rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Wiedźmin. Dom ze szkła Joe Querio, Paul Tobin
Ocena 6,9
Wiedźmin. Dom ... Joe Querio, Paul To...

Na półkach: ,

Kolejna historia o Wiedźminie Geralcie z Rivii postaci, która dzięki książkom Andrzeja Sapkowskiego i grze studia CD Projekt Red zdobyła olbrzymi międzynarodowy rozgłos osiągając olbrzymi komercyjny sukces.

Wydarzenia z komiksu wydają się rozgrywać gdzieś pomiędzy opowiadaniami Andrzeja Sapkowskiego. Poza Wiedźminem nie natkniemy się na żadną ze znanych z sagi, czy gier postaci, mamy za to kilka nowych stworzonych od podstaw, co akurat chwali się autorom. Minimalizm związany z ilością bohaterów pozwolił na pełniejszą prezentację ich sylwetek oraz skupieniu się na głównym wątku: Tajemnicy Szklanego Domu połączonego z historią Marty i Jakuba. Jako miłośniczka krajobrazów Velen prezentowanych w "Dzikim Gonie" klimat mroczny serwowany w komiksie jest dla mnie dodatkowym atutem. Wśród potworów występujących w komiksie należy wymienić: Utopca, Ghuli, Przeklętych, Leszego, wampiry (Bruxy) i Babę Cmentarną, czyli klasyczny skład mitologicznych stworzeń zamieszkujących leśno-bagienne obszary. Geralt z Rivii prezentuje się całkiem przyzwoicie: cyniczny, milczący, enigmatyczny, groźny...Co szwankuje? Postacie w tle rysowane niedokładnie co daje brzydki efekt wizualny. Sama historia nie jest oryginalna i od pewnego momentu staje się przewidywalna. Dla mnie osobiście przydałoby się więcej zagadki w tej opowieści. Jest to przyjemna lektura przede wszystkim dla spragnionego fana wiedżmińskich przygód i mrocznych klimatów.

Kolejna historia o Wiedźminie Geralcie z Rivii postaci, która dzięki książkom Andrzeja Sapkowskiego i grze studia CD Projekt Red zdobyła olbrzymi międzynarodowy rozgłos osiągając olbrzymi komercyjny sukces.

Wydarzenia z komiksu wydają się rozgrywać gdzieś pomiędzy opowiadaniami Andrzeja Sapkowskiego. Poza Wiedźminem nie natkniemy się na żadną ze znanych z sagi, czy gier...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wiedźmin. Klątwa kruków Piotr Kowalski (rysownik), Paul Tobin
Ocena 7,2
Wiedźmin. Kląt... Piotr Kowalski (rys...

Na półkach: ,

Historia sama w sobie nie powala na kolana. Ot, kolejna historia o Wiedźminie, jakich mogłoby powstać setki. Skąd wysoka ocena?

Opowieść dzieje się po wydarzeniach z gry "Dziki Gon" w pewien sposób pokazując "kanoniczne" zakończenie tej historii (wielu rozwiązań można było się domyślić znając założenia książek Andrzeja Sapkowskiego). Mamy Ciri, Yennefer i Geralta, czyli książką "rodzinkę". Olbrzymi plusem był dla mnie powrót do rodzinnych relacji (matka - córka) pomiędzy Yennefer i Ciri, których zdecydowanie zabrakło w grze "Dziki Gon". Dobrze zarysowana relacja pomiędzy Geraltem a Ciri oraz wizja wspólnego życia Geralta i Yennefer. Historia nie jest zbytnio skomplikowana i zaskakująca, ale klimat drak fantasy został w miarę utrzymany. Dla fanów serii "Wiedźmin" i miłośników wiedźmińskiej rodzinki: rarytas, dla reszty: komiks do przeczytania.

Historia sama w sobie nie powala na kolana. Ot, kolejna historia o Wiedźminie, jakich mogłoby powstać setki. Skąd wysoka ocena?

Opowieść dzieje się po wydarzeniach z gry "Dziki Gon" w pewien sposób pokazując "kanoniczne" zakończenie tej historii (wielu rozwiązań można było się domyślić znając założenia książek Andrzeja Sapkowskiego). Mamy Ciri, Yennefer i Geralta, czyli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia Zofii Potockiej, córka handlarza bydłem, która stała się ulubienicą osiemnastowiecznych salonów w całej Europie, trzecia żona Stanisława Szczęsnego Potockiego. Słynąca z wielkiej urody, intelektu i licznych romansów stała się wręcz postacią legendarną. Przypisywano jej więcej czynów, niż ich dokonała, do tego stopnia, że do dzisiaj współczesnym historykom ciężko oddzielić prawdę od plotki.

Dla autorki był to niewątpliwie trudny i niewdzięczny temat. Duży plus dla pani Ewy Stachniak za pracę, którą włożyła w zgromadzenie materiałów na temat Zofii Potockiej - stambulskiej kurtyzany greckiego pochodzenia, która podbiła największe europejskie salony.

Samą postać poznajemy u kresu swojego życia, kiedy śmiertelnie chora na raka zatrzymuje się w Berlinie. W ostatnich dniach swojego życia wspomina swoją burzliwą przeszłość obfitującą w liczne skandale.

Narracja prowadzona jest dwutorowo równocześnie mamy przytaczane wydarzenia z przeszłości i ostatnich chwil życia bohaterki. Od narracji zaczynam, gdyż dla mnie była ona irytująca z bardzo prostej przyczyny: w 80% była ona prowadzona w czasie teraźniejszym, co dla powieści, w której większość wydarzeń rozgrywa się w przeszłości, jest po prosty uciążliwe do czytania. Nie wiem, czy był to zabieg celowy ze strony autorki, czy jest to wina tłumacza (pani Stachniak jest Polską mieszkającą w Kanadzie).

Drugi olbrzymi minus tej książki to postać samej Zofii Potockiej, a raczej skupianie się autorki głównie na jej licznych romansach. Wizerunek hrabiny miał ocieplić fakt, że była ona kreowana na oddaną matkę. Kariera przez łóżko - nic nowego i odkrywczego w historii. Oceniać postaci Zofii Potockiej nie mam zamiaru, bo żaden osąd nie byłby sprawiedliwy. Za dużo było w tej powieści romansów, a zbyt mało ukazano przebiegłość, inteligencję, wyrachowanie Zofii Potockiej, czyli cech, z których słynęła w ówczesnej Europie. Efektem tego jest dość spłycony i infantylny obraz Zofii Potockiej.

