Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Zaczynając lekturę myślałem, że będzie tu więcej informacji o treningu Kiliana, jeśli chodzi jednak o ten temat, w książce znajdziemy tylko kilka ogólników. Dużo przemyśleń autora na temat kształtowania się relacji między człowiekiem a naturą, sporo z nich według mnie było wartych chwili refleksji. Rozumiem uwagi przedmówców o chaosie, bo faktycznie próżno na stronach tej lektury szukać jakiegoś choćby chronologicznego porządku (w dodatku w polskiej wersji sporo błędów, literówki mocno rzucają się w oczy) - jest to niewątpliwie minus.

Uważam, że książka spodoba się ludziom, którzy w jakikolwiek sposób są powiązani z biegami górskimi - pomaga zrozumieć, dlaczego Kilian "wykręca" takie, a nie inne wyniki - jak się okazuje przyczyn takiego stanu rzeczy należy dopatrywać się już w dzieciństwie tego katalońskiego mistrza. Jeżeli ktoś szuka pozycji typowo o górach, to myślę, że może znaleźć wiele pozycji, które zapewnią mu większe zadowolenie z lektury.

Zaczynając lekturę myślałem, że będzie tu więcej informacji o treningu Kiliana, jeśli chodzi jednak o ten temat, w książce znajdziemy tylko kilka ogólników. Dużo przemyśleń autora na temat kształtowania się relacji między człowiekiem a naturą, sporo z nich według mnie było wartych chwili refleksji. Rozumiem uwagi przedmówców o chaosie, bo faktycznie próżno na stronach tej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kruk. Słuchowisko Jakub Korolczuk, Aleksandra Zielińska
Ocena 7,4
Kruk. Słuchowisko Jakub Korolczuk, Al...

Na półkach:

1/24 (słuchowisko)

Jakość dźwięku, lektorzy, muzyka na bardzo wysokim poziomie. Sama historia, mimo że początkowo wydaje się interesująca, to według mnie zwykły gniot. Stereotyp na stereotypie, przewidywalność i kompletny brak logiki.

1/24 (słuchowisko)

Jakość dźwięku, lektorzy, muzyka na bardzo wysokim poziomie. Sama historia, mimo że początkowo wydaje się interesująca, to według mnie zwykły gniot. Stereotyp na stereotypie, przewidywalność i kompletny brak logiki.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miałem zamiar napisać, że spotkałem tu ekshibicjonizm emocjonalny, którego dotychczas w swoim życiu nie uświadczyłem. Po chwili naszła mnie jednak refleksja, że jest to zwrot nacechowany pejoratywnie, a nie taka była moja intencja. Fakt, że będąc na drugim biegunie pod względem intensywności wyrażania emocji nie potrafię sobie czegoś nawet wyobrazić, nie oznacza jeszcze, że jest to złe.

Na tylnej okładce recenzja Bieńczyka. Jego "Kontener" co prawda mnie pokonał (w bitwie, nie wojnie), mam jednak jako takie pojęcie, w jaki sposób napisana jest ta książka. Całkowicie przeciwny biegun mimo podobnej tematyki. Francuscy filozofowie w zestawieniu z surowością nieobrobionego kamienia. I jeśli on wspomina, że czegoś autorce "Bezmatka" zazdrości, to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że czasem nieobrobiony kamień potrafi zachwycić bardziej od Flauberta.

Strona 187 i "grudki czarnoziemu" nie mogły u mnie, miłośnika (wyznawcy (fuj, brzydkie słowo) niemalże) Zbigniewa Herberta nie wywołać najoczywistszego ze skojarzeń. Myślę zresztą, że wiersz adekwatny.

