-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant12
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2021-02-19
Ten rok, to dla mnie całkowicie nowi autorzy i autorki. Szklany Klosz to pierwsza książka Plath, jaką zdecydowałam się przeczytać. Mając z tyłu głowy, że zaledwie miesiąc po jej napisaniu, autorka zdecydowała się popełnić samobójstwo, byłam szczególnie wyczulona na jej treść. Jestem mocno skłonna przeżywać osoby, które z aktu niemocy egzystencjalnej odbierają sobie życie.
Szklany Klosz niemal krzyczy: „Nie da się łatwo, mówić o problemach i być przy tym kobietą.” A przynajmniej mi zawsze przychodziło to z trudem. Chociaż moje „dzisiaj”, to łamanie stereotypów i mówienie o depresji czy zaburzeniach psychicznych z otwartością (co bardzo pochwalam), to sama miewam z tym ciekawe i zatrważające problemy.
W książce Sylvii Plath mamy bohaterkę Esther, która wyrusza do Nowego Jorku zaczynając staż w redakcji. Bardzo inteligenta, powoli uświadamia sobie, że to co robi nie daje jej żadnej satysfakcji a wręcz staje się ciężarem. Codzienna egzystencja zamienia się w maskę obojętności i cynizmu. Szklany Klosz zamyka bohaterkę i powoli odbiera jej oddech.
Esther ma tylko dziewiętnaście lat. I przed sobą świat, który mimo wielu opcji, kurczy się coraz bardziej. Czułam, że bohaterka chce po prostu zniknąć. Ulotnić się. Bo wiele osób powiedziałoby, „dziewczyno jesteś młoda i mądra, całe życie przed tobą!” Tylko, że no właśnie…wcale nie. Plath uzmysławia, jak depresja może wyglądać. A tym, co borykają się z ciężarem własnego umysłu, brać w słowa odczucia, które przecież tak często z trudem nam wyrazić.
Im głębiej zgniatamy własne „JA”, im mocniej pędzący świat zalewa nas zimną wodą „bycia idealnymi”, tym bardziej jesteśmy skłonni w końcu się złamać. Zamknąć w szklanym kloszu.
Książka bardzo mnie poruszyła.
Ten rok, to dla mnie całkowicie nowi autorzy i autorki. Szklany Klosz to pierwsza książka Plath, jaką zdecydowałam się przeczytać. Mając z tyłu głowy, że zaledwie miesiąc po jej napisaniu, autorka zdecydowała się popełnić samobójstwo, byłam szczególnie wyczulona na jej treść. Jestem mocno skłonna przeżywać osoby, które z aktu niemocy egzystencjalnej odbierają sobie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pisanie recenzji Tajemnej Historii nie przychodzi mi z łatwością. Robię to na świeżo i wciąż mam lawinę pytań, krzyk podzielenia się z wami wątpliwościami, jakie niesie za sobą specyfika tej książka. Bunt, który nie pozwala zaakceptować w zgodzie ze swoją naturą pewnych wyborów, a jednocześnie Tartt jest konsekwentna w tym wszystkim. Nie sposób jej tego odmówić. Pióro autorki, zaskakującoo lekkie, z łatwością oddaje intrygę i cechy postaci. Drobne gesty, subtelne opisy, wielowymiarowe relacje między ciasną grupką "wybranych" ludzi. Już kiedyś to pisałam: czułam się jakbym z brudnymi buciorami weszła na teren prywatny. Jakbym czytała dziennik o skandalu, zakrapiany krwią i szkocką.
Zima, niepozornie zalegający śnieg. Ta pora roku kojarzy mi się z klimatem Tajemnej Historii. Bo chociaż biel to oznaka niewinności, to łatwo dostrzec na niej zbrodnie. Ślad, który jest trwały.
