-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-11-29
2023-01-07
Rzadko sięgam dwukrotnie po tę samą książkę. A jednak po kilku miesiącach raz jeszcze przeczytałam powieść "Powijaki", starając się nie pominąć żadnego odnośnika, a jest ich wiele co bardzo wzbogaca książkę pod względem merytorycznym, zastanawiając się nad przesłaniem ukrytym w tytule. Konstatuję, że opisana historia życiowych zmagań bohatera, tego z czym i z kim się spotkał, nie jest niczym odkrywczym. "Każdy swój krzyż w życiu niesie" - pisze autor, ale ważne, by donieść go do końca swych dni z godnością, umieć się podnieść, nie uginać pod presją okoliczności. W "Powijakach" podobne losy odnajdzie każdy dzisiejszy sześćdziesięciolatek wyrosły w tak zwanym dobrym domu, w tradycji katolickiej, w schemacie czarno białego świata, w którym z góry rodzicielskie wychowanie zaznaczyło co dobre a co złe. Janek Dwernicki miota się, te puzzle "podarowane" w genach często nie przystają do jego układanki burzonej przez nieoczekiwane zawirowania losu, naiwnie dziwi się, że "inni są inni", że nie znajduje zrozumienia choć pilnuje się wbitych przez matkę w łeb zasad i przestróg. To mnie najbardziej irytowało, że tak długo facet dojrzewał, tak długo szukał swojego ego. I to czyni powieść niezwykle emocjonującą. Jest słaby psychicznie, niedojrzały społecznie, choć nietrzymany de facto pod kloszem. A a przy tym jest niezwykle empatyczny. Mimo że powieść zawiera sporo zabawnych elementów, jej narracja prowadzi do bardzo smutnej konstatacji: zycie to autentycznie nieuleczalna, śmiertelna choroba.
Rzadko sięgam dwukrotnie po tę samą książkę. A jednak po kilku miesiącach raz jeszcze przeczytałam powieść "Powijaki", starając się nie pominąć żadnego odnośnika, a jest ich wiele co bardzo wzbogaca książkę pod względem merytorycznym, zastanawiając się nad przesłaniem ukrytym w tytule. Konstatuję, że opisana historia życiowych zmagań bohatera, tego z czym i z kim się...
więcej mniej Pokaż mimo toZnowu Aleksandra Jakubowska zaskoczyła mnie na dobre.Książka "Tajemnica życia zawarta w dacie urodzenia" jest równie tajemnicza jak niepoznana siła numerologii, moc tarota czy magia liczby Pi. Najpierw uśmiecham sie pod nosem czytając ten dziwny przewodnik do sekretnych algorytmów, a po chwili konkluduję, że to wcale nie jest takie głupie. Boimy się wszystkiego co nieznane, omijamy to co zakazane (czyżby pani Jakubowska nie wiedziała że Kościół potępia zabawę w numerologie?)sic. A jednak coś w tym jest skoro cyfryzacja rozwija się na potęgę i tylko patrzeć jak komputery stworzą cyfrową mape wszechświata ukazując w detalach nam to co było i co będzie. Choć Jakubowska podpiera się własnymi doświadczeniami, to brakuje mi w tej książce komentarza autorki, w którym określiłaby na ile jest w niej zabawy a na ile wiary w przeznaczenie, bo wciąż jawi mi się jej postać jako wyroczni ważnej pani z telewizyjnego okienka nijak pasującej mi do roli wizjonerki. Notabene nie będę używała tych magicznych, matematycznych funkcji do analizowania związków przyczynowo-skutkowych w mojej dacie urodzenia. Od tego, dla mniej psychicznie odpornych, to już krok do wariatkowa.
