-
ArtykułyPan Tu Nie Stał i książkowa kolekcja dla czytelników i czytelniczek [KONKURS]LubimyCzytać4
-
ArtykułyWojciech Chmielarz, Marta Kisiel, Sylvia Plath i Paulo Coelho, czyli nowości tego tygodniaLubimyCzytać3
-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik20
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński6
Biblioteczka
2021-04-29
2019-08-29
2017-01-19
Po świetnym „Uwikłaniu” przyszła wreszcie pora na „Ziarno prawdy”. Ciekawiło mnie, czy autor utrzyma poziom pierwszej części i muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Zygmunt Miłoszewski chyba się rozkręca.
Istotną częścią „Uwikłania” było miejsce akcji. Warszawa widziana oczami prokuratora Szackiego była nie tylko tłem, była niemal tak samo żywa jak bohaterowie. Podobnie jest z miejscem akcji „Ziarna prawdy”. Po rozwodzie Teo postanawia opuścić Warszawę i zacząć nowe życie w malowniczym Sandomierzu. Niby marzy mu się spokój, spacery nad Wisłą i kawa w klimatycznych kawiarenkach, ale czy to przypadkiem nie jest rodzaj banicji? Przez pierwsze kilkadziesiąt stron mam wrażenie, że Szacki opuścił swoją ukochaną stolicę, żeby się ukarać za romans z małolatą, który rozbił jego szczęśliwą rodzinę. Sprawy, jakimi prokurator zajmuje się w Sandomierzu są wręcz śmieszne. Do tej pory prowadził trzydzieści dziewięć spraw o morderstwo, z czego dwadzieścia pięć zakończyło się wyrokiem skazującym. W Sandomierzu zamiast morderców, tropi złodziei rowerów i komórek.
Kolejny raz doświadczyłam prawdziwej huśtawki uczuć względem głównego bohatera. Na początku był odrażający. Pogrążony w mroku złośliwych myśli, zazdrości i żalu nie potrafił, a może nie chciał wyjrzeć ponad swoje nieszczęście. Krzywdził Klarę, bo widział w niej to, co chciał zobaczyć. Ani jej nie lubił, ani nie szanował. Wkurzał mnie jego sarkazm wobec wszystkiego i wszystkich. Z Szackiego czasem wyłaził taki warszawski dupek. Moje nastawienie do niego zmieniło się, gdy rozbeczał się żałośnie nad tymi kanapkami. Pan prokurator, choć dupek, też ma uczucia. Były nawet momenty, gdy budził mój głęboki podziw. Szacki wciąż jest bohaterem z krwi i kości. Chwała autorowi za to, że nie zrobił z niego bezosobowej maszynki do tropienia morderców, papierowej postaci bez przeszłości, charakteru i poglądów.
O Szackim można rozprawiać w nieskończoność i muszę przyznać, że związany z nim wątek obyczajowy pochłaniał moją uwagę w niemal równym stopniu jak wątek kryminalny. Autor usnuł intrygę, o jaką go nie podejrzewałam. Kto powiedział, że nie możemy mieć własnego Dana Browna? Sprawa potrójnego zabójstwa, nad którą pracuje Szacki wraz ze swoją nową koleżanką po fachu, Basią Sobieraj, to prawdziwy wrzód na tyłku. Nie dość, że morderca wciąż myli trop i bawi się z policjantami w kotka i myszkę, to jeszcze zrobił wokół sprawy medialny szum pozorując wendetę szalonego Żyda. Na szczęście nasz białowłosy heros Temidy znów udowadnia, że zbrodnia doskonała nie istnieje. Przynajmniej dopóki on jest prokuratorem.
Myślę, że „Ziarno prawdy” spodoba się nie tylko wielbicielom kryminałów. Ta powieść praktycznie czyta się sama. Poza morderstwami i zagadkami prowadzącymi śledczych do wstydliwych dla historii naszego kraju aktów antysemityzmu, mamy tu też wiele z powieści obyczajowej. Zygmunt Miłoszewski po raz kolejny udowodnił, że jest wnikliwym obserwatorem i tym razem wziął sobie na warsztat małe miasteczko oraz jego mieszkańców wraz z ich uprzedzeniami, powiązaniami i historią.
Po świetnym „Uwikłaniu” przyszła wreszcie pora na „Ziarno prawdy”. Ciekawiło mnie, czy autor utrzyma poziom pierwszej części i muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona. Zygmunt Miłoszewski chyba się rozkręca.
Istotną częścią „Uwikłania” było miejsce akcji. Warszawa widziana oczami prokuratora Szackiego była nie tylko tłem, była niemal tak samo żywa jak bohaterowie....
2016-04-19
Ze wstydem przyznaję, że "Uwikłanie" jest pierwszą powieścią Zygmunta Miłoszewskiego, jaką przeczytałam. Nie mogę uwierzyć, że tyle mnie ominęło.
