-
ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński13
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać347
-
Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz1
-
Artykuły„Piszę to, co sama bym przeczytała”: wywiad z Mags GreenSonia Miniewicz1
Biblioteczka
"Cała prawda o ..." - książka, która wpadła w moje dłonie z czystej ciekawości kobiety o imieniu Ilona Felicjańska. Ani to jej specjalnie nie ubóstwiałam, ani nie nienawidziłam. Ze świadomością jej obecności w szołbiznesie może troszkę objęłam postawę anty, ale tylko i wyłącznie zasugerowana nagonkami i (jak już teraz wiem) bredniami wypisywanymi pod adresem Ilony Felicjańskiej. Jak to się okazuje wiele dobrego potrafi być skreślone jedną wpadką, jednym błędnym posunięciem, które niesie za sobą stos niepochlebnych opinii i multum wylewanych brudów.
"Cała prawda o ..." to nic innego jak wywiad-rzeka Anety Pondo z Iloną Felicjańską.
Rozmowa, która porusza wiele istotnych aspektów życia. Historie te i wypowiedzi "głównej bohaterki" raz wpływają pozytywnie na jej konto, a raz okropnie ją oczerniają i stawiają w mało pochlebnym świetle. Jakkolwiek opowiada o sobie Ilona Felicjańska, możemy mieć pewność, że mówi to z pełną szczerością i świadomością własnej ja.
Tak na prawdę mogłaby skłamać i mówić o sobie w samych superlatywach, tyle, że moim zdaniem Ilona Felicjańska już na tyle dorosła i dostała od życia po dupie, że przede wszystkim chce być uczciwa w stosunku do samej siebie, co niesie za sobą prawdę przekazywaną czytelnikowi.
Książka opowiada o jej wzlotach i upadkach. Felicjańska mówi o swoim dzieciństwie, kompleksach małej dziewczynki; początkach pracy na wybiegu; małżeństwie, które miało być idealne, a okazało się klapą; alkoholizmie, który sprowadził ją na samo dno; zdjęciach ze słynnym paparazzo i co tu dalej pisać, po prostu "spowiada" się z własnego życia.
"Niesamowite" jest to jak łatwo można ocenić człowieka biorąc pod uwagę tylko to, co piszą o nim media. Sama się na tym złapałam, ale już wybrnęłam z tego błędu.
Pewnie, że nie mogę powiedzieć z pełną świadomością tego, że wiem kim jest Ilona Felocjańska, ponieważ nie znam jej osobiście, jednak ten post poświęcony jest temu co zdołałam wyciągnąć z książki i właśnie na tym głównie chcę się skupić. A wrażenie odniosłam bardzo pozytywne i dla wielu pewnie zaskakujące.
Czy ktoś teraz słysząc lub czytając o Ilonie Felicjańskiej skojarzy ją z niesamowitą top modelką z dawnych lat. Czy ktoś dostrzeże to, że chodziła w pokazach największych ikon światowej mody. I w końcu czy ktoś ma pojęcie o tym jak wiele dobrego uczyniła ta kobieta. Czy mamy świadomość, że jest ona założycielką fundacji "Niezapominajka", której oddała całe swoje serce. Otóż odpowiedź na wszystkie wcześniej zadane pytania jest dość prosta i banalna, brzmi NIE.
Nikt teraz nie wspomina o Ilonie Felicjańskiej jako o kobiecie sukcesu, dobrej i wrażliwej duszy, oddanej drugiemu człowiekowi.
Z jednej strony jest to jej wina, ponieważ popełniła błędy o których mediom i ludziom ciężko jest zapomnieć. Tylko, że należy pamiętać, że każdy popełnia błędy, ale sukcesem jest się do nich przyznać i otwarcie o nich rozmawiać. To właśnie robi Felicjańska, za co ogromny szacunek z mojej strony.
Sama wiem, że niektórych potknięć nie chcę rozpamiętywać i do nich powracać, ale może to jedyny ratunek żeby stać się nową, lepszą osobą.
Myślę, że Ilona Felicjańska wyszła właśnie z takiego założenia i postanowiła otwarcie mówić o swoim alkoholizmie i jego konsekwencjach.
Alkoholizm nie bierze się znikąd. Często spowodowany jest jakimiś załamaniami psychicznymi. Natomiast takie oto załamania zazwyczaj są zaczerpnięte z problemów jakie ktoś ma przez inne osoby.
