-
Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik4
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać4
-
ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
-
ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać14
Biblioteczka
🌱 TYLKO TAKIE KSIĄŻKI WARTO CZYTAĆ. 🌱
Ach, co to jest za książka! 😍
Rebekkah LaDyne z lekkością, ale i precyzją, łączy wyniki badań takich ekspertów od pracy z ciałem (od układów nerwowych), jak: Peter Levine, Bessel van der Kolk, Stephen Porges i Robert Sapolsky. To tak, jakby – czytając tę jedną książkę – poznawać (i KOSZTOWAĆ! - a to niesamowicie ważne, ale o tym będzie dalej) to, co najlepszego płynie z najbardziej aktualnych badań naukowych na temat naszych, ludzkich układów nerwowych, pracy z ciałem, regulowania poziomu swojego pobudzenia, stresu (i radzenia sobie z nim),traumy.
I nie tylko przeczytali. (To właśnie teraz będzie zaczęty przeze mnie wcześniej wątek o KOSZTOWAĆ 😏). Jakbyście je wypróbowali – na sobie. Robiąc ćwiczenia, które proponuje autorka, ale też po prostu czytając książkę – sama jej kompozycja jest zaproszeniem do traktowania swojego układu nerwowego (i ciała!) z szacunkiem. 🙏
To właśnie w tym celu autorka zintegrowała tekst z „przerwami”, w których zachęca do zwrócenia uwagi na to, jak się ma – w danym momencie – nasze ciało (nie ma więc czytania ciurkiem i (nad)konsumpcji wiedzy naszpikowanej naukowością). Wszystko po to, by czytelnik nie musiał się wytężać. 🍃
Bo „mniej znaczy więcej” - słowa te (będące odwzorowaniem koncepcji Levine’a) są refrenem tej książki. Bardzo, bardzo kojącym. Autorka przypomina o nich nie tylko w kontekście poznawczego przeciążenia treściami, ale też – w kontekście wykonywanych ćwiczeń.
Tak jakby w każdym z nich (z ćwiczeń) był taki punkcik: „Jeśli chcesz – to zrób to ćwiczenie. Ale tylko jeśli chcesz. Może zechcesz spróbować zrobić całe? A może tylko pół? Albo tylko maleńki kawałeczek? Czy tylko je przeczytasz? To i tak dużo. Nie musisz nic więcej.”. Kocham takie zatroszczenie się o czytelnika – zwłaszcza perfekcjonistycznego (absolutnie nie ma to nic wspólnego ze mną, ekhem). ❤️
Czytając te książkę, będziecie się zanurzać w swoim ciele. Będziecie trenować wracanie do niego – z ciekawością i uważnością. Będziecie szukać w nim swojego bezpieczeństwa i ulgi. Będziecie uczyć się koić siebie – dzięki rytmicznemu oddechowi, widzeniu i wyczuwaniu, wyobraźni wspomagającej samoregulację i dzięki ruchowi (czyli dzięki czterem narzędziom, które przedstawia w książce Rebekkah LaDyne). Będziecie w ten sposób zmieniać swoją relację ze stresem – i z tym, co Was w Waszych życiach uwiera, albo wyrzuca z optymalnego pobudzenia.
To książka, z której- w swoim życiu – korzystam każdego dnia (regulując się dzięki narzędziom opisanym przez autorkę). Wiedza i narzędzia z tej książki obecne są na każdej sesji coachingowej, którą prowadzę. Na KAŻDEJ. O tej książce opowiadam Rodzinie i Przyjaciołom. Mówię o niej moim Klientom. I milion razy pokazywałam ją Wam w storieskach. Jestem nią zachwycona. To w końcu najlepsza książka, jaką w tym roku przeczytałam (do tej pory). I druga najlepsza – jaką przeczytałam w życiu (numer 1 to oczywiście „Umysł wyzwolony”). Ach, przeczytajcie ją, no przeczytajcie! 😁
PS.