Richard, narrator opowiadanej historii, od pierwszego zdania nastawiają na coś moralnie zatrważającego. Mamy ofiarę i mamy zbrodniarzy. Od samego początku do samego końca wiemy, ale w trakcie dowiadujemy się dlaczego.
Richard, jako młodzieniec wybierając się na uczelnie w Hampden, wstępuje do grupy wybrańców studiujących filologię klasyczną. Wykłady prowadzi ekscentryczny i trochę ze zbyt idyllistycznymi zapędami, profesor Morrow. Grupę zaś tworzą studenci z wysoko postawionych rodzin, o dość specyficznych upodobaniach. Henry, bliźniaki Charles i Camille, Francis i nasz initium enim est finis (początek jest końcem) - wczułam się , Bunny.
Chociaż Richard bardzo chce być częścią tej grupy, to mam wrażenie, że do samego końca tak się nie dzieje. Dla mnie to postać tragiczna, najbardziej wrzucana w wir wydarzeń moralnie sprzecznych z jego naturą. Odniosłam wrażenie, że bardzo nieświadomie wpadł do studni, której dna nie takiego się spodziewał.
Studenci podejmują się eksperymentu, o którym stricte dużo nam niewiadomo. Nieustannie piją alkohol, ćpają, aby przekroczyć pewne granice świadomości i doznań. Tak się też dzieje. Klimat jaki zbudowała wokół całej historii Tartt jest jak mglisty dym z papierosa, pokazuje tylko fragmenty, tylko to, co mógł nam przekazać Richard.
Jego oczy, spostrzeżenia, są naszym przewodnikiem po psychice innych bohaterów. Tak bardzo zresztą zadufanych w swojej świetności, że nie sposób było wątpić w ten ich nadludzki geniusz.
Czy ta książka jest szkodliwa? Nie. Nie moralność nakręca mnie do czytania książek, nie to "co ja bym zrobiła w ich przypadku?", "To było niewłaściwe!". Tylko to, co przeżywają wewnętrznie. Młodzi ludzie też są zdolni to zbrodni.
Tajemna Historia to książka, która szybko skradła mi serce. Jest jak toksyczna przyjaciółka, od której nie umiem się uwolnić i siłą rzeczy wcale nie chcę. Tęsknię za tą historią, z chęcią bym do niej wróciła i na nowo zatopiła się w świecie tweedowych marynarek, zakrapianych rozmów i wielkiej niewiadomej, dążącej z oczywistych przyczyn ku tragedii.
Pisanie recenzji Tajemnej Historii nie przychodzi mi z łatwością. Robię to na świeżo i wciąż mam lawinę pytań, krzyk podzielenia się z wami wątpliwościami, jakie niesie za sobą specyfika tej książka. Bunt, który nie pozwala zaakceptować w zgodzie ze swoją naturą pewnych wyborów, a jednocześnie Tartt jest konsekwentna w tym wszystkim. Nie sposób jej tego odmówić. Pióro...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-11-02
Książka jest po prostu poprawna i nic więcej. Styl nie zachwyca, pomysł mocno średni, bohaterowie nudni. Owszem, porusza ciekawe wątki, ale to w jaki sposób to zostało wykonane działa na minus. Tyle się nasłuchałam o świetności tej historii i czekałam do ostatnich stron z nadzieją, że w końcu coś się ciekawego wydarzy. Rozczarowanie 😒
Książka jest po prostu poprawna i nic więcej. Styl nie zachwyca, pomysł mocno średni, bohaterowie nudni. Owszem, porusza ciekawe wątki, ale to w jaki sposób to zostało wykonane działa na minus. Tyle się nasłuchałam o świetności tej historii i czekałam do ostatnich stron z nadzieją, że w końcu coś się ciekawego wydarzy. Rozczarowanie 😒
Pokaż mimo to
Jest to pierwsza książka, jaką przeczytałam tego autora i ogólnie jestem pozytywnie do niego nastawiona, chociaż czuję zmarnowany potencjał.
