Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Klasyka literatury nie umiera nigdy, a "Duma i uprzedzenie" to doskonały przykład tego twierdzenia. Jane Austen przenosi czytelnika w świat dziewiętnastowiecznej Anglii, gdzie opowieść o Panu Darcy'm i Elizabeth Bennet staje się nie tylko romansową historią, ale także głębokim studium ludzkiej natury.

Austen doskonale ukazuje, jak pierwsze wrażenie może być mylące, a bliższa znajomość potrafi diametralnie zmienić opinię o drugiej osobie. Śledzimy rozwój relacji między głównymi bohaterami, obserwując, jak stopniowo dostrzegają w sobie wartości, których wcześniej nie zauważyli.

Jednak "Duma i uprzedzenie" to nie tylko romans, lecz także subtelna krytyka społeczeństwa tamtych czasów. Austen wplata w narrację wiele istotnych tematów, jak rola kobiety w społeczeństwie czy znaczenie majątku i statusu społecznego.

Autorka w niezwykle błyskotliwy sposób kreśli obraz angielskiego ziemiaństwa, ukazując jego obyczaje, zwyczaje i codzienne problemy. Humor, którym nasączona jest każda strona tej książki, sprawia, że czytelnik nie tylko angażuje się emocjonalnie w losy bohaterów, ale również bawi się ich towarzystwem.

"Duma i uprzedzenie" to absolutna perełka literatury światowej. Jej uniwersalne przesłanie o wartościach, miłości i znaczeniu poznania drugiego człowieka czynią ją lekturą niezwykle wartościową. To książka, która inspiruje do refleksji nad ludzką naturą i wartościami, które są ponadczasowe.

Klasyka literatury nie umiera nigdy, a "Duma i uprzedzenie" to doskonały przykład tego twierdzenia. Jane Austen przenosi czytelnika w świat dziewiętnastowiecznej Anglii, gdzie opowieść o Panu Darcy'm i Elizabeth Bennet staje się nie tylko romansową historią, ale także głębokim studium ludzkiej natury.

Austen doskonale ukazuje, jak pierwsze wrażenie może być mylące, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pani Izabela ponownie zawładnęła moim czasem i wciągnęła mnie w stworzony przez siebie świat. Świat pełen przygód i zwrotów akcji. Bywało czasem trochę nierealnie, ale mnie to zupełnie nie przeszkadzało. Czytało się cudownie. Lektura pozwoliła na chwilę oderwać się od rzeczywistości i po prostu się zrelaksować.

Pani Izabela ponownie zawładnęła moim czasem i wciągnęła mnie w stworzony przez siebie świat. Świat pełen przygód i zwrotów akcji. Bywało czasem trochę nierealnie, ale mnie to zupełnie nie przeszkadzało. Czytało się cudownie. Lektura pozwoliła na chwilę oderwać się od rzeczywistości i po prostu się zrelaksować.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Człowiek tak naprawdę sam ze sobą żyje, do końca. Sam się rodzi i choćby go cała rodzina otaczała, to sam umiera. I sam sobie jest bliźnim, i przyjacielem. Nie kochasz siebie, to nikt cię nie pokocha. Nie cenisz siebie, to nikt cię szanować nie będzie. Taka prawda".
Katarzyna Ryrych... tyle powinno wystarczyć w ramach komentarza. Wybitna.

"Człowiek tak naprawdę sam ze sobą żyje, do końca. Sam się rodzi i choćby go cała rodzina otaczała, to sam umiera. I sam sobie jest bliźnim, i przyjacielem. Nie kochasz siebie, to nikt cię nie pokocha. Nie cenisz siebie, to nikt cię szanować nie będzie. Taka prawda".
Katarzyna Ryrych... tyle powinno wystarczyć w ramach komentarza. Wybitna.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Katarzyna Ryrych, jak zawsze, wciąga mnie w wykreowany przez siebie świat do tego stopnia, że zapominam o tym rzeczywistym. Nie ma znaczenia czy pisze dla dorosłego czytelnika, czy dla dzieciaków, zawsze działa na mnie w ten sam sposób.
"Sprzedawca marzeń" to historia, obok której nie da się przejść obojętnie. No bo jak można pozostać nieczułym na historię Julka i jego samotnej wędrówki do Warszawy, aby w czasie wojennej zawieruchy odnaleźć dom i rodziców? Jak tu się nie uśmiechnąć na niezwykłą przyjaźń Julka i Pana Turlutu, dzięki której ta samodzielna wędrówka nie jest już taka przykra? I jak nie zapłakać nad losem tych, których dotknęło nieszczęście wojny?
Mnóstwo emocji...
Piękna książka.
Pani Katarzyna znowu zagrała na moich emocjach.

Katarzyna Ryrych, jak zawsze, wciąga mnie w wykreowany przez siebie świat do tego stopnia, że zapominam o tym rzeczywistym. Nie ma znaczenia czy pisze dla dorosłego czytelnika, czy dla dzieciaków, zawsze działa na mnie w ten sam sposób.
"Sprzedawca marzeń" to historia, obok której nie da się przejść obojętnie. No bo jak można pozostać nieczułym na historię Julka i jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Paulinę Świst albo się lubi, albo zupełnie się jej nie trawi. Faktem jest, że autorka i jej książki są bardzo kontrowersyjne, dużo w nich seksu, dragów, alkoholu, rock and rolla, ostrego języka i z pewnością nie są tą książki dla grzecznych dziewczynek. Dla mnie te książki to kompletna odskocznia od rzeczywistości, takie guilty pleasure. Kompletny reset, relaks totalny. Sięgam zawsze, gdy zmęczenie nie pozwala na cięższy literacki kaliber. Zdecydowanie preferuję wersję audio.

