Pamiętam, że wkrótce po opublikowaniu "Kodu Leonarda da Vinci" często można było się zetknąć z opinią, że Choć "Kod..." fajny, to nie dorównuje "Aniołom...". Było to jeszcze w czasach, gdy jedna z najwartościowszych opinii o "Aniołach..." nie nazywała "Kodu..." książką poprzednią. Wiele lat trwało, nim wreszcie przyszło mi samemu porównać dwie pierwsze odsłony przygód pana Langdona. Zachęciły mnie kolejne powtórki ekranizacji z Tomem Hanksem pokazywane na jednym z kanałów TV - kiedyś postanowiłem, że "nie oglądam, dopóki nie przeczytam". Dziś, gdy ekranizację IV tomu mam dostępną na jednym z kanałów filmowych, a tom V ma trafić do księgarń lada dzień, uznałem ostatecznie, że nie ma co dłużej czekać.
Lubię takie lektury i w swojej kategorii "Anioły..." są zdecydowanie pozycją z górnej półki. Nie podpisałbym się jednak pod twierdzeniem, że przewyższają "Kod...". Być może o opinii decyduje właśnie kolejność lektury I i II tomu - jak by nie czytać, tom po który sięgamy później musi się wydać lekko wtórny. Mnie dodatkowo nie przypadło do gustu przygotowywanie gruntu pod spektakularne zakończenie. Gdybym czytał to w formie papierowej, pewnie co chwilę sprawdzałbym czy aby ktoś nie podmienił mi Browna na katechizm kościoła katolickiego. Na szczęście, okazało się, że to tylko pretekst do sensacyjnego zwrotu akcji, który jednak z tegoż powodu traci na sile oddziaływania - czytelnik czuje, że albo autor sobie odpuścił zakończenie, albo bardzo nieudolnie próbuje wodzić czytelnika za nos.
Pamiętam, że wkrótce po opublikowaniu "Kodu Leonarda da Vinci" często można było się zetknąć z opinią, że Choć "Kod..." fajny, to nie dorównuje "Aniołom...". Było to jeszcze w czasach, gdy jedna z najwartościowszych opinii o "Aniołach..." nie nazywała "Kodu..." książką poprzednią. Wiele lat trwało, nim wreszcie przyszło mi samemu porównać dwie pierwsze odsłony przygód pana...
Pamiętam, że wkrótce po opublikowaniu "Kodu Leonarda da Vinci" często można było się zetknąć z opinią, że Choć "Kod..." fajny, to nie dorównuje "Aniołom...". Było to jeszcze w czasach, gdy jedna z najwartościowszych opinii o "Aniołach..." nie nazywała "Kodu..." książką poprzednią. Wiele lat trwało, nim wreszcie przyszło mi samemu porównać dwie pierwsze odsłony przygód pana Langdona. Zachęciły mnie kolejne powtórki ekranizacji z Tomem Hanksem pokazywane na jednym z kanałów TV - kiedyś postanowiłem, że "nie oglądam, dopóki nie przeczytam". Dziś, gdy ekranizację IV tomu mam dostępną na jednym z kanałów filmowych, a tom V ma trafić do księgarń lada dzień, uznałem ostatecznie, że nie ma co dłużej czekać.
Lubię takie lektury i w swojej kategorii "Anioły..." są zdecydowanie pozycją z górnej półki. Nie podpisałbym się jednak pod twierdzeniem, że przewyższają "Kod...". Być może o opinii decyduje właśnie kolejność lektury I i II tomu - jak by nie czytać, tom po który sięgamy później musi się wydać lekko wtórny. Mnie dodatkowo nie przypadło do gustu przygotowywanie gruntu pod spektakularne zakończenie. Gdybym czytał to w formie papierowej, pewnie co chwilę sprawdzałbym czy aby ktoś nie podmienił mi Browna na katechizm kościoła katolickiego. Na szczęście, okazało się, że to tylko pretekst do sensacyjnego zwrotu akcji, który jednak z tegoż powodu traci na sile oddziaływania - czytelnik czuje, że albo autor sobie odpuścił zakończenie, albo bardzo nieudolnie próbuje wodzić czytelnika za nos.
Pamiętam, że wkrótce po opublikowaniu "Kodu Leonarda da Vinci" często można było się zetknąć z opinią, że Choć "Kod..." fajny, to nie dorównuje "Aniołom...". Było to jeszcze w czasach, gdy jedna z najwartościowszych opinii o "Aniołach..." nie nazywała "Kodu..." książką poprzednią. Wiele lat trwało, nim wreszcie przyszło mi samemu porównać dwie pierwsze odsłony przygód pana...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to