Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Chiamaka Adebayo i Devon Richards to jedyni czarnoskórzy uczniowie w prestiżowej Prywatnej Akademii Niveus na terenie Stanów Zjednoczonych. Każde z nich ma dobre stopnie i marzy o miejscu na najlepszych amerykańskich uczelniach. Chiamaka pragnie studiować medycynę, którą ukończyli także jej rodzice. Devon chce poszukać swojego miejsca, komponując muzykę w Szkole Juilliard. Wszystko układa się po ich myśli aż do rozpoczęcia ostatniej klasy szkoły średniej. To wtedy Chiamaka i Devon, wcześniej znający się tylko z widzenia, będą musieli połączyć siły, gdy staną się ofiarami ataków rasizmu.

"As pik" to debiutancka powieść w jednym tomie. Posiada intrygujący początek i błyskawicznie przeprowadzony finał. Te jej części faktycznie są jak thriller. Działalność "Asa" przypomina o historii Ku Klux Klan i trudno przewidzieć, do jakich aktów nienawiści może jeszcze dojść. Środek książki przebiega za to powoli, skupiając się na życiu uczuciowym dwójki bohaterów. Mamy tutaj dwie ścieżki narracji, z których każda stanowi reprezentacje osób LGTB+. Bohaterowie znajdują się w błędnym kręgu, każdy na coś na sumieniu (Chiamaka - ucieczkę z miejsca potrącenia, Devon - handel narkotykami), co uniemożliwia im szukanie wsparcia u władz czy nawet własnych rodziców. Czy "As" zdoła ujawnić wszystkie ich sekrety czy może bohaterowie zdołają się uwolnić, zanim dojdzie do tragedii?

Faridah Abike-Iyimide specjalnie nie podaje dokładnego czasu ani miejsca akcji - wiemy jednak, że to współczesność, w której funkcjonuje już np. Twitter. Przez to autorka chciała pokazać, że sytuacje dyskryminacji na tle rasowym (o różnym natężeniu) mogą mieć nadal miejsce zawsze i wszędzie. Pisarka oparła swoją debiutancką powieść na poczuciu wyobcowania, jakie poczuła, kiedy rozpoczęła studia w Szkocji. To wrażenie, że wszyscy poza Tobą o czymś wiedzą i uczestniczą w spisku plus zamiłowanie do oglądania seriali takich jak "Plotkara" czy "Pretty Little Liars" dało jej pomysł na "As Pik".

Powieść ta wzorowana jest na innych historiach, co powoduje powtarzalność pewnych scen, schematów i rozwiązań fabularnych. Mamy więc ucieczkę z miejsca akcji i nie wiadomo czy ofiara przeżyła (film - "I Know What You Did Last Summer"). "As" rozsyła w wiadomościach sms do wszystkich uczniów kompromitujące informacje o bohaterach, przy czym zawsze podpisuje się pseudonimem (jak "A" w "Pretty Little Liars"). Nie tylko Akademia Niveus jako prywatna, prestiżowa szkoła urządza co jakiś czas polowania na swoich uczniów (książka "STAGS"), w których udział to już tradycja. Finał jest niesamowicie pośpieszony, przez co nie wyjaśnia pewnych kwestii, przenosząc tylko akcję w epilogu o szesnaście lat później.

"As pik" to thriller młodzieżowy z reprezentacją osób LGBT+, który dodatkowo porusza kwestię prześladowania na tle rasowym. Świat w perspektywie osób czarnoskórych potrafi wyglądać zupełnie inaczej niż ta rzeczywistość, na którą na co dzień wszyscy razem patrzymy. Z tego powodu warto sięgnąć po ten tytuł. Jeśli ktoś jednak liczy na misternie rozegraną intrygę, to należy poszukać innej książki. Niewątpliwym plusem jest to, że autorka nie planuje z tej historii robić serii. Nie udało się jednak dobrze zamknąć wszystkich wątków w jednym tomie, przez co zbyt dużo kluczowych kwestii pozostaje bez odpowiedzi.

Recenzje zawsze na zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Chiamaka Adebayo i Devon Richards to jedyni czarnoskórzy uczniowie w prestiżowej Prywatnej Akademii Niveus na terenie Stanów Zjednoczonych. Każde z nich ma dobre stopnie i marzy o miejscu na najlepszych amerykańskich uczelniach. Chiamaka pragnie studiować medycynę, którą ukończyli także jej rodzice. Devon chce poszukać swojego miejsca, komponując muzykę w Szkole Juilliard....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

W skrócie: Śpiąca Królewna w odsłonie Disneya z reprezentacją LGBT+

Klątwa, ciążąca nad rodziną królewską, przechodzi z pokolenia na pokolenie. Darami wróżek zaś może zostać obdarowany każdy, kto jest w stanie zapłacić za to dostatecznie dużo w złocie. Tak żyje się w granicznym królestwie Briaru. To właśnie złoto rodu Fae, płynące w krwi ludzkich dziewczyn (Łask), jest tym cennym dodatkiem do eliksirów, które przywrócić mogą młodość, obdarzyć najcudowniejszym śmiechem czy inteligencją. I to zieleń we krwi sprowadza nieszczęścia i klątwy. Tylko jedna osoba w całym królestwie Briaru ma tak niszczycielską moc. To Alyce - Mroczna Łaska.

"Malice" to opowieść w dwóch tomach. Bardziej niż retelling baśniowego oryginału jest to alternatywna wersja wydarzeń dla filmowej wersji "Maleficent" od wytwórni Disneya. Bohaterowie klasycznych baśni zazwyczaj nie mają imion. Dzięki temu wydarzenia te mogą wydarzyć się zawsze i wszędzie, a także dotyczyć każdego. W jednej z wersji córka Śpiącej Królewny nosi imię Aurora. Podobnym tropem idzie Heather Walter i bohaterka jej książki jest potomkinią pierwszej przeklętej księżniczki. Nie do niej jednak należy narracja, tylko do Alyce - dziewczyny osadzonej w roli złego charakteru.

Gra imionami także dorównuje tu tej w filmowych (aktorskich) adaptacjach baśni. Stąd Alyce (imię) od Malice (przezwisko), a to już bezpośrednie skojarzenie do Maleficent. Zresztą nie sposób czytać "Malice" i nie zobaczyć w niej kreacji Maleficent Disneya - jedynie odmłodzonej tak aby wiekiem pasowała na rówieśnicę następczyni tronu. Z Alyce można się też dość szybko zidentyfikować jako z istotą inną, a przez to odtrąconą przez społeczeństwo nie ze swojej winy. Z dziewczyną, która zbiera wszystkie oszczędności na ucieczkę z miejsca, w którym się znalazła, bo być może gdzieś indziej świat będzie bardziej łaskawy.

Jest tu też inna wersja księżniczki Aurory, która od urodzenia nie tylko wie o ciążącej nad nią klątwie, ale także także o tym, że zdjąć ją może jedynie pocałunek prawdziwej miłości. I dlatego od dziecka na królewski rozkaz musi całować codziennie od kilkunastu do kilkudziesięciu obcych sobie mężczyzn. Co jeśli to jednak nie na wybrańca powinna wytrwale czekać? Aurora postanawia uratować się sama, wytrwale szuka wskazówek w historii swojego królestwa. Zaprzyjaźnią się też z Alyce. Czy klątwę może zdjąć potomek tej istoty, która przed wiekami ją w akcie nienawiści rzuciła?

Na duży plus zasługuje w tej książce kreacja świata, w którym żyją ludzie pragnący magii dworów Fae. Z granicznym królestwem Briaru, które tak samo broni pokoju, co ulega zepsuciu, opływając w bogactwa, bo to ich dziewczęta pobłogosławione zostały kiedyś przez Fae. Ciekawe będą opisy systemu pracy Łask na usługach królewskiego dworu i arystokracji. Obdarzone magią dziewczęta wykrwawiają się każdego dnia aby służyć do chwili, aż zgasną i znów będą zwyczajne. Z nadzieją, że do tego czasu oszczędności życia i koneksje pozwolą im na dalszą godną i bezpieczną egzystencję. Moce Alyce mają mroczniejsze pochodzenie i nigdy nie zgasną, co budzi nienawiść innych Łask, tym samym odcinając dziewczynę od jednej szansy na znalezienie rodziny i przyjaciół, jaką mogłaby mieć.

Powieść ta kilka razy zaskoczy, choć z biegiem fabuły wydarzenia stają się coraz łatwiejsze do przewidzenia. Akcja rozłożona na dwa tomy, pod koniec pierwszego kończy się sporym cliffhangerem - w tym miejscu, gdzie rozpoczyna się serce klasycznej baśni. Przypuszczalnie można byłoby historię Alyce i Aurory zmieścić w jednej, troszkę bardziej obszernej książce. Projektem okładki "Malice" zaś nie tylko zachwyca, lecz i tak mocno nawiązuje do Sagi Księżycowej, że z pewnością mogłaby należeć i to tamtej serii - także bazującej na baśniowych ramach.

Recenzje zawsze na zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

W skrócie: Śpiąca Królewna w odsłonie Disneya z reprezentacją LGBT+

Klątwa, ciążąca nad rodziną królewską, przechodzi z pokolenia na pokolenie. Darami wróżek zaś może zostać obdarowany każdy, kto jest w stanie zapłacić za to dostatecznie dużo w złocie. Tak żyje się w granicznym królestwie Briaru. To właśnie złoto rodu Fae, płynące w krwi ludzkich dziewczyn (Łask), jest tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Audrey Rose Wadsworth poznajemy w chwili, gdy pod okiem stryja ma przeprowadzić sekcję zwłok. Jeśli bezbłędnie to zrobi, dziewczyna ma szansę dostać się na zajęcia z medycyny sądowej. Będzie musiała jednak przyjść do sali anonimowo i pod przebraniem. Audrey Rose przyszło żyć w erze wiktoriańskiej, a takie zajęcie dla młodej damy gorszy zarówno jej ojca jak i brata czy resztę rodziny. W kimś budzi to jednak podziw. Thomas Cresswell to najzdolniejszy uczeń jej stryja. Bez problemu przejrzał dziewczynę. Czy ta para bohaterów będzie jednak w stanie rozwikłać także zagadkę fali morderstw, która za sprawą Kuby Rozpruwacza nawiedzi wkrótce Londyn?

"Jak podejść Rozpruwacza" autorstwa Kerri Maniscalco to początek serii (4 tomy), którą od dawna zobaczyć można było wśród popularnych zagranicznych tytułów z kategorii YA. Premiera w oryginale miała miejsce już w 2016 roku, czyli sześć lat temu. Obraz siedemnastoletniej dziewczyny w erze wiktoriańskiej i jej zamiłowania do medycyny (konkretnie do przeprowadzania sekcji zwłok) to nadal pomysł z niesamowitym wręcz potencjałem. Wyróżnia tym bohaterkę na tle wielu innych protagonistek. Do tego powieść wprost czyta się dla dynamicznych scen duetu Audrey Rose i Thomasa. Oczywiście interesuje nas też jako czytelników rozwiązanie zagadki, a wraz z nim odkrycie tożsamości mordercy. Idealna lektura, prawda?

