-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński2
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać7
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
Biblioteczka
2012-05-01
2015-03-05
"Zatopione Miasta" są umiejscowione w tym samym uniwersum, co napisany wcześniej przez autora "Złomiarz". Obie książki zostały napisane dla grupy Young Adult, ale o ile "Złomiarza" poleciłabym osobom bardziej "young", o tyle przy "Miastach" zdecydowanie częściej wkraczamy już w obszary "adult". Tyle co do docelowej grupy odbiorców. Słowem wstępu dodam jeszcze, że do "Złomiarza" miałam sporo zastrzeżeń, ale widać, że autor dzięki krytyce rozwija swoje umiejętności - "Zatopione Miasta" są dużo lepsze zarówno fabularnie, jak i pod względem kreacji postaci.
Przede wszystkim, tym razem nie widzimy świata oczami jednej tylko postaci: punktów widzenia jest kilka, dzięki czemu ludzkość nie dzieli się na dobrych i złych; mamy możliwość przyjrzeć się kilku stronom "barykady". Bohaterowie rozwijają się w trakcie rozwoju akcji, a doświadczenia, które ich spotykają, zmieniają ich w różny sposób, i to nie zawsze na plus. Młodzi bohaterowie książki dojrzewają z upływem czasu, tracą nieco swojej niewinności i nabierają tężyzny psychicznej. W pewnym momencie to przestaje być książka o młodzieży dla młodzieży, a staje się być książką o doświadczeniach wojny, która dotyka wszystkich: i młodych, i starych.
Powieść nie jest też moralizatorska w sposób, jakim nieco trącił "Złomiarz". Tym razem autor nie próbuje nam już wmówić, że zabijanie jest złe (choć czasami nieuchronne). W "Zatopionych Miastach" raczej mamy okazję śledzić te trybiki okoliczności, które mogą wpłynąć na człowieka i obudzić w nim mordercę: czy to samoobrona, czy własne złe doświadczenia i pragnienie zemsty, czy wreszcie próba wkupienia się w dobre łaski osób silniejszych od siebie, zaskarbienia ich przychylności. Tym razem Bacigalupi nie ocenia, ale pyta: "dlaczego?". I to powieści wyszło zdecydowanie na dobre.
Plusem jest jeszcze sposób, w jaki autor wybrnął z dylematu: jak pokazać przemoc na wojnie. Jest ona wszechobecna, ale nie nadmierna; Bacigalupi nie osładza wojennej rzeczywistości, ale też nie epatuje niepotrzebną przemocą. Krwawe i brutalne sceny się zdarzają, ale zamiast opisania krwawej masakry i rozprutych flaków autor w takich momentach skupia się raczej na wewnętrznych przeżyciach postaci, które muszą oglądać horrory wojny, za co należą mu się wielkie brawa. Wszystko jest opisane z umiarem i w odpowiednich dawkach.
Słowo jeszcze na temat świata, w którym autor po raz kolejny umieścił swoją powieść. Jest to jedna z mocniejszych stron, jeśli nie najmocniejsza, całego uniwersum. Podtopione miasta, dżungla wdzierająca się na ulice i do budynków, biegające w dziczy wilkojoty (krzyżówki genetyczne wilków i kojotów), ludzkość, która już przestaje udawać, że panuje nad przyrodą, a raczej stara się przetrwać w nowej rzeczywistości, i niezbyt jej się to udaje. W gruncie rzeczy "Zatopione Miasta" kończą się słodko-gorzko. Świat nadal jest w wielkim g... i raczej nic nie zapowiada, żeby miało być inaczej. Nie ma żadnej akcji typu "Deus ex machina", która rozwiązałaby wszystkie bolączki świata, i bardzo dobrze zresztą. Bacigalupi nie pozostawia nam złudzeń na cudowne ozdrowienie rzeczywistości; niektóre jednostki przeżyją, ale więcej po prostu zginie, przemielona w trybikach wojny na sypki miał. A ci, co przeżyją, wyjdą z tej wojny z bagażem doświadczeń i bliznami, tymi widocznymi i tymi ukrytymi głębiej.
Długo się zastanawiałam nad oceną "Zatopionych Miast". Siedem gwiazdek to za mało, osiem nieco za dużo. Przydałoby się 7,5 ;) Co więc zdecydowało na podciągnięcie oceny do góry? Może plastyczny język autora, może postacie z krwi i kości, a może po prostu całokształt, który do mnie przemówił. Polecam sprawdzić, czy przemówi także do Was.
