rozwiń zwiń
Książkożercy

Profil użytkownika: Książkożercy

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 6 lata temu
157
Przeczytanych
książek
161
Książek
w biblioteczce
149
Opinii
835
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| 2 cytaty
Obalamy mit ,że młodzież nie czyta. Książkożercy to blog Gimnazjum nr.9 we Wrocławiu. Młodzież (i nie tylko) recenzuje książki dla młodzieży (i nie tylko) Autorzy recenzji zachęcają do wejścia na blog: http://ksiazkozercy9.blogspot.com/

Opinie


Na półkach: ,

Podobno nie jesteśmy w stanie zobaczyć naszego dzieciństwa takim, jakie prawdziwie było – według Sigmunda Freuda to zwyczajnie niemożliwe. Widzimy w głowie wspomnienia z okresu, kiedy mamy kilka lat, i wydaje nam się, że to rzeczywisty zapis przeżyć. Jednak jest zupełnie inaczej: oglądamy zapis, który nasz umysł sam sobie wykształcił na podstawie usłyszanej historii lub zobaczonego zdjęcia czy filmu. Czasami we wspomnieniach spoglądamy na świat własnymi, dziecięcymi oczami, a czasem jesteśmy pobocznymi świadkami sytuacji i wtedy obserwujemy nas samych - nigdy natomiast nie widzimy sytuacji dokładnie takiej, jaka miała miejsce. Dodajemy, odejmujemy pewne fakty lub zastępujemy je innymi. Wspomnienia bywają mylne, szczególnie te, których nie mieliśmy prawa zachować w głowie, ponieważ byliśmy zbyt młodzi. Temat powrotu do dzieciństwa i zmierzenia się z dziecięcymi błędami podejmuje w swojej powieści „Nie posiadamy się ze szczęścia” Karen Joy Fowler.

Rosemary wychowała się w barwnych latach 70. - okresie apelów o pokój na świecie i amerykańskich eksperymentów naukowo-społecznych, w których i jej rodzina wzięła udział. Kilkanaście lat później, będąc na studiach, dziewczyna mierzy się z trudną i niejasną rodzinną historią oraz własnym dziwactwem. Początkowe lata życia wydawały się sielanką, przynajmniej tak myśli Rosemary, kiedy wraca do nich pamięcią lub ogląda stare rodzinne zdjęcia. Rodzice uważali się za niezwykłych szczęściarzy, mając trójkę wspaniałych dzieci: Rosemary, Fern i Lowella. Wszyscy zawsze radośni, może odbiegający od społecznych standardów, ale nie na tyle, żeby to przysporzyło im problemów. I wtedy doszło do tragedii: kiedy Rosemary miała pięć lat, jej starsza siostra Fern zniknęła, zabierając ze sobą spokój i szczęście rodziny. Od tej chwili ich nowe życie nie przypominało w żadnym stopniu poprzedniego, a Rosemary przekonała się o tym najlepiej.

Amerykańskie klimatyczne podwórka z lat sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych i rodzinne dramaty to moim zdaniem idealne połączenie. Prawie zawsze działa i zadziałało również w przypadku powieści Fowler. Nie posiadamy się ze szczęścia to głęboka, przemyślana i niespodziewanie zaskakująca opowieść o tragedii, która prowadzi do stopniowego rozpadu pewnej rodziny. Pełna dramatu fabuła i nielinearna narracja sprawiają, że powieść Fowler ciężko porzucić bez znalezienia odpowiedzi na nurtujące pytania. Pierwszy plus to zachowanie napięcia do ostatniej strony i utrzymanie w czytelniku ciekawości.

Kolejny to stworzenie bohaterki, którą jednocześnie łatwo polubić, jak i okazać jej współczucie. Autorka dopiero pod koniec zdradza motywy, które kierowały główną postacią, oraz przyczyny tragedii oraz same jej szczegóły. Rosemary jest złożoną bohaterką, a tajemniczości dodatkowo dodaje fakt, że wydarzenie, które będzie mieć największy wpływ na fabułę Nie posiadamy się ze szczęścia rozegrało się, gdy Rosemary była małą dziewczynką. Poznajemy historię pełną emocjonalnych zabarwień z jej perspektywy, ale Flower kieruje się freudowską myślą, że dziecko nie jest w stanie zarejestrować pierwszych lat swojego życia, dzięki czemu Nie posiadamy się ze szczęścia zawiera kilka ciekawych i nieoczywistych zmyłek w przebiegu fabuły. Jednak warto przeczytać tę powieść z innego powodu: jest coś (czego nie zdradzę, bo cała zabawa leży w niewiedzy), co wyróżnia książkę Flower spośród wielu innych historii o amerykańskich podwórkach i rodzinnych dramatach. Wiele ma to wspólnego z eksperymentami społecznymi, które miały na celu poszerzenie naukowego zaplecza wiedzy o ludziach i zwierzętach, a przede wszystkich cechach, które pozwalają nas, ludzi, odróżnić od reszty ziemskich organizmów (i jednego konkretnego gatunku). Poboczna, jednak nie mniej ważna, bohaterka, która związana jest z tym wątkiem, całkowicie podbiła moje serce – możliwe, że głównie z osobistych preferencji, ale moim zdaniem jest jaśniejącą gwiazdą powieści Flower. Jej historia jest zaskakująca i dogłębnie poruszająca; mam wrażenie, że trudno, by pozostawiła kogoś obojętnym.