To tylko fragment recenzji - całość (wraz z najlepszymi fragmentami i ćwiczeniami) znajdziecie w moich innych internetowych przestrzeniach:
🌱 fejs: https://bit.ly/3UGOfhM
🌱 insta: https://bit.ly/3UJeRyQ
🌱 TYLKO TAKIE KSIĄŻKI WARTO CZYTAĆ. 🌱
Ach, co to jest za książka! 😍
Rebekkah LaDyne z lekkością, ale i precyzją, łączy wyniki badań takich ekspertów od pracy z ciałem (od układów nerwowych), jak: Peter Levine, Bessel van der Kolk, Stephen Porges i Robert Sapolsky. To tak, jakby – czytając tę jedną książkę – poznawać (i KOSZTOWAĆ! - a to niesamowicie ważne, ale o tym...
O tym, jak wspierać ludzi w byciu AUTORAMI, a nie aktorami ich własnych zawodowych karier. RECENZJA
„Coaching w poradnictwie zawodowym dla osób dorosłych” (@Łukasz Brzeziński) to książka o kwitnięciu. I o tym, jak można go fantastycznie doświadczać w dobrze prowadzonych procesach coachingowych (i głębokich rozmowach), w kontekście poradnictwa zawodowego, ale nie tylko.
To książka, która opowiada o tym, jak zgrabnie wplatać coaching w praktykę poradnictwa zawodowego. I jak niezwykle użyteczne to może być – dla doradcy zawodowego, i dla Klienta. O tym, czym w zasadzie coaching jest, skąd się wziął i jak pięknie go popełniać – w relacji z Klientem (nie tylko w obszarze poradnictwa zawodowego). O tym, czym było i jest poradnictwo zawodowe – oraz jakie ma przed sobą perspektywy.
Bardzo solidna i rzetelna porcja teorii, poparta fenomenalną bibliografią (o tym, że to równocześnie błogosławieństwo i przekleństwo przeczytacie pod koniec recenzji), została umieszczona w pierwszych trzech rozdziałach. Moją ulubioną częścią książki (bo najbliższą mej codzienności) jest rozdział drugi, w którym autor ciekawie opowiada o historii coachingu i różnych jego definicjach (w końcu odnalazłam prawdziwie MOJĄ definicję – że coaching to asystowanie! <3) , osadza coaching w teoriach i koncepcjach nauk społecznych, pochyla się nad coachingowymi kompetencjami i czynnikami, które mają wpływ na efektywność coachingu. Lektura tej części książki sprawiła, że postanowiłam w przyszłości rozszerzyć swoją coachingową wiedzę o tę dotyczącą tego, w jaki sposób przebiega uczenie się dorosłych i jakie są jego uwarunkowania. I jakie było moje zaskoczenie i radość, gdy opracowanie tego zagadnienia znalazłam w kolejnym rozdziale. Teraz pozostaje mi jedynie rozszerzyć tę wiedzę o perspektywę neurobiologiczną (neurobiologia <3).
Oprócz części teoretycznej w książce zaprezentowana jest również iście merytoryczna analiza wyników badań własnych autora, dotyczących zastosowania coachingu w poradnictwie zawodowym dla osób dorosłych. To, co w tej części najbardziej mi się spodobało, to sposób prezentacji tych danych- raz przyglądamy się im z perspektywy Klienta, a raz - doradcy zawodowego, po to, by za chwilę spojrzeć na te wyniki z lotu ptaka, porównując jeden i drugi punkt widzenia. Całość niezwykle porządkują wnioski i rekomendacje, zebrane w jednym podrozdziale pod koniec książki. Łączą one wszystko, co było do tej pory napisane, w jedną spójną, przejrzystą całość. Pokazują też kierunki, w których warto by było podążyć – tak w praktyce poradniczej, jak i w kontekście badań naukowych, czy realnym funkcjonowaniu urzędów pracy i innych instytucji- by wykorzystywanie coachingu w poradnictwie zawodowym stawało się coraz bardziej powszechne.
