rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Wiem, że dużo osób jest zachwyconych tą książką, jednak niestety muszę przyznać, że ja się do nich nie zaliczam. Miałam kilka podejść do tej pozycji, ale zawsze koło połowy (?) traciłam zainteresowanie i chęć czytania.
Pamiętam, że na początku bardzo mnie zainteresowała i nie potrafię stwierdzić co finalnie mnie zniechęciło. Być może kiedyś spróbuję jeszcze raz, ale wątpię.

Wiem, że dużo osób jest zachwyconych tą książką, jednak niestety muszę przyznać, że ja się do nich nie zaliczam. Miałam kilka podejść do tej pozycji, ale zawsze koło połowy (?) traciłam zainteresowanie i chęć czytania.
Pamiętam, że na początku bardzo mnie zainteresowała i nie potrafię stwierdzić co finalnie mnie zniechęciło. Być może kiedyś spróbuję jeszcze raz, ale wątpię.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zakończenie części drugiej zostawiło czytelnika z dosyć mieszanymi uczuciami, a także z nieodpartą chęcią czytania dalej. Tak też zrobiłam. I oto moje wrażenia:

Alex po przeczytaniu listu uświadomiła sobie jak tak naprawdę niewiele wie o Lennoxie i że jeżeli szybko się to nie zmieni być może nie będzie dla nich przyszłości. Jednak po spędzeniu kilku chwil w samotności, a także na rozmowie ze swoim kuzynem Patrickiem wie, że ta historia nie może się tak skończyć, ufa Noxowi i jest przekonana, że nie zrobiłby krzywdy osobie którą kocha. Również Lennoxowi ta sytuacja otworzyła trochę oczy. Nie jest jeszcze gotowy, aby wtajemniczyć Alex w wydarzenia z przeszłości, ale też wie, że ją kocha i ma zamiar zrobić wszystko, żeby się im udało.

I to jest chyba jedna z tych rzeczy, która mnie tak ciągnie do tych książek, do tej historii. Fakt, że po skończeniu jednej od razu zaczynam następną. O czym mówię?
O ich uczuciu. Niejednokrotnie widzimy jak się kłócą, nie zgadzają w różnych kwestiach, ale ZAWSZE potrafią o tym porozmawiać. Czasami ma to miejsce dopiero po jakimś czasie, ale jednak. Cały czas widać, że chcą być ze sobą, że nie poddadzą się. To jest miłość.
Do takich historii właśnie mam słabość, nie ma tutaj zdrady czy jakiejś innej osoby, do której by coś czuli, są tylko oni i ich przeżycia z którymi jeszcze sobie nie poradzili, ale chcą zrobić to razem.

"Character wasn’t about perfection. It was about wisdom and the ability to learn and change."

W tej części bardziej widać, że stanowią drużynę, im bardziej się przed sobą otwierają i dowiadują o swojej przeszłości tym bardziej dostrzegają, że chcą być razem.
Alex zaczyna rozumieć dlaczego Lennox tak bardzo chce, aby była bezpieczna. Rozumie to i ona również chce tego samego dla niego. Wychodzi na jaw coraz więcej informacji, które pozwalają im oboju zrozumieć zachowanie drugiej osoby. I to właśnie zrozumienie, bezwzględna akceptacja pozwala im coraz bardziej się przed sobą otworzyć.
To, że Alex/Charli zawsze jest przy Noxie i go wspiera, dzieli się z nim wspomnieniami, tymi dobrymi i złymi, pozwoliło mu w końcu podzielić się swoimi. Zdał sobie sprawę, że nie może popełnić znowu tego samego błędu. Bał się, że to ich rozdzieli, był na to przygotowany, ale to tylko ich jeszcze bardziej zbliżyło.


Z każdą książką czytelnik coraz bardziej angażuje się w historię, nie tylko głównych bohaterów, ale też ich rodzin. W tej części, tak jak w poprzednich, są przedstawione retrospekcje – w tej są to wspomnienia Orena. Dzięki temu mamy szansę zrozumieć jego relacje ze zmarłą żoną, ale też z Lennoxem. Do jakich rzeczy był zmuszony, aby go chronić i nie doprowadzić, aby był tak samo zależy od innych jak on.
Wszystko się powoli wyjaśnia i okazuje, że więcej rzeczy jest ze sobą połączonych, niż można byłoby się tego na początku spodziewać.

Jestem wdzięczna za przedstawienie wydarzeń z punkt widzenia Orena, ponieważ dowiadujemy się więcej o nim samym i o motywach jego działania, zachowania. Wiem, że kochał swoją żonę, nie mam w stosunku do tego żadnych wątpliwości. Te wspomnienia, które ukazywały ich relacje naprawdę pokazywały, że była między nimi prawdziwa miłość, prawdziwe uczucie i że chciał żeby była szczęśliwa, chciał na nią zasłużyć i zapewnić jak najlepsze życie, dlatego dążył do coraz to większego sukcesu.
I przez to dążenie, przez chęć poszerzenia biznesu, ale też przez zobowiązania wobec rodziny Angeliny, miał coraz mniej czasu dla niej i Lennoxa. Zaczyna ją zaniedbywać, nie spędzają razem tyle czasu, ile by chciała. Dochodzi do rozwodu. I z tego powodu jest mi smutno, bo wiem że Oren kochał ją, a ona jego. Nie rozumiem dlaczego nie potrafili sobie poradzić z problemami. Kibicowałam im, mimo iż wiedziałam już jak to się skończyło. W pewnym momencie ich drogi się rozeszły, nie są razem, ale próbują być dobrymi rodzicami i cały czas darzą się uczuciem i szacunkiem.

Co prawda brakowało mi jeszcze jakiejś sceny między nimi. Tym bardziej, że Oren przyznał się że ją zdradzał – nie podobało mi się to. Później poznaje Adelaide i się w niej zakochuje? I tutaj znowu byłam trochę niezadowolona. Jakoś nie podobało mi się, że dla Angeliny nie miał czasu, ale potrafił go znaleźć dla Adelaide. Dlaczego musi być tak, że ta pierwsza zawsze „nie ta”? Rozumiem, że nie zawsze poznaje się prawdziwą miłość na początku, ale w tym konkretnym przypadku nie podobało mi się to, po prostu mi to nie pasowało. Chciałabym zobaczyć jakąś scenę z perspektywy Angeliny, jak ona to odbierała, jak ona się czuła.

Nie zrozumcie mnie źle, cieszę się, że Laide i Oren odnaleźli w sobie jakiegoś rodzaju szczęście, orzeźwienie, otuchę. W szczególności Adelaide - mimo wielu rzeczy, które robiła, a z którymi ja się nie zgadzałam, uważam że zasługuje na szczęście. To raczej fakt, że Oren tak łatwo odnalazł "drugą miłość" mnie zasmuca. Może dlatego że w tych krótkich chwilach przedstawiających Angelinę polubiłam ją. Wydawała się taka ciepła, rodzinna.

Zaskakujące jest też połączenie Orena z Russellem Collinsem. Wyjaśnia to wiele, ale też niesamowicie komplikuje. Czytelnik sobie myśli: Ależ ten świat mały, ale dlaczego akurat on? Wiem, że jest to na potrzeby książki, ale wydaje mi się, że w tę sprawę mógł już nie być mieszany.
Adelaide też odgrywa znaczną rolę. Zaczyna dowiadywać się o rzeczach, które były przed nią latami ukrywane. Już nie chce być tylko posłuszną żoną, ale chce wziąć sprawy w swoje ręce.
W całą sprawę również zostaje zamieszana Chelsea, przyjaciółka Charli.
Także wiele się tutaj dzieje, tak jak każda część do tej pory, tak i ta ma niespodziewane zwroty akcji i oczywiście…zakończenie trzymające w napięciu.

"Alexandria? Alex? Or Charli…?
Perhaps it took all three — the scared little girl,
the independent young woman, and the woman ready to trust and love — to make me whole."

Alex dokonała ryzykownego i dosyć impulsywnego wyboru na końcu książki. Sama wizja jej i tych wszystkich ludzi w jednym pomieszczeniu sprawia, że się denerwuję. Jedno jest pewne, następna książka będzie prawdziwym testem na wytrzymałość i zachowanie spokoju.

Dodam tylko, że mimo iż czerpałam przyjemność z tej książki czegoś mi brakowało. Dlatego moja ocena to 6/10.

Zakończenie części drugiej zostawiło czytelnika z dosyć mieszanymi uczuciami, a także z nieodpartą chęcią czytania dalej. Tak też zrobiłam. I oto moje wrażenia:

Alex po przeczytaniu listu uświadomiła sobie jak tak naprawdę niewiele wie o Lennoxie i że jeżeli szybko się to nie zmieni być może nie będzie dla nich przyszłości. Jednak po spędzeniu kilku chwil w samotności, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

"New rules...my rules."

Od razu po skończeniu pierwszej części MUSIAŁAM zacząć tę. To się autorce udało, nie powiem, zakończyła w taki sposób, że nie mogłam się oprzeć i musiałam czytać dalej.
Tak samo jak pierwsza część ta również wciągnęła mnie od samego początku.

Ponowne spotkanie się Lennoxa i Alex, nie przebiegło w miłej, radosnej atmosferze. Wręcz przeciwnie. Oczywiście wyczuwalne było między nimi napięcie seksualne i tęsknota, ale Nox postanowił pokazać jej jakby wyglądało jej życie, a przede wszystkim najbliższy rok, gdyby nie trafiła akurat na niego. Traktuje ją na początku jak rzecz, którą „kupił”, dlatego oczekuje od niej bezwzględnego posłuszeństwa. Oczywiście kto przeczytał pierwszą część dobrze wie, że Alex taka nie jest. Nie, że nie potrafi być posłuszna, potrafi – całe życie to robiła. Nic tylko wykonywała polecania. Ale to się już skończyło. Teraz jest niezależną kobietą i nie pozwoli sobą pomiatać. I tak jak w pierwszej części i w tej Alex mnie nie rozczarowała.

Po pewnym czasie wszystko wraca do normalności, wyjaśniają sobie sprawy, które są kluczowe i wracają do dawnych relacji, z tym że teraz wiedzą o sobie więcej, już nie są anonimowi. Alex aka Charli wie, że wokół Lennoxa wręcz kłębią się tajemnice, a ona chciałaby wiedzieć o nim jak najwięcej, jednak on nie jest gotowy podzielić się mroczną przeszłością. Zresztą ona również nie wyjawia mu wszystkiego. Dochodzi między nimi do spięć, ale co mi się podobało to to, że zawsze potrafili je rozwiązać. Pokazywało to jak silne więzi ich łączyły mimo tak krótkiego czasu.

Również w tej części mamy dwie linie czasowe. Jedna przedstawia to co się dzieje na bieżąco, a druga historię matki Alex – Adelaine, co pomogło czytelnikowi zrozumieć bardzo dużo rzeczy związanych z Alex i dlaczego tak wiele od niej wymagają, co od niej zależy. Zrozumieć, ale nie zaakceptować, decyzje które podjął jej ojciec, a dziadek Alex są po prostu absurdalne. Cały czas czekałam na szczere rozmowy między nimi wszystkimi. Czekałam aż jej matka w końcu jej powie dlaczego tak jej zależy na jej małżeństwie z Edwardem. Apropo niego, jak ja go nie lubię. Za każdym razem jak się pojawiał, to miałam ochotę nim potrząsnąć! Alex to nie jest dziecko, nikt jej nie będzie rozkazywać co ma robić!

Mimo tych wszystkich konfliktów i tajemnic, Charli zaczęła się otwierać przed Noxem, powiedziała mu o swojej rodzinie i wszystko między nimi zaczęło się układać jak w bajce. Dlatego wiedziałam, czułam że zaraz tutaj jakaś bomba wybuchnie. Czułam takie tykanie po prostu. I tak. BUM! Ten list. Przeszłość Noxa puka do drzwi, tylko problem w tym, że on nadal nie jest gotowy się z tą przeszłością zmierzyć. Nadal czuje się winny śmierci żony, cokolwiek się z nią stało. A Charli ma dosyć niedopowiedzeń, chce znać wszystko.

No i tak, kolejna część za mną i co znowu jest zadziwiającego to to, że ja już ją czytałam, ale tak samo jak w przypadku pierwszej części, niewiele pamiętałam. Nie popsuło to jednak przyjemności z czytania, równie ciężko było mi się oderwać, jak przy pierwszej części.

Czy polecam?
Jak najbardziej, bardzo dużo się działo, akcja trzymała cały czas w napięciu. Czy jest lepsza od pierwszej części? Tutaj musiałabym się zastanowić, może błędem było przeczytanie jednej książki za drugą, bez większej przerwy. Na chwilę obecną pierwsza część jak dla mnie była lepsza.

"New rules...my rules."

Od razu po skończeniu pierwszej części MUSIAŁAM zacząć tę. To się autorce udało, nie powiem, zakończyła w taki sposób, że nie mogłam się oprzeć i musiałam czytać dalej.
Tak samo jak pierwsza część ta również wciągnęła mnie od samego początku.

Ponowne spotkanie się Lennoxa i Alex, nie przebiegło w miłej, radosnej atmosferze. Wręcz przeciwnie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już jakiś czas temu czytałam tę książkę, ale postanowiłam, że odświeżę sobie pamięć. I tutaj takie zdziwienie, czytałam ale niewiele pamiętałam tylko jakieś tam prześwity. Nie sprawiło mi to jednak żadnego problemu, wręcz nie mogłam się oderwać! I tutaj moje zdziwnie dlaczego skoro tak mi się spodobała tak niewiele z niej pamiętałam? Skoro książka jest dobra powinna na dłużej zostać w pamięci prawda? Nie wiem może to jednak upływ czasu i wiele innych książek wyparły mi z głowy tę pozycję. No ale ok. Idziemy do recenzji.

Główna bohaterka Alexandria Charles Montague Collins pochodzi z bardzo poważanej rodziny i została wychowana jak na arystokratkę przystało, mimo tego nienawidzi takiego życia, od zawsze chciała opuścić dom rodzinny i toksyczne relacje. I dostała taką szansę, wyjechała na studia na Stanford na 4 lata i poczuła że żyje. Teraz jednak postanowiła spędzić czas ze swoją najlepszą przyjaciółką Chelsea na wakacjach, zanim będzie musiała pojechać do Nowego Jorku, ponieważ dostała się na Columbie na prawo, a Chelsea zostanie w Kalifornii.

I tak mamy dwie perspektywy czasowe, jedna opisuje właśnie wakacje dziewczyn, a druga co się dzieje obecnie, czyli odwiedziny Alex w domu.