Paulinę Świst albo się lubi, albo zupełnie się jej nie trawi. Faktem jest, że autorka i jej książki są bardzo kontrowersyjne, dużo w nich seksu, dragów, alkoholu, rock and rolla, ostrego języka i z pewnością nie są tą książki dla grzecznych dziewczynek. Dla mnie te książki to kompletna odskocznia od rzeczywistości, takie guilty pleasure. Kompletny reset, relaks totalny....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak wszystkie przeczytane przeze mnie do tej pory książki Doroty Terakowskiej, tak i ta ma w sobie mnóstwo magii, mądrości, ciepła i niepowtarzalności. Autorka snuje swoje opowieści jak pająk tkający sieć, niespiesznie i precyzyjnie. A kiedy czytelnik w tę sieć wpada, marne ma szanse, żeby się z niej uwolnić. Zaczyna walczyć z czasem, z sennością, ze zmęczeniem, bo nie da rady tak po prostu odłożyć lektury i zająć się czymś innym, na przykład snem 😊
Pani Dorota omotała mnie kompletnie i zupełnie nie chcę się spod jej uroku uwolnić.

Jak wszystkie przeczytane przeze mnie do tej pory książki Doroty Terakowskiej, tak i ta ma w sobie mnóstwo magii, mądrości, ciepła i niepowtarzalności. Autorka snuje swoje opowieści jak pająk tkający sieć, niespiesznie i precyzyjnie. A kiedy czytelnik w tę sieć wpada, marne ma szanse, żeby się z niej uwolnić. Zaczyna walczyć z czasem, z sennością, ze zmęczeniem, bo nie da...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jak zawsze u Magdy Witkiewcz, miło, ciepło, przyjemnie. Chce się pozostać w świecie przez nią stworzonym, usiąść przy stole z bohaterami, napić się dobrej kawy, przekąsić ciachem, poplotkować, a może nawet stworzyć razem zapach miłości?

Jak zawsze u Magdy Witkiewcz, miło, ciepło, przyjemnie. Chce się pozostać w świecie przez nią stworzonym, usiąść przy stole z bohaterami, napić się dobrej kawy, przekąsić ciachem, poplotkować, a może nawet stworzyć razem zapach miłości?

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kuba Sobański jest jak narkotyk. Jego historia uzależnia, jego przygody zaskakują, budzą niedowierzanie, czasami ciarki na plecach, często obrzydzenie. Ale chce się więcej i brnie w to bagno świadomie i z ochotą. Ech, Panie Bednarek, udało się Panu stworzyć bohatera, którego się kocha i nienawidzi jednocześnie, który budzi tak skrajne emocje, że nie wiadomo już, czy chce się go przytulić, żeby odegnać złe mary, czy do końca życia trzymać go w celi bez okien, żeby to zło nie miało już więcej okazji wyjść na powierzchnię. Brawo!

Kuba Sobański jest jak narkotyk. Jego historia uzależnia, jego przygody zaskakują, budzą niedowierzanie, czasami ciarki na plecach, często obrzydzenie. Ale chce się więcej i brnie w to bagno świadomie i z ochotą. Ech, Panie Bednarek, udało się Panu stworzyć bohatera, którego się kocha i nienawidzi jednocześnie, który budzi tak skrajne emocje, że nie wiadomo już, czy chce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!
Beatę Sabałę-Zielińską znam jako reporterkę Radia Zet. Ze skruchą przyznaję, że nie wiedziałam, że jej radiowa kariera już się skończyła i teraz przyszła pora na karierę pisarską. Mam nadzieję, że moja ignorancja zostanie mi wybaczona. Od dziesięciu lat nie mieszkam w Polsce i nie jestem na bieżąco z polskimi stacjami radiowymi. Nie wiedziałam również, że wraz z Pauliną Młynarską stworzyła już kilka książek traktujących o Zakopanem. Teraz już wiem, a po przeczytaniu „Radio-aktywnej” wiem również, że z przyjemnością sięgnę po inne pozycje Pani Beaty.

„Radio-aktywna” to swoisty pamiętnik Sabałki, która z kompletnej amatorki, przypadkowo trafiającej do zakopiańskiego oddziału Zetki, dzięki swojej niezwykłej wytrwałości, charakterowi i pazurowi, stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych reporterek tego radia. Poznajemy jej dziennikarską drogę, która niejednokrotnie okupiona była wieloma wyrzeczeniami. Cierpiała jej rodzina, gdyż praca dziennikarki nie kieruje się kalendarzem, czy porą dnia. Należy być w ciągłej gotowości, a mikrofon w torebce Sabałki miał swoje stałe miejsce tak jak u niektórych puder, pomadka czy telefon.

„Bywało, że o świcie łaziłam w szlafroku wokół domu po śnieżnych zaspach, nawijając do mikrofonu o kolejnym ataku zimy, co rusz przykładając sitko, znaczy mikrofon, do ziemi, by lepiej było słychać trzeszczący pod butami śnieg. Podczas deszczu właziłam pod rynny, bo tam plusk wody słychać najlepiej”.

Normą było, że Pani Beata była w czasie swojej kariery dziennikarską matką i żoną raczej nieobecną. Nie bywała na ważnych dla swoich córek szkolnych wydarzeniach, nie miała czasu na pogaduszki, przytulanki, pomoc w lekcjach, rozwiązywanie ich problemów. Opowiada o tym szczerze i z poczuciem winy, ale radio jest jak narkotyk, uzależnia i żąda wyłączności.

Sabałka, w Zakopanem zwana Zetką, opowiada nam szczerze o swoich dziennikarskich wpadkach i sukcesach. Towarzyszymy jej w najważniejszych tatrzańskich wydarzeniach, na przykład Puchar Świata w skokach narciarskich, który jak żadna inna sportowa impreza jednoczy wszystkich Polaków.

„Każdy reporter, który pierwszy raz trafi na zakopiańskie skoki, będzie zachwycony wielorakością i barwnością tematów. Po kilku latach mielenia w kółko tego samego odkryje jednak ze zgrozą, że perły straciły blask. Zaczęły obłazić. Odkrywając wstydliwą tajemnicę plastikowych kulek”.

Tatry i Zakopane od zawsze były jednym z ulubionych i najczęściej odwiedzanych przez polityków miejscem.
„Pod Tatrami każdy polityk poczuje się dopieszczony. Górale zrobią koło niego taki show, że najwięksi marketingowcy świata powinni się od nich uczyć. Giermek poczuje się rycerzem, rycerz – królem, król – cesarzem, a papież – Bogiem”.