Dlaczego zatem to na Felicjańskiej "wieszane są psy"? Czy, aż tak wiele zawiniła, aby umieścić ją na liście "straconych na zawsze"?
Moim zdaniem nie. Uważam, że powinna dostać jeszcze jedną szansę, aby udowodnić, że jest kobietą ucząca się na błędach i mimo wszystko należy jej się szacunek za to, co zrobiła kiedyś.
Należy pamiętać o jej latach chwały, a przymknąć oko na epizod, który już dziś nie ma dużego znaczenia.
Ilona Felicjańska pomogła wielu osobom jednocześnie płacąc za to własną reputacją. Myślę, że powinna mieć teraz przy sobie ludzi, którzy nawet kosztem złej opinii w mediach będą w stanie stanąć za nią murem. Nic tak nie uskrzydla jak świadomość tego, że ma się przy sobie osoby, które bez względu na wszystko pomogą.
Życzę jej tego z całego serca.
Podobno jest takie powiedzenie, że dobro do nas wraca. Oby się sprawdziło.
Książkę "Cała prawda o ..." polecam ludziom, którzy są na rozdrożu dróg i nie wiedzą co zrobić, żeby nie popełnić błędu. Ludziom, którzy wyolbrzymiają swoje problemu, żeby zobaczyli, że trzeba być silnym i nie wymyślać kłopotów tam gdzie ich nie ma. I w końcu tym, którzy zwątpili w drugiego człowieka, aby przekonali się, że czasami warto zaufać na nowo.
"Cała prawda o ..." - książka, która wpadła w moje dłonie z czystej ciekawości kobiety o imieniu Ilona Felicjańska. Ani to jej specjalnie nie ubóstwiałam, ani nie nienawidziłam. Ze świadomością jej obecności w szołbiznesie może troszkę objęłam postawę anty, ale tylko i wyłącznie zasugerowana nagonkami i (jak już teraz wiem) bredniami wypisywanymi pod adresem Ilony...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Oblicza kina" to książka składająca się z trzynastu przeprowadzonych rozmów ze znanymi i cenionymi osobowościami świata filmu.
Moim obowiązkiem jest przytoczenie ich imion i nazwisk, ponieważ są to ludzie, którzy dużo wnieśli do sztuki, jaką jest teatr i film.
Ich nazwiska wymienię w takiej samej kolejności, w jakiej są one podane w książce, ponieważ nie chcę robić własnej selekcji wartości.
Krótkie, jednak treściwe wywiady zostały przeprowadzone z ludźmi takimi jak: Claudia Cardinale, Anna Dereszowska, Katarzyna Figura, Robert Gonera, Andrzej Grabowski, Krystyna Janda, Małgorzata Kożuchowska, Bogusław Linda i Maciej Ślesicki, Wojciech Mecwaldowski, Jan Nowicki, Cezary Pazura, Andrzej Seweryn oraz Adam Woronowicz.
Na pierwszy rzut oka można zauważyć, że są to wyjątkowe ikony filmowe.
Rozmowy z nimi przeprowadził dziennikarz radiowy i telewizyjny -Andrzej Sołtysik.
Czytając książkę, miałam w planach wyszczególnić najlepszy i najgorszy wywiad w niej zawarty. Przewracając co raz to nową kartkę, zastanawiałam się z kim do tej pory rozmowa była najbardziej pouczająca, mądra i prowadzona na poziomie ponadprzeciętnym. Z bólem serca, a może i z dużą radością stwierdzam, że nie potrafię utworzyć własnego rankingu, ponieważ każda z rozmów była na swój sposób wyjątkowa.
Andrzej Sołtysik nie poruszył tematów niczym z tabloidu, co za tym idzie plotkarskich, ale skupił się na poważnej, profesjonalnej i rzetelnej rozmowie.
To właśnie zasługuje na dużą pochwałę, ponieważ, ani jedno słowo zawarte w książce nie jest użyte "pod publiczkę", dla wzbudzenia nowego i pasjonującego skandalu.
Sołtysik przeprowadził wywiady, w których znane osobowości opowiadają o swoich początkach twórczych; o tym, co ich podkusiło do tego, aby wchodzić w świat filmu; jakie problemy napotkali na swojej drodze. Ponadto opowiadają o swojej najlepszej roli życia, o porażkach oraz mentorach z dawnych lat.
