nierozsądnymi nastolatkami, które non stop podejmowały niedojrzałe decyzje i nie miały własnego zdania. To bohaterki z krwi i kości, obie były żądne sławy i wygrania konkursu. Książka lekka, niewymagająca myślenia, natomiast mimo tego warto się z nią zapoznać, bo klimat celebrytów i samego Los Angeles pochłonął mnie do reszty. Nie jest to jednak powieść bez skaz, jednak nie da się ukryć, że w dostarczeniu rozrywki spisze się wyśmienicie.

Niezrównani okazali się naprawdę dobrą książką młodzieżową, od której trudno było mi się oderwać. Zacięta walka między uczestnikami konkursu oraz wątek lekko kryminalny z pewnością zasługuje na uwagę, jestem niezwykle ciekawa jak to wszystko się potoczy w następnych tomach. Bohaterowie w książce zostali ciekawie wykreowani, każdy z nich miał swój unikalny charakter oraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzeba przyznać, że kolorowanka zawiera naprawdę ogromną ilość precyzyjnie oraz niezwykle stworzonych kwiatów, motyli, pejzażów, ogrodów czy magicznych roślin, które nawet niepokolorowane robią wrażenie. Każda strona mieści w sobie cudowne ilustracje, które aż same się proszą, aby je ozdobić albo pokolorować. Jedno jest pewne - właściciel Radości kwiatów z pewnością poczuje się wniebowzięty.

Sama nie wierzyłam, ale pochłonięta kolorowaniem nie odczułam, że nawet najmniej szczegółowy obrazek może zająć kilka godzin. Podczas malowania można zrelaksować się i zapomnieć o świecie zewnętrznym - taka kolorowanka to świetny sposób na nudę, ale również na odpoczynek po ciężkim dniu. W dodatku możemy zabrać ją dosłownie wszędzie - z pewnością będę często korzystała z niej na wakacjach. Nie spodziewałam się, że książka Radość kwiatów tak mi się spodoba, dlatego jeśli zastanawiacie się, czy warto zaopatrzyć się we własny egzemplarz, bez dwóch zdań was do tego zachęcam. Cena nie jest wygórowana, nie wspominając już o tym, że taka kolorowanka na pewno posłuży nam na długo.

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2016/04/35-recenzja-radosc-kwiatow-eleri-fowler.html

Trzeba przyznać, że kolorowanka zawiera naprawdę ogromną ilość precyzyjnie oraz niezwykle stworzonych kwiatów, motyli, pejzażów, ogrodów czy magicznych roślin, które nawet niepokolorowane robią wrażenie. Każda strona mieści w sobie cudowne ilustracje, które aż same się proszą, aby je ozdobić albo pokolorować. Jedno jest pewne - właściciel Radości kwiatów z pewnością poczuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Fabuła książki ze słonecznej i urokliwej Santa Monicy przenosi się do parnego i tłocznego Nowego Jorku, co okazało się strzałem w dziesiątkę, ale nie ukrywam, że brakowało mi kalifornijskiego miasteczka, w którym rozpoczęła się seria Dimily. Tęskniłam za plażami, imprezami oraz starym, dobrym i w dodatku irytującym Tylerem, który w ciągu tych dwóch lat przechodzi ogromną zmianę. Nie da się ukryć, że zachowania większości bohaterów uległy diametralnej metamorfozie, a fakt iż główna bohaterka stała się odpowiedzialną i dojrzałą kobietą dodaje tej powieści samych plusów.

Żartowałam! Drodzy czytelnicy, nie oszukujmy się - to wciąż ta sama, niezdecydowana i mająca bzika na punkcie swojego przyrodniego brata Eden. Wydaje mi się, że w pierwszym tomie główna bohaterka w ogóle mnie nie irytowała, wręcz przeciwnie - z łatwością wybaczałam jej wszystkie lekkomyślne decyzje, w końcu była jeszcze młodą i zagubioną szesnastolatką. Tego samego jednak nie mogę powiedzieć o Eden w drugim tomie. W Czy wspominałem, że Cię potrzebuję? dziewczyna bardzo często zachowywała się jak małe dziecko, przez co dziesiątki razy z rzędu przerywałam czytanie, ponieważam czułam się ogromnie zażenowana postępowaniami głównej bohaterki, nie wspominając już o tym, że były chwile, kiedy musiałam odetchnąć od jej głupoty.

więcej: http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2016/04/34-recenzja-ksiazki-czy-wspominaem-ze.html

Fabuła książki ze słonecznej i urokliwej Santa Monicy przenosi się do parnego i tłocznego Nowego Jorku, co okazało się strzałem w dziesiątkę, ale nie ukrywam, że brakowało mi kalifornijskiego miasteczka, w którym rozpoczęła się seria Dimily. Tęskniłam za plażami, imprezami oraz starym, dobrym i w dodatku irytującym Tylerem, który w ciągu tych dwóch lat przechodzi ogromną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uczestnicy Wyścigu mają tym razem do pokonania dwa ekosystemy: ocean i góry pokryte śniegiem. To właśnie pod koniec czwartego ekosystemu dowiemy się, kto jako pierwszy ukończy wyścig - czy będzie to Tella?

Przyznam, że na początku czytania nie mogłam pozbyć się żalu do autorki, która w poprzedniej części uśmierciła moich ulubionych bohaterów. Nie ukrywam, że ogromnie mi ich brakowało, zwłaszcza Titusa, który mimo że w Ogniu i wodzie nie odgrywał pozytywnej postaci, ogromnie polubiłam jego unikalny charakter. To, jak zależało mu na zwycięstwie, zawziętość, odwaga i oczywiście gierki, które pomogłyby mu zostać zwycięzcą, zrobiły na mnie spore wrażenie. Za to Tella, główna bohaterka, która w poprzednim tomie ubolewała nad tym, że nie zabrała ze sobą na wyścig lakieru do paznokci, w Kamieniu i soli dojrzała, nie prosiła na każdym kroku o pomoc Guya, starała się być samodzielna i zaradna. Tella przec cały Piekielny Wyścig gorliwie dążyła do tego, aby zdobyć lek dla swojego chorego brata - w porównaniu z Titusem, dziewczyna grała sprawiedliwie i cechowała się ogromną empatią wobec innych uczestników - na każdym kroku starała się pomóc swoim sojusznikom i ich pandorom.

Nie da się ukryć, że wątki miłosne stanowią chleb powszedni w takiego typu książkach młodzieżowych, rzadko kiedy autorzy z niego rezygnują. Victoria Scott również zdecydowała się, aby wpleść w fabułę taki wątek, na szczęście nie został on wysunięty na pierwszy plan, okazał się natomiast miłym dodatkiem i świetnie sobie poradził jako chwilowy odpoczynek po pędzącej akcji i bogatej w ekstremalne wydarzenia fabule. Tella i Guy to bezwątpienia jedna z lepszych wykreowanych par książkowych, której szczerze kibicowałam przez całą książkę i życzyłam jej jak najlepiej.



Kamień i sól do świetna kontynuacja Ognia i wody, która tak samo jak poprzedniczka wywiera emocje i jeszcze z większym zapałem kibicowałam czołowym bohaterom w ukończeniu Piekielnego Wyścigu. Tella nie jest już tą samą nastolatką, wyprawa nad ocean i góry wiele ją nauczyła - stała się bardziej waleczna i silniejsza, przy czym nie zapominała o swoich kompanach, których wspierała i utrzymywała przy duchu jak tylko pomogła. Koniecznie musicie sięgnąć po tę serię, jeśli szukacie czegoś świeżego i macie dość schematycznych książek - owa seria zasługuje na dużą uwagę. Za to ja z niecierpliwością czekam na polską premierę pozostałych książek Victorii Scott.

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2016/02/31-recenzja-ksiazki-kamien-i-sol.html

Uczestnicy Wyścigu mają tym razem do pokonania dwa ekosystemy: ocean i góry pokryte śniegiem. To właśnie pod koniec czwartego ekosystemu dowiemy się, kto jako pierwszy ukończy wyścig - czy będzie to Tella?

Przyznam, że na początku czytania nie mogłam pozbyć się żalu do autorki, która w poprzedniej części uśmierciła moich ulubionych bohaterów. Nie ukrywam, że ogromnie mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Początek lektury odebrałam dość drastycznie - zszokowało mnie to, jak daleko są w stanie posunąć się rodzice głównej bohaterki. Uzależnieni od alkoholu nie tylko nie byli w stanie zapewnić córce bezpieczeństwa oraz ciepła rodzinnego, ale również podstawowych rzeczy, takich jak miejsce do dorastania czy jedzenie. Kiedy matka Luli postanawia opuścić ją i ojca na nieokreślony czas i wyjechać gdzieś z nowym kochankiem, główna bohaterka nie wytrzymuje i decyduje, że uda się w podróż do Las Vegas, aby odciąć się od rodziców i ich prymitywnego życia.

