-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz1
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant1
Biblioteczka
„Pełna humoru, namiętności i miłosnych podchodów, nie pozwoliła mi od siebie odpocząć nawet podczas codziennych obowiązków”
„Jest urocza, seksowna i nakręcająca, a jednocześnie zawiera w sobie jakąś tkliwość, że aż szklą mi się oczy.”
„Prześwietna książka! Bohaterowie drą koty niesamowicie, w dodatku bohaterka ma przekomiczne myśli, a bohater rzuca niezłe cięte riposty!”
„WOW!! Serio, naprawdę wow!”
No i powiedzcie mi jak po takich komentarzach nawet nie sięgnąć po książkę, a że czekała cierpliwie 3 lata na półce, to przyszedł najwyższy czas, aby po nią chwycić. I powiem szczerze, że jestem mega rozczarowana, bo historia Lucy i Joshua dla mnie okazała się nie strzałem w dziesiątkę, a w kolano. Trzy i pół tygodnia ją męczyłam, a i tak nie dokończyłam. Im dalej się zaczytywałam, tym coraz bardziej miałam ochotę iść i zrobić ognisko i spalić tą książkę na stosie. A na koniec wpadłam w taki zastój czytelniczy, że bałam się sięgnąć po jakąkolwiek inną powieść, aż na samo przypomnienie mnie żołądek zaczyna boleć.
Zacznijmy od tego, iż początek jeszcze się broni i nawet przydługie opisy mi nie przeszkadzały – ot, taki urok pióra autorki. Do czasu aż Lucy zgubiła zdolność logicznego myślenia. Bo już po jednym pocałunku, gdzie Josh „chciał sprawdzić pewną teorię” lasce przepaliły się zwoje mózgowe, za to odpaliły się jajniki… Ale dalej brnęłam, bo a nóż coś by okazało się ciekawe, jednak przy 247 str. poległam. Bo zachowanie bohaterów nie tyle, co było dziwne, a infantylne i żenujące momentami. Trzeba też zaznaczyć, że tłumaczenie jest tak słabe, iż w niektórych momentach musiałam czytać kilka razy, bo nie wiedziałam o co chodzi bohaterom.
Po jakimś czasie postanowiłam zaryzykować i dać tej fabule drugą szansę, za pomocą filmu. I tu muszę przyznać, że aktorzy zostali idealnie dobrani, jednak cała otoczka i reszta, no już mniej. I tym razem to ja miałam spięcie, bo ten film oglądałam przez 2 wieczory. Dwa Kuźwa…a to oznacza, że szału nie zrobił, a tym bardziej dupy nie urwało.
Podsumowując obie wersje – nic ciekawego. Momentami to modlisz się, aby te męczarnie się zakończyły i zastanawiasz się czemu sobie to robisz i się katujesz. Lucy niby taka inteligentna, niezastąpiona, a zachowuje się jak przedszkolak. Te jej niekiedy myśli, to ani zabawne nie były, ani jakoś bardzo ciekawe. Ot koszule Joshua były tak intrygujące, że trzeba im było kilka stron poświęcić. Sam główny bohater to gburek i dupek i on się jakoś broni, ale źle przetłumaczone dialogi sprawiały, iż czar pryskał. Nawet do seksu nie dotrwałam, bo do zakończenia to jeszcze dobre 100 str. miałam.
Być może, ale tylko tak delikatnie być może, gdybym „Wredne igraszki” przeczytała 3 lata temu to by mi się spodobała, bo wtedy miałam troszkę mniejsze wymagania. Ale już tego się nie dowiem, bo teraz nic mi w niej nie przypadło do gustu…
„Pełna humoru, namiętności i miłosnych podchodów, nie pozwoliła mi od siebie odpocząć nawet podczas codziennych obowiązków”
„Jest urocza, seksowna i nakręcająca, a jednocześnie zawiera w sobie jakąś tkliwość, że aż szklą mi się oczy.”
„Prześwietna książka! Bohaterowie drą koty niesamowicie, w dodatku bohaterka ma przekomiczne myśli, a bohater rzuca niezłe cięte...
„Po raz pierwszy zobaczyłem ją w żłobku. Przyłożyła innemu dzieciakowi, który chciał jej zabrać szmacianą lalkę. Od tamtej pory wiedziałem już, że jest wyjątkowa.”
Tennessee Lilybeth Turner zdecydowanie jest wyjątkowa, jeżeli chodzi o wpadanie w kłopoty. I mimo, że dla wielu ludzi wydaje się, że nie odczuwa wyrzutów sumienia czy nie przejmuje się ich opinia, to tak naprawdę to świadczy tylko o tym, że ją nie znają. Życie w małym miasteczku ma swoje wady, a jedną z nich jest to, że każdy się zna i niestety, ale gdy ktoś wpada na czarną listę, to ciężko się z niej wykreślić. Nessy wylądowała tam przez jeden błąd i zły wybór chłopaka, gdy była nastolatką, przez co doszyto jej łatkę ladacznicy…gdyby tylko wiedzieli, w jakim są wielkim błędzie.
„ I niestety, w tej grze trzeba chyba było polegać na szczęściu, a ja, nie zostałam nim pobłogosławiona.”
A może jednak po wielu latach los niespodziewanie się uśmiechnie do Nessy? Z początku nic na to nie wskazuje, a kolejne błędy i porażki raczej nie napawają optymizmem. W szczególności, gdy przyjdzie jej spędzić sporo czasu sam na sam z gwiazdą miasteczka, z mężczyzną, którego wybitnie nienawidzi, czyli przyszłym szwagrem jej siostry. Cruz Costello to najlepsza partia w okolicy. Każda dama czy nie chciałabym go usidlić, lecz ten niespecjalnie widzi się w nudnym i monotonnym oraz pełnym sztuczności związku. Być może Nessy doprowadza go do białej gorączki, ale…od czasu do czasu podniesione ciśnienie nie jest niczym złym!
„Miałeś rację. Trafiłeś w samo sedno. Naprawdę jestem życiową porażką. Właściwie nie jestem w stanie przypomnieć sobie, kiedy ostatnio coś wygrałam. Cokolwiek. Przynoszę wstyd rodzinie, a kiedy mój syn dorośnie, też będzie się mnie wstydził, bo w końcu pojmie, że jestem beznadziejna. Nie mam prawdziwej pracy, żadnych perspektyw ani celu. Jestem idiotką, życiową porażką i…”
Tennessee nie jest życiową porażką, chociaż tak wiele osób, w tym rodzina od wielu lat ją w tym przekonują. Jeden nastoletni błąd nie powinien rzutować na wartości człowieka. Każdy może popełniać błędy, wystarczy się na nich tylko odpowiednio uczyć, a w tej kwestii Nessy zdecydowanie odrobiła zadanie domowe. Lecz jej sposób bycia dla wielu jest niedopuszczalny, bo jeżeli myślicie, że będziecie mięli do czynienia z użalającą się nad sobą dziewczyną, to Was rozczaruje. Tennesse założyła maskę (i to dosłownie), aby tylko nikt nie zobaczył, że jest więcej warta niż się komuś wydaje. Jest tylko jedna osoba, która to widzi….
„Wziąłem ją w ramiona, żeby osłonić przed światem, wiatrem i przed sobą. Zrobiłem to, co powinienem był zrobić wiele lat temu – pocałowałem ją, licząc, że mnie nie odepchnie.”
Kolejna powieść od autorki, w której się zakochałam. Historia, która pokazuje, że nawet najbardziej pewna siebie osoba, kryjąca się pod toną makijażu i skąpych ciuchach, tak naprawdę może się okazać kruchą istotą, która tylko pragnie, aby ją kochano i szanowano. Lecz niekiedy jeden błąd może wszystko zniweczyć, a później każdy twój krok będzie poddawany analizie oraz postrzegany jako nic nie wartościowego. To w jaki sposób autorka ukazała Tennessee pokazuje, że powierzchowność może diametralnie się różnić od tego, co skrywamy w środku. I Cruz i Nessy noszą maski dla publiki, lecz oni sami szukają w życiu czegoś innego niż zaplanowała im to rodzina czy oczekują od nich ludzie z sąsiedztwa. „Bo co ludzie powiedzą?” – to przysłowie idealnie pokazuje małomiasteczkową hipokryzję! Każdy z nas inaczej odbiera ataki, tak samo jak robią to bohaterowie. Jeden wspólny rejs jednak uświadomi im, że mogą się mylić i to bardzo.
Pełna sprzecznych emocji historia, która jednocześnie łapie za serce oraz doprowadza do łez i to nie tylko ze śmiechu. Ja jestem zachwycona tą powieścią, może dlatego, że blisko mi do postaci Tennessee i do jej prawdziwych uczuć i emocji, które potajemnie nam przedstawia. Ja poproszę więcej takich książek, które jednocześnie bawią, ale i pokazują, że każdy z nas popełnia błędy, lecz nie powinno się takiej osoby skreślać, ponieważ mamy odmienne zdania czy przekonania!
„Po raz pierwszy zobaczyłem ją w żłobku. Przyłożyła innemu dzieciakowi, który chciał jej zabrać szmacianą lalkę. Od tamtej pory wiedziałem już, że jest wyjątkowa.”