Historia składa się z kilku wątków, które w pewnym punkcie łączą się w całość. Teraźniejszość jest ważna również jak i przeszłość.
Eva, główna bohaterka, jest panią detektyw, która bardzo wyróżnia się swoim nietuzinkowym wyglądem. Jest albinoską, posiadaczką czerwonych oczu i oziębłego charakteru. Prócz zajmowaniem się obecną sprawą, która zahacza o wątki paranormalne (satanizm, okultyzm itp.), boryka się również ze swoją ciężką przeszłością. W dzieciństwie była świadkiem zabójstwa matki oraz siostry bliźniaczki.
Równolegle dostajemy historię ukazującą perypetia osób uwikłanych w całą sprawę morderstw i rytuałów. Są tu elementy, które dla osoby wrażliwej mogą być cięższe.
Nie do końca jednak podoba mi się budowa psychologiczna bohaterów.
Trochę za kwiecisty język, autor za bardzo chce nas przekonać, że ta historia jest mroczna co daje efekt odwrotny. Przynajmniej w moim odczuciu.
Postać Ewy najpierw mi się podobała, ale później okazało się, że podejmuje szereg samolubnych i głupich decyzji.
Zresztą wszyscy tam piją kawę, popijają leki wódką i palą szlugi. Takie to przecież detektywistyczne.
Było kilka wątków, które mogłyby być pominięte lub skrócone.
.
Muszę jednak powiedzieć, że książka mnie wciągnęła i generalnie dobrze mi się ją czytało. Zaangażowałam się mimo wspomnianych wcześniej rzeczy, które mi przeszkadzały. Dla osoby, która chce się po prostu odprężyć przy lekkim kryminalne będzie to wystarczające.
Jest to pierwsza książka, jaką przeczytałam tego autora i ogólnie jestem pozytywnie do niego nastawiona, chociaż czuję zmarnowany potencjał.
Historia składa się z kilku wątków, które w pewnym punkcie łączą się w całość. Teraźniejszość jest ważna również jak i przeszłość.
Eva, główna bohaterka, jest panią detektyw, która bardzo wyróżnia się swoim nietuzinkowym wyglądem....
W co ja się wpakowałem! – myślał Garraty, obchodząc miotające się ciało namierzone przez karabiny. Widział krople potu na włosach wyczerpanego chłopaka, który zaraz miał być martwy.
W co ja się wpakowałem! Nie mogę się wycofać?” .
Wielki Marsz opowiada o setce chłopaków, którzy wyruszają po zwycięstwo i śmierć. Chociaż po pewnym etapie i zwycięstwo wydaje się mieć więcej wspólnego z przegraną. Każdy z setki chce wygrać, lecz marsz zakończyć może tylko jeden. I to jest chyba najsmutniejsze dla czytelnika, już na samym początku King uświadamia, że nie ma co liczyć na szczęśliwą drogę, chłopaki umierają. Mamy chwilę abyśmy ich poznali, polubili a później odbiera ich od tak, czasem bardziej „heroicznie” czasem poświęca im zaledwie kilka zdań.
Trzy upomnienia i dostajesz czerwoną kartkę, a wtedy umierasz.
Ray to główny bohater i to z jego perspektywy King pokazuje nam cały przebieg Wielkiego Marszu. Chłopaki zawiązują przyjaźnie, a zawłaszcza Ray z McVriesem. Coraz bardziej uświadamiają sobie, że to nie zabawa a karabiny wiszące nad ich głowami są jak najbardziej prawdziwe.
Chłopcy pokonują swoje bariery, kiedy ciało nie daje rady czas na umysł. Zamieniają się w zombie, inni wariują, rezygnują.
Śledząc kartki Wielkiego Marszu czułam się jakbym sama była jego uczestnikiem z bezpiecznej pozycji, obserwator, który śledzi to wszystko czując ciężar jaki wzięli na siebie chłopcy. Bo ku końcu każdy z nich zadaje sobie ważne pytania: Czy było warto? Po co to zrobiłem? Jaki jest mój konkretny powód? Czy naprawdę tutaj umrę?