A czy chcecie wiedzieć co absolutnie skradło moje serce? Refren przewijający się przez całą książkę, a dotyczący tego, że wszyscy jesteśmy po prostu w porządku. Że zarówno my (piszę tu z perspektywy coachki), jak i nasi Klienci- że wszyscy jesteśmy jak - jakby to powiedział najwspanialszy Kelly Wilson, inspirując się zapewne Carlem Rogersem – zachody słońca. Tak, zachody- które z automatu się podziwia i się nimi zachwyca, nie próbując nic w nich zmienić. Jak zachody, a nie jak zadania matematyczne – do rozwiązywania. Tak bardzo chcę mieć tę perspektywę na każdej mojej sesji coachingowej – że ten oto Klient, który przede mną siedzi, jest jak zachód słońca- którego pięknem mogę się pozachwycać. Tu nie trzeba niczego naprawiać, rozwiązywać, próbować zmienić – wystarczy być obecnym. To jest sedno coachingowej postawy, którą autor w części teoretycznej opisuje, ale też którą cała książka jest nasączona (Jak Pan to zrobił, Panie Autorze?). To coś, co mnie najbardziej zauroczyło- że w książce naukowej, spod definicji, akronimów i wyników badań – przebija to, co w pracy coachingowej (i w ogóle w rozmowach, spotkaniach i relacjach) najważniejsze- gotowość do zauważania drugiego człowieka takim, jakim jest w rzeczywistości i wspierania go w dążeniu do tego, co dla niego najważniejsze na świecie.
To co, bilansik na koniec? A więc:
- jeden całkowicie wypisany żółty zakreślacz (tak duuużo było podkreślenia, zakreślania, rysowania serduszek, strzałek, wykrzykników i robienia notatek!)
- kilka nowych książek na stosiku (stosie… no dobra -stosach…) książek do przeczytania (to jest właśnie to przekleństwo imponującej bibliografii, której błogosławieństwem jest oczywiście to, że odkryłam parę nowych kierunków, w których chcę podążyć na drodze zdobywania przydatnej wiedzy)
-metamorfoza nadziei w silnie ugruntowane marzenie i wiarę w to, że już niedługo, już za chwilę, coaching będzie można spotkać nie tylko w mądrych książkach, gabinetach i biznesie, ale też w szkołach, urzędach pracy i wszędzie tam, gdzie od jakości spotkań człowieka z człowiekiem zależy tak wiele…
P. S.
Z nieoficjalnych źródeł wiem, że Autor zamierza popełnić – w bliższej lub dalszej perspektywie czasowej- kolejną książkę o coachingu. Gdy już to się ziści, na pewno przeczytacie o niej w moich internetowych przestrzeniach, do których linki poniżej. A więc… bądźcie czujni! :)
Zapraszam do zapoznania się z innymi moimi recenzjami w moich internetowych przestrzeniach
-https://www.facebook.com/aniaalaszkiewiczcoaching/
- https://www.instagram.com/p/ChCtSlWjdVG/?igshid=YmMyMTA2M2Y=
O tym, jak wspierać ludzi w byciu AUTORAMI, a nie aktorami ich własnych zawodowych karier. RECENZJA
„Coaching w poradnictwie zawodowym dla osób dorosłych” (@Łukasz Brzeziński) to książka o kwitnięciu. I o tym, jak można go fantastycznie doświadczać w dobrze prowadzonych procesach coachingowych (i głębokich rozmowach), w kontekście poradnictwa zawodowego, ale nie tylko.
To...
Tytuł tej książki zatrzymał mnie jak żaden inny.
Tytułowe zdanie - „Jesteś kimś więcej, niż myślisz” - chodziło po mojej głowie jeszcze zanim miałam książkę w rękach.
Jest mi blisko do takiego myślenia o sobie i o innych- że jest nas więcej niż opowieści, które ma o nas nasz umysł (lub umysły innych ludzi), więcej niż to, co nam się przytrafia, niż to, czego w każdej chwili doświadczamy (na różnych poziomach).
Dlatego z zaciekawieniem zaczęłam czytać książkę Glenna Schiraldiego. Tym bardziej, że jego wcześniejsza „Siła rezyliencji” bardzo ze mną zarezonowała.
„Jesteś kimś więcej , niż myślisz” to pełna ćwiczeń i wzruszających medytacji opowieść o tym, czym jest (a czym nie) poczucie własnej wartości i w jaki sposób możemy je budować w sobie (o ile nie mieliśmy aż tyle szczęścia co do najbardziej istotnej składowej poczucia własnej wartości: rodziców, którzy na własnym przykładzie pokazują, na czym ono polega).
