rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Historia o dwóch idiotach o skłonnościach socjopatycznych, którzy wrobili jeszcze większą idiotkę. Paradoksy wręcz krzyczały do mnie. Po pierwsze, który lekarz pisze do pacjenta listy i wystawia diagnozę bez uprzednich badań? Po drugie, Cass, naprawdę nie zauważyłaś, że masz w domu nową pralkę i ekspres do kawy? Po trzecie, i najważniejsze, demencja nie postępuje tak szybko, a bohaterka zdążyła zapomnieć o elementarnych rzeczach na przestrzeni zaledwie kilku tygodni. Cass to bohaterka, której można by wcisnąć naprawdę wszystko - nawet dziecko w brzuch. Aż dziwne, że tej złowieszczej parze, Rachel i Matthew, wszystko tak łatwo uchodziło na sucho. Zakończenia domyśliłam się mniej więcej w połowie. MIMO TO uważam "Na skraju załamania" za wciągające i przyjemne czytadło, w sam raz na wakacyjny, letni wieczór.

Historia o dwóch idiotach o skłonnościach socjopatycznych, którzy wrobili jeszcze większą idiotkę. Paradoksy wręcz krzyczały do mnie. Po pierwsze, który lekarz pisze do pacjenta listy i wystawia diagnozę bez uprzednich badań? Po drugie, Cass, naprawdę nie zauważyłaś, że masz w domu nową pralkę i ekspres do kawy? Po trzecie, i najważniejsze, demencja nie postępuje tak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To nie jest książka, którą czyta się dla rozrywki. Bynajmniej nie w tych czasach. To pozycja, która zmusza do wysiłku intelektualnego i do sięgnięcia po narzędzia służące do wnikliwej interpretacji i analizy tekstu. Poniosłam sromotną klęskę w zrozumieniu tekstu na wszystkich jego poziomach. Natomiast tych, zapewne, niewielkich perełek (ale perełek!), które udało mi się dla siebie z tekstu egoistycznie zabrać, żadna siła mi nie odbierze. Co uderza? Krajobraz mentalny, wulkany, które górują nad bohaterami z każdego miejsca, różna ich perspektywa. Swoisty Tartar można by rzec, barranca, szczelina pełniąca funkcję zbiorowego wysypiska, gdzie miejscowa ludność i "ta druga" policja wrzuca zwłoki martwych zwierząt i hmm nie tylko, ciągnie się za Konsulem, zwiastując jego upadek. Nawet ścieżka wiodąca przez las ("W połowie drogi naszego żywota, w pośród ciemnego znalazłem się lasu") do Farolito jednej z wielu kantyn odwiedzanych przez Konsula, a dlań tej szczególnej, nawet ta ścieżka ma kształt krzyża, a jakże, z bocznymi belkami, to krzyż który niesie Konsul w drodze na El Popo... Towarzysząca wędrówce burza, grzmoty, lecz czy aby prawdziwa czy rozgrywająca się tylko w delirycznym koszmarze Konsula? Listy, które napisał, nie napisał, napisał, nie napisał do byłej żony...I w końcu cała ta miłość Ivonne i Goffreya, będąca tą miłością, która choć odwzajemniona, nie może się urzeczywistnić. Przez alkoholizm Konsula? Przez wyrzuty sumienia z powodu winy popełnionej przed laty? Przez impotencję? Bo i na takie mętne wspomnienia sommnambulika się natykamy. Może przez wszystko na raz? Symbolika, kabała, sny, ciągi alkoholiczne, a w tle wojna w Hiszpanii to apokaliptyczna sceneria będąca zapowiedzią nie tylko ostatecznego upadku Konsula, ale właściwie - upadku świata.