Akcja dzieje się już od samego początku, jak na Kinga mamy tu bardzo dużo dialogów. Naprawdę nie umiem zrozumieć jak ktoś się nudził na tej książce, była świetna. Chcę do niej wrócić, chcę znów ją przeczytać.
Polecam!
W co ja się wpakowałem! – myślał Garraty, obchodząc miotające się ciało namierzone przez karabiny. Widział krople potu na włosach wyczerpanego chłopaka, który zaraz miał być martwy.
W co ja się wpakowałem! Nie mogę się wycofać?” .
Wielki Marsz opowiada o setce chłopaków, którzy wyruszają po zwycięstwo i śmierć. Chociaż po pewnym etapie i zwycięstwo wydaje się mieć więcej...
Rozczarowanie.
Kocham tę serię, autentycznie sięgając po pierwszy tom nie wiedziałam, że tak bardzo będę cenić sobie świat Holly Black oraz główną bohaterkę. Jude jest postacią niejednoznaczną, niekoniecznie pozytywną, uwielbiam Black za stworzenie takiej bohaterki.
Jakież rozczarowanie we mnie uderzyło kiedy przeczytałam ostatnią stronę The Queen Of Nothing. Nie wiem co się stało, coś poszło nie tak. Pierwsza połowa książki jest świetna, dalej coraz gorzej. Jude jak jakaś nie Jude, Cardan jak nie Cardan... tylko Madock pozostał sobą za co jestem wdzięczna bo chwilami liczyłam, że wpadnie i po prostu zrobi z tym wszystkim porządek. Fabuła jakaś taka ni z czapy. Momentami zaczęłam się aż śmiać, bo to co zrobiła Black było wręcz groteskowe i absurdalne. Szkoda, zmarnowany potencjał, bo książka nie była sama w sobie zła, ale po tym co Black zafundowała nam w poprzednich tomach liczyłam na coś mocnego. Tymczasem dostałam tłok nie logiczniejszych i bezsensownych zdarzeń.
Rozczarowanie.
Kocham tę serię, autentycznie sięgając po pierwszy tom nie wiedziałam, że tak bardzo będę cenić sobie świat Holly Black oraz główną bohaterkę. Jude jest postacią niejednoznaczną, niekoniecznie pozytywną, uwielbiam Black za stworzenie takiej bohaterki.
Jakież rozczarowanie we mnie uderzyło kiedy przeczytałam ostatnią stronę The Queen Of Nothing. Nie wiem...
Książka mnie nie zachwyciła jednak posiada klimat oraz popularne schematy, które na pewno znajdą odbiorców. Ponieważ tego typu książki, które nadal powielają pewne rzeczy są wciąż chętnie czytane. Sama nie mam nic do schematów jeżeli są fajnie poprowadzone. Tu nie są.
Zaczęło się od imienia głównej bohaterki, niby nic a jednak, ten jeden niuans sprawił, że od początku miałam jakieś dziwne nieuzasadnione obiekcje co do jej postaci. Imię oryginale, Theodosia czy imię przybrane Thora, w obu tych przypadkach wywoływało we mnie ukłucie irytacji. „Ale to tylko imię”, powiedziałam sobie na początku „nie będziesz przecież skreślać książki przez imię, to by było głupie” i ku końcu najmniej zaczęło mnie właśnie to irytować zaś sama bohaterka zaczęła wychodzić na pierwszy plan.
Książka to typowa fantastyczna młodzieżówka, miejscami przypominająca rozgrywkę z Czerwonej Królowej, miejscami przypominało mi to Okrutnego Księcia.
Na początku byłam zachwycona, bohaterka była całkiem znośna (wyjątek:imię), akcja dość intrygująca, psuć się zaczęło w połowie książki.
