-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać4
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-04-02
2024-03-29
2023-01-30
2024-03-28
2024-02-26
2024-02-14
2024-01-05
2023-12-29
2023-10-20
2023-11-21
2023-10-19
2023-10-02
Czasem emocje odbierają władzę w rękach - czasem wręcz przeciwnie. Przypominając niekontrolowany reaktor pełen nieposkromionej energii, motywują do działania. Konflikty, które wciąż rozbudzają się w naszych wnętrzach, są skutkiem działalności emocjonalnej prowokowanej przez nas samych. To tylko reakcje na bodźce otaczającego świata i reakcje na te reakcje. Czy da się zapanować nad tym naturalnym łańcuchem prowadzącym wprost do sedna naszego charakteru? Bo przecież właśnie emocje (zwykle przepuszczane przez filtr rozumu), niczym ręka rzeźbiarza trzymająca dłuto, przekuwają nieznającego zasad świata młodego człowieka w świadomego obywatela kultury. Rodzina, przyjaciele, szkoła, praca - to tylko kolejne środowiska, które stanowią źródła głębokich przeżyć pozwalających odkryć, kim naprawdę jesteśmy.
Człowiek zagubiony, który nie może liczyć na godne naśladowania wzorce, który nie ma możliwości odzwierciedlenia zachowań w różnorodnej grupie społecznej, jest zdany sam na siebie. Jest dziką masą niezweryfikowanych uczuć i myśli, które mogą wydobyć z niego cechy najbardziej pożądane, ale również najbardziej niebezpieczne. Autodestrukcja swój początek zazwyczaj znajduje w wewnętrznym chaosie i nieumiejętności proszenia o pomoc w jego rozproszeniu. Kiedy grunt jest podatny, a mrok wszechobecny - dusza pozostaje naga i bezbronna, wręcz skazana na pochłonięcie. Taki los spotyka wielu po cichu, zakrada się powoli, psując to co niewinne, odbierając radość poznawania, wystawiając na próby niewykształconą jeszcze hierarchię wartości. Cierpienie potęguje brak autorytetów, a niezdecydowanie - brak osób darzonych zaufaniem.
Idea „Władcy much”, którą przekazują nam bohaterowie powieści, przeżywa renesans. Choć próba dekonstrukcji zastosowanej przez Goldinga metafory samotnej wyspy i przełożenia jej na współczesny świat, z początku może wydawać się karkołomna, szybko staje się łatwa do wykonania. W czasach prawie pozbawionych bliskości, strach tak często zwycięża. A trauma, która żyje w nas swoim życiem, zawsze przynosi szkody. Dążenia do spełnienia wyobrażeń o sobie samym, czy to stworzonych w oczach obserwatorów, czy we własnym odbiciu, potrafią być destrukcyjne. A po drodze, choć już ta wewnętrzna sprawia problemy, społeczeństwo dodaje tak istotne kwestie, jak role płciowe, identyfikacja seksualna, umiejętności mentalizacji czy współpraca w grupie. Wiele decyzji do podjęcia, wiele uczuć do przepracowania, a zazwyczaj niewielka świadomość siebie i zdolność radzenia sobie z presją społeczną, skutkują falą samotności i buntu w naszym „nowym lepszym świecie”.
Choć na wyspie problemy dojrzewania zdają się nie istnieć, to tylko pozory wolności. Kiedy dziecko staje przed decyzjami, które powinien podejmować dorosły, po czasie samo zauważa, że nie do tego zostało stworzone. Okres niewinności w naszym życiu to czas skończony i opiekunowie powinni dbać o to, by trwał jak najdłużej - na dorosłość nigdy nie jest za późno. Jednak w przypadku chłopców-rozbitków los nie pozostawia im wyboru. Stają przed wyzwaniami, którym nie są w stanie podołać - stworzenie społeczności, nadzór obowiązków czy wzajemny szacunek są czymś nieosiągalnym, wprost z „poprzedniego życia”. Podziały, które szybko się dokonują, w prosty sposób charakteryzują podejście do nowej rzeczywistości - jedni pragną powrotu do cywilizacji, inni z chęcią odkrywają w sobie nieposkromioną dzikość. Ta symbolika wewnętrznego rozłamu na to, co ludzkie i pierwotne, towarzyszy im aż do końca. Aż do momentu, gdy zwycięża strach.
Zaryzykuję stwierdzenie, że głównym bohaterem powieści nie jest ani Ralph, ani Prosiaczek, ani Jack. Choć to ich myśli oprowadzają nas po plaży i tropikalnym lesie, kontroluje je coś potężniejszego. Tym niewątpliwym gospodarzem wyspy jest strach. Z całą przebiegłością zatraca racjonalizm, wykorzystuje słabości i wyobraźnię, a najgorsze - pozbywa chłopców skrupułów. W obliczu rosnącego zagrożenia reguły umierają, karmiąc panikę, która prowadzi do nieuchronnego chaosu. Nawet ci, którzy rzucają mu wyzwanie, ulegają jego zwodniczym podszeptom. Łatwo jest krzywdzić, kiedy nie widzi się innej drogi, by przetrwać, a jeszcze łatwiej, kiedy odkryło się, jakie to proste.