To nie jest książka, którą czyta się dla rozrywki. Bynajmniej nie w tych czasach. To pozycja, która zmusza do wysiłku intelektualnego i do sięgnięcia po narzędzia służące do wnikliwej interpretacji i analizy tekstu. Poniosłam sromotną klęskę w zrozumieniu tekstu na wszystkich jego poziomach. Natomiast tych, zapewne, niewielkich perełek (ale perełek!), które udało mi się dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytając Lema trzeba uświadomić sobie, że oto obcuje się z geniuszem. Człowiekiem, który wyprzedzał swoją i naszą epokę o lata, żeby nie powiedzieć, świetlne. Moja lektura Edenu miała charakter niezwykle ekstatyczny. Nie przypuszczałam dotąd, że czytanie może wyzwolić w człowieku taki aktywizm, bowiem za każdym razem kiedy zostałam zadziwiona aż do samych trzewi, biegłam by podzielić się wrażeniami z domownikami: Dasz wiarę, że... lub mamrocząc pod nosem zdania typu: To się nie mieści w głowie, niesamowite, doprawdy niesamowite. Co się tyczy samego Edenu czyli planety na której wskutek awarii znalazło się kilku mężczyzn (Lem bowiem czyni swoimi bohaterami głównie płeć brzydką), doświadczają pierwszego kontaktu z obcą cywilizacją. Cywilizacja dubeltów jest plemieniem produkcyjnym wykorzystującym wyższą bioinżynierię w celu wyprodukowania lepszej rasy. Nieudane egzemplarze, "odpady postprodukcyjne" poddawane są anihilacji. Budzi to niechybne skojarzenia, nieprawdaż? Jednak, choć nie jest to powiedziane wprost, odnosi się wrażenie, że nic na Edenie się nie marnuje, bowiem cała planeta tętni życiem... Perpetuum mobile? Otóż nie, bo nie ma nic z niczego. Pominąwszy tę kwestię, planeta może zachwycać, mimo piaszczystego pokrycia terenu niebanalnym, no właśnie, drzewostanem? Kwieciem? A "miejskie zabudowania" Edenu wymagają natychmiastowego wyciągnięcia kamery i uwiecznienia tego popisu urbanistycznego. Lem daje do zrozumienia, że całe nasze wyobrażenie o obcej cywilizacji jest mylne, bowiem szukamy czegoś przystającego do tego, co znamy z Ziemi, a tu psikus! I nawet przyrząd do pisania Edeńczycy noszą "przy sobie" żeby nie powiedzieć "w sobie". Wszystko to sprawia, że Eden-planeta jak i utwór jest przerażająco piękny, a właściwie, piękny przerażająco.

Czytając Lema trzeba uświadomić sobie, że oto obcuje się z geniuszem. Człowiekiem, który wyprzedzał swoją i naszą epokę o lata, żeby nie powiedzieć, świetlne. Moja lektura Edenu miała charakter niezwykle ekstatyczny. Nie przypuszczałam dotąd, że czytanie może wyzwolić w człowieku taki aktywizm, bowiem za każdym razem kiedy zostałam zadziwiona aż do samych trzewi, biegłam by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mamy w Polsce taką tendencję do marginalizowania książek pisanych przez blogerów. Że niby jak ktoś "robi w inernetach", to nie może mieć nic wartego do przekazania. W przypadku Ch...ujowej jest to opinia zupełnie krzywdząca. Obszerny monolog autorki zupełnie nie różni się merytorycznie od monologów znanych aktorek, pisarek i wielu innych bardziej cenionych "-ek". Chociaż nie jestem zwolenniczką poradników, dla rozgrzewki przed przystąpieniem do bardziej wymagającej literatury wybieram raczej antyporadniki, śmiem przypuszczać, że papierowy debiut Ch...ujowej jest nieporównanie lepszy od znakomitej większości z nich. Zdroworozsądkowe podejście do codziennych obowiązków, opinie wygłaszane z humorem i swadą, sprawiają, że pozycję czyta się szybko i sprawnie. Momentami może przeszkadzać nadmierne epatowanie podniosłością czy nagromadzenie, skutkujące mniej lub bardziej udanym momentem kulminacyjnym wywodu, to pozycja zasługuje u mnie na mocne pięć gwiazdek.

Mamy w Polsce taką tendencję do marginalizowania książek pisanych przez blogerów. Że niby jak ktoś "robi w inernetach", to nie może mieć nic wartego do przekazania. W przypadku Ch...ujowej jest to opinia zupełnie krzywdząca. Obszerny monolog autorki zupełnie nie różni się merytorycznie od monologów znanych aktorek, pisarek i wielu innych bardziej cenionych "-ek"....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Biesy to prozatorski popis niedostatecznie docenionej, mało znanej i zmarginalizowanej polskiej pisarki modernistycznej, kojarzonej głównie z poezją. Tytułowe Biesy, które gnębią bohaterkę to jej własne mroczne przeżycia i refleksje dotyczące jej narodzin (zbędnych), celu w świecie (żadnego) i relacji ona kontra reszta świata (znikomych) oraz płci (niewiadomej). Zapis czy forma, jaką wybrała Komornicka jest niemniej ciekawa, jest to bowiem ciągły zapis myśli i uczuć, które przeżywa autorka, co znane jest pod nazwą strumienia świadomości. Na dokładkę mogę dodać, że owa pani w pewnym momencie swojego życia wyrzuciła wszystkie swoje damskie fatałaszki przez okno (co już dla wielu kobiet jest gestem drastycznym), zmieniła tożsamość i zaczęła mienić się Piotrem Odmieńcem Włastem.