Ogólnie: książka mnie nie zachwyciła, ale też nie odrzuciła.

Historia Zofii Potockiej, córka handlarza bydłem, która stała się ulubienicą osiemnastowiecznych salonów w całej Europie, trzecia żona Stanisława Szczęsnego Potockiego. Słynąca z wielkiej urody, intelektu i licznych romansów stała się wręcz postacią legendarną. Przypisywano jej więcej czynów, niż ich dokonała, do tego stopnia, że do dzisiaj współczesnym historykom ciężko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Krótko zwięźle i na temat: książka jest o tym jak wywalić z mieszkania 3/4 swojego mieszkania (czyt. rzeczy z mieszkania). Dobre dla osób, które toną w nadmiarze rzeczy. 220 stron, które można streścić w 20 stronach maksymalnie. Dużo przykładów i odwołań do pozytywnych efektów stosowania tej metody, natomiast mało, rozwlekle i chaotycznie o samej metodzie. Odnośnie "dziękowania skarpetkom" rzucam do na karb różnic kulturowych i zostawiam bez komentarza. Czyta się lekko, ale metody "Perfekcyjnej Pani Domu" wydają mi się dużo bardziej przekonujące. XD

Krótko zwięźle i na temat: książka jest o tym jak wywalić z mieszkania 3/4 swojego mieszkania (czyt. rzeczy z mieszkania). Dobre dla osób, które toną w nadmiarze rzeczy. 220 stron, które można streścić w 20 stronach maksymalnie. Dużo przykładów i odwołań do pozytywnych efektów stosowania tej metody, natomiast mało, rozwlekle i chaotycznie o samej metodzie. Odnośnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka nie przypadła mi do gustu. Temat ciekawy, bowiem proponuje spojrzenie na dyktatora od drugiej "kobiecej" strony...ale zbyt dużo o dyktatorach, a zbyt mało o kobietach. Warto pokazać sylwetkę dyktatora, aby przedstawić na czym polegał "jego magnetyzm", ale należy przy tym złapać odpowiedni "balans" pomiędzy tematem przewodnim jakim jest "kobieta", a postaciami dyktatorów. Tej książce tego właśnie brakuje. Same kobiety zostały pokazane płasko, lakonicznie, często ograniczając się do suchych faktów, do tego należy dołączył kardynalny błąd, który popełniła autorka (będąca z wykształcenia historykiem, o ile dobrze zrozumiałam z biografii), a mianowicie: brak umiejscowienia przytaczanych faktów w czasie i przestrzeni. Nawet jeżeli jest to pozycja popularnonaukowa to chronologia wydarzeń jest niezwykle istotnym czynnikiem ułatwiającym odbiór tematu.

Książka nie przypadła mi do gustu. Temat ciekawy, bowiem proponuje spojrzenie na dyktatora od drugiej "kobiecej" strony...ale zbyt dużo o dyktatorach, a zbyt mało o kobietach. Warto pokazać sylwetkę dyktatora, aby przedstawić na czym polegał "jego magnetyzm", ale należy przy tym złapać odpowiedni "balans" pomiędzy tematem przewodnim jakim jest "kobieta", a postaciami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Spodziewałam się czegoś innego, a raczej innej formuły. Książka jest bardzo piękna pod względem wizualnym: piękne zdjęcia, ujęcia, ciekawe rozwiązania graficznie, stylowa okładka w niebieskim kolorze, która nawiązuje do symboliki spokoju, harmonii i kreatywności.
"Calm" jak sama nazwa wskazuje jest książką o tym jak osiągnąć spokój poprzez "technikę uważności". Łączy tekst z różnymi formami ćwiczeń: medytacja, pisanie pamiętnika, kolorowanie obrazków dla dorosłych. Dla osób początkujących może być to świetna pozycja, dla osób bardziej "zaawansowanych" w tematyce: merytorycznie nie wnosi zbyt wiele nowości. Ogólnie książkę przyjemnie się czyta z powodu pięknego połączenia tekstu (chociaż ubolewam na faktem, że w niezbyt dużych ilościach) z obrazem. Książka z jednej strony podnosi na duchu, ale z drugiej strony mogłoby by w niej być znacznie więcej merytoryki i nowatorstwa, które oferowałoby więcej, niż to, co można znaleźć w innych publikacjach tego typu.

Spodziewałam się czegoś innego, a raczej innej formuły. Książka jest bardzo piękna pod względem wizualnym: piękne zdjęcia, ujęcia, ciekawe rozwiązania graficznie, stylowa okładka w niebieskim kolorze, która nawiązuje do symboliki spokoju, harmonii i kreatywności.
"Calm" jak sama nazwa wskazuje jest książką o tym jak osiągnąć spokój poprzez "technikę uważności". Łączy tekst...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jeżeli ktoś spodziewa się po tej książce wielkiego traktatu antropologiczno - historycznego to może się nieco zawieść, ale nie można tu winić autorki. Pani profesor Janion jest z wykształcenia historykiem literatury i właśnie patrzy na wampiry pod tym kątem. W jej pracy główny środek ciężkości zostaje przesunięty właśnie na kwestię na sposób, w jaki wampir został ukazany w literaturze i filmie, a kwestie historyczno - antropologiczne, chociaż często poruszane, pozostają w dalszym tle. Niezbyt przypadło mi do gustu zbyt mocne, moim zdaniem, skupienie się na wątku seksualnym wampira- uważam, że problem mógł zostać przedstawiony w maksymalnie trzech rozdziałach. Praca stanowi ważne i cenne kompendium do źródeł o postaci wampira, bowiem autorka przywołuje wiele przykładów literackich wampirów. Dużym plusem jest dla mnie podział książki. Pierwsza część stanowi analizę postaci wampira w literaturze, druga natomiast to antologia tekstów o wampirze, wśród których można znaleźć takie klasyki jak "Carmillę" La Fanu, Wampira "Polidoriego", czy fragmenty "Draculi" Stokera, i wiele innych. Jest to dobry zabieg, bowiem znacznie poszerza krąg odbiorców. Osoby, które wcześniej nie miały do czynienia z tymi lekturami (osobiście nie znałam jedynie "Rodziny wilkołaka" Aleksego Tołstoja, ale poznałam i od razu jest to jedno z moich ulubionych opowiadań wampirycznych) mogą sobie "nadgonić materiał" i w pełni zrozumieć, o czym pani Janion pisze w swojej analitycznej części pracy. Niestety, ale w antologii brakuje tekstów Anne Rice, które obok Stokera, La Fanu i Polidori są najczęściej przywoływane, więc czytelnik musi je nadrobić we własnym zakresie. Podsumowując książka profesor Janion to pozycja wręcz obowiązkowa dla każdego miłośnika tematyki wampirycznej.