Znowu Aleksandra Jakubowska zaskoczyła mnie na dobre.Książka "Tajemnica życia zawarta w dacie urodzenia" jest równie tajemnicza jak niepoznana siła numerologii, moc tarota czy magia liczby Pi. Najpierw uśmiecham sie pod nosem czytając ten dziwny przewodnik do sekretnych algorytmów, a po chwili konkluduję, że to wcale nie jest takie głupie. Boimy się wszystkiego co nieznane,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-11
Kolejny reporterski zapis z podrozy do Afryki. Nie jest to klasyczna powiesc, w ktorej autor sam podkreca napiecie, wciaga czytelnika w meandry intrygi stanowiacej najczesciej glowna os fabuly. Tutaj nie ma wymyslonych zdarzen, fikcyjnych postaci, zbędnej narracji. W ksiązkach Biedzkiego pisanych świetnym piórem doskonałego obserwatora życia aż kipi od ludzkich dramatów, ale nie brakuje też szczęścia, ale i miłości z nutką seksualności. Jak to w życiu. Różnica dzieląca jego tematykę od wielu innych pozycji o człowieczej doli polega na tym, ze Biedzki eksploruje niepoznany do końca Czarny Ląd. W drugim dziesięcioleciu XXI wieku, narody Afryki wciaż dotykają te same problemy głodu, zarazy, ale i brak zrozumienia przez Zachodnia cywilizację obcej kultury, źródła zabobonów, zachowań, tradycji, wierzeń. Nie wiem co bardziej emocjonujące w Trylogii afrykańskiej: opisy życia czy świadomość, że tak tam wygląda życie? Tadeusz Biedzki miał szczęście być redakcyjnym kolegą Ryszarda Kapuścińskiego. Nie wiemy czy zaraził go swymi opowieściami, namówił do podążania tym samym tropem czy też Biedzki sam dojrzał do roli kontynuatora twórcy Cesarza? Fenomen powieści Tadeusza Biedzkiego, a wydał już 9 pozycji, wszystkie związane z Afryką, wynika z bogatej faktografii, celnych spostrzeżeń i wiedzy autora, który nim zasiądzie do klawiatury najpierw weryfikuje to co wchłonął w czasie podróży, by potem dyskretnie oddzielić iluzje od prawdy. Siła przekonywania tego pisarza wynika z jego autentycznej fascynacji podejmowaną tematyką. Twarze Afryki Biedzkiego to nie notatki z kilkudniowej podróży organizowanej przez agencję turystyczną, a wręcz mozolna praca pełna ryzykownych sytuacji, niebezpieczeństw, dylematów na granicy życia i śmierci. Może znajdzie się odważny producent, ktory przeniesie na ekran powieści Biedzkiego, przy których "W pustyni i w puszczy" jawi sie, niestety - niczym grafomańska epistoła.
Kolejny reporterski zapis z podrozy do Afryki. Nie jest to klasyczna powiesc, w ktorej autor sam podkreca napiecie, wciaga czytelnika w meandry intrygi stanowiacej najczesciej glowna os fabuly. Tutaj nie ma wymyslonych zdarzen, fikcyjnych postaci, zbędnej narracji. W ksiązkach Biedzkiego pisanych świetnym piórem doskonałego obserwatora życia aż kipi od ludzkich dramatów,...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-09-17
Zachęcający tytuł, zniechęcająca treść. Mając w pamięci inne lektury o Czarnym Lądzie, z trudem szukać w tej pozycji czegoś odkrywczego, oryginalnego, zaskakującego. Autor mieni się podróżnikiem, ale te relacje z jego "podróży" są nijakie. Podobnie jak kiepskiej jakości fotki zajmujące polowę objętości tej książeczki. Bez twarzy.
Zachęcający tytuł, zniechęcająca treść. Mając w pamięci inne lektury o Czarnym Lądzie, z trudem szukać w tej pozycji czegoś odkrywczego, oryginalnego, zaskakującego. Autor mieni się podróżnikiem, ale te relacje z jego "podróży" są nijakie. Podobnie jak kiepskiej jakości fotki zajmujące polowę objętości tej książeczki. Bez twarzy.