Biesy to prozatorski popis niedostatecznie docenionej, mało znanej i zmarginalizowanej polskiej pisarki modernistycznej, kojarzonej głównie z poezją. Tytułowe Biesy, które gnębią bohaterkę to jej własne mroczne przeżycia i refleksje dotyczące jej narodzin (zbędnych), celu w świecie (żadnego) i relacji ona kontra reszta świata (znikomych) oraz płci (niewiadomej). Zapis czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Wielka Encyklopedia Pijacka. Słownik Synonimów Pijackich, Słownik Slangu Pijaczego. Literatura lubi mieć swoje "Encyklopedie". Ta pozycja do nich bez wątpnienia należy. Dotychczas nie wiedziałam, że można na tak wiele sposobów, nie odchodząc aż tak wcale znowu od finezji, opisać alkoholowy bełt tudzież proceder pawiowania.

Wielka Encyklopedia Pijacka. Słownik Synonimów Pijackich, Słownik Slangu Pijaczego. Literatura lubi mieć swoje "Encyklopedie". Ta pozycja do nich bez wątpnienia należy. Dotychczas nie wiedziałam, że można na tak wiele sposobów, nie odchodząc aż tak wcale znowu od finezji, opisać alkoholowy bełt tudzież proceder pawiowania.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Powiem to wprost: to nie jest jedna z czołowych pozycji na liście literatury feministycznej, czego się po niej spodziewałam. Wyraźnego charakteru dystopii nabrała po przeczytaniu, dołączonego do niej fejkowego komentarza historycznego, który momentami przypominał - nie powiem - sprawozdanie rodem z Lema. Opowieść, która w całości jest reminiscencją przeplataną innymi reminiscencjami składa się na ciekawą kondygnację, w której brakuje niczego innego jak elementu teraźniejszości. Historia opowiadana przez narratorkę - Fredę jest przez nią samą modyfikowana, aby stała się bardziej dlań znośna. Freda nie opowiada historii dla potomnych, ku przestrodze, czy dla jakiegoś z góry ustalonego, konkretnego adresata. Ona opowiada SOBIE. Jest przy tym niesłychanie autentyczna, bo postawa jej nie jest ani postawą zlagrowaną, ani rewolucyjną, przez co łatwo można zrozumieć decyzje, które podług całości podejmuje bohaterka.

Powiem to wprost: to nie jest jedna z czołowych pozycji na liście literatury feministycznej, czego się po niej spodziewałam. Wyraźnego charakteru dystopii nabrała po przeczytaniu, dołączonego do niej fejkowego komentarza historycznego, który momentami przypominał - nie powiem - sprawozdanie rodem z Lema. Opowieść, która w całości jest reminiscencją przeplataną innymi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Murakami na kartach swoich powieści przyrządza posiłki z niezwykłą starannością i pietyzmem. To w nim niezmienne i najlepsze. Życzyłabym sobie ujrzeć kiedyś książkę kucharską "Murakami gotuje" zbierającą wszystkie te przepisy "do kupy". Kupiłabym.

Murakami na kartach swoich powieści przyrządza posiłki z niezwykłą starannością i pietyzmem. To w nim niezmienne i najlepsze. Życzyłabym sobie ujrzeć kiedyś książkę kucharską "Murakami gotuje" zbierającą wszystkie te przepisy "do kupy". Kupiłabym.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam zastrzeżenia głównie do kompozycji tej książki. W swojej postaci jest jak jedna wielka tyrada, rozdziały są rozwlekłe, autor pozwala sobie na wiele dygresji, co powoduje chaos. Rozumiem, że w roku wydania tej pozycji edytorstwo nie było na zbyt wysokim poziomie. Niemniej, nie sposób mi odmawiać wiedzy autorowi i pozostaje mi życzyć nowej, wznowionej edycji, która uporządkowałaby ten ogrom materiału.

