rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

„Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg” to dobry kryminał, czy też powieść szpiegowska, ale nie taki do jakich jesteśmy w naszych czasach przyzwyczajeni. Fabuła płynie powoli. Jest kilku podejrzanych, krok po kroku dowiadujemy się coraz więcej, a efekt końcowy nie wywołuje w nas wielkiego „WOW”. Ale nie czyni to tej powieści nieciekawej. Po prostu podchodząc do niej, należy mieć świadomość, że le Carré pisze tak by całe napięcie budowane było w dialogach, które trzeba przyznać są bardzo realistyczne i dobrze się je czyta.

„Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg” to dobry kryminał, czy też powieść szpiegowska, ale nie taki do jakich jesteśmy w naszych czasach przyzwyczajeni. Fabuła płynie powoli. Jest kilku podejrzanych, krok po kroku dowiadujemy się coraz więcej, a efekt końcowy nie wywołuje w nas wielkiego „WOW”. Ale nie czyni to tej powieści nieciekawej. Po prostu podchodząc do niej, należy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Diuna” to niezwykła książka. Bywa porównywana do Władcy Pierścieni, ale tak naprawdę jest o wiele bardziej skomplikowana przynajmniej w sensie zawiłości fabularnej.
Styl pisarski Franka Herberta jest absolutnie doskonały, nawet pomimo faktu, że czytałem „Diunę” w polskim tłumaczeniu (które jest niewątpliwie bardzo dobre, ale zawsze wychodzę z założenia, że oryginał to oryginał). Cały świat stworzony przez Herberta stanowi spójną całość. Mimo, że czytelnik jest rzucony od razu w wir opowieści, to bardzo szybko pojmujemy zasady, którymi kierują się bohaterowie powieści.
Nie chcę zdradzać żadnych elementów fabularnych „Diuny”, gdyż sam czytałem ją kompletnie „w ciemno”, nie znając nawet ogólnego opisu fabuły.
„Diunę” mogę polecić każdemu. I to dosłownie. Nawet jeśli nie przepadacie za science-fiction lub fantasy, to akurat ta powieść trafia do każdego bez względu na preferencje gatunkowe. Należy mieć też na uwadze, że „Diuna”, mimo że ma w sobie wiele wątków niełatwych w sensie głębi i przesłania, nie jest napisana trudnym językiem. Tak jak pisałem wcześniej, Herberta czyta się płynnie i szybko. Nie ma tu zbędnych, niepotrzebnych opisów lub dialogów. Jest tylko to, co potrzeba. I to sprawia, że „Diunę” uważam za powieść wyjątkową.

„Diuna” to niezwykła książka. Bywa porównywana do Władcy Pierścieni, ale tak naprawdę jest o wiele bardziej skomplikowana przynajmniej w sensie zawiłości fabularnej.
Styl pisarski Franka Herberta jest absolutnie doskonały, nawet pomimo faktu, że czytałem „Diunę” w polskim tłumaczeniu (które jest niewątpliwie bardzo dobre, ale zawsze wychodzę z założenia, że oryginał to...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Świat lodu i ognia Linda Antonsson, Elio M. García jr., George R.R. Martin
Ocena 8,1
Świat lodu i o... Linda Antonsson, El...

Na półkach:

Świat Lodu i Ognia jest dla Pieśni Lodu i Ognia tym czym Silmarillion jest dla Władcy Pierścieni, a przynajmniej próbuje być...
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to te wspaniałe artworki. Świetnie oddają klimat świata Martina, a w niektóre z nich wpatrywałem się dobre kilka minut z zachwytu.
Jeśli zaś chodzi o treść... Jest tego sporo, ale niestety nie wszystko czyta się przyjemnie. Pierwsza połowa, czyli część historyczna, jest bardzo dobra. Został tu przedstawiony spory kawałek historii rządów Targaryenów i nie tylko. Mam natomiast zarzuty co do drugiej części. Opisy krain i ludzi je zamieszkujących, i tradycje wiążącymi się z danymi miejscami, są niewątpliwie rozlegle i wnikliwie rozpisane, ale w wielu miejscach przynudzające. Myślę, że można było więcej czasu poświęcić historiom związanym bezpośrednio z Westeros, bo mimo wszystko ciężko skoncentrować swoją uwagę na odległych, mało znanych terenach takich jak Sothoryos.
Książka na pewno godna polecenia, ale wyłącznie fanom serii. Szczególnie warto przeczytać fragmenty związane z rebelią Roberta i podbojem Aegona.
Moja ocena: 7,8/10

Świat Lodu i Ognia jest dla Pieśni Lodu i Ognia tym czym Silmarillion jest dla Władcy Pierścieni, a przynajmniej próbuje być...
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy, to te wspaniałe artworki. Świetnie oddają klimat świata Martina, a w niektóre z nich wpatrywałem się dobre kilka minut z zachwytu.
Jeśli zaś chodzi o treść... Jest tego sporo, ale niestety nie wszystko czyta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moje pierwsze spotkanie z prozą Umberto Eco mogę śmiało nazwać rozczarowaniem.
Niewątpliwie, Eco mistrzem pióra jest. Co do tego wątpliwości nie mam. Jednak, w całym tym bogactwie, można powiedzieć przepychu, językowym, gubi się fabuła. Historia zapowiada się od początku ciekawie, ale w pewnym momencie zatrzymuje się i dłuży niemiłosiernie. Sam pomysł jest oryginalny, lecz wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Tyle o fabule, której szczegółów nie chce zdradzać w najmniejszym stopniu. Jeśli chodzi o kreację bohaterów, jest o wiele lepiej. Każda postać ma swój specyficzny styl i widać, że nawet postaci drugoplanowe są dobrze scharakteryzowane. Szczególnie trzeba wyróżnić Lorenzę i Belba, oczywiście, których to wątek był jednym z ciekawszych (nie znaczy to, że był on w istocie ciekawy) w całej powieści.
Podsumowując, książka trudna, długa, ambitna, oryginalna i rozczarowująca. Brakło dobrego zakończenia i trzymającej w napięciu historii. Ale na pewno znajdą się tacy, którym przypadnie do gustu taki styl, pisania powieści, jaki prezentuje Eco.