"Uwikłanie" to kryminał, a ja o tego typu literaturze wiem niewiele, ponieważ zwykle czytam powieści obyczajowe. Jednak nawet taki laik jak ja (czy raczej przede wszystkim) może docenić poprowadzoną intrygę. Gdy Teodor Szacki przyjeżdża na miejsce zbrodni, mamy wrażenie, że to zwyczajne morderstwo (o ile morderstwo może być zwyczajne). Mężczyzna w średnim wieku z problemami natury emocjonalnej zostaje znaleziony martwy w miejscu, gdzie poddawał się grupowej terapii. Prokuratura i policja zaczynają śledztwo. Przesłuchują potencjalnych świadków, podejrzanych i bliskich denata. Zbierają materiał dowodowy, konsultują się z biegłymi i obalają postawione hipotezy jedna po drugiej. Każdego dnia zdobywają nowe informacje, ale sprawa zdaje się wciąż stać w miejscu.
Zygmuntowi Miłoszewskiemu udało się stworzyć bardzo realnego protagonistę. Teodor Szacki nie jest tylko papierową postacią z kart kolejnego szablonowego kryminału. Co kilka stron zmieniałam o nim zdanie. W końcu sama nie wiem czy go lubię czy nie. Z jednej strony odmawia przyjmowania łapówek mimo, że pracuje za psie pieniądze i nie zawsze czuje satysfakcję z wykonywanego zawodu. Zdarza mu się interpretować prawo na korzyść oskarżonego, ale tylko wtedy, gdy jego moralność nie pozwala mu postąpić inaczej. Z drugiej jednak strony, gdzie podziewało się jego poczucie przyzwoitości, gdy obściskiwał się po parkach z jakąś małolatą? Teodor Szacki zdaje się przechodzić klasyczny kryzys wieku średniego. Choć właściwie jego małżeństwo można uznać za udane, wplątuje się w romans z kilkanaście lat młodszą dziewczyną. Monika nie jest ani zachwycająco piękna, ani szczególnie inteligentna. Gdyby drążyć ten temat dalej, można by uznać, że nie dorasta Weronice do pięt. Więc dlaczego? „Jakie to podłe, dumał Szacki, że mamy tylko jedno życie, a ono tak szybko nas nuży.” Ot i cała filozofia.
Poza wątkiem kryminalnym warto zwrócić uwagę na Warszawę widzianą oczami prokuratora Szackiego. Autor bardzo wyraźnie zarysował miejsce akcji, ale i obraz społeczeństwa. Natomiast te fakty, które podaje na początku każdego rozdziału sprawdzają, że powieść staje się bardziej realna. Realności dodaje również dokładność, z jaką Zygmunt Miłoszewski przygotował się do pisania tej powieści. Dzięki niemu poznajemy kulisy pracy prokuratora. Wygląda to trochę inaczej niż w filmach i serialach, gdzie bohaterowie skupiają całą swoją uwagę na jednej sprawie. Okazuje się, że w ciągu jednego dnia trzeba napisać akt oskarżenia w jednej sprawie, przesłuchać podejrzanych w drugiej i iść na ogłoszenie wyroku w trzeciej.
Na koniec nie mogę się powstrzymać, żeby nie napisać kilku słów o filmie. Nie jest zły, jednak po przeczytaniu książki ma się wrażenie, jakby ta historia po przeniesieniu na ekran została kompletnie zrujnowana. Wszystkie najciekawsze elementy zostały zamienione i cała atmosfera powieści przepadła.
Mogłabym polecić „Uwikłanie” nie tylko tym, którzy zazwyczaj sięgają na półkę z kryminałami. Ta powieść to też portret polskiego społeczeństwa. Może trochę gorzki, ale uderzająco prawdziwy.
Ze wstydem przyznaję, że "Uwikłanie" jest pierwszą powieścią Zygmunta Miłoszewskiego, jaką przeczytałam. Nie mogę uwierzyć, że tyle mnie ominęło.
"Uwikłanie" to kryminał, a ja o tego typu literaturze wiem niewiele, ponieważ zwykle czytam powieści obyczajowe. Jednak nawet taki laik jak ja (czy raczej przede wszystkim) może docenić poprowadzoną intrygę. Gdy Teodor Szacki...
2016-05-03
To moje drugie spotkanie z Zygmuntem Miłoszewskim. Trochę mniej szałowe niż "Uwikłanie", ale wciąż bardzo dobre.
Nie mam bladego pojęcia o malarstwie i nawet trochę mi wstyd z tego powodu. Nie wiedziałam, które z opisywanych przez autora dzieł sztuki są prawdziwe, a które zmyślone na potrzeby tej historii, ale wszystkie wydawały mi się realistyczne.
O ile akcja miejscami ciągnęła się i trochę mnie usypiała, to sami bohaterowie warci byli każdej minuty poświęconej na tą powieść.
Karol Boznański. Z jednej strony cyniczny marszand handlujący sztuką, którą nie zawsze darzy szacunkiem. Lubi stwarzać pozory, budować swoją własna legendę. Pozuje na wielkiego znawcę i twardego negocjatora. Z drugiej jednak strony w życiu prywatnym nie przywiązuje tak dużej wagi do przepychu. W przeciwieństwie do Zofii nie wierzy, że te kilka bohomazów ma aż takie znaczenie dla polskiej kultury. Dla Karola liczą się proste rzeczy. Dzieci, rodzina, jego wiejski domek. No i pewna zołza.