Miejscowym nie zawsze podobało się to, o czym Zetka opowiadała w swoich wejściach na antenę.
„To przez panią nie ma gości, bo ciągle pani pieprzy i pieprzy w tym radiu, że nie ma śniegu […] – A jest? – zapytałam, teatralnie rozglądając się wokół. – No, nie ma! Ale po co o tym gadać?!”

Jeśli wydaje się Wam, że „Radio-aktywna” to tylko zbiór anegdotek z życia radiowca, to spieszę wyprowadzić Was z błędu. To niezwykle pouczająca lektura, z której ja wyniosłam bardzo wiele dla siebie i nauczyłam się równie dużo. Były momenty ciężkie, kiedy Zetka opowiada o pracy TOPR-u i o tym, jak przez głupotę (tak, nie bójmy się tego słowa) bezmyślnych turystów tracą życie ci, którzy wyruszają ratować tych, którzy za nic mają przestrogi, ostrzeżenia i zalecenia ekspertów. Tych, którzy wyruszają w góry w klapeczkach bądź szpileczkach (!), bez żadnego przygotowania, za to z olbrzymim ego i przekonaniem o własnej wielkości i nieśmiertelności. Beata Sabała-Zielińska w „Radio-aktywnej” przedstawia nam krótkie wycinki z pracy TOPR-u. Dużo więcej, jeśli będziecie zainteresowani, znajdziecie w innych jej książkach: „TOPR. Żeby inni mogli przeżyć” i „TOPR 2. Nie każdy wróci”. Ja je na pewno przeczytam.

Poznacie również historię wielu bardzo oryginalnych, czasami wywołujących śmiech nazw w Tatrach. Skąd się wzięły Wysranki, Zawrat, Świnica, Żleb do Portek czy Żleb Babie Nogi? Górale patrzą na Tatry w bardzo szczególny sposób, indywidualny sposób, sposób gospodarzy i nadają im nazwy tak, aby ułatwić identyfikację danego miejsca, bądź ostrzec przed niebezpieczeństwem.

Lektura „Radio-aktywnej” dała mi dużo. Pod warstwą humorystyczną kryje się druga warstwa: kultury i tradycji Tatr, o której miałam pojęcie, ale nie zawsze rozumiałam. Teraz wiem więcej, nabrałam szacunku i pokory dla górali i gór. Zawsze kochałam Tatry i, kiedy miałam okazję w nich bywać, nigdy nie robiłam niczego, co mogłoby narazić mnie lub innych na niebezpieczeństwo. Jestem typowym amatorem zachwycającym się potęgą i pięknem gór, na szczęście jestem również szczęśliwą posiadaczką zdrowego rozsądku, czego życzę wszystkim, wybierających się na wycieczkę w Tatry.

Na koniec cytat, który świetnie podsumowuje współczesne media:
„Dziś w krótkim newsie, zwłaszcza radiowym, nie ma miejsca na nic – często nawet na samego newsa”.

Moim zdaniem to, że Sabałka przeszła od gadania do pisania było bardzo dobrą decyzją. Nie ogranicza jej czas antenowy i może się z nami dzielić swoją pasją, wiedzą, miłością do Tatr w sposób nielimitowany sekundami, czy minutami. Bardzo się cieszę, że dane mi było poznać jej twórczość. Nie poprzestanę tylko na tej książce. Chcę więcej.

Premiera za 2 dni. Wypatrujcie tej książki.

Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!
Beatę Sabałę-Zielińską znam jako reporterkę Radia Zet. Ze skruchą przyznaję, że nie wiedziałam, że jej radiowa kariera już się skończyła i teraz przyszła pora na karierę pisarską. Mam nadzieję, że moja ignorancja zostanie mi wybaczona. Od dziesięciu lat nie mieszkam w Polsce i nie jestem na bieżąco z polskimi stacjami radiowymi. Nie wiedziałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

RECENZJA PREMIEROWA!

Izabela Szylko jest mi już znana z całkiem udanej „Damy z blizną”, po lekturze której postanowiłam sobie, że jeśli będę miała okazję, na pewno przeczytam kolejną książkę jej autorstwa. Taka okazja nadarzyła się właśnie teraz i z ogromną ciekawością sięgnęłam po jej najnowsze dziecko. Jak twierdzi Pani Iza „Poszukiwacze siódmej księgi” to powieść sensacyjno-przygodowa, trochę przypominająca Indianę Jonesa, trochę w stylu Pana Samochodzika. Dorzuciłabym do tego Roberta Langdona, bohatera powieści Dana Browna, trochę Jamesa Bonda i odrobinę Jacka Reachera i to powinno dać wam obraz tego, czym autorka nas tym razem uraczy. Wyszło jej to znakomicie, wszystko ładnie się ze sobą łączy, nic nie zgrzyta, zmierzając płynnie do zakończenia.

„Zawsze chodziłem twardo po ziemi. Nawet dziś wydaje mi się, że historia, w którą zostałem wplątany, nie miała prawa przydarzyć się komuś takiemu jak ja. A jednak. To, o czym chcę wam opowiedzieć, wydarzyło się naprawdę. Gdy zacząłem spisywać moje przejścia, niekiedy sam nie mogłem dać wiary własnym słowom”.
Tak zaczyna się historia siódmej księgi, historia, która od pierwszej strony intryguje, zachęcając do coraz szybszego przechodzenia do kolejnej strony, kolejnego rozdziału, aż nie wiadomo kiedy do końca historii. I chce się więcej…

„Wstrzymał słońce, ruszył ziemię, polskie go zrodziło plemię”. Pamiętacie ten wierszyk? Jeśli tak, to już wiecie, kto będzie jednym z bohaterów. Jeśli jeszcze nie kojarzycie, to wystarczy spojrzeć na okładkę i wszystko stanie się jasne.
Mikołaj Kopernik, tworząc swoje dzieło „De revolutionibus”, zaplanował je na siedem ksiąg. Dlaczego więc oddał do druku tylko sześć z nich? Co się stało z ostatnią z nich? Wiadomo, że została dobrze ukryta, a wielki astronom przekazał zaszyfrowaną wiadomość siedmiu zaufanym przyjaciołom, którzy mieli za zadanie przekazywać ją kolejnym pokoleniom, ale tylko w formie słownego przekazu.