Jeżeli ktoś spodziewa się po tej książce wielkiego traktatu antropologiczno - historycznego to może się nieco zawieść, ale nie można tu winić autorki. Pani profesor Janion jest z wykształcenia historykiem literatury i właśnie patrzy na wampiry pod tym kątem. W jej pracy główny środek ciężkości zostaje przesunięty właśnie na kwestię na sposób, w jaki wampir został ukazany w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie należy oceniać książki po okładce, ale czasem to właśnie ona przyciąga wzrok i zachęca do zajrzenia, co takiego ciekawego znajduje się w środku. Tak było w przypadku "Dnia Śmierci". A co znalazłam wewnątrz? No cóż, nie jest to horror wysokich lotów, sam autor uchodzi za pisarza horrorów klasy B, ale nawet w tej grupie można odnaleźć prawdziwe perełki. Czy jednak jest coś złego w tworzeniu tego typu horrorów? Moim zdaniem: ZDECYDOWANIE NIE! To świetne odmóżdżacze, lekkie, proste czytadła. Sama określam je mianem "Harlequinów grozy". Taką właśnie książką jest "Dzień Śmierci". Prosta fabuła, lekki język, elementy gore, czyli wszystko jest na swoim miejscu. Jak już wspomniałam niewątpliwym walorem powieści jest jej lekki język, dzięki temu książkę czyta się naprawdę szybko. Główni bohaterowie nie są ani zbyt oryginalni, ani skomplikowani. Fabuła prosta jak budowa cepa doprawiona elementami kryminalnej zagadki sprzed wieków. Opisy tortur i morderstw są "przyjemne" dla oka i wyobraźni. Tyle plusów, a minusy? Za dużo scen erotycznych. Jedna lub dwie takowe sceny na całą powieść wystarczyłyby w zupełności. Odniosłam wrażenie, że czasem pełnią one rolę zwykłego zapychacza. Autor przez pół rozdziału opisuje doświadczenia seksualne postaci całkowicie epizodycznych, które za chwilę zostaną brutalnie zamordowane, a następnie przemienione w potwory. Chyba w horrorze gore główny nacisk powinien być jednak położony na najbardziej krwawe i drastyczne dla czytelnika sceny, a nie na ich łóżkowe upodobania. Rozumiem połączenie Erosa i Tanatosa, ale w pewnych przypadkach scena erotyczna całkowicie nic sensownego nie wnosi do fabuły, poza zwykłym zwiększeniem objętości książki. Największy mój zarzut skierowany w stronę Shauna Hutsona to brak logiki w postępowaniu głównego bohatera, którym jest szef miejscowej policji. W przeciągu kilku dni dochodzi do serii tajemniczych, krwawych morderstw w niewielkim amerykańskim miasteczku, a pan inspektor stara się zatuszować fakt, że po okolicy grasuje "seryjny morderca", który zabija losowo wybranych mieszkańców. Mało tego nikt stojący nad nim nie interesuje się sprawą dziwnych zaginięć i zgonów, aż sam inspektor nie zdecyduje się powiadomić o fakcie swoich przełożonych i poprosić o posiłki. Sama powieść nie jest również szczególnie oryginalna. Jakieś odwołanie do lokalnej historii, trochę magii, sporo zombie, czyli kąsek przeznaczony głównie dla fanów żywych trupów. "Dzień śmierci" żadną perełką nie jest, jest przyzwoitym horrorem - czytadłem idealnym do podróży na przykład pociągiem.

Nie należy oceniać książki po okładce, ale czasem to właśnie ona przyciąga wzrok i zachęca do zajrzenia, co takiego ciekawego znajduje się w środku. Tak było w przypadku "Dnia Śmierci". A co znalazłam wewnątrz? No cóż, nie jest to horror wysokich lotów, sam autor uchodzi za pisarza horrorów klasy B, ale nawet w tej grupie można odnaleźć prawdziwe perełki. Czy jednak jest...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Nekropolie. Zabytkowe cmentarze wielokulturowej Polski Krzysztof Kobus, Anna Olej-Kobus
Ocena 7,5
Nekropolie. Za... Krzysztof Kobus, An...

Na półkach: , , ,

Album "Nekropolie. Zabytkowe cmentarze wielokulturowej Polski" to interesująca propozycja dla wszystkich miłośników sztuki sepulkralnej. Praca stanowi przegląd najpiękniejszych polskich nekropolii w Polsce. Interesującym elementem książki jest "Wstęp", który wprowadza czytelnika w kanon sztuki sepulkralnej i omawia najważniejsze jej aspekty. Niezwykłe wrażenie robi oprawa graficzna albumu. Duże, piękne zdjęcia, które zachęcają do zwiedzania polskich cmentarzy i pokazują, że na nagrobek to nie tylko miejsce pochówku osoby zmarłej, ale także prawdziwe artystyczne dzieło sztuki.