Autor przedstawia w niej swoją koncepcję poczucia własnej wartości (realistyczna i doceniająca opinia o sobie samym), którego budowanie opiera się na trzech kluczowych czynnikach: bezwarunkowej wartości, bezwarunkowej miłości i wzrastaniu (kwitnięciu). W kolejnych rozdziałach omawia te czynniki i dostarcza nam ćwiczeń, które są wspierające w kształtowaniu w sobie zdrowego poczucia własnej wartości.
Ćwiczenia są różne – od formularzy i list/ wykazów, na których zaznaczamy różne dotyczące nas punkty, przez ćwiczenia doświadczeniowe, aż po to, co najbardziej w tej książce pokochałam – zachwycające i wzruszające medytacje - wizualizacje. Nie czytałam piękniejszego opisu „zwyczajnej” medytacji uważności niż ta zamieszczona w książce Glenna Schiraldiego! A wizualizacja wewnętrznego dziecka czy medytacja doceniania ciała są po prostu cudowne. C U D O W N E. Zresztą cały rozdział dotyczący uznania i wzmacniania tego uznania dla naszego ciała skradł moje serce. Podobnie jak część książki dotycząca samowspółczucia- mimo że czytałam już wiele lektur z tego zakresu, żadna z nich nie była dla mnie tak wspierająca jak kilka rozdziałów w tej książce .
Tytuł tej książki zatrzymał mnie jak żaden inny.
Tytułowe zdanie - „Jesteś kimś więcej, niż myślisz” - chodziło po mojej głowie jeszcze zanim miałam książkę w rękach.
Jest mi blisko do takiego myślenia o sobie i o innych- że jest nas więcej niż opowieści, które ma o nas nasz umysł (lub umysły innych ludzi), więcej niż to, co nam się przytrafia, niż to, czego w każdej...
"Rozmowy o śmierci i umieraniu" to książka o tym, jak nasze życie zatacza koło i o tym, jak niewiele trzeba, aby spokojnie żyć i spokojnie umierać...
„Rozmowy o śmierci i umieraniu” to zapisy rozmów ze śmiertelnie chorymi i umiejącymi pacjentami przeprowadzonych przez Elisabeth Kϋbler- Ross i jej współpracowników. Rozmów o ich postawach wobec życia i śmierci, rodziny, personelu szpitalnego, o ich potrzebach, pragnieniach, lękach, smutkach i radości. O tym, jak sobie radzą z koniecznością bliskiego i nieuchronnego odejścia od tego, co tak bardzo znane. O tym, co im pomaga, a co przeszkadza w tej ostatniej drodze.
Książka podzielona jest na kilka rozdziałów. Dwa początkowe zgrabnie wprowadzają czytelnika w problematykę książki, przedstawiają różne postawy ludzi wobec śmierci i umierania, a także sposoby radzenia sobie z lękiem przed śmiercią. Ponadto prezentują cel, przygotowania i przebieg przedsięwzięcia jakiego podjęła się Elisabeth Kϋbler- Ross, a mianowicie- seminarium dla studentów i pracowników szpitala, polegającego na rozmowach ze śmiertelnie chorymi pacjentami. Rozmowy te odbywały się w specjalnym pomieszczeniu, w którym znajdowało się lustro weneckie, dzięki czemu możliwa była ich obserwacja przez uczestników seminarium.
Następne rozdziały opisują kolejno następujące po sobie etapy godzenia się z nieuchronnym losem. Począwszy od otrzymania tragicznej informacji o stanie zdrowia, są to: niedowierzanie, gniew, targowanie się, depresja, akceptacja. Każdemu z tych etapów poświęcony jest osobny rozdział, w którym autorka opisuje nam, na czym polega dany etap i przytacza rozmowy z pacjentami, którzy się w nim znajdują.
W końcowych rozdziałach jest mowa o nadziei i o tym, jak seminarium zostało przyjęte- przez samych pacjentów, ich rodziny i personel szpitalny. Autorka podsumowuje również to wszystko, czego się nauczyła w trakcie tego przedsięwzięcia.