"Zatopione Miasta" są umiejscowione w tym samym uniwersum, co napisany wcześniej przez autora "Złomiarz". Obie książki zostały napisane dla grupy Young Adult, ale o ile "Złomiarza" poleciłabym osobom bardziej "young", o tyle przy "Miastach" zdecydowanie częściej wkraczamy już w obszary "adult". Tyle co do docelowej grupy odbiorców. Słowem wstępu dodam jeszcze, że do...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-05-14
"Extensa" to moja pierwsza przygoda z prozą Dukaja i muszę przyznać, że bardzo udana.
Autor wrzuca nas w pewną rzeczywistość, niewiele tłumacząc czy wyjaśniając. Ale też i sami bohaterowie nie wszystko rozumieją; są niewielką garstką pozostałą z całej ludzkości i duża część wiedzy i nauki została utracona na zawsze. Ale pomimo post-apokaliptycznego sztafażu "Extensa" powieścią post-apo, jakich ostatnio wiele na rynku, na szczęście w żadnym wypadku nie jest i nie będzie.
Treść powieści podzieliłabym na trzy warstwy: pierwsza to warstwa obyczajowa, opowiadająca historie zwykłych ludzi, ich bolączki, tęsknoty, miłości i żale. Druga warstwa to czyste science fiction: o rozwoju nauki i techniki, o nieuchronnej ewolucji ludzkiego gatunku, o zmieniającym się wszechświecie. Wreszcie, trzecia warstwa to pytania natury filozoficznej. Co determinuje człowieczeństwo? Ciało, osobowość, umysł, czy wszystko na raz? I jeśli ciała zabraknie, czy powstała wówczas istota nadal może nazywać się człowiekiem?
W trakcie całej lektury oraz po jej zakończeniu nadal mamy w głowie więcej pytań niż odpowiedzi. I to chyba jest największy komplement, jakim mogę obdarzyć "Extensę" i na jaki ona w pełni zasługuje. Ode mnie 8/10.
"Extensa" to moja pierwsza przygoda z prozą Dukaja i muszę przyznać, że bardzo udana.
Autor wrzuca nas w pewną rzeczywistość, niewiele tłumacząc czy wyjaśniając. Ale też i sami bohaterowie nie wszystko rozumieją; są niewielką garstką pozostałą z całej ludzkości i duża część wiedzy i nauki została utracona na zawsze. Ale pomimo post-apokaliptycznego sztafażu...
2016-01-25
Moją przygodę z Jackiem Dukajem zaczęłam od jego najcieńszych powieści: pierwsza była "Extensa", teraz przyszedł czas na jeszcze lepszą nawet "Córkę łupieżcy". Pozostaję pod wrażeniem sposobu pisania tego autora, który wydaje mi się najbardziej ambitnym pisarzem swojego pokolenia.
Opis na okładce zupełnie nie oddaje klimatu książki - nie sugerujcie się nim. To nie romantyczne, senne wizje zaserwuje nam autor w "Córce łupieżcy", a rasowe, twarde sci-fi, z technologiami Obcych w tle, doprawione teoriami spiskowymi i okraszone całkiem niegłupimi refleksjami obyczajowymi.
Dukaj używa także wielu nawiązań, których zrozumienie umożliwia jedynie obycie w literaturze fantastycznej. Jak bowiem może zrozumieć fragment o włożeniu przez główną bohaterkę ręki do czarnej skrzynki i jej obawę, czy aby na pewno okaże się człowiekiem? osoba, która z "Diuną" Herberta nie miała nic do czynienia? Albo wzmianka o Palantirach będzie zupełnie nieczytelna dla osób nieznających Tolkiena.
Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem talentu Dukaja - jego pomysłowości, wiedzy, barwnego języka, umiejętności tworzenia nastroju... O ile "Extensę" czytałam długo, krótkimi fragmentami, o tyle "Córka łupieżcy" przykuła moją uwagę aż do ostatniej strony.
I wzbudziła ochotę na więcej dukajowej prozy.
Moją przygodę z Jackiem Dukajem zaczęłam od jego najcieńszych powieści: pierwsza była "Extensa", teraz przyszedł czas na jeszcze lepszą nawet "Córkę łupieżcy". Pozostaję pod wrażeniem sposobu pisania tego autora, który wydaje mi się najbardziej ambitnym pisarzem swojego pokolenia.
Opis na okładce zupełnie nie oddaje klimatu książki - nie sugerujcie się nim. To nie...