Pokaż mimo to2023-01-22
Potrzebowałam specjalnej chwili, by rozpocząć czytanie tej książki, bo zazwyczaj każdą nowo kupioną zaczynam już pierwszego wieczora. Choć przyznać muszę, że większość biografii osób, które cenię, lubię, podziwiam w pewien sposób celebruję. To tak, jakby ktoś bliski, ważny wpadł z odwiedzinami, by się zwierzyć, zagadnąć, otworzyć. Twórczość sceniczna i filmowa Jerzego Stuhra jest szczególnie mi bliska, bo wzrastałam wraz z wschodzącą gwiazdą tego znakomitego aktora podziwiając jego talent, nietuzinkową osobowość. Opowieść o jego życiu, o rodzinie z której się wywodzi, jest dla mnie niezwykłym uzupełnieniem wiedzy o tym człowieku, bo jeszcze bardziej czyni go bliskim. Czasem wydaje się nam, że osoby publiczne, a zwłaszcza aktorzy, wiodą lekkie, przyjemne życie błyszcząc w świetle fleszy lub teatralnej rampy. Jerzy Stuhr publikując swoją powieść- pamiętnik udowodnił, że jest mistrzem nie tylko mówionego, ale i pisanego słowa. "Stuhrowie. Historie rodzinne" wręcz pochłania się niczym dobrą sagę, bo pełno w nich zaskakujących zdarzeń, anegdot, dramatów na tle historycznych przemian powodowanych dziejowymi burzami. Stuhr wręcz obnażył siebie i swych przodków, by uciąć spekulacje o swym pochodzeniu i nie zawsze życzliwaych plotkach. Książka Jerzego Stuhra jest bardzo intymna, sprawia wrażenie szczerej, emocjonalnej opowieści o sobie, przez co wydaje się być do bólu prawdziwa. Takie opowieści kocham czytać. Dopiero teraz myślę, by kupić też audiobook i posłuchać tej samej historii w interpretacji autora, którego głos towarzyszył mi "w głowie" w trakcie czytania. Ciekawa już jestem pierwszej mojej reakcji, odbioru, konfrontacji z lekturą. Bo Jerzego Stuhra, wybitnego polskiego aktora, można podziwiać nie tylko za wielkie kreacje, choć w zasadzie każda w Jego wykonaniu jest wielka, jak chociażby rola narratora w teledysku Dawida Podsiadły pt. Trofea. Majstersztyk. I dlatego książkę o Stuhrach, zwykłych-niezwykłych każdemu polecam.
Potrzebowałam specjalnej chwili, by rozpocząć czytanie tej książki, bo zazwyczaj każdą nowo kupioną zaczynam już pierwszego wieczora. Choć przyznać muszę, że większość biografii osób, które cenię, lubię, podziwiam w pewien sposób celebruję. To tak, jakby ktoś bliski, ważny wpadł z odwiedzinami, by się zwierzyć, zagadnąć, otworzyć. Twórczość sceniczna i filmowa Jerzego...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-29
Już sam tytuł wywołuje ciarki, bo od razu wracają straszne wspomnienia o wydarzeniach, które początkowo traktowałam jako "tanią, dziennikarską sensacje" podkoloryzowaną na potrzeby machiny nakręcającej sprzedaż gazety. Książkę "Łowcy skór" czytałam co jakiś czas, z przerwami, zamykając ją co rusz, by nabrać oddechu i ochłonąć. Potworna historia niemieszcząca się w głowie każdego normalnego człowieka. Tomasz Patora jak na ironię zaistniał w tym horrorze jako inne odbicie rodzącego się w Polsce bezwzglednego kapitalizmu. Udowodnił swym piórem, sprawnym warsztatem dziennikarstwa śledczego, że nowe media mogą nie tylko uczciwie informować, ale nawet muszą przeciwstawiac się złu. Bezwzględnemu, wyrachowanemu złu ukierunkowanemu na łatwy, szybki zysk. Obcowanie z takiej klasy literaturą faktu wymaga od czytelnika niezwykłej odporności psychicznej, bo to nie wymyślony horror, thriller czy bajka z 1001 nocy. Jednak przyznam, że mimo emocji z większym dystansem pochłanialam nowe, wcześniej nieznane fakty, zgromadzone dokumenty, dodatkowe opisy ludzi, opinie wtajemniczonych w śledztwo i proces ekspertów. Już widzę w swej wyobraźni film kinowy, którego scenariusz oparty bedzie na tym niezwykłym reportażu. Film fabularny, nie dokumentalny, w którym widz bedzie mógł wniknąć w istotę tej zbrodni, poznąć psychike sprawców i środowisko, w którym funkcjonowali bezkarnie tak wiele czasu. Ich bliskich, rodziny, przyjaciół, szefów. Tu nie chodzi o szukanie usprawiedliwienia dla nich, zrozumienia ich czynu. Chodzi mi o obnażenie mechanizmu, który doprowadził do wyklucia się w ich pustych łbach takiego planu i istoty celu, jaki im przyświecał. Na dobrą sprawę zarobek z tytułu sprzedaży "skór" nie był wielki. A więc czy to była li tylko walka o kasę czy może też pyszna zabawa w zabijanie? Najbliższa NIKE dla Tomasza Patora powinna być jedynie formalnościa.