Album "Nekropolie. Zabytkowe cmentarze wielokulturowej Polski" to interesująca propozycja dla wszystkich miłośników sztuki sepulkralnej. Praca stanowi przegląd najpiękniejszych polskich nekropolii w Polsce. Interesującym elementem książki jest "Wstęp", który wprowadza czytelnika w kanon sztuki sepulkralnej i omawia najważniejsze jej aspekty. Niezwykłe wrażenie robi oprawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Stare powiedzenie mówi, że tylko dwóch rzeczy człowiek może być w swoim życiu pewien: śmierci i podatków. Tematyka śmierci fascynowała ludzi od zarania dziejów. Na przestrzeni wieków powstało setki dzieł sztuki poruszających problematykę eschatologiczną, w średniowieczu i epoce wczesnonożytnej tworzono nawet prawdziwe podręczniki "dobrego umierania". W XX i XXI wieku temat śmierci nadal nie stracił na aktualności (i chyba nigdy nie straci). Tomasz Specyał w swojej książce składa czytelnikowi propozycję spojrzenia na śmierci z perspektywy prasy z okresu XX - lecia międzywojennego.
Książka stanowi zbiór notatek prasowych o dziwnych, makabrycznych czy wręcz zabawnych sposobach rozstawania się z życiem. W czasach przedwojennych redaktorzy na całym świecie niejednokrotnie szokowali swoich czytelników opisami makabry. Przy każdej notce znajduje się czas i miejsce zdarzenia, a ponieważ wycinki dotyczą materiałów prasowych z całego świata, szkoda że autor nie podawał tytułu gazety, w której zamieszane były notki.
"Memonto mori. Prawdziwe śmierci przypadki" to publikacja ciekawa, nie tylko ze względu na poruszaną tematykę, ale również przez wzgląd na jej formę. Nie jest to żadna naukowa rozprawa, czy esej, a jedynie zbiór przedziwnych przypadków śmierci. Jest to też w pewien sposób swoista skarbnica czarnego humoru. Niektóre przypadki rozstawania się z życiem po prostu śmieszą i podejrzewam, że dziennikarze pisząc te artykuły również mieli przy tym niezły ubaw. Inne opisy śmierci są wręcz niewiarygodne (nie tylko ze względu na nietypowe okoliczności zgonu). Czasem to zwykła głupota ofiary sprawia, że opada nam szczęka. W końcu w książce nie brakuje również śmierci brutalnej, makabrycznej, czy szokującej. Jednym słowem - dla każdego coś "dobrego".
"Memento mori" czyta się szybko i przyjemnie. Nie jest to lektura wysokich lotów, jeżeli chodzi o sferę merytoryczną czy naukową, ale jako czytadło i ciekawostka moim zdaniem bardzo dobrze zdaje egzamin.

Stare powiedzenie mówi, że tylko dwóch rzeczy człowiek może być w swoim życiu pewien: śmierci i podatków. Tematyka śmierci fascynowała ludzi od zarania dziejów. Na przestrzeni wieków powstało setki dzieł sztuki poruszających problematykę eschatologiczną, w średniowieczu i epoce wczesnonożytnej tworzono nawet prawdziwe podręczniki "dobrego umierania". W XX i XXI wieku temat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Muszę przyznać, że jestem wprost zachwycona tym tytułem. Nie żałuję całej nocy spędzonej na czytaniu tej książki, nawet jeżeli przypłaciłam to całkowitym niewyspaniem dnia następnego. Dla takich pozycji po prostu warto. Szkoda, że tak mało publikacji w tym stylu ukazuje się na polskim rynku historyczno - naukowym i mam wielką nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Książka jest prawdziwym rarytasem dla osób interesujących się antropologią historyczną, nową gałęzią nauki humanistycznej łączącą w sobie metodologię pracy historyka i antropologa, która powoli pojawia się w polskiej nauce, a na Zachodzie już od lat 70 - tych cieszy się niezmiernym zainteresowaniem wśród badaczy. "Opowieść kata. Z pamiętnika Franza Schmidta z Norymbergii" to książka, która przenosi czytelnika w świat nowożytnej Norymbergii. Poznajemy w niej Franza Schmidta - kata, który swój zawód doprowadził do perfekcji. Główny "bohater" uśmiercał i torturował mężczyzn, kobiety i dzieci. Swoją profesję traktował nie jak czyste wykonanie obowiązku, a raczej jak rzemiosło, czy wręcz prawdziwą sztukę. Franz Schmidt był człowiekiem, który z jednej strony nie zadawał swoim ofiarom cierpienia większego, niż mieli zaznać, nie epatował okrucieństwem, ale z drugiej strony nie okazywał im żalu, czy współczucia. W książce poznajemy całe życie tego niezwykłego i enigmatycznego człowieka. Ten maestro w rzemiośle katowskim wiedział, że jego zawód należy do tzw. profesji wykluczonych, nie chciał, aby jego dzieci poszły w jego ślady i chciał uwolnić najbliższe swemu sercu osoby od piętna "katowskich potomków". Franz Schmidt był jak na owe czasy postacią nietuzinkową - interesował się anatomią, medycyną, zielarstwem, starał się udoskonalać narzędzia tortur i straceń.
Książka Joela Harringtona to nie tylko pamiętnik XVIII wiecznego kata, ale także to ciekawy obraz społeczeństwa Norymbergii przełomu XVII/XVIII wieku, a ponadto opis wielu narzędzi tortur i sposób na pozbawianie życia skazańców. Ta praca po prostu wciąga. Czytając ją po prostu chce się więcej. Tytułowy "bohater" intryguje i budzi sympatię, chociaż wykonywał fach, który u wielu wywołuje gęsią skórkę. Oby więcej takich publikacji na rynku. Mam nadzieję, że książka odniesie duży sukces czytelniczy i zachęci to takie wydawnictwa jak "Wydawnictwa Poznańskie" do wypuszczania kolejnych tytułów z zakresu antropologii historycznej.

Muszę przyznać, że jestem wprost zachwycona tym tytułem. Nie żałuję całej nocy spędzonej na czytaniu tej książki, nawet jeżeli przypłaciłam to całkowitym niewyspaniem dnia następnego. Dla takich pozycji po prostu warto. Szkoda, że tak mało publikacji w tym stylu ukazuje się na polskim rynku historyczno - naukowym i mam wielką nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Książka jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Grób alienata. Pochówki dzieci nieochrzczonych, samobójców i skazańców w późnym średniowieczu i epoce wczesnonowożytnej" to niewielkich rozmiarów praca poświęcona specyficznej grupie "wykluczonych" ze społeczeństwa w wiekach średnich i epoce nowożytnej. Książka prezentuje podejście do tego tematu z perspektywy archeologa. Autor stara się w niej łączyć wyniki prac archeologicznych z wiedzą historyczno - antropologiczną na temat tzw. śmierci nieczystej. Wykopaliska reprezentują odkrycia przede wszystkim z terenów Śląska i są konfrontowane przez autora z wynikami z podobnych wykopalisk z obszarów Niemiec i Czech. Paweł Duma stara się przedstawić archeologiczny punkt widzenia pochówków "wykluczonych" konfrontując go z dotychczasowym poglądem historyków i antropologów. Jego niektóre tezy dotyczące m.in. pochówków skazańców często mylonych z pochówkami wampirycznymi wydają się bardzo interesujące i zachęcają do weryfikacji swojej wiedzy na temat wierzeń wampirycznych z tego okresu, stanowiąc zarazem ciekawą propozycję badawczą. Paweł Duma w interesujący sposób przedstawoa w swojej pracy podejście ówcześnie żyjących do ludzi do zmarłych niemowląt, które nie zostały ochrzczone, co znalazło przełożenie na formę pochówku, jakie dla nich wykonywano. Z jednej strony, bowiem ludziom tamtych czasów towarzyszył nieustanny lęk przed powrotem duszy nieochrzczonego dziecka, samobójcy, bądź mordercy, a z drugiej strony ich groby, czy szczątki stawały się prawdziwymi "talizmanami" chroniącymi żywych przed złem czy niefortunnym losem. Książka jest niewątpliwie ciekawą lekturą zarówno na pasjonatów archeologii, jak osób interesujących się tematyką śmierci/eschatologią. Warto po nią sięgnąć. Czytając ją czułam jednak pewien niedosyt, kilka wątków poruszonych przez autora (m.in. dotyczący tzw. oślich pochówków, czy pochówków nieochrzczonych dzieci lub płodów pod progiem) mogłoby zostać nieco szerzej opracowanych. Niniejsza publikacja zrobiła na mnie jednak pozytywne wrażenie i zapewne chętnie sięgnę do kolejnych prac tego autora.