To rozmowy, w których nie znajdzie się pikanterii i ostrych stwierdzeń.
Człowiek, który czyta, bądź też planuje przeczytać "Oblicza kina" musi być gotowy na pewnego rodzaju monotonie. Jednak ona w tym przypadku nie ma negatywnego wydźwięku i jest jak najbardziej słuszna.
"Oblicza kina" nie prowokują ... one przekazują czytelnikowi dokładne informacje o znaczących osobowościach filmu i teatru.
Szczerze mówiąc, Andrzej Sołtysik zostawił za sobą otwartą furtkę, przez którą na zawsze będzie mógł powrócić do startowego miejsca. Trzynaście rozmów to nie jest aż tyle, aby móc stwierdzić, że temat został wyczerpany, ale jak na początek to w zupełności wystarcza.
Chciałabym, aby jeszcze kiedyś Sołtysik napisał nową, równie "pochłaniającą" książkę o tej samej formie.
Książkę Andrzeja Sołtysika polecam, ponieważ pokazuje to, czego zazwyczaj nie pokazują media.
Dobrze jest móc wtedy sięgnąć po "Oblicza kina".
"Oblicza kina" to książka składająca się z trzynastu przeprowadzonych rozmów ze znanymi i cenionymi osobowościami świata filmu.
Moim obowiązkiem jest przytoczenie ich imion i nazwisk, ponieważ są to ludzie, którzy dużo wnieśli do sztuki, jaką jest teatr i film.
Ich nazwiska wymienię w takiej samej kolejności, w jakiej są one podane w książce, ponieważ nie chcę robić własnej...
"Nareszcie płaczę. Tyle chciałam mu opowiedzieć, tyle chciałam mu wyznać, ale to wszystko mogło poczekać. Docierało do mnie tylko to, że z oczu lecą mi gorące łzy. Spływały mi po policzkach tak gwałtownie, że przeszło to moje najśmielsze oczekiwania. Z każdą kroplą było mi lżej, czułam się szczęśliwsza, zdrowiałam ..."
Sarah Jio to autorka takich książek jak "Dom na plaży, "Kameliowy ogród", "Jeżynowa zima" i "Marcowe fiołki" będące głównym tematem dzisiejszego wpisu.
Oprócz pisania powieści zajmuje się też dziennikarstwem.
Współpracuje z "Real Simple", "Glamour" i "Health".
Mieszka w Seattle.
Z książką autorstwa Sarah Jio zetknęłam się po raz pierwszy. O "Marcowych fiołkach" słyszałam wiele dobrego, ale zanim zabrałam się za czytanie tej lektury, minęło sporo czasu. Fakt faktem leżała na mojej półce przez długi okres, jednak cały czas nietknięta. Było to dość dziwne, ponieważ pamiętam jak bardzo chciałam ją przeczytać. Może jej czas wegetacji musiał przeczekać moment, kiedy to będę mogła skupić się tylko i wyłącznie na niej. Ważne jest jednak to, że w końcu sięgnęłam po "Marcowe fiołki", a zarazem poznałam twórczość Sarah Jio i wiem, że to nazwisko zostanie w mojej głowie na stałe. Jestem pewna, że nie jest to ostatnia książka jej autorstwa, po którą sięgnę z zapartym tchem. Już planuję kolejną, ponieważ tak uzdolniona pisarka jak Sarah Jio musi tworzyć same perełki.
"Marcowe fiołki" to opowieść o kobiecie, pisarce, która parę dobrych lat temu miała wszystko, czego chciała.
Wspaniały dom, męża i wenę twórczą. Z biegiem czasu zaczęła tracić grunt pod nogami. Mąż, którego tak mocno kochała, odszedł do innej kobiety, a razem z nim zatraciła się radość pisania.
Żeby oswoić się z zaistniałą sytuacją i pójść naprzód, Em postanawia wyjechać do swojej ciotki Bee, której nie widziała od dawien dawna.
Pobyt na wyspie nie jest ucieczką od problemów, ale zapoczątkowaniem nowego rozdziału w życiu Emily. Tylko w momencie, kiedy uda jej się uporać z dawnym życiem, będzie mogła otworzyć się na wyzwanie, jakim jest napisanie książki. Tyle że tym razem będzie to książka bliska jej sercu.