Na wakacjach poznaje Lennoxa Demetri, pewnego siebie, dominującego, tajemniczego mężczyznę, z którym chce przetestować swoje „granice i limity”, ale ustalają że nie chcą wiedzieć o sobie nic prywatnego. Posługują się tylko swoimi przezwiskami/ksywkami: ona jest dla niego Charli, a on dla niej Nox. I tak spędzają ze sobą 5 dni, i co tu dużo mówić Charli się zakochała. Nox czarujący mężczyzna wywarł na niej ogromne wrażenie, w końcu poczuła się wolna, nie musi być już Alexandrią od której wymagają nieograniczonego posłuszeństwa, nawet nie jest Alex, czyli niezależną kobietą, ale jest Charli – kobietą, która sięga po to czego pragnie.
I to mi się w niej tak spodobało, chyba nie było chwili, w której czułabym do niej zniechęcenie, cały czas popierałam jej decyzje. A Nox? Czułam, że ten tydzień jest i dla niego w jakimś sensie wytchnieniem i ucieczką od codzienności. Dowiadujemy się niewiele z ich rozmów o jego prywatnym życiu, ale wiemy że niedawno zdecydował się ściągnąć obrączkę, był żonaty i prawdopodobnie został wdowcem. To co przeżywają razem jest niczym fantazja, dla nich obojga. Jedyne zasady, to aby nie dowiadywać się o sobie więcej, ale też nigdy nie kłamać. Miał to być tylko tydzień, ale Nox łamie zasady i daje jej swój numer.


Nie będę ukrywać bardzo przyjemnie mi się o nich czytało, podobało mi się, że tak swobodnie czuli się w swoim towarzystwie, bez skrępowania, mimo wszystko byli sobą. Te odniesienia do przeszłości, które opisywały ich wspólnie spędzone chwile przynosiły mi spokój, radość, równocześnie melancholię, może nawet ulgę od tego co doświadczałam, czytając to co spotykało ją obecnie, a mianowicie jak traktowała ją własna rodzina, którą odwiedziła po wakacjach a przed przeprowadzka do Nowego Jorku. Nie mogłam znieść tych chwil Alex w "domu" czułam się tak samo ograniczoną jak ona, miałam ochotę wejść do tej książki i przywalić mocno i jej matce i ojczymowi Antonowi.
No szczyt wszystkiego co też oni wymyślili. Traktowali ją jak własność, nie liczyli się z jej zdaniem. Tak jakbyśmy nagle znaleźli się w średniowieczu. Jak o tym myślę to mnie złość rozpiera. Myśleli, że wróci, wyjdzie za mąż i będzie posłuszną córeczką? Zabrali jej dostęp do jej pieniędzy i chcieli żeby wyszła za kogoś tylko dlatego że tak im się widziało? Agghh. Za każdym razem jak Alex im mówiła szczerze co o tym myśli, jak im się stawiała, to ja tylko w myślach ją dopingowałam: GO GIRL!!!! Takie postaci to ja lubię. Bałam się nawet, że ją gdzieś zamkną, dlatego poczułam ogromną ulgę jak opuściła to okropne miejsce.
Ogólnie bardzo przyjemnie mi się czytało o jej losach, taka pewna siebie, niezależna kobieta, dlatego tym bardziej współczułam jej, że aby zapewnić sobie przyszłość wybrała Infidelity jako rozwiązanie. Mogła skorzystać z numeru Noxa, ale rozumiem dlaczego tego nie zrobiła, chciała sobie sama z tym poradzić. I mimo, że zrobiła głupotę, zgłaszając się tam to dzięki temu mamy cudowne pojednanie. Chociaż czuję, że nie wszystko wróci od razu do sielankowego życia ala Del Mar.
Polubiłam również pobocznych bohaterów: przyjaciółkę Alex- Chelsea i przyjaciółkę Noxa – Deloris, którzy byli świetnym wsparciem i kibicowali im tak jak my – czytelnicy.

Cudownie mi się czytało, te tajemnice, które powoli są wyjawiane, ten dreszczyk emocji, ta niewiedza, to wszystko sprawiło, że ciężko było mi się oderwać chociaż na chwilę od czytania. Dlatego tym bardziej się dziwię, że czytałam to kiedyś, a tak mało pamiętałam.

Mimo tego, wszystkim serdecznie polecam, bohaterowie skomplikowani, chociaż to dopiero początek, nie wiemy jeszcze o nich wszystkiego, także sądzę, że z każdą książką w miarę ich poznawania będzie jeszcze lepiej.

POLECAM!

Już jakiś czas temu czytałam tę książkę, ale postanowiłam, że odświeżę sobie pamięć. I tutaj takie zdziwienie, czytałam ale niewiele pamiętałam tylko jakieś tam prześwity. Nie sprawiło mi to jednak żadnego problemu, wręcz nie mogłam się oderwać! I tutaj moje zdziwnie dlaczego skoro tak mi się spodobała tak niewiele z niej pamiętałam? Skoro książka jest dobra powinna na...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Light it up! Light it up!

Dawno nie pisałam żadnej recenzji, troszkę nie wiem jak się za to zabrać, ale do dzieła!
Na samym początku muszę powiedzieć, że naprawdę, naprawdę ciężko jest opisać i odnieść się do wszystkich wydarzeń z książki, tzn można ale zajęło by to o wiele więcej czasu i stron, a chciałam się tylko odnieść do sytuacji, które w szczególności zapadły mi w pamięć.
Update: Po napisaniu widzę że i tak wyszła obszerna opinia, ups 😊

Od razu tylko ostrzegam, że na pewno poniżej będzie duża dawka spojlerów, także jeżeli nie czytałaś/czytałeś książki to proszę nie psuj sobie przyjemności czytając spojlery! Nie ma niczego gorszego niż czytanie książki bez tego dreszczyku emocji i tej niewiedzy co będzie dalej, także tych którzy jeszcze książki nie czytali zapraszam później, może podzielicie moje zdanie 😊
No chyba, że lubicie sobie spojlerować, to proszę bardzo!

Już od dłuższej chwili nie przeczytałam książki od początku do końca, nie wiem dlaczego, zazwyczaj jak zaczynałam czytać to szybko się zniechęcałam i nudziłam albo po prostu nie miałam czasu. Wiedziałam jednak, że książkę Sarah J Maas pochłonę. To jedna z moich ulubionych autorek w tym momencie. Pisze tak barwnie, ze szczegółami kreuje światy i bohaterów, że czytelnik ma wrażenie jakby znał ich całe życie.
Dlatego cieszyłam się na myśl o tej książce, na perspektywę poznania nowych bohaterów.... wyobraźcie sobie jednak moje zdziwienie kiedy po kilku rozdziałach miałam ochotę przestać czytać. Najpierw jednak szybciutko o czym to jest:
Główna bohaterka Bryce - pół człowiek pół Fae to typowa imprezowa dziewczyna, lubi się zabawić z przyjaciółmi, za dnia za to pracuje w sklepie z bardzo cennymi i magicznymi antykami. Życie wydaje jej się piękne, aż do momentu, w którym dochodzi do tragedii pozostawiającej ją w totalnej rozsypce…

Opis wydaje się zachęcający, świeży, przedstawia trochę inny świat niż do tej pory znany czytelnikom SJM.
Jednak już na samym początku Bryce irytowała mnie swoim zachowaniem, cała koncepcja książki straciła dla mnie sens. Nie chciało mi się dalej wgłębiać w tę historię, ale z drugiej strony nie chciałam przestawać, mimo tych dziwnych momentów cały czas czułam potencjał, chciałam sie dowiedzieć co się wydarzy. Męczyłam się jeszcze przez jakiś czas, ale później wszystko zaczęło nabierać większy sens, wolniutko, bo wolniutko, ale progres był.
Przyjaciółka Bryce – Danika Fendyr była wilkołakiem i przywódcą stada – Pack of Devils. Nie dość, że ona sama była jednym z najpotężniejszych wilkołaków, to jej paczka Connor Holstrom, Nathalie, Thorne, Bronson, Zach i Zelda byli równie silni. Jak mówiono, od dawna nie było zmiennokształtnych z takim potencjałem. Odnoszę się cały czas do nich w czasie przeszłym, ponieważ wszyscy zostali zabici przez istotę/ demona. Nawet jak o tym piszę to jakieś wzruszenie mnie ogarnia. Poznaliśmy ich na początku książki i chociaż nie było to dużo czasu to autorka zdążyła tak przedstawić te postaci, że nigdy nie pogodzę się z ich śmiercią. Bardzo ich polubiłam. Danika była pewną siebie, odważną, taką typową „badass”, ale też wrażliwą kobietą. Connor mimo, że sam był na tyle silny, że mógł być dowódcą, nie miał nic przeciwko, że to właśnie Danika była jego alfą. Robił wiele strasznych rzeczy, żeby miasto było bezpieczne i nigdy nie narzekał, nikt z nich zresztą nie narzekał. Poznał się z Daniką pięć lat wcześniej i od razu szybko się zaprzyjaźnili, tak samo z Bryce, w której wszyscy wiedzieli, że był zakochany. W szczególności jego młodszy brat Ithan, który notorycznie pytał Bryce kiedy się umówi z jego bratem. Ona też coś do niego czuła, ale nie chciała zniszczyć ich przyjaźni, którą bardzo ceniła. Jednak po tych pięciu latach w końcu zgodziła się pójść z nim na randkę, dać im szansę.

„- You wont regret this. I've had a long while to figure out all the ways I'm going to spoil you. All the fun we are going to have.
- Stalker. - But she smiled.
- Go enjoy yourself. I will see you in a few days. Message me when you're home safe.“

Tej nocy właśnie Bryce postanowiła trochę poszaleć, po zerwaniu z jakiś tam Reidem (nieważne) i wyszła na miasto z Juniper i Fury. Danika została z całą paczką w domu, to była jedna z tych nocy, kiedy wszyscy mieli czas, aby być razem, zacieśniać więzi. Bryce z dziewczynami świetnie się bawiła, jednak tak jak zawsze zażywały jakieś narkotyki, później wylądowała z jakimś obcym facetem w łazience, wszyscy wiemy po co, a kiedy wróciła w końcu do mieszkania…..znalazła swoich przyjaciół w strzępkach, krew wszędzie, totalna masakra.

I może wcześniej się źle wyraziłam, te rozdziały w których oni jeszcze byli - przez oni mam na myśli Pack of Devils - bardzo mi się podobały, polubiłam ich wszystkich natychmiast. I tak jak wspomniałam, do tej pory jak o nich myślę to coś mnie w sercu ściska.
Jednak dopiero w tym momencie akcja teoretycznie się zaczyna.

Rozpoczyna się śledztwo, zostaje oskarżony i skazany Phillip Briggs, którego wcześniej Danika wsadziła za kratki. W tym samym dniu w którym wyszedł na wolność, cała paczka została zamordowana, dlatego wszyscy byli pewni, że to on, że zrobił to w ramach zemsty. Jednak dwa lata później znowu zaczynają się morderstwa, a Phillip przecież odsiaduje wyrok. W takim razie kto za tym stoi? Sprawą zajmuje się archanioł Micah, który wysyła swojego najlepszego człowieka, od załatwiania brudnych spraw Hunta Athalara. Ma rozwiązać tę sprawę z pomocą Bryce Quinlan, ze względu na jej bliskie relacje z zamordowanymi.

Hunt Athalar to upadły anioł. Dawno temu był dowódcą armii Archanioła Shahar, a także jej kochankiem. Shahar nie chciała, żeby istniały podziały na lepszych i gorszych, nie chciała hierarchii, dlatego zapoczątkowała bunt. Jednak gdy zginęła z ręki swojej siostry bliźniaczki Sandriel, Hunt i pozostali zostali naznaczeni jako niewolnicy i musieli jej służyć. Później Hunt trafia do innego Archanioła, aż w końcu do Micah, który wydaje się z nich wszystkich najlepszy? Może niezbyt trafne, określenie, ale to on zaoferował mu wolność jeżeli odda „życie za życie” tzn. musi zabić tyle osób - które sam Micah wskaże, - ile Hunt i wszyscy którzy mu podlegali zabili tego dnia podczas powstania. Był zatem odpowiedzialny za 2217 śmierci i tyle musi osób dla niego zamordować, jako jego „personal assassin”, a zyska wolność. Micah jednak zaproponował mu jeszcze jeden układ: jeżeli znajdzie mordercę zmniejszy tę liczbę do 10 śmierci. Także Hunt ma motywację.

No i właśnie w tym momencie zaczęłam się nudzić. Bryce zachowywała się tak jakby ją nic nie interesowało i nie obchodziło, czyli tak jak wszyscy o niej myśleli, jak o głupiej imprezowej dziewczynie. Zaczęła śledztwo z Huntem, ale tak się czułam jakby cały czas stało w miejscu. I tak się dziwiłam jak to możliwe, że tak mozolnie im to idzie? Sam Hunt Athalar zajmuje się sprawą, a tutaj brak postępów? I jeszcze ten konflikt Bryce z jej przyrodnim bratem Ruhnem, nie miał dla mnie sensu. Ok rozumiem pokłócili się o jakąś głupotę kilka lat wcześniej, ale żeby dalej Quinlan go nienawidziła? Bez sensuuu. Tym bardziej, że on cały czas chciał ją przeprosić, a ona go do siebie nie dopuszczała.
Męczyłam się przez dłuższy czas nie tylko z tym, że akcja niepotrzebnie moim zdaniem została rozciągnięta, ale też dlatego że autorka zasypywała nas potrzebnymi informacjami i nowymi bohaterami co kilka stron.

I tak jeszcze poznajemy właśnie Ruhna, Księcia Fae, który ma moc przywoływania światła i cieni, ale nie tak potężną jak mieli inni „Starborn” , jest też Wybrańcem – Chosen One (kolejna dłuuuga historia), ale też jak później się dowiadujemy jest telepatą. Bardzo kocha Bryce i chce jej pomóc jak tylko może w rozwiązaniu sprawy i też dostrzegamy jak dzięki temu ich relacje się ocieplają i w końcu wracają do pierwotnego stanu, jak już wszystko sobie wyjaśniają. Ma przyjaciół Declana i Tristana Flynna. Jak o nich czytam to przypominają mi trochę Azriela, Rhysanda i Cassiana - nie narzekam 😊.

Poznajemy też Jesibe, szefową Bryce, Lehabah – pracuje z nią, mały ognisty duszek, Tharion Ketos – określany jako „mer”, ale to nic innego jak syrena? stary przyjaciel Hunta, też pomaga im w sprawie. I też mamy czarodziejkę/uzdrowicielkę Hypaxię, która później okazuje się być nową królową czarownic. Nie no, naprawdę dużo bohaterów, nie wszystkich wymieniłam, mogę mieć też problem z poprawnym opisaniem postaci, ponieważ nie wiem jak się zdecydują przetłumaczyć to wszystko w polskim wydaniu.

I tak akcja toczy się do przodu, bohaterowie odkrywają kolejne tajemnice Daniki, składają kolejne puzlle i są coraz bliżej odkrycia prawdy kto stoi za morderstwami.
Polubiłam Bryce i zaczęłam rozumieć i doceniać jej potrzebę niezależności, okazuje się że wcale nie jest taka głupiutka. Cały czas cierpi po stracie przyjaciół, często myśli o Danice i o Connorze. Wiadomości, które do siebie wysyłali tamtej nocy zostały upublicznione zaraz po ich śmierci i tak wszyscy się dowiedzieli że Bryce przespała się wtedy z jakimś nieznajomym, a wcześniej zgodziła się przecież na randkę z Connorem. Brat Connora Ithan nie może jej tego wybaczyć, z przyjaciół stają się wrogami. Ale też obcy ludzie zaczynają ją po prostu dręczyć. Bryce ciężko to przeżywała, ale miała na szczęście przy sobie Juniper.