Nie posiadamy się ze szczęścia to pięknie napisana powieść o przedstawionej w poruszający sposób rodzinnej tragedii. Jest zaskakująca, ponieważ Karen Joy Flower trzyma pewne fakty w ukryciu, bazując na dziecięcej świadomości – lub raczej jej braku – a tym samym trzyma czytelników w zaciekawieniu do samego końca. Jest wzruszająca, ponieważ jakby nie patrzeć, to raczej smutna opowieść o błędach popełnionych w przeszłości, na które bohaterowie nie mieli wpływu, oraz o ich konsekwencjach. Jest wywołującą masę emocji lekturą idealną na kilka wieczorów, niekiedy rozweselającą, niekiedy wzruszającą. Zdecydowanie warto ją przeczytać, jako że ukazuje rodzinny portret w krzywym zwierciadle, poruszając przy tym temat nieczęsto opisywany w literaturze. Nie posiadamy się ze szczęścia z jednej strony zachwyciło mnie swoją prostotą, a z drugiej ogromną ilością emocji, które towarzyszyły mi podczas czytania książki. Przede wszystkim jednak zachwycił mnie pewien wątek, który podbił moje serce z przyczyn osobistych – ale nie będę pisać o żadnej z tych rzeczy, żeby niczego nie zdradzić; to popsułoby całą zabawę.

Podobno nie jesteśmy w stanie zobaczyć naszego dzieciństwa takim, jakie prawdziwie było – według Sigmunda Freuda to zwyczajnie niemożliwe. Widzimy w głowie wspomnienia z okresu, kiedy mamy kilka lat, i wydaje nam się, że to rzeczywisty zapis przeżyć. Jednak jest zupełnie inaczej: oglądamy zapis, który nasz umysł sam sobie wykształcił na podstawie usłyszanej historii lub...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zapraszamy na blog:http://ksiazkozercy9.blogspot.com/

Imp to młoda malarka chora na schizofrenię. Jest więźniem własnego umysłu i wspomnień. Nie wie, co jest prawdą, widzi rzeczy, których nie ma, i nie umie odróżnić swoich wyobrażeń od rzeczywistości. Jej matka i babka były wariatkami, więc nie dziwi ją własne szaleństwo. Nauczyła się z tym żyć. Bierze leki i żyje w miarę normalnie. Wszystko zmienia jedno wydarzenie, które niszczy z trudem wypracowaną namiastkę normalności. Imp próbuje opisać, co się wtedy stało i tworzy Tonącą dziewczynę.
Kluczowym słowem dla tej powieści jest pamiętnik. Książka ma formę rozpaczliwego spisu myśli kobiety, która chce sobie wszystko ułożyć i nie ma pojęcia, co tak naprawdę się wydarzyło. Akcja nie jest spójna, w jednym czasie poznajemy parę wersji rzeczywistości, wydarzenie nie następują po sobie w chronologicznym układzie. Imp boi się opisywać pewne wydarzenia, więc tylko wspomina o nich, by zaraz stwierdzić, że to było kłamstwo. Pisze o sobie w trzeciej osobie, zmienia czasy bez powodu i świadomie oszukuje czytelnika. Ta książka to jeden wielki przerażający bałagan.
Początkowo bardzo mi się to nie podobało, nie mogłam zrozumieć skomplikowanej historii i odróżnić faktów od prawd i kłamstw, co wprawiało mnie w irytację. Zwykle mogłam zrozumieć bez trudu każdą książkę, a tej nie mogłam rozgryźć. Stopniowo, wchodząc głębiej w chory umysł Imp, orientowałam się, że to jedyny sensowny sposób, by opisać szaleńca. Kiedy już przyzwyczaiłam się do tego skomplikowania, było ono niezwykle pociągające. Z każdą stroną bardziej doceniałam ten sposób napisania, tak dziwny, nowy i mroczny. W pewnym momencie już nie wiedziałam, kto jest chory - narratorka czy wszyscy inni.
Doceniłam też bohaterów. Imp była jedną z ciekawszych bohaterek, o jakich miała zaszczyt czytać. Była pełna sprzeczności i w żaden sposób nie papierowa. Uwierzyłam w jej szaleństwo już od pierwszej strony i kibicowałem jej szczęściu. Bohaterowie drugoplanowi byli równie skomplikowani. Zupełnie jak w prawdziwym świecie - mieli własne życie i pragnienia.
Pisanie w formie pamiętnika, idealnie pasuje do opowieści. Fabuła była szalenie skomplikowana, pełna wieloznaczności, porównań, metafor i symboli. W książce pojawia się też wiele nawiązań do faktów historyczny, dzieł sztuki czy istniejących ludzi. Topiłam się w tej powodzi znaczeń i sprzeczności, nie miałam pojęcia, co jest naprawdę. Wszystko to zbudowało książkę przerażającą i niezwykle emocjonującą.
Jak każda dobra książka i ta miała swój ukryty przekaz, który można zinterpretować na wiele sposobów. Dla mnie była to wstrząsająca historia kobiety, próbującej uporać się z przeszłością i zrozumieć, czemu stało się tak, a nie inaczej.
„Martwi ludzie, martwe myśli, i pozornie martwe chwile nigdy tak do końca nie umierają i kształtują każdą sekundę naszego życia. Lekceważymy je i na tym zasadza się ich potęga.”*
Tonąca dziewczyna nie jest książką do umilenia wieczorów, jest raczej jak bolesna podróż, którą trzeba odbyć, by zrozumieć wiele spraw. Mimo całego bólu i trudności związanych z czytaniem, powieść szalenie mi się podobała. Była czymś zupełnie nowym, hipnotyzowała mnie i nie pozwoliła o sobie zapomnieć. To jedna z tych książek, które trzeba przeczytać.