Czytałam ten tytuł o wiele dłużej niż powinnam. Dlaczego? Tak angażujący początek i świetnie skrojona para głównych bohaterów miałaby siłę błyskawicznie przeprowadzić przez lekturę. Co poszło nie tak? Zbyt duża wierność historyczna wobec kolejności zbrodni Kuby Rozpruwacza przy próbie opowiedzenia też własnej historii. Mogłoby wyjść o wiele lepiej, gdyby Audrey Rose i Thomas dostali zwyczajnie inne śledztwo a nie sprawę sławnego Rozpruwacza. Ma się przez to wrażenie niewykorzystanego w pełni potencjału bohaterów w trakcie lektury. Ta seria bazuje jednak na osadzaniu fabuły w okolicach ważnych wydarzeń / aktywności rzeczywistych postaci historycznych, inaczej więc być nie mogło.

To kryminał - w cenie jest więc całokształt. Tutaj motywy dla popełnianych zbrodni i poszlaki sprawiają wrażenie łączonych na siłę, tak aby tylko pasowały choć trochę do osobowości wskazanego przez autorkę mordercy - kogoś z bliskiego kręgu Audrey Rose. Do tego dochodzi jeszcze styl opowiadania historii. Jestem już też po lekturze nowszej serii Kerri Maniscalco (tom 1 - Królestwo Nikczemnych) i tam jest ten sam problem, czyli styl pełny niepotrzebnych powtórzeń dosłownie co kilka akapitów. Nie tylko to nuży, ale odbiera także siłę przekazu, do tego niepotrzebnie wydłużając czas lektury. Wiemy, że Audrey Rose nie pasuje do obrazu tamtej epoki. Jako czytelnicy mamy stale tego świadomość. Czy trzeba nam o tym co stronę przypomina? Zdecydowanie nie.

Siła tej historii tkwi w kreacji postaci pierwszoplanowych. Thomas i Audrey Rose mają kilka idealnych scen, pełnych emocji i wymiany ciętych ripost, które bawią nie tylko bohaterów, ale też czytelnika. Mają też kilka takich, które zdają się rzucane w próżnię. Nic nie wnoszą do fabuły, poza tym iż pokazują stałe przekomarzania się pary - identyczne zagranie (a tym samym problem) był też w "Królestwie Nikczemnych". Wszystkie te kwestie mogłyby wypaść, a historia nic by na tym nie straciła.

Mimo to chętnie zobaczę Audrey Rose i Thomasa w kolejnym śledztwie, licząc się już z tym, że autorka po prostu ma taki styl, a książki czyta się wtedy nie dla całokształtu - tylko dla poznania dalszych losów bohaterów oraz pięknie oddanego klimatu ery wiktoriańskiej. Z całą pewnością będę wyczekiwać daty premier kolejnych z czterech tomów.

Recenzje zawsze na: zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Audrey Rose Wadsworth poznajemy w chwili, gdy pod okiem stryja ma przeprowadzić sekcję zwłok. Jeśli bezbłędnie to zrobi, dziewczyna ma szansę dostać się na zajęcia z medycyny sądowej. Będzie musiała jednak przyjść do sali anonimowo i pod przebraniem. Audrey Rose przyszło żyć w erze wiktoriańskiej, a takie zajęcie dla młodej damy gorszy zarówno jej ojca jak i brata czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy Król Cieni podporządkowuje sobie coraz więcej ościennych królestw, Alessandra Stathos marzy tylko o jednym - aby mieć taką samą władzę jak on. Postanawia zdobyć serce władcy, a następnie go zabić. Tymczasem młody Kallias jest wyjątkowo nieufny nawet wobec swoich dworzan, których trzyma blisko siebie. Jego zdaniem to któraś z tych osób odpowiedzialna jest za zamach na jego rodziców - króla i królową. Czy Alessandra osiągnie swój cel? A może jednak w decydującym momencie postanowi posłuchać głosu serca?

"Cienie między nami" to opowieść w jednym tomie. Książka rozpoczyna się od szokującego wyznania - bohaterka ma już na koncie jedno morderstwo i to takie z miłości. Jest to niestandardowe zagranie jak na fantastykę młodzieżową i początkowo mocno chwyta uwagę czytelnika, kiedy eksploruje się świat powieści. Trudno określić jej czas akcji. Może to być monarchia w przyszłości, jak w przypadku takich serii jak "Rywalki" czy "Royal". Z jednej strony w użyciu są karabiny maszynowe i elektryczność, z drugiej wszędzie jeździ się konno lub powozami. Jak tylko Alessandra trafia na dwór, aktywuje się kolejny ciekawy wątek - to motyw zamku, na którym do pozostania zostali zmuszeni wszyscy arystokraci obecni w noc morderstwa królewskiej pary. Bohaterowie będą zmuszeni połączyć siły by przetrwać. Czy ostatecznie i tak rozdzieli ich finał?

Kolejnym interesującym elementem jest tu wątek młodzieńca spowitego w tajemnicze cienie, który może żyć nawet setki lat. Bezsprzecznie przypomina w tym bardzo postać Darklinga z "Cień i Kość". Jest to jednak podobieństwo tylko zewnętrzne. Kalliasa spowijają cienie i pomagają mu stać się niematerialnym (uniknąć ciosu sztyletem) czy też przenikać przez obiekty (wchodzić wszędzie bez klucza). To dar krążący w żyłach jego rodziny od pokoleń. Nie pomaga mu jednak władać ciemnością czy ją sprowadzać. Kluczem do zachowania niezwykłej mocy jest nie dać się nikomu dotknąć, a to przecież spróbuje zrobić Alessandra, dążąc do podbicia serca króla.

"Cienie między nami" to historia w jednym tylko tomie, mieszcząca w sobie to, co niejeden autor pokusiłby się podzielić nawet na trylogię. Fabuła na takim zabiegu zyskuje, bo obfituje w wydarzania. Możemy obserwować pełną ścieżkę Alessandry do zdobycia tronu, władzy i korony. Traci książka niestety na złym rozmieszczeniu akcji i pośpieszaniu finału. Zrozumiałe jest, że dla Alessandry niezwykle ważne są projekty sukien i wyprawianie balu, ale ustąpić powinny całościowej intrydze skrytobójców. Zachowanie w wieku Alessandry można by jeszcze zrozumieć, ale Kallias wydawał się mieć o wiele więcej lat niż tylko czekać na dwudzieste pierwsze urodziny. Poważność to cechy właściwe młodemu królowi (już nie księciu), jednak gdy się o nim czyta, ma się przed oczami obraz kogoś o wiele starszego.

Choć Tricia Levenseller ma na swoimi koncie jeszcze jedną serię (także przetłumaczoną na język polski), jest to moje pierwsze spotkanie z jej twórczością. Książkę czytało się niezwykle szybko. Styl autorki był prosty i przyjemny. Bohaterowie zarysowani zostali w sposób na tyle interesujący już na samym początku, że chciało się dalej śledzić ich losy. Powieść pasuje do kategorii YA, bo choć patrząc po samej okładce wydaje się mroczna, tak nie ma w niej szczegółowych opisów brutalności zamachów czy relacji intymnej między bohaterami. Pozostaje wrażenie, że drzemał w "Cieniach między nami" większy potencjał. Mimo to pozytywnie wspominać będę lekturę.

Recenzje zawsze na zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Kiedy Król Cieni podporządkowuje sobie coraz więcej ościennych królestw, Alessandra Stathos marzy tylko o jednym - aby mieć taką samą władzę jak on. Postanawia zdobyć serce władcy, a następnie go zabić. Tymczasem młody Kallias jest wyjątkowo nieufny nawet wobec swoich dworzan, których trzyma blisko siebie. Jego zdaniem to któraś z tych osób odpowiedzialna jest za zamach na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mina dostaje się do krainy bogów jako wybranka Boga Morza. Nie, wcale nie została wytypowana przez starszyznę nadmorskiej wioski. Nie wyróżnia jej talent ani nadzwyczajna uroda tak jak innych wybranek poświęconych w poprzednich latach. Lecz wciąż trwają nieustające sztormy, a kraj spustoszony przez wojnę stara się ubłagać bóstwo o pomoc.

Mina, nie mogąc znieść dramatu swojego brata (zakochanego w najpiękniejszej dziewczynie w wiosce), zajmuje miejsce ofiary i przypieczętowuje swój los. Okazuje się, że bóstwa zaświatów głuche były na zanoszone przez ludzi modlitwy. Na ich świat także padł cień klątwy. W dodatku czerwona nić przeznaczenia splata ze sobą nie te osoby, które powinna.

Ciężko dziś o dobre porównania na okładce. Często są one mylące. Nie tym razem. "Dziewczyna, która skoczyła do morza" to faktycznie powieść stworzona dla fanów "Spirited Away". Czyta się książkę i chce się powrócić do tamtego filmu. Sceny z animacji przypominają o książce Axie Oh i krąg się zamyka.

Pierwsza rekomendacja odnośnie tej książki i jej podobieństwo do "Spirited Away" jest więc prawdziwa, druga już mniej trafiona. Nie będzie to książka "dla fanów Wojny makowej Rebecci F. Kuang", chyba że pod uwagę weźmiemy tylko to, że obie historie dzieją się w Azji Wschodniej dawnych czasów i występują w nich bogowie, a kraj ogarnięty jest wojną. Powieść Axie Oh mogą czytać spokojnie nawet młodsi czytelnicy zafascynowani baśniami, kiedy "Wojny makowe" pełne są tak brutalnych scen, że rekomendowane powinny być dla zdecydowanie starszego odbiorcy.

Jaka jest jednak powieść Axie Oh? W skrócie to baśń na 300 stron. Pisana też takim skrótowym baśniowym stylem, przez co niektóre relacje wydają się być spłycone - bo zwyczajnie nie ma czasu na ich przepracowanie ani przez bohaterów ani przez czytelnika. Czy powoduje to, że powieść czyta się gorzej? Tylko na początku. Wstęp jest tu bardzo chaotyczny i łatwo odłożyć książkę. Jeśli jednak tego nie zrobimy, to już w następnych rozdziałach historia udowadnia swoją siłę.

Podobnie jak "Spirited Away" to model fabuły: ludzka dziewczyna w krainie duchów i bogów. I wymiar ten jest magiczny, choć funkcjonuje czasami na dziwnych prawach. Raz na tych należnych naszej rzeczywistości (są herbaciarnie, duchy mogą jeść, spać czy odczuwać ból), a i innym razem więcej tu z krainy zaświatów (ryby pływają w powietrzu niczym ptaki, a choć wszystko jest głęboko pod wodą to i tak świeci tam słońce/pada deszcz lub też można skraść duszę i przemienić ją w srokę).