Czytając „Władcę much”, bałam się. Czułam, że coś może wślizgnąć się w moje sny. Nie byłam pewna, co przyniesie ciemność. Nie wiedziałam, kiedy podniosę na kogoś rękę, by się bronić. Dałam ponieść się instynktom, choć niewiele widziałam w mroku. Czułam frustrację z powodu klęski ogniska i braku możliwości ucieczki. A przede wszystkim - uciekałam przerażona, szukając sposobu, by przetrwać wielkie polowanie. William Golding to autor-mistyk. Udało mu się stworzyć dzieło, które duchowo łączy czytelnika z bohaterem. Wszystko, o czym napisał, to żywe emocje, które potrzebują ujścia - naczynia, w które naturalnie się przeleją. Podróż na tę wyspę to czas rozważań i strachu, który lepiej zaakceptować, ponieważ strach żyjący własnym życiem może nieść niepoliczalne straty.
Czasem emocje odbierają władzę w rękach - czasem wręcz przeciwnie. Przypominając niekontrolowany reaktor pełen nieposkromionej energii, motywują do działania. Konflikty, które wciąż rozbudzają się w naszych wnętrzach, są skutkiem działalności emocjonalnej prowokowanej przez nas samych. To tylko reakcje na bodźce otaczającego świata i reakcje na te reakcje. Czy da się...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-09-22
Matki są nieśmiertelne - zarówno ich obecność jak i nieobecność odciska piętno.
Niektóre z nich nie zdają sobie sprawy z drzemiącej w nich siły oddziaływania, płynąc ze swoimi podopiecznymi lub obok nich. Zdarza się, że są zaledwie cieniem skrytym w miejscach, do których lepiej się nie zapuszczać. Inne roztapiają miłością, ciepłem, wsparciem, dbając, by drogi pozostały proste, a róże schowały kolce.
Jednak są też takie, które dobrze wiedzą o swoim immunitecie. Z chwilą, gdy pierwszy raz słyszą bicie małego serca, odczuwają siłę własnego ciała, które buduje nowe ciało. A potem, gdy już pępowina zostaje przecięta - szybko znajdują w sobie pokłady rodzicielstwa. Wszystko to po to, by stać się autorytetem - w dobrej wierze lub ku pokrzepieniu własnego serca.
Wszystkie, choć tak różne, mają specjalne miejsce w sercu swoich dzieci. Bo w kogo mają uwierzyć jak nie w mamę?
Mama śpiewa kołysanki, mama przytula.
Mama, nawet jeśli niedostępna i smutna, jest obok i wraca do domu.
Mama, nawet jeśli jej nie ma tu i teraz, jest gdzieś pod tym samym niebem i to się liczy.
Czy taka osoba obdarzona dziecięcym namaszczeniem może być sądzona w zwykły sposób? Przecież to tak, jakby pytać o świętość bóstwa na jego ołtarzu.
Czasem wydaje się konieczne, by postać matki odrzeć z miodu, lepkości i koronek. Nawet w bajkach złoczyńca często skrywa się pod przebraniem.
Czy mama kocha, gdy dominuje?
Czy to tylko miłość pcha ją do pełnej kontroli?
Czy można mamie wybaczyć lata nieproszonego dotyku?
Czy mama może chcieć i mieć to, czego dziecko nie chce?
Czy dla mamy powinna być ważna mama, mamine, mamowe i mamy?
Żadne dziecko nie rodzi się z odpowiedziami na te pytania. Przecież nie wie nawet, gdzie się ono tak naprawdę zaczyna, a gdzie kończą jego rodzice. Może noga jest bardziej taty, a głowa należy do mamy? Ja to ja, ale przecież też oni.
Miłość zawsze będzie sprawiać problemy. Jej niejednoznaczność jest piękna i trudna zarazem.
Jednak, gdzie pojawia się ból i krzywda dziecka, tam nie ma immunitetu miłości, powinny być konsekwencje.
Matki są nieśmiertelne - zarówno ich obecność jak i nieobecność odciska piętno.
więcej Pokaż mimo toNiektóre z nich nie zdają sobie sprawy z drzemiącej w nich siły oddziaływania, płynąc ze swoimi podopiecznymi lub obok nich. Zdarza się, że są zaledwie cieniem skrytym w miejscach, do których lepiej się nie zapuszczać. Inne roztapiają miłością, ciepłem, wsparciem, dbając, by drogi pozostały...