Luli jest jedną z tych postaci, które pomimo swojego młodego wieku są dojrzałe, dlatego podczas czytania Jak najdalej stąd nie można spotkać się z bezmyślnością głównej bohaterki albo jej nieprzemyślanymi wyborami, których potem będzie mocno żałować. Trzynastolatka wychowała się w toksycznej rodzinie, w związku z tym nie jest ufna do ludzi, których spotyka podczas jej "podróży". Luli ma to coś, czym według mnie każda książkowa główna bohaterka powinna się charakteryzować - mocnym charakterem oraz dojrzałością. Nie znaczy to jednak, że wymagam od postaci nieskazitelnych charakterów - w końcu ideały nie istnieją i trudno byłoby wówczas czytać o perfekcjonistach. Pomimo odpowiedzialności, na jaką pisze się Luli, dziewczyna zdaje sobie sprawę, że nie ma już powrotu. Co do reszty bohaterów, każda postać, która miała swój udział w książce, idealnie go wykorzystała. Autorka wykreowała barwne postacie, mające duży wpływ na fabułę powieści - zarówno bohaterzy czołowi jak i tez epizodowi nadali tej książce melancholijny nastrój, odzwierciedlający brudną rzeczywistość, z którą nie mamy styczności na co dzień. W Jak najdalej stąd nie spotkamy tęczy i lukru - Andrea Portes ukazuje nam świat, na jaki Luli sama się zdecydowała i nie ma już szansy na powrót.

Jak najdalej stąd to książka mocno przemyślana i realistyczna, w której znajdziemy prawdziwy świat oraz bohaterów, którzy nie odnaleźli w swoim życiu pomyślności. Książka, wbrew pozorom, nie jest zwykłą młodzieżówką, mającą jedynie za zadanie oderwać się od problemów codziennych - skłania bowiem do przemyśleń oraz uzmysławia nam życie osób wiodących zupełnie inne życie. Powieść czyta się naprawdę szybko - w fabule znajdziemy dużo przemyśleń i wspomnień głównej bohaterki, dzięki którym czytelnik może lepiej zrozumieć Luli. Historia trzynastolatki wywarła na mnie pozytywne wrażenie i na pewno zostanie ze mną na dłużej.

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2016/01/30-recenzja-ksiazki-jak-najdalej-stad.html

Początek lektury odebrałam dość drastycznie - zszokowało mnie to, jak daleko są w stanie posunąć się rodzice głównej bohaterki. Uzależnieni od alkoholu nie tylko nie byli w stanie zapewnić córce bezpieczeństwa oraz ciepła rodzinnego, ale również podstawowych rzeczy, takich jak miejsce do dorastania czy jedzenie. Kiedy matka Luli postanawia opuścić ją i ojca na nieokreślony...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka to dobra młodzieżówka poruszająca trudne tematy, które każdy może kiedyś zastać na swojej drodze. Dzięki tej powieści zrozumiałam to i owo i ku mojemu zdziwieniu, pewne moje poglądy uległy zmianie. Przyznam jednak, że oczekiwałam po tej książce czegoś świeższego i bardziej emocjonującego, czegoś po czym miałabym kaca książkowego, a zostały jedynie pojedyncze wspomnienia, bo mimo tego że książkę przeczytałam dosyć niedawno, już teraz wiem, że bohaterowie nie zostaną ze mną na dłużej, ale historia opisana w książce - jak najbardziej tak.

cała recenzja: http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/12/recenzja-ksiazki-playlist-for-dead.html

Książka to dobra młodzieżówka poruszająca trudne tematy, które każdy może kiedyś zastać na swojej drodze. Dzięki tej powieści zrozumiałam to i owo i ku mojemu zdziwieniu, pewne moje poglądy uległy zmianie. Przyznam jednak, że oczekiwałam po tej książce czegoś świeższego i bardziej emocjonującego, czegoś po czym miałabym kaca książkowego, a zostały jedynie pojedyncze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezwykle rzadko jest mi po drodze czytać o geniuszach - może dlatego, że autorzy piszący książki młodzieżowe rzadko decydują się na stworzenie oryginalnych i po prostu innych głównych bohaterów. Byłam nie tylko ciekawa, jak Caren Lissner wykreuje tytułową nieznośnie genialną, ale także ekranizacji owej książki, która jest zaplanowana na przyszły rok.

Carrie Pilby, czyli główna bohaterka to postać która nie każdemu może się spodobać. Odbiega od wszystkich schematów książek młodzieżowych. Nie wiem jak wam, ale mi ostatnimy czasami brakowało głównych bohaterek z krwi i kości, nie wspominając już o tym, że od dawna miałam po dziurki w nosie mdłych i nużących postaci, niewnoszących nic do książki.

Carrie została wykreowana w sposób po prostu inny. Ironiczna, wszystko analizująca oraz wymądrzająca się co chwilę dziewczyna czasami działała mi na nerwy, wiadomo, z takim charakterem oraz zachowaniem może zdenerwować każdego, ale jej przemyślenia, historie z dzieciństwa i same spojrzenie na świat może wynagrodzić czytelnikowi kilka momentów frustracji. Bardzo spodobały mi się przemyślenia Carrie, mimo że z którymi nie do końca się zgadzałam.

Fabuła i akcja powieści jest spokojna, mogłabym nawet rzecz, iż momemntami nużąca. Ale tak właśnie wygląda świat Carrie Pilby - dziewczyna ma problemy z poznawaniem nowych osób, dlatego swój wolny czas w większości spędza w domu, z dala od komunikowanie się z innymi osobami. I to jest właśnie główny powód jej wizyt u psychoterapeuty, z którym (za namową ojca) spotyka się raz w tygodniu na terapii. Petrov, czyli lekarz głównej boahterki, został w naprawdę ciekawy sposób przedstawiony - spokojne, wręcz nienaganne zachowanie (rozwodnik, dwójka dorosłych dzieci) to jedynie przykrywka, a Carrie w pewnym momencie rozgryza psychiatrę i dochodzi wówczas do wielu zabwanych sytuacji. Mówiąc krótko - uwielbiam dialogi Petrov-Carrie i to właśnie na nie najbardziej czekałam.

Jak już wspominałam, życie głównej bohaterki robi się momentami nudne, dlatego często miałam ochotę odłożyć książkę i pożegnać się na kilka godzin z nieznośnie genialną, ewentualnie przewrócić strony na jakiś ciekawszy rodział. Mimo tego, z niecierpliwością czekałam na pierwsze spotkania Carrie z innymi ludźmi, próby poznania kogoś nowego, czy po prostu na rozmowy z telemarketerami.
Podejrzewałam, że byłam pierwszą osobą w historii telemarketingu, która spowodowała, że pracownik rzucił słuchawkę. To powinno wystarczyć do przyznania mi stypendium MacArthura.
Reasumując, książka wyróżnia się na tle innych młodzieżówek przede wszystkim za sprawą dziwnej a zarazem ciekawej głównej bohaterki, którą się albo uwielbia albo nienawidzi. Jeśli lubicie filozofować, lub chociażby uzyskać nowe spojrzenie na świat, książka okaże się dla was wprost idealna. Spodobało mi się również realizowanie planu przez Carrie - dziewczyna musiała, pokonując swoje zniechęcenie do ludzi umówić się na randkę czy dobrze bawić się w sylwetra. Carrie Pilby. Nieznoście genialna to dobra młodzieżówka, inna od różowych i fioletowych romansów dla nastolatek, bowiem nie tylko pokazuje naszą rzeczywistość, ale też motywuje, aby cały czas ruszać do przodu i osiągnąć wyznaczony przez nas cel.

Niezwykle rzadko jest mi po drodze czytać o geniuszach - może dlatego, że autorzy piszący książki młodzieżowe rzadko decydują się na stworzenie oryginalnych i po prostu innych głównych bohaterów. Byłam nie tylko ciekawa, jak Caren Lissner wykreuje tytułową nieznośnie genialną, ale także ekranizacji owej książki, która jest zaplanowana na przyszły rok.

Carrie Pilby, czyli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie ukrywam, że do książki podeszłam z przymrużeniem oka, gdyż oczekiwałam od niej jedynie dobrego spędzenia czasu i ewentualnie czegoś, co mogłoby mnie poruszyć. I to właśnie otrzymałam - z pozoru banalnej historyjki wyciągamy wnioski, analizujemy zachowania postaci, zastawiamy się, co byśmy my zrobili na miejscu bohaterów. Czy wspominałam, że Cię kocham? poruszyło mnie, wywołało u mnie ogrom emocji. Ta książka pochłonęła mnie bez reszty, dzięki niej przeniosłam się z ponurej rzeczywistości (czytałam trochę na lekcji) do słonecznej i beztroskiej Kalifornii. Razem z Eden przeżywałam każdą porażkę, każdy jej sukces, po prostu wszystko. I to autorka spisała się na medal - może nad warsztatem pisarskim musi jeszcze poćwiczyć, ale te wszystkie emocje, które potrafi przelać na kartkę czynią tę książkę czymś niesamowitym.

