rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

W zeszłym roku miałam przyjemność przeczytać debiutancką powieść Łukasza Szustera pt. „Splątani”. Autor oczarował mnie stworzoną przez siebie historią, wciągając w świat Borsztajna, Zuzy, Filipa i naprawdę upiornego rodzeństwa Kutzów. Po zakończeniu pierwszego tomu z niecierpliwością wyczekiwałam kontynuacji, tym bardziej, że zapowiedź pojawiająca się w końcówce, brzmiała bardzo intrygująco. I oto doczekałam się. 23 marca premierę miał tom drugi zatytułowany „Upiorni”. Jestem już po lekturze i muszę Wam powiedzieć, że jeśli „Splątani” wywołali we mnie fale emocji, tak druga część zmiażdżyła mnie totalnie. Przygotujcie się na ostrą jazdę bez trzymanki.
Akcja „Upiornych” zaczyna się kilka miesięcy po wydarzeniach, które poznaliśmy w poprzednim tomie. Życie na pozór wróciło do normy. Wilhelm Borsztajn nadal pracuje w policji, Zuza i Filip trenują swoje zdolności. Jednak nie liczcie na sielskość. O nie! Ten spokój jest tylko pozorny. Oto w szpitalu, po kilku latach spędzonych w śpiączce, budzi się pewien pacjent. Dodam tylko, że jest to naprawdę efektowne przebudzenie i aż żal mi tych biednych salowych...
Fabuła „Upiornych” opiera się na dwóch filarach. Jednym z nich jest zemsta, która kieruje poczynaniami Kremera, drugim bliżej nieokreślone zagrożenie, które wisi nad całym światem, a zapobiec mu mogą tylko badania prowadzone w kopułach (właściwie zdolności osób biorących w nich udział).
Książka jest pełna dynamicznych zwrotów akcji. Autor nie stroni od mocnych opisów. Muszę przyznać, że ich plastyczność sprawiała, iż dokładnie wyobrażałam sobie każdą scenę. Do tej pory niemalże słyszę odgłos rozdeptywanej gałki ocznej.
W powieści, oprócz znanych nam już bohaterów, pojawia się nowa postać, która sporo namiesza. Tajemniczy mężczyzna nie powstrzyma się przed niczym, często łamiąc zasady i normy moralne. Jego postępowanie generuje pytanie, czy naprawdę cel uświęca środki.
Zakończenie książki ponownie wbiło mnie w fotel. Wizja alternatynwnej rzeczywistości, wykreowana przez autora, wpasowuje się w moje osobiste przekonania, że wszystko co się dzieje dookoła nas, jest spójną całością. Przestawienie jednego z elementów może zaburzyć harmonię i zmienić obraz. Czasem musi wydarzyć się coś złego, aby zapobiec czemuś jeszcze gorszemu. Zdecydowanie cieszę się, że w naszym świecie nie doszło do takiej ingerencji, jaka miała miejsce w „Upiornych”.
Łukaszu, gratuluję kolejnej rewelacyjnej powieści. To mocna książka, która stanowi rewelacyjny materiał na scenariusz dobrego thrillera. Może warto zainteresować nią Netfilx?

W zeszłym roku miałam przyjemność przeczytać debiutancką powieść Łukasza Szustera pt. „Splątani”. Autor oczarował mnie stworzoną przez siebie historią, wciągając w świat Borsztajna, Zuzy, Filipa i naprawdę upiornego rodzeństwa Kutzów. Po zakończeniu pierwszego tomu z niecierpliwością wyczekiwałam kontynuacji, tym bardziej, że zapowiedź pojawiająca się w końcówce, brzmiała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Ludzki duch to coś niesamowitego. Nic nie dorówna jego sile - miażdżony w ucisku rzadko się łamie. Uwięziony w naszych słabych, zawodnych ciałach nigdy nie daje się zniewolić”. Tak rozpoczyna się najnowsza książka Kelly Rimmer, która zabiera nas w podróż w czasie do lat czterdziestych dwudziestego wieku. Do chwil, gdy człowiek człowiekowi potrafił zgotować najgorszy los, ale gdy był też zdolny do największych poświęceń. Przenosimy się do Warszawy ( a później również Łodzi) i towarzyszymy dwojgu głównych bohaterów Romanowi i Elżbiecie a właściwie Emilii. Narracja pierwszoosobowa prowadzona jest naprzemiennie z punktu widzenia każdego z nich, przez co możemy doskonale wczuć się w całą sytuację. Autorka umiejętnie dobiera słowa i kreśli przed naszymi oczami obrazy, które chwytają za serce, chociażby jak scena na diabelskim młynie, gdy bawiąc się po jednej stronie zbudowanego przez nienawiść muru, widziało się inny świat. To zestawienie radości i zabawy z cierpieniem, bólem oraz śmierci jest tak wyraziste, że trudno powstrzymać emocje. Warszawa, miasto doświadczone przez los, podzielone murem, za którym znaleźli się ci „gorsi”. Ci, których według niemieckiego planu czyszczenia świata miało nie być.
Gdy zaczęłam czytać tę książkę, przepadłam. Wszystko przestało się liczyć. Byłam tylko ja i zaklęta na kartach historia. Nie mogłam się od niej wprost oderwać. Pochłonęła mnie bez reszty. Bolesna była świadomość, że autorka opisywała prawdziwe czasy i wydarzenia, które naprawdę miały miejsce. Że matki musiały podejmować decyzję, które dziecko ocalić, że śmierć stała się czymś powszechnym, a strach towarzyszył ludziom, w każdej sekundzie życia. I to rozpaczliwe chwytanie się iskierki nadziei... Scena, gdy rodzice Romana rozmawiają o planach Niemców związanych z Żydami, i debatują czy powinni zgłosić się do tworzonego obozu pracy w Treblince, gdzie ma być lepiej niż w getcie, chwyta za serce, tak samo jak i wiele innych scen. Ja płakałam czytając niektóre z nich.
Kelly Rimmer stworzyła książkę piękną i bardzo prawdziwą. Oddziałującą na nasze uczucia. Według mnie każdy powinien przeczytać tę historię, zwłaszcza teraz. Jak niewiele trzeba, aby podzielić ludzi na gorszych i lepszych. Aby zbudować mur nienawiści. A przecież wszyscy czujemy, wszyscy chcemy żyć. Pociechą jest myśl, że nawet w najgorszych czasach zawsze znajdą się ludzie, dla których życie innych jest najwyższą wartością. Osoby, który ryzykując wszystko, spróbują ocalić tylu, ilu zdołają.
Kocham pióro Kelly Rimmer. Jak dobrze, że wśród tylu miałkich powieści, jakie obecnie zasypują wydawniczy rynek, nie wnosząc przy tym zupełnie nic, znajdują się i takie perełki. „Sierotę z Warszawy” polecam każdemu. Tę książkę trzeba po prostu przeczytać.

„Ludzki duch to coś niesamowitego. Nic nie dorówna jego sile - miażdżony w ucisku rzadko się łamie. Uwięziony w naszych słabych, zawodnych ciałach nigdy nie daje się zniewolić”. Tak rozpoczyna się najnowsza książka Kelly Rimmer, która zabiera nas w podróż w czasie do lat czterdziestych dwudziestego wieku. Do chwil, gdy człowiek człowiekowi potrafił zgotować najgorszy los,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie książki, które sprawiają, że nie sposób się od nich oderwać, a po zakończonej lekturze na długo zostają w pamięci. "Fatalne zauroczenie" Elżbiety Gizeli Erban zalicza się właśnie do takich pozycji. Trzy tomy historii, która porusza każdą cząstkę naszego jestestwa pokazując życie dziewczyny, dla której miłość okazała się przekleństwem. Tej książki nie można czytać bezrefleksyjnie, gdyż jest to opowieść oparta na faktach. Iza istniała i na kartach powieści zawarte są jej prawdziwe losy.
Cokolwiek bym napisała o tej książce i tak nie oddam jej obrazu. Po prostu trzeba ją przeżyć. Tak, dokładnie przeżyć, gdyż czytając mimowolnie stajemy się Izą. Czujemy to co ona, poczynając od pierwszej niewinnej fascynacji dopiero co poznanym oficerem, po wybuch namiętności a następnie rozpacz, gdy marzenia, które snuła, okazują się ułudą. Piękne słowa, wielkie plany, wszystko to rozsypuje się jak domek z kart. Zostaje tylko ból i świadomość jak wielki popełniło się błąd. Aby go naprawić trzeba by zranić najbliższych, być może sprowadzić na nich zagrożenie. Lepiej więc trwać w matni nie licząc na żaden cud.
Po każdej burzy na niebie pojawia się słońce, więc i dla Izy nadchodzą lepsze dni. Przeżyta trauma odcisnęła na niej piętno, jednak jest ktoś, kto może uleczyć jej zbolałą duszę. Tylko czy w normalnym życiu możliwy jest happy end? Anna Jantar śpiewała "nic nie może przecież wiecznie trwać, za miłość przyjdzie kiedyś nam zapłacić..." Jaką cenę zapłaci Iza?
Zachęcam Was do przeczytania "Fatalnego zauroczenia". Dla mnie to najlepsza książka obecnie dostępna na polskim rynku. W Ameryce od razu stałaby się bestsellerem a prace nad ekranizacją trwałyby już w najlepsze. Mam nadzieję, że i w Polsce zostanie należycie doceniona. Zobaczcie jak piszą prawdziwi Pisarze, bo Pani Elzbieta Gizela Erban jest nim na pewno