Mam zastrzeżenia głównie do kompozycji tej książki. W swojej postaci jest jak jedna wielka tyrada, rozdziały są rozwlekłe, autor pozwala sobie na wiele dygresji, co powoduje chaos. Rozumiem, że w roku wydania tej pozycji edytorstwo nie było na zbyt wysokim poziomie. Niemniej, nie sposób mi odmawiać wiedzy autorowi i pozostaje mi życzyć nowej, wznowionej edycji, która...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Fantastyczna, surrealistyczna opowieść o dojrzewaniu i szukaniu własnej tożsamości. Marysia Kawczak jest dziewczynką wchodzącą w okres dojrzewania. Jej rozwój jest zaburzony przez despotyczną matkę-hamulec oraz nieobecnego w wychowaniu ojca. Jako najstarsza z pięciorga rodzeństwa zajmuje się domem. Jej przyszłość jest z góry zaplanowana - Marysia będzie krawcową. Po przeprowadzce ze wsi Jawiszów do Wałbrzycha, Marysia idzie do nowej szkoły. Dziewczynka nie rozumie mechanizmów i zależności istniejących w grupie, można rzecz, że zostaje rzucona lwom na pożarcie. Poznawszy ekscentryczną Kasię, porzuca religię i staje się Kasiną karykaturą. Ewa - druga dziewczynka na jej drodze to już prawie dorosła pannica i wie, że w życiu liczy się tylko kasa i złapanie bogatego męża. Marysia staje się Ewą - w jej ciuszkach i z jej zalotnymi minami. Bo przecież nikt nie może się dowiedzieć, że Marysia jest dziewczynką zupełnie nijaką, boleśnie przeciętną. To trochę tak jak z Alicją Carolla. Ci co czytali, wiedzą o co chodzi. Kim właściwie jest Marysią? Kasią? Ewą? Może jedną i drugą? Panna Nikt to opowieść przejmująca i pełna dramatycznych wyborów, przeplatana onirycznymi wizjami i marzeniami sennymi, ale też - co warto zauważyć - opowieść sobowtóryczna.

Fantastyczna, surrealistyczna opowieść o dojrzewaniu i szukaniu własnej tożsamości. Marysia Kawczak jest dziewczynką wchodzącą w okres dojrzewania. Jej rozwój jest zaburzony przez despotyczną matkę-hamulec oraz nieobecnego w wychowaniu ojca. Jako najstarsza z pięciorga rodzeństwa zajmuje się domem. Jej przyszłość jest z góry zaplanowana - Marysia będzie krawcową. Po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy aury nie można już w żadnym wypadku nazwać jesienną, a zima zdaje się być niezdecydowaną i opieszałą, sięgam po zbiór opowiadań Poego. Jeśli istnieje idealny czas na czytanie "Opowieści niesamowitych" jest nim właśnie schyłek jesieni, początek zimy. Czarny romantyzm musiał narodzić się właśnie o tej porze - myślę sobie. Mrok, mokre liście, mgła zawisła nad miastem, anemiczne światło latarni. I mamy klimat. Najbardziej przejmują mnie dreszczykiem opowiadania, które angażują kobiety - a tych jest w dorobku Poego sporo (Ligeja, Berenice, Zagłada domu Usherów i wiersze, jak choćby Annabel Lee). Fascynacja poety tematyką śmierci młodych, pięknych kobiet wiąże się prawdopodobnie z nieprzepracowaną traumą po śmierci matki jak i charakterystycznym dla dobry romantyzmu strachem przed pogrzebaniem żywcem. Na duży plus zasługuje również Dziwny przypadek pana Waldemara poruszający tematykę szeroko rozumianego mesmeryzmu czy magnetyzmu, czyli kolejny "hopsiu" romantyzmu - chęć zatrzymania upływu czasu, wielki strach przed śmiercią przy równie wielkim przez to życie cierpieniu (sic!). No i William Wilson - fantastyczny teatr sobowtóra, motyw lustrzanego odbicia. Język zdobny, ornamentalny, barokowy, by nie rzec fiszbinowy. Na przekór krytykom, którzy ciut racji mają mówiąc, że Poe odrobinę grafomański, nie taki, nie owaki, to bardzo ale to bardzo mi się podoba.

Kiedy aury nie można już w żadnym wypadku nazwać jesienną, a zima zdaje się być niezdecydowaną i opieszałą, sięgam po zbiór opowiadań Poego. Jeśli istnieje idealny czas na czytanie "Opowieści niesamowitych" jest nim właśnie schyłek jesieni, początek zimy. Czarny romantyzm musiał narodzić się właśnie o tej porze - myślę sobie. Mrok, mokre liście, mgła zawisła nad miastem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Połowę przeczytałam, resztę - przekartkowałam. Wyjąwszy z książki 1/3 nikt by się nie zorientował. Ponad trzystustronicowy przekrój podstarzałej peerelowskiej cioty plus atlas ciót i ciotek wszelkiej maści. Do wyboru do koloru. Książkę pana Witkowskiego można podsumować krótko: luj, d*upa i kamieni kupa. Nie rozumiem licznych nominacji do nagród, m.in. Literackiej Nagrody Gdynia czy Nagrody Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek. Plus za lekkie pióro pana Witkowskiego, nawiązania do "Pań minionego czasu" Villon'a, zabawny dialog z "Tańczącymi Eurydykami" oraz ukazanie obrazu nie-heteryka, zgoła innego od tego, którym zalewają nas media - wymuskanego geja intelektualisty.