Pytanie jak czytałoby się książkę bez obrazu znanego ze "Spirited Away" w głowie? Mógłby być problem. Bo choć tam mamy mitologię japońską a tutaj koreańską, to jednak obraz animacji Studia Ghibli jest podstawą aby móc się w tym wszystkim, co stworzyła Axie Oh, połapać. By książka mogła funkcjonować samodzielnie, musiałaby bardziej zagłębić się w świat przedstawiony - tym samym wyjaśnić wiele aspektów historii, a wtedy nie miałaby zaledwie trzystu stron. To mało jak na opowieść fantasy, gdzie akcja zamyka się w jednym tylko tomie.

"Dziewczyna, która skoczyła do morza" to nowość wydawnicza nawet na rynku zagranicznym. Powieść ukazała się dopiero na początku 2022 roku. Piękne wydanie (dwie różne wersje okładki w wersji anglojęzycznej) i graficzne projekty dla scenerii akcji tej książki zachęcały do lektury. Choć można przewidzieć sporo z przebiegu linii fabularnej, nie można odmówić wizji Axie Oh, że działa na wyobraźnię czytelnika.

To też książka, po którą można sięgnąć w ramach trwającego właśnie w miesiącu maju "Asian American and Pacific Islander Heritage Month". Spodoba się fanom romantycznych historii, także tym którzy uwielbiają czytać mangę czy oglądać anime lub k-dramy. Mitologia koreańska to kopalnia inspiracji i pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze więcej powieści z jej udziałem będzie ukazywać się na naszym rynku. I tak, są tutaj smoki :)

Recenzje zawsze na zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Mina dostaje się do krainy bogów jako wybranka Boga Morza. Nie, wcale nie została wytypowana przez starszyznę nadmorskiej wioski. Nie wyróżnia jej talent ani nadzwyczajna uroda tak jak innych wybranek poświęconych w poprzednich latach. Lecz wciąż trwają nieustające sztormy, a kraj spustoszony przez wojnę stara się ubłagać bóstwo o pomoc.

Mina, nie mogąc znieść dramatu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Palermo zamieszkuje trzynaście wiedźmich rodów. W jednym z nich urodziły się bliźniaczki, Emilia i Vittoria, którym przekazano pieczę nad amuletami o szczególnym znaczeniu. Ostrzegano też wielokrotnie przed Nikczemnymi - siedmioma książętami piekieł. Kiedy przychodzą upomnieć się o dług magii, wykradzionej kiedyś przez pierwszą wiedźmę samemu diabłu, świat sióstr drzy w posadach. Jedna ginie, drugiej pozostaje szukać sprawiedliwości - niezależnie od ceny.

"Królestwo Nikczemnych" to pierwszy tom trylogii, w którym następuje swego rodzaju odtworzenie mitu o Persefonie i Hadesie. W tej wersji to dziewczyna sama schodzi do zaświatów aby dokonać zemsty i wytropić morderców siostry bliźniaczki. Wydarzenia te (zmianę wymiaru) zapowiada też przepiękna mapa, której grafika zdobi wewnętrzną stronę okładki. Bohaterowie jednak do przedstawionego tam (tytułowego zresztą) Królestwa Nikczemnych nie zawitają w tomie pierwszym. O czym jest więc jedynka?

To seria z zagadką kryminalna pełniąca rolę głównej osi historii. Zadaniem na tom pierwszy jest odszyfrowanie tożsamości mordercy / morderców siostry, odtwarzając kroki z jej ostatnich dni. Emilia, jak się okazuje, wiele o swojej bliźniaczce nie wiedziała. By móc odczytać chociażby jej zapieczętowany zaklęciem pamiętnik, zmuszona będzie wezwać do zaklętego kręgu demona. W tym duecie, wiedźma i Pan Gniewu, śledztwo będzie się toczyć przez cały pierwszy tom.

Historię poznajemy tylko z perspektywy Emilii. Przez to też tok dochodzenia pełen jest licznych powtórzeń. Emilia jako narratorka ma to do siebie, że ciągle coś wspomina (nawet jeśli i czytelnik przy tych wydarzeniach był). A może to raczej autorka nieustannie robi co kilka stron podsumowanie nie tak dawnych przygód bohaterów? Wydarzenia poprzedzające zejście do piekieł są niepotrzebnie rozwleczone, skoro nie wskazują jasno tożsamości wszystkich sprawców. Czyni to z tomu pierwszego niesamowicie długi prolog dla serii, która przypuszczalnie swój potencjał osiągnie dopiero w tomie drugim. Jest to przypadek podobny do serii Dwory (ACOTAR). Tam również to kontynuacja ukazuje jakość historii, praktycznie przemieniając całkowicie znacznie wydarzeń tomu wprowadzającego do świata.

Trudno samodzielnie jest też określić czas akcji "Królestwo Nikczemnych". Nie są to czasy tak odległe jak średniowiecze, nie jest i współczesność. Z wywiadów z autorką można wyczytać, że to późne lata 1800. Wszystkie wydarzenia pierwszego tomu dzieją się w jednym włoskim mieście, tymczasem trudno jest poczuć klimat wyspy (Sycylia) i przepięknego Palermo. Można wielokrotnie dowiedzieć się, co bohaterowie jedzą, nie ma za to opisów architektury, które konkretniej wskazywałyby na miejsce akcji.

"Królestwa Nikczemnych" nie czyta się zbyt szybko. Dialogów się wprost wypatruje, kiedy większość opisów stanowią albo kulinarne wskazówki albo rozległe rozmyślania głównej bohaterki. Emilia zastanawia się, jaka cięta riposta dla wroga będzie najlepsza - co powoduje niepotrzebne zawieszenia akcji. Dodatkowo Nikczemni stale mącą jej umysł. W porównaniu do serii ACOTAR (bo to dla jej fanów rekomendowana jest często i ta powieść) tutaj dopiero rodzi się wątek romantyczny, nie ma za to scen w kategorii 18+. W to miejsce są ciała kolejnych ofiar i opisy miejsc zbrodni. Parę zwrotów akcji może co prawda zaskoczyć, system magiczny i jego zasady użycia są opisane jednak zbyt mgliście, by wymienić je na plus. To magia na zasadzie domysłów - zadziała dobrze, źle albo wcale. Nie ma pewnych słów zaklęcia, są zioła, kości i kręgi oraz dowolne zdanie po łacinie do wyboru.

Nie jest to debiut, tylko kolejna seria autorki. Ja z całą jednak pewnością spróbuję jeszcze lektury jej wcześniejszej serii - Stalking Jack the Ripper, która w polskim przekładzie ukaże się już w czerwcu. Tam akcja zaczyna się już od samego początku. Jak będzie przebiegała dalej? Trzeba to potwierdzić w trakcie lektury. Na ten moment "Królestwo Nikczemnych" ma duży potencjał świata przedstawionego, który zadziałałyby o wiele lepiej w choć trochę bardziej skondensowanej formie.

Źródło recenzji: zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Palermo zamieszkuje trzynaście wiedźmich rodów. W jednym z nich urodziły się bliźniaczki, Emilia i Vittoria, którym przekazano pieczę nad amuletami o szczególnym znaczeniu. Ostrzegano też wielokrotnie przed Nikczemnymi - siedmioma książętami piekieł. Kiedy przychodzą upomnieć się o dług magii, wykradzionej kiedyś przez pierwszą wiedźmę samemu diabłu, świat sióstr drzy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak sugeruje tytuł, jest to powieść o vortexach - tutaj rozumianych jako tunelach czasoprzestrzennych. Za ich pomocą bohaterowie w mgnieniu oka zmieniają kontynent czy też przenoszą się w przeszłość. W świecie pełnym możliwości zapowiada się emocjonująca lektura, prawda?

Anna Benning snuje wizję o znanej nam rzeczywistości, która odmieniona została prawie wiek wcześniej przez pravortex. W wyniku zmiany mutacji ulegała też przyroda - zwierzęta jak i ludzie. Teraz spotkać można splitów, a ich moce wymieszane są w jednym z żywiołów: powietrza, ognia, wody lub wiatru.

Elaine w całym tym nowym porządku świata marzy by przynależeć do łowców - utalentowanej grupy o silnej woli, która podróżuje vortexami i wyłapuje niebezpiecznych splitów. Aby znaleźć się w ich gronie musiałaby znaleźć się wśród zwycięzców wyścigu vortexami. I dziewczynie się to udaje... przy drobnej manipulacji czasem. Od tego momentu wydarzenia przyśpieszają. Okazuje się, że niewielu może bezpiecznie podróżować vortexami, ale jeszcze mniej potrafi sterować nimi tak, aby nagiąć tor na inny czas.

Czy "Vortex" to powieść dla fanów "Igrzysk"? Podobnie jest to antyutopia skierowana do młodzieży. Trzeba przywyknąć jednak do obecności mutacji na poziomie X-Menów. Spiterzy mogą się palić (całościowo jako żywe pochodnie) albo z ich rąk wyrastać będą niekończące się pędy. Na sierści zwierząt rośnie trawa i kwitną kwiaty. Woda leje się z wodospadów nieustannie, nie gromadząc się nigdzie poniżej. A tych wodospadów i podobnie zachwianych praw fizyki jest sporo. Powtarzalność tego samego elementu krajobrazu w różnych miejscach fabuły powoduje, że trudno jest potem streścić logicznie całość. Kiedy zmutowane miasta miałyby z pewnością o wiele więcej do zaoferowania. Podobnie zresztą jak wątek romantyczny, w którym Elaine spotyka swojego zaginionego idola - dawnego łowcę. Balian to ciekawa postać, w dodatku inny podróżnik w czasie (co spodoba się fanom Trylogii Czasu od Kerstin Gier). Choć bohaterowie czują coś do siebie, całe sprawy sercowe zepchnięte zostają na drugi tor. To wszystko powoduje, że "Vortex" mógłby być jedną z moich ulubionych powieści, ale nią nie jest.

Początek trylogii wciąga. Zaczyna się od emocjonującego wyścigu vortexami, następnie zaraz przenosi czytelnika do siedziby rebeliantów, gdzie (będąc chwilowo po stronie wroga) każe się kwestionować ustalony porządek świata. Potem zaczyna się nauka przeskoków w czasie i rozpoczyna wątek romantyczny. Całość standardowo kończy próba ocalenia świata.

"Vortex" to dobra powieść, do której musiałam robić jednak kilka podejść, zanim ostatecznie coś między nami zaskoczyło. Z chęcią poznam tom drugi, ale nie dlatego, że zachęciła mnie do tego fabuła albo strasznie ciekawi mnie, co się stało dalej z bohaterami. Raczej ciekawi tutaj bardziej koncepcja świata. Jak jedynka opisywała miasto grunterów (mutacje z mocami ziemi i za jej pomocą budowane miasta), tak okładka tomu drugiego opisuje podróż w morskie odmęty.

Dla osób szukających wyróżniającej się antyutopii bardziej niż "Vortex" poleciłabym serię "Brzydcy, Śliczni, Wyjątkowi", która doczekała się nowego wydania na polskim rynku. Również rozgrywając się w przyszłości budzi o wiele więcej emocji.