Są takie książki, które sprawiają, że nie sposób się od nich oderwać, a po zakończonej lekturze na długo zostają w pamięci. "Fatalne zauroczenie" Elżbiety Gizeli Erban zalicza się właśnie do takich pozycji. Trzy tomy historii, która porusza każdą cząstkę naszego jestestwa pokazując życie dziewczyny, dla której miłość okazała się przekleństwem. Tej książki nie można czytać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie książki, które sprawiają, że nie sposób się od nich oderwać, a po zakończonej lekturze na długo zostają w pamięci. "Fatalne zauroczenie" Elżbiety Gizeli Erban zalicza się właśnie do takich pozycji. Trzy tomy historii, która porusza każdą cząstkę naszego jestestwa pokazując życie dziewczyny, dla której miłość okazała się przekleństwem. Tej książki nie można czytać bezrefleksyjnie, gdyż jest to opowieść oparta na faktach. Iza istniała i na kartach powieści zawarte są jej prawdziwe losy.
Cokolwiek bym napisała o tej książce i tak nie oddam jej obrazu. Po prostu trzeba ją przeżyć. Tak, dokładnie przeżyć, gdyż czytając mimowolnie stajemy się Izą. Czujemy to co ona, poczynając od pierwszej niewinnej fascynacji dopiero co poznanym oficerem, po wybuch namiętności a następnie rozpacz, gdy marzenia, które snuła, okazują się ułudą. Piękne słowa, wielkie plany, wszystko to rozsypuje się jak domek z kart. Zostaje tylko ból i świadomość jak wielki popełniło się błąd. Aby go naprawić trzeba by zranić najbliższych, być może sprowadzić na nich zagrożenie. Lepiej więc trwać w matni nie licząc na żaden cud.
Po każdej burzy na niebie pojawia się słońce, więc i dla Izy nadchodzą lepsze dni. Przeżyta trauma odcisnęła na niej piętno, jednak jest ktoś, kto może uleczyć jej zbolałą duszę. Tylko czy w normalnym życiu możliwy jest happy end? Anna Jantar śpiewała "nic nie może przecież wiecznie trwać, za miłość przyjdzie kiedyś nam zapłacić..." Jaką cenę zapłaci Iza?
Zachęcam Was do przeczytania "Fatalnego zauroczenia". Dla mnie to najlepsza książka obecnie dostępna na polskim rynku. W Ameryce od razu stałaby się bestsellerem a prace nad ekranizacją trwałyby już w najlepsze. Mam nadzieję, że i w Polsce zostanie należycie doceniona. Zobaczcie jak piszą prawdziwi Pisarze, bo Pani Elzbieta Gizela Erban jest nim na pewno

Są takie książki, które sprawiają, że nie sposób się od nich oderwać, a po zakończonej lekturze na długo zostają w pamięci. "Fatalne zauroczenie" Elżbiety Gizeli Erban zalicza się właśnie do takich pozycji. Trzy tomy historii, która porusza każdą cząstkę naszego jestestwa pokazując życie dziewczyny, dla której miłość okazała się przekleństwem. Tej książki nie można czytać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie książki, które sprawiają, że nie sposób się od nich oderwać, a po zakończonej lekturze na długo zostają w pamięci. "Fatalne zauroczenie" Elżbiety Gizeli Erban zalicza się właśnie do takich pozycji. Trzy tomy historii, która porusza każdą cząstkę naszego jestestwa pokazując życie dziewczyny, dla której miłość okazała się przekleństwem. Tej książki nie można czytać bezrefleksyjnie, gdyż jest to opowieść oparta na faktach. Iza istniała i na kartach powieści zawarte są jej prawdziwe losy.
Cokolwiek bym napisała o tej książce i tak nie oddam jej obrazu. Po prostu trzeba ją przeżyć. Tak, dokładnie przeżyć, gdyż czytając mimowolnie stajemy się Izą. Czujemy to co ona, poczynając od pierwszej niewinnej fascynacji dopiero co poznanym oficerem, po wybuch namiętności a następnie rozpacz, gdy marzenia, które snuła, okazują się ułudą. Piękne słowa, wielkie plany, wszystko to rozsypuje się jak domek z kart. Zostaje tylko ból i świadomość jak wielki popełniło się błąd. Aby go naprawić trzeba by zranić najbliższych, być może sprowadzić na nich zagrożenie. Lepiej więc trwać w matni nie licząc na żaden cud.
Po każdej burzy na niebie pojawia się słońce, więc i dla Izy nadchodzą lepsze dni. Przeżyta trauma odcisnęła na niej piętno, jednak jest ktoś, kto może uleczyć jej zbolałą duszę. Tylko czy w normalnym życiu możliwy jest happy end? Anna Jantar śpiewała "nic nie może przecież wiecznie trwać, za miłość przyjdzie kiedyś nam zapłacić..." Jaką cenę zapłaci Iza?
Zachęcam Was do przeczytania "Fatalnego zauroczenia". Dla mnie to najlepsza książka obecnie dostępna na polskim rynku. W Ameryce od razu stałaby się bestsellerem a prace nad ekranizacją trwałyby już w najlepsze. Mam nadzieję, że i w Polsce zostanie należycie doceniona. Zobaczcie jak piszą prawdziwi Pisarze, bo Pani Elzbieta Gizela Erban jest nim na pewno