Moje pierwsze spotkanie z prozą Umberto Eco mogę śmiało nazwać rozczarowaniem.
Niewątpliwie, Eco mistrzem pióra jest. Co do tego wątpliwości nie mam. Jednak, w całym tym bogactwie, można powiedzieć przepychu, językowym, gubi się fabuła. Historia zapowiada się od początku ciekawie, ale w pewnym momencie zatrzymuje się i dłuży niemiłosiernie. Sam pomysł jest oryginalny, lecz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Bastion” to opasłe tomisko, którego wielowątkowa fabuła, pełna różnorodnych i jakże ciekawych bohaterów, wciąga czytelnika na długie wieczory.
King opowiada historię naszego świata, w którym dochodzi do biologicznej katastrofy. Kapitan Trips, lub też supergrypa, zabija niemal całą ludzkość, a ci, którzy przetrwali muszą opowiedzieć się po stronie Dobra lub Zła. Dobro koncentruje swoje siły w Wolnej Strefie Boulder , natomiast Zło osiada w Las Vegas.
Mistrz grozy nie ograniczał się w żaden sposób i wykreował całą galerię bohaterów, choć ciężko wyróżnić tu jednego głównego protagonistę. Mamy tu odpowiedzialnego pracownika fabryki Stuarta Redmana, ciężarną studentkę Frannie Goldsmith, narcystycznego Harolda Laudera, pesymistycznego Glena Batemana, głuchoniemego Nicka Androsa, upośledzonego Toma Cullena, piosenkarza Larry’ego Underwooda, tajemniczą Nadine Cross, schizofrenika i piromantę Śmieciarza, złodzieja Lloyda Henreida oraz oczywiście samych przywódców obu stron Abagail Freemantle oraz czarnoksiężnika Randalla Flagga. Nawet pies Glena, Kojak, dostał niemałą rolę w powieści. A i to nie są wszyscy, to tylko „ci ważniejsi”. Ale nie ważna jest ich ilość, lecz jakość, a pod tym względem King oczywiście nie mógł zawieść. Każdy powinien znaleźć wśród ww. bohaterów tego, z którym mógłby się utożsamić i zawzięcie mu kibicować.
Jeśli chodzi o ogólne wrażenie, to uważam, że książka zasadniczo ma jedną istotną wadę: przewidywalność fabularną. Byłem osobiście w stanie przewidzieć, co wydarzy się na następnej stronie, co znacząco zabrało mi radość z czytania. Poza tym małym, niemałym, szczegółem od książki oderwać się nie można i na pewno wrócę do niej jeszcze nie raz.
Moja ocena: 8,2/10

„Bastion” to opasłe tomisko, którego wielowątkowa fabuła, pełna różnorodnych i jakże ciekawych bohaterów, wciąga czytelnika na długie wieczory.
King opowiada historię naszego świata, w którym dochodzi do biologicznej katastrofy. Kapitan Trips, lub też supergrypa, zabija niemal całą ludzkość, a ci, którzy przetrwali muszą opowiedzieć się po stronie Dobra lub Zła. Dobro...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Taniec ze smokami” to piąta część Pieśni Lodu i Ognia autorstwa George’a R. R. Martina. Jest ciekawie, ale nie ma co porównywać z Martinem sprzed „Uczty…”.
Fabuła toczy się głównie w Zatoce Niewolniczej. Autor skupił się na dokładnym opisie akcji w Meereen. Szkoda tylko, że zapomniał o akcji… Cóż Dany podejmuje błagalników, śpi z Daariem, słucha opowiadań Barristana itd. Cały czas to samo, do znudzenia. A potem wybuch na końcu i cztery świetne rozdziały ze starym gwardzistą królewskim.
Cóż poznajemy dalsze losy Brana, ale tylko w pierwszej części. Szkoda, wielka szkoda. Zapowiada się już od „Gry o tron”, że Bran będzie najważniejszą postacią sagi.
Oczywiście nie może zabraknąć dwóch pozostałych pupilków Martina oprócz Dany: Jona i Tyriona. Ich przygody są bardzo ciekawe. Tyrion szczególnie na początku i Jon szczególnie na końcu. Te dwie postaci jak zwykle nie zawiodły.
Powrót Davosa – całe szczęście, to moja ulubiona postać. W jego przypadku nigdy nie jestem obiektywny, więc powstrzymam się od oceny. Natomiast należy przyznać, że jego ostatni rozdział jest uważany za jeden z najlepszych w całej sadze ze znamiennymi słowami Manderly’ego („Północ pamięta”). Cóż reasumując, w „Wichrach zimy” pewnie wizyta na Skagos.
Parę rozdziałów Aryi, która zaczyna się rozkręcać w Braavos. Mam tylko nadzieję, że na zakończenie sagi, Arya skończy szkolenie i ubije chociaż ser Roberta Stronga…
Poza tym: THEON aka Fetor. Po długiej przerwie powrót tej jakże niejasnej i trudnej postaci – to moja druga ulubiona postać. Zdecydowanie mój faworyt do wygrania gry o tron… A tak na poważnie, to jego rozdział „Duch w Winterfell” to niewątpliwy, martinowski klasyk.
Pojawiają się też nowi narratorzy: beznadziejny Quentyn; wspomniany wcześniej Barristan; fantastyczna Melisandre; lepsza niż w „Uczcie” Asha; jeden z najlepszych narratorów czyli Victarion; Cersei z niezapomnianą „Walk of Shame”; Jaime z urwanym wątkiem, zapowiadającym się arcyciekawie; Jon Connington czyli Gryf, który ma zamiar nieźle namieszać w Westeros. Jestem tylko ciekaw czy Aegon to w rzeczywistości Aegon…
Na koniec podsumowania narratorów należy podkreślić, że brakuje Sansy, i to bardzo. Pozostaje czekać do „Wichrów zimy”.
Widać, że Martin nie jest już tak chętny na pozbawianie życia ulubionych postaci. Szkoda, bo była to bardzo charakterystyczna cecha całej sagi. Ciągle przywraca do życia postaci, z którymi już się żegnaliśmy (Brienne, Davos, Mance Rayder czy też Aegon ex machina) Aha… i najbardziej zagorzali fani Jona Snowa: nie bójcie się, Martin go nie uśmiercił. Takie urywanie akcji w połowie to stara sztuczka George’a, teraz ciężko się już na nią nabrać.
Za to Quentyn, najbardziej idiotyczna i niepotrzebna do potęgi trzeciej postać, to co innego. Moim zdaniem, Martin powinien uśmiercić go przed poczęciem. Nie żebym miał coś do Dornijczyków, wręcz przeciwnie. Lubię Arianne, uwielbiam Dorana, a Żmijowe Bękarcice to też smaczek fabularny. Przy tym Dorne miało świetny wątek w „Uczcie dla wron”. Mimo, że wątek Arianne też nic do fabuły nie wniósł, to przynajmniej postać była ciekawa. A Quentyn to kompletnie niepotrzebna i nudna postać, która zmarnowała ogromne ilości papieru, a co za tym idzie drzew, na pokazanie czterech rozdziałów, nie wnoszących do fabuły nic. Po prostu nic. Smoki mogła wypuścić równie dobrze Missandei albo jakiś inny trzecioplanowy bohater z równie błahego powodu…
Podsumowując, jest dobrze, nawet bardzo dobrze, ale daleko jeszcze do zachwytów po przeczytaniu „Nawałnicy mieczy” lub „Gry o tron”. Jedno jest pewne, żaden fan Westeros i Essos nie może tej pozycji ominąć.
Moja ocena: 8,4/10