RECENZJE ZAWSZE NA: zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Jak sugeruje tytuł, jest to powieść o vortexach - tutaj rozumianych jako tunelach czasoprzestrzennych. Za ich pomocą bohaterowie w mgnieniu oka zmieniają kontynent czy też przenoszą się w przeszłość. W świecie pełnym możliwości zapowiada się emocjonująca lektura, prawda?

Anna Benning snuje wizję o znanej nam rzeczywistości, która odmieniona została prawie wiek wcześniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Avery Grambs przyzwyczajona jest do tego, że życie przypomina grę. Nauczyła ją tego matka, obraz biedy zmieniając w wyzwanie jak przetrwać bez prądu, gazu czy jedzenia. Teraz jednak Avery ciężko jest wiązać koniec z końcem, a nie weszła jeszcze w pełnoletność. Po nagłym odejściu matki mieszka z przyrodnią siostrą, a czasem i sypia w samochodzie. Avery pracując i jednocześnie się ucząc, wylicza swoje szansę na stypendium, które pozwoliłoby jej studiować. Wezwanie do dyrektora wyrywa ją z szarej rzeczywistości. Okazuje się, że to Avery Grambs ktoś zapisał spadek. W grę wchodzą miliony. Tylko że tajemniczy miliarder z Texasu miał też rodzinę i pełnoprawnych dziedziców. Rozpoczyna się gra na czas. Jeśli Avery uda się wytrwać rok w roli dziedziczki, wszystko przejdzie na nią. O ile tylko przeżyje.

"The Inheritance Games", czyli gra w dziedziczenie, to tytuł rozpoznawalny wśród zagranicznych premier. Kusił nie tylko interesującym opisem fabuły, co projektem graficznym okładki. Gdy czytelnik zagłębią się w lekturę, poszczególne elementy (takie jak klucze, balerina czy miecz) nabierają znaczenia.

Dlaczego Tobias Hawthorne praktycznie wydziedziczył swoją rodzinę? Czy czterech dziedziców wystąpi przeciwko Avery w wyścigu po spadek? Wnuków najszybciej rozpoznać można po ich stylu życia. Nash (najstarszy) nosi się po kowbojsku i jeździ po świecie, przygarniając do służby ludzi. Grayson w idealnie skrojonym garniturze szykuje się do kierowania fundacją charytatywną. Jameson zawsze na granicy w sportach ekstremalnych, bo wtedy łatwiej mu się myśli. Xander (najmłodszy) to urodzony wynalazca, którego spotkamy w pobliżu laboratorium. Wszyscy czterej przez lata wytrenowani w grach dziadka, starający się mu stale zaimponować. Lecz Avery także potrafi grać i nie zamierza stać bezczynnie obok. Nie zna powodu, dla którego ujęto ją w testamencie i musi to odkryć. Rozległe tereny posiadłości jak i samo Hawthorne House w Teksasie, pełne skrytek, tajnych przejść i podziemnych korytarzy, okazują się być ostatnią grą miliardera. Jasne staje się, że stawką jest życie.

"The Inheritance Games" to porywający początek, troszkę słabszy środek i na powrót wciągnięcie do gry po incydencie ze strzelbą. Kiedy myślimy już, że zagadka została rozwiązana, pojawia się następna wskazówka, która akcje przeniesie już do drugiego tomu.

Książka napisana jest lekkim stylem i szybko się ją czyta. Historia ta wyszłaby super jako film. To coś dla fanów STAGS a także Mary Shelley Club. Dodatkowo choć Avery nie dziedziczy tytułu, to opowieść ma klimat Pamiętników Księżniczki (gdyby te były thrillerem). Podobnie jest tam nagła fortuna, a wraz z nią status nastolatki sławnej na całe USA, do tego bogaci "krewni" czy przydzielona ochrona.

Od początku dziwi tylko troszkę konstrukcja. Powieść ma ponad 90 rozdziałów, lecz są one bardzo krótkie (np. na trzy strony) i kończą się czasem w przedziwnych miejscach. Nie ma na finał pytania czy zawieszenia akcji, które spinałoby ładnie rozdział jako całość. Jest tylko cięcie, które zostaje natychmiastowo wznowione w kolejnym rozdziale. Odpowiednio ucięte i krótsze rozdziały mogą zwiększyć tempo akcji, tutaj jednak jest to zbędne. Akcja napędza się sama poprzez kolejne zagadki.

W pierwszym tomie "The Inheritance Games" nie ma też na dobrą sprawę wątku romantycznego. I to nie dlatego, że żaden z braci nie skradł serca Avery. Super wychodzą interakcja dziedziczki z każdym z braci Hawthorne'ów, bo są one tak odmienne. To cały wątek Emily mocno rzuca się cieniem na bohaterów, przez co trudno żeby jakakolwiek relacja (większa niż zauroczenie) mogła się rozwinąć. Sama postać tajemniczej Emily nie jest też innowacyjna, bo często ktoś taki jest w thrillerach - duch, którego czaru żywi za nic nie mogą prześcignąć.

Żaden z czterech braci nie skradł też jeszcze mojego serca, choć można obstawiać, kogo wybierze Avery. Tym samym "The Inheritance Games" to zestaw silnych charakterów i ciekawych postaci (bo są jeszcze córki miliardera, jego teściowa czy pracownicy rezydencji), których pełen potencjał ujrzymy w kolejnych częściach. Nie zmienia to faktu, że bardzo się cieszę z premiery tej książki w polskim przekładzie i wyczekiwać będę następnych jej tomów.

Recenzje zawsze na zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Avery Grambs przyzwyczajona jest do tego, że życie przypomina grę. Nauczyła ją tego matka, obraz biedy zmieniając w wyzwanie jak przetrwać bez prądu, gazu czy jedzenia. Teraz jednak Avery ciężko jest wiązać koniec z końcem, a nie weszła jeszcze w pełnoletność. Po nagłym odejściu matki mieszka z przyrodnią siostrą, a czasem i sypia w samochodzie. Avery pracując i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Stara książka i ukryta w niej dedykacja - dokładnie tyle wystarczy by Izumi Tanaka rozpoczęła poszukiwania swojego biologicznego ojca. Dotąd wychowywana przez samotną matkę, licealistka zastanawia się, jakby to było opuścić senne amerykańskie miasteczko i spróbować poszukać swego szczęścia w kraju przodków - Japonii. Marzenie niespodziewanie się spełnia, kiedy pod dom dziewczyny zajeżdżają stacje telewizyjne i przedstawiciele ambasady. Okazuje się, że rodzina od strony ojca ma cesarskie korzenie, a na Izzy w Japonii czeka tytuł księżniczki. Od tej pory bieg wydarzeń nabiera szaleńczego tempa. Czy Izumi podobała wyzwaniu i sprosta oczekiwaniom korony jak i serca?

Fabuła brzmi znajomo? Cofnijmy się na moment w czasie. Jest rok 2000 i swoją premierę ma książka "Pamiętnik Księżniczki" autorstwa Meg Cabot. W kolejnych latach powstaną kolejne części serii, która doczeka się także filmowej adaptacji. Jej narratorem jest Mia Thermopolis, która dowiaduje się, że jej ojciec powiązany jest z monarchią Genovii.

Emiko Jean wykorzystuje w "Tokio Ever After" bardzo podobny scenariusz, ale uzupełnia go innymi wątkami - przede wszystkim kulturowymi. Nie ma tu fikcyjnego królestwa Genovii, tylko tron Japonii do objęcia. Książka ta pełna jest ciekawostek związanych z kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni - od tych religijnych po kulinarne czy językowe.

"Pamiętniki Księżniczki" nie brzmiały tylko dumnie z nazwy. Relacje naprawdę przedstawiane są w nich w formie wpisów z pamiętnika bohaterki. W "Tokio Ever After", poza wycinkami z gazet, mamy narrację jak w każdej innej książce. Sam tytuł nawiązuje tu jednak także do zwrotu z języka angielskiego "and they lived happily ever after", który usłyszeć można na końcu baśni: "i żyli długo i szczęśliwie". Skoro Izzy stała się prawdziwą księżniczką, to czy szanse ma się też ziścić baśniowy scenariusz? Czy w Tokio odnajdzie swoje "długo i szczęśliwie"?

Izzy chcę spróbować swoich sił w Japonii, mając nadzieję, że odnajdzie tam swoje miejsce na ziemi wśród otaczających ją ludzi o podobnym wyglądzie. Dziewczyna nie zna jednak japońskiego, a kultura Japończyków czyni ich jeszcze odleglejszymi. Jest tu wątek romantyczny lecz subtelny, kiedy na pierwszy plan wysuwa się droga ku poszukiwaniu swojej tożsamości. Mimo to czytelnik skrycie kibicować będzie uczuciu księżniczki i przydzielonego jej pracownika ochrony. Czy to może udać się, kiedy nadal tabu stanowi nawet dotknięcie kogokolwiek z rodziny cesarskiej?

Jeśli ktoś lata temu dobrze bawił się przy historii przedstawionej w "Pamiętnikach Księżniczki", to w "Tokio Ever After" także odnajdzie ten klimat. Emiko Jean tom pierwszy swojej serii nie kończy żadnym cliffhangerem. Historię można traktować jako całość, mimo iż będzie jej kontynuacja. Na ten moment "Tokio Ever After" jest pełne humoru, napisane przyjemnym stylem i w takiej samej mierze opowiadające o mniejszościach narodowych co o dynastiach.

Recenzje na blogu zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Stara książka i ukryta w niej dedykacja - dokładnie tyle wystarczy by Izumi Tanaka rozpoczęła poszukiwania swojego biologicznego ojca. Dotąd wychowywana przez samotną matkę, licealistka zastanawia się, jakby to było opuścić senne amerykańskie miasteczko i spróbować poszukać swego szczęścia w kraju przodków - Japonii. Marzenie niespodziewanie się spełnia, kiedy pod dom...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cassidy Blake bardzo chciała dostać się do Hogwartu. Gdyby tak się stało, wylądowałaby zapewne w Griffindorze. Tymczasem los chciał, że wylądowała po drugiej stronie Zasłony i widzi duchy.

"Korytarz kości" to tom drugi trylogii V.E.Schwab skierowanej do młodszej młodzieży. Seria zabiera nas w podróż po różnych nawiedzonych miejscach świata. Rodzice Cassidy w trakcie kręcenia swojego programu telewizyjnego mieszają historyczne fakty i miejskie legendy w podobnych proporcjach. Jeśli więc ktoś ma ochotę na wycieczkę do Edynburga (tom 1) lub Paryża (tom 2), to książki z tej serii będą jak bilet.

Po pierwszym tomie ("Miasto Duchów") przygód Cassidy, tom drugi odbieram już o wiele lepiej. Wiem, że to Middle Grade bez wątków romantycznych (nawet cienia sugestii), a całość relacji z duchem opiera się na przyjaźni (w przeciwieństwie do serii Pośredniczka od Meg Cabot - którą równie serdecznie polecam). Jednocześnie na tle innych powieści Middle Grade, historia Cassidy wyróżnia się, balansując na granicy tego, co ekscytujące a straszne. Nie jest to historia o duchach, po której nie można by zasnąć, a taka, która pobudza ciekawość, by zajrzeć za zasłonę do Międzyświata i odkrywać rządzące nim prawa.