„Rozmowy o śmierci i umieraniu” to piękna i wzruszająca książka o tym, jak łatwo jest przejść szybko i obojętnie obok cierpienia osób, które umierają. Jak prosto jest odwrócić wzrok w obawie przed konfrontacją z własną śmiertelnością. Ale też o tym, jak niewiele trzeba, żeby nie musieć odwracać wzroku. Wystarczy uczciwie spojrzeć w głąb siebie i sprawdzić, jaką mamy postawę wobec własnej śmierci. Wtedy przebywanie z osobą śmiertelnie chorą nie będzie musiało być tylko grą pozorów.
I tradycyjnie, jak w każdej recenzji, na koniec umieszczam fragment książki, który najbardziej zapadł mi w pamięć:
„ Byliśmy świadkami, jak większość naszych pacjentów umierała pogodzona z losem, bez lęku i rozpaczy. Może stan ten najlepiej porównać z tym, co napisał B. Bettelheim o wczesnym niemowlęctwie: <<To wiek, kiedy nikt od nas niczego nie żąda, a wszystko, co nam potrzebne, otrzymujemy. Psychoanaliza uważa wczesne dzieciństwo za okres bierności, wiek pierwotnego narcyzmu, kiedy doświadczamy siebie jako wszystkiego>>. Być może zatem pod koniec naszych dni , kiedy napracowaliśmy się i daliśmy siebie wiele, zaznaliśmy radości i cierpień, wracamy z powrotem do etapu, od którego zaczęliśmy, a koło życia zamyka się”.
Aby przeczytać recenzje innych książek i odnaleźć przyjazną przestrzeń dla siebie zapraszam na:
https://www.facebook.com/najlepszezycietomojezycie/
http://najlepszezycietomojezycie.blogspot.com/
"Rozmowy o śmierci i umieraniu" to książka o tym, jak nasze życie zatacza koło i o tym, jak niewiele trzeba, aby spokojnie żyć i spokojnie umierać...
„Rozmowy o śmierci i umieraniu” to zapisy rozmów ze śmiertelnie chorymi i umiejącymi pacjentami przeprowadzonych przez Elisabeth Kϋbler- Ross i jej współpracowników. Rozmów o ich postawach wobec życia i śmierci, rodziny,...
Szanowni Państwo, pozwólcie że przedstawię - fenomenalny profesor Irvin Yalom. Tym razem wystąpi ze swoim ,,Katem miłości,,. Proszę o brawa i uwagę.
Kochani, Irvin Yalom naprawdę zasługuje na oklaski i ukłony, a ,,Kat miłości,, na czytanie bez pośpiechu i w skupieniu. U mnie długo stał na półce czekając na odpowiednią okazję. Najpierw miały być nią Święta Bożego Narodzenia, ale koniec końców po ,,Kata...,, sięgnęłam później, gdy byłam na to po prostu gotowa. Bo aby móc docenić twórczość Yaloma i jak najwięcej ,,wycisnąć,, z jego powieści potrzebna jest... gotowość. I odwaga. Do zbliżenia się do prawdy o sobie, o drugim człowieku, o świecie, o ludzkim losie, o życiu i o śmierci... Do zobaczenia jak z tym ,,zbliżeniem,, poradzili sobie inni, poszukujący sensu w świecie, który przecież sensu nie ma...
,,Kat miłości,, podobnie jak recenzowana wcześniej ,,Mama i sens życia,, to zbiór 10 opowieści psychoterapeutycznych. Czyli 10 opowiadań o ludziach, którzy z różnych powodów zgłosili się na terapię do doktora Yaloma, licząc na rozwiązanie swoich problemów i poprawę jakości swojego życia. Inaczej niż w ,,Mamie...,, całość poprzedzona jest dość obszernym ,,Prologiem,, ,w którym Yalom streszcza główne tezy swojego indywidualnego podejścia w nurcie terapii egzystencjalnej i przedstawia szkielet dalszych opowieści.