Skoro wizyta u ciotki Bee ma pomóc jej spojrzeć "trzeźwym okiem" i z pewnej perspektywy na własne życie, to skąd na jej drodze znalazł się pamiętnik z roku 1943 ?
I dlaczego historia w nim zawarta tak bardzo oddziałuje na Emily ? Czemu wątek miłości Esther i Eliota wydaje się jej tak bliski i dobrze znany ?
To są pytania, na które Em sama będzie musiała poszukać odpowiedzi.
Jej głównym celem stanie się rozwikłanie mrocznej zagadki sprzed lat. Odkrywanie tajemnicy będzie jej priorytetem na najbliższe dni.
Na jej drodze staną ludzie, którzy będą chcieli jej to utrudnić.
Co się wydarzyło przed laty ? Dlaczego Bee jest pokłócona z jej mamą ? Kim jest Jack, od którego ciotka każe jej trzymać się z daleka ? Kim była tajemnicza kobieta widniejąca na tutejszych zdjęciach i obrazach ? I w końcu, dlaczego stary pamiętnik i dawna historia stają się dla Emily, aż tak znaczące ?
Jak widać powyżej, książka stawia multum pytań, na które odpowiedzi zawarte są w poszczególnych rozdziałach powieści "Marcowe fiołki".
Dodam jeszcze, że "Marcowe fiołki" zniewalająco porywają czytelnika w swój świat. Wciągają jak najlepszy film sensacyjny. Siedząc we własnym pokoju czułam zapach tamtejszych fiołków, a Jack stał się upragnioną miłością mego życia. Szłam za Emily, jak jej osobisty Anioł Stróż i mocno trzymałam kciuki, żeby udało jej się odkryć sekret.
"Marcowe fiołki" mają wiele zwrotów wydarzeń, obfitują w ogrom znaków zapytania.
Są bardzo przyjemne, jednak w wielu momentach powodują ciarki i dreszcze.
Książka jest opowieścią, w której roi się od niespodzianek. Nie jest przewidywalna, co często jest wadą wielu powieści. Ona od początku do końca trzyma w napięciu.
Ten, kto jest już przy ostatnich stronach i myśli, że zna całą historię, myli się. "Marcowe fiołki" do ostatniej strony pozostają owiane wielką tajemnicą.
Nie ma co się dłużej rozdrabniać. "Marcowe fiołki" proponuję jako lekturę obowiązkową, dla koneserów dobrych powieści.
Już wiem, dlaczego tak późno zabrałam się za tę książkę. Myślę, że wszystko ma swój czas, dokładnie tak jak łzy głównej bohaterki - Emily.
"Nareszcie płaczę. Tyle chciałam mu opowiedzieć, tyle chciałam mu wyznać, ale to wszystko mogło poczekać. Docierało do mnie tylko to, że z oczu lecą mi gorące łzy. Spływały mi po policzkach tak gwałtownie, że przeszło to moje najśmielsze oczekiwania. Z każdą kroplą było mi lżej, czułam się szczęśliwsza, zdrowiałam ..."
Sarah Jio to autorka takich książek jak "Dom na...
2014-08-14
"Pacjentka z sali numer 7" jest książką napisaną przez młodego francuskiego lekarza, który w 2012 roku rozpoczął działalność blogową. W bardzo krótkim czasie stronę tę odwiedziła niesamowicie duża liczba osób, a sam Baptiste stał się osobą rozpoznawalną i sławną. Dostawał mnóstwo zaproszeń na wywiady w telewizji oraz do prasy, a jego blog otrzymał nagrodę dla najlepszego blogu.
Baptiste Beaulieu odniósł ogromny sukces i postanowił napisać książkę, która zatrze granicie między ludźmi chorymi a tymi, których nie dotknęło nieszczęście w postaci przykucia do łóżka.
"Dla tych, którzy leżą, i dla tych, którzy ich podnoszą."
Cała akcja rozgrywa się w szpitalu, gdzie autor powieści opisuje swoją pracę podczas 7 dni i jednej nocy. Powieść przypomina dziennik. Ma daty, konkretne godziny i jest poukładana chronologicznie. Autor zmienia płeć bohaterów, jednak ich historie są jak najbardziej prawdziwie. Nazwiska zastępuje pseudonimami.