Później okazuje się, że w morderstwa są zamieszane narkotyki, które dają super moc, po czym doprowadzają do utraty zmysłów. Bryce zacieśnia więzi z Huntem, stają się przyjaciółmi, ale cały czas wyczuwalne jest między nimi napięcie seksualne. Wszystko się między nimi zmienia, można by powiedzieć, że na dobre, ale ten moment, w którym Hunt zdradził Bryce? Takie WTFFF

Nie miało to dla mnie większego sensu, ale czułam już wcześniej, że coś jest nie tak. Bryce zaczęła się domyślać pewnych rzeczy, które nawet czytelnik zaczął zauważać, a tu Hunt zaczyna ją uspokajać! Yyyy CO?! To było takie dziwne i bez sensu, a cała ta scena zdrady…. Nie wiem, nie podobało mi się, że Hunt chciał się tak wybielić w oczach Bryce, że nie zważał na to, kto koło niego stoi i zaczął trochę zrzucać winę na swoich przyjaciół, pogrążając ich bardziej, a wiemy co się z nimi później stało… Trochę mnie to do niego zniechęcioło.
Całkowicie rozumiałam, że Bryce była zraniona i miała STUPROCENTOWE prawo się tak zachowywać, tym bardziej że sporo już razem przeszli, np. ta scena pod prysznicem jak go umyła i się nim zaopiekowała, prawda? Do tego doszło jakieś romantyczne uczucie, myślała że sobie ufają, a on nie dość że ją oszukał, to jeszcze ukrył przed nią, że już dawno temu się domyślił kto zamordował Danike. To już cios poniżej pasa. Także ja się spodziewałam złości i chciałam jej jak najwięcej, a co Bryce zrobiła?

Po kilku stronach całkowicie mu wybaczyła i chciała go uratować. No dobra, rozumiem, darzysz go uczuciem, no aleee żeby iść do Sandriel i się w zamian za niego ofiarować? (kolejna długa historia, w skrócie Micah żeby ukarać go za zdradę oddał go z powrotem do Sandriel, którą jak wiemy nienawidził całym sercem). Nie to już była przesada. Dobrze, że był tam Ruhn i w porę zainterweniował.

Przez całą książkę przewijało się planowanie spotkania, na którym pojawić się mieli przywódcy np. wilkołaków, Fae, Archaniołowie itp. i też Asterii, czyli ci do których władza tak naprawdę należała. Spotkanie samo w sobie trochę nudnawe, omawiali jakieś tam ważne sprawy, które miały albo też nie miały być wprowadzone. Takie trochę dla picu, raczej żeby pokazać swoją wyższość. Co jest ważne i dziwne to to , że na tym właśnie spotkaniu wszyscy obserwowali co Bryce robi w pracy – Jesiba udostępniła obraz z kamer, na prośbę Bryce – i wszyscy byli świadkami jak Micah przyznaje się do morderstw i później jak w zemście to ona zabija jego, wcześniej on „uruchamia” róg który jest na jej plecach, aby otworzyć portale (KOLEJNA długa historia – Bryce i Danika zrobiły sobie tatuaże, Bryce na plecach w nieznanym alfabecie – Poprzez miłość/ Dzięki miłości wszystko jest możliwe ~Through love, all is possible~, później się okazało że w tym tuszu był właśnie rozdrobniony? poszukiwany przez wszystkich róg, który miał magiczne zdolności użyte przez Chosen One/Starborn). No i właśnie wszyscy oglądają jak Bryce rozprawia z się z Micah, później dzięki kamerom ulicznym widzą, że otwarcie portali do innych wymiarów poskutkowało i nagle wylatują z nich demony z piekieł. I wszyscy patrzą jak Bryce z nimi walczy (dobrze, że przyszedł jej z pomocą Ithan, piękne pojednanie)….
I ja pytam: DLACZEGO nikt od razu nie zaczął interweniować? Robić coś żeby się do niej dostać i pomóc? Dopiero jak wszystko zobaczyli, że to właśnie ona jest tym całym Chosen One, do tego ma ten róg na plecach i zamyka jeden z portali.

Jeeeeej ciężko mi opisać to, co w tym momencie czuję, ale dobra. To jeszcze jakoś można zaakceptować, nasza Bryce jest potężna okej , ale to że zrobiła „Drop” prawie bez Anchora, tzn wiem że był nim duch Daniki, i naprawdę była to wzruszająca scena i podobała mi się, ale chodzi mi o to, że ona wyszła przecież z większą mocą niż miał jej prawdziwy ojciec – Król!

………(wdech/wydech) Zastanawia mnie tylko dlaczego z pół człowieka pół Fae nagle Bryce stała się czym tylko mogła? Róg, Chosen One, może przywoływać światło (tzn zawsze to miała w sobie tylko ukrywała) później zdobywa taką moc. DLACZEGO? Dlaczego musi być najpotężniejsza? Wcześniej była taka badass kobieta, ale ciągle normalna, a tutaj taka akcja. Nie wiem jak to opisać, po prostu przyznam szczerze, że kocham SJM, ale tutaj jak dla mnie trochę przesadziła. Każda jej główna bohaterka musi mieć moc niezmierzoną, nieograniczoną, musi być najlepsza i wgl. I jak chociaż Aelin dowiadywała się o tym i uczyła z książki na książkę, robiła się coraz potężniejsza stopniowo, co było akceptowalne, Feyre zdobyła moc i uczyła się jej cały czas, i to też było stopniowe, tak BUM Bryce jest potężna. Nie wiem po prostu nie umiem tego opisać na chwilę obecną, ale chyba właśnie ten moment z całej książki najbardziej nie przypadł mi do gustu.
Ale może wszystko się zmieni w następnej części, zobaczymy jak będzie sobie z tym radzić.

I jeszcze ta scena, kiedy Bryce z Huntem wrócili do domu i zaczynają się do siebie dobierać. Rozumiem ALE zważywszy na to co przed chwilą przeżyli wydawało mi się do bardzo sztuczne i nie na miejscu, nie czułam tego.

Za to ten moment kiedy Bryce widziała Connora i resztę paczki i sobie pomachali na pożegnanie?
I jak mu wysłała wiadomość, że już jest w domu? Myślę, że nie tylko ja potrzebowałam tego momentu. Nie pogodziłam się jeszcze z tym co ich spotkało (to jak naprawę zginęli jest tragiczne), cały czas miałam nadzieję, że jakoś wrócą, ale mimo wszystko cieszę się, że tak zamknęła ten rozdział, bo wiem że jakaś część niej go kochała.

Co myślę ogólnie o akcji w książce?
Na początku jest nudnawo, niektóre sprawy mogły zostać szybciej załatwione i książka byłaby krótsza, a nie straciłaby na wartości. Akcja zyskuje tempo dopiero w ¾ książki, wtedy tyle się dzieje, że aż szok.

Co myślę o bohaterach?
- Bryce na początku nie przypadła mi do gustu, ale później coraz bardziej ją lubiłam. Końcówka trochę mnie poirytowała, ale nie zmienia to faktu, że nie mogę się doczekać co z nią dalej będzie.

- Hunt, całkiem przyjemna postać, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że trochę bez wyrazu. Znamy jego historię, wiemy o jego miłości do Shahar, do matki, o tym, że nienawidził mordować dla Micah, ale co więcej? Nie mogę się wyprzeć ostatnio wrażenia, że to trochę taki Tamlin tej historii. Lubię go, naprawdę lubię, ale mam wrażenie że bardziej pasuje mi tutaj na najlepszego przyjaciela, który pomógł Bryce na nowo żyć, w jakimś stopniu ją uratował. I może przez to Bryce myśli, że go kocha? Nie wiem, szczerze, dużo wskazuje na to, że to właśnie oni będą razem, np. jest trochę taką postacią jaką wybrałaby SJM; to właśnie, że pomógł jej stanąć na nogi; zaprzyjaźnili się najpierw; ta wiadomość, którą Bryce wysłała na końcu Connorowi. To wszystko moim zdaniem wskazuje na to, że mogą być razem.
Zauważyłam gdzieś porównanie Hunta do Rhysanda. Z czym nie mogę się zgodzić. Nie ma takiej opcji. Rhysand, prawdopodobnie jedna z moich ulubionych i jedna z najlepiej wykreowanych postaci, z taką głębią i stopniowym odkrywaniem każdej jednej warstwy, z taką historią? Nie wiem, jak ktoś może ich porównywać, na ten moment tego nie widzę. Fizycznie być może są podobni, ale reszta? Oboje dużo przeszli, ale w moich oczach są po prostu inni i nie powinni być porównywani, a przynajmniej nie na tym etapie.
ALE coś jeszcze mnie rozczarowało. Hunt opisywany jest jako Anioł Śmierci, jako morderca bez skrupułów, wszyscy się go boją, schodzą mu z drogi. No właśnie. Cały czas są takie opisy jego osoby. A kogo my widzimy? Milutkiego, pokornego. Nie zrozumcie mnie źle, podoba mi się to jaki jest wobec Bryce, że się nią opiekuje, robi jej śniadanka i wgl. Ale brakowało mi momentów z takim NIM. Pojawiały się przebłyski od czasu do czasu, np. jak rozprawił się z Amelią, ale wydaje mi się, że skoro już został przedstawiony w ten sposób to powinniśmy mieć szansę przeczytać o tym. A nie tylko wspomniane od czasu do czasu, że był tam zrobił to.


- Ruhn bardzo mi przypadł do gustu, zdecydowanie jedna z moich ulubionych postaci w tej książce.
- Lehabah ohhh Lehabah tak ją lubiłam.
- Tharion ciekawy, ciekawy zobaczymy.

- Pack of Devils – dużo wcześniej pisałam, to nie będę się powtarzać, bardzo ich polubiłam, szczególnie Connora i Danikę, ale pewnie dlatego, że o nich najwięcej wiemy, ale też takie informacje jak, to że Thorne był zauroczony Daniką, Nathalie podobała się Ithanowi sprawiają takie słodko – gorzkie uczucie. Chciałoby się ich lepiej poznać po prostu.

- Connor hmmm ciężko mi to wytłumaczyć, ale skradł moje serce i na pewno jeszcze długo będę żałowała, że tak się skończyła jego historia i że nie miał okazji spróbować z Bryce. Smutno mi bo jest moim typem bohatera, smutno, co tu więcej mówić.

- Danika? Cudowna przyjaciółka, po prostu cudowna. Light it up!

- AIDAS… jego sobie specjalnie zostawiłam na koniec. Taka wisienka na torcie. Chociaż pojawił się może dwa czy trzy razy w całej książce to kupiłam go w całości. Nie wspominałam o nim wcześniej, bo nie wiedziałam w sumie kiedy, dlatego teraz sobie o nim chwilkę popiszę. Wpadł mi w oko już od pierwszej chwili jak Bryce go przywołała w swoim mieszkaniu. To jak się do siebie zwracali, zainteresowało moją uwagę, od razu wskazywało na to, że już się kiedyś musieli spotkać. Cała ta rozmowa, mimo że krótka taka intensywna, czułam jakieś napięcie między nimi, kurczę nie wiem, mogłabym cały czas czytać o tym jak rozmawiają, naprawdę. I jego sposób bycia, nonszalanckie obracanie głowy, dłonie wkładane do kieszeni (nie brzmi znajomo?😊) lekka ironia w głosie i ta pewność siebie, jak lubię Hunta tak tego właśnie mi w nim brakowało.

"Aidas laughed softly. „No tears from you this time.”
Bryce smiled slightly. „You told me not to let them see me cry. I took the advice to heart.”"

I ten fakt, że był dla niej wtedy gdy go potrzebowała jako jeszcze nastolatka, też jest w jakimś stopniu interesujący, dlaczego tam był? To nie jest przypadek. W tych krótkich chwilach poczułam w nich taki potencjał, być może nawet większy niż między nią a Huntem. Obawiam się tylko, że SJM nie pójdzie tym śladem, może Książę Piekieł to za dużo? Albo nie będzie chciała zmieniać swojej bohaterce partnera, tak jak w innych książkach - byłoby to dla niektórych zbyt oczywiste i nudne? Ale szczerze byłabym zawiedziona, gdyby nie było romantycznego połączenia między nimi.

„Aidas,” she blurted, stepping right to the edge of their circle. Hunt fought the urge to tuck her to his side. Especially as darkness frayed the edges of Aidas’s body. „Thank you. For that day.“
The Prince of the Chasm paused, as if clinging to this world. „Make the Drop, Bryce Quinlan.“ He flickered. „And find me when you are done.“
Aidas had nearly vanished into nothing when he added, the words a ghost slithering through the room, "The Oracle did not see. But I did.“

I jestem ciekawa czy mimo wszystko odszuka go, żeby się dowiedzieć o co mu chodziło, bo wydaje mi się że chyba wiemy jaka była przepowiednia, ale może widział coś jeszcze? Cała ta sytuacja jest meeega interesująca. Wydaje mi się, że on coś wie nie tylko o tym, ale ogólnie, dlatego czekałam na jego ponowne pojawienie się w książce, ale dopiero w epilogu dowiadujemy się więcej. I jeszcze ta sprawa z ojcem Hunta. Aidas i Jesiba go znali, a z ich rozmowy wnioskuję, że nie żyje. Tylko kim on był? Wnioskuję, że ktoś potężny, zważywszy na jego zdolności, może Asteri?


Czy książka jest warta polecenia?
Zdecydowanie tak. Jak już przebrnęłam przez początek nie mogłam przestać czytać. Gdzieniegdzie nie mogłam się zgodzić z czynami bohaterów - ale to dobrze, wywierają na nas czytelnikach jakieś emocje, inaczej nie byłoby warto czytać.

Czego mi brakowało?/ Minusy
Na pewno sceny sam na sam Hunta z Sandriel. Cały czas Hunt wspominał jak jej nienawidzi, ale unikał jej jak tylko może. Co prawda była tam scena między nimi jak pokazywała mu zdjęcia z jego telefonu, ale co on wtedy robił? Nic siedział i oglądał. Nie było tam żadnej konfrontacji, a ja oczekiwałam takiej szczerej rozmowy, podczas której on jej wszystko wygranie co mu na sercu leży, poleje się krew i jego i jej. Nie dostaliśmy tego. Co prawda Hunt zabił ją na końcu, ale co to w ogóle było? Podszedł do niej, ona taka potężna nagle się go boi i...tyle, koniec. Brakowało mi po prostu konfrontacji, rozmowy! Wydaje mi się że trochę zmarnowany potencjał na dobrą scenę.
Zniechęciło mnie też trochę to, że Sarah nie zdecydowała się w tej serii na bohaterkę zaradną, ale bez ogromu mocy, jaką była Bryce prawie przez cały czas. Szkoda, że nie zdecydowała się pozostawić ją właśnie taką. Jednakże jak wiemy teraz jest jedną z najpotężniejszych postaci. To zagranie było według mnie zbyt doskonałe, takie bajkowe i nie spodobało mi się za bardzo, ale mam nadzieję że zostanie to w ciekawy sposób przedstawione w następnej części.