Są takie książki, które sprawiają, że nie sposób się od nich oderwać, a po zakończonej lekturze na długo zostają w pamięci. "Fatalne zauroczenie" Elżbiety Gizeli Erban zalicza się właśnie do takich pozycji. Trzy tomy historii, która porusza każdą cząstkę naszego jestestwa pokazując życie dziewczyny, dla której miłość okazała się przekleństwem. Tej książki nie można czytać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po skończonej lekturze „Białych róż z Petersburga” od razu sięgnęłam po kolejną pozycję pani Jax, w której piórze się zakochałam. Mój wybór padł na „Drugi brzeg”. Nie ukrywam, że znowu zadecydowały względy wzrokowe. Okładka mnie zaczarowała. Patrząc na nią już wyobrażałam sobie historię, którą poznam za przyczyną pani Joanny.
Niestety... Tym razem okładka mnie zwiodła. Mimo iż zjawiskowo piękna kryła niezwykle nudne wnętrze. Nie przeczę, że sam zamysł był ciekawy, jednak pomysł utonął w powodzi słów. Dłużyzny, dłużyzny i jeszcze raz dłużyzny. Przebrnęłam przez nią z trudem, jedynie kilkakrotnie odczuwając zainteresowanie. Moja córka w ogóle nie dała rady przebrnąć przez tę książkę.
Co się stało? Dlaczego po tak dobrych „Białych różach z Petersburga” teraz spotkało mnie takie rozczarowanie? Autorka, która niewątpliwie posiada dużą wiedzę historyczną przedobrzyła, koncentrując się na historii, polityce i otoczce społecznej epoki, i te właśnie aspekty czyniąc głównym bohaterem powieści. Nie tego oczekuję od książek obyczajowych, które mają służyć przede wszystkim relaksowi. Gdy mam ochotę na literaturę faktu sięgam właśnie po taką.
Nie trudno odnieść wrażenie, że postacie przedstawione w „Drugim brzegu” są potraktowane trochę po macoszemu i stanowią jedynie dopełnienie dla wydarzeń historycznych i tło do przedstawienia sytuacji społeczno-politycznej.
Losy rodzeństwa Niemojskich: Wiktorii, Gustawa i Fryderyka ukazane są na tle walk o niepodległość Polski, która dopiero co zerwała zaborcze kajdany. Kolejne zagrożenie w postaci bolszewików nie pozwala cieszyć się z odzyskanej wolności. Bolszewicy są blisko, bardzo blisko... Zbyt blisko.
Rodzeństwo Niemojskich wydało się mi dość sztuczne, przerysowane. Nawet ich problemy miłosne nie wzbudziły mego zainteresowania. Na chwilę zaciekawiłam się jedynie, gdy Wiktoria, aby ukryć swój grzech, postanowiła poślubić mężczyznę, którego nigdy nie kochała. Przyznaję, ten fragment czytałam z zapartym tchem, ciekawa jak to się skończy, jednak rozwiązanie zastosowane przez autorkę, chociaż bardzo melodramatyczne, jednak nie zyskało mojego uznania. Wszystko było zbyt przewidywalne.
Piotr Kondratowicz to chyba jedyny bohater naprawdę zasługujący na wyróżnienie. Ukochany Wiktorii, oddany całym sercem działalności konspiracyjnej na rzecz bolszewików, jest postacią bardzo złożoną. Wierny głoszonej idei, z trudem uzmysławia sobie swój błąd. Wszystko, co tak zaciekle bronił, o co walczył, okazuje się jedną wielką pomyłką.
Końcówka książki zostawiła autorce furtkę do napisania drugiego tomu, ale ja raczej na pewno po niego nie sięgną.
Oczywiście to tylko moja opinia i odczucia, jakie mi towarzyszyły podczas lektury. Chyba nie ma na świecie takiej osoby, której podobałoby się wszystko. Przyznaję, że na trochę zraziłam się do książek pani Jax, chociaż kuszą mnie okładki kolejnych, bardzo licznych pozycji tej autorki. Może, gdy biblioteki znowu zaczną działać, wypożyczę i sprawdzę. Jeśli ponownie się zakocham, natychmiast kupię, gdyż ukochane książki lubię mieć na swojej półce.

Po skończonej lekturze „Białych róż z Petersburga” od razu sięgnęłam po kolejną pozycję pani Jax, w której piórze się zakochałam. Mój wybór padł na „Drugi brzeg”. Nie ukrywam, że znowu zadecydowały względy wzrokowe. Okładka mnie zaczarowała. Patrząc na nią już wyobrażałam sobie historię, którą poznam za przyczyną pani Joanny.
Niestety... Tym razem okładka mnie zwiodła. Mimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziś recenzja książki biograficznej. Dodam, że to biografia niezwykła, gdyż osoby żyjącej, o której życiu krąży wiele legend, a prawdziwy obraz możemy uzyskać tylko z nielicznych informacji, jakie przedostają się do naszego świata zza zamkniętych granic najbardziej tajemniczego i strzeżonego państwa. Tak, dokładnie to książka opowiadająca o życiu Kim Dzong Una, obecnego przywódcy Korei Północnej.
Autorka w bardzo ciekawy sposób, korzystając z informacji od uciekinierów z „socjalistycznego raju na ziemi” oraz własnych badań w miejscach w Europie, gdzie uczył się dyktator, stara się nakreślić obraz człowieka, który od chwili swych narodzin kreowany był na wielkiego przywódcę. Żyjąc w bajecznym luksusie, w zupełnym odrealnieniu, z dala od problemów trawiących jego kraj, dorastał w przekonaniu, że jest się nieomylny, a wszyscy są tylko po to, aby spełniać jego życzenia, nawet te niewypowiedziane. Smutne dzieciństwo smutnego człowieka, który mając wszystko, był najsamotniejszą istotą na Ziemi.

Historia Korei jest mi dobrze znana, tak jak realia tam panujące i muszę przyznać, że pani Fifield naprawdę rzeczowo nakreśliła sytuację społeczno-polityczną KRLD oraz na tym tle przedstawiła sylwetkę wodza żyjącego w istnym Matrixie. W świecie, gdzie jego rodacy umierają z głodu, jemu nie brakuje nawet przysłowiowego ptasiego mleczka.

Książkę, mimo iż nie jest to powieść, czyta się lekko i dość szybko. Jej wartość podnoszą liczne ciekawostki zamieszczane przez autorkę. Jednego, czego było mi brak, to zdjęć. Anna Fifield pisze o miejscach, gdzie uczył się koreański przywódca, odwiedza jego szkołę w Szwajcarii, opisuje fotografie widniejące w pamiątkowym albumie i nie dodaje ani jednego zdjęcia. Normalnie ten brak aż boli. O wiele lepiej by było, gdyby można zobaczyć opisywane rejony i spojrzeć na twarz nastoletniego Kima. Nie wiem, może szkoła, nie wyraziła na to zgody? Może autorka nie mogła zamieszczać fotografii, aby nie zdradzić szczegółów, gdyż to zaszkodziłoby danej instytucji? W każdym razie żałuję, że akurat ten element został pominięty.

Kim Dzong Un, którego znamy jako otyłego człowieka w niemodnej fryzurze i skromnym mundurku to jedna wielka tajemnica. Wiemy o nim tyle, ile sam chce, abyśmy wiedzieli. Stanowi zagadkę, która gnębi najtęższe umysły tego świata. Jest przyjacielem, czy wrogiem? Jego uśmiech oznacza zadowolenie, czy kryje w sobie groźbę, zapowiedź czegoś strasznego? Im bardziej wydaje się nam, że znamy już jego taktykę postępowania, tym bardziej czujemy się zaskoczeni, gdy kolejny raz udowadnia, że potrafi nas zwieść. Doskonale można wpasować tu słowa Sokratesa, który powiedział „Wiem, że nic nie wiem”. Tak właśnie jest z Koreą Północną i jej przywódcą. Książka Anny Fifield stara się przybliżyć nam postać Wielkiego Wodza, jednak można odnieść wrażenie, że jest to układanie puzzlii w których kilka może pasować w jedno miejsce. Nigdy jednak nie ułożą pełnego obrazu.

Książkę polecam wszystkim, którzy interesują się polityką. To naprawdę doskonała lektura na długie, jesienne wieczory.

Dziś recenzja książki biograficznej. Dodam, że to biografia niezwykła, gdyż osoby żyjącej, o której życiu krąży wiele legend, a prawdziwy obraz możemy uzyskać tylko z nielicznych informacji, jakie przedostają się do naszego świata zza zamkniętych granic najbardziej tajemniczego i strzeżonego państwa. Tak, dokładnie to książka opowiadająca o życiu Kim Dzong Una, obecnego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi tom „Warszawianki” - niezwykle udana kontynuacja losów Leontyny i Aleksandra może poszczycić się bardzo stylową, nastrojową okładką, która intryguje a jednocześnie niepokoi. Sylwetka skrytego za filarem mężczyzny jest zapowiedzią, iż w tej powieści będziemy mieć do czynienia z wieloma zagadkami.
Akcja książki zaczyna się dwa lata po zakończeniu tomu pierwszego. Znowu jesteśmy w Warszawie, gdzie po długiej nieobecności spowodowanej rodzinnym skandalem wraca Leontyna wraz z matką i siostrą. Młoda panna Rapacka nie zamierza poddać się konwenansom, nadal jest bardzo samodzielna i nie chce tkwić w sztywnych ramach narzuconych jej przez status społeczny i fakt, iż urodziła się kobietą, w dodatku Polką. To właśnie pochodzenie jest jej prawdziwym przekleństwem, które staje na drodze szczęściu.
Aleksander przez dwa lata wiódł w miarę spokojne życie, próbując zapomnieć o niespełnionej miłości. W jego życiu pojawiła się inna kobieta, której co prawda nie kochał, ale przy której boku odnalazł namiastkę normalności. Tą kobietą była artystka warszawskiego baletu Zofia Ostrowska. Niestety, nagła śmierć dziewczyny wywróciła uporządkowaną egzystencję Aleksandra o 180 stopni. Czy to naprawdę on zabił swoją kochankę? Wszystkie poszlaki wskazują na niego, a on sam uparcie odmawia zeznań. Nikt nie jest w stanie zmusić go do zmiany zdania. On już pogodził się ze swym losem i szykuje na przyjęcie kary. Czy Leontynie, która na wieść o oskarżeniu Woronina decyduje się wkroczyć do akcji, uda się zmienić nastawienie młodego mężczyzny?
Wiecie, jak bardzo byłam zachwycona tomem pierwszym i muszę Wam powiedzieć, że moje nastawienie nie zmieniło się ani odrobinę podczas lektury tomu drugiego. „Gdy zgasną światła” to doskonała kontynuacja, która w szczegółowy sposób oddaje realia dziewiętnastowiecznej Warszawy i maluje przed naszymi oczami barwne życie teatralnego światka. Z wielkopańskich domów, trafiamy do dzielnic biedoty, gdzie pomieszkują podejrzane indywidua, a także dane nam jest zajrzeć za więzienne mury.
Nie mamy wydumanych, nierealnych historii, które nawet przy olbrzymiej dozie szczęścia nie miałyby prawa się wydarzyć, ale historie codzienne, jakże normalne i prawdziwe.
Wątek kryminalny poprowadzony jest bardzo ciekawie i właściwie do końca nie można się domyślać, kto jest prawdziwym sprawcą.
Bohaterowie są naturalni, co stanowi ogromny plus tej powieści. Oni naprawdę mogli żyć i znaleźć się w takiej sytuacji. Co ważne nie są kategoryzowani: Rusek zły, Polak dobry. Nie pochodzenie świadczy o tym, jacy są ludzie. To życie i wybory, jakie podejmują wskazują na to, jakimi są osobami.
Na szczególne uznanie zasługuje przedstawienie uczucia pomiędzy parą głównych bohaterów. Ta niemożliwa miłość jest widoczna w ich wzajemnych relacjach, w prostych gestach i krótkich słowach. Gdy stają naprzeciwko siebie, powietrze aż drga, od przepełniających ich emocji.
Zakończenie drugiego tomu sprawiło, że przez chwilę nie byłam w stanie podnieść się z fotela. Ale jak to? Przecież tak nie może być! Na szczęście prace nad tomem trzecim trwają, a ja nie wiem, jak dam radę przetrwać czas do jego wydania.
„Gdy zgasną światła” to wyjątkowa pozycja, którą warto, a nawet należy przeczytać. Ja będę ją polecać każdemu. To powieść napisana w wielkim stylu. Literatura przez duże L.