"Grób alienata. Pochówki dzieci nieochrzczonych, samobójców i skazańców w późnym średniowieczu i epoce wczesnonowożytnej" to niewielkich rozmiarów praca poświęcona specyficznej grupie "wykluczonych" ze społeczeństwa w wiekach średnich i epoce nowożytnej. Książka prezentuje podejście do tego tematu z perspektywy archeologa. Autor stara się w niej łączyć wyniki prac...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie będę szczególnie oryginalna w ocenie tej książki. Dla mnie to jeden z najnudniejszych horrorów, jakie miałam okazje czytać w swoim życiu. "Kłaniając się cieniom" to książka, której mi zwyczajnie szkoda, bo zaczynała się naprawdę ciekawie i interesująco. W pierwszych trzech rozdziałach nawet "łapałam" ten mroczny, wiktoriański klimat, ale niestety, im dalej w las, tym więcej pokrzyw. Główny bohater, architekt odnawiający podupadające zabytki, zapowiadał się całkiem intrygująco, lecz z każdym kolejnym rozdziałem stawał się coraz nudniejszy, coraz bardziej powtarzalny. Ann Roswell nie wzbudziła we mnie żadnego uczucia, a mówiąc kolokwialnie - ani mnie grzała, ani ziębiła. Postacie drugoplanowe słabo nakreślone, bez wyrazu i bez polotu. Akcja ciągnęła się jak kiła za średniowiecznym wojskiem. Fabuła właściwie niby o czymś, a zarazem o niczym. Do tego fatalne zakończenie powieści. Opisy architektury nie wciągały, nie działały na moją wyobraźnię. Szkoda, bo ta książka miała potencjał, który po trzech - czterech rozdziałach został całkowicie zmarnowany.
Daję dwie gwiazdki za początek i jedną za to, że właściwie miałam jakieś zajęcie w trakcie trzech godzin podróży pociągiem.

Nie będę szczególnie oryginalna w ocenie tej książki. Dla mnie to jeden z najnudniejszych horrorów, jakie miałam okazje czytać w swoim życiu. "Kłaniając się cieniom" to książka, której mi zwyczajnie szkoda, bo zaczynała się naprawdę ciekawie i interesująco. W pierwszych trzech rozdziałach nawet "łapałam" ten mroczny, wiktoriański klimat, ale niestety, im dalej w las, tym...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dracula: Nieumarły Ian Holt, Dacre Stoker
Ocena 6,2
Dracula: Nieum... Ian Holt, Dacre Sto...

Na półkach: , , ,

Książka, która śniła mi się nocami, a której praktycznie nie mogłam dostać w żadnej znanej mi księgarni. Książka, którą podarowała mi na 25 urodziny moja dobra znajoma. Książka o moim ulubionym bohaterze (a raczej antybohaterze, czy wręcz antagoniście), książka o mojej ulubionej postaci z kina i literatury grozy. Wreszcie wpadła w moje ręce, wreszcie przeczytałam! W chwili, w której wyjęłam "Draculę. Nieumarłego" z koperty nie oderwałam od niej wzroku. Cała noc spędzona na czytaniu, cała noc nieprzespana. A z jakim rezultatem? Krótko, zwięźle i na temat - jestem mocno rozczarowana. Może wyjaśnię swoją ocenę. Sentyment, sentyment i jeszcze raz sentyment do oryginału, do Draculi, do tego stokerowskiego klimatu. Radość z tego, że ta długo poszukiwana przeze mnie pozycja w końcu trafiła na moją półkę. Książka jest napisana w przystępny sposób. Autorzy odeszli od modelu oryginału, czyli powieści epistolarnej (niektórzy uważają to za plus, a inni za minus). A na koniec olbrzymi PLUS za postać Elżbiety Batory, która jest zdecydowanie najmocniejszym punktem tej powieści (tak jak u Stokera był nim hrabia Dracula). To plusy.

Teraz czas na minusy i moje wielkie rozczarowanie. Moim największym minusem, bólem duszy i zawodem zdecydowanie jest postać hrabiego Draculi. Miałam ochotę wyć do księżyca "Draculo, Draculo, cóż autorzy ci zrobili?". W mojej ocenie postać została po prostu zepsuta, odarta z tego wszystkiego, co najbardziej hipnotyzowało w transylwańskim arystokracie w książce. Ian Holt i Dacre Stoker szli podobną drogą jak Tadeusz Miciński - chcieli pokazać postać króla wampirów z innej perspektywy, ale momentami miałam nieodparte wrażenie, że ich Dracula to połączenie Lestata z gorszych części "Kronik Wampirów" z Edwardem ze "Zmierzchu". Tylko czekałam na moment, w którym Mina ujrzy swojego ukochanego wampira mieniącego się w słońcu i zakrzyknie: "Mój ci on!". Podobnie sytuacja przedstawia się z największym wrogiem Draculi - profesorem van Helsingiem, z którego zrobiono niemalże fanatyka. Właściwie autorzy całkowicie zmienili charaktery (Arthur Holmwood, Abraham van Helsing,), albo w niektórych przypadkach amputowali charaktery większości postaci względem oryginału (Johnatan Harker, Dracula, Jack Steward). To jest mój największy zarzut i największa "zbrodnia" popełniona przez autorów w tej powieści.

W "Draculi. Nieumarłym" pojawiają się bohaterowie nieznani z klasyka i zdecydowanie jest ich za dużo, a co więcej często są to randomowe postacie nie wnoszące nic szczególnego do fabuły lub mające charakter, nie budzący ani sympatii, ani antypatii. Jedynie kreacja głównej antagonistki Elżbiety Batory i jej historia wybija się znacząco na tym tle. W książce wykorzystano również motyw Kuby Rozpruwacza, który moim zdaniem miał spory potencjał, ale został na pewnym etapie książki mocno zaprzepaszczony.