Tennessee Lilybeth Turner zdecydowanie jest wyjątkowa, jeżeli chodzi o wpadanie w kłopoty. I mimo, że dla wielu ludzi wydaje się, że nie odczuwa wyrzutów sumienia czy nie przejmuje się ich opinia, to tak naprawdę...
Czy zastanawiałaś/eś się kiedyś jaka może się okazać cienka granica między jawą, a snem? Czy to, co czujemy lub przeżywamy jest prawdą, a może projekcją naszego umysłu?
„Zaginiona” to powieść pełna zagadek i splotów wydarzeń, która z każdą przeczytaną kartką mąci w głowie czytelnika. Autora postawiła na kontrolowany tylko przez nią chaos, tak, aby nie tylko zaintrygować czy oszołomić fabułą, ale by sprawić, aby osoba, którą czyta tą historię wciąż się zastanawiała, co jest prawdą, a co kłamstwem.
Nie będę Wam streszczać fabuły, ponieważ za dużo bym mogła zdradzić, a w stosunku do tej powieści lepiej nie mieć spojlerów, ponieważ straci się wszelkie emocje, jakie tu się znajdują oraz chwile zaskoczenia. Tajemnice, które wykreowała autorka wciąż napędzają do odkrycia dalszych losów bohaterów. Zmienność wydarzeń i relacji, które się ze sobą przeplatają sprawiają, że nie tak łatwo zapomnieć o tej książce. Mieszanka grozy, rodzącego się uczucia, niepewności i różnych sytuacji, które się odgrywają tworzą niesamowity klimat. Na początku wydaje się, że czytamy spokojny, słodki romans, by wpaść nagle w sytuację, z której wydaje się, że nie ma wyjścia, aż do dreszczyku emocji, które nie pozwalają zaczerpnąć tchu. Bezustanne napięcie jakie towarzyszy w tej książce potrafi niejednokrotnie wywołać różne odczucia. Nie tylko względem bohaterów i ich zachowań, ale również odgrywających się scen. Pytanie, które się tylko pojawia w głowie – co jest rzeczywiste, a co nie?
"Wspomnienia są jak sny - rozpływają się pod wpływem czasu, a granica pomiędzy nimi jest cienka niczym lód pękający pod najmniejszym naciskiem."
Do tej pory autorka, albo nas rozbawiała, albo dawała historie, które pokazywały problemy, które może przeżyć nie jedna kobieta. Jednak tym razem zmieniła całkowicie charakter swojej powieści, pokazując tym, że oprócz spokojnych i lekkich książek, możemy też dostać takie, które zmieniają postrzeganie rzeczywistości!
„Cud to zdecydowanie zbyt małe słowo. Szaleństwo, paranoja, obłęd - tak określała te wszystkie zwariowane wydarzenia. Zarówno te senne, jak i rzeczywiste.”
Czy zastanawiałaś/eś się kiedyś jaka może się okazać cienka granica między jawą, a snem? Czy to, co czujemy lub przeżywamy jest prawdą, a może projekcją naszego umysłu?
„Zaginiona” to powieść pełna zagadek i splotów wydarzeń, która z każdą przeczytaną kartką mąci w głowie czytelnika. Autora postawiła na kontrolowany tylko przez nią chaos, tak, aby nie tylko zaintrygować...
„Niebezpieczne rady” to rozbudowane opowiadanie „Motocyklisty” z antologii „Niebezpieczni mężczyźni”, w której autorka tak naprawdę zadebiutowała. Do dzisiaj pamiętam, jak zakończenie zostawiło mnie w szoku i niedowierzaniu oraz jak bardzo byłam zła, że nie ma dalszych losów Sashy i Liliany. Ale nareszcie się doczekałam i szczerze wciąż mi mało, bo z tą dwójką nie idzie się nudzić, a już w każdym razie autorka na to nie pozwoliła.
Lilianna to młoda dziewczyna, która szybko musiała dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za młodszą siostrę oraz niepełnosprawną matkę. Wydaje się, że jej życie mimo trosk jest w jakimś stopniu poukładane, lecz jedno wydarzenie wciąż kryje się w zakamarkach jej myśli i nie daje spokoju. Gdy na jej drodze staje Sasha wiele się zmienia. Nie spodziewa się, że mężczyzna, którego widzi pierwszy raz w życiu, tak naprawdę wie o niej wszystko. I jej nienawidzi.
„Po prostu to zrób, a zobaczysz, że kiedy się postawisz, to ci odpuszczą. To moje słowa. Wypowiedziałam je do chłopca ukrytego w rurze na placu zabaw. Wszystko wraca, wspomnienia staja się wyraźniejsze. Chciałam pomóc, a on uważa, że zniszczyłam mu życie. W jaki sposób, skoro widzieliśmy się tylko ten jeden raz?”
Jedna rada może okazać się tą niebezpieczną. Lecz czasami to zła interpretacja lub źle dobrane słowa mogą posunąć nas do niespodziewanych czynów. Kiedy Lila i Sasha spotkali się pierwszy raz, ona była pełną radości dziewczynką, a on przestraszonym chłopcem, który po jej słowach dokonał wyboru. Lecz niekiedy te wybory powinny być naszym brzemieniem, a nie obarczać kogoś innego o to, co się wydarzyło.
„Jesteś podły, że uważasz mnie za winną. Zinterpretowałeś słowa dziewczynki na swój sposób. (…) Twoje oskarżenia wobec mnie są bezpodstawne. Obrałeś mnie jako cel. Skupiasz na mnie swoją uwagę i wylewasz cały swój gniew.”
Nie spodziewałam się, że przy rozwinięciu tej powieści autorka tak bardzo pozytywnie mnie zaskoczy. Historia Sashy i Liliany pokazuje jaką siłę mają słowa. Czasami jednak mogą zostać źle odebrane. Czyny to kolejna rzecz, która może mocno zranić, ale też wiele naprawić. Kwestia tylko czy damy komuś drugą szansę na naprawę krzywd. Pod maską pewnego siebie i twardego mężczyzny może kryć się mały chłopiec, który nigdy nie zaznał smaku miłości, za to doświadczył wiele bólu i cierpienia. Dla którego obce jest uczucie, że komuś może na nim zależeć. Lilka pokazuje niewątpliwą siłę i determinację, aby utrzymać matkę i siostrę. Jest w stanie wiele poświęcić, aby naprawić szkody, zapłacić za zaległe rachunki. I to, co z początku wydaje się dużym poświęceniem, może doprowadzić do zmiany postrzegania drugiej osoby. Bo jak wiadomo – im bliżej kogoś poznamy, tym bardzie poznajemy jego prawdziwe oblicze, które nie zawsze nam się może spodobać.
„Na koniec zostawiłam debiutantkę! I to opowiadanie chyba było najlepsze z całości! A mowa oczywiście o „Motocyklista” Pauliny Zaleckiej, która w tak krótkiej historii wprowadziła intrygujące tajemnice, które po wyjściu na jaw mnie zaszokowały. Opowieść od samego początku dawała odczucie jakiegoś sekretu i do samego końca trzymała w napięciu. Czekam na debiutancką książkę!”
Czekałam i się doczekałam! I nie żałuję, bo autorka dała nam coś, co warto przeczytać!
„Niebezpieczne rady” to rozbudowane opowiadanie „Motocyklisty” z antologii „Niebezpieczni mężczyźni”, w której autorka tak naprawdę zadebiutowała. Do dzisiaj pamiętam, jak zakończenie zostawiło mnie w szoku i niedowierzaniu oraz jak bardzo byłam zła, że nie ma dalszych losów Sashy i Liliany. Ale nareszcie się doczekałam i szczerze wciąż mi mało, bo z tą dwójką nie idzie się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Długo zabierałam się za przeczytanie tej książki, a to za sprawą osób z tik toka, które stwierdziły, że będzie fajnie jak jeszcze przed premierą zaspojlerują całą książkę, a nawet zakończenie. A kiedy już zabrałam się za czytanie, to błagałam, aby już się skończyła i nie dlatego, że była słaba, bo autorka całkiem ciekawie poprowadziła fabułę, a dlatego, że w tamtym momencie nastąpił u mnie kryzys z powieściami z wątkiem mafijnym.
„To świat, w którym się rodzisz, i z którego nie ma ucieczki”.
Chociaż Juliette próbowała. Zdawała sobie sprawę, że nawet najbardziej przemyślana ucieczka nie uchroni jej przed prawami rządzącymi w organizacji mafijnej. Jej postać jest tu kluczowa, ale na szczęście autorka nie dała nam niewinnej dziewczynki, lecz prawdziwą kobietę, która potrafi myśleć racjonalnie i walczyć. I to właśnie Julia stała się moją faworytką w tej powieści. Bo jednak w postaci męskiej, czyli Liama miałam kilka uwag. Lecz to nie sprawiło, że nagle fabuła przestała mnie interesować, miał swoje potknięcia, lecz nadrabiał w kolejnym momencie.
Nie będę streszczać fabuły, bo widziałam, że wiele osób już to niepotrzebnie zrobiło. Jednak widać, że autorka nie poleciała typowymi schematami, tylko dodała coś od siebie, co sprawia, że jest to jeden z bardziej udanych debiutów zeszłego roku!