„Taniec ze smokami” to piąta część Pieśni Lodu i Ognia autorstwa George’a R. R. Martina. Jest ciekawie, ale nie ma co porównywać z Martinem sprzed „Uczty…”.
Fabuła toczy się głównie w Zatoce Niewolniczej. Autor skupił się na dokładnym opisie akcji w Meereen. Szkoda tylko, że zapomniał o akcji… Cóż Dany podejmuje błagalników, śpi z Daariem, słucha opowiadań Barristana itd....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

„Czasami, kiedy jest źle, musisz robić rzeczy, których nie zrobiłabyś nigdy, gdyby wszystko szło dobrze.”
„Podpalaczka” to jedno ze wcześniejszych dzieł Kinga. Nie jest to stricte horror, a raczej thriller science-fiction. Powieść opowiada historię dziewczynki i jej ojca obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami w wyniku eksperymentu pewnej tajnej organizacji nazywanej Sklepikiem. Agenci ścigają ich, gdyż stanowią zagrożenie dla społeczeństwa i są zarazem częścią tajnego projektu rządowego.
Powieść ma naprawdę świetny pomysł, a sama fabuła jest dosyć oryginalna, chociaż przypomina nieco „Carrie”. Jak to u Kinga, mamy świetnie skonstruowane postaci na czele z tytułową podpalaczką, Charlene McGee. Jednak myślę, że mimo wszystko momentami powieść jest po prostu nudna. Można powiedzieć, że zaczęło się bardzo intrygująco, ale gdy wszystkie karty zostają odsłonięte, napięcie zaczyna spadać. Natomiast zakończenie bardzo dobre, takie „kingowe” ze starych dobrych lat: gorzko-słodkie i zostawiające czytelnika w centrum jakiegoś wydarzenia.
Dobra książka, ale szału nie ma, jakby czegoś niewysłowionego po prostu brakło. Mimo wszystko na pewno dobra pozycja do rozpoczęcia przygody z Kingiem.
Moja ocena: 7,3/10

„Czasami, kiedy jest źle, musisz robić rzeczy, których nie zrobiłabyś nigdy, gdyby wszystko szło dobrze.”
„Podpalaczka” to jedno ze wcześniejszych dzieł Kinga. Nie jest to stricte horror, a raczej thriller science-fiction. Powieść opowiada historię dziewczynki i jej ojca obdarzonych nadnaturalnymi zdolnościami w wyniku eksperymentu pewnej tajnej organizacji nazywanej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Zamek z piasku, który runął” to trzecia i ostatnia część trylogi Stiega Larssona. Książka skupia się na wątku afery wewnątrz służb bezpieczeństwa Szwecji oraz reperkusjach wydarzeń z końca poprzedniej części czyli akcji pod domem Zalachenki.
Fabularnie poziom bardzo wysoki. Nie ma wątków niepotrzebnych, tak jak w „Dziewczynie, która igrała z ogniem” (nawet wątek prześladowania Eriki Berger był dobrze umiejscowiony). Wszystko ze sobą współgra i co najważniejsze, czyta się łatwo, szybko i przyjemnie. Jest jeszcze więcej wątków oraz nowi bohaterowie, którzy świetnie uzupełniają stare grono. Są to przede wszystkim Monika Figuerola oraz doktor Anders Jonasson.
Wielką zasługą Larssona jest utrzymanie dobrego poziomu językowego w całej trylogii. Język jest zrozumiały dla każdego, może ze zbyt dokładnymi opisami wyglądu, ale ponad wszystko ciekawy.
Nie dziwi więc fenomen „Millennium”. Ostatnia jej część dorównuje niemal pierwszej części. Zdecydowanie polecam.
Moja ocena: 8,3/10