W "Korytarzu kości" naprawdę lśni humor przyjaciela-ducha Jacoba, który zawsze rzuca cięte riposty i trafne uwagi. Udaje też starach, tylko po to aby Cassidy czuła się bezpieczna. Dziewczyna coraz jednak silniej czuje powołanie by zaglądać na drugą stronę i ani strach ani zdrowy rozsądek nie są już w stanie jej powstrzymać. Misja odesłania duchów, które utknęły i nie mogą przejść dalej, wychodzi na pierwszy plan.

Karty tej historii przelatują tak szybko przez palce, jakby przewracał je nam jakiś duch. Akcja pędzi do przodu, gdy coś z paryskich katakumb podąża za Cassidy by rozpocząć z nią grę, stopniowo siejąc coraz większy zamęt w świecie żywych. Czy zaklęcie wypowiedziane z lusterkiem w dłoni zadziała na niepamięć? Kim jest tajemniczy duch i jak go odesłać?

Poza zagadką tego tomu, następuje tu też wreszcie ujawnienie historii Jacoba i wprowadzenie postaci, którą poznamy w finałowej lokalizacji serii - Nowym Orleanie. Z tak pięknym stylem, jak ten od V.E.Schwab, nietrudno jednak wpisać kolejne jej książki na listę lektur obowiązkowych dla fanów opowieści z wątkami paranormalnymi.

Całość recenzji zawsze na blogu zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Cassidy Blake bardzo chciała dostać się do Hogwartu. Gdyby tak się stało, wylądowałaby zapewne w Griffindorze. Tymczasem los chciał, że wylądowała po drugiej stronie Zasłony i widzi duchy.

"Korytarz kości" to tom drugi trylogii V.E.Schwab skierowanej do młodszej młodzieży. Seria zabiera nas w podróż po różnych nawiedzonych miejscach świata. Rodzice Cassidy w trakcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bohaterowie legend i baśni nieustannie inspirują. Maia Tamarin już wkroczyła na ich ścieżkę. Czy za ocalenie jej ojczyzny A’landi przyjdzie cesarskiej krawcowej zapłacić duszą?

"Snując Zmierzch" to kontynuacja jak i finał serii "Krew Gwiazd". Baśniowy retelling w realiach dawnego Dalekiego Wschodu mieści się w dwóch tomach, przy czym część pierwsza różni się znacznie od tomu drugiego. W "Tkając świt" jest konkurs i późniejsze niemożliwe zadanie uszycia trzech magicznych sukien: ze śmiechu słońca, łez księżyca i krwi gwiazd. Młoda krawcowa odkrywa swoje dziedzictwo w szepcie zaklętych nożyczek, które nie tylko tną, ale i szyją. Na cesarskim dworze zdobywa też serce nadwornego czarodzieja Edana. By uwolnić go od przysięgi, stawia na szali swoją własną duszą. Tutaj rozpoczyna się tom drugi, w którym Maia mierzy się z konsekwencjami tej decyzji i demoniczną przemianą. Proces z dnia na dzień postępuje. Czy zdołają ocalić cesarską krawcowa trzy magiczne suknie, które uszyła z błogosławieństwem bogów?

Elizabeth Lim wykorzystuje finałowy tom tej serii, aby już teraz nawiązać do innej swojej książki, "Six Crimson Cranes", rozgrywający się w tym samym świcie tylko wcześniej. Można więc powiedzieć, że będzie to luźny prequel dla serii Krew Gwiazd.

Autorka dorastała w miłości do Czarodziejki z Księżyca i Gwiezdnych Wojen... podobnie jak Marissa Meyer - znana dzięki Sadze Księżycowej. I choć "Cinder" rozgrywa się w przyszłości a "Tkając Świt" w świecie przeszłości, to obie historie stanowią retelling połączonych baśni i legend. To styl pełen szybkiej akcji z dobrze poprowadzonym wątkiem romantycznym. Na pierwszy plan wysuwa się też konflikt walki dobra ze złem, ciekawie pokazany poprzez łączność sukni z sercem, umysłem i rozumem. Co zrobić jeśli można uratować ojczyznę od wojny, ale tylko przy pomocy demonicznej magii? A może trzeba za wszelką cenę ochronić bliskie osoby i uciekać? Rozum walczy z sercem, dobro ze złem, a uczucie z poczuciem obowiązku.

Seria "Krew Gwiazd" to też ciekawa alternatywna dla "Wojny makowej". Obie historie mają w sobie magię, wojnę i udział bogów, lecz "Tkając świt" i "Snując Zmierzch" pozbawione są drastycznych szczegółów pełnych okrucieństwa bez jakich nie da się przebrnąć przez "Wojny Makowe".

Co prawda rozwiązania fabularne dla bitew i pojedynków zaczynają z czasem być trochę powtarzalne w "Snując Zmierzch", lecz nie jest to z całą pewnością wykorzystanie sukien w celach wojennych. Bitwy z ich udziałem wyglądałyby dobrze w animowanej adaptacji czy też filmowej ekranizacji, bo kto nie chciałby przywdziać sukni, w której może praktycznie wszystko? Poza tym absolutnie zachwyca tu styl snucia opowieści i brawa należą się tutaj nie tylko dla autora, ale i dla tłumaczki.

Ilość cytatów zaznaczona przeze mnie w części pierwszej i drugiej tej serii jest porównywalna (czyli całkiem sporo), lecz bardziej podobała mi się formuła "Tkając Świt". Może dlatego, że więcej rzeczy zaskakiwało, a w kontynuacji zasady działania tego magicznego systemu są nam już znane. Jednocześnie nie mam nic do zarzucenia takiemu finałowi dla tej "Krwi Gwiazd". Niewiele bym w nim zmieniła.

"Tkając świt" i "Snując zmierzch" to nie tylko okładki niczym najpiękniejszy artprint. To także historia o miłości do szycia, opowiedziana baśniowy stylem pełnym magii słów.

Recenzje zawsze na zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Bohaterowie legend i baśni nieustannie inspirują. Maia Tamarin już wkroczyła na ich ścieżkę. Czy za ocalenie jej ojczyzny A’landi przyjdzie cesarskiej krawcowej zapłacić duszą?

"Snując Zmierzch" to kontynuacja jak i finał serii "Krew Gwiazd". Baśniowy retelling w realiach dawnego Dalekiego Wschodu mieści się w dwóch tomach, przy czym część pierwsza różni się znacznie od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Grudzień to miesiąc podsumowań i snucia planów na Nowy Rok. W tym czasie Zuzanna dowiaduje się, że jej długoletni chłopak nie chce z nią być. Upokorzona wyprowadza się z mieszkania, rzuca pracę w korporacji i w noc sylwestrową jest już po drugiej stronie globu. Przyjaciółka załatwiła jej pracę au pair w Nowej Zelandii. Zuzanna obiecuje sobie, że od teraz będzie już tylko korzystać z życia, nie dając się zranić żadnemu mężczyźnie. Poznany w Sylwestra przystojny Simon ma zostać jej przyjacielem, z którym będzie tylko sypiać. Czy w tym szaleństwie dziewczyna odnajdzie siebie?

"Styczniowa letnia noc" to debiut. Autorka mieszka w Nowej Zelandii i tam osadziła akcję swojej powieści. Konstrukcją książka przypomina komedię romantyczną, szczególnie jeśli spojrzeć na jej finał. W ramach kategorii ta powieść w jednym tomie mogłaby wpasować się pewnie w New Adult. Ze względu na sceny 16+ może przypaść do gustu fanom takich produkcji jak "Emily w Paryżu" czy "Bridgertonowie". Podobnie jak w przypadku tamtych historii, szalenie interesujące miejsce akcji to tylko dodatek, robiący za ciekawe tło dla ognistego romansu.

Powieść nie jest też jednolita. Jej pierwsza część jest niczym literatura erotyczna. To ten typ relacji bohaterów: najpierw się z Tobą prześpię, a dopiero potem (może) Cię poznam. Druga część historii ma już w sobie więcej psychologii i próby analizy tego, kim są bohaterowie i dlaczego się tak zachowują.

Skąd pomysł na taką strukturę powieści? Mika Modrzyńska wyjaśnia na swoim blogu (strona autorki), że wynikał on ze spotkania. Napotkana przypadkiem inna pisarka, pochodzą z Wielkiej Brytanii, prowadziła styl życia, w którym mogła pozwolić sobie aby dużo podróżować i żyć z pisania. Plan był taki aby pojechać do egzotycznego kraju, zrobić notatki, a potem już tylko wysłać tam bohaterki swoich romansów. Według tego wzoru w miejsce młodych Brytyjek w podróż wyrusza Zuzanna, wnosząc polski akcent do historii.

Jaka jest dziewczyna jako główna bohaterka? Jedyna narratorka "Styczniowej letniej nocy" pełna jest sprzeczności. Ma bardzo szybkie tempo zmiany decyzji przy dużym niezdecydowaniu w większości kwestii. W tym samym momencie jest to też historia dziewczyny, która wyrywa się z szarej polskiej rzeczywistości w środku zimy i ląduje w egzotycznym kraju, gdzie trwa lato. Porzuca związek, który był nudny ale bezpieczny, na rzecz nieznanego lecz bardziej poruszającego serce uczucia. Łamie utrwalony schemat, według którego ktoś każe nam wszystkim jednakowo żyć i za to brawa dla niej.

Osobiście nie udało mi się zidentyfikować z bohaterami, a przez to ich losy aż tak mnie nie wciągnęły. Kontrowersyjne szczegóły historii Simona nie zostały do końca wyjaśnione. Choć wiele osób na tu jakiś głębszy problem do przepracowania, jak to już bywa w New Adult: uleczą się sami - siłą swojego uczucia. Książkę czyta się szybko, lecz rozdziały kończą się często w przedziwnych miejscach. Zupełnie nie takiej historii się po tym tytule spodziewałam i może stąd to rozczarowanie.

Jeśli potraktować powieść jako książkę, gdzie wątek erotyczny gra pierwsze skrzypce, a do tego akcja dzieje się w ciekawym miejscu, to przypuszczalnie trafi się na udaną lekturę. Jeśli jednak sięgnie się po ten tytuł tylko aby poznać lepiej Nową Zelandię, to można poczuć spory niedosyt.

Zuzanna się czegoś dowiaduje tylko przez przypadek. Nie czyta specjalnie nic na temat cudownego miejsca, w którym się znalazła. Ciekawostki o wyspach i ich kulturze się tu więc znalazły, ale jest ich stanowczo za mało jak na kraj, gdzie znaleźć można zarówno tropikalne plaże jak i fiordy z zorzą polarną nad ich szczytami.