Jeżeli lubicie akcje, która dzieje się w zamku, suknie, książęta, bale, intrygi, które dłużą się i dłużą, to książka wam się spodoba. Mnie niestety rozczarowała. Bo to było zwyczajnie nudne. Może inaczej byłoby, jeżeli umiałabym polubić bohaterów, ale…nie dałam rady, to były kalki innych bohaterów. Thora jest niezdecydowana, zaszczuta a jednocześnie ciągle chce coś udowodnić nie robiąc nic prócz składnia pustych obietnic. Fabuła jest do cna przewidywalna. Rozumiem, że położenie głównej bohaterki nie jest proste, ale nadal nie umiałam jej specjalnie współczuć.
Thora mówi rzeczy święcie przekonana, że je uczyni a w końcowym rezultacie wychodzi, że nic nie robi, prócz oszukiwania czytelnika (ale i tak z góry wiadomo co zrobi). Ten zabieg jest tak bardzo niepotrzebny i naiwny.
Nie wiem co mogę więcej napisać, aby bardziej nie obrazić tej książki. No nic nowego, ludzie, nic nowego, Liczyłam chociaż, że kreacja świata będzie ciekawa, ale nie jest,
Książka mnie nie zachwyciła jednak posiada klimat oraz popularne schematy, które na pewno znajdą odbiorców. Ponieważ tego typu książki, które nadal powielają pewne rzeczy są wciąż chętnie czytane. Sama nie mam nic do schematów jeżeli są fajnie poprowadzone. Tu nie są.
Zaczęło się od imienia głównej bohaterki, niby nic a jednak, ten jeden niuans sprawił, że od początku...
Przedstawione historie często dotyczą zjawisk paranormalnych, przeklętych przedmiotów czy psychopatów. Dostajemy nawiedzoną lalkę, demony, wywoływanie duchów oraz kanibala.
Czytając tę książkę czułam jakbym czytała w pewnym sensie zbiór dobrej creepypasty.
Autorka operuje bardzo lekkim i przyjemnym stylem. Nie zapycha stron niepotrzebna treścią, dlatego czyta się te opowiadania bardzo szybko.
Mimo, że nie odczuwałam strachu to czerpałam przyjemność z tych historii. Może to także zasługa Halloween i tego jesiennego mrocznego okresu. Jako osoba, która sporo przeczytała tego typu książek ciężko mi się bać.
Tematyka duchów oraz zjawisk paranormalnych zawsze bardzo mnie interesowała, dlatego zawsze chętnie sięgam po taką literaturę. Myślę, że Karolina spokojnie mogłaby próbować sił w wykreowaniu jednej, pełnej historii.
Mnie najbardziej spodobało się opowiadanie pierwsze: "Potomek" o demonie Zozo oraz "Tęskniłam?" O nawiedzonej lalce.
Myślę, że osoby, które chciałby dopiero zacząć przygodę z książkami paranormalnymi będą zadowolone z tej pozycji. Ci co już siedzą dłużej w tym temacie mogą mieć podobne odczucia co ja. Brakowało mi budowania stopniowo napięcia.
Podobało mi się jak autorka potrafiła wpleść do książki element własnej działalności jaką prowadzi w Internecie.
Przedstawione historie często dotyczą zjawisk paranormalnych, przeklętych przedmiotów czy psychopatów. Dostajemy nawiedzoną lalkę, demony, wywoływanie duchów oraz kanibala.
Czytając tę książkę czułam jakbym czytała w pewnym sensie zbiór dobrej creepypasty.
Autorka operuje bardzo lekkim i przyjemnym stylem. Nie zapycha stron niepotrzebna treścią, dlatego czyta się te...
Zew nocnego ptaka jest jak tytułowy ptak.
McCammon sprawił, że nie umiałam na długo odejść od jego powieści, lecz nieustannie wracałam do jej stronnic wzywana zagadką, którą bardzo chciałam poznać. I jakże było warto! Bo dzięki tej historii poczułam się jak jedna z mieszkanek Fount Royal.