Zbytnie wywrócenie pierwotnej fabuły do góry nogami, momentalnie zahaczające o zwykłe łamanie kanonu, drastyczne zmiany charakterów postaci względem ich pierwotnych kreacji - jak gdyby były one pisane od podstaw (to jest plus w przypadku nowej bohaterki - krwawej hrabiny, a nie w przypadku Draculi)- oto moje główne zarzuty wobec tej książki. Do tego dochodzi niepotrzebne nagromadzenie wielu wątków, które czasem pozostają bez rozwinięcia lub nie mają jakiegoś istotnego wpływu na przebieg zdarzeń.

Książkę samą w sobie generalnie czyta się nieźle i szybko. Można znaleźć sporo smaczków kulturowych z przełomu XIX i XX wieku. Na pewno samym w sobie walorem jest Elżbieta Batory - drapieżna, bezwzględna, niebezpieczna wampirzyca o tragicznej i burzliwej przeszłości. DO tego dochodzi ten sentyment do niekwestionowanego króla wampirów i stokerowskich bohaterów - to wszystko sprawia, że moja końcowa ocena tej książki jest o oczko wyższa niż być powinna.

Książka, która śniła mi się nocami, a której praktycznie nie mogłam dostać w żadnej znanej mi księgarni. Książka, którą podarowała mi na 25 urodziny moja dobra znajoma. Książka o moim ulubionym bohaterze (a raczej antybohaterze, czy wręcz antagoniście), książka o mojej ulubionej postaci z kina i literatury grozy. Wreszcie wpadła w moje ręce, wreszcie przeczytałam! W chwili,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Dom na Wyrębach" to jedna z moich ulubionych polskich powieści grozy. Czy mnie przestraszyła? Nie, bo generalnie horrory nie są mi straszne, pomimo że uwielbiam ten gatunek. Książka mnie po prostu wciągnęła.
Doktor prawa, wykładowca akademiki Marek Leśniewski po rozwodzie wyprowadza się na lubelską wieś, aby odpocząć od zgiełku wielkiego miasta i poukładać swoje życie na nowo. Odosobniona wieś Wyręby wydaje się być ku temu idealnym miejscem. Główny bohater początkowo dobrze czuje się w nowym miejscu, a życie na wsi najwyraźniej mu służy. Wszystko zaczyna się komplikować, gdy ktoś włamuje się do jego domu, a najdziwniejsze jest to, że nie ma "fizycznego" śladu włamania. Do tego sprawę pogarsza dziwnie zachowujący się sąsiad, o którym w wiosce krąży bardzo niepochlebna opinia, a on sam wydaje się nie być szczególnie zadowolony z nowego mieszkańca wsi.
Połowa książki w zasadzie opowiada o próbie ułożenia sobie życia na nowo głównego bohatera, który odnajduje nową pasję w dokumentowaniu życia żurawi, a jedynie drobne zdarzenia zdają się wskazywać na czyhające na niego niebezpieczeństwo. Jaką tajemnicę kryje historia niepozorna wioska Wyręby? Czy jego sąsiad naprawdę popełnił zarzucane mu przez okoliczną ludność przestępstwa? Kim jest postać pojawiająca się za oknem głównego bohatera zawsze, gdy ten słyszy głos puszczyka i co łączy ją z głównym bohaterem? Wszystkie odpowiedzi na te pytania Stefan Darda serwuje nam powoli i etapami, a cała historia z biegiem czasu nabiera sensu i logiki.
Jednym z głównym plusów "Dom na Wyrębach" jest bez wątpienia oparcie całej historii na pewnym demonie zaczerpniętym z wierzeń ludowych/słowiańskich. Jakim? Nie będę psuć zabawy osobom, które nie czytały książki. Mam słabość do polskich podań, dlatego autor od razu złapał u mnie ogromnego plusa. Sam charakter rzeczowego demona również jest jedną z ciekawszych kreacji postaci. A pozostali bohaterowie? Jak główny bohater nie zdobył specjalnie mojej wielkiej sympatii - był dla mnie po prostu obojętny, tak jego przyjaciel Hubert wraz z rodziną zdecydowanie zapadł mi w pamięć. Charyzmy i tajemniczości nie mogę również odmówić Jaszczukowi, nieprzyjemnemu z pozoru sąsiadowi. No i ostatni duży plus dla Pana Dardy za klimat. Czy powieść straszy, czy też nie straszy to osobna kwestia, ale ta aura tajemniczości i mroku w zasadzie towarzyszy czytelnikowi od pierwszych kart książki. Największe zarzuty? Jak już wspomniałam, Marek Leśniewski - główny bohater nie poruszył mnie w żaden szczególny sposób. Nieco irytowało mnie to niepotrzebne momentami przeciąganie fabuły relacjami autora z obserwacji żurawi, itd.
Warto również wspomnieć o wersji audiobook, która ukazała na polskim rynku. Duże gratulacje dla Pana Wiktora Zborowskiego, którego głęboki, niski głos sprawił, że odbiorca słuchając powieści przenosi się naprawdę do Wyrębów i otrzymuje solidną dawkę "ghost story".
Sądzę, że "Dom na Wyrębach" jest powieścią mogącą zainteresować fana horrorów. To pozycja na polskim grozy niewątpliwie ciekawa i warta uwagi. Mam głęboką nadzieję, że wkrótce jakiś dobry reżyser zainteresuje tym utworem i być może powstanie całkiem niezła ekranizacja tej książki, która zaowocuje dobrą polską produkcją z gatunku horror, której od dawna brak na polskim rynku filmowym. Naprawdę warto, bo książka ma spory potencjał.