Pelna recenzja: http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/10/20-recenzja-ksiazki-czy-wspominaam-ze.html?m=1

Nie ukrywam, że do książki podeszłam z przymrużeniem oka, gdyż oczekiwałam od niej jedynie dobrego spędzenia czasu i ewentualnie czegoś, co mogłoby mnie poruszyć. I to właśnie otrzymałam - z pozoru banalnej historyjki wyciągamy wnioski, analizujemy zachowania postaci, zastawiamy się, co byśmy my zrobili na miejscu bohaterów. Czy wspominałam, że Cię kocham? poruszyło mnie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tył i przód okładki książki niejednokrotnie informują czytelnika, że w powieści spotkamy dużo brytyjskiego humoru, przy którym wybuchniemy głośnym śmiechem i to przede wszystkim ze względu na niego chciałam sięgnąć po tę pozycję.

To przez ciebie! to typowa powieść obyczajowa, w której poznajemy losy trzydziestotrzyletniej Delii. Kobieta sprawia swoją postawą osobę szczęśliwą i pewną siebie, dlatego myśli, że nie ma nic do stracenia, aby zapieczętować swoją ponad dziesięcioletnią miłość do mężczyzny jej życia, Paula i w sposób trochę nietypowy oświadczyć mu się na moście. Mężczyzna z trudem przyjmuje oświadczyny, a wszystko to za sprawą wdania się w romans ze studentką, którą poznał kilka miesięcy temu w swoim pubie. Delia jednak dowiaduje się o zdradzie, po czym planuje rozpocząć zupełnie nowe życie i wyjechać do Londynu. Kiedy myśli, że jej życie znowu wraca do porządku dziennego, nieoczekiwane wydarzenia jeszcze bardziej namieszają w głowie trzydziestoczteroletniej już kobiety.

W To przez ciebie! jest dużo wątków, przy których nie da się nudzić, dlatego spodobało mi się, że książka nie tylko skupia się na rozterkach Delii po nieudanych oświadczynach, ale też pokazuje, że kobieta ma mocny charakter. Główna bohaterka, która dosyć mocno przeżywa zdradę Paula postanawia wrócić do tworzenia komiksów o przebojowej Lisice, czyli postaci, którą chciałaby być.

Autorka opisuje Londyn z zupełnie innej perspektywy, niż mogłoby nam się wydawać - pełne zawiści i szorstkości miasto nie każdemu może w tej książce się spodobać. Delia próbuje odnaleźć się w tym świecie, choć nie jest to łatwe, kiedy z każdej strony czekają na nią przeszkody, a główna bohaterka z pokorą czeka, aby wreszcie osiągnąć wymarzony spokój i szczęście. Delia, mimo trudności, jakie zgotował jej los potrafiła wziąć się w garść i nie tak łatwo wybaczyć Paulowi, który, w moim mniemaniu okazał się facetem, od którego kobiety jak najdalej powinny trzymać się z daleka.

Przyznam szczerze, że od dawna rzadko trafiałam na znakomicie wykreowanych bohaterów - zazwyczaj są to tylko ciekawe postacie, które może i wzbudzały moje zainteresowanie, ale miałam wrażenie, że już kiedyś o nim czytałam. W przypadku To przez ciebie! było zupełnie odwrotnie, mimo że nie każdy bohater może przypaść czytelnikowi do gustu, z pewnością autorka stworzyła ciekawe i oryginalne postacie.

Co do obiecanego brytyjskiego humoru, w trakcie czytania zrozumiałam, że nie jestem jego fanką, bo choć od czasu do czasu zdarzało mi się parsknąć śmiechem, na więcej się nie zapowiadało, co jest dosyć sporym minusem, bo oczekiwałam, że będzie tego znacznie więcej. Ironia i sarkazm w tej książce jednak dobrze wyszedł autorce, ale żeby od niego turlać się ze śmiechu, to chyba jakaś pomyłka...

To przez ciebie! to książka pełna ironicznego humoru, który mi się spodobał, ale jak już wspominałam, czekałam na sytuacje, w których mogłabym wybuchnąć głośnym śmiechem. Delia i reszta bohaterów wzbudziła we mnie dużą sympatię, dialogi również wypadły bardzo dobrze. Przy tej książce dobrze się bawiłam, a te 460 stron nawet nie wiem kiedy minęły, bo od tej powieści nawet na chwilę nie potrafiłam się oderwać. Lekturę polecam przede wszystkim miłośnikom obyczajówek i oczywiście fanom brytyjskiego humoru, a książkę bez dwóch zdań mogę uznać za udaną.

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/10/19-recenzja-ksiazki-to-przez-ciebie.html

Tył i przód okładki książki niejednokrotnie informują czytelnika, że w powieści spotkamy dużo brytyjskiego humoru, przy którym wybuchniemy głośnym śmiechem i to przede wszystkim ze względu na niego chciałam sięgnąć po tę pozycję.

To przez ciebie! to typowa powieść obyczajowa, w której poznajemy losy trzydziestotrzyletniej Delii. Kobieta sprawia swoją postawą osobę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

recenzja pochodzi z mojego bloga: http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/10/18-recenzja-ksiazki-gdzie-jest-korona.html

Gdzie jest korona cara? to niedawno wydany debiut Artura Pacuły. Ostatnimi czasy bardzo rzadko zdarza mi się sięgać po książki typowo młodzieżowe. Nie wiem jak to jest, ale obecnie czuję większą sympatię do gatunków New/Young Adults. Niemniej byłam bardzo ciekawa fabuły jak i zagadki, w którą mają zostać wplątani główni bohaterowie, a Gdzie jest korona cara? przypomniała mi czasy, kiedy tylko takie lektury czytałam.

Główny wątek książki rozgrywa się na obozie wspinaczkowym, na którym pierwsze skrzypce gra zamek Czocha położony nad Zalewem Leśniańskim. Szczerze się teraz przyznam, że o owym zabytku mało słyszałam, nie wspominając już o tym, że nie miałam wówczas pojęcia, gdzie on się znajduje. Jednak nie było to dla mnie problemem, gdyż autor dokładnie o wszystkim informuje czytelnikowi. Głównymi bohaterami są uczniowie piątej klasy podstawówki - nieśmiała Monika uwielbiająca nałogowo słuchać muzyki, wysportowany i odważny z burzą rudych włosów Igor, największy na obozie Miras oraz młodsza o rok od pozostałych, kuzynka Igora, Ala. Kiedy wraz ze szkołą przyjeżdżają na zamek Czocha sami jeszcze nie wiedzą, że los szykuje dla nich przygodę, która na długo zostanie im w pamięci. A zamek, jak to zamek, skrywa w sobie mnóstwo sekretów...

Po raz drugi się już dzisiaj przed wami przyznaję, iż na samym początku podeszłam do książki z lekkim przymrużeniem oka. I nie chodzi tu wcale o polskiego autora (nawiasem mówiąc, uwielbiam naszych polskich pisarzy), tylko raczej o gatunek lektury, bo choć kiedyś tylko takie książki czytałam, na chwilę obecną sięgam po nieco inną literaturę. I to był mój błąd, bowiem pan Pacuła napisał dobrą książkę - wykreował świetnych bohaterów jak i historię, w której chętnie bym odnalazła swoją rolę, no bo kto nigdy nie chciał przeżyć takiej przygody? Autor naprawdę mnie zaciekawił wszystkimi legendami oraz faktami dotyczących zamku Czocha, co zdarza się naprawdę rzadko, bo ja i historia to totalne nieporozumienie. I co najlepsze, dalej czuję niedosyt, gdyż Artur Pacuła wzbudził we mnie ogromną chęć odwiedzenia tego miejsca.