"Pacjentka z sali numer 7" opowiada historię ludzi, którzy cierpią na przeróżne choroby. Jednym z nich zostały ostatnie chwile życie, natomiast inni wymyślają sobie zbędne problemy. Są też tacy, którzy ani nie leżą na łożu śmierci, ani też nie wyszukują sobie schorzeń. Chorują, ale też nie na tyle, aby nazwać to czymś śmiertelnym.
W szpitalu leży pacjentka z pokoju numer 7. Jest to starsza kobieta, która już swoje najlepsze lata ma za sobą. Ogromnie tęskni za synem i za wszelką cenę pragnie go ujrzeć. Jest on najważniejszą osobą w jej życiu i jego nieobecność bardzo źle wpływa na jej stan zdrowia.
Narrator, a zarazem autor książki postanawia, że będzie opowiadał swojej pacjentce różne historię. Uważa, że dopóki on będzie mówił, ona będzie żyła. Bardzo zależy mu na jej dobrym samopoczuciu i stara się robić wszystko, aby ulżyć jej w cierpieniu. Swoją pacjentkę darzy dużą sympatią, dlatego też chce dla niej jak najlepiej.
Młody lekarz snuje się po szpitalnych uliczkach i zagląda do swoich podopiecznych. Jest oddany pracy i nie traktuje jej jako rutyny. Do szpitala przychodzą ludzie z różnymi objawami chorób, dlatego też nawet nie da się tego nazwać monotonnym zawodem.
Lekarz dla każdego ze swoich pacjentów ma chwilę czasu na drobne pogaduszki. Nie szczędzi też miłych słów, które podnoszą ich na duchu. Jest bardzo ludzki i ma w sobie duże poczucie empatii. Wie, że każdy człowiek jest inny i do każdego trzeba podchodzić w inny sposób, inną metodą. Pragnie, aby wszyscy jego pacjenci mieli możliwie dobry standard, jeżeli chodzi o warunki życia.
Młody lekarz okazuje wielkie wsparcie swoim podopiecznym i stara się zapewnić im komfort. Nie prowokuje wstydliwych sytuacji. Nawet przy wyciąganiu kału z pupy starszej kobiety, wykazuje odruchy ludzkie i nie robi z tego wielkiego "halo". Chce ulżyć w cierpieniu i tym kieruje się przy mało komfortowych czynnościach, jakie musi wykonywać.
Jest świadomy tego, że czasem milczenie jest złotem i zamiast wielkiego gadulstwa, oferuje swoim pacjentom pomoc samym swoim byciem. Wie, że czasem taka postawa znaczy więcej niż tysiąc słów.
"Pacjentka z sali numer 7" to bardzo poruszająca książka, która opowiada o najtragiczniejszych chorobach, jakie mogą spotkać każdego człowieka. Przy jej drastycznym tle, całość ukazana jest w dość humorystyczny sposób. Uważam, że to bardzo dobre posunięcie, ponieważ pokazuje, że choroba nie zawsze idzie w parze z żałobą. Najczęściej ludzie przykuci do łóżka potrzebują wsparcia innych osób, ale nie ich litości. Chcą być traktowani, jak normalnie ludzie, a nie jak ktoś, kto powiedzmy za parę dni umrze. Nie chcą wytwarzać granicy między sobą a społeczeństwem. Chcą żyć tak, jak wcześniej, bez żadnych "odstawianych szopek" i nadmiernej, denerwującej życzliwości innych.
Patrząc na książkę jako na całość, jest ona wbrew pozorom bardzo optymistyczna. Na pewno momentami przygnębia i wprowadza w stan smutku, ale jednocześnie pokazuje, że nie każdy lekarz podchodzi do swoich pacjentów obojętnie. Udowadnia, że ta praca jest powołaniem dla autora książki i jest on odpowiednią osobą na właściwym miejscu.
Jako że ten jest zwyczajny i ludzki, tak też inni go traktują. Właśnie dzięki temu sprawia, że dystans między nim a pacjentami nie istnieje, co korzystnie wpływa na relację obydwu stron.
"Pacjentka z sali numer 7" jest bardzo dobrą powieścią. Imponuje tym, że napisana jest przez prawdziwego lekarza, czyli człowieka znającego się na swoim fachu. Dzięki temu jest wiarygodna i czytelna w odbiorze. Zmusza do przemyśleń i pozostawia po sobie ślad w umyśle ludzi, którzy mieli okazję się z nią zetknąć.