Drugi tom „Warszawianki” - niezwykle udana kontynuacja losów Leontyny i Aleksandra może poszczycić się bardzo stylową, nastrojową okładką, która intryguje a jednocześnie niepokoi. Sylwetka skrytego za filarem mężczyzny jest zapowiedzią, iż w tej powieści będziemy mieć do czynienia z wieloma zagadkami.
Akcja książki zaczyna się dwa lata po zakończeniu tomu pierwszego. Znowu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do zakupu książki przekonała mnie okładka i opis. Wystarczyło, że spojrzałam na okładkę, a od razu zaintrygował mnie widok kobiecej sylwetki stojącej na początku alei wysadzanej drzewami. Moją uwagę przyciągnęła właśnie owa kobieta, której twarzy nie widać, gdyż stoi do nas tyłem, ale po stroju można wywnioskować iż pochodzi z końca XIX wieku. Cóż, uwielbiam ten okres historyczny, więc tym chętniej zainteresowałam się opisem. I tu również się nie zawiodłam. Takie historie to ja lubię. Miał być spisek, miała być miłość, miał być wątek sensacyjny. A wszystko to w malowniczych sceneriach Paryża, polskiej wsi i Syberii.

Gdy tylko książka do mnie dotarła, zabrałam się za czytanie. Jednak im dalej czytałam, tym mój zapał słabł. Już dawno nie miałam do czynienia z tak źle skonstruowaną historią. Bardzo łatwo się w niej pogubić, gdyż autorka nie zachowała ciągłości czasowej. Są przeskoki i do przodu, i do tyłu. Niby wszystko datowane, ale czytając o roku 1884 za moment przenosimy się do 1879, po czym wracamy do 1884, by zaraz trafić do 1888. Takie wtrącenia czasowe gmatwają historię bohaterów i odrywają od prowadzonego wątku.

Sugerując się zapowiedzią na tylnej stronie okładki spodziewałam się zapierających dech w piersiach opisów i wartkiej akcji. Niestety pomyliłam się i to bardzo. Opisów w tej książce jest jak na lekarstwo, trudno w ogóle wyobrazić sobie miejsca w których żyją bohaterowie. Nie wiemy, jak się ubierali, jakim sprzętami się otaczali. Po prostu znajdują się gdzieś zawieszeni i tylko z toku rozmowy czy łaskawej informacji od narratora możemy wywnioskować, gdzie obecnie się znajdują. Niektórzy autorzy piszą tak, że czytając można wyobrazić sobie wszystkie detale, niemalże widzieć oczami duszy daną scenę. Tu jest to niemożliwe.

Kolejny zarzut to właśnie bohaterowie. Nijacy, bardzo denerwujący i nienaturalni. Do żadnego z nich nie poczułam sympatii, ani żadnego bliższego związku. Joachim i Luiza nużyli mnie swoim zachowaniem, a miłość, która niby miała ich łączyć, nie została przeze mnie dostrzeżona, chociaż bardzo się starałam ją odszukać (nawet propozycja małżeństwa przedstawiona przez Joachima Luizie nie wpłynęła na zmianę mego przekonania). Zresztą w tej powieści trudno szukać miłości. Niby coś tam mówią o uczuciu, wzdychają do pewnego iluzorycznego obrazu ukochanej osoby, jednak w ostatecznym rozrachunku oddają się uciechom cielesnym z innymi, dość przypadkowymi partnerami. Nie, tych bohaterów po prostu nie można lubić, można za to boleć nad ich głupotą.

Największy zarzut mam jednak do przedstawienia zsyłki spiskowców na Syberię. W ujęciu autorki, była to raczej trochę męcząca, ale jednak wycieczka, na końcu której czekało szczęśliwe życie na obczyźnie, a nawet możliwość niezłego zarobku (???).

Historia bohaterów może byłaby i ciekawa, jednak przedstawienie jej pozostawia wiele do życzenia.

W ostatecznym rozrachunku nie polecam tej książki. Rozczarowałam się i czuję ogromny zawód. Oczywiście o gustach się nie dyskutuje i być może innym akurat spodoba się historia opowiedziana przez panią Cygler. Jednak ja, mając świadomość, że to dopiero pierwszy tom, nie zamierzam sięgać po kolejne.

Do zakupu książki przekonała mnie okładka i opis. Wystarczyło, że spojrzałam na okładkę, a od razu zaintrygował mnie widok kobiecej sylwetki stojącej na początku alei wysadzanej drzewami. Moją uwagę przyciągnęła właśnie owa kobieta, której twarzy nie widać, gdyż stoi do nas tyłem, ale po stroju można wywnioskować iż pochodzi z końca XIX wieku. Cóż, uwielbiam ten okres...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pamiętacie, jak zachwycałam się pierwszym tomem? Podczas lektury „Oleńki...” bezgranicznie zakochałam się w twórczości pani Sawickiej, a moja miłość utwierdziła się jeszcze bardziej przy „France w obcym domu”.
Tom pierwszy ukazywał nam szczęśliwe życie Oleńki, córki polskiego szlachcica, dorastającej w rodowym majątku. Dziewczyna, wywodząca się z uprzywilejowanej warstwy społecznej i swatana z bogatym księciem, swoje serce oddała jednak ubogiemu nauczycielowi. Czy takie uczucie miało szansę rozwinąć się i przetrwać?
Cóż, Oleńka była dość upartą i zdeterminowaną osóbką, nie biorącą pod uwagę możliwości sprzeciwu rodziców. Aby dopiąć swego zdecydowała się postawić ich przed faktem dokonanym i spędzić ze swoim wybrankiem noc. Niestety nigdy nie dowiemy się, jak rodzice zareagowaliby na taki obrót sprawy. Wymykając się z domu na tajemną schadzkę Oleńka nie miała pojęcia, że nigdy więcej nie zobaczy już swych rodziców żywych. Wystarczył jeden donos, aby cały świat Oleńki obrócił się w ruinę. Straciła bliskich, straciła dom i majątek. Została sama, w dodatku ledwie żywa. Uratowana przez kowala, leczona przez znachorkę zdołała wyrwać się z ramion śmierci i rozpocząć całkiem nowe, jakże ciężkie życie.
Oleńka to bardzo wyrazista bohaterka. Mimo wychowania w cieplarnianych warunkach, nie jest bezwolną, słabą kobietką. Potrafi walczyć o swoje i mimo przeciwności losu przeć do przodu. Nie załamuje się, chociaż ma chwile zwątpienia, jak wtedy gdy staje się ofiarą gwałtu. I to gwałtu dokonanego przez najbliższą jej osobę.
Losy Oleńki są silnie związane z losami odzyskującej niepodległość Polski. Historia jest umiejętnie wplątana w fabułę, a autorka przekazuje nam doskonały obraz panujących wówczas nastrojów. Mamy wrażenie, że sami się tam znajdujemy, że towarzyszymy Oleńce, gdy doprowadzona przez Ignacego do ostateczności, w akcie zupełnej desperacji, decyduje się zakończyć swoje życie. Trzymamy za nią kciuki, gdy zmuszona do przesiedlenia się w głąb Rosji, wyrusza w długą i trudną podróż. Podziwiamy odwagę, a także czujemy jej strach podczas rzezi wołyńskiej.
Oleńka, a później Franka, gdyż bohaterka zostaje zmuszona zmienić tożsamość, staje się nam kimś bliskim. Przeżywamy wraz nią kolejne perypetie i ciągle wierzymy, że wszystko musi się dobrze skończyć. Jakże raduje nas fakt, gdy wreszcie znajduje bezpieczną przystań w ramionach Konstantego. Mamy nadzieję, że teraz już będzie lepiej, jednak wtedy wraca widmo przeszłości, które obdziera Frankę ze złudzeń. Bo czyż można wybaczyć komuś, kto chcąc ratować własną rodzinę, wydał na śmierć najbliższe nam osoby?
Książka kończy się w takim momencie, że serce bije w przyspieszonym tempie. I jak tu wytrzymać do premiery kolejnego tomu?
„Wiek miłości. Wiek nienawiści” to wyjątkowa seria. Pisana pięknym językiem w naprawdę dobrym stylu. Polecam z głębi duszy. To prawdziwa uczta dla zmysłów. Warto sięgnąć po tę książkę. Na pewno nie będziecie zawiedzeni