Zapraszamy na blog:http://ksiazkozercy9.blogspot.com/

Imp to młoda malarka chora na schizofrenię. Jest więźniem własnego umysłu i wspomnień. Nie wie, co jest prawdą, widzi rzeczy, których nie ma, i nie umie odróżnić swoich wyobrażeń od rzeczywistości. Jej matka i babka były wariatkami, więc nie dziwi ją własne szaleństwo. Nauczyła się z tym żyć. Bierze leki i żyje w miarę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zapraszamy na blog: http://ksiazkozercy9.blogspot.com
Jest coś specjalnego w powieściach grozy pisanych dla znacznie młodszych odbiorców. Podczas gdy większość autorów standardowych horrorów lub thrillerów kładzie nacisk na budowanie napięcia i otoczki mistycyzmu, w literaturze young adult pisarze bardzo często wyciągają na główny plan problemy bardziej codzienne. Nie inaczej stało się w przypadku Psów Alana Strattona – na pierwszy rzut oka to typowa opowieść o duchach. Na drugi, to historia o utracie i odzyskiwaniu rodziny.
Głównym bohaterem powieści jest nastoletni Cameron, który połowę życia spędził, uciekając. Jego matka jest pewna, że jej mąż, z którym rozstała się kilka lat wcześniej, prześladuje ich każdego dnia. Wraz z synem nigdy nie zostają w jednym miejscu na dłuższy czas, przenosząc się z domu do domu. Kiedy ojciec Camerona po raz kolejny wkracza w ich życie, przeprowadzają się do starego, od dawna niezamieszkanego domu w małej wiosce Wolf Hollow. Pierwszy dzień w szkole uzmysławia chłopcu, że o domu krążą między mieszkańcami przerażające historie, które bardzo szybko okazują się prawdą.
„Od strony pola znowu dobiega mnie chrzęst. Cokolwiek tam jest, nie boi się. Podąża za mną. Słyszę odgłosy dyszenia. Psy. Te psy. Puszczam się biegiem. One też.”*
Historia wykreowana przez Alana Strattona straszy typowymi, klasycznymi wręcz elementami: stary, skrzypiący dom i rodzina, która się do niego wprowadza, pole kukurydzy wokół (niestety, bez kręgów) i tajemniczy sąsiad, który, według miejscowych dzieciaków, morduje ludzi w stodole maszynką do mięsa. Oczywiście, duchy, które widzi jedynie główny bohater. Cała ta mieszanka z jednej strony wydaje się bardzo nieoryginalna, niezaskakująca i wykorzystana w literaturze setki razy, ale z drugiej strony spełnia swoje zadanie – buduje otoczkę grozy znakomicie. Wykorzystując te elementy, Stratton nadał swojej powieści bardzo ciekawej klimatyczności, celowo bazującej na klasykach horroru, dzięki czemu Psy nie straszą dosłownie, ale wkradają się w wyobraźnię czytelnika. Nie zapominajmy, że głównym bohaterem Psów jest nastolatek, który zaczyna zauważać duchy, a nawet nawiązywać z nimi kontakt. W dużej mierze to, co buduje aurę powieści, to dziecięce lęki oraz wizje nie z tego świata, które niebezpiecznie przypominają rzeczywistość. Tajemnica domu, w którym znalazł się Cameron – lub raczej, tajemnica rodziny, która kiedyś go zamieszkiwała – nie wydaje się bardzo odległa od tajemnicy rodziny samego chłopca. Jako że powieść jest przeznaczona raczej dla młodszego czytelnika, też i młodszy bohater odgrywa w niej główną rolę, nie wprowadza to jednak żadnego infantylizmu. Samotność i wyobcowane Camerona, niczym chłopca z Oceanu na końcu drogi Gaimana, odgrywa znaczącą rolę, czyniąc z typowej ghost story historię nieco smutną i tragiczną.