Przyznaję, że były momenty, gdzie autorka mnie zaskoczyła wykreowanym światem mafii, która do delikatnych nie należy. Było mrocznie, bezwzględnie, a w tym wszystkim mięliśmy znane układy, przemoc, ból, tajemnice i kłamstwa. Czyli dla fanów takich klimatów będzie to satysfakcjonująca lektura, po której będą chcieli sięgnąć po kontynuacje. Jednak ja mam mieszane uczucia, bo z jednej strony mi się podobała, ale patrząc na to, że czytałam ją przez dwa tygodnie, to nie powaliła mnie na kolana. Niekiedy opisy mi się dłużyły w nieskończoność, kilka dialogów było lekko mówiąc irracjonalnych i nie pasujących do reszty. Jednak nie zamierzam oceniać tej książki zbyt nisko, bo muszę patrzeć nie tylko na swoje emocje, ale również na całość. A jako, że mi mafia zbrzydła, to nie oznacza, że nie doceniam naprawdę całkiem dobrego debiutu. Zakończenie mówi jedno – trzeba sięgnąć po kontynuacje, lecz akurat ja sobie odpuszczę. Te klimaty już mnie nie cieszą przy czytaniu, ale kto wie, może za jakiś czas mi się znowu odmieni.
Długo zabierałam się za przeczytanie tej książki, a to za sprawą osób z tik toka, które stwierdziły, że będzie fajnie jak jeszcze przed premierą zaspojlerują całą książkę, a nawet zakończenie. A kiedy już zabrałam się za czytanie, to błagałam, aby już się skończyła i nie dlatego, że była słaba, bo autorka całkiem ciekawie poprowadziła fabułę, a dlatego, że w tamtym momencie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Co w tej książce się działo? W sumie to niewiele, a nawet mogłabym rzec, że praktycznie nic. Chyba, że fabuła miała na celu tylko pokazać sceny erotyczne i historię krzewów wiecznia. W swoim życiu przeczytałam nie jedną powieść z gatunku fantasy i erotyku w jednym, lecz jeszcze z aż tak słabą i nużącą książką nie miałam styczności.
„Grupka samotnych, dorosłych ludzi utknęła w czasie.(…) Klątwa wymazała wszystko inne. Dodaj do tego trochę demonów i seksualną magię, i hektolitry alkoholu, i to, moja kochana, jest recepta na złe decyzje i katastrofy. Ka-ta-strofy!”
Ostatnie słowo idealnie pasuje do całości, która znajduje się w tej powieści. Jeszcze jak początek był obiecujący, tak w momencie domniemanego porwania Finley przez Bestię (trochę naciągana sugestia), powoli i systematycznie idzie ku upadkowi. Jeszcze żadna fantastyka nie okazała się dla mnie tak irracjonalna oraz bez jakiegokolwiek sensu jak „W ruinach róż”. A trzeba zaznaczyć, że na przeczytanie ponad 700 tytułów w tym gatunku, jest to nie lada wyczyn.
Wg informacji książka została napisana dla fanów, ponieważ chcieli mocniejszą powieść od autorki. I tu zostały wykorzystane demony seksualne, czyli sukuby i inkuby. Jednak nie miały one wpływu na zachowanie głównych bohaterów, a jednak ich instynkty zmiennokształtnych, które były uśpione przez klątwę. Czy to oznacza, że przyjmuje pewne zdarzenia w tej powieści? Nie! Ponieważ są tak irracjonalnie ukazane oraz nie łączą się w wspólną całość z fabułą, że wielokrotnie się zastanawiałam gdzie tu logika i spójność wydarzeń. Nic się do siebie nie kleiło odpowiednio, a kolejne przerywniki w postaci historii jakiegoś krzaka czy pobocznych bohaterów, tylko sprawiało, że tworzył się większy chaos, którego nie szło okiełznać.
Miał być mroczny i gorący rettelling „Pięknej i Bestii”, a wyszła powieść, której daleko do mroczności, a zamiast pikantnych scen dostajemy żenujące i niesmaczne. Taka młodzieżówka dla dorosłych, czyli praktycznie wszystko, co fantasy ma do zaoferowania – zmiennokształtni, smok, zapomniane królestwo przez klątwę, demony, waleczną dziewczynę, która poświęca się dla rodziny oraz wiele innych niepotrzebnych motywów, które psują efekt.
Chciałabym powiedzieć, że mam mieszane uczucia do tej powieści i może kontynuacja mnie zaskoczy, ale zakończenie w żaden sposób nie zachęciło do sięgnięcia po kolejny tom. Dla mnie to kolejna pseudo fantastyka, której daleko do tych wydawanych lata temu!
Co w tej książce się działo? W sumie to niewiele, a nawet mogłabym rzec, że praktycznie nic. Chyba, że fabuła miała na celu tylko pokazać sceny erotyczne i historię krzewów wiecznia. W swoim życiu przeczytałam nie jedną powieść z gatunku fantasy i erotyku w jednym, lecz jeszcze z aż tak słabą i nużącą książką nie miałam styczności.
„Grupka samotnych, dorosłych ludzi...
Skusiłam się na tą powieść ze względu na porównanie do serii „Szeptem” czy trylogii „Angelfall”. I jak pewne kwestie faktycznie są zbliżone, czyli upadłe anioły, nefilim czy wojny, tak porównując te historie „Cienie” okazały się najsłabsze. Przyznaję, że jako weteran w tematyce fantastyki to tu się nudziłam. I wydaje mi się, że fani takich wątków mogą mieć podobnie, ponieważ mamy tu wstęp do świata wykreowanego przez autorkę, a po za tym nic ciekawego się nie dzieje. Zakończenie nie sprawiło, że z zapartym tchem będę oczekiwać kontynuacji, wręcz przeciwnie – daruje ją sobie.
Niestety miałam nieodparte wrażenie, że ta powieść jest zlepkiem trzech innych serii i na ich postawie powstała ta historia. I jest to kolejny problem, ponieważ miałam momenty, gdzie odczuwałam deja vu połączone z irytacją. Bo, gdy przez połowę książki ma się uczucia, że ja to już znam, to jednak daje to słaby efekt. Dodatkowo wielu bohaterów również jest stworzonych na wzór innych postaci z „Szeptem”, „Angelfall” czy „Darów Anioła”. A nawet są wymieszane imiona, co dodatkowo daje pytanie – czy autorka tak naprawdę nie miała własnego pomysłu? Czytając opinie na Goodreads co do kontynuacji, widziałam, że dalej nie jest lepiej. I jak dla „świeżaków”, którzy sięgną po tą powieść może to być dobry wstęp do, kto wie, ciekawej historii. Tak dla osób, które znają wcześniej wymienione przeze mnie serie już to zainteresowanie zmaleje. Oczekiwania miałam spore, ale całość mnie nie powaliła na kolana, a od połowy to już czytałam na siłę, aby tylko skończyć. Dla mnie – nic nowego, nic intrygującego, a bardziej rozczarować, to się chyba już nie mogłam.
Skusiłam się na tą powieść ze względu na porównanie do serii „Szeptem” czy trylogii „Angelfall”. I jak pewne kwestie faktycznie są zbliżone, czyli upadłe anioły, nefilim czy wojny, tak porównując te historie „Cienie” okazały się najsłabsze. Przyznaję, że jako weteran w tematyce fantastyki to tu się nudziłam. I wydaje mi się, że fani takich wątków mogą mieć podobnie,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kto pamięta „Muminki”? Tam była taka jedna postać, a mianowicie Mała Mi. Czyli mała, ruda, zołzowata i pyskata, a do tego dość pewna siebie. A więc, wypisz, wymaluj Dallas z najnowszej powieści autorki. Dorzućmy do tego seksownego agenta nieruchomości, który nie boi się wyzwań, a dostaniemy jak zawsze świetny duet, który będzie zaskakiwać, intrygować oraz niejednokrotnie rozbawiać do łez, bo przecież dawki humoru nie mogło zabraknąć w historii od Igi.
Autorka pokazała, że nawet wiejski klimat jej nie straszny. I nawet tu mogą wydarzyć się rzeczy, które odmienią losy jej bohaterów. Max odnajduje spokój, ma czas na przemyślenia i mimo, że został niesprawiedliwie zesłany do domku na wieś po babci, to dzięki temu poznaje Dallas. Dziewczynę, która mimo, że ukończyła prestiżowe studia, wolała zostać w domu. Przebojowa, pewna siebie, a do tego potrafi posługiwać się bronią, a więc mieszanka iście wybuchowa. Jednak zbyt wiele niedomówień i tajemnic wkrada się już na początku ich związku. Pytanie czy są w stanie temu sprostać? I czy warty będzie wysiłek?
Kolejna powieść autorki, tym razem wydana samodzielnie na Legimi. Lekka, letnia historia, w której znajdziecie trudne wybory, niespodziewane tajemnice oraz prawdziwe problemy. Wiem, że dla wielu może się okazać ona przesytem „dram”, jednak czy w życiu też tak nie jest, że jedno słowo, czyn lub wydarzenie pociąga za sobą kolejne? I nie ważne czy to wielkie miasto czy wieś, gdzie każdy się zna. Bo wszędzie można doświadczyć rzeczy, które przydarzyły się Maxtonowi i Dallas!