2016-03-26
Ludzie i ich cienie...
Świat stworzony przez Krzysztofa Piskorskiego pod pewnymi względami przypomina średniowieczną Europę i jej kolonie; jednakże jest to podobieństwo zdradziecko złudne, gdyż im dalej "w las", tym więcej czytelnik zauważa różnic. To stopniowe dawkowanie informacji i napięcia było sprytnym zabiegiem ze strony autora; początki powieści zapowiadają lekturę przygodowo-awanturniczą, ale z każdym przeczytanym rozdziałem otrzymujemy coraz więcej elementów fantastycznych, zaś ostatnia 1/4 powieści to jest już fantastyka pełną gębą.
Jestem pod wielkim wrażeniem prozy Piskorskiego, a jednocześnie odczuwam pewien niedosyt. Może dlatego, że zakończenie jest słodko-gorzkie, wiele wyjaśnia, ale niewiele spraw rozwiązuje. Wydaje mi się, że historia opisana przez Piskorskiego przerosła nawet jej bohaterów, którzy na końcu zdają się już być tylko pionkami na planszy. Pionkami kluczowymi, bez których wszystko wzięłoby w łeb, ale mimo wszystko tylko pionkami.
Pomimo tej jednej wady, "Cienioryt" to świetna, wciągająca lektura z wieloma postaciami, wątkami i spiskiem goniącym spisek. Jest to kolejna powieść tego autora, po "Krawędzi czasu", która mnie wciągnęła i zachwyciła. Cokolwiek pan Piskorski jeszcze napisze, przeczytam w ciemno, co chyba jest najlepszą rekomendacją.
Ludzie i ich cienie...
Świat stworzony przez Krzysztofa Piskorskiego pod pewnymi względami przypomina średniowieczną Europę i jej kolonie; jednakże jest to podobieństwo zdradziecko złudne, gdyż im dalej "w las", tym więcej czytelnik zauważa różnic. To stopniowe dawkowanie informacji i napięcia było sprytnym zabiegiem ze strony autora; początki powieści zapowiadają lekturę...
2013-03-19
Przede wszystkim, oceniam "Sabriel" jako powieść Young-Adult Fantasy. Książki dla młodzieży rządzą się troszeczkę innymi prawami, niż rasowe fantasy, i nie można od nich oczekiwać, że będą tak złożone, jak ich "dorosłe" odpowiedniki.
Wg mnie "Sabriel" ma 2 ogromne plusy. Pierwszy to wykreowany świat: spójny, przemyślany, a przede wszystkim magiczny.
Drugi plus to taki sposób napisania książki, że nie można się od niej oderwać. Dosłownie. Zaczęłam czytać po pracy, skończyłam czytać późno w nocy, pomimo konieczności wczesnego wstania na następny dzień.
Na pewno przeczytam kontynuację!
Przede wszystkim, oceniam "Sabriel" jako powieść Young-Adult Fantasy. Książki dla młodzieży rządzą się troszeczkę innymi prawami, niż rasowe fantasy, i nie można od nich oczekiwać, że będą tak złożone, jak ich "dorosłe" odpowiedniki.
Wg mnie "Sabriel" ma 2 ogromne plusy. Pierwszy to wykreowany świat: spójny, przemyślany, a przede wszystkim magiczny.
Drugi plus to taki...
2016-08-02
Garth Nix pisze świetne powieści z gatunku young adult fantasy. Moim zdecydowanym faworytem jest "Sabriel", pomimo faktu, iż niebawem stuknie mi już trzydziestka. W księgarni zaczęłam czytać fragment "Zagubionych Książąt", i wiedziałam już, że to książka dla mnie.
Imperium galaktyczne, obejmujące dziesiątki milionów zamieszkanych światów, jest kierowane przez Imperatora za pośrednictwem Imperialnego Umysłu, z którym można się połączyć niemal z każdego miejsca we wszechświecie, oraz za pomocą kapłanów władających technologiami: mechtechu (techniki i maszyn), biotechu (manipulacji biologicznych i genetycznych) oraz psychotechu (odpowiedzialnego za siły mentalne oraz telepatię). Ze względu na ogromne przestrzenie między światami imperium rozwinęło także technikę tuneli czasoprzestrzennych, możliwych dzięki znanemu już z serii Star Trek napędowi warp. Garth Nix + space opera? - pomyślałam, - to musi być strzał w dziesiątkę!