Na fabułę mamy wgląd poprzez trzecioosobową narrację, a dzięki szczegółowym i barwnym opisom, autor nadaje książce fantastycznego, lekko tajemniczego klimatu. Na początku za wiele się nie dzieje, pierwsze rozdziały skupiają się na dokładnym przedstawieniu bohaterów, dopiero potem akcja staje się bardziej dynamiczna. Mimo że Monikę, Alę, Igora i Mirasa polubiłam, to jednak Lena wzbudziła we mnie największą sympatię. Uzależniona od swojej komórki, wiecznie wstawiająca zdjęcia na portale społecznościowe dziewczyna to ciekawa postać, na którą warto zwrócić uwagę. Wspomnę również, że w książce co jakiś czas pojawiają się ilustracje, które odebrałam bardzo pozytywnie, bo dzięki nim jeszcze bardziej wsiąkłam w świat i klimat powieści. Gdzie jest korona cara? została wydana w miarę dobrze, jedynym minusem jest to, że podczas czytania jeszcze trochę, a grzbiet zostałby w okrutny sposób... hmm... wyłamany? Pogięty? Wspominałam już kiedyś o tym, że wyginające grzbiety to moja książkowa zmora, nie wpływa to jednak na moja opinię o książce. Okładka również niczemu sobie, kolorowa ilustracja na pewno wzbudzi w niejednym czytelniku zainteresowanie.

Podsumowując, Gdzie jest korona cara? to jak na debiut bardzo dobra książka, przy której bardzo miło spędziłam kilka dni. Odkrywanie zagadki wraz z głównymi bohaterami było czymś fantastycznym, z pewnością powieść podrzucę mojemu młodszemu kuzynowi. W książce znalazło się kilka niedociągnięć, o które mogłabym się trochę poczepiać, ale młodsi czytelnicy 9-13 lat z pewnością nie zwrócą uwagę na takie drobiazgi. Gdzie jest korona cara? to idealna książka dla "młodszych nastolatków", szukających fantastycznej i niezapomnianej przygody.

recenzja pochodzi z mojego bloga: http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/10/18-recenzja-ksiazki-gdzie-jest-korona.html

Gdzie jest korona cara? to niedawno wydany debiut Artura Pacuły. Ostatnimi czasy bardzo rzadko zdarza mi się sięgać po książki typowo młodzieżowe. Nie wiem jak to jest, ale obecnie czuję większą sympatię do gatunków New/Young Adults. Niemniej byłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/10/25-recenzja-ksiazki-ciarki-julie-garwood.html

Książkę autorstwa Julie Garwood nie można zaliczyć do gatunku paranomal romance czy New Adult. Dopiero po jakimś czasie można zdać sobie sprawdę, iż jest ona powieścią obyczajową ze szczyptą kryminału i wątkiem miłosnym w tle. Mnie taka mieszanka naprawdę przypadła do gustu, zwłaszcza, że każdy miłośnik romansów i kryminałów może znaleźć tu coś dla siebie.

W Ciarkach narracja przebiega w formie trzecioosobowej, choć na całą fabułę mamy wgląd z perspektyw głównej bohaterki, agenta FBI - Sama, płatnego mordercy oraz wielu innych pobocznych postaci. Główną bohaterką jest Lara, która kończy studia na wydziale filmowym. Ma świetne mieszkanie oraz fantastyczne propozycje zawodowe, niestety nieciekawa sytuacja rodzinna odbiera cały jej optymizm związany z wymarzoną przyszłością. Bowiem od kilku lat Lara żywi wobec rodziców głęboką nienawiść, spowodowaną tym, że nie dbając o dobro rodzonej córki, ojcu i matce zależy głównie na pieniądzach. Na szczęście dobry kontakt z babcią oraz nieco nadopiekuńczymi braćmi trzyma ją na duchu. Główna bohaterka jest taką osobą, którą z pewnością można spotkać w innych książkach. Ma pewne wady i zalety, jednakże czytelnik z pewnością ją polubi, zwłaszcza, że mi do teraz trudno było rozstać się z tą postacią.

Reszta bohaterów została dobrze i przede wszystkim realnie wykreowana, a dzięki wyrazistym charakterom poczułam się tak, jakbym sama brała udział w fabule. Moim zdaniem, postać, która zasługuje na największą uwagę i uznanie czytelnika to Milo, początkujący płatny morderca. Jak sam mówi, uważa siebie za drugiego Jamesa Bonda, niestety w praktyce nie jest już tak ciekawie, bowiem na każdej poleconej mu misji popełnia masę dziecinnych błędów. Kamuflowanie się za pomocą gazety, w której Milo wyciął oczy, czy wyruszenie na misję z pustym pistoletem, to jedynie garstka nieudolnych sytuacji, w których nasz "James Bond" nieświadomie robił z siebie błazna - i oto tutaj chodzi, świetnie bawiłam się czytając o przygodach Mila.

Sam, czyli amant głównej bohaterki to typ faceta, za którym szaleją wszystkie dziewczyny, więc nie w sposób zgadnąć, że i Lara straci dla niego serce. Sam na codzień pracuje w FBI, natomiast w Ciarkach poznajemy go jako ochroniarza głównej bohaterki. Wątek miłosny został ciekawie przedstawiony, choć nie ukrywam, że działo się to trochę za szybko.

W fabule książki, która nie była przesadnie skomplikowana, widać było, że Julie Garwood sporo przy niej siedziała i obmyślała każdy szczegół. Przez całą książkę jesteśmy wciągnięci w zagadkę kryminalną, za którą stoi naprawdę sporo postaci, dlatego autorka nie miała łatwego zadania. Tak jak jest napisane w opisie z tyłu książki, fragmenty całej tej historii ułożą się w zaskakującą całość i jest to stuprocentowa prawa - z tego też powodu nie można narzekać na luki i niedopracowanie w fabule. Od początku Ciarek zastanawiałam się, kto stoi za tym wszystkim, dlatego z jednej strony jak najszybciej chciałam zakończyć książkę, ale z drugiej nie miałam ochoty rozstawać się tak szybko z głównymi bohaterami.

Dosyć sporym minusem są dialogi, które zostały odcięte od jakichkolwiek emocji, niestety ja odebrałam je jedynie jako puste zdania. Nie wiem jak autorka, ale dopiski typu powiedziała z uśmiechem, albo chociażby krótkie szepnęła są bardzo mile widziane w książkach.

Podsumowując, Ciarki to zaskakująca i ciekawa książka, która mimo że nie jest typowym kryminałem, zawiera w sobie zagadkę, w którą naprawdę się wciągnęłam. Julie Garwood to dobra pisarka, opisująca wszystko z dokładnością i szczegółami, jednakże musi jeszcze sporo popracować nad dialogami, które okazały się sztywne i bezduszne. Przy Ciarkach spędziłam fantastyczne kilka godzin, a dzięki wątkowi romantycznemu, który jednak nie pełnił głównej roli w książce nabrałam jeszcze większej ochoty na rozwiązanie tajemnicy tej historii. Powieść spodoba się przede wszystkim osobom, które lubią dużo urozmaicenia oraz szybkiej i dynamicznej akcji.

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/10/25-recenzja-ksiazki-ciarki-julie-garwood.html

Książkę autorstwa Julie Garwood nie można zaliczyć do gatunku paranomal romance czy New Adult. Dopiero po jakimś czasie można zdać sobie sprawdę, iż jest ona powieścią obyczajową ze szczyptą kryminału i wątkiem miłosnym w tle. Mnie taka mieszanka naprawdę przypadła do gustu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/

Główną bohaterką jest siedemnastoletnia Anabel - nieśmiała i skryta w sobie dziewczyna, której rodzice zginęli w wypadku, kiedy miała dziesięć lat. Od tego momentu nastolatka mieszka w domu z życzliwą i nieco przebojową ciotką, szukającą co rusz nowego wybranka serca. Anabel, mimo swojego braku pewności siebie oraz skromnej postawy, jest bardzo dojrzałą postacią. W ciągu tych prawie dwustu stron możemy zaobserwować jej przemianę, dzięki której staje się bardziej dorosła oraz pewna siebie. Co do Aleksandra - tajemniczego i pewnego siebie amanta głównej bohaterki, można było od początku przewidzieć, że nie będzie on tylko zwykłym bohaterem. Na wstępie autorka nie zdradza nam za wiele o nim, dlatego sami nie wiemy, czy możemy mu zaufać. I tu pojawia nam się pewien schemat - ona, nieśmiała i wstydliwa nastolatka i on - przystojniak, za którym szaleją wszystkie dziewczyny, ale on jednak woli tę brzydką. Nie wspominając już o tym, że skrywa w sobie pewną tajemnicę, którą niekoniecznie chce się pochwalić światu.

Zdarzło się, że Iga Wiśniewska w swojej książce porównywała sytuację Aleksandra i Anabel do Zmierzchu, w sumie co się dziwić, w obu tych powieściach pojawia się dużo podobieństw. Ale drażnił mnie jednak fakt, że autorka nieco szydziła (może nie dosłownie) z powieści pani Meyer, na początku niebardzo to rozumiałam, gdyż Gwiazda Wschodu nie reprezentuje sobą inteligentniejszej lektury.