Recenzje zawsze na zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Grudzień to miesiąc podsumowań i snucia planów na Nowy Rok. W tym czasie Zuzanna dowiaduje się, że jej długoletni chłopak nie chce z nią być. Upokorzona wyprowadza się z mieszkania, rzuca pracę w korporacji i w noc sylwestrową jest już po drugiej stronie globu. Przyjaciółka załatwiła jej pracę au pair w Nowej Zelandii. Zuzanna obiecuje sobie, że od teraz będzie już tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pages i Spółka to księgarnia w północnej części Londynu, którą prowadzą dziadkowie Tilly. Kochająca fikcyjne postacie o wiele bardziej niż prawdziwych ludzi jedenastoletnia dziewczynka nie wyobraża sobie życia bez dziadków, za to coraz częściej marzy o tym, jakby to było wychowywać się z matką. O Beatrice Pages słuch jednak zaginął, a ojciec dziewczynki zmarł jeszcze zanim ona sama się urodziła. W chwilach samotności Tilly zaczyna widywać swoich ulubionych literackich bohaterów pomiędzy regałami księgarni. Gry wyobraźni kończą się w chwili, gdy czytelniczka zostaje przez jedną z postaci wciągnięta do książki.

Książkowi Wędrowcy to seria z kategorii Middle Grade skierowana do młodszego czytelnika, w której nie trudno jest także zakochać się dorosłym. Rodzina Pages skrywa niesamowity książkowy rodowód pełen iście magicznych umiejętności. Bo kto choć raz nie marzył, aby spotkać swoich ukochanych bohaterów? Lub móc znaleźć się w sercu fabuły czytanej właśnie książki? Tilly i jej znajomi mają właśnie takie umiejętności, dzięki czemu w tomie pierwszym znajdą się sceny z Krainy Czarów, Avonlea, Wyspy Skarbów czy wiktoriańskiego Londynu znanego z "Małej Księżniczki".

Kiedy pierwsza połowa książki przypomina typową literaturę dziecięcą, druga jej część swoim kodeksem zasad wędrowania po książkach zaintryguje już o wiele starszych czytelników. Anna James stworzyła wciągający świat sieci Podbibliotek, Archiwistów, Bibliotekarzy oraz niezwykle pilnie strzeżonych tekstów Wydań Źródłowych. "Tilly i książkowi wędrowcy" to dopiero początek serii, która w chwili obecnej liczy sobie cztery tomy, a każdy kolejny zapowiada niezwykłą przygodę w klasyce literatury.

Pisarze próbują od czasu do czasu wciągać swoich bohaterów do książkowych światów lub przenosić stamtąd postacie do rzeczywistości. Dzieje się tak w przypadku baśniowych retellingów. Pages i Spółka nie opisuje jednak jednorazowego takiego przypadku, ale całe uniwersum podróżników-czytelników wraz z jego zasadami. To historia o miłości do czytania, w której zaznaczyć można pełno mądrych i pięknych cytatów. Idealny książkowy prezent, który sprawdziłby się wyśmienicie w roli nagrody na koniec roku szkolnego.

Recenzje na blogu: zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Pages i Spółka to księgarnia w północnej części Londynu, którą prowadzą dziadkowie Tilly. Kochająca fikcyjne postacie o wiele bardziej niż prawdziwych ludzi jedenastoletnia dziewczynka nie wyobraża sobie życia bez dziadków, za to coraz częściej marzy o tym, jakby to było wychowywać się z matką. O Beatrice Pages słuch jednak zaginął, a ojciec dziewczynki zmarł jeszcze zanim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nie byliśmy kochankami. Byliśmy wrogami, teraz i na zawsze."

Królestwo Solis podnosi się z popiołów. W odbudowywanym po wojnie kraju dorasta Penellaphe, którą większość osób zwie Panną. Jeszcze większa ilość nigdy nie widziała jej twarzy skrytej pod welonem. To jednocześnie wybawienie i przekleństwo. Przez atak, który przeżyła w dzieciństwie, ciało Poppy zdobią blizny. Z tego samego powodu ma wkrótce dostąpić Ascendencji i zostać oddaną bogom. W dorastającej dziewczynie budzi się jednak sprzeciw. Przez cały czas zabraniano jej żyć, wmawiając iż może stać się niegodna. Czego także jej odbierano, to prawdy.

"Krew i popiół" to seria, która zaskarbiła sobie serca czytelników zagranicą. Historia Poppy i jej nowego gwardzisty (Hawke) z całą pewnością przeznaczona jest dla starszej widowni. Jak sugeruje tytuł, w książce tej pełno jest rozlewu krwi. Na życie Panny, określanej mianem nadziei królestwa Solis, czyha wielu. Im więcej osób ginie z jej powodu, tym bardziej Poppy wątpi w słuszność Ascendencji. Nie pomaga też Hawke, w którym dziewczyna się zakochuje, czego jej stanowczo robić nie wolno. Namiętne sceny (16+) rozpoczynają się już od drugiego rozdziału i towarzyszyć będą aż po ostatnie karty powieści. Relacja bohaterów zmienia się diametralnie, im więcej sekretów wychodzi na jaw.

Jennifer L. Armentrout była mi już znana z serii Lux, która opisywała klimaty bardziej science fiction niż fantastykę. Jej lekkie pióro, zabawne dialogi i sceny pełne akcji wróżyły dobrą lekturę, niezależnie od gatunku. Czy Poppy i Hawke mają coś z Katy i Daemona? Zdecydowanie. Choć jedna książka dzieje się współcześnie, a druga w realiach przypominających średniowieczne czasy, to obie te pary przekomarzać się potrafią na temat wspólnej lektury w bardzo podobny sposób. I jeśli seria Lux była połączeniem serialowego Roswell ze Zmierzchem, tak "Krew i popiół" w pełni oddaje się tematyce wampirów.

Atlanci, Ascendenci, Descendenci, a do tego wilkłaki i sysuni. To nic innego jak wampiry, wilkołaki i zombie. Stworzenia od których aż roi się w fantastyce. Trzeba mieć jednak pomysł aby znów ciekawie wykorzystać ich motyw i stworzyć coś nowego, co zainteresuje czytelnika, i Jennifer L. Armentrout się to udało. Poppy żyje w świecie, którym rządzą potwory. Czy uda się jej przetrwać i nie stracić siebie?

Czego bardzo brakuje w tej książce to mapa opisywanego świata. Byłaby niezwykle pomocna, kiedy czytamy o konflikcie dwóch królestw: jednego powstającego z ruin, drugiego upadłego. Wewnątrz są krainy, w nich miasta i tajemniczce osady, a do tego bohaterowie podróżują. W zamian za jedną mapę można by usunąć za to powtórzenia. Poppy to jedyna osoba prowadząca narrację i jak na początku te przypomnienia o wzajemnych relacjach Atlantów, Ascendentów oraz Descendentów są pomocne, to prawdziwy chaos myśli musi panować w umyśle bohaterki, kiedy co kilka stron zdaje sobie ona sprawę z tego samego.

Historia Poppy pokazuje jednak wyraźnie, jak zmanipulować można czyjeś życie, narzucając mu kajdany pod postacią fałszywej religii. Udowadnia, że wolność nie jest złem, nawet jeśli ma swoją cenę i pozwala zapamiętać bohaterkę, która nie boi rzucić się w wir walki, wierząc w to, że jest w stanie coś zmienić. "Krew i popiół" to początek serii, która planowana jest na sześć tomów. Wiele więc jeszcze wydarzy się w świecie Poppy, zanim nastanie finał tej historii. Przybliżona premiera drugiego tomu w polskim przekładzie to czerwiec 2022.

Recenzje na blogu: zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

"Nie byliśmy kochankami. Byliśmy wrogami, teraz i na zawsze."

Królestwo Solis podnosi się z popiołów. W odbudowywanym po wojnie kraju dorasta Penellaphe, którą większość osób zwie Panną. Jeszcze większa ilość nigdy nie widziała jej twarzy skrytej pod welonem. To jednocześnie wybawienie i przekleństwo. Przez atak, który przeżyła w dzieciństwie, ciało Poppy zdobią blizny. Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

W lokalnej gazecie pojawia się artykuł o genialnym dziecku. Jej imię to Sophie Foster. Dwunastolatka ma nie tylko pamięć fotograficzną, ale i sekret, który codziennie przyprawia ją o ból głowy i to dosłownie. Sophie czyta innym w myślach i nie może tego w żaden sposób powstrzymać. Wkrótce dowie się, że jej umysł skrywa o wiele więcej tajemnic, które ukryto tam wbrew jej woli. Wiedza ta może okazać się tak samo potężna co niebezpieczna.

Shannon Messenger, pisząc serię o "Zaginionych Miastach", chciała połączyć swoją miłość do świata Władcy Pierścieni i X-Menów. Elfy stanowiłyby rasę wyższą na szczeblu ewolucyjnym od ludzi, ale nie zamieszkiwałyby miast przypominających Średniowiecze. Zamiast tego posiadałyby technologię i zakres umiejętności równy X-Menom. Czy to się udało? Magiczny świat i szkoła, do której trafia Sophie, przypominają o wiele bardziej Hogwart. Początek "Strażniczki" jest może i chaotyczny, lecz z każdą kolejną stroną historia już tylko zyskuje.

Elfy (szpiczaste uszy widoczne tylko u najstarszych z nich) to weganie, którzy podróżują razem ze światłem. Młodzi adepci uczą się alchemii, astronomii ale i wykorzystują swoje zdolność: telekineza, czytanie w myślach, znikanie, wymazywanie wspomnień, manipulacja uczuciami. A to dopiero początek listy. Tak wiele darów budzi jednak i kontrowersje. Kiedy całą Ziemię trawią pożary, czy elfy nie powinny pomóc, mając do dyspozycji takie zasoby: magię i technologię? Sophie nawet wśród elfów to wyjątek - wychowali ją przecież ludzie. W dodatku do jej umysłu nikt nie potrafi zajrzeć. Tymczasem ktoś nieustannie pokłada dziewczynie wskazówki, nakierowując ją na drogę, która może skończyć się Wygnaniem. Ocalić więc swój stary świat, licząc się z tym, że utraci się ten nowy?

Skoro Sophie Foster ma tylko dwanaście lat, pojawia się więc pytanie o grupę docelową "Zaginionych Miast". Tom pierwszy ma ponad 400 stron. To troszkę więcej niż "Komnata Tajemnic" i mniej niż "Więzień Azkabanu". Kiedy z zafascynowaniem czytałam serię o Harry'm Potterze i szukałam czegoś podobnego, seria o Sophie Foster mogłaby być strzałem w dziesiątkę. Książka ze skalą swojej intrygi i tajemnic spodoba się także fanom Percy'ego Jacksona.

Czy to tylko magia i przygody? Ależ skąd. Shannon Messenger porusza niezwykle ważną tematykę adopcji. Choć Sophie Foster ma rodzinę, to biorąc pod uwagę jej pochodzenie, ludzie Ci mogą być tylko jej przybranymi rodzicami. Dwunastolatka musi więc znaleźć sobie w nowym świecie opiekunów, z którymi będzie się dogadywać, a w przyszłości być może pokochać jak rodziców. Para, która zdecyduje się zabrać do siebie Sophie, ma zaś sanktuarium dla magicznych zwierząt, którego nie powstydziłby się sam Newt Skamander.