Pierwsze rozdziały ochłodziły jednak nieco mój entuzjazm, gdyż pomimo świetnie wykreowanego świata i rewelacyjnych pomysłów autora, główny bohater po prostu psuł całą przyjemność z lektury. Kemri, Książę Imperium - czy właściwie kandydat na Księcia - był z początku postacią okropnie zarozumiałą, nieznośną, arogancką, a jego niewyparzony język nie raz wpakował go w tarapaty. Na szczęście, powoli bo powoli, kolejne doświadczenia zaczęły go uczyć pokory i szacunku dla innych, chociaż proces ten wlókł się w żółwim tempie. Pomimo wszystkich swych wad budził jednak sympatię... która rosła z każdym przeczytanym rozdziałem.
Co mogę powiedzieć, książka wciągnęła mnie na tyle, że przesiedziałam nad nią do wpół do drugiej nad ranem, mając przed sobą poranną pobudkę i pójście do pracy jak w każdy boży dzień. Nie mogłam się oderwać od lektury, chociaż sci-fi to dla mnie nie pierwszyzna. Niestety, ogromnym minusem książki jest jednak fakt, iż jest to niezależna powieść, niebędąca częścią żadnej serii, przez co autor sporo uprościł fabułę, żeby się w obrębie tej jednej książki zmieścić. Jak dla mnie, spokojnie można by było zrobić z tego dylogię, co pozwoliłoby uniknąć zakończenia pisanego nieco "po łebkach".
Podsumowując, początek powieści dostaje ode mnie ocenę 6, cały środek - aż 9 gwiazdek, zakończenie niestety znów tylko 6. Co daje nam średnią 7 gwiazdek - książka bardzo dobra. Pomimo jej mankamentów nie żałowałam ani jednej chwili przy niej spędzonej. I o ile początek faktycznie może przypominać powieść young adult, o tyle bliżej końca było to już rasowe sci-fi wcale nie dla najmłodszych czytelników.
Garth Nix pisze świetne powieści z gatunku young adult fantasy. Moim zdecydowanym faworytem jest "Sabriel", pomimo faktu, iż niebawem stuknie mi już trzydziestka. W księgarni zaczęłam czytać fragment "Zagubionych Książąt", i wiedziałam już, że to książka dla mnie.
Imperium galaktyczne, obejmujące dziesiątki milionów zamieszkanych światów, jest kierowane przez Imperatora za...
2016-08-14
Pomimo czytania fantastyki od ponad dekady, nigdy dotąd nie sięgnęłam po Lema. Bo sławny, bo wszyscy zachwalają, a jak coś podoba się wszystkim, to we mnie budzi się taki opór, i jak dziecko tupię nogą, i nie czytam. Ale przecież Polką być i Lema nie znać to wstyd, więc w końcu postanowiłam nadrobić zaległości i sięgnęłam po najgłośniejszą powieść Lema - "Solaris". Jakie są moje wrażenia po lekturze? Szczerze mówiąc, mieszane.
Początek jest intrygujący, główny bohater dociera do stacji "Solaris", gdzie nikt go nie wita, stacja świeci pustkami, nawet roboty gdzieś się pochowały, a na pokładzie brud i nieporządek. W końcu spotyka dwóch pozostałych członków załogi, którzy wydają się ekscentryczni w najlepszym razie, a w najgorszym - niespełna rozumu. Do tego w kabinie odwiedza go "gość" z przeszłości. Ale czy to duch? Czy coś bardziej złowieszczego?
Pomysł ciekawy, przyznaję. Świetny materiał na powieść, ale jeśli chodzi o realizację... Przez całą powieść przewija się tylko tych trzech bohaterów, a i tak niewiele się o nich dowiadujemy, o ich przeszłości, motywach, charakterach. Cała powieść jest jakby sfokusowana na Tajemnicy, ale potem i ta tajemnica jakoś się rozmywa, na pierwszy tor wysuwają się wewnętrzne przeżycia głównego bohatera.
Koniec książki także niewiele wyjaśnia, nie pozostawia czytelnika w jakimś konkretnym stanie, po którym można by powiedzieć, że przeczytanie "Solaris" miało nań jakiś wpływ. Ja przynajmniej nie poczułam ani zadumy, ani radości, smutku, nic, czułam się jak wydmuszka, powieść przeczytana, świetnie, ale czy to mi coś dało? Chyba nic, poza przekonaniem się, że Lem pisze pięknie, ale może niekoniecznie jego proza do mnie trafia.
Ode mnie ocena 6 - książka dobra, za piękny język, no i pomysł, który przykuł mnie do powieści od pierwszych stron. Szkoda, że tylko tyle...