Pamiętacie, jak zachwycałam się pierwszym tomem? Podczas lektury „Oleńki...” bezgranicznie zakochałam się w twórczości pani Sawickiej, a moja miłość utwierdziła się jeszcze bardziej przy „France w obcym domu”.
Tom pierwszy ukazywał nam szczęśliwe życie Oleńki, córki polskiego szlachcica, dorastającej w rodowym majątku. Dziewczyna, wywodząca się z uprzywilejowanej warstwy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka wpadła mi w ręce dość przypadkowo. Byłam w Biedronce i na wyprzedaży, wśród wielu innych pozycji po 9,99 zł w oczy rzuciła się mi niezwykle interesująca okładka. Zdjęcie w sepii, przedstawiające kadr z dawnych czasów z bardzo wyraźnym akcentem kolorystycznym w postaci czerwonego stroju dziewczyny stojącej na pierwszym planie. Ten czerwony element przyciąga uwagę, sprawia, że mimowolnie sięga się po książkę. Sama zapowiedź również umieszczona na okładce „Okupowana Polska. Wojenna miłość. Rodzinna tajemnica” sformułowana w sposób prosty ale zarazem wyrazisty jest pewnego rodzaju kluczem do naszej podświadomości. Kluczem otwierającym drzwi do zaciekawienia. Ktoś bardzo dobrze zdał egzamin z marketingu.
Przejdźmy jednak do zawartości. Otóż ta 460 stronicowa książka, to niezwykła podróż w czasie. Losy bohaterów poznajemy za pośrednictwem i oczami dwóch kobiet. Jedna z nich Alina urodziła się przed drugą wojną światową i początek okupacji przekreśla jej uporządkowane życie. Stojąc u progu dorosłości, przeżywając swoją pierwszą miłość, nagle staje twarzą w twarz z okrucieństwami, jakie niesie wojna. Sąsiedzi, ludzie tak bliscy i znani, nagle ukazują swoje prawdziwe oblicza. Niespokojne czasy sprawiają, że wola przetrwania wyzwala w niektórych złe instynkty. Większość z mieszkańców Trzebini to jednak prawi, szlachetni ludzie, którzy są w stanie zaryzykować wszystko, by nieść pomoc.
Druga z bohaterek Alice to młoda kobieta żyjąca w czasach współczesnych, która rezygnując w własnej kariery poświęca się prowadzeniu domu i opiece nad chorym synem. Codzienna walka z przeciwnościami losu powoduje, że jest trochę zgorzkniała i coraz częściej ma żal do męża. Czuje się osamotniona w swojej walce o w miarę normalne życie dla dziecka.
Co łączy Alce i Alinę? Powoli, śledząc losy obu tych kobiet, odkrywamy prawdę. Przez większą część książki byłam pewna, że znam odpowiedź na najważniejsze pytanie, tym bardziej zaskoczyło mnie rozwiązanie, jakie zastosowała autorka. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tego i prawdę mówiąc bardzo to mną wstrząsnęło. Ta niby prosta i z pozoru przewidywalna historia okazuje się być głębsza i sprawia, że nasze emocje zostają wystawione na ciężką próbę.
W powieści Kelly Rimmer nie ma dosadnych opisów wojny, chociaż jej okrucieństwo jest bardzo widoczne. Staje się ono czymś zupełnie zwykłym w życiu Aliny, tak samo jak popiół unoszony z kominów pobliskiego Oświęcimia. Opis egzekucji burmistrza i ojca Tomasza, a także zabicie żony i dopiero co urodzonej córeczki Saula również nie są jakoś przesadnie wyolbrzymione. Jednak to właśnie ta oszczędność w przedstawianiu takich obrazów sprawia, że historia zapada jeszcze mocnej w nasze serca i umysły. Po prostu zaczynamy rozumieć, że czas wojny sprawił, iż świat wartości uległ swoistemu wywróceniu do góry nogami. Żyjąc wśród wszechobecnego strachu, niepewni swych losów, ludzie śmierć traktowali w innych kategoriach. Stała się ona po prostu częścią ich codzienności.
Tę książkę trzeba przeczytać. Jest piękna i bardzo wartościowa. Ukazuje piękno miłości i nie chodzi tylko o miłość kobiety do mężczyzny, ale miłość do drugiego człowieka. Bo czyż może być coś bardziej pięknego i wzniosłego, niż oddać swoje życie w zamian za życie innych ludzi?