"Pożegnanie" - Zbigniew Herbert:

"Chwila nadeszła trzeba się pożegnać
po odlocie ptaków nagły odlot zieleni
koniec lata – temat banalny to znaczy na gitarę solo

mieszkam teraz na stoku wzgórza
okno na całą ścianę więc widzę dokładnie
gęstą sierść wikliny nagie iwy to jest mój brzeg

wszystko rozwija się w horyzontalnych pasmach – leniwa rzeka
drugi wysoki brzeg stromo spadający w dół
objawia wreszcie to co musiało być wyznane
glina piasek wapienne skały płaty czarnoziemu
i wątły teraz las opłakujący las

jestem szczęśliwy to znaczy wyzbyty złudzeń
słońce pojawia się na krótko ale za to daje
spektakle wspaniałych zachodów trochę w guście Nerona

jestem spokojny trzeba się pożegnać
nasze ciała przybrały kolor ziemi"


Strona 215 i "Po śmierci jest we mnie o wiele bardziej. Jestem z nią bardziej niż kiedykolwiek."

O tym z kolei wspominał pewien warszawski ksiądz, tutaj we fragmencie wiersza "Wszystko inaczej":

"...i śmierć tak punktualna że zawsze nie w porę
choć wiadomo śmierć miłość od śmierci ocala

I jeszcze stare furtki donikąd i wszędzie
w których kiedyś czekałeś na to co nie przyszło
wyżeł co chciał ci łapę podawać na zawsze
biedronka co wróżyła że wojny nie będzie

Lecz On wie najlepiej - więc wszystko inaczej
czasem prośby nam spełnia żeby nas zawstydzić"

I wobec atmosfery, która narosła wokół autorki dodam - nie, nie sugeruję tutaj żadnego plagiatu. ;)

Miałem zamiar napisać, że spotkałem tu ekshibicjonizm emocjonalny, którego dotychczas w swoim życiu nie uświadczyłem. Po chwili naszła mnie jednak refleksja, że jest to zwrot nacechowany pejoratywnie, a nie taka była moja intencja. Fakt, że będąc na drugim biegunie pod względem intensywności wyrażania emocji nie potrafię sobie czegoś nawet wyobrazić, nie oznacza jeszcze, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zdecydowanie słabsze od "Króla", "Królestwa", czy "Morfiny". Ciągle przewijała mi się w głowie myśl - panie Twardoch, wszystko fajnie, ale to już było. Stawianie pytań bez odpowiedzi bywa inspirujące, ale zamiana Konstantego na Aloisa to jednak zmiana tylko i wyłącznie kosmetyczna - przymało, jak na koncepcję nowej książki.
Na plus motyw Śląska, całkiem interesujący. Za to pobyt bohatera w Berlinie śmiało można by skrócić o połowę, wydaje mi się, że książka nawet by na tym zyskała. Agnes - do samego końca czekałem na jakąś mocną puentę zamykającą ten wątek - zawiodłem się.

Zdecydowanie słabsze od "Króla", "Królestwa", czy "Morfiny". Ciągle przewijała mi się w głowie myśl - panie Twardoch, wszystko fajnie, ale to już było. Stawianie pytań bez odpowiedzi bywa inspirujące, ale zamiana Konstantego na Aloisa to jednak zmiana tylko i wyłącznie kosmetyczna - przymało, jak na koncepcję nowej książki.
Na plus motyw Śląska, całkiem interesujący. Za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

1.) "Nowa szkoła filozoficzna" :

O wpływie przeżyć na postrzeganie rzeczywistości
"Są jednak w człowieku ukryte możliwości, wobec których czyn Raskolnikowa wygląda jak grzech słabego, dobrego chłopca, co rozbił doniczkę z kwiatem."
"Nie chcę jechać ani do Ameryki, ani na księżyc. Nie chcę iść na operę, nie chcę rozmawiać w kawiarni, nie chcę być królikiem ani aktorem filmowym. Nic nie chcę. Jest mi tak dobrze, że nawet nie czuję swojego istnienia. Mogę teraz być bez walki o swoje istnienie. Mam mieszkanie, jedzenie, łóżko, piec, drzewo za piecem."

O tym, jak słowo pisane można poczuć pod skórą, o jego sugestywności.
"Nie chcę spać, boję się snu. Człowiek powinien teraz bez przerwy żyć, siedzieć z otwartymi oczami i myśleć. Jak długo można zasypiać się i budzić bez nadziei? Ja żyję i zamierzam jeszcze żyć jakiś czas, ale już mnie nie ma. Okropne uczucie. Wolałbym w tej chwili, żeby ktoś pluł na mnie, żeby jacyś ludzie deptali mnie i obrzucali ordynarnymi wyzwiskami; czułbym, że żyję. Moje istnienie muszą potwierdzać inni.