Fabuła nie była skomplikowana, autorka wolała się raczej skupić na ważniejszych rzeczach, które mają wpływ na dalszy ciąg wydarzeń. Historia Anabel i Aleksandra była bardzo ciekawa i urozmaicona - co rusz się coś działo, dlatego nie można w Gwieździe Wschodu narzekać na nudę. Wątek miłosny został nawet ciekawie skonstruowany. Bohaterzy stopniowo się poznawali, odkrywali swoje tejmnice, czy opowadali o swoich sytuajach rodzinnych. Aleksander jest taką postacią, którą z chęcią poznałabym w świecie nie tylko książkowym. Tak samo jak z fabułą, autorka postanowiła swoją uwagę dać przede wszystkim głównym postaciom, co mi się spodobało, bo każda z nich została z dokładnością obsadzona w książce. Coś, co mnie niestety rozczarowało, to zupełny brak poczucie humoru w tej książce, na który zdarza mi się zwracać dużą uwagę. Niby były dwa czy trzy zabawne momenty, ale wydaje mi się, że to stanowczo za mało.

Zakończenie mnie zaskoczyło. Przeraziło. Zszokowało. Dosłownie otępiło, bo dzięki niemu dowiadujemy się, dlaczego w tej książce spotykamy ten właśnie schemat z nieśmiałą dziewczyną i niebezpiecznym chłopakiem. Koniec książki jest mocny i bardzo zaskakujący, osatnimi czasy żaden autor nie potrafił mnie aż tak zaskoczyć. Szczerze powiedziawszy, na początku myślałam, że to kolejny tani paranomal, ale uwierzcie, dzięki szokującej końcówce zmieniłam zdanie na temat całej książki. Naprawdę, wielkie brawa i szacunek dla pani Wiśniewskiej, która manipulowała i bawiła się mną przez całą powieść, a potem wyjawniła cały sens tej historii, podczas której doszłam do wniosku: Jak ja mogłam tego nie zauważyć?!

Reasumowując, Gwiazda Wschodu to udana książka, która w sam raz nadaje się na zrelaksowanie po ciężkim dniu. Wiągnęła mnie do swojego świata i na długo nie pozwalała go opuścić. Sporym minusem tej powieści niestety jest sam pomysł, który został wykorzystany w tysiącach innych paranormalach, na szczęście potem dowiadujemy się, dlaczego autorka postanowiła umieścić go i w swojej książce. Pióro pani Wiśniewskiej jest lekkie i nie trudne w odbiorze, w końcu powieść jest adresowana do nastoletnich czytelników. Gwiazda Wschodu pozytywnie mnie zaskoczyła, choć szkoda, że zakończyła się tak szybko. Historia Anabel i Aleksandra może nie na długo zapadnie mi w pamięć, niemniej będę ją mile wspominać. Polecam Wam zapoznanie się z tą lekturą, zwłaszcza, kiedy macie już dość kolejnych kopii Zmierzchu, bo Gwiazda Wschodu odmieni Wasze nastawienie do tego rodzaju literatury.

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/

Główną bohaterką jest siedemnastoletnia Anabel - nieśmiała i skryta w sobie dziewczyna, której rodzice zginęli w wypadku, kiedy miała dziesięć lat. Od tego momentu nastolatka mieszka w domu z życzliwą i nieco przebojową ciotką, szukającą co rusz nowego wybranka serca. Anabel, mimo swojego braku pewności siebie oraz skromnej postawy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Głównym bohaterem, choć nie trudno zgadnąć, jest zabójca, który w książce opisuje nam swoje codzienne życie. Jak na morderce przystało, na swoim koncie ma mnóstwo trupów, w końcu siedzi w tym bagnie wiele lat. Na początku poznajemy go jako bezdusznego i wrogo nastawionego na świat mężczyznę, który cały swój dzień spędza na łapaniu przyszłej ofiary. Nie obchodzi go świat codzienny, podczas którego, jak normalny człowiek, chodziłby do pracy czy odbierał dzieci ze szkoły. Rutyna głównego bohatera ogranicza się jedynie do jedzenia i picia, czy okazjonalnego pójścia spać. Warto również wspomnieć, że w swoim zwyczaju ma więzenie ofiary w swojej piwnicy oraz przyrządzanie potrafy ze swojej zdobyczy/człowieka. Niepokojące, a zazrazem ciekawe jest również, że morderca co jakiś czas urządza, jak sam mawia "grę", która polega na gonieniu swojej ofiary z bronią w ręce po całym lesie. Zaciekawieni? :)

Takich zachowań, których raczej nie jesteśmy świadkami na codzień jest naprawdę sporo, a dzięki nietuzinkowej wyobraźni autora możemy poznać zadziwiające, a zarazem ciekawe historie, w krórych udział ma tytułowy morderca i przyszły zabity (bo, nie oszukujmy się, nikt nie ma z nim szansy) Na początku nie wiemy, ile główny bohater ma lat, jak się nazywa, dlaczego jego rodzina nie żyje. W pewien sposób Graeme Cameron próbuje pobudzić czytelnikowi wyobraźnię, abyśmy sami wymyślili sobie przeszłość tej osoby. Z czasem jednak poznajemy, z kim tak naprawdę mamy do czynienia, czytając tę książkę i to jest najlepsze - możemy bowiem sprawdzić, czy nasze przypuszczenie były prawdziwe.
Miasto liczy dwadzieścia tysięcy mieszkańców, a ja musiałem zostać przyłapany na oglądaniu damskiej bielizny akurat przez tę osobę.
W Zwykłym człowieku, oprócz mrocznej i kryminalnej fabuły możemy zobserwować rozwijający się wątek miłosny, który jednak nie gra w książce głównej roli. Autor bowiem wolał skupić się na głównym bohaterze, w którym możemy doszukać się po pewnym czasie zmian, jednak czy wyszły one na dobre, musicie sami się o tym przekonać.

Przyznam szczerze, że na początku obawiałam się, czy moje słabe nerwy dadzą radę z fragmentami o mordowaniu, czy ucinaniu którejś części ciała. Ale wierzcie mi, naprawdę nie było tak źle. Co prawda, pojawiło sie kilka takich momentów, w których sceny były dość drastyczne, jak dla mnie, ale nie pojawiały się ona na tyle często, że chciałam przerwać czytanie. Coś, co mnie miło zaskoczyło, to to, że w książce spotkamy również i humorystyczne wątki, które okazały się naprawdę genialne. Ubóstwiam ironiczny humor tej książki, a scena z dwoma policjantami, którzy przyjechali przesłuchać głównego bohatera, totalnie mnie rozbroiła, dosłownie tarzałam się ze śmiechu na podłodze.

- O Jezu Chryste - sapnęła.
Innego dnia może zdołbym się na tę oklepaną uwagę z filmów klasy B, tę o usprawiedliwionym przypadku pomylonej tożsamości i powiedział: ,,Nie jestem Jezusem Chrystusem", ale dziś nie miałem na to ochoty.

Zwykły człowiek to naprawdę dobra książka, z którą doświadczyłam kilka chwil grozy i strachu. Szczegółowo rozbudowana fabuła i akcja nie pozwalają na nudę, tym bardziej, że Graeme Cameron potrafi trzymać czytelnika w napięciu, więc sami nie wiemy, co będzie się działo na następnej stronie. Coś, co w tej książce uwielbiam, to cięte riposty bohaterów, przy któych nie w sposób się nie uśmiechnąć. Główny bohater, z którym na początku się nie polubiłam, zaskoczył mnie swoim tokiem myślenia oraz wyobraźnią. Dzięki niemu, możemy ujrzeć świat z punktu widzenie zupełnie innej osoby, co mi się niesamowicie spodobało. Zwykły człowiek to jedna z niewielu powieści o tej tematyce, która przypadła mi do gustu, dlatego zachęcam Was do przeczytania tej książki, jednak nie nastawiajcie się na mrożący krew w żyłach thriller.

Głównym bohaterem, choć nie trudno zgadnąć, jest zabójca, który w książce opisuje nam swoje codzienne życie. Jak na morderce przystało, na swoim koncie ma mnóstwo trupów, w końcu siedzi w tym bagnie wiele lat. Na początku poznajemy go jako bezdusznego i wrogo nastawionego na świat mężczyznę, który cały swój dzień spędza na łapaniu przyszłej ofiary. Nie obchodzi go świat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

recenzja na moim blogu: http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/09/recenzja-ksiazki-mechaniczny-anio.html

Ku mojemu zaskoczeniu autorka postanowiła umieścić fabułę w epoce wiktoriańskiej. (nie, przed przeczytaniem nie zapoznałam się z opisem na tylnej okładce) i bez bicia się przyznam, że kompletnie nie miałam pojęcia co to jest ta epoka wiktoriańska, a w sumie powinnam, w końcu "uczę" się historii w szkole. Epoka wiktoriańska kojarzyła mi się jedynie z eleganckimi sukniami i staromodnymi świecznikami, ale nic poza tym, dopiero pod koniec czytania postanowiłam dowiedzieć się o niej nieco więcej, czego nie żałuję, bo dzięki Clare pokochałam ten klimat i nie sądzę, aby mi przeszło. Mam teraz lekkiego bzika na tę epokę, wczoraj spędziłam cały wieczór na buszowaniu w internecie na temat Wiktorii Hanowerskiej, czego kompletnie się po sobie nie spodziewałam, bo nienawidzę historii.