Doktor Zofia Lorenz. Jest jednoosobową komórką Ministerstwa Spraw Zagranicznych zajmującą się odzyskiwaniem zaginionych polskich dzieł sztuki. Traktuje swoją pracę jak misję i można powiedzieć, że stała się ona całym jej życiem. Zofia jest zimna, dumna i wyniosła, ale gdzieś w środku wciąż pozostaje małą dziewczynką, która tropi skarby, posługując się wskazówkami kochanego dziadka.
Major Anatol Gmitruk. Do bólu uczciwy, prawy i honorowy. Nie wiem czy to cechy wrodzone czy nabyte w trakcie służby wojskowej. Na zewnątrz prawdziwy twardziel, w środku wciąż przeżywa chorobę żony i jej nagłe odejście. Strzeże swojej prywatności i wpada w szał, gdy ktoś próbuje w niej grzebać. Polubiłam go bardzo i wolałabym, by był odrobinę mniej bohaterski.
No i Lisa Tolgfors. Lisa to najprawdziwsza księżniczka. Jej przyszłość zapowiadała się bardzo obiecująco. Miała objąć katedrę na uniwersytecie w Uppsali. Niestety (bądź stety) na jej drodze stanął dwukrotnie starszy od niej Sten Borg. Był jej nauczycielem i zawrócił jej w głowie opowieściami o tajemniczej kolekcji obrazów, której nikt nie widział i o której nikt nie słyszał. Tak Lisa stała się jedną z najskuteczniejszych złodziejek dzieł sztuki na świecie. Czasem, gdy mówiła tą polską więzienną grypserą, trudno było pamiętać o jej arystokratycznych korzeniach.
Ta czwórka częściej przypominała suicide squad niż dream team, ale wspólne unikanie śmierci i poszukiwanie skarbów zbliżyło ich do siebie. „Bezcenny” to taki miks przygód Jamesa Bonda, Indiany Jonesa, Lary Croft i Nocnego Lisa, ale to bardzo udane połączenie. Mimo miejscami ślimaczego tępa, warto dotrwać do zaskakującego zakończenia.
To moje drugie spotkanie z Zygmuntem Miłoszewskim. Trochę mniej szałowe niż "Uwikłanie", ale wciąż bardzo dobre.
Nie mam bladego pojęcia o malarstwie i nawet trochę mi wstyd z tego powodu. Nie wiedziałam, które z opisywanych przez autora dzieł sztuki są prawdziwe, a które zmyślone na potrzeby tej historii, ale wszystkie wydawały mi się realistyczne.
O ile akcja miejscami...
Przyznaję, że nie lubię horrorów. Pewnie dlatego Stephen King jest jednym z moich ulubionych autorów. Miłoszewskiego polubiłam za Szackiego, dlatego koniecznie musiałam przeczytać jego debiut. Mimo, że to horror.
Przede wszystkim to bardzo ciekawy pomysł. To znaczy wszyscy znamy horrory, w których lokatorzy nie mogą wyjść z domu, bo więzi ich nieznana siła, która powoli ich morduje (lub skłania do tego, żeby mordowali się nawzajem). Jednak kto spotkał się z horrorem, którego miejsce akcji jest polskie blokowisko z wielkiej płyty? Moim zdaniem już samo miejsce akcji jest przerażające, kiedy się na nie spojrzy pod odpowiednim kątem. Jesienny, mglisty, deszczowy dzień (choć tu na przekór świeci słońce). Szare wieżowce, obdrapane klatki schodowe pokryte wysprejowanymi wulgaryzmami, piwniczne labirynty bez końca, trzeszczące windy. To już brzmi jak początek dobrego horroru. Dlatego brawo dla pana Miłoszewskiego za dobór miejsca akcji.
Drugi walor to bohaterowie. Prawdziwi ludzie z krwi i kości, mimo że żyją tylko między okładkami na kartach książki. Narwany małolat, trzęsący się alkoholik, młoda naiwniara. Nie ma tam żadnego bohatera, rycerza w lśniącej zbroi, który lekkim truchtem wbiegnie w mrok i przegoni straszydła. Jest prawdziwy strach i prawdziwa odwaga, która z tego strachu bezpośrednio wynika.
A jednak mam wrażenie, że nie do końca wszystko poszło jak miało pójść. Chyba potencjał tej historii nie został wykorzystany do zera. Może za mało trupów, krzyków i krwi lejącej się po schodach? Chociaż u Kinga na przykład, nie to przecież kochamy najbardziej. Jakoś mi tak głupio, bo trochę się czepiam, choć sama nie wiem czego konkretnie.
Przyznaję, że nie lubię horrorów. Pewnie dlatego Stephen King jest jednym z moich ulubionych autorów. Miłoszewskiego polubiłam za Szackiego, dlatego koniecznie musiałam przeczytać jego debiut. Mimo, że to horror.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toPrzede wszystkim to bardzo ciekawy pomysł. To znaczy wszyscy znamy horrory, w których lokatorzy nie mogą wyjść z domu, bo więzi ich nieznana siła, która powoli...