Londyński prawnik polskiego pochodzenia Jerzy Adams, musi przylecieć do Krakowa na pogrzeb swojej babki i uporządkowanie spraw spadkowych. W drodze poznaje Alicję, która prowadzi prace nad odnalezieniem zaginionej siódmej księgi. Połączył ich przypadek, ale w dalszą drogę muszą już ruszyć razem. Okazuje się, że nie tylko Alicja jest zainteresowana tajemniczą księgą. Ktoś depcze im po piętach, rzuca kłody pod nogi, ich życie może być w niebezpieczeństwie. Zaczyna się niebezpieczna gra. Kto wyjdzie z niej zwycięsko?

Powiem wam jedno, jeśli weźmiecie tę książkę do ręki, będzie wam trudno ją odłożyć. Akcja goni akcję, przygoda goni przygodę, a wszystko jest wiarygodne i niezwykle interesujące. To książka rozrywkowa, ale przemyca całkiem sporą dawkę informacji o Mikołaju Koperniku i jemu współczesnych, o których taka osoba jak ja, niepasjonująca się zbytnio historią nie miała zielonego pojęcia. W takiej formie przyjmuję wiedzę z ogromną przyjemnością. Mało tego, chciałabym więcej i więcej. Z niecierpliwością oczekiwać będę na kontynuację.

Należy również zwrócić uwagę na bardzo ładny język powieści i na jej doskonałą redakcję (co ostatnio nie jest wcale taką oczywistą oczywistością). Autorka inteligentnie poprowadziła akcję, połączyła wszystkie wątki i stworzyła rzecz, która jest doskonałą odskocznią od rzeczywistości, która zapewni relaks i odprężenie po ciężkim dniu. A to, że przy okazji zdobędzie się nową wiedzę, jest dodatkowym bonusem.

Warto!
Pani Izo, gratuluję! Kawał dobrej roboty.

RECENZJA PREMIEROWA!

Izabela Szylko jest mi już znana z całkiem udanej „Damy z blizną”, po lekturze której postanowiłam sobie, że jeśli będę miała okazję, na pewno przeczytam kolejną książkę jej autorstwa. Taka okazja nadarzyła się właśnie teraz i z ogromną ciekawością sięgnęłam po jej najnowsze dziecko. Jak twierdzi Pani Iza „Poszukiwacze siódmej księgi” to powieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Cudownie ciepła opowieść. Rozgrzeje serducho, wywoła uśmiech na twarzy. Okryj się kocykiem, przygotuj sobie ulubiony napój i daj się porwać historii sióstr Niemirskich.

Cudownie ciepła opowieść. Rozgrzeje serducho, wywoła uśmiech na twarzy. Okryj się kocykiem, przygotuj sobie ulubiony napój i daj się porwać historii sióstr Niemirskich.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Długą miałam przerwę od Adriana Bednarka i jego diabła. Ostatnia część, którą czytałam, trochę mnie zniesmaczyła, bardziej znudziła, więc odpuściłam sobie kolejne. I pewnie bym do nich nie wróciła, gdyby nie to, że na Empik Go są dostępne audiobooki, którym postanowiłam dać szansę. I wiecie co? Świetnie się tego słuchało, szczególnie że lektorem jest Filip Kosior. Jak ten człowiek czyta! Podejrzewam, że nawet lektura książki telefonicznej w jego wykonaniu, byłaby niezwykłą przygodą!

A co słychać u naszego Kuby? Udaje mu się przetrwać więzienie i po sześciu latach wrócić do życia na wolności. Plany ma wielkie, niestety fundusze co najmniej skromne. Większość jego oszczędności została w więzieniu, w postaci łapówek dla naczelnika w zamian za zapewnienie mu więziennego spokoju. Wrócić do swojego zawodu z oczywistych względów nie może, karany adwokat to nie brzmi dobrze. A za wszystkie jego niepowodzenia odpowiedzialna jest jedna osoba: Sonia Wodzińska. Z dziewczyny zmienia się w kobietę, silną, niezależną, bogatą, pewną siebie bizneswoman. Sonia wie, czego chce, a najbardziej na świecie chce Kuby. Kuba również ma jasno sprecyzowane pragnienia, na pierwszym miejscu stoi śmierć Soni. Co może wyniknąć z tego starcia tytanów?

Bestyjka nie jest już naiwnym dziewczęciem, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Sobański będzie szukała zemsty. W końcu został aresztowany nie za swoje zbrodnie, a za to, czego dopuściła się Wodzińska. Bestyjka zabezpieczyła się na taką okoliczność i trzyma Kubę w szachu. Nie docenia jednak jego inteligencji…

Pasjonująca walka między miłością a nienawiścią, między siłą a słabością, między dwoma mordercami, między kobietą a mężczyzną. To było niezwykle hipnotyzujące spotkanie, trudno mi było rozstawać się z diabełkiem, chociaż na chwilę. Nie wiem, czy tak samo by się zadziało, gdybym tę książkę czytała, czy do moich zachwytów w znacznej mierze przyczynił się cudowny głos Filipa Kosiora. Ech, dobre to było!

Długą miałam przerwę od Adriana Bednarka i jego diabła. Ostatnia część, którą czytałam, trochę mnie zniesmaczyła, bardziej znudziła, więc odpuściłam sobie kolejne. I pewnie bym do nich nie wróciła, gdyby nie to, że na Empik Go są dostępne audiobooki, którym postanowiłam dać szansę. I wiecie co? Świetnie się tego słuchało, szczególnie że lektorem jest Filip Kosior. Jak ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jolanta Wadowska – Król, Matka Boska Szopienicka, postać nietuzinkowa, odważna, walcząca o zdrowie dzieci z ołowicą, mimo że ta walka nie jest zgodna z poglądami partii. Musiało minąć czterdzieści lat, żeby Pani Jolanta i jej praca na rzecz ochrony zdrowia najmniejszych i najsłabszych mieszkańców Szopienic, została prawdziwie doceniona, a doktórka uhonorowana tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Śląskiego.