Akcja toczy się w Londynie, co jest naprawdę ogromnym plusem, gdyż od pewnego czasu moim marzeniem jest odwiedzenie właśnie tego miejsca. Uwielbiam Londyn, dlatego mam nadzieję, że niedługo uda mi się go zwiedzić, a dzięki autorce jeszcze bardziej pokochałam to miejsce. Mimo że Cassandra Clare nie przedstawiła tej krainy w sposób pozytywny, ja i tak jestem bardzo podekscytowana, że mogłam bliżej poznać Anglię.

Coś, co mnie nieco zdenerwowało, to to, że Will do złudzenia przypomina mi Jace'a z Miasta kości, choć nieraz próbowałam temu zaprzeczyć, ale niestety taka jest prawda. Wydaje mi się, że jedyną rzeczą, które ich rozróżnia jest wygląd oraz sposób ubierania. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach to uczucie wreszcie mi minie. Tessa oraz pozostali bohaterowie zostali bardzo dobrze wykreowani, dlatego wobec nich nie mam zastrzeżeń. Uwielbiam Jema i to jemu kibicuję, aby serce Tessy należało do niego, choć wiem, że to niemożliwe, bo Tessa zapewne wybierze Willa (Błagam, tylko nie kolejny trójkąt miłosny!) I nie, to nie jest spoiler! To jedynie garstka tego, co jest na tylnej okładce. Btw, czy wydawnictwo aby nie za dużo zdradza nam szczegółów? Kto pisze te opisy?

Cassandra Clare wymyśliła ciekawą i bogatą w szczegóły fabułę. Już od samego początku jesteśmy wciągnięci w szybko toczącą się akcję, więc ani razu nie poczułam się znudzona podczas czytania. Barwne opisy są tutaj naprawdę mocną stroną, gdyby nie one, ta książka nie byłaby taka wspaniała. Autorka pisze lekko, ale za to posługuje się bogatym słownictwem.

Obdarzyłam pierwszy tom ogromnym uwielbieniem, jednak nie zmienia to faktu, iż Dary anioła okazały się o ciut lepsze od Diabelskich maszyn. Ale tylko trochę.

Co nowy rozdział zostajemy wciągnięci w tajemnicę, jaką skrywają postacie i tak naprawdę nie wiemy, komu możemy zaufać. Cassandra Clare co chwila zaskakuje nas nowymi faktami, przez które razem z Nocnymi Łowcami próbujemy rozwiązać zagadkę. Rzadko sięgam po kryminały, bo ich zwyczajnie nie lubię, natomiast sekret, który ukrywały postacie z Mechanicznego anioła był naprawdę bardzo dobrze dopracowany, a każdy szczegół niezwykle przemyślany. Autorka nie ułatwia zadania Nocnym Łowcom, co rusz ich zaskakuje nieznanymi wcześniej faktami, dzięki czemu świetnie się przy tym
bawiłam. (słowo "bawiłam" chyba nie jest odpowiednie do tej powieści, Diabelskie maszyny są o wiele mroczniejsze i bardziej tajemnicze od Darów anioła.)

Kolejne, co nie spodobało mi się w Mechanicznym aniele to ubogie zapoznanie czytelnika z Londynem. Miałam nadzieję, że autorka bardziej rozwinie ten temat oraz przedstawi w lepszym świetle to miejsce. Po prostu brakowało mi więcej wzmianek o ówczesnym Londynie, ale też spodziewałam się bogatszych opisów jeżeli chodzi o epokę wiktoriańską. Czasami miałam wrażenie, że akcja toczy się w naszych czasach, a bohaterzy będą mogli w każdym momencie skorzystać z komputera, czy najzwyczajniej na świecie pooglądać telewizję. Żywię jednak ogromną nadzieję, że w kolejnych tomach takich wzmianek będzie nieco więcej, dzięki czemu czytelnik będzie mógł więcej dowiedzieć się o dawnej Anglii.
Nocni Łowcy nie żegnają się przed bitwą. Ani nie życzą sobie powodzenia. Trzeba się zachowywać tak, jakby ich powrót był pewny, a nie zależał od szczęścia.
Jeżeli nie czytaliście jeszcze Mechanicznego anioła i zamierzacie to nadrobić, polecam najpierw, abyście zapoznali się w trzema pierwszymi tomami Darów anioła (jeśli oczywiście ich jeszcze nie czytaliście), bowiem w Diabelskich maszynach autorka napomina o pewnych rzeczach, których potem nie postanawia wytłumaczyć. W trzech pierwszych częściach Darów anioła wszystko zostało dokładnie wyjaśnione, dlatego zalecam wam, abyście je przeczytali, bo o wiele lepiej czyta się książkę wiedząc, co oznaczają pewne określenia, czy kim są pewne osoby. To nie jest jakiekolwiek zmuszanie was do przeczytania Darów anioła, jedynie moja propozycja, bo znacznie wygodniej będzie wam się czytało Mechanicznego anioła :)

W pierwszym tomie Diabelskich maszyn jestem naprawdę nieziemsko zakochana. Bardzo przyjemnie spędziłam z tą powieścią czas. Cassandra Clare posługuje się bogatym słownictwem, dzięki czemu wszelakie opisy nabierają nie tylko kartkowego charakteru. Mimo że książka liczy prawie 500 stron, bardzo szybko i z zaciekawieniem się ją czyta, przy czym wciąga niesamowicie już od pierwszych kartek. W Mechanicznym aniele dużym plusem są również postacie, których nie da się nie polubić. Nietuzinkowe poczucie humoru tej powieści jest genialne i wszyscy miłośnicy ironicznych żartów Jace'a z Darów anioła je pokochają. Dzięki książce poczułam się tak, jakbym była w Lodynie, jednak, jak już pisałam, oczekiwałam od Cassandry Clare głębszego przedstawienia nam tego miejsca. Mam nadzieję, że będzie tak w następnej części. A okładka? Okładka jest wspaniała, nie mogę się na nią napatrzeć! Cieszę się, że autorka postanowiła umieścić w książce kilku bohaterów z Darów anioła, jak i też przedstawić ówczesny Instytut, więc Nocni Łowcy z epoki wiktoriańskiej nie są gorsi od tych "teraźniejszych".

Gorąco was zachęcam do zapoznania się z tą autorką, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Diabelskie maszyny pokochałam prawie tak samo, jak Dary anioła. Są to moje jedne z niewielu ulubionych serii, dlatego jeśli wciąż zastanawiacie się, czy warto - naprawdę warto!

recenzja na moim blogu: http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/09/recenzja-ksiazki-mechaniczny-anio.html

Ku mojemu zaskoczeniu autorka postanowiła umieścić fabułę w epoce wiktoriańskiej. (nie, przed przeczytaniem nie zapoznałam się z opisem na tylnej okładce) i bez bicia się przyznam, że kompletnie nie miałam pojęcia co to jest ta epoka wiktoriańska, a w sumie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/09/17-recenzja-ksiazki-prawie-jak-gwiazda.html

Są takie książki, po które sięgam tylko ze względu na autora. I tak było w przypadku Prawie jak gwiazda rocka, bowiem uwielbiam Quicka i mam wrażenie, że wraz z kolejną jego powieścią coraz bardziej zakochuję się książkach tego pisarza.

Po przeczytaniu Prawie jak gwiazda rocka doszłam do wniosku, że jak na razie jest to jego najlepsza powieść, mimo że jeszcze nie sięgnęłam po Poradnik pozytywnego myślenia. Mam nadzieję, że jak najszybciej będę mogła to zrobić, gdyż Matthew Quick pisze genialnie!

Całą fabułę poznajemy z perspektywy Amber - optymistycznej i zwariowanej nastolatki. Już od samego początku ją polubiłam, jak i pokochałam jej spojrzenie na świat i tryskający optymizm, który mimo moich obaw nie był przesycony. Bardzo związałam się z główną bohaterką, a Amber to jedna z lepszych wykreowanych głównych postaci, o jakich czytałam. Quick stworzył nie tylko wspaniałą główną bohaterkę - reszta postaci również jest dobrze wykreowana. Każda z nich została z niezwykłą dokładnością obsadzona w książce, a moją największą sympatię zdecydowanie zdobyła Donna, która jest prawniczką i mimo swojej pozycji i zamożności nie jest typową wredną babką, których tak bardzo nienawidzę w książkach. Uwielbiam jej dialogi, zachowanie... po prostu wszystko!