Rok 1699r.
W Fount Royal jest czarownica. Według pana osady to właśnie Rachel Howarth jest przyczyną każdej klęski, która dotyka mieszkańców brytyjskiej kolonii założonej w Ameryce. Ba! Ta kobieta odpowiada nawet za pogodę. Nieustanne ulewy to zasługa jej szatańskich mocy. Morderstwa, pożary i inne katastrofy w Fount Royal to wszystko przez wiedźmę. Wskazują na to zeznania a także szatańskie znaki na ciele kobiety, bowiem czy pieprzyk lub ciemniejsza plamka na skórze nie jest dowodem na spółkowanie z diabłem? Kolonia zmierza ku upadkowi, traci mieszkańców i jedynym dla niej ratunkiem jest pozbycie się czarownicy! Potrzeba tylko prawnej decyzji.
Sędzia Isaac Woodward wraz ze swoim młodym sekretarzem Matthew Corbetem przybywają do osady by przeprowadzić śledztwo i ewentualny proces. Mianowicie mają przesłuchać świadków i dowiedzieć się, czy Rachel Howarth to rzeczywiście wiedźma. Palce niemal wszystkich mieszkańców wskazują właśnie w stronę jej osoby. Młoda Portugalka posądzona o morderstwo męża oraz pastora, nie ma żadnej linii obrony. Z góry jest uważana za winną owych czynów.
Przenikliwy umysł młodzieńca doszukuje się jednak czegoś więcej. Matthew odkrywa przed czytelnikiem mroczne tajemnice mieszkańców Fount Royal, którzy wcale nie są tacy niewinni na jakich się kreują. Chociaż potyka mu się czasami noga, to jego spryt i nieustępliwość są godne samego Sherlocka. Zadaje pytania, nie odpuszcza, do końca chce dowiedzieć się czy kobieta słusznie została posądzona o spółkowanie ze swoim mrocznym panem.
Bowiem jest zbyt wiele niespójności, które zaprzątają mu umysł. McCammon otwiera tą obszerną powieścią cykl kryminału historycznego, w którym główną rolę odgrywa właśnie młody Matthew. Ta powieść ma w sobie wspomnianą nutkę grozy, ale ta nutka przejawia się w wielu momentach i czasami opisy, dość szczegółowe, sprawiają, że mrozi krew w żyłach.
To tego typu historia, która wkracza do twojego życia z pełnym rozmachem i nie chce cię opuścić. Zew nocnego ptaka oczarował mnie swoją wielowątkową fabułą i świetnie zarysowanymi postaciami. McCammon w bardzo przyjemny sposób stworzył arcydzieło w postaci miasteczka Fount Royal i jego barwnych mieszkańców. Swoim wnikliwym a jednocześnie często ironicznym piórem, wprowadza nas za sprawą młodzieńca Matthew, do świta tajemnic, mroku i rzeczywistości jaka panowała w 1699 roku. Delikatnie zahacza o temat niewolnictwa oraz stara się nadać każdej postaci celu i sensu. Nie są to papierowe kukiełki służące tylko za tło.
Niech was nie zraża obszerność tej książki, to tylko jej zaleta! Bo czyż nie chce się o ukochanych postaciach czytać jak najwięcej? Z utęsknieniem będę wyczekiwać kolejnych tomów.
Zew nocnego ptaka jest jak tytułowy ptak.
więcej Pokaż mimo toMcCammon sprawił, że nie umiałam na długo odejść od jego powieści, lecz nieustannie wracałam do jej stronnic wzywana zagadką, którą bardzo chciałam poznać. I jakże było warto! Bo dzięki tej historii poczułam się jak jedna z mieszkanek Fount Royal.
Rok 1699r.
W Fount Royal jest czarownica. Według pana osady to właśnie Rachel...