Zaginione miasta to seria licząca sobie obecnie osiem tomów, a ma być ich aż dziesięć. To opowieść, w czasie której obserwujemy jak bohaterowie dorastają - choć problemy, z którymi mierzą się już teraz do łatwych nie należą. Bardzo chętnie ocenię historię Sophie Foster, kiedy jeszcze lepiej ją poznam w kolejnych tomach.

Recenzje zawsze na: zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

W lokalnej gazecie pojawia się artykuł o genialnym dziecku. Jej imię to Sophie Foster. Dwunastolatka ma nie tylko pamięć fotograficzną, ale i sekret, który codziennie przyprawia ją o ból głowy i to dosłownie. Sophie czyta innym w myślach i nie może tego w żaden sposób powstrzymać. Wkrótce dowie się, że jej umysł skrywa o wiele więcej tajemnic, które ukryto tam wbrew jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Głębiny mórz i oceanów pozostają wciąż niezbadane aż po XXI wiek. Zachwycał się nimi Juliusz Verne. Jego powieść "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" od 1870 roku porywa czytelników w świat fantastyki naukowej pełnej wynalazków kapitana Nemo. O podwodnych przygodach śnił od czasów dzieciństwa także Rick Riordan, który już jako pisarz, raz jeszcze ożywia Nautilusa.

Akademii Hardinga i Pencrofta i Instytut Landa to dwie rywalizujące ze sobą placówki. Choć podobne w swoim programie nauczania, tak różne w życiowej filozofii. Ana Dakkar uczęszcza do HP, w którym wreszcie przeszła przez wyczerpujący okres przygotowawczy. Akademia szkoli młodych adeptów do pracy poświęconej głębinom oceanów. Starsze roczniki zdają się jednak ukrywać coś przed swoimi kolegami. Ana czuje, że jej brat Dev też nie mówi jej prawdy. Kiedy nadchodzi więc niespodziewany atak, który doszczętnie niszczy Akademię Hardinga i Pencrofta, pierwszy rocznik traci wszelką nadzieję. Czemu Instytut Landa dopuścił się tak potwornego czynu? Odpowiedzi nadchodzą wraz z okrytym rodzinnym dziedzictwem: Ana Dakkar to potomkini legendarnego Kapitana Nemo. Jego statek wciąż istnieje i skrywa na swoim pokładzie technologię, która może odmienić oblicze świata. Na lepsze czy na gorsze? Zależy już tylko od tego, w czyich rękach się znajdzie. Rozpoczyna się wyścig z czasem.

Zburzenie Akademii HP już na samym początku książki wydaje się ekstremalnym zagraniem, biorąc pod uwagę fakt, że Ana Dakkar straciła niedawno w nieszczęśliwym wypadku obojga rodziców. A do tego teraz jeszcze starszy brat? Plus praktycznie wszyscy jej koledzy? Jak pogrążona w żałobie i nie mogąca się wciąż otrząsnąć z szoku grupka piętnastolatków ma jakimś cudem umknąć przed Instytutem Landa i odnaleźć Nautilusa? Młodzież ta należy jednak do jednego z czterech domów HP: Domu Delfina, Domu Rekina, Domu Orki i Domu Ośmiornicy. Każdy z nich ma inny zestaw umiejętności, w skład których wchodzą: kryptografia, kontrwywiad, systemu uzbrojenia, inżynieria, biologia morza i medycyna. Ana Dakkar i jej przyjaciele zaczynają myśleć, że znaleźli się we właściwym miejscu. Przed nimi jednak starcia z alternatywną technologią, którą częściowo wykradł już wróg, a oni sami muszą dopiero opanować. Jest i sam Nautilus - choć okręt podwodny, to także żywy twór niczym prototyp sztucznej inteligencji.

Rick Riordan znany jest z tworzenia serii. Wykorzystuje mitologię by ukazać ją w nowej odsłonie. Dzięki temu mity greckie czy skandynawskie znów porywają młodych czytelników. Starożytny Egipt czy Rzym z dużą dawką humoru? Tylko z tym autorem. Właśnie dlatego "Córka Głębin" to wyjątek w jego twórczości - jest to opowieść w jednym tomie. Ilość książek w seriach, gdzie występuje Percy Jackson, może być przytłaczająca. Gdzie zacząć? Czy trzeba czytać wszystkie? Jaka jest kolejność? Pisarz sam przyznaje, że choć świat potomków Kapitana Nemo można by rozszerzyć o kolejne części, to chciał, aby "Córka Głębin" była zamkniętą opowieścią, od której nowy czytelnik mógłby rozpocząć przygodę z jego twórczością.

"Córka Głębin" to powieść przygodowa, która wyrasta z marzeń autora o odkrywaniu tajemnic niezbadanych głębin oceanów. Zadowoli ona fanów Kapitana Nemo. Szybka akcja okraszona jest tu poczuciem humoru. Choć historia nie zawiera wątków romantycznych, jest w niej sporo empatii, dzięki której spojrzy się jeszcze raz na cuda otaczającego nas świata. Przeznaczona dla młodszego czytelnika spodoba się też starszym. To udany wstęp do fantastyki naukowej. Pozostaje jednak kilka zbyt otwartych wątków, które aż proszą się o kolejne części.

Recenzje zawsze na: zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Głębiny mórz i oceanów pozostają wciąż niezbadane aż po XXI wiek. Zachwycał się nimi Juliusz Verne. Jego powieść "Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi" od 1870 roku porywa czytelników w świat fantastyki naukowej pełnej wynalazków kapitana Nemo. O podwodnych przygodach śnił od czasów dzieciństwa także Rick Riordan, który już jako pisarz, raz jeszcze ożywia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"To nie jest, do diabła, love story" to historia dwojga licealistów. Ella przenosi się z Warszawy do Poznania, za sobą mając jednak o wiele więcej przystanków tymczasowych (rozsianych po całym świecie) na koncie. Jonasz to maturzysta, który jako zawodnik drużyny siatkarskiej wielu dziewczyną zawrócić potrafi w głowie. Tak się składa, że jedna z nich (chcąc wywołać w nim zazdrość) właśnie go zdradziła. Ella zaś chce udowodnić rodzicom, że skoro zostawili ją samą, nie pozostaje jej nic innego, jak tylko wieść idealne, szczęśliwe życie u boku zakochanego w niej chłopaka. Połączeni pragnieniem zemsty na swoich bliskich, Ella i Jonasz zawierają układ, który ma im to umożliwić. Tylko czy można udawać miłość i się przy tym nie zakochać?

Motyw związku na niby znany jest między innymi ze sfilmowanej serii młodzieżowej "Do wszystkich chłopców, których kochałam" autorstwa Jenny Han. Choć zarówno Peter Kavinsky jak i Jonasz to typ sportowa z (wciąż mieszającą w fabule) byłą dziewczyną na koncie, to postacie Elli i Lary Jean są diametralnie od siebie różne. Obie dziewczyny wchodzą jednak w podobny układ. "To nie jest, do diabła, love story" zaczyna się w Polsce, mimo to jest tu wiele wtrąceń z języka angielskiego, które nie są w żaden sposób przetłumaczone. Gry słowne i przekomarzania głównej pary bohaterów będą więc rozumieli tylko Ci czytelnicy, dla których angielski nie jest obcy.

Jeśli brać pod uwagę miejsce akcji, to sytuację Elli i Jonasza można byłoby przyrównać do Maxton Hall. To też elitarne liceum (w trylogii Mony Kasten) odpowiada międzynarodowej placówce w Poznaniu, gdzie obowiązuje wysoki poziom nauczania. Ella w swoim nastawieniu na osiągnięcie celu (studia w USA) przypomina Ruby Bell, której marzył się Oxford. Jednak to Ella może liczyć na wsparcie finansowe rodziców (nieistotne jak słaby ma z nimi kontakt), w czym przypomina Jamesa Beauforta. W tej historii role się odwróciły i to ojciec dziewczyny może zaproponować konkretną kwotę by wymusić korzystne dla siebie decyzje na otoczeniu córki.

Debiut Julii Biel spodoba się fanom "Do wszystkich chłopców, których kochałam" jak i trylogii Maxton Hall. Historia prowadzona w dwóch perspektywach (Elli i Jonasza) często przeplatana jest fragmentami rozmów na czacie czy maili. W tych ostatnich znajdą się przekreślenia tekstu, które na pewno od razu pokojarzą fani Tahereh Mafi i jej serii "Dotyk Julii". Poza tym w powieści jest dużo odniesień do innych książek: Harry'ego Pottera, Igrzysk Śmierci czy książek Colleen Hoover.

Tom pierwszy "To nie jest, do diabła, love story" rozpoczyna się w Poznaniu, ale widać, że akcja z czasem przeniesie się do Stanów Zjednoczonych. Młodzi ludzie marzą o podróżach, w trakcie których nie będzie ograniczać ich nikt i nic, a iść przed siebie można w dowolnym kierunku aż po horyzont. Na jego tle stanie tak wybuchowy duet jak Ella i Jonasz, którzy w jednej chwili tak przekonująca udają parę, by w następnej nie wiedzieć już wcale, które z nich gra i jaka jest stawka.

WAŻNE: Historia urywa się w połowie, aby ocenić całość pomysłu na fabułę i konstrukcję postaci, trzeba więc sięgnąć po tom drugi. Natomiast tom trzeci (Skin Deep) opowiada już o innej parze bohaterów. Narrację poprowadzi Wera (starsza siostra Jonasza), której historię poznajemy już w tomie pierwszym.

Recenzje zawsze na: zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

"To nie jest, do diabła, love story" to historia dwojga licealistów. Ella przenosi się z Warszawy do Poznania, za sobą mając jednak o wiele więcej przystanków tymczasowych (rozsianych po całym świecie) na koncie. Jonasz to maturzysta, który jako zawodnik drużyny siatkarskiej wielu dziewczyną zawrócić potrafi w głowie. Tak się składa, że jedna z nich (chcąc wywołać w nim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie" to początek trylogii o rodzeństwie Montague. Opowieść w pierwszym tomie relacjonuje w całości Henry 'Monty' Montague. Jako najstarszemu to jemu przypadać ma zarządzanie rodzinnym majątkiem. Henry ma jednak okropne kontakty z ojcem, który uważa, że syn swoim zachowaniem przynosi nazwisku Montague wstyd. Monty zostaje więc wysłany na grand tour, w czasie którego ma nie tylko zwiedzić Europę, ale i wrócić jako godny dziedzic. Wraz z nim w trasą wyrusza jego najlepszy przyjaciel Percy oraz młodsza siostra Felicity. I wszystko poszłoby pewnie zgodnie z planem, gdyby w historię trójki młodych ludzi nie wmieszała się kradzież, porwanie, piraci i zatopiony skarb o randze nieśmiertelności.