"Dom na Wyrębach" to jedna z moich ulubionych polskich powieści grozy. Czy mnie przestraszyła? Nie, bo generalnie horrory nie są mi straszne, pomimo że uwielbiam ten gatunek. Książka mnie po prostu wciągnęła.
Doktor prawa, wykładowca akademiki Marek Leśniewski po rozwodzie wyprowadza się na lubelską wieś, aby odpocząć od zgiełku wielkiego miasta i poukładać swoje życie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Stefan Darda to dla mnie jeden z ciekawszych polskich autorów grozy. Swoją przygodę z jego twórczością zaczęłam od jego pierwszej "dużej" publikacji, czyli "Domu na Wyrębach" i przyznam szczerze zostałam jego wierną czytelniczką i fanką. Darda ujął mnie swoim otwarciem na czerpanie motywów grozy z polskiego folkloru i słowiańskiej demonologii. Potem przyszedł czas na tetralogię "Czarny Wygon", gdzie muszę bez bicia przyznać, że wciągnęła bez reszty. Pomysł na "Słoneczną Dolinę" i "Starzyznę" pan Stefan Darda miał naprawdę niezły. Nieco gorzej wyszło mu wykonanie dwóch ostatnich części cyklu ("Bisy" i "Bisy II"), gdzie zdecydowanie zabrakło w nich tego charakterystycznego dla niego mrocznego i niepokojącego klimatu. Wreszcie przyszedł czas na opowiadania. "Opowiem ci mroczną historię" to zbiór dziewięciu opowiadań grozy obiecującego polskiego pisania horrorów. Miałam spory problem z oceną tej propozycji. Z jednej strony opowiadania nie są złe. Czyta się je całkiem przyjemnie, spokojnie można przebrnąć przez całość w jeden wieczór, a z drugiej strony czegoś mi w nich ciągle brakowało. Teraz wiem czego - tego charakterystycznego dla Stefana Dardy tajemniczego klimatu, subtelnego napięcia, niedomówienia, a przede wszystkim swingu autora z polskim folklorem. Tym razem autor sięga nie do straszenia upiorami z przeszłości (strzygami, klątwami, itd.), a straszy codziennością - nawiązując tym samym mocno do Stephena Kinga. To dobrze, że Stefan Darda ma autorytety literackie. Kinga można kochać, można go nienawidzić, ale bez wątpienia jest jednym z lepszych pisarzy grozy na świecie i w historii tego gatunku. Jednakże dla mnie Stefan Darda to ten z "Domu na Wyrębach" i "Słonecznej Doliny". Zdecydowanie moim ulubionym opowiadaniem z tego cyklu była "Nika", która mocno nawiązywała do stylu autora z "Domu na Wyrębach". Całkiem przyjemne w odbiorze było również tytułowe opowiadanie, czyli "Opowiem ci mroczną historię" i a po przeczytaniu "Pierwszej z kolei" podróż pociągiem już nigdy nie będzie dla mnie taka sama. :P Najsłabszym opowiadaniem było dla mnie "Dwie dychy na gwiazdkę", które przeczytałam i w żaden sposób nie zapadło mi w pamięć. Reszta poprawna, nie porwała mnie, nie zszokowała, nie przestraszyła, ale też czytało mi się je całkiem dobrze. Czy książka warta polecenia? Dla stałych czytelników Stefana Dardy książka może stanowić oddech czegoś innego, dla osób, które nie miały wcześniej do czynienia twórczością tego pisarza proponowałbym sięgnąć najpierw po powieści, a dalszej kolejności po opowiadania.

Stefan Darda to dla mnie jeden z ciekawszych polskich autorów grozy. Swoją przygodę z jego twórczością zaczęłam od jego pierwszej "dużej" publikacji, czyli "Domu na Wyrębach" i przyznam szczerze zostałam jego wierną czytelniczką i fanką. Darda ujął mnie swoim otwarciem na czerpanie motywów grozy z polskiego folkloru i słowiańskiej demonologii. Potem przyszedł czas na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Księga smoków polskich Bartłomiej Grzegorz Sala, Witold Vargas, Paweł Zych
Ocena 7,5
Księga smoków ... Bartłomiej Grzegorz...

Na półkach: , ,

Bo Polacy nie gęsi i własne smoczki mają! Trzecia część "Legendarza" tym razem nie jest owocem duetu Vargas - Zych, ale tria. Znani twórcy "Bestiariusz słowiańskiego" i "Duchów polskich miast i zamków" tym razem dostali wsparcie w postaci pana Bartłomieja Sali, historyka i etnografa, znanego już czytelnikowi z "Legend zamków karpackich". Książka to stanowi historyczno - etnograficzny opis dwudziestu pięciu polskich smoków - tych znanych (jak Smok Wawelski, czy Bazyliszek) i mniej znanych. Tym razem publikacja została podzielona według typologii polskich bestii, a po krótkiej charakterystyce stwora następuje prezentacja smoka w legendach. Na końcu każdego rozdziału znajduje się krótki historyczny opis miejsca, które potwór miał nawiedzać. Całość została okraszona pięknymi ilustracjami Witolda Vargasa i Pawła Zycha - każdemu smokowi została poświęcona osobna grafika. Kolejna część z serii "Legendarz" nie zawodzi i tym razem. Mamy bowiem co czytać i co oglądać, więc cóż chcieć więcej. ;)

Bo Polacy nie gęsi i własne smoczki mają! Trzecia część "Legendarza" tym razem nie jest owocem duetu Vargas - Zych, ale tria. Znani twórcy "Bestiariusz słowiańskiego" i "Duchów polskich miast i zamków" tym razem dostali wsparcie w postaci pana Bartłomieja Sali, historyka i etnografa, znanego już czytelnikowi z "Legend zamków karpackich". Książka to stanowi historyczno -...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Legendy zamków karpackich Bartłomiej Grzegorz Sala, Paweł Zych
Ocena 7,4
Legendy zamków... Bartłomiej Grzegorz...

Na półkach: ,

"Legendy zamków karpackich" to kolejna propozycja wydawnictwa BOSZ dla miłośników polskiego folkloru. Stanowi ona zbiór sześćdziesięciu pięciu ludowych legend i podań związanych z regionem Karpat. Autorem niniejszej publikacji jest Bartłomiej Grzegorz Sala, historyk i etnograf, a stroną graficzną książki zajął się znany z "Legendarza" Paweł Zych. Książka została podzielona według miejscowości, do której przypisano odpowiednie legendy, ponadto czytelnik znajdzie w niej krótki zarys historyczny omawianego obszaru oraz komentarz autora do poszczególnych legend. Publikacja ta stanowi zatem nie tylko swoistą skarbnicę podań z rodzimego folkloru, ale również jest ciekawą lekturą dla wszystkich miłośników historii. Kreska Pawła Zycha cieszy wzrost, choć tym razem grafika jest dość oszczędna, ascetyczna, daleko inna od tego, co obserwowaliśmy w "Bestiariuszu słowiańskim", czy "Duchach polskich miast zamków", w "Legendach zamków karpackich" wygrywa minimalizm. Panu Sali zdecydowanie należą się słowa uznania za kwerendę jaką dokonał przy pisaniu tej książki. Wydawnictwo BOSZ nie zawodzi i wciąż serwuje nam prawdziwe "folkowe" rarytasy. Oby tak dalej, bo takich publikacji wciąż jest za mało na naszym rynku wydawniczym.