Już sam tytuł wywołuje ciarki, bo od razu wracają straszne wspomnienia o wydarzeniach, które początkowo traktowałam jako "tanią, dziennikarską sensacje" podkoloryzowaną na potrzeby machiny nakręcającej sprzedaż gazety. Książkę "Łowcy skór" czytałam co jakiś czas, z przerwami, zamykając ją co rusz, by nabrać oddechu i ochłonąć. Potworna historia niemieszcząca się w głowie...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-01-25
Małgorzta Szejnert to moja ulubiona reportażystka, pisarka. Jej publikacje są nie tylko odbiciem rzeczywistości, którą opisuje, ale także oceną sytuacji, zdarzeń, ludzi w mistrzowski sposób kreślonych jej piórem. Czyni to nie wprost, ale "miedzy wierszami". "Wyspa klucz" to bolesna prawda o życiu tych, którzy postanowili spełnić swój american dream. Książka obnaża często lukrowaną prawdę o życiu emigracji w Stanach Zjednoczonych, a zwłaszcza droge, jaką trzeba przebyć, by stanąć na amerykanskiej ziemi. Autorka, którą podziwiam za szczególnie dokładnie wykonaną faktografie, zebrany materiał dokumentalny w oparciu o archiwa zgromadzone na Wyspie Ellis, kiedyś jedynej bramie wjazdowej do Nowego Jorku, przybliża losy ludzi z całego niemal świata pozostawiająych swe losy w rękach urzędników imigracyjnych USA. Komuś kto nigdy nie wystawił nosa poza swój zapyziały zakątek, w którym spedza całe życie, mogą wydawać się niezrozumiałe decyzje tych, którzy postanowili zacząć w Ameryce wszystko od nowa. Czytając Szejnert w fotelu, w ciepełku kominka, popijając aromatyczną kawę odkrywamy na nowo prawdę o tzw. American dream. Owszem, są to historie z przeszłości, bo Ellis Island nie jest już dziś "pomostem" między starym kontynentem a ziemią obiecaną, pełniąc jedynie rolę edukacyjną, muzealną, to bezsprzecznie właśnie sto lat temu ten emigracyjny boom zaczął budowac mit o życiodajnej, sprawiedliwej i zasobnej Ameryce. Trwający do dziś, choć moze już przyjmowany nie z tak wielką naiwnością jak zawdy. Lekturę "Wyspy klucza" polecam zwłaszcza miłośnikom dobrego reportażu, bo narracja nieźle podkręca emocje, ale tez tym, którzy wciąż niesprawiedliwie i pochopnie oceniają emigrantów. Często bowiem ich decyzje wynikały z woli przeżycia, a nie poszukiwania łatwego zarobku.
Małgorzta Szejnert to moja ulubiona reportażystka, pisarka. Jej publikacje są nie tylko odbiciem rzeczywistości, którą opisuje, ale także oceną sytuacji, zdarzeń, ludzi w mistrzowski sposób kreślonych jej piórem. Czyni to nie wprost, ale "miedzy wierszami". "Wyspa klucz" to bolesna prawda o życiu tych, którzy postanowili spełnić swój american dream. Książka obnaża często...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-05-21
Niesamowita saga o zydowskiej rodzinie zyjacej w Jerozolimie w latach 30 tych dwudziestego wieku. Swietnie przedstawiony rys historyczny tamtych czasow, bedacy tlem opowiesci o pieknej milosci i zdradzie popelnionej z zemsty. Polityka, rewolucjonisci, terroryzm, poruszajace oblicze arabsko-zydowskich konfliktow, krew, seks, milosc. I soczyste postacie bohaterow stajacych sie bliskimi mimo ich kontrowersyjnych zachowan.