Ta książka wpadła mi w ręce dość przypadkowo. Byłam w Biedronce i na wyprzedaży, wśród wielu innych pozycji po 9,99 zł w oczy rzuciła się mi niezwykle interesująca okładka. Zdjęcie w sepii, przedstawiające kadr z dawnych czasów z bardzo wyraźnym akcentem kolorystycznym w postaci czerwonego stroju dziewczyny stojącej na pierwszym planie. Ten czerwony element przyciąga uwagę,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Będąc dzieckiem z prawdziwym przejęciem oglądałam emitowany podczas wakacji serial pod tym samym tytułem. Och, jakże pasjonowałam się przygodami Poldka i Dudusia! Marzyłam, aby też wybrać się w taką podróż. Właściwie co wakacje, telewizja powtarzała serial, a ja z taką samą przyjemnością ponawiałam moją przygodę z tymi dwoma łobuziakami.
Nie muszę chyba dodawać, że zachęcona filmową wersją sięgnęłam i po książkę. Miałam dziesięć lat, gdy dostałam ją od rodziców i z wypiekami na twarzy zabrałam się za czytanie. To był wspaniały czas. Wersja książkowa różni się od serialu wieloma szczegółami chociażby samą miejscowością, z której bohaterowie rozpoczynają swoją przygodę - w serialu jest to Kraków, w powieści Warszawa.
„Podróż za jeden uśmiech” przeczytałam wielokrotnie - widać zresztą na zdjęciu, że książka, która jest w moim posiadaniu już prawie od czterdziestu lat, dużo przeszła. Zabierałam ją ze sobą na wakacje, czytałam w domu i w podróży. Za każdym razem bawiłam się doskonale i nigdy nie czułam się znudzona.
Nawet teraz, gdy po kilkunastoletniej przerwie ponownie sięgnęłam po tę lekturę (tym razem czytałam ją na głos, razem z młodszą córką) „Podróż za jeden uśmiech nie straciła nic w moich oczach. Dodam jeszcze, że Karolcia, tak samo jak ja przed laty, uległa czarowi pióra Adama Bahdaja. Z całym przekonaniem orzekła, że to jej najulubieńsza książka.
Cóż takiego jest w tej powieści, której premiera miała miejsce w sześćdziesiątym czwartym roku, a opisującej świat tak odmienny od tego, w którym obecnie żyjemy?
Myślę, że to niesamowite poczucie humoru przewijające się przez wszystkie strony książki oraz wyraziści, sympatyczni bohaterowie sprawiają, iż ta historia staje się ponadczasowa. Nie można się przy niej nudzić. Zabawne perypetie dwójki nastolatków, którzy przez niespodziewany zbieg okoliczności, zamiast wyruszyć pociągiem w podróż nad morze, gdzie czekają na nich stęsknione mamusie, rozpoczynają przygodę życia i decyduje się pociąg zastąpić autostopem. Wraz z nimi poznajemy Polskę, a dzięki pięknym, obrazowym opisom, możemy wyobrazić sobie wszystkie miejsca, które odwiedził Poldek z Dudusiem. Dodatkowo autor sprytnie przemycił ciekawostki historyczne dotyczące tych miejsc, wkładając w usta Dudusia informacje dostępne w przewodnikach turystycznych.
Tak jak wspomniałam, od daty premiery książki minęło wiele lat i sporo się zmieniło. Nie ma książeczek autostopowych, zresztą sam autostop też nie odgrywa już takiej roli - większość ludzi dysponuje własnymi samochodami. Pobudowano autostrady, które skracają czas podróży. Lokomotywy spalinowe zastąpiono szybkimi, elektrycznymi pociągami. Zmieniła się moda, słownictwo, jak i mentalność ludzi. Dziś ciocia Kabała nie przylałaby Dudusiowi zerwaną gałęzią, gdyż dzieci bić nie wolno. Ojciec jednego z bohaterów nie otrzymałby Złotego Krzyża Zasługi za budowę kombinatu w Płocku, ponieważ efekty pracy nie są nagradzane odznaczeniami. Duduś jadąc w podróż nie brałby sterty zaadresowanych kartek pocztowych, tylko smartfona i laptopa, aby być w kontakcie z bliskimi. Zmienili się również sami nastolatkowie. Większość z obecnych czternastolatków siedzi z nosem w ekranie telefonu i nie potrafi dostrzec piękna otaczającego ich świata.
A jednak „Podróż za jeden uśmiech” nadal przyciąga czytelników. Jest trochę egzotyczna, mówi o czymś, co nie jest znane współczesnej młodzieży, ale jednocześnie o czymś, co przecież jest inne i takie niezwykłe. Ja odnalazłam w niej wspomnienie dzieciństwa i tęsknotę za minionym czasem, który kojarzył się mi z beztroską. Moja córka zaś czytając historię Poldka i Dudusia przede wszystkim dobrze się bawiła, o czym świadczą jej wybuchy śmiechu podczas lektury i prośby „Mamusiu, jeszcze jeden rozdział”.
Z czystym sumieniem polecam tę książkę. Osoby, które mają tyle lat, co ja, znajdą w niej wspomnienie dzieciństwa, młodsi czytelnicy zaś przekonają się, jak kiedyś wyglądało życie nastolatków i że bez smartfonów i laptopów też mogło być całkiem fajnie. A może nawet fajniej niż teraz?

Będąc dzieckiem z prawdziwym przejęciem oglądałam emitowany podczas wakacji serial pod tym samym tytułem. Och, jakże pasjonowałam się przygodami Poldka i Dudusia! Marzyłam, aby też wybrać się w taką podróż. Właściwie co wakacje, telewizja powtarzała serial, a ja z taką samą przyjemnością ponawiałam moją przygodę z tymi dwoma łobuziakami.
Nie muszę chyba dodawać, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zwykle najpierw zwróciłam uwagę na okładkę. Zdjęcie szlacheckiego dworu i zamyślona twarz dziewczyny na tle nieba zachęcały do sięgnięcia po tę pozycję. Jak już wiecie uwielbiam powieści z tłem historycznym, więc tym chętniej zabrałam się za czytanie.
Przepadłam 😍 Zakochałam się w prozie autorki. To było to, czego potrzebowałam. Niezwykła lekkość pióra pani Sawickiej sprawiała, że przenosiłam się w czasie i towarzyszyłam bohaterce w jej losach. Czułam jej szczęście, wraz z nią przeżywałam miłość, a następnie cierpiałam podziwiając Olenkę za jej determinację. Los jej nie oszczędził, a historia odcisnęła piętno na życiu tej wychowanej w dobrobycie dziewczynie.
Bohaterowie są wyraziści, nieszablonowi. Oleńka niby delikatna, a jednak wykazująca się ogromną odpornością psychiczną.
Ignacy odpychający, zamknięty w sobie, zawzięty, ale zarazem opiekuńczy w stosunku do osoby, którą skrycie darzy uczuciem. Józka - wiejska dziewczyna myślącą tylko o własnej korzyści.
Autorka doskonale przedstawiła realia Polski z początków XX wieku. Ukazała mentalność polskiej wsi i rodzin szlacheckich łącznie z ich uprzedzeniami.
Czytałam z prawdziwą przyjemnością, wręcz nie mogąc doczekać się, co będzie dalej. Nie mogłam oderwać się od kart książki, a gdy dobrnęłam do końca, od razu sięgnęłam po tom drugi (tak, tak na szczęście jest kontynuacja😍 i powiem Wam, że jeszcze lepsza niż pierwszy tom 👍).
Od teraz jestem fanką powieści pani Wioletty Sawickiej. Uwielbiam jej styl 😍 Z głębi serca polecam "Oleńkę panienkę z białego dworu". Warto przeczytać, gdyż to prawdziwa uczta dla fanów romantycznych powieści historycznych ❤️