Trójka bohaterów to, w chwilach kryzysu zgrane, najczęściej jednak wybuchowe trio. Monty zapija swoje problemy. Pragnie się sprzeciwić ojcu (który go bije), ale jednocześnie nie jest gotowy na wydziedziczenie. Choć wieczór może spędzać zarówno w żeńskim jak i w męskich towarzystwie, to kocha jednak Percy'ego. Percy nie tylko stale cierpi na tle rasowym (ciemna karnacja), ale i ma napady padaczki, z powodu których rodzina chce zamknąć go w szpitalu. Tymczasem Felicity Montague wcale nie chce zostać odesłana na stancję dla dobrych panien, tylko móc dalej zgłębiać tajniki medycyny.

Temat główny książki to grand tour po Europie i faktycznie razem z bohaterami zwiedzimy sporo miejsce. Zaczynając od Anglii, poprzez Paryż, Marsylie, Barcelonę aż po Wenecję i greckie Santorini. W tym czasie przyjaciele postarają się zawalczyć o wolność w XVIII wiecznej rzeczywistości. A opisy epoki w swoim piękny stylu dostarczy nam Mackenzi Lee.

Ciekawi bohaterowie, różnorodne miejsca akcji, a do tego wątek alchemicznej magii, którego zupełnie się nie spodziewałam. To wszystko opisane w niezwykle trafny i obrazowy sposób przez autorkę. Masa pozaznaczanych cytatów w książce. A jednak niewiarygodnie długo czytałam ten "Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie".

Co zawiodło? Może świadomość, że historia i tak zmierza tylko do tego aby Monty i Percy byli razem w finale, choć o wiele więcej do zaoferowania ma przedstawiony świat. Cała reszta mogłaby tak na dobrą sprawę nie istnieć. I nawet alchemiczne serce u progu nieśmiertelności nie było wstanie odebrać im blasku.

Z chęcią zabrałam się jednak za tom drugi, w którym narrację przejmuje Felicity Montague. Tam znów czeka na czytelnika podróż po Europie, a wiedząc, że sławne rodzeństwo działa na kłopoty niczym magnes, ciekawa jestem, co w tej historii jeszcze się wydarzy.

Recenzje zawsze na zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

"Poradnik dla dżentelmena o występku i cnocie" to początek trylogii o rodzeństwie Montague. Opowieść w pierwszym tomie relacjonuje w całości Henry 'Monty' Montague. Jako najstarszemu to jemu przypadać ma zarządzanie rodzinnym majątkiem. Henry ma jednak okropne kontakty z ojcem, który uważa, że syn swoim zachowaniem przynosi nazwisku Montague wstyd. Monty zostaje więc...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Płatni zabójcy na zlecenie fascynowali i fascynować będą. Kim jest człowiek, którego uczono by zabijał bez mrugnięcia okiem? Odpowiedzi poszukać można w "Gildii Zabójców".

W wyniku tragicznego zbiegu okoliczności Alyssa jako dziecko zostaje przygarnięta przez przywódcę europejskiej Gildii Zabójców. Jej brutalny trening i dorastanie wśród innych morderców każą zadać sobie pytanie o podstawy człowieczeństwa. Czy dziecko jest jak tabula rasa, czysta karta, na której zapisać można absolutnie wszystko? Jeśli ktoś zapisze, że ma być bezwzględnym zabójcą, to czy takim się stanie? A może do głosu mimo wszystko dojdzie sumienie?

Dla czytelnika opowieść rozpoczyna się jednak dużo później od wymierzenia kary. Już dorosła Alyssa zostaje skazana na pogrzebanie żywcem za zabójstwo osób z własnej Gildii. Półroczny wyrok opuszcza z bliznami na plecach w kształcie skrzydeł. Najważniejsze jest jednak, że bliskie jej osoby nie ucierpiały z powodu jej działań. By się zrehabilitować, uważana wcześniej za spadkobierczynię Gildii, dziewczyna przyjmuje kolejne zlecenie. Ma odkryć tożsamość mordercy rodziny klienta. W tym celu udaje się do Seulu, gdzie rozpoczyna śledztwo. Nie spodziewa się, że akurat w sercu Korei Południowej natrafi na prawdę o samej sobie, której od tak dawna szuka.

Początek "Gildii Zabójców" przypominać może "Szklany Tron" - po zakończeniu wyroku młoda dziewczyna, wcześniej okryta już sławą skuteczna zabójczyni, dostaje niezwykle ważne zlecenie. Obie historie podkreślają pragnienie przywrócenia niewinności, która dla morderców zdaje się być już niedostępna. Tu jednak podobieństwa się kończą. "Szklany Tron" to fantastyka z elementami magii. W "Gildii Zabójców" liczą się lata treningu, refleks i śmiercionośne umiejętności.

Debiut Małgorzaty Stefanik (blogerki znanej jako Gosiarella) to ciekawy pomysł na przedstawienie funkcjonowania płatnych zabójców we współczesnym świecie. Siatka ich działań jest międzynarodowa, a poszczególne gildie mają swój unikatowy charakter - podobnie zresztą jak ich przedstawicie. To właśnie wciągające interakcje bohaterów, szczególnie najmłodszego pokolenia Gildii Zabójców, stanowią mocny punk tej historii. Jest także finał godny śledztwa i całej zagadki przeszłości, która zapowiada interesujący ciąg dalszy.

Akcja choć rozpoczyna jest w Krakowie, rozłożona jest po całym świecie. W tomie pierwszym najwięcej jej przypada na Koreę Południową i Seul. Dzięki temu fabuła to nie tylko śledztwo, ale i obecność zespołu k-pop. Serce mogą skraść zarówno jego członkowie jak i wyszkoleni wojownicy z gildii, którym kiedy puszczają nerwy, a noże i pistolety idą w ruch, nic już nie jest pewne.

Pierwszy tom "Gildii Zabójców" to opowieść, która sprawdziłaby się jako ekranizacja w formie koreańskiej dramy pełnej akcji. Jeśli więc lubisz ten gatunek, a opowieści o płatnych zabójcach nie są Ci obce, to historia Alyssy może znaleźć się na liście Twoich lektur.

Recenzje zawsze na: zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Płatni zabójcy na zlecenie fascynowali i fascynować będą. Kim jest człowiek, którego uczono by zabijał bez mrugnięcia okiem? Odpowiedzi poszukać można w "Gildii Zabójców".

W wyniku tragicznego zbiegu okoliczności Alyssa jako dziecko zostaje przygarnięta przez przywódcę europejskiej Gildii Zabójców. Jej brutalny trening i dorastanie wśród innych morderców każą zadać sobie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Rozpoczyna się XX wiek. W czasach ery edwardiańskiej pełnoletność osiąga kolejne pokolenie Nocnych Łowców. Do Londynu wraz z bliskimi przeprowadza się Cordelia Carstairs. Choć czeka tu na nią przyjaciółka z dzieciństwa Lucie Herondale, dziewczyna ma przed sobą trudne zadanie: szybko znaleźć dobrą partię i wyjść za mąż. Wszystko to zanim ogłoszony zostanie wyrok w sprawie jej ojca, a opinia jej rodziny być może już na zawsze zrujnowana.

Carstairs to także jedna z gałęzi drzewa genealogicznego Nocnych Łowców. To wojownicy z angielską krwią, którzy od pokoleń walczą z demonami, chroniąc przed nimi świat. Cordelia od lat darzy uczuciem Jamesa Herondale, ale on obsesyjnie zakochany jest w Grace Blackthorn - dziewczynie wychowywanej przez kobietę, która poprzysięgła zemstę na Nocnych Łowcach za śmierć jej bliskich. W całości konfliktu nie pomaga wcale fakt, że Lucie i James - mając w sobie krew matki (czarownicy Tessy) - muszą sobie radzić z konsekwencjami anielskiego i demonicznego pochodzenia.

AUTOR I STYL
Cassandra Clare swoją serię o Nocnych Łowcach rozpoczęła w 2007 roku i od tego czasu pisze ją nieprzerwanie, co skutkuje dużą ilością tomów. Fani tego uniwersum jednak nie narzekają na kolejne tomy. Co charakteryzuje styl amerykańskiej autorki? Niespodziewane zwroty akcji, pełne humoru dialogi, opisy krótkie ale niezwykle trafne - pełne obrazowych metafor, działających na wyobraźnię.

KIEDY MOŻNA CZYTAĆ?
"Łańcuch ze złota" to pierwsza książka z nowej trylogii "Ostatnie godziny". Jest to bezpośredni prequel dla serii głównej "Dary Anioła", ale nie prequel dla całej tej historii. Aby więc czytać "Łańcuch ze złota" trzeba znać przynajmniej trylogię "Diabelskie maszyny". I nie będzie to strata czasu. Jak dotąd z 18 powieści o Nocnych Łowcach to właśnie Mechaniczny Anioł, Mechaniczny Książę i Mechaniczny Księżniczka są tymi najlepszymi. "Diabelskie maszyny" pełnią też rolę wprowadzającą, czyli znajdują się tam bohaterowie, dla których rzeczywistość aniołów i demonów jest nowością. Wszystko więc jeszcze raz jest wyjaśnione (przy czym osoby znające "Dary Anioła" nie nudzą się wcale). "Ostatnie godziny" jak i "Mroczne Intrygi" zakładają już, że czytelnik jest z tym uniwersum obeznany.

OSTATNIE GODZINY NA TLE INNYCH SERII
Cassandra Clare opiera częściowo zarys fabuły na odtworzeniu motywu z powieści Charles'a Dickensa "Wielkie Nadzieje". I nawet jeśli w międzyczasie pojawia się sporo mniej interesujących wątków (autorka ma tutaj wielu bohaterów a więc i ich narracji do poprowadzenia), to ostatecznie tom pierwszy kończy się w taki sposób, że jak zawsze nie można się już doczekać kontynuacji. "Ostatnie godziny" nie mają łatwego zadania. Nadal występują w nich bohaterowie "Diabelskich maszyn" (Tessa, Will i Jem). Jednocześnie Ci niezwykle odważni i przenikliwi wojownicy muszą się w jakiś sposób usunąć w cień, aby pałeczkę mogło przejąć młodsze pokolenie. Ciężko to dobrze uzasadnić, dlatego pisanie serii czasowo tak bliskich sobie jest trudne. Tymczasem bardziej niż losy Cordelii i Jamesa interesował mnie duet Lucie Herondale (widzi duchy) i Jesse Blackthorn (zatrzymany na granicy życia i śmierci). Fani serii "Pośredniczka" od Meg Cabot z pewnością docenią ten wątek.

Recenzje zawsze na: http://zakladkadoprzyszlosci.blogspot.com

Rozpoczyna się XX wiek. W czasach ery edwardiańskiej pełnoletność osiąga kolejne pokolenie Nocnych Łowców. Do Londynu wraz z bliskimi przeprowadza się Cordelia Carstairs. Choć czeka tu na nią przyjaciółka z dzieciństwa Lucie Herondale, dziewczyna ma przed sobą trudne zadanie: szybko znaleźć dobrą partię i wyjść za mąż. Wszystko to zanim ogłoszony zostanie wyrok w sprawie...

więcej Pokaż mimo to