Czy Wadowska-Król spodziewała się tego, kiedy przed laty do drzwi jej gabinetu zapukała profesor Hager-Małecka, przewracając swoją wizytą świat Jolanty do góry nogami? Czy przeszło jej przez myśl, że za sprawą jej działań w sumie sześćset dwadzieścia jeden rodzin zostanie przesiedlonych, a familioki znajdujące się w pobliżu huty ołowiu zostaną zburzone? Nie, naszej bohaterce nie przeszło przez myśl, że to, co robi, jest bohaterstwem, ona przecież tylko wykonywała swoją pracę.

Szopienicka huta: huta żywicielka, huta trucicielka. Dla hutników i ich rodzin jedyne źródło utrzymania. Tylko dzieci hutników były jakby mniejsze od innych dzieciaków, miały więcej problemów z nauką, koncentracją, ich IQ było dużo niższe od przeciętnego. Początkowo kładło się to na karb ciężkiego życia, braku odpowiedniej rodzicielskiej opieki. No bo jak tu zająć się każdym z dzieciaków indywidualnie, kiedy w domu jest ich niezła gromada, pod sercem nosi się kolejne, mąż w hucie, a żona stara się ogarnąć codzienne życie, jak tylko potrafi.

Kiedy za sprawą doktórki wyszło na jaw, że to nie styl życia jest przyczyną chorowitości małych Szopieniczan, a ołów z ich żywicielki huty, trudno było w to początkowo uwierzyć. Kiedy zostało to potwierdzone, nieoficjalnie zresztą, bo partia za nic nie przyznałaby, że to prawda, lawina ruszyła. Wadowska-Król nie ustawała w walce o dobro rodzin i ich dzieci, nie zważała na konsekwencje, bała się oczywiście, ale strach nie był w stanie jej zatrzymać. To dzięki niej większość dzieciaków przeżyła, rodziny zostały przesiedlone do osiedli oddalonych od huty, gdzie nie trzeba już było za potrzebą wychodzić na dwór, kaloryfery grzały, a z kranów leciała bieżąca woda.

Niestety, zatrważająca większość dzieci, u których zdiagnozowano ostre zatrucie ołowiem, jest w tej chwili nieporadna życiowo, nie posiada porządnego wykształcenia, gdyż ołów w pierwszej kolejności obniża IQ. Powoduje również problemy z płodnością, może być przyczyną częstych poronień i kalectwa nowo narodzonych dzieci. Do dnia dzisiejszego stężenie ołowie w szopienickiej glebie jest bardzo wysokie, a sama dzielnica znajduje się na liście najbardziej niebezpiecznych miejsc na Śląsku.

Magdalena Majcher oddała w ręce czytelników fabularyzowaną historię ołowicy w Szopienicach. Bardzo się cieszę, że wzięła na warsztat tę właśnie historię. Pani Doktor Jolanta Wadowska-Król zasługuje na to, aby historię jej pracy i walki o godne życie jej podopiecznych poznało szerokie grono odbiorców. Nawet jeśli ona sama, w swojej skromności twierdzi, że na to nie zasługuje, że ona tylko wykonywała swoją pracę.

Książkę czyta się niezwykle płynnie, przepływa się przez kolejne strony gładko, niekiedy z nadzieją, częściej jednak z niedowierzaniem, wręcz z obrzydzeniem do polityki tamtych czasów, do prób zamiecenia pod dywan niewygodnych tematów, do ukrywania i zamykania oczu na prawdę.

Książka ważna i potrzebna. Czytajcie.

Jolanta Wadowska – Król, Matka Boska Szopienicka, postać nietuzinkowa, odważna, walcząca o zdrowie dzieci z ołowicą, mimo że ta walka nie jest zgodna z poglądami partii. Musiało minąć czterdzieści lat, żeby Pani Jolanta i jej praca na rzecz ochrony zdrowia najmniejszych i najsłabszych mieszkańców Szopienic, została prawdziwie doceniona, a doktórka uhonorowana tytułem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Pierwsze spotkanie z Ewą Przydrygą uznaję za bardzo udane. Nie wiedziałam czego się spodziewać, tym bardziej zaskoczenie było bardzo miłe. Thriller z klasą, od pierwszych minut zaciekawia i intryguje, potem następuje zręcznie budowane napięcie i już jesteś, drogi czytelniku, w samym środku wydarzeń, już nie chcesz opuścić Przydrygowego świata, zanurzasz się w tej niepewności stworzonej przez autorkę, przyglądasz się wykreowanym przez nią postaciom, czujesz dreszcze w obecności Nastki, chciałbyś pomóc Julii, którą dopada przeszłość i nie wiadomo już, kto jest tym dobrym, a kto złym.
Pani Ewie udało się mnie zaciekawić i zaintrygować, Brawo!

Pierwsze spotkanie z Ewą Przydrygą uznaję za bardzo udane. Nie wiedziałam czego się spodziewać, tym bardziej zaskoczenie było bardzo miłe. Thriller z klasą, od pierwszych minut zaciekawia i intryguje, potem następuje zręcznie budowane napięcie i już jesteś, drogi czytelniku, w samym środku wydarzeń, już nie chcesz opuścić Przydrygowego świata, zanurzasz się w tej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wspaniała lektura, niełatwa, ale też łatwą być nie miała. Trudne życie, które niejednego pokonało, trudne relacje, trudne wybory. Wielowymiarowa, niejednoznaczna, historia, która wywołuje ból. Nie jestem ekspertem od twórczości Szczepana Twardocha, ale tą książką zdecydowanie umocnił swoją pozycję wśród liderów polskiej literatury pięknej.

Wspaniała lektura, niełatwa, ale też łatwą być nie miała. Trudne życie, które niejednego pokonało, trudne relacje, trudne wybory. Wielowymiarowa, niejednoznaczna, historia, która wywołuje ból. Nie jestem ekspertem od twórczości Szczepana Twardocha, ale tą książką zdecydowanie umocnił swoją pozycję wśród liderów polskiej literatury pięknej.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!