Życie potrafi różnie się układać. Niekiedy świat staje przed nami otworem, jesteśmy od lat przygotowywani do sukcesu, aż tu nagle jeden błąd może wiele przekreślić. Lecz czasami ten błąd może okazać się najlepszym, co nas w życiu spotkało i dzięki temu odkrywamy, że nasze marzenia nie pokrywają się z tymi, które nam wpajano. Maxton i Dallas pokazują, że nie ważne na jakim etapie jesteś związku – o niego trzeba walczyć od samego początku do końca. A tajemnice, ukrywanie prawdy czy kłamstwa nie sprzyjają zaufaniu. Bo ono jest kluczem do udanej relacji. Bohaterowie nie mięli łatwo, ale czy jacykolwiek, których stworzyła autorka do tej pory mięli? Nie sądzę. Ponieważ autorka jest znana, że łączy romans z humorem i dramatami. Jej bohaterki znają swoją wartość, ale w środku tli się namiastka kruchości, którą mogą pokazać przy odpowiednim mężczyźnie.
„Byłem wkur***ny, zawiedziony, a mimo to, w jakiś sposób czułem się winny temu, że zachowuję się jak buc. Czułem się, jakby mnie zdradziła i nie umiałem sobie poradzić z tymi wszystkim emocjami, które zalewały mnie coraz większą falą.”
Ta powieść jest pełna sprzecznych emocji. Będziecie chcieli autorkę kilka razy uszkodzić, ewentualnie wyklinać. No, bo ileż można rzucać kłody pod nogi bohaterom. Ale to nie jest słodki romans, gdzie dwoje ludzi się pojawia i pyk mamy wielkie love. I właśnie o to chodzi, aby się działo, aby czytelnik nie był do końca pewny jak ta historia się zakończy. Ma być ciekawie, intrygująco, a nawet szokująco. Ma się dziać i tak właśnie jest tu. Brawa dla autorki! Brawa dla tej Pani! I czekamy na więcej!
Kto pamięta „Muminki”? Tam była taka jedna postać, a mianowicie Mała Mi. Czyli mała, ruda, zołzowata i pyskata, a do tego dość pewna siebie. A więc, wypisz, wymaluj Dallas z najnowszej powieści autorki. Dorzućmy do tego seksownego agenta nieruchomości, który nie boi się wyzwań, a dostaniemy jak zawsze świetny duet, który będzie zaskakiwać, intrygować oraz niejednokrotnie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Miłość jest czasami ślepa, w szczególności ta z długim stażem. Nie widzimy, że pewne kwestie stały się rutyną i do związku wdarła się nuda. Gośka w swoje 40-ste urodziny dowiaduje się jednak, że to dotyczy tylko jej, bo jej mąż okazał się nudny tylko w stosunku do niej. Zaś do młodej dziewczyny zdecydowanie miał większą wybujałą wyobraźnię. Jednak jak to mówią – coś się kończy, a coś zaczyna. Przypadkowe spotkanie z Michałem może okazać się idealnym lekarstwem na smutki i żale po straconych latach w małżeństwie. Tym bardziej, gdy nowo poznany mężczyzna prezentuje się tak dobrze i nie ukrywa, że chętnie ją pozna bliżej.
Po tą powieść chwyciłam w jednym z najgorszych momentów w moim życiu oraz największego zastoju czytelniczego od bardzo dawna. Historia Gośki i Michała sprawiła, że mając burzowy nastrój nie raz się śmiałam i zapominałam o problemach. A to tylko dowodzi, jak bardzo ta książka była świetna! Ale przy takiej dawce humoru, ciętych językach bohaterów oraz fajnym piórze autorki o to nie trudno.
W dniu swoich 40-stych urodzin Małgośka przyłapuje swojego męża w dwuznacznej pozycji z młodszą dziewczyną. Ale to jak opisała to autorka sprawiło, że chyba pół miejscowości mnie słyszało. Już dawno się tak nie uśmiałam jak przy tej książce – dialogi to istne mistrzostwo, ale wiadomo to kwestia gustu. Mi czytając ta powieść sprawiła wiele frajdy. Tym bardziej, gdy na horyzoncie pojawił się Pan Niedozarżnięcia. No, bo co tu dużo mówić, takiego jak Michał to niejedna by chciała. Z początku wydaje się, że chodzi tylko o kwestie dotyczącą seksu, jednak były mąż Gośki nie daje o sobie zapomnieć, a wtedy załącza się tryb jaskiniowca i zdobywcy u Michałka.
Dorzućmy do zestawu duet Tośka i Adam, a mamy totalny chaos i misz masz sytuacyjny. I mimo, że fabuła nie jest jakoś specjalnie rozbudowana, nie ma zbyt wielu wzlotów czy upadków, to całość okazała się na tyle fajna, że nie mogłam się oderwać. A w tamtym czasie kiedy ją czytałam, chyba tego właśnie potrzebowałam.
Miłość jest czasami ślepa, w szczególności ta z długim stażem. Nie widzimy, że pewne kwestie stały się rutyną i do związku wdarła się nuda. Gośka w swoje 40-ste urodziny dowiaduje się jednak, że to dotyczy tylko jej, bo jej mąż okazał się nudny tylko w stosunku do niej. Zaś do młodej dziewczyny zdecydowanie miał większą wybujałą wyobraźnię. Jednak jak to mówią – coś się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Okładka tej książki jest dość niepozorna. Lecz w środku dostajemy przecudowną historię, która jednocześnie rani, wyciska łzy, uszczęśliwia i daje nadzieje, że nawet po najbardziej traumatycznych przeżyciach można odnaleźć namiastkę szczęścia i powrotu do normalnego życia.
Jedne wakacje sprawiają, że dla Flory i Desmonda zamieniają się one nie w piękne wspomnienia, a w ciąg koszmarów. Jedno wydarzenie odcisnęło na nich swoje piętno i sprawiło, że wycofali się całkowicie z życia wśród ludzi. Siedem lat później wciąż nie radzą sobie z traumami jakie postawił na ich drodze los. Jednak najbliżsi postanawiają w dość nietypowy sposób ich wyciągnąć na powierzchnię. Małe kłamstwa czy szyderstwa sprawiają, że Flora postanawia zawalczyć i postawić krok po za swoje mieszkanie. I to nie byle jaki, bo od razu wyjeżdża nad morze, aby zająć się zapomnianym różanym ogrodem. To właśnie róże od dawna były jej słabością i jednocześnie ukojeniem.
Lecz czy aż tak bardzo zranione dusze mogą się ocalić wzajemnie?
„Nie jest to powieść o miłości, chodź dwa spragnione serca łakną bycia kochanymi. Nie jest to historia traumy, chodź jej źródłem jest jedno dramatyczne wydarzenie. Nie jest to również opowieść o kłamstwie, chodź gdyby nie podstęp, nic by się nie zaczęło. „Piastunka róż” to opowieść o walce o siebie. Najbardziej bohaterskiej, bo tym, z kim mamy walczyć, jesteśmy my sami.” @biblioteczkajoli idealnie dobrała słowa, aby w kilku zdaniach pokazać jaka naprawdę jest ta powieść, a ja mam takie samo wrażenie i te same odczucia względem tej książki!
Autorka w tej powieści połączyła rzeczywistość z fikcją, którą stworzyła. Jednak czytając tą historię, ma się wrażenie, że wraz z bohaterami przeżywamy ich zmienne emocje, ich ból, oraz to, co aktualnie siedzi w zakamarkach ich umysłu. Historia, która pokazuje, że nasze życie może w jednym ułamku sekundy się diametralnie zmienić. Pełna życia i radości dziewczyna może stać się cieniem własnej siebie, która boi się przekroczyć próg własnego mieszkania. Mężczyzna, który kiedyś miał wszystko, był arogancki i władczy staje się wrakiem samego siebie. Bez chwili radości, jednak z bólem oraz wyrzutami sumienia. Z koszmarami, które gdy zaatakują niszczą od środka. I nawet czas, lata spędzone w samotni nie są w stanie wymazać tych wspomnień.
Ta historia chwyta za serce, pokazuje siłę i determinację, z jaką muszą się zmierzyć bohaterowie, aby na nowo żyć. Lecz to już nie będzie to samo, nawet w najmniejszej części. To nauka nowego życia, z demonami z przeszłości, które zostaną na zawsze, ale w tej powieści autorka pokazała jak sobie z nimi radzić. Nawet, gdy pomoc innych osób nie zawsze jest właściwa i odpowiednia w danym momencie.
„Piastunka róż” to powieść, która nie tylko poruszy emocje, ale i sprawi, że zatopimy się w koszmarach, będziemy jednocześnie z bohaterami radzić sobie z trudnymi przeżyciami. I mimo, że ostatecznie na koniec przynosi ukojenie i niesie nadzieję, to na pewno na dłużej zapisze się w pamięci i w sercu. Flora i Desmond pokazują różne oblicza radzenia sobie z PTSD, lecz nie ważny jest konkretny wybór, a efekt końcowy. Czasami wystarczy odpowiednia motywacja, albo i dwie, aby postawić krok w odpowiednim kierunku. A później życie może zaskoczyć i pokazać, że wciąż żyjesz więc czerp z tego życia jak najwięcej. A uśmiech jest już tylko dopełnieniem do nadchodzącego szczęścia.