To, co szczególnie podobało mi się w Psach, to aura nostalgii, która przedziera się ze stron, oraz szczególny nacisk na sytuację rodzinną głównego bohatera. A ta nie należy do wesołych. Przenosząc się z miejsca do miejsca, Cameron dawno stracił prawdziwy dom i zapomniał, co właściwie znaczy to słowo. Nie utrzymuje kontaktu z dalszą rodziną – nikim poza matką – na wszelki wypadek. Chłopiec żyje w ciągłym strachu przed ojcem, ale nie wie, czego się boi. Jest straszony przez obsesyjną matkę, ale nigdy nie dowiaduje się prawdy. Kiedy próbuje jej powiedzieć o makabrycznych wizjach, których doświadcza, zostaje uznany za chorego psychicznie dzieciaka. W nowej szkole jest prześladowany i gnębiony. Ostatecznie, życie Camerona to pasmo nieszczęść. Zakończenie tej historii też trudno uważać za szczęśliwe. Psy to powieść w dużej mierze przygnębiająca, czego może nie widać na pierwszy rzut oka, ale w rzeczywistości dotyka problemów, z którymi mierzy się wiele młodych ludzi: potrzebę życia w szczęśliwej i pełnej rodzinie oraz akceptacji środowiska.
Ze strony technicznej powieść Strattona jest dobrze wykreowana. Miejscami makabryczna fabuła, choć należy raczej do przewidywalnych, intryguje i trzyma w ciekawości. Bohaterowie zostali nakreśleni trochę za grubą linią, ale w pewien sposób wpisuje się to w klimat powieści: mamy tu porzuconego nastolatka, matkę z obsesją, ojca kochającego za mocno, szkolnego prześladowcę, tajemniczego sąsiada uwikłanego w tajemnicę domu i starszą kobietę, która wie więcej niż policja. I największa zaleta, cały ten klimat – z jednej strony nieco straszny, z drugiej nieco nostalgiczny. Przede wszystkim jednak, świetnie bazujący na starych i klasycznych horrorach. Psy to też po części powieść detektywistyczna, jako że głównym bohaterem jest chłopiec węszący tam, gdzie nie powinien, i pragnący desperacko poznać sekret starego domu i jego dawnych mieszkańców. Pomimo że intryga najpierw wydaje się oczywista, później wkracza na mniej oczywisty tor, a na końcu wraca jednak do pierwotnej przewidywalności, cała fabuła została napisana w spójny i satysfakcjonujący sposób.
Psy to powieść idealna dla miłośników lekkiej grozy lub osób szukających książek, które przypomną im, jak to jest być dzieckiem i każdej nocy mimowolnie widzieć upiory w ciemności. To powieść na dwa popołudnia lub może raczej dwa wieczory. Bazuje na sprawdzonych elementach grozy, ale tym samym w pewien sposób składa hołd najwybitniejszym twórcom horrorów. Nie jest to skomplikowana opowieść, ale od samego początku pozostaje klimatyczna. Trochę straszy, trochę zasmuca. Trochę przypomina, że będąc dzieckiem, patrzymy na świat w niepowtarzalny sposób.

Zapraszamy na blog: http://ksiazkozercy9.blogspot.com
Jest coś specjalnego w powieściach grozy pisanych dla znacznie młodszych odbiorców. Podczas gdy większość autorów standardowych horrorów lub thrillerów kładzie nacisk na budowanie napięcia i otoczki mistycyzmu, w literaturze young adult pisarze bardzo często wyciągają na główny plan problemy bardziej codzienne. Nie...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Książkożercy

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


Dmitry Glukhovsky Metro 2033 Zobacz więcej
John Corey Whaley Chłopak, który stracił głowę Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
157
książek
Średnio w roku
przeczytane
16
książek
Opinie były
pomocne
835
razy
W sumie
wystawione
156
ocen ze średnią 7,3

Spędzone
na czytaniu
1 076
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
19
minut
W sumie
dodane
2
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]