Niesamowita saga o zydowskiej rodzinie zyjacej w Jerozolimie w latach 30 tych dwudziestego wieku. Swietnie przedstawiony rys historyczny tamtych czasow, bedacy tlem opowiesci o pieknej milosci i zdradzie popelnionej z zemsty. Polityka, rewolucjonisci, terroryzm, poruszajace oblicze arabsko-zydowskich konfliktow, krew, seks, milosc. I soczyste postacie bohaterow stajacych...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-01-20
Wartka narracja, niezly pomysl na kryminal z tlem katastrofy lotniczej sprzed lat. Autorka, z goralskim rodowodem, swietnie opisuje zachowania mieszkancow uwiklanych w zagadkowe smierci i tajemnicze pochodzenie majatku jednego z lokalnych przedsiebiorcow. Baska, policjantka z Krakowa prowadzaca sledztwo jest rodem z Zawoi wiec wszystko i wszyscy sa w tym dochodzeniu bliscy i znani, nawet homoseksulany krewny, a jak trzeba to tu i owdzie potrafi zasiegnac jezyka. Powiesc wydaje sie niedokonczona, tym bardziej ze autorka najwyrazniej nie ma pomyslu na jej final. A moze tak mialo byc? Moze w ten sposob zrobila furtke dla drugiej czesci?
Wartka narracja, niezly pomysl na kryminal z tlem katastrofy lotniczej sprzed lat. Autorka, z goralskim rodowodem, swietnie opisuje zachowania mieszkancow uwiklanych w zagadkowe smierci i tajemnicze pochodzenie majatku jednego z lokalnych przedsiebiorcow. Baska, policjantka z Krakowa prowadzaca sledztwo jest rodem z Zawoi wiec wszystko i wszyscy sa w tym dochodzeniu bliscy...
więcej mniej Pokaż mimo toKsiazka mnie rozczarowala. Wydumana historia z nieuleczalna choroba stanowi punkt wyjscia do calej opowiesci o dramacie glownej bohaterki. Pewnie gdyby nie cudowny film z 1998 r.pod podobnym tytulem "Między piekłem a niebem" (" What Dreams May Come") z Robinem Williamsem moglabym uznac ksiazke Katarzyny Grabowskiej za oryginalna. Bo i tu i w filmie mamy do czynienia z nadprzyrodzonymi mocami, religijnymi symbolami i wedrowce miedzy Ziemia, Pieklem i Niebem z tym, ze w filmie kanwa jest walka o wieczne zycie chorej schizofreniczki, nie osoby dotknietej glejakiem a gleboka depresja, miotana myslami samobojczymi, o ktora walczy w i z zaswiatami jej maz grany przez Williamsa. Te same dylematy, podobne klimaty, no i milosc, ktora zwycieza. Zachecam do obejrzenia tego fenomenalnego obrazu przed czy po przeczytaniu ksiazki K.Grabowskiej bedacej mimo wszystko niezla lektura dla milosnikow filozoficznych odniesien czy rozwazan o zyciu i smierci.
Ksiazka mnie rozczarowala. Wydumana historia z nieuleczalna choroba stanowi punkt wyjscia do calej opowiesci o dramacie glownej bohaterki. Pewnie gdyby nie cudowny film z 1998 r.pod podobnym tytulem "Między piekłem a niebem" (" What Dreams May Come") z Robinem Williamsem moglabym uznac ksiazke Katarzyny Grabowskiej za oryginalna. Bo i tu i w filmie mamy do czynienia z...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-12-15
Kim była Wiera Gran? Czy tylko obdarzoną wielkim talentem piosenkarką? Ostracyzm, który ją dotknął, zarzuty powielane w jej środowisku niejednego by zabiły lub przynajmniej doprowadziły do głębokiej depresji, wycofania się w cień. A ona jednak przez to wszystko przeszła z podniesioną głową. Siła charakteru? Gra "na litość" czy wyrachowanie? Mogę tylko wczuć się w jej położenie, gdy minęła wojna i faktyczne zagrożenie życia wywołane antysemityzmem faszystów, znalazła się pod obstrzałem swoich, wydawałoby się, równie doświadczonych przez los. Tymczasem zamiast rozwijać swój talent ona musi odpierać ataki i udowadniać, że nie jest zdrajczynią. Dziwne w tym wszystkim są postawy tych, którzy tego ataku sie podjęli. Czy chodziło o ich prywatne porachunki, zawiść, niespełnione ambicje, zawiedzioną miłość? Książka, trzymająca w napięciu, nie daje ostatecznej odpowiedzi na nurtujące pytania, podobnie jak nie dały akta sądowe w tej i setkach podobnych spraw opartych na pomówieniach. Błotem łatwo kogoś obrzucić, ale to błoto gdy przylgnie, choć z czasem wyschnie, wciąż nie daje się zmyć. A przecież podobny los spotkał Eugeniusza Bodo, którego oczyszczenie honoru możliwe było po upadku ZSRR i udostępnieniu akt związanych z jego aresztowaniem i śmiercią. Czy ujrzą światło dzienne jakiekolwiek dokumenty przesądzające o niewinności Wiery Gran? Bo ja nie do końca przekonana jestem o jej nieskazitelnym życiu, choć jej nieskazitelnie czysty głos już przeszedł do historii muzyki.