Jak zwykle najpierw zwróciłam uwagę na okładkę. Zdjęcie szlacheckiego dworu i zamyślona twarz dziewczyny na tle nieba zachęcały do sięgnięcia po tę pozycję. Jak już wiecie uwielbiam powieści z tłem historycznym, więc tym chętniej zabrałam się za czytanie.
Przepadłam 😍 Zakochałam się w prozie autorki. To było to, czego potrzebowałam. Niezwykła lekkość pióra pani Sawickiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna książka, która przyciągnęła mnie swoją okładką, niezwykle klimatyczną, po prostu cudowną. Ponieważ wcześniej kierując się takim wyborem, troszkę się sparzyłam, podeszłam do czytania z pewną dozą niepewności. Jednakże już po kilku stronach przepadłam. Całkowicie dałam się ponieść tej wyjątkowej historii, która ma wszystko to, czego szukam w książkach.
Och, jakże ja lubię takie dopracowane powieści, gdzie fabuła jest dopieszczona w najdrobniejszych szczegółach a te ze sobą współgrają. Styl autorki doskonale wpasował się w mój gust. Całą książę czyta się szybko i z prawdziwą przyjemnością. Wręcz nie mogłam się od niej oderwać. Będąc w połowie szybko sprawdziłam, czy przypadkiem nie ma drugiego tomu i ku mojej radości okazało się, że i owszem jest :-) Natychmiast go zamówiłam, chcąc mieć pod ręką, gdy tylko zakończę lekturę pierwszej części. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym ot tak po prostu skończyć czytać i nie wiedzieć, co będzie dalej.
Historia opowiedziana przez panią Żmiejewską ma w sobie niezwykły urok. Wciąga i nie pozwala o sobie zapomnieć. Niewątpliwie jednym z najważniejszych jej atutów jest obraz dziewiętnastowiecznej Warszawy. Ma się wrażenie, że autorka zabiera nas w podróż w czasie i przed naszymi oczami maluje poszczególne ulice wraz z ich zabudową. Niemalże widziałam wszystkie opisywane sceny, a nawet czułam zapachy. Autorka jest mistrzynią w tym co robi. To prawdziwy talent.
Bohaterowie przedstawieni w powieści są wyraziści, mają swoje wady i zalety, jak każdy z nas. To nie są wydumane postacie jak np. w „Stalowym niebie” Marii Paszyńskiej, które przeczytałam wcześniej, i które totalnie mnie rozczarowało (nie wiem jak zabrać się za jego recenzję, gdyż nie potrafię znaleźć w nim nic pozytywnego).
W „Warszawiance” mamy ludzi, których losy są opisane bardzo realnie. Poznajemy ich odczucia, historię, wręcz stają się naszymi bliskimi znajomymi. Mimo iż przyszło im żyć u schyłku XIX wieku, są nam bliscy. Kochają, nienawidzą, poświęcają dla sprawy swoje życie, jak i życie najbliższych.
Leontyna, główna kobieca postać jest silna i potrafi walczyć o swoje. Chociaż kobiety w jej czasach ograniczone były przez konwenanse, ona potrafiła przeciwstawić się narzucanym kanonom. Po nagłej śmierci ojca, która otworzyła przysłowiową puszkę Pandory, to właśnie Leontyna musiała wziąć na siebie prowadzenie domu. Kobiecie w jej sytuacji najłatwiej byłoby zdać się na wolę rodziny i poślubić bogato sytuowanego mężczyznę, jednak Leontyna wolała dotrzymać danego słowa, nawet jeśli miałoby to oznaczać dla niej konieczność udania się za swym wcześniejszym wybrankiem na wygnanie. Nawet w momencie, gdy zrozumiała, kogo naprawdę kocha nie zdecydowała się na zmianę planów. Honor by dla niej najważniejszy.
Aleksander Woronin - główny męski bohater, rosyjski policjant, otrzymujący przydział do Warszawy, nie jest kreowany przez autorkę na super mężczyznę. Lubi popić, odwiedza lupanary, a także ma w swej przeszłości niechlubny romans z aktoreczką i żoną swego dowódcy z pułku. A jednak nie sposób nie poczuć do niego sympatii. Zwłaszcza gdy swoją karierę urzędową poświęca, dla ludzi, których z racji swego pochodzenia powinien nienawidzić tak samo mocno, jak oni jego - jest przecież przedstawicielem zaborcy, ciemiężycieli i w Warszawie reprezentuje władzę cara.
Miłość pomiędzy bohaterami przedstawiona jest w sposób wręcz eteryczny. Nie ma szumnych wyznań, chyba tylko raz lub dwa pada krótkie „kocham cię”. Tę miłość widać w ich spojrzeniach, krótkich gestach, a zwłaszcza w akcie rezygnacji, której dokonują w imię uczucia i dobra drugiej osoby. Miłość pomiędzy rosyjskim oficerem a polską dziewczyną z dobrego domu, nie mogła przecież w tamtych czasach liczyć na happy end.
Pokochałam tę historię, która przybliżyła mi dziewiętnastowieczną Warszawę wraz z jej społeczeństwem i problemami go trapiącymi. Ze smutkiem zamknęłam książkę po przeczytaniu ostatniej strony i od razu sięgnęłam po kolejny tom. Jestem taka ciekawa, jak potoczą się losy bohaterów. Mam nadzieję, że na drugim tomie się nie skończy i pani Ida napisze i trzeci.
Polecam Wam tę niezwykła książkę, która szturmem zdobyła moje serce. Od tej pory zajmuje jedno z najważniejszych miejsc na mojej półeczce z ukochanymi lekturami.

Kolejna książka, która przyciągnęła mnie swoją okładką, niezwykle klimatyczną, po prostu cudowną. Ponieważ wcześniej kierując się takim wyborem, troszkę się sparzyłam, podeszłam do czytania z pewną dozą niepewności. Jednakże już po kilku stronach przepadłam. Całkowicie dałam się ponieść tej wyjątkowej historii, która ma wszystko to, czego szukam w książkach.
Och, jakże ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zarówno mnie, jak i mojej córce pierwszy tom pt. „Czas białych nocy” ogromnie przypadł do gustu. Byłyśmy wprost zachwycone stylem i pomysłowością autorki, więc z niecierpliwością oczekiwałyśmy tomu drugiego. Zamówiłam go jeszcze przed premierą i wręcz nie mogłam się doczekać, aby przeczytać kontynuację losów Anastazji i Kazimierza.
I wreszcie trafiła do moich rąk. Okładka książki jest piękna. Przyciąga i kusi. Nie można się jej oprzeć. Epicki prolog zapowiada prawdziwą ucztę czytelniczą. Powiem Wam, że ten wstęp to majstersztyk. Naprawdę.

Niestety w tym momencie moje pochwały się kończą. Po prostu nie znalazłam w tej książce niczego więcej, co byłoby warte uwagi. Z trudem przez nią przebrnęłam. To była męczarnia. Historia jest tak wydumana, że śmiało mogłaby znaleźć się w dziale fantasy nie zaś na półce z romansem historycznym.
No dobrze, ale po kolei... Uwaga, będzie spoiler!

Anastazja ma szczęście. Niesamowite szczęście. Jest wprost niezniszczalna. Gdy trafia do więzienia to oczywiście przypadkowo ukazuje swój talent medyczny ratując współwięźniarkę i staje się pomocnicą lekarza w więziennym szpitalu, co wiąże się dla niej z wieloma przywilejami. Po opuszczeniu więzienia (chociaż niemalże ją błagają by została i dalej wspierała ich swoją wiedzą) wraca do Petersburga. Niemalże z marszu odwiedza doktora Kirsanowa i uwaga! bo to jest prawdziwy rarytas - ledwie przekracza próg jego mieszkania, on od razu proponuje jej małżeństwo, a panna, która tak wzbraniała się przed ślubem z Kazimierzem, zgadza się!! No ja padłam, gdy to przeczytałam. Ale to jeszcze nic! Prawdziwa petarda to skonstruowanie przez Anastazję pierwszego w Rosji inkubatora. Ręce mi opadły i miałam ochotę rzucić książką o ścianę, bo większej bzdury nie słyszałam. Anastazja jakoś nigdy nie wykazywała się specjalnym talentem technicznym, a tu nagle bach i inkubator sobie konstruuje.

Jeśli myślicie, że to koniec jej niesamowitych wyczynów, to się mylicie. Otóż ta super bohaterka, nie skończywszy jeszcze studiów medycznych, jako pierwsza przeprowadza zabieg cesarskiego cięcia i o dziwo, bez pomocy magii, udaje się jej sprawić, że zarówno matka, jak i dziecko przeżywają. Na marginesie dodam, że wybitni specjaliści praktykujący w tym samym szpitalu, nigdy wcześniej nie przeprowadzili tego zabiegu z tak spektakularnym sukcesem. No ale nic, Anastazja jest w czepku urodzona i obdarzona wszelkimi możliwymi umiejętnościami. Dodam jeszcze, że gorączkę połogową leczy transfuzją krwi (własnej).
Nie muszę chyba dodawać, że jej walka o życie położnicy i dziecka nie dotyczy jakiejś zwykłej kobiety. O nie! Oczywiście musiała natrafić na tę szczególną: żonę swego ukochanego. Zresztą ten ukochany, widząc swoją Nuti, nie bacząc na umierającą za ścianą żonę, deklaruje Anastazji, że zostawi wszystko i odejdzie razem z nią.
Przy lekturze tej fantastycznej historii co rusz wybuchałam śmiechem, ale do łez doprowadziły mnie ostatnie sceny, gdy Anastazja ucieka z Petersburga z nowym adoratorem. Uciekinier, bojący się o swoje życie, raczej nie reaguje, gdy przez dworcowy nadajnik, zostaje wyczytane jego nazwisko z prośbą o natychmiastowe stawienie się u zawiadowcy stacji. Ale Anastazja idzie dzielnie na wezwanie. Albo jest bezgranicznie głupia, albo faktycznie wierzy w swoją nadnaturalną moc.

Mogłabym jeszcze długo się nad nią znęcać - wystarczy wspomnieć jak bawiła się w dilera narkotykowego, zaopatrując w nie swojego przyrodniego brata, ale nie chcę Wam aż tak spoilerować.
Możecie sami się przekonać i pośmiać (albo zachwycić - jeśli po prostu czytacie, aby się rozerwać i nie szukacie w książce niczego więcej).

Reasumując, historia byłaby ciekawa, gdyby autorka nie przesadziła. Być może wpływ na to miała panująca w kraju pandemia, gdyż właśnie wtedy powstawała ta historia. Szkoda jednak, że po tak ciekawej pierwszej części drugi tom okazał się porażką. Autorka ma świetny styl, co widać w prologu, który po prostu mnie urzekł, jednak skutecznie zepsuła wszystko przez nadmierną fantazję. Może kogoś to nie razi i przejdzie nad tym do porządku dziennego, traktując książkę jako fantasy - proszę bardzo. Wtedy, przymykając oczy na wszystkie te wydumane zdarzenia, powieść może się spodobać. Ja wyrażam tylko swoje prywatne odczucia, jakie mam w związku z jej lekturą. Każdy jednak oceni ją sam. Nie polecam, ale jeśli chcecie to czytajcie.