Był taki czas, że książki Jodi Picoult były tym, czego szukałam, czego mi było potrzeba, uwielbiałam jej twórczość. Potem coś się między nami popsuło, przestało iskrzyć i jej proza już mnie nie fascynowała. Kiedy dostałam propozycję zapoznania się z najnowszą książką autorki, pomyślałam sobie, ok, spróbuję. Kiedy przeczytałam opis, wystraszyłam się, że nie dam rady przez to przebrnąć. Pandemia koronawirusa to nie jest coś, o czym chcę czytać. Za dużo o tym wszędzie, za świeże to jeszcze, żeby czytać tak, jak się czyta o dżumie czy innej cholerze. Zwłaszcza kiedy z racji swojej pracy, było się w samym centrum tych wydarzeń i do tej pory jeszcze się zmagamy z ich pokłosiem.

Zaczęłam czytać, wciąż nie do końca przekonana i gotowa odłożyć lekturę, gdybym jednak nie dała rady. Początek nie był zachęcający, ku mojemu zdumieniu jednak w pewnym momencie dałam się wciągnąć w fabułę i ciężko mi było ją odłożyć. Odnalazłam w tej książce ten charakterystyczny styl autorki, który kiedyś tak mi się spodobał i historię, którą ja osobiście kupiłam.

Życie Diany O’Toole jest szczegółowo zaplanowane. Wie, co chce robić, w jakiej kolejności, z kim i kiedy. Do tej pory wszystko układa się znakomicie, świetna praca, narzeczony, z którym planuje wspólną przyszłość i odhaczanie kolejnych punktów w harmonogramie życia. Wie z całą pewnością, że za chwilę, podczas ich wspólnych wakacji na Galapagos, Finn jej się oświadczy. Czeka na to, chce tego. W jej zaplanowanym życiu nie ma miejsca na niepowodzenia. Jednego jednak przewidzieć jej się nie udało, koronawirusa. W jednej chwili całe jej życie staje pod znakiem zapytania. Finn nie może opuścić szpitala, w którym pracuje, aby wraz z Dianą udać się na wakacje. Namawia ją jednak, aby odbyła tę podróż sama. Nikt nie przewidział jednak, że kiedy Diana dotrze już na wyspę, nie będzie z niej powrotu. Pandemia dociera również tu, granice zostają zamknięte, loty odwołane, hotele pozamykane. Jak ta niezwykle uporządkowana kobieta odnajdzie się w tak nieprzewidywalnej rzeczywistości? Czy będzie to dla niej okazją do wejrzenia w siebie, odnalezienia siebie na nowo, mocniejszej, silniejszej, bardziej otwartej na świat i ludzi? Czy powrót do dawnego życia będzie jeszcze możliwy? Czy będzie wciąż tego chciała? Czy to, co przeżyła na wyspie, nie będzie jej się wydawać tylko snem, początkowo przerażającym, a potem takim, z którego nie chce się obudzić?

Jodi Picoult dała radę. W fikcyjne wydarzenia udało jej się wpleść wydarzenia z pierwszego frontu walki z wirusem. Ustami Finna przemawia frustracja, wyczerpanie i determinacja medyków walczących z czymś, o czym nie mają zbyt dużej wiedzy. Nikt przecież nie wiedział, z czym mamy do czynienia, jak to leczyć, jak pomóc osobom zarażonym. Książka jednak, wbrew pozorom i moim obawom, nie jest lekturą depresyjną. Powiem więcej, to książka mądra i dojrzała, a co więcej nieprzewidywalna. Ja to lubię.

Książka będzie miała swoją premierę już za kilka dni: 11 kwietnia. Warto dać jej szansę.

Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA!

Był taki czas, że książki Jodi Picoult były tym, czego szukałam, czego mi było potrzeba, uwielbiałam jej twórczość. Potem coś się między nami popsuło, przestało iskrzyć i jej proza już mnie nie fascynowała. Kiedy dostałam propozycję zapoznania się z najnowszą książką autorki, pomyślałam sobie, ok, spróbuję. Kiedy przeczytałam opis, wystraszyłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Zakochałam się w twórczości Doroty Terakowskiej. Nie mam pojęcia, dlaczego nie poznałam jej książek wcześniej. Chociaż może to i lepiej, teraz mogę w pełni docenić ich pełną magii treść, przesłanie, prawdy i mądrości życiowe w nich zawarte. Autorka nienachalnie przemyca treści ważne i wartościowe, zarówno dla młodszego czytelnika, jak i dla tego nieco starszego.

„Córka czarownic” to książka przesiąknięta magią, wierzeniami, ludowymi mądrościami i życiem, zwyczajnym i niezwyczajnym. Złotowłosa dziewczynka, której los jest przesądzony od dnia jej narodzin, jednakże ona sama jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, wychowuje się w lesie pod opieką pięciu czarownic. Każda z nich ma ją nauczyć czegoś innego, mają się nią opiekować po kolei, podróżując z nią po meandrach życia i przeznaczenia. Dziewczynka nie zna swojego imienia, poznajemy ją w czasie, kiedy wychowuje ją Czarownica Pierwsza, a ona jest po prostu Dzieckiem. Towarzyszymy jej w trakcie jej nauki i przemianie w Dziewczynkę, potem Panienkę. Każdej z tych przemian towarzyszy inna czarownica i inne nauki. Obserwujemy, jak Dziecko przyswaja nowe wiadomości, jak zmienia się jej charakter, jak dojrzewa, dorasta, buntuje się, płacze i nie może się doczekać, kiedy pozna swoje prawdziwe imię, tak pilnie strzeżone przez jej opiekunki. W wieloletniej wędrówce przez życie, magię, tajemnice, naukę i strach przed złymi ludźmi, towarzyszą jej nie tylko jej opiekunki, w tle zawsze pobrzmiewają słowa tajemniczej Pieśni Jedynej. Według tych słów zbliża się czas końca panowania Najeźdźców, którzy przed wiekami najechali i zajęli kraj dziewczyny. Mija właśnie siedemset siedemdziesiąt lat i proroctwo ma się wypełnić. Nie wiadomo jednak, czy nasza bohaterka jest już gotowa, aby się do tego przyczynić. Jaka ma być w tym jej rola? Czy jej podoła? Czy się nie zawaha?