Na początku książki poznajemy świat, który przedstawia nam Amber. To, co mi się spodobało, to dynamiczna akcja, dzięki której czytelnik ani na chwilę się nie nudzi, równocześnie nie jest też obciążony nadmiarem niepotrzebnych informacji. Wszystkie wydarzenia, w które wciągała nas główna bohaterka były bardzo ciekawe i nie pozwalały na nudę. Powieść ogólnie jest podzielona na kilka części, w których główna bohaterka opisuje dosłownie wszystko; wspomnienia związane z rodziną, spotkania z Chrystusowymi Diwami, relacje z walk z Joan Sędziwą. Tego jest naprawdę sporo, natomiast każde takie wydarzenie jest niezwykle ważne w tej książce, które motywuje, inspiruje i zachęca do pozytywnego myślenia.

Jedynym minusem jest, to że nie wiem dlaczego, ale na początku bardzo topornie czytało mi się tę książkę, przez co męczyłam ją przez prawie połowę wakacji. Ale z drugiej strony nie żałuję, że w taki sposób mi się ją czytało, gdyż miałam czas, aby głębiej zastanowić się nad książką i zrozumieć sens tej powieści. Dlatego nie wiem, czy mogę uznać to za jakąkolwiek wadę, bo myślę, że czas, jaki spędzamy przy lekturze jest naszą indywidualną sprawą.

Jak już kiedyś wspomniałam, Matthew Quick to jeden z moich ulubionych pisarzy, który świetnie kreuje bohaterów oraz pokazuje nam swoje spojrzenie na świat. W swoich książkach potrafi przekazać nam bardzo ważne wartości, jednak robi to w sposób niezwykle naturalny. Matthew Quick bezpowrotnie zmienił mnie poprzez swoje powieści, bo z każdej dowiedziałam się czegoś nowego, ale też poznałam świat z innej, ale ciekawej perspektywy.

Prawie jak gwiazda rocka to emocjonująca i pełna optymizmu książka, dzięki której sama chcę być taka, jak Amber. Jest to powieść, dzięki której nie raz się uśmiechniecie i spróbujecie zmienić coś w swoim życiu na lepsze. Na każdym kroku Matthew Quick inspiruje czytelnika i zachęca do wygłaszania swojego zdania i bycia sobą. Z całego serca polecam wam wszystkie książki tego autora, bo ja jestem w nich zakochana i z niecierpliwością czekam na jego nowe dzieła. Przede mną jeszcze Poradnik pozytywnego myślenia, więc mam nadzieje, że pokocham go tak samo, jak Prawie jak gwiazda rocka.

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/09/17-recenzja-ksiazki-prawie-jak-gwiazda.html

Są takie książki, po które sięgam tylko ze względu na autora. I tak było w przypadku Prawie jak gwiazda rocka, bowiem uwielbiam Quicka i mam wrażenie, że wraz z kolejną jego powieścią coraz bardziej zakochuję się książkach tego pisarza.

Po przeczytaniu Prawie jak gwiazda rocka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/08/15-recenzja-ksiazki-ogien-i-woda.html

Już od dawna byłam zainteresowaną tą powieścią. Przede wszystkim dlatego, że opis z okładki w pewien sposób przypominał mi znaną na całym świecie trylogię Igrzysk śmierci, ale też dlatego, ponieważ uwielbiam książki, w których odbywa się rywalizacja, a już od pewnego czasu poszukiwałam takiej lektury, jaką jest Ogień i woda.

Książka jest podzielona na trzy części - propozycję, w której główna bohaterka odkrywa, czym jest Piekielny Wyścig, oraz deszcz i słońce, czyli dwa pierwsze etapy w wyścigu rozgrywające się w dżungli i pustyni. Całą historię poznajemy z perspektywy Telli - pogodnej i nieco szalonej dziewczyny z burzą loków. Już na samym początku bardzo polubiłam główną bohaterkę, przede wszystkim za jej życzliwość, odwagę oraz pokorę. Spodobało mi się również to, że mimo sytuacji, w jakiej się znalazła pomagała swoim rywalom w ukończeniu wyścigu.

Jak już wspomniałam, uwielbiam czytać takie książki, w których nie brakuje ostrej i zaciętej rywalizacji. Ogień i woda jest właśnie taką powieścią, choć nie porównywałabym jej to Igrzysk śmierci, gdyż Victoria Scott stworzyła coś zupełnie nowego i niezwykłego, coś, co długo utkwi mi w pamięci.

Autorka przedstawiła nam wszystkie wydarzenia w lekki sposób posługując się młodzieżowym i łatwym do zrozumienia stylem pisania. Pani Scott bardzo dobrze przelała wszystkie emocje, jakie towarzyszyły bohaterom podczas Piekielnego Wyścigu. Pojawiały się takie momenty, które totalnie odjęły mi mowę, a książka dosłownie przyssała mnie do siebie. Nie często mam okazję czytać aż tak wciągające książki, które nie pozwalają ani na chwilę się od siebie oderwać.

Postacie zostały w bardzo prosty sposób wykreowane - tak, abyśmy je polubili, ale też poczuli odrazę do czarnych bohaterów. Niestety wydaje mi się, że autorka za mało czasu poświęciła pewnym osobom. Na niektórych nie zwróciła żadnej uwagi, jedynie poświęciła kawałek strony na ogólny ich zarys, a szkoda, bo większość zasługiwała na większy udział. Mimo tego, bardzo zżyłam się z niektórymi, więc mam nadzieję, że w drugiej części Victoria Scott jeszcze milej mnie zaskoczy. Ogromnie polubiłam główną bohaterkę, ale moim ulubionym bohaterem jest zdecydowanie Titus. Jego żądza wygranej, upór i opryskliwość zdobyły moje uznania i powiem szczerze, że to jemu po cichu kibicowałam podczas wyścigu, niestety autorka miała wobec niego inne plany.

Wszystkie opisy zostały przedstawione z niezwykłą dokładnością, dlatego czytając Ogień i woda sama poczułam się tak, jakbym była na miejscu głównej bohaterki. Niektóre sytuacje mocno mną wstrząsnęły, zwłaszcza te bardziej drastyczne, a wydarzenie z wężem i palcem (jeśli ktoś czytał, to wie) to jedno z najlepszych wydarzeń z całej książki, choć nie ukrywam, że moje słaby nerwy prawie tego nie wytrzymały. Ale i tak mam nadzieję, że w kontynuacji będziemy mogli oczekiwać większej ilości takich zdarzeń.



Co do okładki - mimo swojej banalności bardzo mnie urzekła, a zwłaszcza to piórko, którego znaczenia dowiadujemy się podczas czytania. Jedyne, co mi przeszkadzało, to bardzo wąskie marginesy, ale jakoś sobie poradziłam. Na szczęścia nie doszło do wygięcia grzbietu. (Niestety nie jestem osobą, która wygina grzbiety książkom, ba, nienawidzę tego, a Wy? :)

Na początku denerwowała mnie głupota Telli, a mianowicie to, że mimo banalności niektórych sytuacji, ona dopiero zdawała sobie z nich sprawę kilka stron później. Kto czytał, to chyba mnie zrozumie, gdyż nie chcę zdradzać Wam treści. Na szczęście z czasem takie momenty zniknęły.
Nie jestem urodzonym wojownikiem ani geniuszem strategii, który potrafi przechytrzyć przeciwnika. (...) Jestem tylko dziewczyną, która lubi fioletowy kolor, greckie żarcie, mani-pedi i własny śpiew, mijający się z linia melodyczną (...) Jestem tylko dziewczyną, która myślała, że uda jej się ocalić brata.
Reasumując, Ogień i woda to pełna emocji i zwrotów akcji powieść, z którą doświadczyłam niesamowitej rozrywki. Barwne opisy, nieco banalni bohaterowie i zaskakujące momenty zapewnią Wam sporo zabawy, ale nie na długo, bo Victoria Scott nie każdego oszczędza w swojej książce. Niecierpliwie cierpliwe czekam na kontynuację, czyli Kamień i sól, więc mam nadzieję, że i tamta wywrze na mnie duże wrażenie. Powieść poleciłabym przede wszystkim nastoletnim czytelnikom, którzy lubią, kiedy w lekturze dużo się dzieje, bowiem Ogień i woda nie pozwala na nudę! Tylko ostrzegam: od dzieła Victorii Scott nie oderwiecie się ani na minutę!