"Wycieczka do muzeum" - o tym, jak ciężko zrozumieć przeszłość - o jej wiecznym mijaniu się z teraźniejszością.

"Ta stara cholera", "Na placówce dyplomatycznej" - o tym, jak wygląda świat z perspektywy człowieka, który czuje się już poza marginesem prawdziwego życia. Refleksyjnie.

"Przerwany egzamin" - o tym, jak współczesny człowiek nie potrafi być sam ze sobą, w ciszy, o pewnego rodzaju rozdarciu.

"Układam sobie orędzie do całej ludzkości. Tu właśnie pod piecem. I nikt o tym nie wie. Panuję nad sobą doskonale. Ani jeden mięsień nie drgnie na mej twarzy. A przecież jestem jednym z najstraszliwszych buntowników na całym świecie. Ale nawet szklanka nie zadrży, kieliszek nie zadzwoni. a ja całą kulę ziemską wysadzam, nie licząc jakichś tam mocarstw i tak dalej."
"Tarcza z pajęczyny" - o ruchu, a trochę o trwaniu.

Bardzo ciekawa pozycja - przypadkiem wpadła mi w ręce w antykwariacie i nie żałuję. Uboga objętość skupiająca bogatą treść. Zdecydowanie warto sięgnąć, jeśli pojawi się ku temu sposobność.

1.) "Nowa szkoła filozoficzna" :

O wpływie przeżyć na postrzeganie rzeczywistości
"Są jednak w człowieku ukryte możliwości, wobec których czyn Raskolnikowa wygląda jak grzech słabego, dobrego chłopca, co rozbił doniczkę z kwiatem."
"Nie chcę jechać ani do Ameryki, ani na księżyc. Nie chcę iść na operę, nie chcę rozmawiać w kawiarni, nie chcę być królikiem ani aktorem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Drugie spotkanie z Małeckim ("Dżozef - to było sto lat temu, ale pamiętam, że zrobiła na mnie ta pozycja spore wrażenie; trzeba będzie do niej powrócić) wypadło przeciętnie.
"Dygot" ze względu na fabułę budzi u mnie oczywiste skojarzenie z Myśliwskim, choć językowo różnią się między sobą bardzo.
Niemal do końca czekałem, aż historia się rozkręci; kiedy już ową nadzieję porzuciłem, liczyłem chociaż na ciekawą puentę - nie doczekałem się. Owszem, były momenty, jednak to trochę za mało. Może trochę w tym mojej winy, książkę w czasie sesji odłożyłem na ponad miesiąc (po 80 stronach), takie przerwy rzadko pozytywnie wpływają na relację między książką a czytelnikiem. Wydaje mi się jednak, że nie jest to głównym czynnikiem, który każe umiejscowić tę pozycję w mojej hierarchii na półce z dopiskiem - "przeciętne".

Bohaterowie - z żadnym się nie utożsamiłem, żadnego nie polubiłem - kiedy zaczynało wydawać mi się to możliwe, owy bohater znikał lub umierał.
Miejsce akcji też zaledwie zarysowane - biorąc pod uwagę okres, który obejmuje fabuła (1938-2004) brak jakiegokolwiek szerszego zarysu historycznego. Dziwi to i rozczarowuje, biorąc pod uwagę wydarzenie, które rozgrywały w tym czasie na tych ziemiach. Może wymagało to zbyt dużego nakładu pracy? Ciężko się potknąć na czymś, co w całości się ominęło, prawda?

Wydaje mi się, że powieść miała potencjał, z którego można było wyciągnąć zdecydowanie więcej, aniżeli udało się to autorowi. Mimo wszystko za kilka lat z ciekawością sięgnę po kolejne jego dzieło, bo niewątpliwie możliwości drzemią w nim spore.