Okładka tej książki jest dość niepozorna. Lecz w środku dostajemy przecudowną historię, która jednocześnie rani, wyciska łzy, uszczęśliwia i daje nadzieje, że nawet po najbardziej traumatycznych przeżyciach można odnaleźć namiastkę szczęścia i powrotu do normalnego życia.
Jedne wakacje sprawiają, że dla Flory i Desmonda zamieniają się one nie w piękne wspomnienia, a w ciąg...
„Kolekcjonujemy doświadczenia. Te cudowne, które chcemy zostawić ze sobą na zawsze, i te złe, które chcielibyśmy czym prędzej wymazać z pamięci. Te drugie, paradoksalnie, zostają z nami najdłużej. Nie mamy wpływu na to, jakie wyzwania postawi przed nami los i jak ciężki będzie nasz bagaż trudnych wspomnień. Ale to od nas zależy, w jaki sposób go poniesiemy. Czy weźmiemy ze sobą wózek, który ułatwi sprawę, czy też zarzucimy ten ładunek na plecy i pójdziemy z nim, coraz niżej upadając pod jego ciężarem.”
Dwoje ludzi, z którymi los nie obszedł się łagodnie. Dwie historie, które mimo, że są od siebie tak bardzo różne, to pozostawiły po sobie ślad, złamane serca, blizny, ból i mętlik w głowie. Nie ważna jest jednak dana historia człowieka, a to w jaki sposób sobie później z nią radzi. Czy staje się odludkiem, który nie zwraca uwagi na innych. Czy jednak zastanawia się, co ludzie mówią i jak najlepiej udaje, że jest wszystko w porządku.
„Patrzę na niego, próbując rozszyfrować jego myśli. Nie uśmiecha się. Jest śmiertelnie poważny. To samo wyrażają jego oczy. Ciemne, smutne, chłodne. Tak wygląda człowiek, który zapomniał, jak smakuje szczęście.”
Weronika Tomala ma dar do tworzenia prawdziwych historii. Takich wręcz żywcem wyciągniętych z prawdziwego życia. Bo to właśnie ono pisze najlepsze i najwspanialsze scenariusze na powieść. Ta książka zaraz po „Cztery liście koniczyny” jest pełna sprzecznych emocji. Od niedowierzania, bólu, cierpienia wraz z bohaterami do szczęścia, kiełkującego uczucia, które pojawiło się niespodziewanie. Autorka pokazała, że czasami pierwsze wrażenie może okazać się mylne. A pod twardą i pewną siebie skorupą kryje się zraniony i pokiereszowany człowiek o dobrym sercu. Oliwia jest osobą, która poświęci wiele dla swojej rodziny. Jednak kiedy jej relacja z Adamem się diametralnie zmienia postanawia dać sobie drugą szansę na szczęście. Nawet za cenę złości czy niezrozumienia ze strony siostry i rodziców. A kiedy wydaje się, że wszystko idzie w dobrą stronę, nagle dostajemy taki splot zdarzeń, że aż trzeba złapać oddech. No bo jak? Dlaczego? Przecież już miało być dobrze, aż tu nagle wszystko się sypie jak domek z kart.
Lecz prawdziwe uczucie jest w stanie wiele przetrwać. Nawet długą rozłąkę czy wydarzenia, które na pozór powinny skreślić szansę na miłość. Bo nawet, gdy rozum podpowiada, że coś jest lepsze, to serce nie zawsze się z nim zgadza.
Już dawno nie przeżyłam tylu emocji w jednej powieści. Nazwanie tego istnym rollercoasterem było by za mało. Autorka zafundowała jazdę bez trzymanki, żonglowała emocjami i sprawiała, że ciężko było się oderwać od tej powieści. Takie historie zostają zawsze na dłużej, ale jak mogłoby być inaczej kiedy dla mnie wyryła się nie tylko w pamięci, ale i w sercu.
„Kolekcjonujemy doświadczenia. Te cudowne, które chcemy zostawić ze sobą na zawsze, i te złe, które chcielibyśmy czym prędzej wymazać z pamięci. Te drugie, paradoksalnie, zostają z nami najdłużej. Nie mamy wpływu na to, jakie wyzwania postawi przed nami los i jak ciężki będzie nasz bagaż trudnych wspomnień. Ale to od nas zależy, w jaki sposób go poniesiemy. Czy weźmiemy ze...
więcej mniej Pokaż mimo to
MOJA OPINIA
Kulti – Mariana Zapata
„Codziennie trzeba pobijać własne rekordy.”
„Umysł jest silniejszy niż ciało.”
„Jeśli nie masz nic miłego do powiedzenia, w ogóle się nie odzywaj.”
„Pokonaj ich uprzejmością.”
Życie czasem potrafi zaskoczyć. Przekonała się o tym dwudziestosiedmioletnia Sal Casillas, która od dziecka była zakochana w swoim idolu i jednym z najlepszych piłkarzy na świecie – Reinerze Kultim. Gdy okazuje się, że mężczyzna zostanie trenerem jej drużyny, ekscytacja miesza się z lekkim przerażeniem. Jednak kobieta nie była przygotowana na nową i nikomu nie znaną wersję mężczyzny – taką, która bardziej irytuje i wkurza niż zachwyca!
„Ludzie będą Cię osądzać niezależnie od tego, co będziesz robić, Sal. Nie słuchaj ich, bo ostatecznie to ty musisz żyć ze swoimi wyborami i z tym, dokąd cię zaprowadzą. Nikt nie przeżyje życia za ciebie.”
Nie wierzę! Naprawdę! Autorka po raz kolejny sprawiła, że zakochałam się w jej powieści i oczywiście wykreowanych postaciach. I teraz ciężko mi się zdecydować, która z jej książek bardziej mi się podobała. Slow Burn w najlepszym wydaniu. I mimo, że to cegiełki, to każdą z historii wręcz się pochłania i aż żal odkładać.
Kolejni sportowcy, ale tym razem autorka wybrała piłkę nożną. Jednak to ich słabości oraz determinacja są najlepszym w tej powieści. Jak wiadomo ten sport wiąże się z dużymi pieniędzmi, ale aby zaistnieć i pokazać swoje najlepsze atuty potrzeba nie tylko lat ćwiczeń, ale i szczęścia. Jeden moment jednak może wszystko przekreślić. Jedna źle zinterpretowana relacja może sprawić, że to na co pracowaliśmy całe życie, ktoś będzie chciał nam zabrać, bo już się nie „opłacamy”. Sal pokazuje, że miłość do piłki nożnej jest silniejsza niż przeciwności, z którymi się przyjdzie jej zmierzyć. A pewien splot wydarzeń może sprawić, że zaprzyjaźnimy się z naszą dawną, nieodwzajemnioną, nastoletnią miłością…tylko, czy aby na pewno tu chodzi o przyjaźń?
„W życiu trzeba było czasem zaryzykować. Sięgnąć po to, czego się pragnęło, żeby na starość nie żałować. Czasem wygrywasz, czasem przegrywasz, tak już jest.”
Jest to trzecia książka Mariany Zapata, która ukazała się w Polsce, a ja już czekam na kolejną i mam nadzieję, że będzie ich znacznie więcej. Po takie powieści warto sięgać. Nie tylko dla kolejnego „książkowego męża”, czy humoru jaki wprowadza tu autorka. Ale przede wszystkim dla fabuły, która zawsze ma jakieś drugie dno, co dodatkowo intryguje i zachwyca. Nie łatwo jest napisać powieść, która jednocześnie będzie pokazywać zmagania sportowców, ich wzloty i upadki, ich słabości i mocne strony. Oraz to jak radzić sobie w zaistniałej sytuacji, jak walczyć i się nie poddawać mimo kontuzji, czy niesprzyjających nam ludziom. Tym razem autorka połączyła slow burn z enemies to lovers i wyszło jej to genialnie! „Kulti” to jedna z niewielu książek, która dostaje ode mnie 10/10!
MOJA OPINIA
Kulti – Mariana Zapata
„Codziennie trzeba pobijać własne rekordy.”
„Umysł jest silniejszy niż ciało.”
„Jeśli nie masz nic miłego do powiedzenia, w ogóle się nie odzywaj.”
„Pokonaj ich uprzejmością.”
Życie czasem potrafi zaskoczyć. Przekonała się o tym dwudziestosiedmioletnia Sal Casillas, która od dziecka była zakochana w swoim idolu i jednym z najlepszych...
„Kochałam go. Kochałam go całą sobą. Musiałam jednak uciekać, co nie do końca było moim wyborem. Nie miałam wyjścia. Opuściłam go bez słowa wyjaśnienia. Zwyczajnie go porzuciłam. Miałam tego pełną świadomość i to właśnie ona bolała najmocniej.”
„W cieniu kłamstw” to naprawdę intrygujący debiut. Autorka od samego początku do końca wiedziała jak poprowadzić historię tak, aby czytelnicy nie chcieli odłożyć książki. Blair jest przedstawiona jako pewna siebie dziennikarka śledcza, lecz przeszłość wciąż ją prześladuje i zakrada się w zakamarkach umysłu. Tym bardziej, gdy na jej drodze na nowo staje dawna, młodzieńcza miłość, od której uciekła. Ze wstydu, z obowiązku, aby chronić najbliższych?