Wśród Yalomowych opowieści znajdziemy historię o miłosnej obsesji, zaciskającej swoją ofiarę w ciasnych kleszczach mimo upływu lat, o fantazji pewnego pacjenta, by ,,gwałt był legalny,, , o tym, że wraz z utratą kilogramów (a raczej funtów) można odsłonić cos więcej niż tylko mięśnie brzucha, o tym, jak pozwolić odejść tym osobom i tym wydarzeniom, którzy/ które już i tak dawno odeszły, o tym, ze człowiek jest z natury niepoznawalny, o terapeutycznym kanibalizmie w celu uzyskania ważnych ,,organów,, psychologicznych, wreszcie o tym, jak można udać się na poszukiwanie śniącego ,,homunculusa,, i czerpać ze spotkań z nim najwięcej jak się da...
Mimo wspaniałego bogactwa przedstawionych w ,,Kacie miłości,, opowieści, można je wszystkie sprowadzić do wspólnego mianownika, którym jest lęk wynikający ze sposobu, w jakim dana osoba próbuje poradzić sobie ze zdarzeniami, które są nieuniknione i wspólne nam wszystkim. Yalom nazywa je ,,danymi,, egzystencji, a mowa tu o nieuchronności śmierci, o wolności kształtowania swojego życia według własnej woli, o ostatecznej egzystencjalnej izolacji każdego z nas i o braku narzucającego się oczywistego sensu życia. Mimo że zdarzenia te zdają się być przygnębiające, to właśnie one- paradoksalnie- mogą być trampoliną do pełniejszego, spokojniejszego, szczęśliwszego życia.
Lubię kończyć recenzję cytatem z recenzowanej książki. Pozwolę sobie na to i tym razem. Bo czyż jakieś inne słowa lepiej oddadzą tragizm ludzkiego losu i kwintesencję ,,Kata miłości,, niż te, pojawiające się na końcu ,,Prologu,, (który polecam przeczytać również jako epilog)?
,, Nasze życie, nasza egzystencja zawsze będzie przykuta do śmierci, nasza miłość - do straty, nasza wolność- do lęku, a nasz rozwój- do poczucia egzystencjalnej osobności…,, .
Szanowni Państwo, dziękuję za uwagę i zostawiam Was sam na sam z „Katem miłości” Yaloma. : )
P.S. Okładka mojego wydania książki (wydawnictwo Czarna Owca) też jest nieco egzystencjalna, nieprawdaż? ;)
Szanowni Państwo, pozwólcie że przedstawię - fenomenalny profesor Irvin Yalom. Tym razem wystąpi ze swoim ,,Katem miłości,,. Proszę o brawa i uwagę.
Kochani, Irvin Yalom naprawdę zasługuje na oklaski i ukłony, a ,,Kat miłości,, na czytanie bez pośpiechu i w skupieniu. U mnie długo stał na półce czekając na odpowiednią okazję. Najpierw miały być nią Święta Bożego...
UWAGA. Poniższa opinia jest jedynie marną PRÓBĄ recenzji "Traktatu o łuskaniu fasoli". Jeśli kiedykolwiek spotkałaś/ spotkałeś się z recenzją tego dzieła, nie jest to warte czytania- tej książki NIE DA SIĘ poddać recenzji.
Do „Traktatu o łuskaniu fasoli” trzeba dorosnąć. Ja najpierw przez lata trafiałam w różnych miejscach na jej fragmenty- w gazetach, innych książkach, w internecie. Aż w końcu, trafiłam po nitce do kłębka – „Traktat…” miałam w dłoni, zaczęłam czytać.
I cóż to za dzieło! Misternie skonstruowane, enigmatyczne, przeszywające duszę, docierające gdzieś głęboko, głębiej niż jakakolwiek myśl, do głębi serca, a może istnienia… Mam wrażenie, jakby używanie w odniesieniu do „Traktatu…” określeń „powieść”, „książka” było z mojej strony bezczelne, a więc z nich zrezygnuję… W ogóle czuję, jakby jakakolwiek próba jej opisania była profanacją…
Tytuł jest prowokacją. Do czego? Do medytacji. Nad rolą przypadku i przeznaczenia w naszym życiu. Nad czasem. Nad istnieniem i nieistnieniem. Nad ludzkim losem. Nad słowami. Nad skończonością i nieskończonością. Nad sumieniem i jego brakiem. Nad obecnością. Nad snem i nad jawą. Nad pamięcią i zapomnieniem. Nad życiem i śmiercią.