Wątek romantyczny też nie był przekonujący. Podobała mi się ich relacja, ale jako przyjaciół. Jeżeli będą razem, takie endgame, to okej, ale jeżeli będzie z kimś innym *Aidas* to też nie będę załamana. Może w następnej części bardziej to poczuję.

Z czego jestem zadowolona?/ Plusy
Z przyjaźni jaką mieliśmy okazję dostrzec między Bryce a Daniką.
Z tego jak Hunt pomógł Bryce pogodzić się z przeszłością.
A wszystko to co mi nie przypadło do gustu nadrobiły te krótkie chwile z Aidasem w roli głównej!

Czego oczekuję od następnej części?
- Chciałabym żeby Bryce usiadła z Huntem i przedyskutowała kilka spraw, których nie mieli okazji w tej części.
- Na pewno więcej Aidasa, mam nadzieję że dowiemy się jaka jest jego rola w całej tej sytuacji i jeżeli chodzi o mnie, tak jak wspomniałam wcześniej to nie miałabym żadnych obiekcji gdyby połączyło go romantyczne uczucie z Bryce. Chciałabym się więcej o nim dowiedzieć, jaka jest jego historia, zobaczyć jak to jest być księciem piekieł. I czy piekło to naprawdę inna planeta?
- I właśnie co do piekła. SJM pisała cały czas Hel, a nie Hell. Nie wydaje mi się, żeby to było tak po prostu, przeoczenie. To na pewno ma duże znaczenie i mam nadzieję, że tego też się dowiemy.
- Więcej Ruhna i Królowej Hypaxi.
- Chętnie jeszcze zobaczyłabym jakieś flashbacki z Danika i całą paczką.
- I więcej informacji o Asteri.
- Juniper i Fury? Tego się nie spodziewałam. Zobaczymy co między nimi będzie.
- Ale tak zdecydowanie chce się dowiedzieć o co chodzi z Aidasem i Jesibą, czego dotyczyła ich rozmowa z epilogu i kim jest ojciec Hunta?
Tak - więcej, więcej, więcej!


Troszkę tego wyszło, jeżeli ktoś dotarł do tego momentu mojego wywodu to bardzo dziękuję! 😊

POLECAM!

Light it up! Light it up!

Dawno nie pisałam żadnej recenzji, troszkę nie wiem jak się za to zabrać, ale do dzieła!
Na samym początku muszę powiedzieć, że naprawdę, naprawdę ciężko jest opisać i odnieść się do wszystkich wydarzeń z książki, tzn można ale zajęło by to o wiele więcej czasu i stron, a chciałam się tylko odnieść do sytuacji, które w szczególności zapadły mi w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na wstępie muszę zaznaczyć,że możliwe są spoilery,przepraszam po prostu inaczej nie potrafię ;)

Główna bohaterka Ella Harper to siedemnastoletnia dziewczyna, która musi sama siebie utrzymywać,ponieważ jej mama nie żyje.
Posługując się jej dowodem osobistym pracuje w barze ze striptizem.
Dziewczyna chodzi do szkoły i udaje, że wszystko jest w porządku, nikt nie wie o śmierci jej matki.
Pewnego dnia w jej szkole pojawia się mężczyzna,który twierdzi że jest jej opiekunem i że był przyjacielem jej zmarłego ojca,którego dziewczyna nigdy nie poznała. I tak właśnie zaczyna się książka.
Na początku Ella nie chce uwierzyć Callumowi- jej opiekunowi- ale kiedy ten jej wszystko wyjaśnia i proponuje 10 tysięcy za każdy miesiąc spędzony w jego domu i uczęszczanie do szkoły, dziewczyna się zgadza.
Wie że już nie musiałaby się rozbierać za pieniądze, miałaby dach nad głową, jedzenie i pewniejszą przyszłość.
Ella wprowadza sie do Colluma , który ma pięciu niesamowicie intrygujących, gorących...synów: bliźniaków Sawyera i Sebastiana, Eastona, Reeda i najstarszego Gideona, który jest tylko w domu co drugi weekend, ponieważ studiuje.
Chłopaki od początku nie kryją swojej niechęci do Elli, traktują ją z jawną wrogością, co nie ułatwia jej życia również w szkole, ponieważ to Royalsi-a szczególnie Reed-nią rządzą i cokolwiek zadecydują tak się dzieje.

Bohaterowie są złożeni, intrygują czytelnika i ciekawią tak,że chce sie dowiedzieć o nich więcej i więcej. Nie wszystkiego jednak dowiadujemy się o nich w pierwszej części, raczej tylko tyle aby zaostrzyło to ciekawość i trzymało w napięciu, co mnie bardzo cieszy, ponieważ lubię jak bohaterowie zostają stopniowo "odkrywani" przed czytelnikiem.
Bardzo spodobała mi się dynamika między nimi, a szczególnie między braćmi,którzy stanowią zgrany zespół, każdy może liczyć
na wsparcie pozostałych, opiekują się sobą i kryją się nawzajem. Można się domyślić, że zżyli się ze sobą jeszcze bardziej po śmierci ich matki Marii,za którą obwiniają ojca. Określenie ich relacji z ojcem jako skomplikowanych to za mało powiedziane.

Widzimy jak stopniowo nienawiść braci do Elli przeradza się w opiekuńczość i przyjaźń, szczególnie widać to między Elą a Eastonem(ehh skradł moje serce..), który traktuje ją jak młodszą siostrę chociaż są w tym samym wieku. Jest to naprawdę urocze jak ich relacja się rozwinęła.

"- Nie możesz odejść - szepcze, jego oddech owiewa moją skórę. - Nie chcę, abyś od nas odeszła.
Całuje mnie w ramię, ale nie ma w tym żadnego podtekstu seksualnego. Ani niczego romantycznego w tym, jak zaciska palce mocniej na mojej dłoni.
- Należysz do nas. Jesteś najlepszym, co kiedykolwiek spotkało naszą rodzinę."

Oczywiście występuje tu też wątek miłosny, który też mi się spodobał, chociaż muszę szczerze przyznać, że byłabym bardziej zadowolona gdyby to uczucie wolniej postępowało, jeżeli wiecie o co mi chodzi.
Mówię tutaj o Reedzie i Elli.
Uwielbiam Reeda i to bez dwóch zdań, jest taki jak właśnie lubię.
Przystojny, pewny siebie, opiekuńczy względem braci, tajemniczy...
No właśnie tajemniczy, ma jakieś tajemnice, które z pewnością wyjdą niebawem na jaw..
I Ella..naprawę ją polubiłam,jest taka konkretna, wie czego chce, nie wstydzi się swojej przeszłości, to znaczy tak, wstydzi się tego,że rozbierała się za pieniądze, ale wie że musiała to robić aby opłacić rachunki za leczenie jej mamy.
Od początku ciągnie ją do Reeda, jednak nie traktują się nawzajem dobrze. Dopiero później dochodzą do porozumienia- do rozejmu. Ale mimo wszystko wolałabym żeby to jeszcze woniej postępowało,nie wiem..chyba po prostu lubiłam czytać o tym jak się "kłócą".
Nie obeszło się też bez "czarnych charakterów" jedni ujawniają się od razu, mam na myśli wdowę po Steavie(ojcu głównej bohaterki),ale są tacy po których nie spodziewalibyśmy się niczego złego.
Daniel, niby taki miły chłopak a jednak zdolny do takiego czynu... Ale dzięki temu widzimy jak rodzina Royalsów potrafi współpracować w obraonie Elli. Naprawdę uwielbiam ten moment!!!

Ogólnie rzecz biorąc książka jest godna polecenia. Mnie się bardzo spodobała, nie mogłam przestać czytać, akcja cały czas brnie do przodu, czytelnik nie ma czasu się nudzić, a zakończenie, no właśnie! Co za zakończenie! Trzyma w ogromnych napięciu, także jedynym wyjściem jest sięgnięcie po drugą część, tak jak właśnie ja zrobiłam, także nie przedłużając-ja idę czytać dalej i wam też radzę! Niby historia jakich wiele to jednak ma coś w sobie czym się wyróżnia. Naprawdę gorąco POLECAM! :)

Na wstępie muszę zaznaczyć,że możliwe są spoilery,przepraszam po prostu inaczej nie potrafię ;)

Główna bohaterka Ella Harper to siedemnastoletnia dziewczyna, która musi sama siebie utrzymywać,ponieważ jej mama nie żyje.
Posługując się jej dowodem osobistym pracuje w barze ze striptizem.
Dziewczyna chodzi do szkoły i udaje, że wszystko jest w porządku, nikt nie wie o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Celaena Sardothien ma już dość tracenia swoich bliskich.
Zabójczyni Adarlanu zniknęła- narodziła się Aelin Ogniste Serce, królowa Terrasenu.
Nadszedł czas zemsty.


"Dla swych przyjaciół i rodziny była gotowa wcielić się w rolę potwora. Była gotowa się poniżyć,
upodlić i pogrążyć dla Rowana, dla Doriana i dla Nehemii. Wiedziała, że oni dla niej zrobiliby to samo."



Bardzo podobało mi się to, że główna bohaterka jest już gotowa aby walczyć o swoje dziedzictwo. Już się go nie boi, wręcz przeciwnie, chce odzyskać to co się jej należy.
To nie jest Celaena, która chciała wieść spokojne życie, z dala od królewskich intryg.
O niee, tutaj mamy odważną młodą kobietę, która chce odzyskać swoje królestwo- AELIN.
I dzięki temu jeszcze bardziej ją polubiłam.

Aelin wraca do Adarlanu, zostawiając Rowana w Mistward. Tęskni za nim, ale wie, że musi się skupić na ważniejszych sprawach.
Zaczyna znów współpracować ze swoim byłym mistrzem Arobynnem, który ma jej pomóc uwolnić Aediona.
Ich relacja była trochę dziwna, czasami zabawna, czasami niebezpieczna, ale i tak wiedziałam, że nic złego jej nie zrobi..przynajmniej do czasu. A i jeszcze ten moment, w którym dowiadujemy się, że Arobynn, może coś do niej czuć- to było interesujące.

Spotyka się ponownie z Chaolem, ale to spotkanie nie wywiera na niej takiego wrażenia jakie wydawało jej się, że będzie.
Wie, że zawsze będzie go kochać, czy może raczej darzyć sympatią, ale to nie jest to samo. Aelin już nie jest tą samą osobą.
Jest dużo między nimi spięć. Chaol cały czas obwinia ją, praktycznie o wszystko co złe się dzieje, przez co jest irytujący i w pewnym sensie zrobił się nijaki. Ale z drugiej strony jest mi go najzwyczajniej w świecie żal.
Chłopak po prostu się pogubił.
Ma do siebie wyrzuty o to, że opuścił przyjaciela, ale teraz jest gotowy zrobić wszystko, aby go uratować.

Co do Doriana, to bardzo przypominał mi Aelin, tym, że się obwiniał za zaistniałą sytuację i że chciał się poświęcić.
Naprawdę w tym względzie są tacy sami.
Mimo, że w jego ciele zamieszkał demon i to on przejął władzę nad jego ciałem, to Dorian ciągle tam jest i musi oglądać wszystkie okropności, których się dopuszczał,co na pewno oddziałało w jakiś sposób na jego psychikę.



Aedion w trzeciej części bardzo mnie zaintrygował i bardzo go polubiłam, ale w tej części czasami denerwował mnie tą swoją nadopiekuńczością w stosunku do kuzynki, za to urzekła mnie jego przyjaźń z Rowanem.
Na początku może nie było między nimi kolorowo, ale z biegiem czasu wytworzyła się więź.
Ale też muszę przyznać, że wydaje mi się, że niepotrzebnie wprowadziła autorka ten wątek z jego ojcem, tzn w porządku, ale naprawdę musiała to być ta osoba?

Co do przyjaźni to trochę było mi przykro, że po tylu latach wspólnej walki i służby Maeve, Lorcan i Rowan muszą teraz walczyć ze sobą. Moje serce płacze. Spodziewałam się po nich większej zażyłości i zaufania, ale nie tracę nadziei.
Czuję, że gdzieś tutaj jest haczyk. Przecież na końcu przybył Rowanowi z pomocą, prawda? Prawda!


Manon, moja kochana Manon! Uwielbiam ją- i Abraxosa, niebezpieczną bestię, która lubi wąchać kwiatki i ma słabość do słabszych- prawdopodobnie jest to moja ulubiona postać. Uwielbiam to, że jest taka
odważna, zdecydowana, nie boi się nikogo-no może czasami babki- ale to jest po prostu Manon! Trochę się pogubiła,wykonywała rozkazy, chociaż się z nimi nie zgadzała, ale też bała się zmian, które w niej zachodziły.
Bała się żywić nadzieję, ale ktoś nauczył ją, że mieć nadzieję wcale nie jest słabością.
O kim mówię? Oczywiście o Elide. Nowa postać, chociaż już o niej słyszałam. Prawdę mówiąc inaczej sobie ją wyobrażałam, ale i tak niesamowicie mnie zaciekawiła! Już się nie mogę doczekać, co też takiego się z nią stanie w następnej części.


A teraz- najlepsze zostawiłam na koniec- Rowan i Aelin!

"Dzięki Tobie chce mi się żyć, Rowan - rzekła cicho - Nie przetrwać czy istnieć. Żyć."

Zawsze podobała mi się ich relacja i wiedziałam że to coś wyjątkowego. Przez jakąś 1/3 książki to czytałam i tylko zastanawiałam się: GDZIE JEST ROWAN?! Ale spokojnie, ich spotkanie zrekompensowało mi czekanie.
To było coś niesamowitego!
Ich przyjaźń jest po prostu niesamowita.
Na początku byłam trochę zirytowana dlaczego autorka odciąga w czasie ich potencjalny romans, ale teraz jestem za to całkowicie wdzięczna.
Ponieważ to jest TO.
To jest TO!
To wszystko co między nimi jest rozwijało się baardzo wolno, ale właśnie to świadczy o tym, że to jest prawdziwe.
To nie jest kolejne zauroczenie, to jest prawdziwe uczucie.

"-Dlaczego płaczesz?-spytał (…)
-Płaczę- Aelin pociągnęła nosem- bo śmierdzisz tak bardzo, że oczy mi łzawią."