Aiden nie bez powodu na nowo pojawia się w życiu Blair. Jednak nie tylko to, co wydarzyło się dwanaście lat temu sprawia, że nie potrafią sobie zaufać. Tajemnicze telefony, nowe i stare kłamstwa sprawiają, że ich relacja jest diametralnie inna niż za młodzieńczych lat. Jednak serce kiedyś wybrało, czy po raz kolejny dokona podobnego wyboru? A może nigdy nie przestało?
„Jego gorący oddech pieścił moją szyję. Przymknęłam oczy i zadrżałam na całym ciele. Czułam, jak zalewa mnie fala złości. Bolesne wspomnienia, które przez lata wypierałam, właśnie wracały ze zdwojoną siłą.”
Czy można stworzyć historię pełną emocji, bólu, a jednocześnie sprawiającą, że ma się ochotę potrząsnąć głównymi bohaterami? Autorka udowodniła, że jak najbardziej tak. Szczerze czytając tą książkę, miałam ochotę ją wielokrotnie odłożyć, albo wyrzucić przez okno. To ten typ fabuły, który działa na czytelnika i mimo sprzecznych emocji nie może oderwać się od czytania. Przeszłość Blair pokazuje, że nie zawsze nasze wybory, aby chronić ludzi, których kochamy są tymi słusznymi. Jednak determinacja oraz chęć zemsty, a jednocześnie pomoc kolejnym poszkodowanym dziewczynom sprawiają, że kobieta ma cel. A gdy już wszystko się zakończy, to co wtedy? Szczerość i wyznanie prawdy zawsze jest najtrudniejsze, lecz mieszanka emocji – żal, wstyd, ból i złość są toksyczne i dopiero ich wyjawienie może przynieść ulgę, tym bardziej, gdy mamy wsparcie u osoby, która mimo lat wciąż coś do nas czuje. Jeżeli będziecie chciały uderzyć Aidena – śmiało! Sama miałam na to kilka razy ochotę, lecz na końcu się zrehabilitował, ale jednak nie zapomniałam mu kilku występków!
Rzadko się zdarza, aby debiut tak mnie wciągnął i sprawił tyle przyjemności z czytania. Przeszłość i teraźniejszość się ze sobą mieszają, co pokazuje, że pierwsze wrażenie, co do bohatera może być mylne. Autorka postawiła na emocje, ale i trudny temat, gdzie zazwyczaj po latach wciąż mamy zahukaną dziewczynę. Blair pokazuje swoją pewność siebie, swoją wartość, pytanie tylko czy to prawda czy maska? Czekam na kolejne powieści autorki i chyba zacznę się bać – moje nerwy mogą tego nie wytrzymać (żartowałam)!
„Kochałam go. Kochałam go całą sobą. Musiałam jednak uciekać, co nie do końca było moim wyborem. Nie miałam wyjścia. Opuściłam go bez słowa wyjaśnienia. Zwyczajnie go porzuciłam. Miałam tego pełną świadomość i to właśnie ona bolała najmocniej.”
„W cieniu kłamstw” to naprawdę intrygujący debiut. Autorka od samego początku do końca wiedziała jak poprowadzić historię tak, aby...
„Zostali wkręceni we wspólny urlop. Obopólna niechęć zaczyna przeradzać się w płomień namiętności.”
Nie tylko bohaterowie zostali wkręceni, ale ja również. Niestety jest to typ książki, którego ja nie toleruje, a piękna okładka nie ukoi nerwów po jej przeczytaniu. Czytając tą powieść wielokrotnie miałam takie WTF…co tu się dzieje i dlaczego tak. Autorka miała jakiś zarys fabuły na ciekawą historię, ale całość wyszła niestety słabo. Wiele scen nie było dla mnie zrozumiałych, bo logicznie się w całość nie sklejały. Dodatkowo masa błędów, takich jak np. okazuje się, że mamy dwa poniedziałki, albo to, co wydarzyło się w czwartek nagle okazuje się, że jednak w sobotę. Dorzućmy do tego te same myśli bohaterów, a mamy przepis na ocenę w dół.
Zacznijmy jednak od początku, gdzie jeszcze nie wyczułam tragedii. Dopóki Rosalyn nie zgodziła się wyjechać do domku przyjaciółki, który jest położony w lesie, a trzeba zaznaczyć, że ma stalkera. Co do niego, to nic się nie dzieje, dalej nic, aż facet wyskakuje nie wiadomo skąd i ją porywa. Ale spokojnie dwóch rycerzy ją ratuje. Przypadkowy facet poznany w parku, a później w barze postanawia okazać się również psychopatą i gdyby nie nasz Gabriel to mogłoby dziewczę zostać wykorzystane. I teraz mam pytanie – co ona ma w sobie takiego, że przyciąga takie osobniki?
Nasz tytułowy Gabriel, którego dosięgnęła strzała amora, mimo, że wcześniej z Rosalyn się znali, ale jej nie zauważał? Oczywiście na koniec również nie zabraknie „dreszczyku emocji”. I gdyby tak wyciąć wiecznie powtarzane myśli bohaterów, nomen omen takich samych, gdzie mamy fascynację drugą osobą, to w sumie nie wiem, czy nowela z tego by wyszła. Nudziłam się, wielokrotnie miałam dość tych ich zabaw, czy jakiś dziwnych sytuacji, które do niczego nie prowadziły. Fabuła miała potencjał, ale słabo został wykorzystany, bohaterowie i ich zachowanie również nie zaskakuje, ani nie zachwyca.
Podsumowując – słaba fabuła, bohaterowie, którzy irytują na każdym kroku, seks jest lekarstwem na wszystko, psychopaci, ale niegroźni oraz nagłe zainteresowanie, bo przebijają się sutki przez koszulkę czy też drugi obiekt westchnień jej nie ma. Ogólnie absurd gonił absurd, a logika szybko wyszła. Dla mnie powieść bardzo słaba i niedopracowana właściwie tak od 30 str. Na pytanie czy mam w planach sięgnąć po kontynuacje jest tylko jedna odpowiedź – nie.
„Zostali wkręceni we wspólny urlop. Obopólna niechęć zaczyna przeradzać się w płomień namiętności.”
Nie tylko bohaterowie zostali wkręceni, ale ja również. Niestety jest to typ książki, którego ja nie toleruje, a piękna okładka nie ukoi nerwów po jej przeczytaniu. Czytając tą powieść wielokrotnie miałam takie WTF…co tu się dzieje i dlaczego tak. Autorka miała jakiś zarys...
Uwielbiam komedie romantyczne! Są taką odskocznią od tych cięższego kalibru, gdzie mamy istny rollercoaster emocji czy wyciskacz łez. Przez większość historii Elli i Wiktora dobrze się bawiłam. Jednak ani rewelacyjna okładka ani intrygujący opis nie były wstanie zakamuflować mojego małego rozczarowania.
„Po prostu chcieliśmy zdać się na los, który nie zawsze nas oszczędzał, ale ostatecznie okazał się łaskawy. Wreszcie przyznałem, że w życiu nic nie dzieje się bez powodu. Czasem może się nam wydawać, że nieszczęścia są karą za błędy. Ale może trudniejsze momenty są pewnego rodzaju próbą, testem, od którego wyniku będzie zależeć reszta naszego życia? Chyba naprawdę zaczynałem w to wierzyć.”
Autorka postawiła na zmienne tempo fabuły. Początkowo wszystko było fajnie opisane – sceny z pożaru i heroicznego wyczynu Wiktora, po czym nastąpiła seria złych momentów. Ich wyjazdy, ze względu na sławny filmik w sieci czy kontuzję. Ich spotkania na plaży i wolno rozwijająca się relacja. Wspomnienia z przeszłości, gdzie można poczuć lekki żal i smutek. Aż do zakończenia, gdzie nagle coś się nie zgrało. A to dlatego, że w ostatnim momencie autorka postanowiła przyśpieszyć bieg wydarzeń niczym japońskie pendolino. I nagle mamy koniec historii i takie lekkie rozczarowanie – ale to już koniec? Tylko tyle, gdzie w bardzo krótkim czasie zadziało się naprawdę wiele?
Nie tylko samo zakończenie sprawiło, że się rozczarowałam tą powieścią. Były momenty, gdzie nie mogłam zrozumieć Elli. Z jednej strony pewna siebie i swoich walorów kobieta, nazywana przez innych Cruellą, z drugiej miałam wrażenie, że jest całkowicie inną osobą i to tylko przy Wiktorze. Tak jakby to właśnie jemu chciała tylko pokazać, że jest wrażliwą dziewczyną, zranioną przed laty. Tylko, że Ella miała takie wahania nastroju, jakby co najmniej była w ciąży i szalały jej hormony. I niestety słabo to wypadło. Wiktor, jak to typowy mężczyzna, nie raz musiał pokazać, że jest dupkiem, ale jednak z dobrym, lecz złamanym sercem.
W takiej kombinacji po prostu wszystko mi się gryzło i nie raz zastanawiałam się, co takiego niby się wydarzyło, że któreś z nich aż tak zareagowało.