Drugie spotkanie z Małeckim ("Dżozef - to było sto lat temu, ale pamiętam, że zrobiła na mnie ta pozycja spore wrażenie; trzeba będzie do niej powrócić) wypadło przeciętnie.
"Dygot" ze względu na fabułę budzi u mnie oczywiste skojarzenie z Myśliwskim, choć językowo różnią się między sobą bardzo.
Niemal do końca czekałem, aż historia się rozkręci; kiedy już ową nadzieję...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaczynamy od poznanego na toruńskim uniwersytecie mistrza Herberta, profesora filozofii Henryka Elzenberga (skądinąd postać wybitna, bardzo polecam jego ''Kłopot z istnieniem''.) Co ciekawe, miał on pewne zapędy poetyckie, które chętnie Herbertowi przedstawiał (po zakończeniu przygody uniwersyteckiej utrzymywali bliskie, choć głównie listowne, kontakty) - wiersze te były raczej kiepskie, choć Herbert, raczej z szacunku dla swojego mistrza, nigdy tego wprost nie stwierdził (wspominał o tym profesor Bogusław Wolniewicz, którego również nauczał i kształtował profesor Elzenberg). Sporo rozważań natury duchowej, jak choćby w ''Homilii', gdzie Herbert podkreśla, że kwestia wiary jest dla niego trudna i złożona, choć przy tym niezmiernie ważna. 'Wstyd'' sprowadza nas ku sprawom doczesnym - starości i nierozerwalnie związanymi z nią słabościami ciała - ''Rovigo'' zostało wydane w latach 90, kiedy autor wyraźnie podupadł na zdrowiu. Nie przeszkodziło mu to jednak w ''uszczypnięciu'' Miłosza i napisaniu genialnego ''Chodasiewicza''. ''Przyjaciele odchodzą'' - smutny, nostalgiczny utwór o
kresie ziemskiej podróży. Pan Cogito się z nim pogodził, daje mocne i wyraźne świadectwo wiary w życiu po życie, bez którego, jak pisze, ''spadłby na dno opuszczenia''. Żegnamy się w Rovigo, miasteczku w północno-wschodnich Włoszech - dla przeciętnego obserwatora niczym się nie wyróżniającym, jednak Herbert kochał właśnie takie miejsca. Podobnie jak rzeczy skazane na zagładę, opuszczone - czyż nie wspominał, że ''chciał ratować smoki od ludzi''? Kilkadziesiąt stron, skłaniających do przemyśleń bardziej, niż jakakolwiek znana mi proza. Synteza.

Zaczynamy od poznanego na toruńskim uniwersytecie mistrza Herberta, profesora filozofii Henryka Elzenberga (skądinąd postać wybitna, bardzo polecam jego ''Kłopot z istnieniem''.) Co ciekawe, miał on pewne zapędy poetyckie, które chętnie Herbertowi przedstawiał (po zakończeniu przygody uniwersyteckiej utrzymywali bliskie, choć głównie listowne, kontakty) - wiersze te były...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dojrzały mistrz w pełnej krasie ("kim stałbym się, gdybym Cię nie spotkał?"). Chociaż pisząc o dojrzałości w przypadku Herberta, podkreślić należy, że już debiutując "Struną Światła" był człowiekiem w dużym stopniu ukształtowanym, co zresztą sam podkreślał w wywiadach (wspominał, że udało mu się "nie popełnić jakiegoś hymnu".) Chichotem losu jest fakt, że niejako "zawdzięcza" to czasom, w których żył, a z którymi przecież tak bardzo się nie zgadzał.
Mój egzemplarz został wydany przez Wydawnictwo Dolnośląskie w 1993 roku. Na wewnętrznej stronie okładki wspaniała fotografia Mistrza (fot. Isolde Ohlbaum) - choćby dla niej warto mieć to wydanie.