Połowę przeczytałam, resztę - przekartkowałam. Wyjąwszy z książki 1/3 nikt by się nie zorientował. Ponad trzystustronicowy przekrój podstarzałej peerelowskiej cioty plus atlas ciót i ciotek wszelkiej maści. Do wyboru do koloru. Książkę pana Witkowskiego można podsumować krótko: luj, d*upa i kamieni kupa. Nie rozumiem licznych nominacji do nagród, m.in. Literackiej Nagrody...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytając ma się nieodłączne wrażenie, że autor jest wszystkimi i każdym z osobna. Siedzi na Jurkowej ławeczce z laptopem na kolanach i spisuje historię. Jurek ogórek i Marcel-Jurek (czy Jurek-Marcel)mówią niemal jednym głosem. Genialna sprawa.

Czytając ma się nieodłączne wrażenie, że autor jest wszystkimi i każdym z osobna. Siedzi na Jurkowej ławeczce z laptopem na kolanach i spisuje historię. Jurek ogórek i Marcel-Jurek (czy Jurek-Marcel)mówią niemal jednym głosem. Genialna sprawa.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Japoński pisarz Haruki Murakami i tym razem nie rozczarowuje. Boom na Murakamiego jest jak najbardziej uzasadniony. Tańcz, tańcz... swój sukces zawdzięcza – nieprzeciętnemu spojrzeniu na otaczającą rzeczywistość, przeciętnego trzydziestolatka, piszącego na zlecenie do podrzędnych magazynów. Kulturalne odśnieżanie, którym się trudni, jest czynnością absolutnie konieczną. Obserwujemy jak bohater grzęznie w zaspach, odrzuca mozolnie wały śniegu, co sprawia, że odczuwamy jego osobisty trud na własnej skórze. Bohater cierpi z powodu przynależności do społeczeństwa wysokorozwiniętego kapitalizmu, kupując tresowane jarzyny w okolicznym markecie - zawsze świeże i smaczne. Starannie przygotowuje posiłki, drobiazgowo dobierając składniki. Stołuje się tylko w porządnych restauracjach, jak ognia unikając junk food. Łamie sobie głowę nad efektownymi sposobami marnowania czasu. Jeździ używanym subaru, bo w tym świecie łatwiej jest przywiązać się do rzeczy, niż do ludzi. Często towarzyszy mu muzyka, stara, dobra, z lat 60-tych. W międzyczasie śni surrealistyczne sny na pograniczu rzeczywistości o starym hotelu pod Delfinem. Kiki, luksusowa call girl, z którą wynajmował pokój, zniknęła bez śladu. Bohater, rusza w pogoń za dziewczyną, która płacze nad nim w snach. W tym celu wraca do podupadłego hoteliku, by zastać na jego miejscu… zupełnie nowy, wysokiej klasy Hotel Dolphin.
„Musisz tańczyć. Kiedy usłyszysz muzykę, musisz tańczyć”.
Metafora tańca jest uzasadniona. By zespolić się z tym światem musisz tańczyć i to jak najpiękniej, póki gra muzyka. Taka myśl przyświeca nam w trakcie całej lektury. Świadomość upływającego czasu, spadek możliwości, piętrzące się zmartwienia, przemijanie, paraliżują bezimiennego bohatera. Taniec staje się mechaniczny, kroki niezdarne. Ludzie przychodzą i odchodzą, w efekcie pokój wciąż pozostaje pusty. Wciąż plączą się nogi. Nim się zorientujemy, dzielimy już los z bohaterem. Czy jeśli się postaramy, dotrzemy do jakiegoś cudownego miejsca?

Japoński pisarz Haruki Murakami i tym razem nie rozczarowuje. Boom na Murakamiego jest jak najbardziej uzasadniony. Tańcz, tańcz... swój sukces zawdzięcza – nieprzeciętnemu spojrzeniu na otaczającą rzeczywistość, przeciętnego trzydziestolatka, piszącego na zlecenie do podrzędnych magazynów. Kulturalne odśnieżanie, którym się trudni, jest czynnością absolutnie konieczną....

więcej Pokaż mimo to