Niestety, ale muszę również tutaj wspomnieć o błędach, a właściwie o masowych literówkach, które tu się pojawiły. I nie mówię, o tych specjalnie założonych, jakie wprowadzał „Łoman”, czyli szwagier Elli. Najbardziej jednak zadziwiające jest to, że za korektę były odpowiedzialne aż dwie osoby…yhym…więcej nie będę tego tematu rozwijała.
Miało być hot – gorąca afera, piasek, morze i wciąż wzrastająca temperatura między bohaterami. Szkoda, że pojawiła się tylko znikoma jego część. Gdyby odpowiednio rozwinąć tą powieść, nadać jakiegoś bardziej wyrazistego charakteru, byłaby to iście wakacyjna przygoda, a tak to mamy taką „na raz”, ewentualnie dla zabicia czasu.
Uwielbiam komedie romantyczne! Są taką odskocznią od tych cięższego kalibru, gdzie mamy istny rollercoaster emocji czy wyciskacz łez. Przez większość historii Elli i Wiktora dobrze się bawiłam. Jednak ani rewelacyjna okładka ani intrygujący opis nie były wstanie zakamuflować mojego małego rozczarowania.
„Po prostu chcieliśmy zdać się na los, który nie zawsze nas oszczędzał,...
„Trwali tak więc przy sobie jak dwa chwasty otoczone gromadą pięknych, ale okrutnych kwiatów. Odporni, twardzi, zamknięci w swoim świecie. Uciekali w komiksy, książki i wymyślone krainy, w których nikt z nikogo się nie naśmiewa...”
Klaudia i Filip kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi. Oudsiderami, dziwakami dla innych, lecz dla siebie byli wsparciem, gdzie nie ma wyidealizowanych standardów jak ktoś ma wyglądać czy się zachowywać. Chłopiec, który uwielbiał książki oraz gry, błyskotliwy, wyrósł na mężczyznę, który nie zamierzał się dostosowywać do innych. Dziewczynka, która kiedyś była jak wielobarwny kwiat, pełna radości, chciała coś w swoim życiu zmienić. Schudła, znalazła nowych znajomych i odtrąciła tą pierwszą prawdziwą przyjaźń. Po latach okazuje się, że Filip i Klaudia znów na siebie trafiają. Wspólna praca jednak pokazuje jak się od siebie różnią. Ona – imprezowiczka, wiecznie perfekcyjnie wyglądająca i pokazująca swoją wyższość wobec innych. Lecz skrywająca smutny efekt takiego postępowania. On – ten sam nerd w okularach i kraciastych koszulach, jedynie już nie jest wychudzonym chłopcem, a dojrzałym mężczyzną. Jedno wspólne zadanie, zamienia się w duży problem, który ich szef wykorzystuje, aby zrobili dla niego resarch, który pomorze mu otworzyć nową restaurację w Zakopanem. Problem jednak w tym, że muszą tam jechać razem i to w okresie świąt Bożego Narodzenia!
„Gdy myślisz, że wszystko już skończone, pamiętaj, że święta to czas cudów!”
Magia świąt, Zakopane i góry zimą. Idealne tło, aby pokazać swoje prawdziwe sekrety i oblicza. Bo gdy trzeba ze sobą spędzić wiele wspólnych godzin w restauracjach, to jakoś łatwiej do szczerej rozmowy. Filip z początku uważa Klaudie za pozerkę, rozpuszczoną dziewczynkę, której w głowie tylko nowe ciuchy i ekskluzywne życie. I tak właśnie z początku się ona prezentuje, lecz to maska, aby nikt znów jej nie wytykał palcami. Ułuda, która chroni ją przed samotnością. Czyżby? Ponieważ pod warstwą makijażu czy modnych ciuchów wciąż kryje się niepewna dziewczynka, która pragnie uwagi i miłości, ale tej szczerej.
„Kiedy większą część życia się udaje i stara dostosować do standardów, bycie sobą staje się czymś niewygodnym. Czymś, do czego trzeba się zmuszać.”
Klaudia uważa Filia za nerda, który nic się nie zmienił i nie chce się dostosować do otoczenia. Ale po co? Aby źle się czuć w nieodpowiednim ubraniu, zatracić swoje ideały czy nawet samego siebie? Ten wyjazd z początku zapowiadał się koszmarnie, lecz z czasem każde z nich uczyło się czegoś nowego, odkrywali, że pod pozorami są schowane całkiem różne oblicza.
„Musisz bardziej wierzyć w siebie. Wtedy wszystko jest łatwiejsze.”
Autorka pokazała, że nawet najprostsza historia może nieść w sobie wiele cennych rad, jak i pokazać, że nigdy tak naprawdę nie znamy tej drugiej osoby, dopóki sama nie zechce otworzyć się przed nami!
„Bzdury. Miłość nie jest po to, żeby sobie na nią zasłużyć. Tylko po to, by ją przeżywać.”
„Trwali tak więc przy sobie jak dwa chwasty otoczone gromadą pięknych, ale okrutnych kwiatów. Odporni, twardzi, zamknięci w swoim świecie. Uciekali w komiksy, książki i wymyślone krainy, w których nikt z nikogo się nie naśmiewa...”
Klaudia i Filip kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi. Oudsiderami, dziwakami dla innych, lecz dla siebie byli wsparciem, gdzie nie ma...
Eliza to pogodna dusza, która marzy o pracy w modelingu. Jednak, aby tego dokonać musi się starać znacznie więcej niż inne dziewczyny. Trochę większy rozmiar niż S, sprawia, że wciąż musi biegać na castingi i gonić marzenia. Na co dzień zarabia, sprzątając szafy bogatym celebrytom i to właśnie od jednej z nich dostaje propozycję pracy jako opiekunka, tylko zdecydowanie to już nie jest mały chłopiec. A wokalista zespołu The Black Suede, który od 2 lat nie radzi sobie ze swoimi emocjami, uzależnieniem i tym, co wydarzyło się w przeszłości.
Oboje są z różnych światów, lecz każde z nich doświadczyło wielu krzywd od innych. Początki współpracy są ciężkie, lecz z każdym dniem coraz bardziej odkrywają w jaką sieć manipulacji wpadli.
Historia niczym z amerykańskich filmów, dająca nadzieję na zmiany, w sytuacjach wydających się bez wyjścia. Autorka zaskoczyła mnie fabułą, jak i problemami z jakimi mierzą się bohaterowie. Ta powieść w zimowej odsłonie pokazuje, że to, co dla jednych jest spełnieniem marzeń, dla innych może się okazać destrukcyjne, tym bardziej, gdy wszyscy wokół próbują zrobić z ciebie marionetkę. Nikodem niegdyś był gwiazdą, lecz pewne wydarzenia sprawiły, że ta iskra zgasła. Narkotyki, alkohol, wieczne imprezy i jeden błąd, który zmienił wszystko. Jest jak kukiełka w rękach bliskich mu osób i dopiero pojawienie się w jego życiu Elizy sprawia, że odnajduje to, czego zawsze pragnął. Nikodem od małego był wychowywany na gwiazdę, maszynkę do zarabiania pieniędzy, Eliza musiała sama walczyć o swoje marzenia.
Słodko-gorzka opowieść o problemach, uzależnieniach, body shamingu oraz trudnych relacjach z rodzicami i manipulacji ludzkiej. Ta historia pokazuje, że sława i pieniądze nie zawsze dają szczęście. Bo to właśnie ludzie, którzy nas otaczają sprawiają, że chcemy być lepsi. Sam rozgłos może być tymczasowy, jednak odpowiednie osoby zostaną z nami zawsze. Nikodem i Eliza diametralnie się od siebie różnią i nie chodzi o status społeczny czy wygląd, lecz każde z nich otrzymało inne wzorce w dzieciństwie. A to sprawia, że dopełniają się razem.
Historia w jesienno-zimowej aurze, z magią świąt, która pokaże, że nie ważny jest wygląd, status czy kim jesteśmy. Bo w życiu liczy się znacznie więcej!
Eliza to pogodna dusza, która marzy o pracy w modelingu. Jednak, aby tego dokonać musi się starać znacznie więcej niż inne dziewczyny. Trochę większy rozmiar niż S, sprawia, że wciąż musi biegać na castingi i gonić marzenia. Na co dzień zarabia, sprzątając szafy bogatym celebrytom i to właśnie od jednej z nich dostaje propozycję pracy jako opiekunka, tylko zdecydowanie to...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Bo gdy wszystko wydaje się sprzyjać, przyjmowanie rzeczy za pewnik jest takie łatwe. Jednak dopiero wtedy, gdy zaczynasz brać za pewnik najbardziej podstawowe rzeczy, życie postanawia dać ci do zrozumienia, że jesteś niewdzięcznym idiotą.”
I jak tu nie pokochać Lukova!
Ivan Lukov jest już zapisaną legendą w łyżwiarstwie figurowym. Jasmine Santos mimo, że od wielu lat jest jedną z najlepszych zawodniczek nie miała szczęścia, aby ją doceniono. Wydaje się, że jej kariera zawieszona od pewnego czasu zakończy się przedwcześnie. Lecz propozycja od samego Ivana Lukova może być szansą, aby wybić się od dna, w które niespodziewanie wpadła. Tylko czy osoby, które od lat się nienawidzą potrafią stworzyć duet, który wygra?