"Legendy zamków karpackich" to kolejna propozycja wydawnictwa BOSZ dla miłośników polskiego folkloru. Stanowi ona zbiór sześćdziesięciu pięciu ludowych legend i podań związanych z regionem Karpat. Autorem niniejszej publikacji jest Bartłomiej Grzegorz Sala, historyk i etnograf, a stroną graficzną książki zajął się znany z "Legendarza" Paweł Zych. Książka została podzielona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Mitologia japońska" Agnieszki Kozyry to jedna z najbardziej przeze mnie poszukiwanych książek w 2013 roku. W końcu udało mi się ją dopaść w jednej z krakowskich księgarni. Muszę przyznać, że to jedna z tych książek, których zakupów nigdy nie pożałowałam. Książka ma wydanie albumowe, ale zdecydowanie jej wartość merytoryczna stoi na wysokim poziomie. Wierzenia Japonii zostały w niej przedstawione w sposób niezwykle przystępny i klarowny. To książka po prostu dla każdego bez względu na wiek i poziom wiedzy o kulturze japońskiej. Układ tematyczny jest bardzo przystępny i logiczny: najpierw wprowadzenie do samej tematyki mitologii japońskiej, następnie przegląd najważniejszych bóstw, potem otrzymujemy katalog duchów i demonów, a na końcu charakterystykę najważniejszych miejsc sakralnych Japonii. Dzięki temu książkę można czytać "na wyrywki", łatwo można odszukać interesujące nas bóstwo czy demona. Do tego autorka nie ograniczyła się jedynie do przedstawienia samych mitów związanych z bóstwami czy demonami, ale ukazała szerszy kontekst kulturowy tych postaci (ukazując m.in. wpływ mitów na późniejszą literaturę, mangę, anime, czy kinematografię). Na uwagę zasługuje również różnorodna szata graficzna, duża ilość rycin i zdjęć, które mają wizualnie przybliżyć czytelnikowi treść książki. Muszę przyznać bez bicia, że to jedna z moich ulubionych wydań mitologii. Książką jestem niemalże zachwycona. Największy minus? Szkoda, że mitologia japońska była dla mnie tak "krótka", bo spod pióra pani Agnieszki Kozyry bardzo chętnie zobaczyłabym wielotomowe dzieło dotyczące m.in. demonologii i legend japońskich.

"Mitologia japońska" Agnieszki Kozyry to jedna z najbardziej przeze mnie poszukiwanych książek w 2013 roku. W końcu udało mi się ją dopaść w jednej z krakowskich księgarni. Muszę przyznać, że to jedna z tych książek, których zakupów nigdy nie pożałowałam. Książka ma wydanie albumowe, ale zdecydowanie jej wartość merytoryczna stoi na wysokim poziomie. Wierzenia Japonii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Muszę przyznać, że "Opowieść o duchu z Yotsui" to moja pierwsza pozycja w życiu pod szyldem "japońskie opowieści grozy". Historia oparta została na XVII - wiecznej legendzie o zdradzonej i oszukanej kobiecie O'Iwie, która po śmierci jako mściwy demon powraca, aby zemścić się na swoich oprawcach. Nie jestem znawczą kultury Kraju Kwitnącej Wiśni. Pasjonuje mnie w Japonii jedynie jeden z elementów jej kultury - wszelkiej maści demonologia, literatura i film grozy. Jak o japońskim filmie grozy miałam dość szerokie pojęcie, tak wcześniej z literaturą zbytniej styczności nie miałam. Moje odczucia na temat tej publikacji są jednak dość jasne - nie można do niej podejść według zachodnich standardów. W europejskich i amerykańskich powieściach grozy mamy bowiem pewien stary, sprawdzony i utarty schemat - bohaterowie przybywają do nawiedzonego miejsca, wyczuwają czyjąś obecność, która szybko daje o sobie znać, bohaterowie rozwiązują tajemnicę i historię zjawy, zjawa objawia się dokonując kulminacyjnego ataku, ilość głównych postaci pozostałych przy życiu jest zależna od wizji autora. "Opowieść o duchu Yotsui" jest zupełnie inna bajka. Tu następuje wprowadzenie czytelnika w cały świat żywej jeszcze głównej bohaterki, jej rodzinne i towarzyskie powiązania, zależności pomiędzy rodami i poszczególnymi bohaterami. Mamy dokładnie przedstawione wszystkie okoliczności, które doprowadzają główną bohaterkę do przekształcenia się w demona. Samo "straszenie" i dokonanie zemsty to zaledwie kilka ostatnich rozdziałów. Czy mi się podobało? Muszę przyznać, że tak i mam ochotę na więcej takich opowieści. Jedyne, co mnie drażniło to nieco pogmatwane przedstawienie relacji pomiędzy rodem O'Iwy, a przewijającymi się przez jej życie postaciami. W pewnym momencie nieco się pogubiłam: who is who, jednakże rozumiem, że w ten sposób autor starał się pokazać obraz japońskiego społeczeństwa i pewną hierarchię w nim panującą. Jako wielki plus uznaję przedmowę do wydania polskiego tej powieści, dzięki której został ukazany cały kontekst kulturowy, okoliczności powstania powieści, zostały również wyjaśnione kwestie i zabiegi translatorskie, a wszystko po to, aby publikacja stała się jasna i przystępna w odbiorze. Dzięki temu "Opowieść o duchu z Yotsui" nie jest jedynie tytułem zarezerwowanym dla obytych w temacie miłośników Japonii. Książkę polecam zarówno fanom literatury grozy, jak i pasjonatom Japonii, a także tym, którzy chcieliby zapoznać się azjatycką literaturą.

Muszę przyznać, że "Opowieść o duchu z Yotsui" to moja pierwsza pozycja w życiu pod szyldem "japońskie opowieści grozy". Historia oparta została na XVII - wiecznej legendzie o zdradzonej i oszukanej kobiecie O'Iwie, która po śmierci jako mściwy demon powraca, aby zemścić się na swoich oprawcach. Nie jestem znawczą kultury Kraju Kwitnącej Wiśni. Pasjonuje mnie w Japonii...

więcej Pokaż mimo to