Czy ja przeczytałam „Trakat…” czy on sam czytał się przeze mnie już nie wiem.
Wielkie ukłony dla Pana, Panie Wiesławie. Dziękuję za „Traktat”.
UWAGA. Poniższa opinia jest jedynie marną PRÓBĄ recenzji "Traktatu o łuskaniu fasoli". Jeśli kiedykolwiek spotkałaś/ spotkałeś się z recenzją tego dzieła, nie jest to warte czytania- tej książki NIE DA SIĘ poddać recenzji.
Do „Traktatu o łuskaniu fasoli” trzeba dorosnąć. Ja najpierw przez lata trafiałam w różnych miejscach na jej fragmenty- w gazetach, innych książkach, w...
Mam wrażenie, jakby używanie w odniesieniu do „Traktatu…” określeń „powieść”, „książka” było z mojej strony bezczelne, a więc z nich zrezygnuję… W ogóle czuję, jakby jakakolwiek próba jej opisania była profanacją…
Do „Traktatu o łuskaniu fasoli” trzeba dorosnąć. Ja najpierw przez lata trafiałam w różnych miejscach na jej fragmenty- w gazetach, innych książkach, w internecie. Aż w końcu, trafiłam po nitce do kłębka – „Traktat…” miałam w dłoni, zaczęłam czytać.
I cóż to za dzieło! Misternie skonstruowane, enigmatyczne, przeszywające duszę, docierające gdzieś głęboko, głębiej niż jakakolwiek myśl, do głębi serca, a może istnienia…
Tytuł jest prowokacją. Do czego? Do medytacji. Nad rolą przypadku i przeznaczenia w naszym życiu. Nad czasem. Nad istnieniem i nieistnieniem. Nad ludzkim losem. Nad słowami. Nad skończonością i nieskończonością. Nad sumieniem i jego brakiem. Nad obecnością. Nad snem i nad jawą. Nad pamięcią i zapomnieniem. Nad życiem i śmiercią.
Czy ja przeczytałam „Trakat…” czy on sam czytał się przeze mnie już nie wiem.
Wielkie ukłony dla Pana, Panie Wiesławie. Dziękuję za „Traktat”.
Mam wrażenie, jakby używanie w odniesieniu do „Traktatu…” określeń „powieść”, „książka” było z mojej strony bezczelne, a więc z nich zrezygnuję… W ogóle czuję, jakby jakakolwiek próba jej opisania była profanacją…
Do „Traktatu o łuskaniu fasoli” trzeba dorosnąć. Ja najpierw przez lata trafiałam w różnych miejscach na jej fragmenty- w gazetach, innych książkach, w...
Zdrada. Śmierć kogoś bliskiego. Wypadek. Rozstanie. Utrata pracy. Diagnoza. Wojna. Pożar. Kradzież. Pandemia. Ale też: korek, gdy już i tak jest się spóźnionym. Pobudka rano, gdy ciało błaga o parę godzin snu więcej. Praca, nie ta „wymarzona”, ale taka, by było na rachunki. Termin wizyty u lekarza odległy o lata świetlne. Nieskończoność rzeczy do załatwienia w codziennym życiu (obowiązki, obowiązki, obowiązki). Rezygnacja z przyjemności, bo pieniądze są potrzebne na coś innego. Popsuty samochód. Przeoczony termin. Źle zainwestowane pieniądze. Rozpad przyjaźni. Trudności wychowawcze. Nieporozumienie w pracy. Niewykorzystane okazje. Błędy.
Rzeczywistość puka do naszych drzwi na miliony sposobów. Czasami jest to delikatne, spokojne pukanie. Takie tylko ciut niepokojące, takie, które jesteśmy w stanie zaakceptować.. Czasem – ogłuszający i rozdzierający serce łomot, który zmienia życie raz na zawsze.
„Zderzenie z rzeczywistością” Russa Harrisa (GWP Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne ) to książka, która pomaga „dźwignąć” i jeden i drugi sposób dobijania się rzeczywistości do naszych żyć. „Dźwignąć”, czyli przyjąć to trudne, które przychodzi, z gotowością – bez odwracania twarzy, bez unikania.