„Zamek z piasku, który runął” to trzecia i ostatnia część trylogi Stiega Larssona. Książka skupia się na wątku afery wewnątrz służb bezpieczeństwa Szwecji oraz reperkusjach wydarzeń z końca poprzedniej części czyli akcji pod domem Zalachenki.
Fabularnie poziom bardzo wysoki. Nie ma wątków niepotrzebnych, tak jak w „Dziewczynie, która igrała z ogniem” (nawet wątek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Ksenocyd” to trzecia część sagi Endera i bezpośrednia kontynuacja losów pequeninos i rodziny Ribeirów z „Mówcy Umarłych”. Ta część oprócz wątku na Lusitanii przedstawia Drogę – planetę, gdzie nadzwyczaj inteligentni ludzie są niemalże czczeni i nazywani bogosłyszącymi.
Zgodnie z tytułem, głównym problemem podejmowanym przez Carda w powieści jest groźba ksenocydu. Ender wraz z najtęższymi umysłami Lusitanii ma za zadanie zapobiec konfliktowi między ludźmi a pequeninos oraz robalami. Dochodzi do tego problem descolady oraz Jane, która jest skłonna poświęcić siebie dla dobra całej Lusitanii.
Powieść mimo, że ciekawa, momentami jest zbyt głęboka; porusza dużo czysto filozoficznych dylematów. Osobiście mi to nie przeszkadza, ale wiem, że jest cała rzesza czytelników, którzy uznają, że książka jest po prostu przegadana. Poza tym można zarzucić autorowi, że niektórzy bohaterowie postępują bardzo naiwnie, jakby wbrew własnemu, wcześniej określonemu, charakterowi.
To na pewno słabsza część od „Mówcy Umarłych”, ale to wciąż bardzo dobra lektura, warta przeczytania.
Moja ocena: 8,9/10

„Ksenocyd” to trzecia część sagi Endera i bezpośrednia kontynuacja losów pequeninos i rodziny Ribeirów z „Mówcy Umarłych”. Ta część oprócz wątku na Lusitanii przedstawia Drogę – planetę, gdzie nadzwyczaj inteligentni ludzie są niemalże czczeni i nazywani bogosłyszącymi.
Zgodnie z tytułem, głównym problemem podejmowanym przez Carda w powieści jest groźba ksenocydu. Ender...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„O ile łatwiej jest umierać tym, którzy w coś wierzą! Tym, którzy są przekonani, że śmierć to nie koniec wszystkiego.”
Do tej książki zabierałem się bardzo długo. Albo miałem coś innego na oku, albo nie było w bibliotece, kupować nie chciałem, bo nie wiedziałem czy mi się spodoba. I gdy ostatecznie trafiła w moje ręce nie byłem co do niej przekonany. Wszystkie wątpliwości rozwiały się po pierwszych 30 stronach.
„Metro 2033” należy gatunkowo do fantastyki postapokaliptycznej, ale po dokładniejszym wczytaniu się, można jasno stwierdzić, że książka ta w ostatecznym rozrachunku jest o wiele głębsza i porusza ważniejsze tematy niż mogłoby się wydawać.
Sam pomysł jest bardzo wyszukany i oryginalny, a ci którzy w moskiewskim metrze byli kiedykolwiek musi to być nie lada gratka. Świat, który poznajemy wydaje się być bardzo przemyślany (ukłony dla autora). Na kartach powieści spotykamy cały przekrój społeczeństwa: od nędzników i włóczęgów poprzez mieszkańców biedniejszych stacji, którym udaje się związać koniec z końcem, aż do tych szczęśliwców, którzy żyją na stacjach najbogatszych, należących do zabezpieczających je sojuszów.
Język Glukhovsky’ego (lub też bardziej po polsku Głuchowskiego) jest prosty i niewymagający i nie ma w nim niepotrzebnych banałów i dłużyzn. Początek wydawał się trochę męczący, ale wrażenie to zatarło się bardzo szybko i powieść czyta się niezwykle przyjemnie.
Jeśli chodzi o fabułę, może wydawać się oklepana: wybraniec, będący w dodatku sierotą, ma uratować świat od bezrozumnych, zmutowanych istot, zagrażających mieszkańcom metra. Jednak, ze względu na arcyciekawe pomysły fabularnie i konwencję przyjętą przez autora, nie jest to istotne. Historia Artema (czyli głównego bohatera) przyciąga jak magnes i nie można się oderwać. Można się nieźle wystraszyć (może jestem podatny, ale niektórych fragmentów nie radzę czytać w porze nocnej), zadumać nad swoim życiem ze względu na liczne rozmowy poruszające egzystencję człowieka i jej sens, a przy okazji świetnie bawić, bo niewątpliwie jest to bardzo interesująca powieść. Zakończenie tego dzieła do złudzenia przypomina „Grę Endera”, szczególnie w połączeniu z „Ewangelią według Artema”. Niektórzy uznają to za plagiat i zdecydowany minus tej powieści, inni lub ci, którzy wcześniej wymienionej powieści nie czytali, będą zachwyceni. Osobiście finał mnie nie rozczarował, był taki, jaki być powinien.
Zmierzając do końca mojej wypowiedzi, muszę pochwalić Głuchowskiego za inwencję twórczą. Jest to aż niewiarygodne, że od tak dawna nikt nie wpadł na tak oryginalny pomysł fabularny. Choćby z tego względu powieść jest warta przeczytania, a w rzeczywistości powodów do sięgnięcia po nią jest o wiele więcej. Myślę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Zdecydowanie polecam.
Moja ocena: 8,9/10