Co do moich oczekiwań do tej książki:
- Mieliśmy mistrza, ale muszę przyznać, że spodziewałam się większej akcji z nim. I chociaż zrozumiałam "jego zakończenie", to czuję lekki niedosyt. Wydawał się naprawdę interesujący i myślałam, że więcej wniesie do książki.
-Był Lorcan, ale gdzie reszta bandy? JA CHCĘ WIĘCEJ!
-Nie mogę powiedzieć, że akcja była nudna, bo nie była. Książkę czytało się na jednym wdechu, ale równocześnie czułam,że czasami stoi w miejscu,że czegoś brakuje. Może to przez opóźnianie Rowana i Aelin, nie wiem.
Ale jak myślę o całości to tyle się tam działo, że sama nie wiem na czym się skupić.
-Jeszcze wspomnę, że śmierć Ressa i Brulla, której się wcale nie spodziewałam, była w pewnym stopniu druzgocąca.
Tak samo jak decyzja Kaltain.
-I Sam. Tyle Aelin o nim wspomina, że naprawdę robi się żal,że czytelnik nie może go poznać. Robi się żal i smutno.
- I Lysandra! Cieszę się, że Aelin ma przyjaciółkę.


Moje oczekiwania do piątej części?:
-Nowe postaci? Gang Rowana? Dowiedzmy się o nich więcej!
-Czy ja wyczuwam jakieś sygnały pomiędzy Lysandrą a Aeidionem?
-Terrasen? Jak poddani odbiorą Aelin?
-I świetnie by było gdyby Manon znowu spotkała się z Elide! Lubię ich- przyjaźń? Cokolwiek to jest,jestem na tak.
A najlepiej by było gdyby wszyscy się znaleźli w jednym miejscu. To by była jazda!
-Jak Dorian odnajdzie się w nowej sytuacji? I jak poradzi sobie ze wspomnieniami?
-A WŁAŚNIE! Co mnie zastanawia już dłuższy czas. Jak wyglądają te ich "obsceniczne gesty",które praktycznie bez przerwy
pokazują? To już mnie trochę denerwuje, że nie jest to sprecyzowane.

Celaena Sardothien ma już dość tracenia swoich bliskich.
Zabójczyni Adarlanu zniknęła- narodziła się Aelin Ogniste Serce, królowa Terrasenu.
Nadszedł czas zemsty.


"Dla swych przyjaciół i rodziny była gotowa wcielić się w rolę potwora. Była gotowa się poniżyć,
upodlić i pogrążyć dla Rowana, dla Doriana i dla Nehemii. Wiedziała, że oni dla niej zrobiliby to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie obejdzie się bez spojlerów- jak zawsze- ja inaczej nie potrafię! :D

Niesamowicie wciągająca i zdecydowanie najciekawsza jak do tej pory część.
Chwila moment i książka przeczytana.

Celaene prześladują słowa przyjaciółki- Nehemii, która oskarżyła ją o tchórzostwo. Bohaterka nie może o tym zapomnieć, jest załamana, trudno jej wykrzesać z siebie jakąkolwiek chęć do działania. Zaczyna wierzyć w te słowa i nie zależy jej na tym o się z nią stanie.
Jak w drugiej części Celaena mnie denerwowała i irytowała swoim zachowaniem tak "Dziedzictwie ognia" na nową ją polubiłam. Rozumiałam dlaczego tak postępuje i współczułam jej.
Dziewczyna znajduje się w Wendlyn, gdzie poznaje wiele nowych osób, Fae i pół-Fae.
Wśród nich jest Luca, który jest bardzo zabawny a także Emrys i jego towarzysz Malakai.
Ale najbardziej to chcę wspomnieć oczywiście o Rowanie, wojowniku Maeve, który ma sprawdzić czy Celaena okaże się godna aby wejść do Doranelle.
I tak właśnie zaczyna się ich znajomość.
Na początku bałam się, że będzie przypominać jej relację z Chaolem, no bo mamy podobną sytuację. Chaol trenował z Celeaneą, Rowan też. Chaol jej nie lubił, Rowan wręcz nienawidzi. Szybko się jednak można przekonać, że to jest zupełnie coś innego.
Celaena i Rowan na początku nie potrafią się dogadać, prawie zawsze gdy są obok siebie dochodzi między nimi do bójki, co jest nawet zabawne i odświeżające, po tym jak Chaol tylko na nią chuchał i dmuchał.
Rowan jest inny i bardzo się z tego cieszę. Jest prawdziwym wojownikiem, który nabrał doświadczenia biorąc udział w wielu wojnach, przez wiele lat. Nieulękniony, budzi strach, ale również podziw i autorytet.
Jest bohaterem z mocnym charakterem, do którego zapałałam ogromną sympatią.
Chciałam bardzo poznać jego historię i tak też się stało.
Podobało mi się to, że jak już się nawet zaprzyjaźnił z Celeaną to nie był taki...miękki?
Cały czas pozostał sobą. Uwielbiam go!
Polubiłam też jego przyjaciół, którzy baardzo mnie zaintrygowali. Ta scena, w której byli zmuszeni go biczować?
Współczułam im wszystkim. Wiem, że jeszcze mało o nich wiemy, ale jestem przekonana, że dowiemy się więcej.

Dorian boryka się z podobnymi problemami co Celaena. Nie wie co zrobić ze swoją mocą. Boli go to, że Chaol nie akceptuje go w pełni takiego jakim jest, ponieważ on to zaakceptował, a także pogodził się z prawdziwą naturą Celaeny.
Chaol odsuwa się od przyjaciela, ma przed nim tajemnice, ale również robi wszystko, aby uchronić księcia przed niebezpieczeństwem.

W tej części pojawia się również Aeidon- kuzyn Celaeny (Aelin) którego polubiłam od momentu, w którym się pojawił.
Udaje wiernego sługę króla Adaranu, ale tak naprawdę spiskuje razem z buntownikami przeciwko niemu.
Jest niesamowicie oddany swojej kuzynce i jest w stanie zrobić wszystko aby znowu ją zobaczyć i posadzić na tronie Terrasanu.

Również Manon, zasługuje na uznanie. Ta czarownica po prostu wymiata. Jest nieulękniona, robi to na co ma ochotę, przyjmuje kary bez mrugnięcia okiem, tak samo je wymierza. Mówi, że nie ma serca, ale ja w to nie wierzę!
Jej relacja z wywerną Abraxosem i swoją Trzynastką, jakoś świadczą o czymś innym.

Mam wrażenie, że wszyscy bohaterowie w tej książce przypadli mi do gustu, no może wszyscy.
Jedyne co mi przeszkadzało to to, że rozdziały jak dla mnie były za krótkie, czasami wolałabym, żeby akcja się trochę dłużyła, a nie tak szybko brnęła do przodu. Ale w sumie czy to jest powód do narzekania?


Moment, w którym Celaena przyjęła swoje dziedzictwo i już się nie bała o nie walczyć, kiedy pogodziła się ze wszystkimi stratami i ofiarami, które były poniesione, aby ona mogła żyć i wyzwolić swój lud, kiedy uwolniła swoją moc
i pokazała na co ją stać i co może osiągnąć. To był moment, w którym pokazała się Aelin Galathynius i to był piękny moment.
I jeszcze jej przyjaźń z Rowanem. Taka słodka, ale równocześnie dojrzała. AGHHHRR CUDOWNA!


Uwielbiam tę część! Były takie chwile, w których jedyne o czym mogłam myśleć to: WOW. WOW. TAK,DALEJ. CO? NIEEE! JAK TO?!
I później znowu tylko: WOW WOW WOW.
Naprawdę świetna część! POLECAM!


Co do moich oczekiwań do tej książki:
- Poznaliśmy zakapturzoną postać- to Ren, który jednak nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia jak się spodziewałam...no ale poznaliśmy go.
- O taaak, Dorian skopał konkretny tyłek
- Nie było żadnej sceny między Dorianem&Celeaną, ale nawet tego nie odczułam. Za wiele się działo, żebym miała kiedy nad tym rozpaczać.

Moje oczekiwania do czwartej części?:
- Więcej Rowana i jego bandy
- Co dalej z Dorianem?
- Aelin z powrotem w Rifthold? Spotkanie z mistrzem?
- Rowan w Mistward,a Aelin w Rifthold? Liczę, że szybko znajdą się w jednym miejscu, uwielbiam ich interakcje.

YAAY nie mogę się doczekać, żeby się dowiedzieć co się tam wydarzy!

Nie obejdzie się bez spojlerów- jak zawsze- ja inaczej nie potrafię! :D

Niesamowicie wciągająca i zdecydowanie najciekawsza jak do tej pory część.
Chwila moment i książka przeczytana.

Celaene prześladują słowa przyjaciółki- Nehemii, która oskarżyła ją o tchórzostwo. Bohaterka nie może o tym zapomnieć, jest załamana, trudno jej wykrzesać z siebie jakąkolwiek chęć do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

MOŻLIWE SPOJLERY.

Zaraz po przeczytaniu "Szklanego Tronu" wzięłam się za "Koronę w mroku".
Muszę od razu zaznaczyć, że mimo iż pierwszą część czytałam naprawdę długo to nie mogłam doczekać się aż zacznę kolejną.
Byłam naprawdę podekscytowana, no ale cóż...długo to nie trwało. Chyba w połowie 3 rozdziału, zadawałam sobie cały czas pytanie:
Jakim cudem autorka w tak krótkim czasie zniechęciła mnie do niemal wszystkich bohaterów?
Okropnie się męczyłam czytając i nie mogłam się powstrzymywać przed złośliwymi uwagami, ale postanowiłam, że chcę dokończyć tę książkę, a także całą serię, więc czytałam dalej. Teraz nie żałuję, ale na początku, tak jak już wspomniałam była to prawdziwa męczarnia.
Dopiero w połowie akcja zaczęła nabierać tempa i wtedy zaczęło się dziać coś konkretnego!


Celaena jest już Królewską Obrończynią, a co za tym idzie musi wykonywać polecenia króla, czyli zabijać tych którzy mogą mu w jakiś sposób zagrażać. Jak się jednak dowiadujemy dziewczyna nie zabija swoich ofiar, lecz pozwala im uciekać, pozorując tylko ich śmierć. Szlachetny gest z jej strony, mimo to zastanawiałam się: Dlaczego? Skoro jest taka dobra w tym co robi i nigdy
jej nie przeszkadzało zabijanie to dlaczego teraz?
Co jeszcze mnie irytowało to to, że uważała się za taką odważną kobietę, a tak naprawdę była uległa.
Czasami była niesamowicie samolubna, myślała, że tylko ona w życiu cierpiała i tylko ona ma problemy.
Interesowała się tylko własnym dobrem i szczęściem, wspominała, że na wszystko zasłużyła.
Nie mogłam się czasami nadziwić jej krótkowzroczności.
Ona zasłużyła na wszystko, ale innym niewolnikom, którzy również wiele wycierpieli jakoś nie spieszyła z pomocą.
Przez pół książki zachowywała się jak rozkapryszone dziecko i zajmowała miłostkami.


"Jesteś tchórzem. Tylko i wyłącznie tchórzem."

Podobały mi się sceny, w których księżniczka Nehemia uświadamiała jej jaka jest skupiona na sobie - myślałam, że w końcu coś do niej dotrze. Ale co finalnie jej o tym uświadomiło? Dokładnie. Księżniczka musiała się poświęcić żeby Celaena w końcu otworzyła oczy i skupiła się na rzeczach ważnych. Akurat wtedy jak zaczęłam lubić i podziwiać Nehemię. W tym momencie przynajmniej zaczęła się akcja.

Wątek miłosny w tej części doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Nie podobał mi się, nie widziałam tego. Może dlatego, że wolałam Celaenę i Chaola jako przyjaciół? Lubiłam ich przekomarzanie się, ale bardziej byli dla mnie jak rodzeństwo.

Co mnie bolało najbardziej to fakt, że po wszystkim przez co przeszła z Dorianem, tak łatwo o nim zapomniała.
Na początku Dorian zadawał sobie pytanie czy kiedykolwiek coś dla niej znaczył, czuł się wykorzystany.
I JA RAZEM Z NIM!
W pierwszej części byli przyjaciółmi, już nawet nie wspomnę o tym,że łączyło ich romantyczne uczucie, bo gdyby tylko tyle, to jeszcze bym to przebolała, ale oni byli PRZYJACIÓŁMI. A w tej części? Celaena zachowuje się jakby nic ich nie łączyło. Nie interesowała się nim, nie zwracała uwagi na jego zachowanie, nie dbała o niego jak powinien prawdziwy przyjaciel. Nie chodzi o to, że złamała mu serce, ale o to że odwróciła się od niego, odcięła całkowicie.
W pewnym momencie ważny był dla niej tylko Chaol i tylko on pochłaniał jej uwagę.
Chaol. Drugi przyjaciel Doriana, który też nieszczególnie zachowywał się jakby nim był.
Nie było ich tam, gdy Dorian dowiedział się, że posiada moc. Nie miał do kogo się z tym zwrócić.
Ale też przez to, że mógł polegać w tej sytuacji tylko na sobie, moim zdaniem wydoroślał.
I to dzięki niemu miałam większą motywację, żeby czytać dalej. Ciekawiło mnie co zrobi z tą mocą! DALEJ DORIAN! POKAŻ IM!

Na szczęście w połowie książki, wszystko zaczęło układać się bardziej po mojej myśli.
To jak Celaena rzuciła się na Chaola, ta scena... to wszystko co się tam działo, to co zrobił Dorian. W końcu zaczęło się coś dziać!


"Zeszłej nocy uświadomiła sobie, że ktoś jednak jej pozostał. Nadal miała jednego przyjaciela i była gotowa zrobić wszystko, aby uchronić go przed krzywdą."

Celaena zaczęła znowu rozmawiać z Dorianem, spędzać z nim więcej czasu.
Nie wiem jak wy, ale ja widzę w nich najlepszych przyjaciół, i mimo, że Celaena zraniła go wiele razy, za co straciła w moich oczach, to i tak mam nadzieję, że w następnych częściach zobaczymy więcej ich przyjaźni.
Chciałabym żeby byli ze sobą szczerzy, żeby nie odcinali się nawzajem, żeby byli dla siebie wsparciem.
Pokazali trochę tego w końcówce książki, ale ja chcę więcej, więcej, więcej!

"Jej ciało było pokryte plątaniną blizn, które widział na własne oczy, ale nowe rany najprawdopodobniej sięgały
znacznie głębiej. Musiała przecież znosić ból po stracie księżniczki oraz inne, ale zapewne równie dokuczliwe cierpienie związane z rozstaniem z Chaolem.
Wredna część jego osoby cieszyła się z tego, że się rozstali. Nienawidził się za to."

Ohh Dorian, wiem co czujesz!

Co do moich oczekiwań do tej książki to
-Nie zobaczyliśmy Noxa, ale za to pojawił się Grób.
-Dowiedzieliśmy się więcej o Celaenie, co tak przy okazji jest super dziwne, no bo..brak mi chwilowo na ten temat słów.
-Pojawiły się nowe postaci, m.in. Archer Finn, który na początku był interesujący, ale później tylko irytujący.

Moje oczekiwania co do trzeciej części?
- Chcę żebyśmy poznali tę zakapturzoną postać, wspólnika Archera, który mu się sprzeciwił. Nie wiem dlaczego, ale zaintrygował mnie ten człowiek.
- Chcę widzieć jak Dorian rozwija swoją moc i niech skopie jakieś tyłki! Może tym typkom z rady? Tak tylko mówię...
- Więcej przyjaźni Celaena&Dorian
- Celaena jako Fae? Ciekawe..