"Msza za uwięzionych" - od zawsze fascynowała mnie relacja Herberta z Bogiem. Księdzu, który spowiadał go jako ostatni, powiedział - "Chrystusa potrzebowałem zawsze, bo On rozumiał moje cierpienie". Nie była to jednak relacja łatwa. Ewoluowała, jak chyba u każdego z nas, wraz ze zmieniającym się wiekiem, przekonaniami, stanem wiedzy - zawsze jednak była dla poety niezwykle istotna. Opowiadał o tym, że z Bogiem najlepiej rozmawia mu się w lesie, na polnym trakcie - w kościele nie potrafił go odnaleźć. Tutaj też o tym pisze. Ciekawe spojrzenie, zwłaszcza w odniesieniu do aktualnej sytuacji chrześcijan w kontekście zachowania hierarchów kościoła katolickiego.

"Heraldyczne rozważania pana Cogito" - smutne, że to szczenię bez twarzy nie wyrosło na dorodnego przedstawiciela swojego gatunku. Mam wrażenie, że ze szczenięcia przerodziło się w starego, powłóczącego nogami psa - gdzie podział się okres, w którym powinno być u szczytu sił, chwały?

"Pożegnanie" - nie potrafię przeczytać tego wiersza w inny sposób, niż ten, w jaki uczynił to Wojciech Malajkat (łatwo można odnaleźć w internecie). Szczególnie porusza na przełomie października i listopada, kiedy ptaki powoli zabierają zieleń.

"Podróż" - swoisty dekalog podróżnika, opis, jak czerpać z podróży jak najwięcej. Pisze Herbert o tym, "i abyś całą skórą zmierzył się ze światem" - nie rzuca tutaj słów na wiatr. Małżonka poety, WCz Pani Katarzyna Herbert w jednym z wywiadów przytoczyła historię, w której opowiedziała o ich wspólnej podróży do Madrytu, na zaproszenie wydawcy. Herbert był po operacji, nie w pełni sił, raczej bez grosza. Mimo tego nie wahał się dłużej, niż to niezbędne. Podróż mocno się skomplikowała, przybyli na miejsce wykończeni, nie mając się gdzie podziać. Wycieńczony Herbert trafił do szpitala, z którego wypuszczono go po wykonaniu badań. Za resztkę pieniędzy zamówił taksówkę i po nieprzespanej nocy udał się do muzeum, konkretniej do Prado. Nie był w stanie chodzić o własnych siłach, i dzieła Velázqueza czy Goyi oglądał z perspektywy wózka inwalidzkiego.
Czy można lepiej zobrazować, jak silna była w nim potrzeba i chęć poznawania nowych miejsc, obcowania ze sztuką?

"Modlitwa starców" - starość i nierozerwanie związana z nią słabość ciała, a często też umysłu to temat, który mocno działa na wyobraźnię. Z.H. pisze o tym w tym wierszu w sposób bezpośredni, poruszający. Wydawać by się mogło, smutek, nostalgia - tak, ale Herbert daleki był od nihilizmu - w końcówce, pisząc o silnej woli powrotu wskazuje, że jednak warto, pomimo nieuchronności pewnych procesów. W końcu gdzieś czekają dzieła holenderskich mistrzów, których jeszcze nie widział, choćby z perspektywy inwalidzkiego wózka. Metaforycznie, ale wskazuje kierunek - należy zatem poszukać dla siebie owych dzieł, choćby nie byli to akurat wspomniani holenderscy mistrzowie płótna. ;)

Dojrzały mistrz w pełnej krasie ("kim stałbym się, gdybym Cię nie spotkał?"). Chociaż pisząc o dojrzałości w przypadku Herberta, podkreślić należy, że już debiutując "Struną Światła" był człowiekiem w dużym stopniu ukształtowanym, co zresztą sam podkreślał w wywiadach (wspominał, że udało mu się "nie popełnić jakiegoś hymnu".) Chichotem losu jest fakt, że niejako...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fabuły przytaczać nie będę, bo zrobiło to już wiele osób przede mną, ot kilka luźnych podpunktów:

1.) To moja druga przygoda z Twardochem, pierwsza była "Morfina" - jestem niemal pewny, że poznałbym jego styl pisania już po kilku stronach następnej powieści, tak bardzo jest charakterystyczny - wada to, czy zaleta, niech każdy oceni indywidualnie.