„O ile łatwiej jest umierać tym, którzy w coś wierzą! Tym, którzy są przekonani, że śmierć to nie koniec wszystkiego.”
Do tej książki zabierałem się bardzo długo. Albo miałem coś innego na oku, albo nie było w bibliotece, kupować nie chciałem, bo nie wiedziałem czy mi się spodoba. I gdy ostatecznie trafiła w moje ręce nie byłem co do niej przekonany. Wszystkie wątpliwości...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Dziewczyna, która igrała z ogniem” to drugi tom, legendarnej już, trylogii „Millennium”. Po bardzo udanej i dobrze napisanej pierwszej części można oczekiwać jeszcze lepszego sequela. Niestety ta część pozostawia spory niedosyt.
Podstawowym problem tej powieści jest kilka bezsensownie poprowadzonych scen lub wątków, które albo są kompletnie niepotrzebne, tj. cała przygoda Lisbeth na Grenadzie, albo też mają dziwne, nienaturalne zakończenie. Momentami wydaje się, że autor nie miał pomysłu na wykończenie swojej powieści. Jednak drugi problem jest jeszcze poważniejszy. Otóż zakończenie. Tak, to się nazywa ciężki orzech do zgryzienia. Z jednej strony autor poprawił się w stosunku do poprzedniczki i zakończenie trzyma w napięciu i nie wydaje się aż tak wymuszone. Ale z drugiej strony finał jest po prostu niewiarygodny i zaprzecza wszystkim prawom rządzącym światem. Oczywiście można powiedzieć, że to tylko fikcja, ale mnie to nie satysfakcjonuje i nie lubię, gdy jeden z bohaterów okazuje się być „nieśmiertelny”.
Tyle jeśli chodzi o minusy tej powieści. Jeśli chodzi o zalety, to podobnie jak w przypadku pierwszej części, mamy świetnie poprowadzony wątek główny, który dodatkowo jest opisywany z kilku różnych stron: policji, Lisbeth, Mikaela, którego rola w tej powieści wyraźnie spadła, Armanskiego, a momentami nawet blond olbrzyma i Nilsa Bjurmana. Na pochwałę zasługuje też fantastyczny prolog i ponownie bardzo ciekawe postaci. Poza Lisbeth i Mikaelem, pojawia się Jan Bublanski, Sonja Modig, Paolo Roberto, Miriam Wu (ona miała już epizod w pierwszym tomie), tajemniczy Zala i blond olbrzym o równie nieznanej proweniencji. Bohaterowie są, moim zdaniem, świetnie scharakteryzowani i nadają jeszcze lepszego klimatu całej powieści.
Mimo, mojej wcześniejszej krytyki, muszę przyznać, że powieść była bardzo wciągająca i intrygująca. To dobra powieść z licznymi niedociągnięciami, które mogą irytować, ale summa summarum i tak książka ta wychodzi na plus i jest zdecydowanie warta przeczytania.
Moja ocena: 7,7/10

„Dziewczyna, która igrała z ogniem” to drugi tom, legendarnej już, trylogii „Millennium”. Po bardzo udanej i dobrze napisanej pierwszej części można oczekiwać jeszcze lepszego sequela. Niestety ta część pozostawia spory niedosyt.
Podstawowym problem tej powieści jest kilka bezsensownie poprowadzonych scen lub wątków, które albo są kompletnie niepotrzebne, tj. cała przygoda...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Wszyscy mają tajemnice. Chodzi tylko o to, żeby odgadnąć, na czym polegają.”
Od wielu już lat mówi się o „Millennium” jako o najbardziej mrocznym i pełnym napięcia kryminale ostatnich lat. Trudno więc przeoczyć tę trylogię molowi książkowemu. Pierwszy tom popularnej sagi opowiada historię rodu Vangerów oraz przedstawia nam głównych bohaterów całego „Millennium” czyli Lisbeth Salander i Mikaela Blomkvista.
Pod względem fabularnym powieść Larssona prezentuje się naprawdę dobrze. Miał on widocznie bardzo dobry pomysł na budowę tej książki. Jak na kryminał bardzo oryginalną rzeczą jest wielowątkowość. Mamy tu wątek zaginięcia Harriet, seryjnego mordercy, związku Mikaela z wieloma kobietami, życia Lisbeth w społeczeństwie oraz walki „Millennium” z Wennerströmem.
Jeśli chodzi o styl jest on bardzo dobry. Język jest prosty, niezbyt rozbudowany i zrozumiały dla wszystkich. Dodatkowo wstawki z języka angielskiego pokazują jakże rozprzestrzenił się ten język w obcych kulturach i stał się częścią nowoczesnego świata.
Poza tym trzeba pochwalić Larssona za ukazanie współczesnej Szwecji. Zamożne społeczeństwo, luźne podejście do homoseksualizmu oraz idei wolnych związków. To wszystko pokazuje, jakże rozwinęła się kulturowa Szwecja. Na jej tle Polska nadal pozostaje w średniowieczu.
Niemniej jednak, należy zaznaczyć, iż powieści tej czegoś brakuje. Do cztery setnej strony wyglądało to naprawdę świetnie, ale samo rozwiązanie zagadki oraz afery Wennerströma było płytkie, tak jakby autor nie miał pomysłu na zakończenie. Wszystko dobrze się skończyło, happy-end wyjęty prosto z hollywoodzkich produkcji dla „mniej wymagających”. Może to brzmieć boleśnie, ale taka jest prawda: zakończenie rozczarowało, a sama postać Lisbeth, mimo że brawurowo zbudowania pod względem charakteru, stała się „deus ex machina” całej powieści.
Podsumowując, powieść robi bardzo dobre wrażenie. Co mniej wybredni będą zachwyceni od początku do końca, a nieco bardziej wymagających może rozczarować finał.
Moja ocena: 8,4/10

„Wszyscy mają tajemnice. Chodzi tylko o to, żeby odgadnąć, na czym polegają.”
Od wielu już lat mówi się o „Millennium” jako o najbardziej mrocznym i pełnym napięcia kryminale ostatnich lat. Trudno więc przeoczyć tę trylogię molowi książkowemu. Pierwszy tom popularnej sagi opowiada historię rodu Vangerów oraz przedstawia nam głównych bohaterów całego „Millennium” czyli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Dobro i zło wynikają jedynie z motywacji, nigdy zaś z samego aktu.”
Kontynuacja przygód Andrew Wiggina, Mówcy Umarłych, znanego również jako Endera Ksenobójcy. Tym razem akcja powieści toczy się wokół problemu innej obcej rasy pequeninos zwanej też prosiaczkami.
Powieść opisuje kontakty mieszkańców katolickiej kolonii Milagre na Lusitanii z rasą ramenów, którzy dokonują brutalnych, niezrozumiałych dla ludzi mordów na dwóch kolejnych ksenologach. Zagadkę tych mordów musi rozwiązać Ender, który przybywa tu na wezwanie Novinhy – młodej, wyalienowanej ksenobiolożce.
Książka ta jest bardzo dojrzała, pokazuje problemy społeczności w zetknięciu z obcością. Opowiada ona o hipokryzji, prawdzie i sprawiedliwości. Wydaje się, że jest minimalnie lepsza od poprzedniczki. Problematyka, którą porusza jest nieco głębsza, ale równie uniwersalna.
Zdecydowanie polecam, tym którzy szukają książek pełnych dylematów filozoficznych i moralnych, a ponadto wszystkim fanom science-fiction.
Moja ocena: 9,6/10