Koniec końców, daję tej pozycji 6 gwiazdek, ponieważ po pokonianiu nudnego początku, książka była ciekawa.
W sumie to już nie mogę się doczekać, aż zacznę czytać kolejną część.



"Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, Dorianie- mówiła cicho, a jej głos był napięty.- Dziękuję ci za to, że okazałeś się moim przyjacielem. Że nie byłeś taki jak inni. (...)
Wrócę - powiedziała cicho. - Wrócę dla ciebie.

MOŻLIWE SPOJLERY.

Zaraz po przeczytaniu "Szklanego Tronu" wzięłam się za "Koronę w mroku".
Muszę od razu zaznaczyć, że mimo iż pierwszą część czytałam naprawdę długo to nie mogłam doczekać się aż zacznę kolejną.
Byłam naprawdę podekscytowana, no ale cóż...długo to nie trwało. Chyba w połowie 3 rozdziału, zadawałam sobie cały czas pytanie:
Jakim cudem autorka w tak krótkim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pamiętam,że od bardzo dawna chciałam przeczytać "Szklany Tron", ale jakoś nie było okazji albo raczej było dużo innych książek w kolejce, ale w końcu nadszedł ten czas i przeczytałam, chociaż muszę przyznać, że nie
obyło się to bez przygód. Mam na myśli to, że czytałam tę książkę chyba miesiąc! I nie dlatego, że była nudna, o nie!
Była ciekawa naprawdę, jak zaczęłam czytać to czytałam i czytałam i ciężko było mi się oderwać od lektury, ale problem pojawiał się jak odkładałam ją na bok nawet na chwilę, ponieważ wtedy... jakoś nie czułam takiej wielkiej chęci aby kontynuować czytanie natychmiast i zaczynałam czytać inne książki. No ale w końcu przeczytałam.
I nadszedł czas, abym podzieliła się moją opinią, o tak!


Celaena Sardothien jest wyszkoloną zabójczynią, ale podczas jednego zadania zostaje przez kogoś zdradzona i zostaje skazana na dożywotnią pracę w kopalni soli w Endovier. Dowiadujemy się, że bardzo ciężko jest tam przeżyć, ale nasza bohaterka sobie jakoś radzi-udało się jej tam przeżyć rok.
Pewnego dnia zjawia się książę Dorian, który chce aby walczyła w turnieju o tytuł królewskiego zabójcy, jeżeli wygra po czterech latach służby będzie wolna....ale tego możemy się dowiedzieć z opisu z okładki.

Teraz trochę szczegółów:
Celaena jest bardzo pewną siebie i swoich możliwości dziewczyną, a przez pewną siebie, mam na myśli SUPER PEWNĄ SIEBIE, czasami jest wręcz arogancka. Na początku jest zimna, wyrachowana i myślałam, że mi to przeszkadza i może przeszkadzało przez jakiś czas, ale wraz z rozwijaniem się akcji kiedy Celaena otwierała się,zaczęło mi tego brakować, ale później
sobie uświadomiłam, że to dobrze, że jej postać się rozwija i zostaje ukazana z różnych stron, ponieważ gdyby cały czas była taka oschła, zapewne byłoby to nudne.
Jednak czasami jej zachowanie było nieprzystajace do zabojczyni, która w końcu była, czasami można było zapomnieć ze jest niebezpieczna. Uważam jednak, że
Celaena jest interesującą postacią, ale wiele o niej nie wiemy, także liczę na jakieś wyjaśnienia w drugiej części. Chociaż muszę jeszcze wspomnieć, że niektóre jej działania mnie irytowały, no np. kto przy zdrowych zmysłach idzie sam w jakieś tunele, żeby szukać zabójcy, do tego tylko z jednym nożem, i to jakim!- związane szpile do włosów. Albo jeszcze to,
że nikomu nie chciała powiedzieć o swoich odkryciach, chociaż to mogę bardziej zrozumieć.

Co do jej relacji z innymi bohaterami, to bardzo podobała mi się jej przyjaźń z Noxem- złodziejem, innym kandydatem do tytułu
królewskiego zabójcy. Fajnie mi się czytało ich wspólne sceny. Mimo, iż raczej powinni być wrogo do siebie nastawieni, to jednak połączyła ich nić porozumienia i widzę tutaj w jaki sposób mogła się miedzy nimi zawiązać przyjaźń, czego nie mogę powiedzieć o Nehemii. Naprawdę nie wiem skąd się wzięła między nią a Celaeną przyjaźń.

Co do Doriana, to polubiłam go i jego starcia z Celaeną i to, że się jej nie bał, tylko raczej żartował z całej tej sytuacji.
Czuję, że to co ich zbliżyło to na pewno ich miłość do książek, a także wydaje mi się, że oboje kogoś w tamtej chwili potrzebowali i widzę ich jako IDEALNYCH przyjaciół, ale nie jestem przekonana czy wyczuwam między nimi romantyczną miłość, chociaż ich ewentualny związek na pewno by mi nie przeszkadzał. Podobne odczucia mam co do Chaola, chociaż..nie.
Wolałabym, żeby Chaol i Celaena byli TYLKO przyjaciółmi. Jakoś czuję, że jakby byli razem to tak jakby zdradzali Doriana? Nie wiem, ale na myśl o nich połączonych romantycznym uczuciem jakoś mi dziwnie..
A skoro już jesteśmy przy wątku bardziej miłosnym to muszę przyznać, że nie wiem skąd on się miedzy nimi wziął.
No bo...nie rozumiem, oni ją ledwo co znają, ona jest przecież zabójczynią..a tu nagle BUM. No ale dobra, trzeba przyznać, że Chaol jakoś się powstrzymywał. No ale wciąż: skąd to się wzięło?!

Pod koniec książki nie mogłam się jednak wyzbyć uczucia,że Celaena pogrywa sobie z uczuciami Chaola i Doriana nawet o tym nie wiedząc, a może nie poświęciła temu nawet chwili aby się zastanowić jak oni mogą się czuć, co mnie denerwowało.
No bo np. Dorian chciał się z nią związać, z jego strony było to poważne, a ona tak po prostu to przerwała, tak bez głębszego zastanowienia; w tamtym momencie liczyła się dla niej tylko myśl o wolności, co oczywiście jest zrozumiałe, ale...najpierw robi mu nadzieję, a później..Celaena więcej wrażliwości proszę.

Co do osoby, która powoli eliminowała kandydatów z turnieju to miałam na oku dwie postaci i koniec końców zdziwiona nie byłam, kto się nią okazał.

Moje nadzieje co do drugiej części?
-Chciałabym zobaczyć Noxa
-Więcej szczegółów z przeszłości Celaeny i jej pokrewieństwa z Eleną(?)
-Jak się dalej potoczą jej losy jako Królewskiej Obrończyni
-Więcej Doriana i tych jego pięknych szafirowych oczu. Chciałabym, żeby jego postać, została zgłębiona i żeby znalazł szczęście- czasami było mi go szkoda,a naprawdę polubiłam księcia!
-No i może jakieś nowe postaci? Co nieco już słyszałam o jakimś Lorcanie, ale kiedy się pojawi to nie wiem.
Zobaczymy!


Polecam, mimo moich kryzysów podczas czytania, ponieważ chociaż miałam ich kilka(naście?) to postanowiłam kontynuować
(wiele osób zachwycało się książkami z tej serii i chciałam sama się przekonać czy faktycznie jest się czym tak zachwycać)
i nie żałuję, książka okazała się całkiem przyzwoita. Chociaż brakowało mi opisów Prób. Wydaje mi się że autorka powinna poświęcić im więcej uwagi, chociażby ze względu na to że to był jeden z głównych wątków, a prawda jest taka, że tych opisów mamy niewiele, a szkoda.

Mimo wszystko akcja brnie cały czas do przodu, czasami czytałam z mocno bijącym sercem i zapartym tchem, takie rzeczy się działy! Także zachęcam!

Pamiętam,że od bardzo dawna chciałam przeczytać "Szklany Tron", ale jakoś nie było okazji albo raczej było dużo innych książek w kolejce, ale w końcu nadszedł ten czas i przeczytałam, chociaż muszę przyznać, że nie
obyło się to bez przygód. Mam na myśli to, że czytałam tę książkę chyba miesiąc! I nie dlatego, że była nudna, o nie!
Była ciekawa naprawdę, jak zaczęłam czytać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

SPOJLERY

Pierwsze co mi się nasuwa po przeczytaniu tej pozycji to: Jak autor mógł zakończyć książkę w takim momencie? Moje serce płacze, naprawdę.
Tyle czekałam na przeczytanie drugiej części Fobosa, a kiedy w końcu zrobiłam to, to można powiedzieć że znowu historia zatoczyła koło, ponieważ tak samo jak w przypadku zakończenia pierwszej części tak i teraz czytelnik czuje ogromny niedosyt i lęk i niepewność!

Ale przejdźmy do rzeczy.
Książka zaczyna się w momencie, w którym skończyła się 1 cześć, a mianowicie jak Leonor wyjawia pozostałym uczestnikom programu że ich życie jest zagrożone. Że nie jest tak kolorowo jak Serena im obiecywała.
Spodobało mi się to że mimo iż na początku wszyscy są nieufni, kłócą się ze sobą, dzielą się na tych którzy chcą powrócić na ziemię i na tych którzy chcą dokończyć lot i wylądować na Marsie to na końcu wszyscy się dogadają. Współpracują ze sobą. Jak drużyna.
To mi się podobało.

Nie będę ukrywać, najbardziej do czytania tej serii zachęcił mnie wątek miłosny Leonor i Marcusa. Od samego początku wiedziałam, że oni są dla siebie stworzeni. Mimo że nie widzieliśmy ich często w 1 części to jednak te spotkania, których byliśmy świadkami były bardzo intensywnie i z niecierpliwością na nie czekałam.
W tej części bohaterka uświadamia sobie że to zawsze był Marcus i że to zawsze będzie tylko i wyłącznie Marcus.(YAY) Wie że bezsensowne się broniła przed tym uczuciem, ponieważ przy nim czuje się wolna, szczęśliwa, czuje że jest sobą.
Salamandra często wprowadzała wątpliwości. Czy na pewno dobrze robi ze się przed nim otwiera? Zastanawiała się czy Marcus nie pożałuje swojej decyzji- ich związku. Ale zawsze wtedy patrzyła na niego i odnajdywała w jego spojrzeniu całkowitą akceptację i wszelkie wątpliwości i strach momentalnie odstępowały.
I TO WŁAŚNIE LUBIĘ!
Jak bohaterka nie daje stłamsić siebie i swoich uczuć.
Również Marcus się przed nią otwiera. Poznajemy jego przeszłość i dowiadujemy się co było przyczyną jego działań , dlaczego zgłosił się do programu oraz co kryją jego tatuaże,jaki mają przekaz.
Oboje przez całą książkę są dla siebie niesamowitym wsparciem. Polegają na sobie i się o siebie troszczą, przezwyciężają nieporozumienia i co najważniejsze ROZMAWIAJĄ.

Leonor nie ma żadnych wątpliwości co do uczuć jakie żywi do Marcusa i nie mamy tutaj żadnego trójkąta miłosnego co jest na duuży plus. Tak teraz myślę i wydaje mi się że nie było żadnej sceny między nią a Mozartem... chyba tylko na początku, jeszcze w kapsule.
Dlaczego o tym wspominam? A dlatego żeby powiedzieć że nie mamy tutaj roztrzepanej dziewczyny która nie wie którego chłopaka wybrać, tylko już dorastająca kobietę.

"Nagle ogarnia mnie oszałamiające poczucie, że jesteśmy dwójką nieznajomych.
W przebłysku przenikliwości dociera do mnie, że wbrew temu, co próbuje wmówić wszystkim program Genesis, kilka chwil w Kuli Spotkań to nic nieznaczące ziarenko w klepsydrze życia. Nie wiem nic o Marcusie. A on nie wie nic o dziewczynie, dla której ryzykował życie. Czy to nas od siebie oddala?
Wręcz przeciwnie. Mam tylko jedno pragnienie: spędzić każdą minutę, jaka mi
została, przy tym chłopcu, być w jego ramionach, kiedy ziarenka w mojej
klepsydrze się przesypią."

Co do pozostałych bohaterów to nie było takich którzy by mnie drażnili, naprawdę i to jest trochę dziwne.. ale nie przeszkadza mi to.
W sumie to fajnie jest od czasu do czasu przeczytać jakaś jakąś książkę, która po prostu pozwoli się odprężyć i zrelaksować.
I ta książka właśnie do takich należy.

Chociaż zaczekajcie chwilkę..
Ta końcówka...
To było COŚ naprawdę, czytałam to z zapartym tchem i nadal nie mogę uwierzyć że coś takiego się stało.
Jestem całym sercem za Leorcus i mam szczerą nadzieję że dojdą do porozumienia i że czyny Marcusa mają naprawdę mocne uzasadnienie.
Ich związek był naprawdę mocnym plusem tej książki i mam nadzieje że tak zostanie.
To jak Leo myślała na koniec że Marcus jest okropny i fałszywy i że ich związek jest jednym wielkim kłamstwem złamało mi serce.
Ale ja wciąż wierzę w mojego chłopca i wiem że coś się kryje za jego zachowaniem, wiem że on ją kocha...
I to jest niemożliwe, żeby udawał ,że ją kocha!
Odmawiam uwierzenia w coś takiego, o nie!
I tutaj mam dowód,że to jest MIŁOŚĆ:

"LÉONOR + MARCUS
Właśnie to wyryte jest w opalu, pięknym prostym pismem, podobnym do
tego, jakie zdobi fasady świątyń.
– Skoro nie pozwoliłaś mi wypisać swojego imienia na piersi, postanowiłem
zrobić to tutaj – mówi Marcus. – A obok dodałem swoje.
Odwracam się do niego z sercem ściśniętym ze wzruszenia.
Zachodzące słońce tworzy świetliste refleksy na zaokrąglonej powierzchni
wizjera hełmu Marcusa, ale jego uśmiech jest jeszcze jaśniejszy.
– Czy uznasz, że jestem głupi, jeśli powiem, że dla mnie nasza miłość jest
wieczna? – pyta mnie cicho, niemal nieśmiało. – Czy pomyślisz, że jestem
cholernym, bezużytecznym poetą, jak by powiedział Aleksiej?
– Marcus…
– Bo ja naprawdę tak myślę. To, co razem przeżyliśmy, to, co przeżywamy
w tej chwili, będzie gdzieś trwało zawsze, nawet kiedy my znikniemy. Zostanie
wyryte tu, w marsjańskim opalu."