2.) Czyta się szybko, fabuła wciąga, postacie jak zwykle niesztampowe, ciekawie zarysowane charakterologicznie. Niezmienny pozostaje schemat z "Morfiny", w którym przeciętny mężczyzna to alkoholik, narkoman i bandyta, z kolei kobieta to albo dama lekkich obyczajów, albo zahukana kura domowa, wyznająca zasadę, że "łobuz kocha najbardziej".

3.) Ponownie chapeau bas za niezwykle plastyczne opisy miejsc, w których toczyła się akcja, lubię takie "spacery" w trakcie lektury.

4.) Miła odmiana, poczytać o narodzie Żydowskim przed 1939 rokiem, biorąc pod uwagę ilość ostatnio wydawanych książek dotyczących właśnie tego okresu, w których z oczywistych powodów Żydzi przedstawiani są niemal wyłącznie jako ofiary.

5.) Od dawna z rezerwą podchodzę w literaturze do wszystkiego, co powszechne, popularne. Twardoch wyrósł na pewnego rodzaju celebrytę wśród rodzimych autorów, sam "Król" zaś chyba na najbardziej rozpoznawalną z jego powieści, za sprawą serialu emitowanego bodajże przez HBO. Biorąc pod uwagę negatywne początkowo podejście, tym bardziej doceniam mocną ósemkę, którą wystawiam tej książce na LC.

Fabuły przytaczać nie będę, bo zrobiło to już wiele osób przede mną, ot kilka luźnych podpunktów:

1.) To moja druga przygoda z Twardochem, pierwsza była "Morfina" - jestem niemal pewny, że poznałbym jego styl pisania już po kilku stronach następnej powieści, tak bardzo jest charakterystyczny - wada to, czy zaleta, niech każdy oceni indywidualnie.

2.) Czyta się szybko,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mój bliźni, mój bracie. Listy 1950-1998 Tadeusz Chrzanowski, Zbigniew Herbert
Ocena 7,7
Mój bliźni, mó... Tadeusz Chrzanowski...

Na półkach: ,

Zapis wymiany korespondencji dwóch przyjaciół, a przy tym wybitnych erudytów. Ciekawa perspektywa, móc "zajrzeć" w ten sposób w czyjeś życie, choć przy tym również odrobinę przerażająca ("Pan Cogito doznaje uczucia jakby spotkał kogoś dawno zmarłego lub niedyskretnie czytał cudze pamiętniki"). Herbert jak zwykle genialny, z postacią Chrzanowskiego zapoznałem się po raz pierwszy - mogę jedynie skonkludować, że po lekturze nie dziwi mnie bliska więź, która ich łączyła - podobny humor, ironiczne podejście do otaczającej rzeczywistości, jak i do samych siebie.
Dodatkowo otwiera furtkę do poznania wielu interesujących osobistości, aktywnych wówczas w szeroko pojętym środowisku artystycznym.

Zapis wymiany korespondencji dwóch przyjaciół, a przy tym wybitnych erudytów. Ciekawa perspektywa, móc "zajrzeć" w ten sposób w czyjeś życie, choć przy tym również odrobinę przerażająca ("Pan Cogito doznaje uczucia jakby spotkał kogoś dawno zmarłego lub niedyskretnie czytał cudze pamiętniki"). Herbert jak zwykle genialny, z postacią Chrzanowskiego zapoznałem się po raz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W wieku 18 lat zapewne zachwyciłbym się tym dziełem, bo takie ono tajemnicze skłaniające do refleksji. Teraz uważam, że nie ma w tej książce nic rewolucyjnego, w dodatku forma też ciężkostrawna. Kilka momentów, nic więcej.