„Dobro i zło wynikają jedynie z motywacji, nigdy zaś z samego aktu.”
Kontynuacja przygód Andrew Wiggina, Mówcy Umarłych, znanego również jako Endera Ksenobójcy. Tym razem akcja powieści toczy się wokół problemu innej obcej rasy pequeninos zwanej też prosiaczkami.
Powieść opisuje kontakty mieszkańców katolickiej kolonii Milagre na Lusitanii z rasą ramenów, którzy dokonują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Czasami na kłamstwach można polegać bardziej niż na prawdzie.”
Jedna z najpopularniejszych i niewątpliwie najlepszych dzieł z gatunku fantastyki naukowej. Jest to książka o tym jak wiele może zrobić jednostka dla dobra ogółu, poświęcając swoje życie dla wyższych idei.
Powieść opowiada losy 6-letniego chłopca – Endera Wiggina – który posiada niezwykle bystry umysł, zdolny uratować ludzkość przed atakiem obcej cywilizacji. Ender jest wykorzystywany, manipulowany i oszukiwany przez swoich mentorów i nauczycieli do granic możliwości po to by stał się dowódcą doskonałym.
Największą zaletą tej powieści jest jej uniwersalność oraz przystępność z uwagi na prosty język, który trafia zarówno do młodzieży jak i dorosłych. Po każdym kolejnym przeczytaniu powieść ta tylko zyskuje w oczach czytelnika. Książka ta ani na chwilę nie przynudza, każdy fragment tekstu jest niezbędny dla całości utworu. Po przeczytaniu dobrze jest zabrać się od razu za kolejne części tzw. Sagi Endera, choć znacznie różnią się od „Gry Endera”, lecz kontynuują losy bohatera ludzkości.
Polecam tą książkę wszystkim czytelnikom, bez względu na preferencje gatunkowe, gdyż jest to już kultowa powieść o ponadczasowym przesłaniu.
Moja ocena: 9,5/10

„Czasami na kłamstwach można polegać bardziej niż na prawdzie.”
Jedna z najpopularniejszych i niewątpliwie najlepszych dzieł z gatunku fantastyki naukowej. Jest to książka o tym jak wiele może zrobić jednostka dla dobra ogółu, poświęcając swoje życie dla wyższych idei.
Powieść opowiada losy 6-letniego chłopca – Endera Wiggina – który posiada niezwykle bystry umysł, zdolny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Któż wyrzeka się perfekcji, darmo oddaje ideał? Niedoskonałość boli.”
„Perfekcyjna niedoskonałość” to pierwsza powieść Jacka Dukaja, którą miałem przyjemność czytać. Od razu pokochałem styl i manierę, którą narzuca, ten jakże utalentowany, polski autor.
Powieść opowiada historię Adama Zamoyskiego, który pochodząc z XXI wieku, musi poradzić sobie z nowym życiem w wieku XXIX. Okazuje się on kimś więcej i znajduje się w centrum zainteresowań Cywilizacji.
Mimo, że fabuła nie jest zbyt oryginalna w swoim zamyśle (standardowy model wybrańca, bohatera, który na początku jest nikim, by stać się herosem), jednak jest całkiem oryginalna w swoim wykonaniu. Dukaj porusza w swej powieści wątki filozoficzne, egzystencjalne i pokazuje na czym polega rozwój ludzkości. Przy tym używa bardzo wyspecjalizowanego i (dla niektórych) zapewne piekielnie trudnego. Myślę, że po przebrnięciu przez pierwsze pięćdziesiąt stron potem już jest znacznie lepiej pod względem językowym, jeśli chodzi o rozumienie tekstu. Zachwycają w tej pozycji „zabawy językowe” autora z deklinacją, a także liczne pojęcia, których sensu dowiadujemy się często po kilku lub kilkudziesięciu stronach. Podobnie jest z niektórymi wydarzeniami, które mogą wydawać się niezrozumiałe i dopiero w kolejnych rozdziałach możemy znaleźć w nich ich prawdziwy sens.
Dziwię się samemu sobie, dlaczego dopiero teraz zabrałem się za czytanie Dukaja. Język jest naukowy i przez to bardzo trudny, ale dla chcącego nic trudnego i jak ktoś ma w sobie trochę uporu przeczyta tą powieść bez problemu. Jest to kawał najwyższej klasy science fiction, który polecam każdemu fanowi tego gatunku.
Moja ocena: 8,7/10

„Któż wyrzeka się perfekcji, darmo oddaje ideał? Niedoskonałość boli.”
„Perfekcyjna niedoskonałość” to pierwsza powieść Jacka Dukaja, którą miałem przyjemność czytać. Od razu pokochałem styl i manierę, którą narzuca, ten jakże utalentowany, polski autor.
Powieść opowiada historię Adama Zamoyskiego, który pochodząc z XXI wieku, musi poradzić sobie z nowym życiem w wieku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Czasami lepiej jest poznać grę, zanim zacznie się w nią grać.”
Czwarty tom Pieśni Lodu i Ognia jest skoncentrowany na wydarzeniach w Królewskiej Przystani, Dorne oraz na Żelaznych Wyspach.
Książka ta wbrew powszechnym opiniom nie jest zła, ba, jest bardzo dobra, szczególnie zyskuje po kolejnym przeczytaniu. Wielu zarzuca temu tomowi nudne, długie rozdziały, brak ulubionych postaci z poprzednich tomów lub niewielką objętość powieści. Nie mogę się z tym zgodzić. Najbardziej lubiane postaci (Tyrion, Dany, Jon) zostały zastąpione takimi jak Cersei, Arianne, Samwell, a które są równie świetne. Poza tym w roli narratorów pojawiają się również Brienne, Jaime, Arya, Sansa, Victarion, Aeron Greyjoy, Asha i inni pomniejsi narratorzy.
Mimo faktu, że książka nie jest pełna wzniosłych, epickich lub zaskakujących wydarzeń, to jest wciąż bardzo ciekawa. Na szczególne wyróżnienie zasługuje wątek Cersei, która została ukazana niemal jako Szalona Królowa oraz Jaime, który odcina się od swojej siostry i próbuje znaleźć miejsce w świecie. Poza tym świetny wątek dornijski oraz chaosu na Żelaznych Wyspach.
George R. R. Martin stworzył świetną i niezaprzeczalnie ciekawą powieść, którą można spokojnie uznać za wstęp do „Tańca ze smokami”.
Moja ocena: 8,2/10