Pomimo czytania fantastyki od ponad dekady, nigdy dotąd nie sięgnęłam po Lema. Bo sławny, bo wszyscy zachwalają, a jak coś podoba się wszystkim, to we mnie budzi się taki opór, i jak dziecko tupię nogą, i nie czytam. Ale przecież Polką być i Lema nie znać to wstyd, więc w końcu postanowiłam nadrobić zaległości i sięgnęłam po najgłośniejszą powieść Lema -...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-02-11
"Nam strzelać nie kazano - Wszedłem na kulomiot
I spojrzałem na pole, którem carski pomiot
Nadciągał szeregami jako morza brzegi:
Piechota, kawaleria, strzygi, wszędobiegi;
Za niemi wódz - w koronie etheru zasiada
Na żarptaku co skrzydła ogniste rozkłada,
Spod których kolumnami trupy ożywione
Bez tchu, bez serc, bez ducha idą w naszą stronę.
Lśni morze bagnetów, ziemia dudni. Jak sępy
Czarne chorągwie martwe prowadzą zastępy"
Adam Mickiewicz, "Reduta Ordona", 1832, wersja z Europy^1
(Krzysztof Piskorski, "Czterdzieści i Cztery", s. 462)
Powieść "Czterdzieści i Cztery" to druga tego autora powieść umiejscowiona w świecie zdominowanym przez energię próżni - ether. Pierwsza książka - "Zadra", okazała się miałką i niedopracowaną lekturą, do której po przeczytaniu wracać nie zamierzałam. A jednak Piskorski postanowił raz jeszcze zmierzyć się z tą tematyką. Na szczęście, znajomość "Zadry" jest nowym czytelnikom absolutnie niepotrzebna, autor bowiem napisał swoją nową powieść jako kompletnie odrębną całość, jedynie umiejscowioną w tym samym świecie.
A jaki to świat! To alternatywna wersja rzeczywistości, w której zarówno bieg historii, jak i nauki potoczył się zupełnie inaczej względem naszego. Napoleon Bonaparte zaniemógł, a cesarzem Francji został mianowany jego młodszy brat, Ludwik, co jednocześnie zmieniło diametralnie plany narodowościowe Polaków, którzy tak wiele nadziei pokładali w Napoleonie. Także świat nauki diametralnie różni się od naszego; maszyna różnicowa Babbage'a będąca XIX-wiecznym prototypem komputera, zostaje szybko zapomniana, wszyscy naukowcy skupili się bowiem na energii etheru. I tak silniki parowe zostały zastąpione przez silniki napędzane etherem; powstały maszyny latające wykorzystujące ether do unoszenia się w powietrze. Najważniejszym zaś wynalazkiem okazały się bramy etherowe, umożliwiające podróże między światami alternatywnymi. I tak nasi bohaterowie oprócz Europy^1 zwiedzą Europę^2, Europę^13, a w nich napotkają obce rasy, wrogie człowiekowi zwierzęta, oraz wiele, wiele więcej.
Czy jednak energia etheru jest bezpieczna? Pojedyncze jednostki ze świata nauki zaczynają ostrzegać przed "kolapsem przyczynowości", które to zjawisko powoduje, iż reguły prawdopodobieństwa wydają się zanikać w pobliżu bram etherowych, szybko jednak zostają zagłuszeni przez entuzjastów etheru. Tymczasem Europa^1 staje w ogniu rewolucji; rozpoczyna się Wiosna Ludów, w której oprócz starych dobrych bagnetów decydująca okaże się potężna broń etherowa, będąca w stanie unicestwić całe miasta, oraz niemal zapomniana słowiańska magia, budząca zmarłych z ich grobów. Rewolucja budzi się do życia, na wszystkich znanych światach.
Muszę przyznać, że po budzącej zawód "Zadrze" byłam bardzo ostrożna, sięgając po nową powieść Piskorskiego. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Autor jest w świetnej formie, a "Czterdzieści i Cztery" dorównało jego najlepszym powieściom, w tym "Krawędzi czasu" i "Cieniorytowi" (choć ich nie przeskoczyło). Mieszanka historii i fikcji oraz mariaż nauki i fantastyki wyszedł powieści na dobre; ostatecznie "Czterdzieści i Cztery" okazało się wciągającą lekturą awanturniczo-przygodową osadzoną w świecie, który mógłby wyjść spod ręki Jacka Dukaja. Styl Piskorskiego jest jednak o wiele bardziej przystępny dla przeciętnego zjadacza chleba, co sprawia, że jego książki połyka się w błyskawicznym tempie.