„Córka Czarownic” to wspaniała opowieść o dojrzewaniu, o walce z samym sobą, o przezwyciężaniu swoich strachów i słabości. To również walka z samotnością, z naturą, także z naturą człowieka. To historia przepełniona smutkiem, ale równocześnie, w jakiś magiczny sposób, niosąca nadzieję. To mądra książka. Chociaż po raz pierwszy wydana bodajże w 1991 roku, absolutnie nic nie traci na swojej aktualności. Wręcz przeciwnie, w dzisiejszych czasach zyskuje jakby nowy wymiar.

Wielka szkoda, że autorka już niczego więcej nie stworzy, wielka to strata.

Zakochałam się w twórczości Doroty Terakowskiej. Nie mam pojęcia, dlaczego nie poznałam jej książek wcześniej. Chociaż może to i lepiej, teraz mogę w pełni docenić ich pełną magii treść, przesłanie, prawdy i mądrości życiowe w nich zawarte. Autorka nienachalnie przemyca treści ważne i wartościowe, zarówno dla młodszego czytelnika, jak i dla tego nieco starszego.

„Córka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

RECENZJA PREMIEROWA!

Wydawnictwo Prószyński i S-ka zachęca swoich czytelników do przypomnienia nieodżałowanej Marii Czubaszek, ponadczasowego humoru jej opowiadań oraz wyboru swojego ulubionego. Kultowe teksty genialnej satyryczki z książek "Na wyspach Hula-Gula” oraz „Dziewczyny na ścianę i na życie” wydawnictwo zebrało teraz w jednym tomie.

Pani Marii nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Miała, i wciąż ma, tyle samo zwolenników, co wrogów. Prawdą jest, że jej specyficzne poczucie humoru, walenie prawdą w oczy bez skrupułów, zdecydowanie nienachalna uroda i papieros wiecznie tkwiący w jej palcach to rzeczy, które nie zawsze idą w parze z tłumami wielbicieli. Czubaszek albo się uwielbiało, albo się jej nie cierpiało. Ja zawsze należałam do tej pierwszej grupy, dlatego z ogromną radością sięgnęłam po
„Wszyscy niestety normalni”. Zebrane w tym tomie teksty i felietony, to cała Maria, sarkastyczna, ironiczna, czasami absurdalna. Taka była, takie są jej teksty.

„Podobno prawie każdy mężczyzna ma coś z hazardzisty. Ale mój tatuś nie miał absolutnie nic. Bo wszystko, co kiedyś miał, przegrał w pokera. Nawet moją mamusię”.

„Któż z nas nie oglądał w telewizji „Chłopów”! No więc ja akurat nie oglądałam. Nie chciałam się zasugerować. Zamierzam bowiem napisać książkę na podobny temat. Mam już nawet tytuł: „Mężczyźni”. Poza tym posiadam już sporo materiału, niestety”.

„Jeśli chodzi o miłość, to do szesnastego roku życia byłam wierząca. Ale niepraktykująca”.

To tylko kilka malutkich przykładów specyficznego poczucia humoru Marii Czubaszek. Jeśli macie ochotę na więcej, sięgnijcie po ten zbiór. Muszę Was jednak ostrzec, dawkujcie sobie te teksty. Nie czytajcie wszystkiego od razu, bo będzie tego stanowczo za dużo. Nawet absurdalne poczucie humoru autorki może się przejeść w zbyt dużej dawce. W pewnym momencie może przestać być śmiesznie. Nie dopuśćcie do tego. Jeśli tak jak ja jesteście fanami Pani Marii, to sięgnijcie po jej teksty, kiedy będziecie potrzebować chwili oderwania od szarości codzienności.

Współpraca recenzencka z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.

RECENZJA PREMIEROWA!

Wydawnictwo Prószyński i S-ka zachęca swoich czytelników do przypomnienia nieodżałowanej Marii Czubaszek, ponadczasowego humoru jej opowiadań oraz wyboru swojego ulubionego. Kultowe teksty genialnej satyryczki z książek "Na wyspach Hula-Gula” oraz „Dziewczyny na ścianę i na życie” wydawnictwo zebrało teraz w jednym tomie.

Pani Marii nie trzeba chyba...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Jakuba Małeckiego nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Nie trzeba również zachęcać do czytania jego prozy, gdyż jeśli przeczytałeś jedną książkę Małeckiego, na pewno sięgniesz po kolejne i kolejne. Może nie od razu po premierze, może trochę później, wtedy, kiedy przyjdzie na nie czas. Bo książek Pana Jakuba nie należy czytać w pośpiechu, muszą one trafić na odpowiedni moment, trzeba mieć czas, aby się w nie odpowiednio wczytać.

„Święto ognia” czekało na swoją kolej dość długo, doczekało się i przeczytane zostało wtedy, kiedy trzeba, aby w pełni docenić przekaz.

Dwie siostry, Łucja i Nastka. Jedna przed wspomnieniami ucieka w balet, druga, w swoim niepełnosprawnym ciele, tworzy swoje własne światy.

„Obie się siłujemy ze swoim ciałem i próbujemy je zmusić do czegoś, czego ono wcale nie chce, ale nie wiem, może to po prostu o to chodzi w życiu”.

Nastka, dziewczyna, a właściwie już młoda kobieta, z „porożem mózgowym” – bo porażenie nie brzmi tak dumnie, jak dumne i piękne jest poroże jelenia – obserwuje świat przez okno swojego pokoju, wnikając w umysły swoich najbliższych, taty i siostry. Nie czuje się gorsza od jej „normalnych” rówieśników. W moim przekonaniu przewyższa ich w wielu dziedzinach. Wie o tym, co się dzieje w duszy jej taty, zna jego cierpienie i miejsce, do którego ucieka, kiedy Nastka śpi. Czuje ból swojej siostry Łucji, kiedy ta, kosztem swojego zdrowia, pragnie udowodnić, że jest warta pozycji solistki w baletowym przedstawieniu, do którego premiery przygotowuje się jej zespół. Czemu aż tak bardzo jej na tym zależy? Dlaczego, nie zważając na kontuzję, na przeszywający jej ciało ból, przekraczając granice wytrzymałości, brnie do wyznaczonego przez siebie celu?