Jest takim pamiętnikiem napisanym przez człowieka, który powinien stać się autorytetem dla niejednej osoby pracującej w służbie zdrowia. Pokazuje on, że chęć niesienia dobra nie jest, aż tak trudna, jak to się czasami niektórym wydaje.
Polecam książkę "Pacjentka z sali numer 7" ze względu na jej oryginalność i przymus do refleksji.
"Pacjentka z sali numer 7" jest książką napisaną przez młodego francuskiego lekarza, który w 2012 roku rozpoczął działalność blogową. W bardzo krótkim czasie stronę tę odwiedziła niesamowicie duża liczba osób, a sam Baptiste stał się osobą rozpoznawalną i sławną. Dostawał mnóstwo zaproszeń na wywiady w telewizji oraz do prasy, a jego blog otrzymał nagrodę dla najlepszego...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Jak być niezniszczalną. O uzależnieniu, depresji, przemocy..." to kolejna książka autorstwa Ilony Felicjańskiej. Krótki czas wcześniej miałam okazję przeczytać "Cała prawda o ...", która jest zbiorem wszystkich wydarzeń z życia głównej autorki. I jak tamta książka skupiona jest na całym jej życiu, tak w "Jak być niezniszczalną" temat krąży wokół uzależnienia i jego aspektów.
Jak "Cała prawda o ..." jest biografią, tak w tym przypadku to poradnik nie tylko dla osób ściśle uzależnionych od alkoholu lub innych używek, ale dla wszystkich, którzy pragną szczęśliwego życia, płynącego w zgodzie z samym sobą.
Po przeczytaniu wcześniejszej książki Ilony Felicjańskiej zostałam tak bardzo "zarażona" tematem oraz jej osobą, że miałam ochotę na kolejną lekturę jej autorstwa.
Zaczęłam szukać w internecie innych pozycji i tak dowiedziałam się, że lada moment następuje premiera "Jak być niezniszczalną".
Zamówiłam książkę przez internet, a potem w miarę możliwości czasowej chłonęłam każdą ze stron, aż dobiegłam do samego końca, który uwieńczony jest świetną sesją zdjęciową z Iloną Felicjańską.
"Jak być niezniszczalną" ma około 230 stron tekstu pisanego, którego każde słowo i każdy postawiony przecinek ma swój sens.
Warto zauważyć, że w teraźniejszym świecie jest multum książek o uzależnieniach, jednak większość z nich to pozycje czyto teoretyczne.
W "Jak być niezniszczalną" też odnajdziemy profesjonalne wypowiedzi ekspertów w danym temacie, jednak większość poradnika to zdania wypowiadane przez osobę osobiście związaną z uzależnieniem, która na prawdę ma pełną świadomość tematu, a jest nieprawdopodobnie wiarygodna poprzez ścisły związek z chorobą jaką jest uzależnienie od alkoholu.
Nie bez powodu piszę "choroba", ponieważ jak to sama Ilona Felicjańska przekonuje, że tak właśnie jest i nie powinno się wstydzić używać tego określenia.
Ważne jest to, że Ilona Felicjańska nie bagatelizuje tematu. który nie przemija i nie rozpływa się z dnia na dzień. Uzależnienie od czegokolwiek to aspekt, który był, jest i zawsze będzie, dlatego trzeba o nim mówić jak najwięcej. Felicjańska właśnie to robi, co często jest jej zarzucane.
Myślę, że każdy z nas niejednokrotnie w swoim życiu przeczytał artykuł w gazecie, internecie lub zobaczył w TV, że Ilona tylko i wyłącznie porusza temat alkoholizmu dla własnej promocji.
Jestem pewna, że nie. Gdyby pisała książkę czysto naukową można by było się trochę przyczepić, jednak ona tak bardzo obnaża się ze swojego życia i w pewnym stopniu zwierza czytelnikowi, że jestem przekonana, iż każda jej książka ma na celu pomoc innym ludziom, a nie promowanie swojej osoby.
Bardzo podoba mi się to, że w "Jak być niezniszczalną" można znaleźć fragmenty wiadomości jakie Ilona Felicjańska otrzymuje od ludzi, którzy nie wiedzą jak dalej żyć, nie potrafią zmierzyć się z alkoholizmem lub też mają w rodzinie kogoś, kto jest uzależniony.