Zarówno mnie, jak i mojej córce pierwszy tom pt. „Czas białych nocy” ogromnie przypadł do gustu. Byłyśmy wprost zachwycone stylem i pomysłowością autorki, więc z niecierpliwością oczekiwałyśmy tomu drugiego. Zamówiłam go jeszcze przed premierą i wręcz nie mogłam się doczekać, aby przeczytać kontynuację losów Anastazji i Kazimierza.
I wreszcie trafiła do moich rąk. Okładka...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zniewolona. Bez prawa do miłości Olga Krzeczewska, Tala Pristajecka, Walentina Szewiachowa
Ocena 6,2
Zniewolona. Be... Olga Krzeczewska, T...

Na półkach:

Brak jakichkolwiek opisów stanowi głowny minus książki. Gdyby nie film, trudno byłoby wyobrazić sobie otoczenie i bohaterów. Bez obejrzenia filmu lepiej po książkę nie sięgać. Dialogi za to sprawnie ułożone - widać, że przeniesione ze scenariusza. Czyta się bardzo szybko. Gdyby trochę rozbudować, byłaby bardzo dobra książka, a tak tylko siedem gwiazdek

Brak jakichkolwiek opisów stanowi głowny minus książki. Gdyby nie film, trudno byłoby wyobrazić sobie otoczenie i bohaterów. Bez obejrzenia filmu lepiej po książkę nie sięgać. Dialogi za to sprawnie ułożone - widać, że przeniesione ze scenariusza. Czyta się bardzo szybko. Gdyby trochę rozbudować, byłaby bardzo dobra książka, a tak tylko siedem gwiazdek

Pokaż mimo to


Na półkach:

Magdalena Wala, „Klątwa ruin”, Książnica
Jestem wzrokowcem i moją uwagę przyciągają okładki. Ta jest szczególnie piękna. Tajemnicza, intrygująca. Według mnie dobrana doskonale. Z tego co zauważyłam Wydawnictwo Książnica przywiązuje bardzo dużą wagę do okładek i brawo im za to.
Akcja książki osadzona jest w początkach XX wieku, gdy Polska dopiero co odzyskała niepodległość i musi zmierzyć się z zagrożeniem ze strony bolszewików. Temat ostatnio, z racji rocznicy Bitwy Warszawskiej, bardzo mocno eksploatowany. Tym razem jednak wydarzenia historyczne są gdzieś w tle. Fabuła skupia się na losach Anieli Wilczkówny, damy do towarzystwa w majątku Strumieńskich, która choć ma pochodzenie chłopskie, może poszczycić się dobrym wykształceniem, na które łożył właściciel dworku. Dlaczego był dla niej taki szczodry?

Oczywiście jak to modne w romansach historycznych na drodze Anieli staje młody porucznik. Cóż, chyba nie zdradzę za wiele, jeśli powiem, iż ich znajomość przerodzi się w coś poważniejszego. On, chłopak z wyższych sfer i ona biedna służąca, wyzyskiwana przez swoją chlebodawczynię - czy taki związek może mieć szczęśliwe zakończenia?

Autorka ma bardzo dobry styl i niesamowitą lekkość pisania, co sprawia, że czyta się szybko i z prawdziwą przyjemnością. Historia jest dość prosta i od pewnego momentu przewidywalna, ale to wcale nie stanowi jakiegoś minusa. Wręcz przeciwnie, uznałabym to nawet za plus, gdyż nie lubię zbyt wydumanej fabuły przy książkach, które starają się wpasować w gatunek romans historyczny. Tu wszystko jest na swoim miejscu. Bohaterowie są zwyczajni, normalni, ludzcy. Nie są obdarzeni nadnaturalną mocą i wszelkimi możliwymi błogosławieństwami niebios. Owszem czasem sprzyja im szczęście, ale jest to szczęście, na które w pełni zasłużyli i zapracowali.

Aniela zdobyła moją sympatię od razu, zaś pani Strumieńskiej nie lubiłam do momentu, gdy poznałam jej tajemnicę. Wtedy już tylko jej współczułam, gdyż stała się jedynie ofiarą zabobonów. Przesądy rzuciły cień na życie tylu osób i dopiero Aniela stanęła przed możliwością przełamania starej klątwy. Czy się jej to uda? - musicie przekonać się sami.
Przyznaję, że lubię powieści, gdzie pojawia się widmo przeszłości, fatum ciążące nad głównymi bohaterami. Ta tajemnica sprzed wieków stanowi osnowę „Klątwy ruin”, a romans między głównymi bohaterami to tylko dopełnienie obrazu. Muszę jednak zaznaczyć, że bardzo podobał się mi sposób ukazania uczucia między Anielą a Rafałem - delikatny, a zarazem wymowny.

Reasumując - pani Magdalena Wala stworzyła ciekawą, dobrze skonstruowaną historię z przemyślaną fabułą i wyrazistymi bohaterami. Ta książka nadaje się idealnie do przeczytania w jeden jesienny wieczór. Tak, jak wspomniałam, czyta się ją szybko, a zresztą gdy się już wciągnie w dzieje Anieli, to trudno się oderwać i jakoś tak, strona za stroną, nawet nie wiadomo kiedy, dochodzi się do końca. Sama końcówka przeniesiona do czasów współczesnych trochę mi nie pasowała, ale to tylko kwestia gustu. Polecam

Magdalena Wala, „Klątwa ruin”, Książnica
Jestem wzrokowcem i moją uwagę przyciągają okładki. Ta jest szczególnie piękna. Tajemnicza, intrygująca. Według mnie dobrana doskonale. Z tego co zauważyłam Wydawnictwo Książnica przywiązuje bardzo dużą wagę do okładek i brawo im za to.
Akcja książki osadzona jest w początkach XX wieku, gdy Polska dopiero co odzyskała niepodległość i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rewelacja pod każdym względem. Autorka obdarzona niebywałym talentem, czarowała przed moim oczami obrazy, które stawały się niemal realne. Ja wręcz przenosiłam się do tamtych momentów i towarzyszyłam bohaterom. Zresztą nie tylko ja. Moja dziewiętnastoletnia córka też zakochała się w tej powieści. Polecam bardzo, bardzo gorąco każdemu

Rewelacja pod każdym względem. Autorka obdarzona niebywałym talentem, czarowała przed moim oczami obrazy, które stawały się niemal realne. Ja wręcz przenosiłam się do tamtych momentów i towarzyszyłam bohaterom. Zresztą nie tylko ja. Moja dziewiętnastoletnia córka też zakochała się w tej powieści. Polecam bardzo, bardzo gorąco każdemu

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka skradła moje serce. Jest w niej wszystko to, co potrzebne, aby lektura pochłonęła mnie bez reszty. Ciekawa fabuła osadzona w schyłkowym okresie caratu, porywająca historia miłosna pomiędzy ludźmi z dwóch różnych sfer, ten trzeci, który nie cofnie się przed niczym, aby dopiąć swego. Autorka po mistrzowsku wplotła losy bohaterów w prawdziwe wydarzenia i pokazała nam upadający świat rosyjskiej arystokracji oraz powstawanie nowego porządku, który miał odcisnąć piętno na życiu ludzi w dwudziestym wieku. Postaci wykreowane przez Panią Jax są przedstawione bardzo wyraziście. Możemy zrozumieć ich postępowanie i poznać odczucia. Nie ma zbędnych dłużyzny, które tak strasznie przeszkadzały mi w "Drugim brzegu". Akcja toczy się w odpowiednim tempie, napięcie jest dobrze dozowane, dialogi płynne i współgrające ze sobą. Wszystko jest tu dograne i tworzy zgrabną całość. Tę książkę po prostu trzeba przeczytać ❤️ Polecam z całego serca.

Ta książka skradła moje serce. Jest w niej wszystko to, co potrzebne, aby lektura pochłonęła mnie bez reszty. Ciekawa fabuła osadzona w schyłkowym okresie caratu, porywająca historia miłosna pomiędzy ludźmi z dwóch różnych sfer, ten trzeci, który nie cofnie się przed niczym, aby dopiąć swego. Autorka po mistrzowsku wplotła losy bohaterów w prawdziwe wydarzenia i pokazała...

więcej Pokaż mimo to