Jakub Małecki, nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni, przeniósł mnie do stworzonego przez siebie świata do tego stopnia, że czułam ból Łucji, walczyłam z nieposłusznym ciałem Nastki, przenosiłam się z tatą dziewczyn do jego sekretnego miejsca i tańczyłam wraz z nim. Wrażliwość autora, sposób patrzenia na świat i opisywanie go, w swoim niepowtarzalnym stylu sprawia, że każda z jego książek jest niepowtarzalna, nieodkładalna, nie do zapomnienia. Piszę tę recenzję miesiąc po lekturze, a emocje dalej we mnie buzują. Fakt, że po tak długim czasie wciąż o niej pamiętam, stawia „Święto ognia” na wysokim podium, a Jakuba Małeckiego na pewno nie skreślę z listy ulubionych autorów.

,,Ale ogólnie to jestem zdania, że bycie smutnym jest do niczego niepotrzebnie". Tym cytatem zakończę moją pisaninę, życząc Wam uśmiechu na twarzy.

Jakuba Małeckiego nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. Nie trzeba również zachęcać do czytania jego prozy, gdyż jeśli przeczytałeś jedną książkę Małeckiego, na pewno sięgniesz po kolejne i kolejne. Może nie od razu po premierze, może trochę później, wtedy, kiedy przyjdzie na nie czas. Bo książek Pana Jakuba nie należy czytać w pośpiechu, muszą one trafić na odpowiedni...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Słuchajcie, odkryłam prawdziwą perłę! Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych książek, które przeczytałam w tym roku i daję jej najwyższą notę. To książka, przy której będziecie się śmiać do łez, by za chwilę te same łzy ocierać, tym razem ze wzruszenia, nostalgii, smutku. Nie czytałam do tej pory żadnej książki Backmana, ale jeśli wszystkie są na takim poziomie, to z ogromną chęcią poznam jego pozostałą twórczość.

Ove to starszy, zrzędliwy facet, który ze wszystkimi ma na pieńku, który z zasady nie lubi ludzi, za to uwielbia porządek i to, żeby wszystko zawsze miało swoje miejsce, a ludzie trzymali się ustalonych zasad. Takich ludzi jak Ove się nie lubi, omija się ich z daleka, aby nie dostać się pod ich oskarżycielskie spojrzenia i ostry język. Ale Ove to też człowiek, który kochał. Kochał najbardziej na świecie, tak jak umiał. Dla swojej żony zmieniał swoje niezmienialne zasady, dla niej nie zawahałby się skoczyć do nieba, przynieść najjaśniej świecącą gwiazdkę i wręczyć ją z nieśmiałym uśmiechem.

„Ove nigdy nie musiał odpowiadać na pytanie, jak żył, zanim ją spotkał. Ale gdyby ktoś go o to zapytał, odpowiedziałby pewnie, że wcale nie żył”.

Ove wierzy i zna się na tym, co można zobaczyć i dotknąć. Narzędzia, stal, szkło, cement, beton. Rozumie instrukcje, rysunki techniczne, plany. Te rzeczy, które można narysować, obliczyć, stworzyć własnymi rękami.

„A jeśli nagle możesz pójść i kupić sobie wszystko, to jaką to ma wartość? Co wart jest wtedy mężczyzna?”

Kiedy Sonja umiera, umiera też wszystko, co w Ovem było najlepsze.
„Ludzie twierdzili, że Ove zawsze widział świat na czarno-biało. A ona była kolorem. Wszystkimi jego kolorami”.

Teraz świat stracił wszystkie kolory, a Ove pragnie tylko jednego; umrzeć i połączyć się z Sonją. Planuje swoją śmierć z taką dokładnością, z jaką planował życie. Zamyka wszystkie swoje ziemskie sprawy, aby ten, kto znajdzie jego martwe ciało, nie musiał się martwić, że zostawił po sobie niezałatwiona sprawy. Przygotowuje list, w którym przekazuje wszelkie wytyczne, i jest gotowy do ostatniej podróży.

Los ma jednak wobec niego nieco inne plany. Na osiedle wprowadzają się nowi mieszkańcy. Ciamajda mąż nie umie zaparkować samochodu z przyczepą, niszcząc Ovemu skrzynkę na listy, bardzo ciężarna żona i dwie dziewczynki przewracają uporządkowane życie Ovego do góry nogami, odwlekając tak dokładnie i ze wszystkimi szczegółami zaplanowaną śmierć. I jakby wszystkiego było mało, przypałętał się obdarciuch kot i za nic na świecie nie chce odejść! Jak w takich warunkach człowiek ma spokojnie umrzeć?! No nie da się i już! A może to Sonja, tak jak kiedyś za życia, tak i teraz próbuje dać Ovemu jeszcze trochę radości z życia na ziemi, mimo jego głębokiego sprzeciwu? Bo ona przecież tam z nieba widzi więcej, niż ci, którzy pozostali w nieutulonym żalu tu, na ziemi.

„Mężczyzna imieniem Ove” to prawdziwy rarytas, bardzo chciałabym, abyście mieli okazję ją przeczytać. Niezwykle zabawna i niezwykle emocjonująca to była lektura. O miłości, o stracie, o przyjaźni, o życiu i o śmierci. U mnie na półce z ulubionymi i do wracania, kiedy będę chciała ponownie posłuchać mądrości zrzędliwego Ovego. Bo All you need is Ove!

Słuchajcie, odkryłam prawdziwą perłę! Śmiało mogę powiedzieć, że jest to jedna z najlepszych książek, które przeczytałam w tym roku i daję jej najwyższą notę. To książka, przy której będziecie się śmiać do łez, by za chwilę te same łzy ocierać, tym razem ze wzruszenia, nostalgii, smutku. Nie czytałam do tej pory żadnej książki Backmana, ale jeśli wszystkie są na takim...

więcej Pokaż mimo to