W wieku 18 lat zapewne zachwyciłbym się tym dziełem, bo takie ono tajemnicze skłaniające do refleksji. Teraz uważam, że nie ma w tej książce nic rewolucyjnego, w dodatku forma też ciężkostrawna. Kilka momentów, nic więcej.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Napisana z imponującym dystansem, co tym bardziej godne podziwu, że dotyczyła spraw tak Moczarskiemu bliskich. Świetnie, bo bezpośrednio, opisującą nastroje panujące w Rzeszy w stosunku do nazizmu, pozwalającą lepiej poznać motywy ludzi odpowiedzialnych za funkcjonowanie zbrodniczej machiny Hitlera. Wreszcie rezonującą z całą mocą realia sowieckiego ''wyzwolenia''roku 45, poprzez umieszczenie bohatera polskich walk z nazizmem w jednej celi z człowiekiem, uosabiającym najgorsze cechy tego systemu.

Napisana z imponującym dystansem, co tym bardziej godne podziwu, że dotyczyła spraw tak Moczarskiemu bliskich. Świetnie, bo bezpośrednio, opisującą nastroje panujące w Rzeszy w stosunku do nazizmu, pozwalającą lepiej poznać motywy ludzi odpowiedzialnych za funkcjonowanie zbrodniczej machiny Hitlera. Wreszcie rezonującą z całą mocą realia sowieckiego ''wyzwolenia''roku 45,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka napisana w bardzo przystępny sposób, jednak według mnie powinny czytać ją osoby posiadające już przynajmniej podstawową wiedzę, a przede wszystkim jakkolwiek wyrobionę opinię o sprawie polskiej w okresie około wojennym. Poglądy RAZa na politykę i społeczeństwo są powszechnie znane, nie ukrywa ich również w tej książce, dlatego śmiałe tezy, które tutaj stawia, dla nikogo nie powinny brzmieć jak prawdy objawione. Obawiam się, że raczkujący czytelnik tak właśnie może niektóre fragmenty zinterpretować. Co jescze irytuje, to niezachwiana niczym pewność autora przy stawianiu niektórych hipotez, niekoniecznie podpartych równie solidnymi dowodami. Podoba mi się za to podkreślenie nieudolności polityki historycznej polskich elit, podparte rzeczywistymi przykładami. W dzisiejszych czasach możemy dostrzec sporo analogii. Dobrze zobrazowane mechanizmy ukazujące rozgrywki na szczytach władzy i podkreślenie, że w kontaktach międzynarodowych nie ma miejsca na sentymenty i wdzięczność, a kapitał krwi niekoniecznie zastąpi odpowiedzialne i przemyślane decyzje. Podsumowując książka ciekawa, zachęciła mnie do odświeżenia sporej ilości terminów omawianych w czasach szkolnych na lekcjach historii, przy czym, jak na wagę omawianych spraw, ''podana'' nieco zbyt lekko. Jak to powiedział Piotr Fronczewski, ''zawsze było we mnie więcej poszukiwania niż znajdowania'', i właśnie w ten sposób napisane książki cenię zdecydowania bardziej, po gotową receptę mogę udać się do lekarza, niekoniecznie do biblioteczki.

Książka napisana w bardzo przystępny sposób, jednak według mnie powinny czytać ją osoby posiadające już przynajmniej podstawową wiedzę, a przede wszystkim jakkolwiek wyrobionę opinię o sprawie polskiej w okresie około wojennym. Poglądy RAZa na politykę i społeczeństwo są powszechnie znane, nie ukrywa ich również w tej książce, dlatego śmiałe tezy, które tutaj stawia, dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przekrój twórczości wybitnego poety, począwszy od wybranych wierszy z tomu „Struna Światła" (1956) aż do ostatniego tomiku „Epilog Burzy" (1998, spisany na łożu śmierci). Na koniec trochę wierszy rozproszonych, warto mieć na półce.

Przekrój twórczości wybitnego poety, począwszy od wybranych wierszy z tomu „Struna Światła" (1956) aż do ostatniego tomiku „Epilog Burzy" (1998, spisany na łożu śmierci). Na koniec trochę wierszy rozproszonych, warto mieć na półce.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wymęczyła mnie ta powieść niemiłosiernie. W przybliżeniu czytałem ją jakieś dwa miesiące, czasem będąc pod ogromnym wrażeniem tego, z czego Myśliwski słynie - bogatego słownictwa, umiejętności zadawania niezwykle ważnych pytań, braku tak znamiennego dla współczesnego świata/zdania/słowa pośpiechu, a niekiedy miałem ochotę wcisnąć ją w najgłębszy, niedostępny mojemu wzrokowi kąt szafki. Zaskoczyło mnie to, bo było to czwarta książka nestora rodzimej literatury z którą dane mi było się zapoznać, dodam jeszcze, że każde z tych spotkań miało miejsc w przeciągu ostatniego roku kalendarzowego. Dość długo zastanawiałem się, co spowodowało, że w mojej głowie kłębiły (kłębią?) się tak ambiwalentne odczucia i chyba już wiem.