„Czasami lepiej jest poznać grę, zanim zacznie się w nią grać.”
Czwarty tom Pieśni Lodu i Ognia jest skoncentrowany na wydarzeniach w Królewskiej Przystani, Dorne oraz na Żelaznych Wyspach.
Książka ta wbrew powszechnym opiniom nie jest zła, ba, jest bardzo dobra, szczególnie zyskuje po kolejnym przeczytaniu. Wielu zarzuca temu tomowi nudne, długie rozdziały, brak ulubionych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Wszyscy muszą umrzeć. Ale najpierw żyjemy.”
Trzeci tom Pieśni Lodu i Ognia autorstwa George’a R. R. Martina. Pozwolę sobie w komentarzu umieścić moją opinię na temat całej powieści, a nie tylko „Krwi i złota”.
„Nawałnica mieczy” jest uważana za najbardziej zaskakującą, a co za tym idzie najlepszą powieść należącą do wyżej wymienionej serii. Trudno się z tym nie zgodzić. Powieść zaskakuje raz za razem, czasem w pozytywny, czasem w negatywny sposób, ale zawsze z ogromnym impetem. Wszyscy bohaterowie rozwijają się właśnie w tym tomie. Na pewno na uwagę zasługuje przemiana Jaime’a, nie tylko fizyczna, ale też charakteru. Poza tym fantastyczny wątek Jona, który ściera się z trudnymi dylematami natury moralnej. Nie możemy zapomnieć o Catelyn, która jak zwykle znajduje się w centrum ważnych wydarzeń, podobnie jak w „Starciu…”.
Tytuł książki równie dobrze mógłby brzmieć „Nawałnica ślubów”, których to naliczyłem ok. pięciu w całej powieści, a to tylko biorąc pod uwagę te najważniejsze.
Również pojawiło się tu wiele pojedynków, które można nazwać kultowymi. Każdy z nich był wyjątkowy i świetnie opisany.
Na pewno trzeba zaznaczyć, że przy tej lekturze zasnąć się nie da i pozycja ta przejdzie do historii jako jedna z najważniejszych książek z gatunku fantasy. Polecam ją wszystkim fanom fantasy oraz George’a Martina.
Moja ocena: 9,3/10

„Wszyscy muszą umrzeć. Ale najpierw żyjemy.”
Trzeci tom Pieśni Lodu i Ognia autorstwa George’a R. R. Martina. Pozwolę sobie w komentarzu umieścić moją opinię na temat całej powieści, a nie tylko „Krwi i złota”.
„Nawałnica mieczy” jest uważana za najbardziej zaskakującą, a co za tym idzie najlepszą powieść należącą do wyżej wymienionej serii. Trudno się z tym nie zgodzić....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Niektórzy ludzie krzywdzą innych tylko dlatego, że mogą.”
Nawałnica mieczy to trzeci tom Pieśni Lodu i Ognia, niestety podzielona w Polsce na dwie części: „Stal i śnieg” oraz „Krew i złoto”. Nie chcę się rozpisywać na temat tego podziału, ale muszę wyrazić swoją dezaprobatę dla niego, dlatego samo wydawnictwo mogłoby otrzymać 1/10 w naszej skali ocen.
Przechodząc do pierwszej części, ponownie odczuwamy zmianę klimatu powieści w stosunku do poprzedniego tomu. Jest w niej o wiele więcej akcji niż w poprzednim tomie, magia zostaje nieco „wyciszona”, ale zapewne nie na długo.
Fabuła przedstawiona jest z punktu widzenia znanych nam już narratorów, a także dwóch nowych: Jaime’a i Samwella. Trwają przygotowania do królewskiego wesela w Królewskiej Przystani. Tymczasem Robb, mimo zwycięstw we wszystkich bitwach, przegrywa wojnę i ma coraz większe problemy z zapanowaniem nad sytuacją w królestwie. Stannis powrócił na Smoczą Skałę, gdzie rozmyśla nad kolejną próbą ataku na „swoje” królestwo. Daenerys natomiast zawija do Astaporu, gdzie ma zamiar zdobyć najlepszą armię na świecie.
Polecam, a zarazem nie polecam. O wiele bardziej wartościowe jest czytanie książek w oryginale, jednak nie każdy może sobie na to pozwolić, czy to finansowo, czy z powodu braku znajomości języka. Nie wystawię oceny, gdyż powieść nie została wydana tak jak w zamyśle autora i nie chciałbym być w tym przypadku zbyt pochopny. Wystawię ją dla całości, przy okazji kolejnej części.