Kim była Wiera Gran? Czy tylko obdarzoną wielkim talentem piosenkarką? Ostracyzm, który ją dotknął, zarzuty powielane w jej środowisku niejednego by zabiły lub przynajmniej doprowadziły do głębokiej depresji, wycofania się w cień. A ona jednak przez to wszystko przeszła z podniesioną głową. Siła charakteru? Gra "na litość" czy wyrachowanie? Mogę tylko wczuć się w jej...
więcej mniej Pokaż mimo to2022-11-21
Nie rozumiem sporu miedzy czytelnikami Leopolda Tyrmanda, którzy dokonując osądu nad jego twórczością twierdzą, że "Zły" jest lepszy od "Filipa" a "Gorzki smak czekolady Lucullus" gorszy od "Filipa" itp. To tak jakby porównywać jabłko złota Reneta z .. odmianą McIntosh. Oba są smaczne choć ich przeznaczenie jest różne. Tyrmand jest niepowtarzalny, a wszystko co wyszło spod jego pióra to perełki. "Filip" jest wstrząsającym zapisem wojennych dramatów. Jest kalką ludzkich losów, ich psychiki, wewnętrznych rozterek i buntu wyrażanego w sposób, który dziś wydaje się być tragikomiczny. Plucie do kawy serwowanej przez kelnerów szefowi hotelu czy kopulowanie z żoną hitlerowskiego oficera, który jest na wschodnim froncie nie wydaje się być bohaterstwem. A jednak gdy zrozumiemy stan w jakim znaleźli się młodzi mężczyźni pracując w nazistowskim hotelu we Frankfurcie, wśród których jedynie Filip jest polskim Żydem z Warszawy udającym Francuza, wówczas przesuną się na trzeci plan zgrabnie opisane przez Tyrmanda ich seksualne ekscesy będące w zamiarze moralnym odwetem za poniżanie podbitych narodów. Ale nie to było według mnie dla Tyrmanda najważniejsze. Czytając "Filipa" poznajemy inny wymiar II wojny światowej. "Gdzieś" w Europie giną miliony ludzi z rąk oprawców spod znaku swastyki, a tu we Frankfurcie nad Menem na dobre kwitnie życie rodzinne, towarzyskie, rozrywka. Filip chce przeżyć bojąc się zdemaskowania swego pochodzenia. Jest kelnerem, choć przed wybuchem wojny studiował architekturę. Stał się pariasem i z tym musi się pogodzić za cenę swego życia i podporządkować nieludzkim regułom narzuconym przez faszystów. Musi pozostać bierny, gdy jego koledzy wpadają w ręce gestapo. Ktoś powie: ten chłopak miał szczęście, bo nie trafił do Auschwitz czy na front. Może i tak, ale to tak jakbyśmy porównywali toczoną przez robaki złota Renetę ze zgniłym McIntosh'em. Tyrmand genialnie pokazuje perfidię hitlerowskiego systemu, mechanizm ubezwłasnowolnienia ludzi, ich zezwierzęcania. Jakże kontrastują ze sobą opisy bombardowania miasta z sielskim życiem. Jakże pięknie utkał Tyrmand tę opowieść, że po jej przeczytaniu jeszcze bardziej czuję obrzydzenie do faszyzmu i wszelkich nacjonalistycznych ideologii, bolejąc nad losem tych, których życie musiało toczyć się w tamtych czasach. Teraz mam w planie obejrzenie filmu "Filip" . Czy też mnie zachwyci?
Nie rozumiem sporu miedzy czytelnikami Leopolda Tyrmanda, którzy dokonując osądu nad jego twórczością twierdzą, że "Zły" jest lepszy od "Filipa" a "Gorzki smak czekolady Lucullus" gorszy od "Filipa" itp. To tak jakby porównywać jabłko złota Reneta z .. odmianą McIntosh. Oba są smaczne choć ich przeznaczenie jest różne. Tyrmand jest niepowtarzalny, a wszystko co wyszło spod...
więcej Pokaż mimo to