„Miłość była impulsem oznaczającym, że ktoś w ciebie wierzy, gdy samemu się tej wiary nie miało.”
Mariana Zapata w swojej powieści pokazuje to, co najlepsze i to po raz kolejny. Idealna mieszanka hate-love z slow burn, a do tego bohaterowie, których nie da się nie polubić. Kolejna „cegiełka”, która trafia na moją listę the Best books. Pełna humoru, emocji, wydarzeń, które nie raz zaskoczą. Największym plusem książek autorki jest to, że cała historia jest z perspektywy kobiecej bohaterki, dzięki czemu tak naprawdę nie wiemy jak się zachowa, ani co czuje czy myśli męska postać. A to jedynie tylko nakłania do tego, aby czytać i spróbować się dowiedzieć, co dalej, jak potoczą się kolejne relacje czy zdarzenia.
Jasmine jest pełna sprzecznych emocji – ma dobre serce, chociaż niektórym się wydaje, że wykute z lodu. Ceni i kocha swoją rodzinę, chce, aby byli z niej dumni, lecz, gdy jej kariera nie układa się tak jak to sobie wymarzyła, czuje, że być może zawiodła. Pełna determinacji, co jest idealnym przykładem do naśladowania, bo to właśnie dzięki ciężkiej pracy w życiu można osiągnąć bardzo wiele, grunt to nie poddawać się! W szczególności, gdy pomocną dłoń do ciebie wyciąga sam Ivan Lukov, człowiek okrzyknięty legendą za życia. Jednocześnie zadziorny, pewny siebie i swoich możliwości oraz kryjący pewną tajemnicę, której lepiej zawczasu nie zdradzać.
Kolejna powieść autorki, przy której przepadłam i to dosłownie. Dwa wątki, które uwielbiam połączone w jednej historii, a do tego dodajmy rzadko spotykany motyw łyżwiarstwa figurowego, a dostaniemy jedną z najlepszych powieści wydanych w 2022. Myślałam, że po „Wielki mur z Winnipeg i ja” nie dam się zaskoczyć…no cóż niekiedy człowiek jest naiwny.
„Bo gdy wszystko wydaje się sprzyjać, przyjmowanie rzeczy za pewnik jest takie łatwe. Jednak dopiero wtedy, gdy zaczynasz brać za pewnik najbardziej podstawowe rzeczy, życie postanawia dać ci do zrozumienia, że jesteś niewdzięcznym idiotą.”
I jak tu nie pokochać Lukova!
Ivan Lukov jest już zapisaną legendą w łyżwiarstwie figurowym. Jasmine Santos mimo, że od wielu lat jest...
„Są sztormy, które trzeba przeczekać i lepiej nie być wtedy samemu.”
Kennedy kiedyś była szaloną, małą dziewczynką, pełną marzeń, radości i która sprawiała, że chodź przez chwile i twoje życie może być kolorowe. Taka była kiedyś. Dziś po traumatycznych przeżyciach i zakończonym małżeństwie próbuje na nowo ułożyć sobie życie, lecz jej wewnętrzna iskra przygasła. Gdy na początku poznaje Jaxa, nie rozpoznaje w nim swojego dziecięcego przyjaciela. Dla niej jest Panem Charakterkiem, który swoim postępowaniem nie raz ją zaskakuje lub rani. Jednak, gdy demony zaczynają ich przytłaczać, odnajdują w sobie nawzajem niespodziewane wsparcie.
„Kiedy moja wła¬sna hi¬sto¬ria mi¬ło¬sna zo¬sta¬ła prze¬rwa¬na, sku¬pia¬łam się na wy¬my¬ślo¬nych, aby ule¬czyć zła¬ma¬ne serce. Kiedy mój świat za¬czął się roz¬pa¬dać, książ¬ki nadal przy¬wra¬ca¬ły wiarę w szcz꬜li¬we za¬koń¬cze¬nia. Ra¬to¬wa¬ły mnie, gdy moja dusza pa¬da¬ła ofia¬rą naj¬ci꿬szych sztor-mów.”
Są niekiedy takie historie, które z jednej strony nam się podobają, a z drugiej czegoś im brakuje. I tak właśnie jest z „Południowymi sztormami”. Autorka wybrała bardzo ciekawy temat, to jak życie czasami potrafi w jednej sekundzie diametralnie się zmienić, a jednocześnie i nas. Ta powieść daje iskierkę nadziei, że nawet po największych sztormach, można wyjść z mroku i odnaleźć szczęście oraz radość z życia.
„Czasami ktoś musi nas popchnąć, abyśmy przypomnieli sobie, że wciąż jesteśmy w ruchu.”
Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, lecz mam mieszane uczucia. Sama fabuła nie była zła, miała jednak lepsze i gorsze momenty. Zabrakło mi rozbudowania niektórych wątków oraz relacji między bohaterami. Ta historia mogłaby być niewątpliwie wspaniała, gdyby ją zwolnić, nadać większego charakteru, ponieważ mimo przeżyć Kennedy i Jaxa, ja tego nie odczułam. Powieść jest napisana za lekko, zbyt przewidywalnie, co ukrywa wszelkie emocje, a to one tu miały by wiele do powiedzenia, gdyby dać im przestrzeń. Gdyby przerobić tą historię w typowe Slow Burn byłoby znacznie lepiej, a tak mam uczucie, że czegoś ważnego mi tu brakuje.
Jeżeli chodzi o tą serię, to chyba sobie odpuszczę kontynuacje, lecz inne powieści autorki czekają na przeczytanie. Może to w nich odnajdę to, co lubię.
„Są sztormy, które trzeba przeczekać i lepiej nie być wtedy samemu.”
Kennedy kiedyś była szaloną, małą dziewczynką, pełną marzeń, radości i która sprawiała, że chodź przez chwile i twoje życie może być kolorowe. Taka była kiedyś. Dziś po traumatycznych przeżyciach i zakończonym małżeństwie próbuje na nowo ułożyć sobie życie, lecz jej wewnętrzna iskra przygasła. Gdy na...
Jestem miłośniczką książek z wątkiem współlokatorów, lecz zdecydowanie wolę jak całość przebiega w stylu Slow Burn, a nie powiewa nudą i rozczarowaniem już po pierwszych rozdziałach, a niestety tak właśnie skończyło się z tą powieścią.
Kupiłam i sięgnęłam po tą książkę, bo była dosłownie wszędzie, aż miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a wyskoczy mi z lodówki lub z piekarnika. Nie zaprzeczę również, iż jestem sroką okładkową, a wszelkiego rodzaju graficzne i kolorowe okładki aż mnie namawiają, aby po nie sięgnąć. No i tu mam niestety z tym problem, bo zapalę się po polecajkach do jakieś powieści, a później następuje zwarcie i mam ochotę wywalić książkę już po 4 rozdziale. Ja nie wiem jakim cudem ją skończyłam, chyba jedynie chciałam wiedzieć, jakim niby sposobem autorce uda się połączyć głównych bohaterów. A skoro mamy do czynienia z grzeczną dziewczynką z dobrego i bogatego domu oraz aktorem filmów dla dorosłych, to każdy spodziewa się, iż będzie intrygująco i hot. Dla mnie zdecydowanie było nudno i not…
„Nigdy nie wyszukuj współlokatora w internecie” – tak o to marketing zadziałał i sięgnęłam po tą powieść. Lecz na pewno nie jestem jedyna, która chciała, aby ta tajemnica wyciekła trochę później, a nie po 2 dniach znajomości. Clara okazała się strasznie naiwną dziewczyną, która postanawia „ratować” swoją godność, ale chyba nie o to w tym chodziło, aby nagła niezależność skończyła się poradnikiem seksualnym, gdzie trzeba zaznaczyć, że ona sama nie ma o tym bladego pojęcia. Tak po za tym, kto normalny leci przez praktycznie cały kraj, aby spotkać się z facetem, który od lat ma cię gdzieś i traktuje cię jak kumpla, a nie kobietę? Josh – ja nie wiem co autorki mają z tym, aby facetów, którzy są aktorami robić tak nie ogarniętych życiowo. Mam wrażenie, że jedynie potrafią posługiwać się penisem, a nie mózgiem, chociaż wiadomo, że większość mężczyzn ma ich dwa, lecz nie zawsze używają właściwego.
Przez 90% w tej powieści wieje nudą i nic po za tym. Jestem pełna podziwu, że ta książka nie nauczyła się dzięki mnie latać, za to ból głowy jest gwarantowany. W szczególności kiedy nie lubicie momentami złego tłumaczenia i narracji, która aż woła o pomstę do redakcji, aby to zmieniła. Powieść dla masochistów….
Jestem miłośniczką książek z wątkiem współlokatorów, lecz zdecydowanie wolę jak całość przebiega w stylu Slow Burn, a nie powiewa nudą i rozczarowaniem już po pierwszych rozdziałach, a niestety tak właśnie skończyło się z tą powieścią.
więcej Pokaż mimo toKupiłam i sięgnęłam po tą książkę, bo była dosłownie wszędzie, aż miałam wrażenie, że jeszcze chwila, a wyskoczy mi z lodówki lub z...