A WŁAŚNIE a propo miłości to muszę tutaj od razu wtrącić, że to trochę dziwne że tak wszyscy się dobrali w pary i się kochają, nie myślicie? Okej, okej może Mozart dalej czuje coś do Leo, ale pozostali hmm jakoś mi się nie wydaje że byłoby to możliwe w prawdziwym życiu.  No ale to książka także,co się przejmuję.
Okej wróćmy do tematu..
...Marcus i Leonor są  w sobie zakochani a ja jestem #teamLeorcus
i mam nadzieję że w następnej części wszystko się wyjaśni i moje bobaski będą szczęśliwe.
Prooosze niech tylko Leo go nie zostawi dla Mozarta, bo coś mi się wydaje, że on może teraz wyczuć swoją szansę i popsuć ich relacje.

I jeszcze tylko wspomnę że wątki poboczne o Serenie i jej intrygach, jej córce Harmonie i Andrew też były przyjemnie do czytania.

Ogólnie książka bardzo mi się podobała i wszystkim polecam, może nie jest to jakaś wybitna pozycja, ale ma coś takiego w sobie co interesuje i przyciąga.
Pamiętajcie #teamLeorcus, ja wciąż w nich wierzę!


"Kiedy on zastanawiał się nad sensem swojego istnienia pod niebem pełnym gwiazd, ja mieszałam psią karmę pod dachem fabryki.
Stracone lata, których nigdy nie odzyskamy. Ale to już nieważne. Zrobię wszystko, by każdy dzień, który spędzę u boku Marcusa, był intensywny jak cały rok.
Delikatnie biorę go za rękę, ponieważ mam ogromną ochotę go dotknąć, tu
i teraz, poczuć jego skórę. A także dlatego, że wydaje mi się, że jak długo go trzymam, śmierć nie ma do niego dostępu. Na chwilę odwraca wzrok od tabletu; półuśmiech rozjaśnia jego poważną twarz.
– W porządku, Léo? – pyta z czułością. – Chciałabyś, żebym coś powtórzył?
– Nie, mów dalej, proszę.
Kiwa głową i kontynuuje swoje wyjaśnienia."

SPOJLERY

Pierwsze co mi się nasuwa po przeczytaniu tej pozycji to: Jak autor mógł zakończyć książkę w takim momencie? Moje serce płacze, naprawdę.
Tyle czekałam na przeczytanie drugiej części Fobosa, a kiedy w końcu zrobiłam to, to można powiedzieć że znowu historia zatoczyła koło, ponieważ tak samo jak w przypadku zakończenia pierwszej części tak i teraz czytelnik...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Życie jest krótkie, więc łam zasady, wybaczaj szybko, całuj powoli, kochaj szczerze."

„Genesis” pierwsze reality show w kosmosie.
Sześć dziewczyn i sześciu chłopaków wybranych w ogólnoświatowym castingu ma założyć pierwszą ludzką kolonię na Marsie.
Będą poznawać się podczas sześciominutowych randek, by zdecydować, z kim założą rodzinę, gdy dotrą do celu....

Pierwszy raz o czymś takim czytałam i muszę powiedzieć, że się nie zawiodłam.
Pomysł naprawdę interesujący, już nie mogę się doczekać drugiej części.
Spodobało mi się to, że każdy bohater został przedstawiony czytelnikowi, w takim stopniu, że jest się go jeszcze bardziej ciekawym. Co więcej każdy jest inny, chociaż wiele ich łączy. Naprawdę muszę przeczytać drugą część!

"Leonor: A ty, Marcusie, jesteś arogancki. "Niezdecydowana"... "Hazardzistka"... Jakim następnym epitetem mnie obdarzysz, choć wcale mnie nie znasz?
Marcus: A co byś powiedziała na "urocza"?"

Polecam!

"Życie jest krótkie, więc łam zasady, wybaczaj szybko, całuj powoli, kochaj szczerze."

„Genesis” pierwsze reality show w kosmosie.
Sześć dziewczyn i sześciu chłopaków wybranych w ogólnoświatowym castingu ma założyć pierwszą ludzką kolonię na Marsie.
Będą poznawać się podczas sześciominutowych randek, by zdecydować, z kim założą rodzinę, gdy dotrą do celu....

Pierwszy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

...dopóki świeci słońce, nie jest jeszcze tak źle...

Bardzo spodobała mi się historia Avery i Cama.
Od samego początku jak Avery na niego wpadła.. byli sobie przeznaczeni.
A co najbardziej mi się spodobało to to, że ich uczucie zostało zbudowane na przyjaźni i zaufaniu, co moim zdaniem jest najważniejsze.
To, że mimo kłótni, nieporozumień, zranienia i odrzucenia, Cam tak naprawdę nigdy nie zrezygnował z Avery, nigdy nie przestał się o nią troszczyć, nigdy nie przestał o nią walczyć, zawsze tam był dla niej...czekał na nią.

"- Dziękuję ci. Lekko uniósł kącik ust.
- Za co?
- Że zaczekałeś na mnie ..."

Idealny mężczyzna...
A co do Avery,do denerwowała mnie tym, że nie wyjawiła wszystkiego od razu, ale to dzięki temu ta historia była jeszcze ciekawsza, także wybaczam jej to.
POLECAM!

...dopóki świeci słońce, nie jest jeszcze tak źle...

Bardzo spodobała mi się historia Avery i Cama.
Od samego początku jak Avery na niego wpadła.. byli sobie przeznaczeni.
A co najbardziej mi się spodobało to to, że ich uczucie zostało zbudowane na przyjaźni i zaufaniu, co moim zdaniem jest najważniejsze.
To, że mimo kłótni, nieporozumień, zranienia i odrzucenia, Cam tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do przeczytania tej książki zachęcił mnie opis, który sugerował,że będzie to coś więcej niż zwykły romans. Spodziewałam się więcej uciekania, buntowania się, więcej mrożących krew w żyłach sytuacji. Teraz po przeczytaniu tej pozycji wiem, że za dużo sobie wyobrażałam i oczekiwałam po opisie, ponieważ "Niebezpieczne kłamstwa" są na swój sposób sielankowe.
Naprawdę czytało mi się tę książkę bardzo swobodnie, bez nerwów, chociaż nie.. były też sceny, które trzymały w dużym napięciu, ale szybko się wszystko wyjaśniało. Nie jest to złe, jednak. Mimo, że myślałam, że ta lektura nie pozwoli mi zmrużyć oka w nocy to jestem zadowolona, że jest taka jaka jest.
A jest naprawdę dobra! Od początku do końca, wszystko dobrze przedstawione, bohaterowie dobrze wykreowani, mimo, że akcja trochę do przewidzenia to i tak czytelnikowi się podoba.
Polubiłam Stellę i cieszyło mnie to, że mogłam dostrzec to jak stopniowo zmienia się jej charakter i nastawienie do świata.

Chet, niby zły chłopiec, ale ja nic złego w nim nie widziałam. W moich oczach to idealny facet, który doświadczył wiele cierpienia,a jednak się nie załamał. Popełnił w życiu błędy, ale kto tego nie robi?
Zasługuje na szczęście, najchętniej sama bym go przytuliła i się nim zaopiekowała.
Jest zabawny, kochany, opiekuńczy. Doskonały przyjaciel, idealny, troskliwy chłopak.
Pasują do siebie ze Stellą.
A co naprawdę cieszy to to, że od ich pierwszej rozmowy oboje wiedzą, że to jest TO. Oczywiście Stella ma już chłopaka i czuje się zobowiązana dochować wierności, ale nie oszukuje siebie, wie że coś się między nimi dzieje, zdaje sobie z tego sprawę ale nie chce ranić Cheta, ponieważ wie też że za niedługo wyjeżdża.
Ale właśnie za to ją polubiłam.
Za to, że jest naturalna i nie okłamuje siebie.

"Orientujesz się może, o której zaczyna się mój dyżur w budce?
– O ósmej. Wszystkie oczy, to znaczy usta, będą skierowane na ciebie. – Wydobyłam z torebki pomadkę ochronną do ust i wsunęłam ją Chetowi do kieszeni z przodu koszulki. –Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Tak mniej więcej w połowie swojej zmiany podziękujesz mi za to.
Chet wyjął pomadkę i przeczytał na etykiecie: „o smaku crème de menthe”.
– Serio? – zapytał zdziwiony. – Ta pomadka to jedyna forma kontaktu z twoimi ustami, na jaki mogę dziś liczyć? – Pokręcił głową i westchnął rozczarowany."

A Carmina to taka twarda babka, bez której to nie byłoby to samo.
Wydaje mi się, że Stella pojawiła się w odpowiednim momencie w jej życiu, w zasadzie obie na tym skorzystały. Obie się czegoś od siebie nauczyły.

"- Przebaczanie to niełatwa sztuka - stwierdziła Carmina. - Trzeba umieć znaleźć równowagę pomiędzy odrzuceniem tego, co nieistotne, a skupieniu się na tym, co najważniejsze."

Bardzo spodobał mi się też opis przestrzeni, wszytko zostało tak zachęcająco ukazane, że z chęcią odwiedziłabym to miejsce. Teraz jak myślę o "Niebezpiecznych kłamstwach" to robi mi się po prostu miło na duszy.
Z przyjemnością przeczytałabym o dalszych losach Stelli i Cheta.

Do przeczytania tej książki zachęcił mnie opis, który sugerował,że będzie to coś więcej niż zwykły romans. Spodziewałam się więcej uciekania, buntowania się, więcej mrożących krew w żyłach sytuacji. Teraz po przeczytaniu tej pozycji wiem, że za dużo sobie wyobrażałam i oczekiwałam po opisie, ponieważ "Niebezpieczne kłamstwa" są na swój sposób sielankowe.
Naprawdę czytało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na wstępie muszę zaznaczyć,że możliwe są spoilery,przepraszam po prostu inaczej nie potrafię ;)

Główna bohaterka Ella Harper to siedemnastoletnia dziewczyna, która musi sama siebie utrzymywać,ponieważ jej mama nie żyje.
Posługując się jej dowodem osobistym pracuje w barze ze striptizem.
Dziewczyna chodzi do szkoły i udaje, że wszystko jest w porządku, nikt nie wie o śmierci jej matki.
Pewnego dnia w jej szkole pojawia się mężczyzna,który twierdzi że jest jej opiekunem i że był przyjacielem jej zmarłego ojca,którego dziewczyna nigdy nie poznała. I tak właśnie zaczyna się książka.
Na początku Ella nie chce uwierzyć Callumowi- jej opiekunowi- ale kiedy ten jej wszystko wyjaśnia i proponuje 10 tysięcy za każdy miesiąc spędzony w jego domu i uczęszczanie do szkoły, dziewczyna się zgadza.
Wie że już nie musiałaby się rozbierać za pieniądze, miałaby dach nad głową, jedzenie i pewniejszą przyszłość.
Ella wprowadza sie do Colluma , który ma pięciu niesamowicie intrygujących, gorących...synów: bliźniaków Sawyera i Sebastiana, Eastona, Reeda i najstarszego Gideona, który jest tylko w domu co drugi weekend, ponieważ studiuje.
Chłopaki od początku nie kryją swojej niechęci do Elli, traktują ją z jawną wrogością, co nie ułatwia jej życia również w szkole, ponieważ to Royalsi-a szczególnie Reed-nią rządzą i cokolwiek zadecydują tak się dzieje.

Bohaterowie są złożeni, intrygują czytelnika i ciekawią tak,że chce sie dowiedzieć o nich więcej i więcej. Nie wszystkiego jednak dowiadujemy się o nich w pierwszej części, raczej tylko tyle aby zaostrzyło to ciekawość i trzymało w napięciu, co mnie bardzo cieszy, ponieważ lubię jak bohaterowie zostają stopniowo "odkrywani" przed czytelnikiem.
Bardzo spodobała mi się dynamika między nimi, a szczególnie między braćmi,którzy stanowią zgrany zespół, każdy może liczyć
na wsparcie pozostałych, opiekują się sobą i kryją się nawzajem. Można się domyślić, że zżyli się ze sobą jeszcze bardziej po śmierci ich matki Marii,za którą obwiniają ojca. Określenie ich relacji z ojcem jako skomplikowanych to za mało powiedziane.

Widzimy jak stopniowo nienawiść braci do Elli przeradza się w opiekuńczość i przyjaźń, szczególnie widać to między Elą a Eastonem(ehh skradł moje serce..), który traktuje ją jak młodszą siostrę chociaż są w tym samym wieku. Jest to naprawdę urocze jak ich relacja się rozwinęła.

"- Nie możesz odejść - szepcze, jego oddech owiewa moją skórę. - Nie chcę, abyś od nas odeszła.
Całuje mnie w ramię, ale nie ma w tym żadnego podtekstu seksualnego. Ani niczego romantycznego w tym, jak zaciska palce mocniej na mojej dłoni.
- Należysz do nas. Jesteś najlepszym, co kiedykolwiek spotkało naszą rodzinę."

Oczywiście występuje tu też wątek miłosny, który też mi się spodobał, chociaż muszę szczerze przyznać, że byłabym bardziej zadowolona gdyby to uczucie wolniej postępowało, jeżeli wiecie o co mi chodzi.
Mówię tutaj o Reedzie i Elli.
Uwielbiam Reeda i to bez dwóch zdań, jest taki jak właśnie lubię.
Przystojny, pewny siebie, opiekuńczy względem braci, tajemniczy...
No właśnie tajemniczy, ma jakieś tajemnice, które z pewnością wyjdą niebawem na jaw..
I Ella..naprawę ją polubiłam,jest taka konkretna, wie czego chce, nie wstydzi się swojej przeszłości, to znaczy tak, wstydzi się tego,że rozbierała się za pieniądze, ale wie że musiała to robić aby opłacić rachunki za leczenie jej mamy.
Od początku ciągnie ją do Reeda, jednak nie traktują się nawzajem dobrze. Dopiero później dochodzą do porozumienia- do rozejmu. Ale mimo wszystko wolałabym żeby to jeszcze woniej postępowało,nie wiem..chyba po prostu lubiłam czytać o tym jak się "kłócą".
Nie obeszło się też bez "czarnych charakterów" jedni ujawniają się od razu, mam na myśli wdowę po Steavie(ojcu głównej bohaterki),ale są tacy po których nie spodziewalibyśmy się niczego złego.
Daniel, niby taki miły chłopak a jednak zdolny do takiego czynu... Ale dzięki temu widzimy jak rodzina Royalsów potrafi współpracować w obraonie Elli. Naprawdę uwielbiam ten moment!!!