Przyjąć to trudne z życzliwością dla samego siebie, któr_ to trudne musi doświadczać. Z mieszczeniem wszystkich emocji, które potrzebują być pomieszczone. Z czułym przyglądaniem się temu, jak umysł próbuje nas przed tym trudnym ochronić i traktowaniem tego, co dla nas robi (myśli) z szacunkiem, ale nie – służalczością. Z uważnością na to, co się dzieje – w nas, wokół nas. Z robieniem miejsca na różne perspektywy. W kontakcie z tym, co dla nas najważniejsze na świecie – i z odwagą, by to najważniejsze w swoim życiu robić.
To piękna lektura, zarazem delikatna, jak i konkretna – bardzo sensowny podręcznik pełnego, bogatego, wartościowego życia – w którym jest miejsce na ból. Ból, który jest oczekiwanym gościem. Ból, który niesie ze sobą ważne informacje. Ból, który czasami może uzdrawiać. Ból, który wszyscy i tak czujemy.
„Zderzenie z rzeczywistością” jest dla mnie kopalnią niezwykłych (i mega użytecznych) metafor. Moja ulubiona to ta o „stole życia” (o której przygotowałam dla Was rolkę), o dzieciach w klasie i nauczycielce, która z niej wychodzi (wiadomo co się wtedy dzieje) ((dzieci- uczucia, nauczycielka – świadomość)) i o niebezpiecznej ośmiornicy (jeśli kiedyś ją spotkaliście nurkując, wiecie co zrobić, gdy następnym razem poczujecie coś, czego nie chcecie czuć) ((jeśli nie natknęliście się jeszcze na nią i nie wiecie – czytajcie książkę)).
Za bardzo wartościowe uważam rozdziały o odklejaniu się od myśli (jest przebogaty! napakowany po brzegi wiedzą i świetnymi ćwiczeniami), o nadawaniu życiu znaczenia (prawie każda linijka jest w nim zaznaczona w moim egzemplarzu zakreślaczem) i ostatni, o radości i smutku (będący chyba esencją całej książki, bardzo refleksyjny, zostawiający nas, czytelników, z pytaniami, na które odpowiedzi możemy szukać i szukać…).
Jestem wdzięczna tej książce (i Russowi Harrisowi, który ją napisał) za wyjątkowe, poruszające ćwiczenia – o dawaniu wsparcia swojemu młodszemu Ja (w sytuacji tuż PO trudnym zdarzeniu), o obejmowaniu swojego bólu z ciekawością i życzliwością (ćwiczenie „Życzliwa dłoń”), i moje ukochane – dotyczące uważności wobec ludzi (przedstawiam je w karuzeli).
Lektura tej książki dała mi też okazję do kilku mniejszych odkryć – bardzo trafiła do mnie definicja kryzysu (okres dotkliwych trudności i dużej niepewności) i koncepcja dwóch rodzajów ciekawości (naukowej i życzliwej). Wspaniałe było też wyjaśnienie kwestii koncentracji uwagi w kontekście wchodzenia przez nasze układy nerwowe w tryb walki i ucieczki (co wzbogaciło moje rozumienie neuroróżnorodności, autyzmu, ADHD). Moim coachingowym sercem doceniam też rozróżnienie pomiędzy celami a wartościami (również na karuzeli).
To książka, którą czytałam wiele tygodni, a potem – wiele miesięcy zajęło mi jej metabolizowanie. Ale było warto. Bardzo warto.
PS. na moich instagramach w karuzeli umieściłam najważniejsze dla mnie fragmenty książki i jedno przewspaniałe ćwiczenie. ❤️
Oto link:
https://www.instagram.com/p/CzWPCDGoZbO/?igshid=MWprdTVseWJnN3p5cg==
Zdrada. Śmierć kogoś bliskiego. Wypadek. Rozstanie. Utrata pracy. Diagnoza. Wojna. Pożar. Kradzież. Pandemia. Ale też: korek, gdy już i tak jest się spóźnionym. Pobudka rano, gdy ciało błaga o parę godzin snu więcej. Praca, nie ta „wymarzona”, ale taka, by było na rachunki. Termin wizyty u lekarza odległy o lata świetlne. Nieskończoność rzeczy do załatwienia w codziennym...
więcej Pokaż mimo to