Dla takich ludzi Felicjańska jest niepodważalnym wzorem. Pokazuje, że nawet osoba publiczna może wyjść na prostą i być szczęśliwa. Bo właśnie taką osobą jest Ilona Felicjańska - szczęśliwą.
Pragnę wyprowadzić z błędu wszystkich, którzy twierdzą, że "Jak być niezniszczalną" jest typowo skierowana do ludzi uzależnionych. Absolutnie nie ! To przede wszystkim poradnik dla ludzi, którzy chcą czerpać z życia jak najwięcej i spełniać swoje marzenia, starając się nie popełniać błędów.
Jasne, że głównym tematem jest alkoholizm, ale każdy może go sobie pojąć w inny sposób. Osoba uzależniona przyjmie pierwotną wersję i odczyta książkę w inny sposób, niż osoba, która nie ma nic wspólnego z tą chorobą.
Osobiście wspomniany alkoholizm tłumaczyłam sobie jako wszelakie pokusy, które każdy napotyka na swojej drodze, a które w konsekwencji mogą ściągnąć człowieka na samo dno.
Oprócz tego książka uświadamia jak łatwo jest wplątać się w wir picia, i jak niewiele potrzeba, aby się uzależnić.
Jest pewnego rodzaju przestrogą. Uświadomiła mi, że bardzo łatwo jest spaść w dół, jednak potem wspinaczka na sam szczyt zajmuję wiele wysiłku i przede wszystkim czasu.
Ilonie Felicjańskiej to się udało, co jest niewątpliwie zasługą jej silnej woli, determinacji, chęci i pomocy bliskich o życzliwych jej osób.
Ona jest takim "kopniakiem" dla ludzi, którzy mają wiele potyczek życiowych. Pokazuje, że wszystko jest możliwe, jeżeli się tego chce.
Moim zdaniem Felicjańska jest wzorem do naśladowania, nie tylko dla ludzi uzależnionych, ale też dla osób, które nie są związane z alkoholizmem. Jest ikoną siły. Pomaga wielu osobom i za to się ją ceni.
Chciałabym żeby po świecie chodziło więcej ludzi z podobnym nastawieniem jakie ma Ilona Felicjańska, bo wtedy życie stanie się bardziej barwne i po prostu lepsze.
"Jak być niezniszczalną" nie zagrzeje miejsca na mojej półce, ponieważ chcę aby książka ta żyła i spełniała swoje przeznaczenie. Dlatego też chcę puścić ją w świat. Pragnę, aby jak najwięcej osób przeczytało ten poradnik i wzięło coś dla siebie. Zacznę od swojej rodziny, przyjaciół ..... znajomych ...
Co ważne, "Jak być niezniszczalną" to nie ostatnia książka Ilony Felicjańskiej. Autorka zapowiada, że będzie kolejna. I dobrze, ponieważ to książki potrzebne ludziom i znajdujące swoich odbiorców. I mimo tego, że media z góry zakładają, że modelka nie ma prawa pisać książek, to ludzie doceniają i kibicują Ilonie Felicjańskiej. Może nie wszyscy, ale może lepiej mieć mniejsze grono prawdziwych fanów, niż ogromny tłum ludzi, którzy odwrócą się tak szybko, jak szybko się zgromadzili.
"Jak być niezniszczalną. O uzależnieniu, depresji i przemocy...", jak i poprzednią książkę "Cała prawda o ..." bardzo polecam.
Moja historia z nimi zaczęła się przypadkowo, ponieważ książkę "Cała prawda o ..." kupiłam z czystej ciekawości. Ilona Felicjańska wciągnęła mnie w swój świat i już "Jak być niezniszczalną" nabyłam z pełną świadomością. Na ten czas czekam na kolejną.
"Jak być niezniszczalną. O uzależnieniu, depresji, przemocy..." to kolejna książka autorstwa Ilony Felicjańskiej. Krótki czas wcześniej miałam okazję przeczytać "Cała prawda o ...", która jest zbiorem wszystkich wydarzeń z życia głównej autorki. I jak tamta książka skupiona jest na całym jej życiu, tak w "Jak być niezniszczalną" temat krąży wokół uzależnienia i jego...
więcej Pokaż mimo to