Ogólnie rzecz biorąc książka jest godna polecenia. Mnie się bardzo spodobała, nie mogłam przestać czytać, akcja cały czas brnie do przodu, czytelnik nie ma czasu się nudzić, a zakończenie, no właśnie! Co za zakończenie! Trzyma w ogromnych napięciu, także jedynym wyjściem jest sięgnięcie po drugą część, tak jak właśnie ja zrobiłam, także nie przedłużając-ja idę czytać dalej i wam też radzę! Niby historia jakich wiele to jednak ma coś w sobie czym się wyróżnia. Naprawdę gorąco POLECAM! :)

Na wstępie muszę zaznaczyć,że możliwe są spoilery,przepraszam po prostu inaczej nie potrafię ;)

Główna bohaterka Ella Harper to siedemnastoletnia dziewczyna, która musi sama siebie utrzymywać,ponieważ jej mama nie żyje.
Posługując się jej dowodem osobistym pracuje w barze ze striptizem.
Dziewczyna chodzi do szkoły i udaje, że wszystko jest w porządku, nikt nie wie o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Hmm, nie wiem od czego zacząć.
Chyba od razu przejdę do sedna:
Spodziewałam się o wiele więcej po tej książce.
Niestety rozczarowałam się.
A szkoda bo prolog naprawdę mi się spodobał. Zachęcał do czytania.
Wydaje mi się,że tym co mnie zniechęcioło to to, że wszystko było niepotrzebnie przyspieszane. Na przykład to, że główna bohaterka Emmy zakochała sie już prawie na początku w Benie, co dla mnie było naprawdę sztuczne. Czytelnik nie miał szansy poznać bliżej bohaterów i zobaczyć jak to uczucie między nimi się rodzi. Ono po prostu pojawiło się z nikąd. Brak tutaj fundamentów pod ten związek.
Nie lubię takich sytuacji, gdzie dziewczyna od początku jest ślepo zauroczona, jak przesadnie opisuje swoje uczucia i jest przekonana,że nie mogą być ze sobą, bo "pochodzą z innych światów",a to się właśnie tutaj pojawia. Po prostu męczy mnie czytanie czegoś takiego.
Co mi też przeszkadzało to właśnie kompleks niższości Emmy, co kojarzy mi się tylko z Tomaszem Judymem z "Ludzi bezdomnych". Oboje są niedowartościowani i nie potrafią uwierzyć w siebie.
I jeszcze to, że Emmy rywalizowała z Fioną, chciała, a nawet musiała osiągnąć to co ona, co dotyczyło Bena. Chciała robić z nim to co robiła Fiona. Można powiedzieć, że stało się to jej obsesją.
Naprawdę bardzo mnie to wszystko denerwowało,ale dałam tej książce szansę,chciałam zobaczyć jak się akcja dalej potoczy. Ale im więcej czytałam tym bardziej się rozczarowywałam.

Książka ta powieliła schemat: młoda, skromna dziewczyna ze wsi zakochuje się w nieziemsko przystojnym, oczywiście bogatym mężczyźnie z tajemnicami.
Taki temat mimo, że oklepany i tak jest chętnie czytany. Tylko w tym jest haczyk, że niektórzy autorzy potrafią tak się bawić historią, zaskakiwać czytelników i wprowadzać tyle ciekawych wątków, że ten pozornie oklepany schemat przeradza się w fascynującą historię.
Ale ta książka? Working it? Niestety nie miała tego czegoś.
Chciałabym napisać coś miłego o tej pozycji, ale nie wiem co.

Hmm, nie wiem od czego zacząć.
Chyba od razu przejdę do sedna:
Spodziewałam się o wiele więcej po tej książce.
Niestety rozczarowałam się.
A szkoda bo prolog naprawdę mi się spodobał. Zachęcał do czytania.
Wydaje mi się,że tym co mnie zniechęcioło to to, że wszystko było niepotrzebnie przyspieszane. Na przykład to, że główna bohaterka Emmy zakochała sie już prawie na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Życie nie jest sprawiedliwe, ale to, jak je przeżyjemy - to właśnie jest cudowne. To dar."


Bardzo, bardzo dobra książka.
Chociaż na początku nie wydawało mi się, że cokolwiek mi się w niej spodoba.
Przeczytałam ją w całości dopiero za trzecim razem. Po prostu zaczynałam czytać i coś nie szło, ale w końcu się przemogłam i dałam rade.
A teraz? Nie mam pojęcia dlaczego taka sytuacja miała miejsce.
Teraz wiem, że dobrze zrobiłam, dając tej pozycji kolejną szansę, nie żałuję.
Może to banalnie zabrzmi, ale ta książka jest o życiu.
O prawdziwym, o takim z wzlotami, upadkami, gorszymi i lepszymi chwilami.
Motywuje i daje nadzieję.
Miałam takie momenty podczas czytania, w których myślałam, że czytam poradnik pełen sentencji poprawiających nastrój. Ponieważ, tak, bardzo dobrze się czułam czytając ją. Mimo tego, że jest w niej wiele smutnych scen, wszystko ma dobra, pocieszającą stronę.
I zakończenie, pełne nadziei.
Piękna, wzruszająca historia i świetni bohaterowie z pięknymi osobowościami.
To wsparcie, które sobie okazują, miłość, przyjaźń, to, że są dla siebie w każdej chwili, niby zwykłe, ale tak niesamowicie wzruszające.
I tyle humoru, tyle zabawnych sytuacji.
Wystarczy sobie przeczytać jakiś fragment książki, aby od razu poczuć się lepiej.


"-Powiedziała mi, że jestem miły.
-Auć - Wes się skrzywił.
-Wiem. To jak wykastrować psa bez narkozy. Nawet mnie nie ostrzegła, tylko walnęła:"hej, jesteś miły".
-Nadal dochodzisz do siebie? - spytał Wes.
-Może pod koniec tygodnia zacznę puszczać się na prawo i lewo, żeby udowodnić jej, że się myli."

Cudowna książka.
POLECAM!

"Życie nie jest sprawiedliwe, ale to, jak je przeżyjemy - to właśnie jest cudowne. To dar."


Bardzo, bardzo dobra książka.
Chociaż na początku nie wydawało mi się, że cokolwiek mi się w niej spodoba.
Przeczytałam ją w całości dopiero za trzecim razem. Po prostu zaczynałam czytać i coś nie szło, ale w końcu się przemogłam i dałam rade.
A teraz? Nie mam pojęcia dlaczego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

ARCYDZIEŁO.
KOCHAM TĘ KSIĄŻKĘ TAK MOCNO ŻE AŻ BOLI.
Ale spokojnie, od początku.
Koncept na książkę jest genialny.
W pełni wykorzystany.
Idealny.
Ona ma totalną obsesję na punkcie jakiegoś kolesia.
On traktuje ją jako niezłą laskę, która pomaga mu w nauce.
Hannah chce zwrócić na siebie uwagę Justina (faceta w którym się buja), a Garret chce poprawić stopnie, aby dalej być w zespole i grać w hokeya,
którego tak bardzo kocha.
Tak dochodzą do porozumienia.
Ona pomoże mu z nauką, a on jej z życiem miłosnym.
I tak właśnie zaczynamy.
Świetne jest to, że ani Garret ani Hannah nie interesują się sobą na początku.
Po prostu pomagają sobie, są tam dla siebie w trudnych momentach.
Potrafią żartować, spędzać ze sobą czas, bawić się.
Są przyjaciółmi.
I to jest właśnie to co mnie urzekło. Od samego początku pokochałam tę książkę, ale ten moment w którym jest pokazane jak o siebie dbają?
Po prostu zwaliło mnie to z nóg.
To na tę książkę czekałam. TAK! I niech mnie, jeżeli nie czuje olbrzymiej satysfakcji, że w końcu ją odnalazłam.
No ale znowu zboczyłam z tematu, wracamy.
Ich relacja rozwija się powoli, dlatego możemy dokładnie zauważyć moment, w którym przeradza się w coś więcej.
Pocałunek. Tak, pierwszy pocałunek. Niby wezwanie tak po prostu rzucone, taki żart, ale oboje dzięki niemu dowiadują się, że coś się zmieniło..
Mogłabym, a nawet bardzo bym chciała opisywać każdą scenę, wszystko krok po kroku, ale jeszcze bardziej bym chciała żebyście sami przeczytali i przekonali się jaka cudowna jest ta książka.
Dlatego lepiej przejdźmy do postaci.


“Why don’t you want to kiss me?” I narrow
my eyes. “Oh shit. There’s only one explanation
I can think of.” I pause. “You’re a bad kisser.”
Her jaw drops in outrage. “I most certainly am not.”
“Yeah?” I lower my voice to a seductive
pitch. “Prove it.”


Hannah, uwielbiam ją, po prostu. Jest maga zabawna, ma silny charakter i wie czego chce.
I mimo że możecie myśleć, że pewnie będzie niezdecydowana kogo wybrać Justina czy Garreta, to się mylicie, bo tak nie jest.
I własnie ten fakt, że wie czego chce i nie boi się tego osiągnąć pomimo traumatycznych przeżyć, urzekł mnie w niej. Nie jest taka jak inne bohaterki.
Roztrzepana czy robiąca wielkie halo wokół własnej osoby. Jest po prostu zwykłą, kochaną, uroczą dziewczyną. Uwielbiam wszystko co jej dotyczy.

Garret...
Bezpowrotnie, bezapelacyjnie, nieskończenie, totalnie zakochałam się w tym człowieku..naprawdę.
Zrozumiecie mnie jak przeczytacie tę książkę. Zapewniam.
Jest zabawny, słodki, czuły, opiekuńczy, kochany, ale jednocześnie niemożliwie męski i pewny siebie.
A i oczywiście, uparty. Zdecydowany osiągnąć to co sobie wyznaczył, co jest jeszcze bardziej ekscytujące. Nigdy się nie poddaje, jak już na hokeiste przystało, co się dziwić.
Jest tak złożony, tak interesujący, że mam ochotę go poznać, wiem że to niemożliwe z oczywistych powodów, ale wciąż..
chciałabym go poznać osobiście.
Wszystko co tworzy tę postać, to jaki jest, jest fantastyczne i urzekające.


"She's not getting rid of me that easily.
Clearly Hannah Wells hasn’t been around
many athletes. We’re a stubborn lot, and the
main thing we all have in common? We never,
ever give up.
God help me, but I’m going to convince
this girl to tutor me, even if I die trying."


Logan, Tucker i Dean, najlepsi przyjaciele Garreta też są naprawdę świetnie przedstawieni. Mimo że nie wiemy o nich wiele,
to i tak potrafią wzbudzić ciekawość.

Mam nadzieję, że moje, chociaż chaotyczne, ale szczere zdanie na temat tej książki kogoś zachęci do przeczytania.
Mnie naprawdę urzekła i nieodwracalnie zdobyła moje serce. Jest to zdecydowanie jedna z najlepszych książek jakie czytałam.
Na dzień dzisiejszy moja ulubiona.
Wszystkim baaardzo gorąco polecam.

ARCYDZIEŁO.
KOCHAM TĘ KSIĄŻKĘ TAK MOCNO ŻE AŻ BOLI.
Ale spokojnie, od początku.
Koncept na książkę jest genialny.
W pełni wykorzystany.
Idealny.
Ona ma totalną obsesję na punkcie jakiegoś kolesia.
On traktuje ją jako niezłą laskę, która pomaga mu w nauce.
Hannah chce zwrócić na siebie uwagę Justina (faceta w którym się buja), a Garret chce poprawić stopnie, aby dalej być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytanie tej książki naprawdę mnie drażniło.
I to jest moje główne skojarzenie z tą pozycją.
Bohaterowie drażniący. Wątek drażniący. Wszystko. Drażniące.
Tylko się denerwowałam czytając, więc..
Nic, to by było na tyle.
..no ale przeczytałam, więc może nie jest tak źle ;)

Czytanie tej książki naprawdę mnie drażniło.
I to jest moje główne skojarzenie z tą pozycją.
Bohaterowie drażniący. Wątek drażniący. Wszystko. Drażniące.
Tylko się denerwowałam czytając, więc..
Nic, to by było na tyle.
..no ale przeczytałam, więc może nie jest tak źle ;)

Pokaż mimo to


Na półkach:

Naprawdę niezła książka. Akcja cały czas brnie do przodu i chociaż są takie momenty, w których myślisz: "Co, znowu? Daj spokój..",
to naprawdę czytelnik czerpie przyjemność z czytania.
Świetny pomysł na książkę.
Główna bohaterka Liv jest naprawdę uroczą, zabawną dziewczyną,
nie nudzi swoją osobą co jest bardzo ważne. Akcja jest przedstawiona z jej perspektywy, co jest dodatkowym plusem, ponieważ świetnie opisuje wszystkie sytuacje, przez co jeszcze lepiej się czyta.
Uwielbiam ją.
Co do Xaviera to muszę przyznać że bardzo mnie denerwował przez połowę książki, już myślałam, że nic nie zmieni mojego zdania na jego temat. Był aroganckim dupkiem i mimo że lubię czytać o takich postaciach
to w tym przypadku okropnie mnie to drażniło. Całe szczęście poznajemy lepiej jego osobę i można powiedzieć, że w miarę go polubiłam.
Alice, najlepsza przyjaciółka Liv jest miłą postacią w odbiorze. Jest wzorem lojalnej przyjaciółki i wielokrotnie to udowadnia, co cieszy czytelnika.
Przypadła mi do gustu. A skoro o guście mowa to bardzo spodobał mi się też Scott, brat głównej bohaterki, dlatego bardzo żałuję że tak niewiele go
było w książce. A co do Aidena to jestem pozytywnie zaskoczona, ponieważ nie spodziewałam się że go polubię.
Szczerze to na początku nie zwracałam na niego szczególnej uwagi, był bo był, ale z przyjemnością zauważyłam jak zmieniał się.
Teraz to wszystko dokładnie widzę. Jest on typem takiego samca alfy, który dba o swoje stado, co jest nawet słodkie. Troszczy się i chce jak najlepiej dla swojej rodziny.
Pod koniec autorka skupiła się raczej na głównych bohaterach, tzn na Liv, Xavierze i Alice, ale nawet się nie rzucało to tak w oczy, chociaż trochę szkoda że nie rozbudowała bardziej tych postaci, a także braci głównej bohaterki. Szczerze można przyznać że praktycznie nic nie wiemy o Checie i rodzicach Liv.
Reasumując, spodziewałam się więcej po opisie książki, ale nie żałuję, że ją przeczytałam. Na nudne wieczory na pewno jest to dobra pozycja.

"– Jestem Xander. Xander James. Jestem narzeczonym twojej siostry.
– Co? – Tym razem to Scott był zszokowany. – Liv, nawet mi nie powiedziałaś.
– To prawda, Liv? – Aiden odwrócił się do mnie, marszcząc brwi.
– Ja, uch, nie. – Potrząsnęłam głową, czerwieniąc się. – Nie mówi o mnie.
Nawet go nie znam. Nawet go nie, uch, nie całowałam go, a co dopiero, uch,
sypiać z nim – bełkotałam z jasnoczerwoną twarzą. – Nie zaręczyłabym się z
Xanderem, nawet gdyby mi zapłacił – dokończyłam i zauważyłam, że obaj moi
bracia gapią się na mnie zdezorientowani, a Alice się krzywi."

Naprawdę niezła książka. Akcja cały czas brnie do przodu i chociaż są takie momenty, w których myślisz: "Co, znowu? Daj spokój..",
to naprawdę czytelnik czerpie przyjemność z czytania.
Świetny pomysł na książkę.
Główna bohaterka Liv jest naprawdę uroczą, zabawną dziewczyną,
nie nudzi swoją osobą co jest bardzo ważne. Akcja jest przedstawiona z jej perspektywy, co jest...

więcej Pokaż mimo to