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/08/15-recenzja-ksiazki-ogien-i-woda.html

Już od dawna byłam zainteresowaną tą powieścią. Przede wszystkim dlatego, że opis z okładki w pewien sposób przypominał mi znaną na całym świecie trylogię Igrzysk śmierci, ale też dlatego, ponieważ uwielbiam książki, w których odbywa się rywalizacja, a już od pewnego czasu poszukiwałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/08/13-recenzja-ksiazki-monument-14-niebo-w.html

Niebo w ogniu to już druga część trylogii Monument 14. Dużo różni się od pierwszej części, ma pewne wady, jednak czy przez to wypadła gorzej od poprzedniczki?

eżeli czytaliście moją recenzję poprzedniej części, wiecie dobrze, że pierwszy tom wypadł naprawdę w porządku i nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie przeczytam Niebo w ogniu. Uważam, że druga część wyszła nieco słabiej, natomiast nadal nie zmieniłam zdania, że to znakomita trylogia. Za niedługo wezmę się za trzeci tom, czyli Wściekły Wiatr, jednak teraz już wiem, aby zbyt wiele od niej nie oczekiwać.

Tym razem całą fabułę przedstawia nam nie tylko Dean, ale również jego młodszy brat - Alex. Alexa zdążyłam już polubić od początku Monumentu 14. Jako postać równi się od pozostałych bohaterów, jednak w tej części nie potrafiłam tego dostrzec. Był taki
sam jak Dean - styl opowiadania, przeżywanie emocji. Być może autorka nie bardzo potrafiła wczuć się w Alexa i uważam, iż trochę ją to przerosło, co jednak nie zmienia faktu, że ciekawie było czytać co rozdział inną historię. Brat głównego bohatera jest typowym kujonem, co nie raz autorka udowodniała nam to w książce. Podoba mi się jego tok myślenia i sposób analizowania wszystkiego. Szkoda, że w tej części Alex stał się postacią ''na uboczu'' i rzadko kiedy miał okazję włączyć się w fabułę.

Jestem zaskoczona, jak szybko czyta się tę serię. Akcja leci naprawdę szybko, sama byłam dezorientowana jak w zaledwie kilka godzin udało mi się ukończyć ten tom, jednak podczas czytania miałam wrażenie, iż autorka jak najszybciej chce skończyć Niebo w ogniu i zacząć pisać następną część. Moim zdaniem autorka za błyskawicznie się posuwała, czego niestety nie mogę uznać na plus. Wszelakie opisy zdążyły dawno wyginąć po pierwszym rozdziale - było ich jak na lekarstwo. Rozumiem, że cały czas coś się dzieje, ale poświęcenie jednej czy dwóch linijek na jakiś opis nie zrobi nic złego. Uboga narracja i opisy uniemożliwiały mi wyobrazić sobie tych wszystkich wydarzeń i katastrof. Śmieszy mnie, że najwięcej razy były opisywane ubrania Sahalii. Nie mam pojęcia, do czego to się przydało, bo jakby nie spojrzeć tylko jej wyglądzie autorka zaszczyciła uwagę. Czyli innych miała w czterech literach.



Oczywiście musiał pojawić się wątek miłosny (raczej wątki), a jakżeby inaczej? W pierwszej części było to naprawdę w porządku, ale tutaj były na siłę. Tak o, aby zapełnić puste stronice. Miłość Deana i Astrid od początku wydawała mi się kategorycznie niemożliwa, jednak autorka musiała coś między nimi namącić, co nie przypadło mi do gustu. Wyszło to bardzo nienaturalnie i niemożliwie. Reszta, czyli Josie-Niko i Sahalia-Alex jest sztuczna i nie przemyślana. Czy tylko ja mam takie wrażenie, że autorka wepchnęła to wszystko na siłę i bez jasnego sensu?

Mimo wszystko, nadal polecam Wam całą trylogię, choć trzeci tom jeszcze przede mną. Ciekawa fabuła, barwni bohaterowie, naturalne dialogi czynią ją niesamowitą powieścią. Nie wiem, dlaczego w tej recenzji skupiłam się na wadach, jednak jeśli czytaliście moją recenzję pierwszej części wiecie, że posiada znacznie więcej plusów, niż minusów, co nie zmienia faktów, że pierwsza część była trochę lepsza. Monument 14 to naprawdę lekka powieść, w sam raz na zrelaksowanie się po ciężkim dniu. Do wybitnych dzieł nie należy, jednak nadal uważam, że książka ma potencjał.

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/08/13-recenzja-ksiazki-monument-14-niebo-w.html

Niebo w ogniu to już druga część trylogii Monument 14. Dużo różni się od pierwszej części, ma pewne wady, jednak czy przez to wypadła gorzej od poprzedniczki?

eżeli czytaliście moją recenzję poprzedniej części, wiecie dobrze, że pierwszy tom wypadł naprawdę w porządku i nie mogłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ewa Nowak ma naprawdę lekkie pióro, niezwykle przyjemnie czytało mi się wszystkie wydarzenia, w jakie wciągał nas Alek. Cały czas się coś działo, niezależnie, czy kończyłam czytać, czy dopiero zapoznawałam się z lekturą. Mimo że nie zawsze rozumiałam się z głównym bohaterem, Alek był naprawdę bardzo przemyślaną postacią, zdecydowanie inną od reszty, o jakich czytałam. Niestety tylko jego polubiłam, pozostałe postacie były zwykłe i bez charakteru, jedynie nadawały się do zapełnienia brakującej luki w fabule. Trochę się zawiodłam, natomiast nie zraziło mnie to do niedokończenia książki.

Nie do pary to książka, w której Alek przedstawia nam swoje przemyślenia, ale opisuje też swoje codzienne życie. Mimo monotonnego przebiegu wydarzeń, książka ma swój urok, bo ani razu nie poczułam się znudzona podczas czytania. Ewa Nowak co rusz nas zaskakuje i obdarza kolejnymi ciekawymi historiami z życia głównego bohatera.

Miałam wrażenie, iż autorka Nie do pary próbuje być cool i na siłę wcisnąć nam "młodzieżowy" slang, gdyż niektóre wyrażenia, które używają bohaterzy były takie... dziwne? Słowa matole albo bydlak niestety już nie należą do naszej gimbusiarskiej epoki :P Jeżeli już o tym mówię, to dialogi również okazały się klapą. Były sztywne i nienaturalne, mam tu na myśli, że były pisane jednym stylem, przez co większość postaci odzywała się do siebie podobnie.

Zdarzało się, że nie mogłam odnaleźć się w tej książce, zwłaszcza na początku, kiedy autorka niespodziewanie zabierała nas do wspomnień z życia Aleka. Nie wiedziałam, czy to wszystko dzieje się teraz, czy główny bohater nam to po prostu opowiada. Po kilku rozdziałach to minęło, jednak potem miałam problem z ustaleniem, ile tak naprawdę Alek ma lat, podczas rozwijającej się akcji, bowiem na odwrocie książki pisze, że szesnaście, raz wspomniano, że ma siedemnaście, a jeszcze później, że jest w klasie maturalnej.

Nie do pary ma w sobie to coś, że coraz chciwiej przewracamy następne kartki, aby dowiedzieć się, jak to wszystko się zakończy. W książce znalazłam naprawdę warte uwagi przemyślenia i cytaty, które zamierzam gdzieś sobie przepisać. Spostrzeżenie na świat, którym darzy nas Alek jest naprawdę przemyślane i interesujące, dlatego z ciekawości sięgnę po kolejne książki tej autorki, zwłaszcza po serię Miętową, którą tak dużo osób poleca. Nie do pary była naprawdę miłą i przyjemną powieścią, w sam raz na odprężenie się. Okropni bohaterowie niestety są dużym minusem tej książki, jednak wartości, w jakie nas obdarowuje Ewa Nowak zdecydowanie przeważają. Jeśli chcecie przeżyć ciekawą, przyjemną i nieobowiązującą przygodę, polecam. Książka nie zrobiła na mnie za dużego wrażenie, ale mimo wszystko sięgnę po kolejne lektury Ewy Nowak, aby przekonać się jeszcze bardziej do tej autorki.

http://ksiazkinastolatki.blogspot.com/2015/07/recenzja-ksiazki-nie-do-pary-ewa-nowak.html

Ewa Nowak ma naprawdę lekkie pióro, niezwykle przyjemnie czytało mi się wszystkie wydarzenia, w jakie wciągał nas Alek. Cały czas się coś działo, niezależnie, czy kończyłam czytać, czy dopiero zapoznawałam się z lekturą. Mimo że nie zawsze rozumiałam się z głównym bohaterem, Alek był naprawdę bardzo przemyślaną postacią, zdecydowanie inną od reszty, o jakich czytałam....

więcej Pokaż mimo to