„Niektórzy ludzie krzywdzą innych tylko dlatego, że mogą.”
Nawałnica mieczy to trzeci tom Pieśni Lodu i Ognia, niestety podzielona w Polsce na dwie części: „Stal i śnieg” oraz „Krew i złoto”. Nie chcę się rozpisywać na temat tego podziału, ale muszę wyrazić swoją dezaprobatę dla niego, dlatego samo wydawnictwo mogłoby otrzymać 1/10 w naszej skali ocen.
Przechodząc do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Smoki są śmiertelne. Ale smokobójcy też.”
Drugi tom Pieśni Lodu i Ognia stworzonego przez George’a R. R. Martina. Tym razem opowieść ma w sobie znacznie więcej tego co najważniejsze w fantasy czyli magii, która powoli budzi się do życia.
Fabuła w przeciwieństwie od pierwszego tomu nabiera szybszego tempa, wojna obejmuje już całe Westeros, gdyż oprócz Młodego Wilka i Renly’ego pretensje do tronu zgłosili również Stannis i Balon Greyjoy z Żelaznych Wysp. Ta część ma zupełnie inny klimat od „Gry o tron”. Jest bardziej mroczna, a to głównie za sprawą czerwonej kapłanki na Smoczej Skale oraz Harrenhal i jego „duchów”.
Tym razem do grona narratorów dołączają Theon Greyjoy i Davos Seaworth. Theon wraca na Pyke, dumny po walkach i żądny władzy, lecz ojciec szybko rozwiewa jego marzenia, obdarzając go nieufnością i brakiem zainteresowania w planach syna. Davos natomiast służy swemu królowi Stannisowi i pragnie doprowadzić go na Żelazny Tron, mimo finansowych problemów i niewielkiej armii.
Tom ten jest minimalnie słabszy od poprzednika, ciężko nawet powiedzieć dlaczego (być może z uwagi na mniejszą liczbę zwrotów akcji lub mniejsze wrażenie jakie wywołują), ale jest to bardzo subiektywna opinia i chłodnym okiem, należy przyznać, że „Starcie” dorównuje „Grze” zarówno fabułą jak i językiem. Pozycja obowiązkowa dla fanów Martina i fantasy.
Moja opinia: 8,5/10

„Smoki są śmiertelne. Ale smokobójcy też.”
Drugi tom Pieśni Lodu i Ognia stworzonego przez George’a R. R. Martina. Tym razem opowieść ma w sobie znacznie więcej tego co najważniejsze w fantasy czyli magii, która powoli budzi się do życia.
Fabuła w przeciwieństwie od pierwszego tomu nabiera szybszego tempa, wojna obejmuje już całe Westeros, gdyż oprócz Młodego Wilka i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Nikt z nas nigdy nie jest gotowy na śmierć.”
Jest to książka otwierająca cykl Pieśni Lodu i Ognia, który zdobył ostatnimi czasy dużą popularność, dzięki emisji serialu na podstawie powieści George’a R. R. Martina. Pierwsza rzecz, która nasuwa się po przeczytaniu zaledwie paru rozdziałów, to ogromna liczba postaci i nazw własnych, które zalewają czytelnika. Jeśli przetrwa on pierwszą ich falę, lektura jest czystą przyjemnością.
Większość uważa, że książka ta jest prologiem do dalszej historii i ciężko nie zgodzić się z tą opinią. Fabuła zaledwie rozwija się w tej części. Poznajemy bohaterów oraz zależności między nimi. Tutaj od razu można zauważyć, że tytuł jest w stu procentach trafny. Każdy prowadzi tutaj swoją grę o tron, w której nie ma miejsca na litość lub skrupuły. Mówiąc słowami jednej z bohaterek tej powieści: „W grze o tron zwycięża się albo umiera. Nie ma ziemi niczyjej.”
Cechą bardzo typową dla Martina jest wielość narratorów, których w tej części mamy ośmiu. Są to: lord Eddard „Ned” Stark – Namiestnik Północy, który wyrusza do stolicy razem z Królem Robertem, by pomóc mu w rządzeniu Siedmioma Królestwami; Catelyn „Cat” Stark z rodu Tullych – żona Neda, która kocha swoje dzieci ponad wszystko i musi sobie poradzić z zarządzaniem rodową siedzibą pod nieobecność męża; Brandon „Bran” Stark – siedmioletni chłopiec, syn Eddarda i Catelyn, który uwielbia się wspinać i pragnie zostać rycerzem; Arya Stark – niepokorna córka lorda Starka, która za nic ma sobie dobre maniery i zdecydowanie woli przebywać na placu treningowym niż wśród dam dworu; Sansa Stark – ułożona i marzycielska córka lorda Starka, przeciwieństwo Aryi. Marzy o wyjściu za mąż za przystojnego i walecznego rycerza niczym z legend; Jon Snow – bękarci syn Eddarda Starka, który został przygarnięty przez niego, jednak zawsze traktowany gorzej przez Catelyn i ludzi z północy, pragnie znaleźć własne miejsce w świecie; Tyrion „Karzeł” Lannister – karłowaty syn dumnego i bogatego lorda Tywina. Jest niezwykle szczery i stara się widzieć świat takim jakim jest; Daenerys Targaryen – potomkini rodu wygnanego z Siedmiu Królestw, która pragnie wrócić do domu, tego prawdziwego, jednakże dzieli ją od niego morze oraz gniew Króla Roberta.
Fabuła jest wielowątkowa, dlatego trudno ją streścić w jednym zdaniu, ale główną jej osią jest Żelazny Tron, a raczej walka o władzę, która toczy się wokół niego.
Jeśli chodzi o język, jest on bardzo prosty, przez co nie ma problemu ze zrozumieniem treści wynikającym z wyszukanych słów lub zagmatwanych opisów.
Zdecydowanie polecam tą książkę wszystkim fanom fantastyki i nie tylko, ale jeśli chcecie się za nią zabrać, to wiedzcie, że świat George’a R. R. Martina pochłonie was do tego stopnia, że nie będziecie mogli się od niego oderwać i sięgniecie po kolejne książki bez wahania.
Moja ocena: 8,7

„Nikt z nas nigdy nie jest gotowy na śmierć.”
Jest to książka otwierająca cykl Pieśni Lodu i Ognia, który zdobył ostatnimi czasy dużą popularność, dzięki emisji serialu na podstawie powieści George’a R. R. Martina. Pierwsza rzecz, która nasuwa się po przeczytaniu zaledwie paru rozdziałów, to ogromna liczba postaci i nazw własnych, które zalewają czytelnika. Jeśli przetrwa...

więcej Pokaż mimo to