Lektura tej książki przypadła na letnie miesiące, gdzie wszystko zielenieje, budzi się do życia, czytałem głównie na tarasie, otulony promieniami słońca i oparami aromatycznej kawy. Przyznacie, że nawet sama wizja wydaje się niezmiernie przyjazna. Budzenie się do życia, właśnie. W głównym bohaterze i zarazem narratorze tej powieści nie odnalazłem niczego, co kojarzyłoby mi się z tym słowem. Sam należę do grona osób określanych często jako pesymiści i uważam, że życie to pasmo bólu, przeplatane krótkimi momentami szczęścia (tak, to nie moje słowa), jednak, do cholery - nie jest to powód, żeby rezygnować ze wszystkiego i wszystkich, skazując przy tym najbliższych na ból. Brakuje mi u bohatera normalnych, ludzkich emocji, odczuć, odruchów. Nie wiem, czy tacy ludzie istnieją, a jeśli tak, dla dobra własnego i innych powinni zostać poddani leczeniu. Naprawdę ciężko mi uwierzyć, że je, tak lubujący się we wszelkim smutku dopatrzyłem się tutaj jego nadmiaru. Może inny byłby odbiór tej książki czytanej podczas zimy, przy nocnej lampce, gdy na dworze byłoby ciemno i zimno? Bardzo możliwe.

Sporo negatywnych odczuć w tym, o czym napisałem, skąd w takim razie tak wysoka nota? Cenię wszystko, co w tym otaczającym nas pędzie każe przystanąć, zastanowić się, zadać samemu sobie kilka pytań, tak przecież fundamentalnych, a przy tym obcych, niechcianych, nieproszonych. Na przykład o związkach między samym sobą rozpiętych w rozległej perspektywie ludzkiego życia. Sam jestem jeszcze dość młody i perspektywa, jakoby za kilkadziesiąt lat aktualny ja mógł się stać przyszłemu ja kimś zupełnie obceym wydaje mi się tak przerażająca, jak i niestety realna. Zmotywowało mnie to do zapisywania niektórych swoich przemyśleń, do, że się tak górnolotnie wyrażę, poświęcania sobie i swojemu sposobowi myślenia większej ilości czasu. Część listów Marii i opis miłości porażające, bo na pewno nie napiszę tutaj, że piękne, taka bolesa rana.

Na zakończenie, po skończonej lekturze cały czas kołatał mi w głowie pewien cytat z Herberta, w odniesieniu do głównego bohatera. Może dlatego, że część tej książki poświęcona jest jego dzieciństwu, relacji z matką. Nie wiem, uważam jednak, że warto go tutaj na koniec przywołać, mnie swego czasu mocno poruszył.

"Stoję w otwartych drzwiach i matka, nieco ceremonialnym gestem, wsadza w boczną kieszeń marynarki chłopca - ojcowską chustkę pachnącą krochmalem i żelazkiem - ażeby zakrył nią twarz, bo nikt odtąd nie może widzieć jego strachu, kiedy ogarnia go rozpacz."

Wymęczyła mnie ta powieść niemiłosiernie. W przybliżeniu czytałem ją jakieś dwa miesiące, czasem będąc pod ogromnym wrażeniem tego, z czego Myśliwski słynie - bogatego słownictwa, umiejętności zadawania niezwykle ważnych pytań, braku tak znamiennego dla współczesnego świata/zdania/słowa pośpiechu, a niekiedy miałem ochotę wcisnąć ją w najgłębszy, niedostępny mojemu wzrokowi...

więcej Pokaż mimo to