Na koniec wspomnę jeszcze, że "Czterdzieści i Cztery" zostało nominowane w plebiscycie LC do książki roku w kategorii fantastyka. Czy faktycznie jest najlepszą książką 2016, ciężko mi powiedzieć, jako że sporo pozycji z tego roku jeszcze nie przeczytałam; ale sama nominacja jest na pewno w pełni zasłużona. Polecam.
"Nam strzelać nie kazano - Wszedłem na kulomiot
I spojrzałem na pole, którem carski pomiot
Nadciągał szeregami jako morza brzegi:
Piechota, kawaleria, strzygi, wszędobiegi;
Za niemi wódz - w koronie etheru zasiada
Na żarptaku co skrzydła ogniste rozkłada,
Spod których kolumnami trupy ożywione
Bez tchu, bez serc, bez ducha idą w naszą stronę.
Lśni morze bagnetów, ziemia...
2019-08-05
Dla osób parających się szeroko pojętą fizyką, czy to zawodowo, czy hobbystycznie, "Perfekcyjna niedoskonałość" będzie prawdziwą gratką i ucztą czytelniczą. Dla tych, którzy od wszelkich nauk ścisłych dostają bólu głowy i/lub skrętu kiszek, ta powieść będzie niezjadliwa, wręcz nie do przejścia. Całe szczęście, że zaliczam się do tego pierwszego grona :)
O czym jest "Perfekcyjna niedoskonałość"? Same tempo akcji wskazuje na pomieszanie powieści przygodowej z sensacyjnym thrillerem, są pościgi, tajemnice, spiski i zamachy (te mniej i bardziej udane). Ale pod tym wszystkim kryje się głębia idei, pomysłów, całych wszechświatów wręcz. Do tego poruszone są problemy na gruncie płci czy tożsamości w coraz bardziej zinformatyzowanym społeczeństwie, poczucie oddzielenia "duszy" (używając języka powieści - frenu) od ciała, traktowanie ciała zaledwie jako biologicznego nośnika danych, pustaka, w który jest wgrywany człowiek wraz z osobowością, pamięcią, wspomnieniami.
W takich realiach warto wziąć pod uwagę, że tak jak można stracić dane na dysku, tak i wgrywanie frenu w nowe ciało nie jest procesem doskonałym. Co więc pozostaje, jeśli chce się pozostać sobą, nie zatracić własnej tożsamości? Z drugiej strony: przecież tożsamość też nie jest tworem danym raz na zawsze, podlega rozwojowi, modyfikacji w zależności od przeżytych przez nas doświadczeń. Ale jeśli doświadczamy bycia istotą bezcielesną, czystą informacją, czy nadal jesteśmy człowiekiem - stahsem (Standard Homo Sapiens), czy może phoebe (Post-Human Being), a może jeszcze czymś więcej?...
Co tu dużo mówić, lektura powieści Dukaja, to (jak zawsze zresztą) prawdziwa jazda bez trzymanki w rozpędzonym pojeździe na skraju przepaści. Dukaj według mnie bije na głowę Neala Stephensona, Petera Wattsa i inne tuzy współczesnej literatury sci-fi, ale to oczywiście moje zdanie, z którym można się zgodzić lub nie. Bardzo żałuję, że pan Jacek już dawno nie napisał żadnej nowej powieści (choć pojawiają się krótkie formy, liczę na kolejną "cegłę").
Każdą nową książkę tego pana biorę w ciemno.
Dla osób parających się szeroko pojętą fizyką, czy to zawodowo, czy hobbystycznie, "Perfekcyjna niedoskonałość" będzie prawdziwą gratką i ucztą czytelniczą. Dla tych, którzy od wszelkich nauk ścisłych dostają bólu głowy i/lub skrętu kiszek, ta powieść będzie niezjadliwa, wręcz nie do przejścia. Całe szczęście, że zaliczam się do tego pierwszego grona :)
O czym jest...
Wartka akcja, ciekawy świat, dobrze zarysowani bohaterowie - słowem, "Honor Złodzieja" to kawał dobrej książki, w sam raz na letnie popołudnie. Jak najbardziej polecam :)
Wartka akcja, ciekawy świat, dobrze zarysowani bohaterowie - słowem, "Honor Złodzieja" to kawał dobrej książki, w sam raz na letnie popołudnie. Jak najbardziej polecam :)
Pokaż mimo to