-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-03-27
2024-02-20
Robert jest moim rówieśnikiem. W poprzednim życiu, o którym opowiada w książce Świadek, był Łukaszem. Odkąd pamięta czuł się inny. Niedopasowany do świata. Ograniczony zakazami, nakazami, religią, historią, własną niemocą.
Łukasz urodził się i wychował we wspólnocie świadków Jehowy. W autobiograficznej książce opisuje hermetyczną społeczność wyznawców, więc dla kogoś niewtajemniczonego w szczegóły (jak ja), ale zainteresowanego tematem (jak ja), Świadek jest lekturą bardzo interesującą i, momentami, przerażającą. Reportaż ten, rekomendowany przez samego Mariusza Szczygła, to przede wszystkim opis walki z samym sobą, z własną wiarą, z seksualnością. To miotanie się w przestrzeni, którą Łukasz chce ogarnąć, ale nie potrafi. Raz mocno wierzy i praktykuje, zyskuje nawet uznanie w kręgach wspólnoty; innym razem odrzuca, buntuje się, ucieka.
Nie jest łatwo wyrwać korzeni, odciąć się od wszystkiego, co bezpiecznie znane, ale autor pokazuje, że można, a nawet trzeba. Dlatego "rodzi się" Robert, dlatego powstaje Świadek. Rient zmienia imię i nazwisko, aby zacząć żyć nie jako świadek Jehowy, ale jako człowiek. Po prostu człowiek.
Reportaż Roberta Rienta to boleśnie szczery dziennik zagubionego nastolatka. Świadek pokazuje proces dorastania w konserwatywnym środowisku, jakim jest wspólnota świadków Jehowy.
Dla mnie lektura tej książki była wartościowa głównie ze względu na ukazanie "od środka" praktyk wyznawców Jehowy. Ciekawe są przemyślenia człowieka, który ma wątpliwości, który nie przyjmuje biernie tego, co mu się wmawia (choć są momenty, kiedy Łukasz jest wzorowym przedstawicielem wspólnoty). Jednak bywały chwile, gdy ta niewielkich rozmiarów książka nużyła, gdy spisane myśli stawały się zbyt chaotyczne. Być może mętlik był zamierzony, oddawał to, co działo się w głowie Roberta, ale miejscami utrudniał lekturę.
Lubię, gdy przeczytana książka wzbogaca moją wiedzę o świecie. Dlatego uważam, że warto sięgnąć po Świadka.
Robert jest moim rówieśnikiem. W poprzednim życiu, o którym opowiada w książce Świadek, był Łukaszem. Odkąd pamięta czuł się inny. Niedopasowany do świata. Ograniczony zakazami, nakazami, religią, historią, własną niemocą.
Łukasz urodził się i wychował we wspólnocie świadków Jehowy. W autobiograficznej książce opisuje hermetyczną społeczność wyznawców, więc dla kogoś...
Norweska dziennikarka przez kilka miesięcy mieszkała w domu kabulskiej rodziny księgarza Sultana Khana (personalia bohaterów na użytek książki zostały zmienione). Był rok 2001. W Nowym Jorku dokonano zamachu na wieże World Trade Center. W Afganistanie zakończył się reżim talibów.
Zafascynowana księgarzem Seierstad mogła obserwować z bliska życie domowników, słuchać opowieści o kraju, którego kultura jest tak odmienna od tej, w której autorka się wychowała.
To jest książka, którą bardzo dobrze się czyta (ukłon w stronę Seierstad), ale jednocześnie historie w niej zamknięte wzbudzają tyle emocji (głównie negatywnych), że człowiek po lekturze czuje się zmaltretowany. Momentami miałam ochotę rzucić tą książką o ścianę ze złości, z bezradności, z nadmiaru cierpienia.
Księgarz z Kabulu jest bardzo dobrym reportażem, napisanym z wnikliwością obserwatora zdarzeń, któremu udało się mocno zbliżyć do świata opisywanego. Jednocześnie autorka książki nie ocenia, nie obwinia, nie moralizuje. Pisze o tym, co widzi i o tym, co słyszy. Jest na tyle blisko kabulskiej rodziny, że jej członkowie sami opowiadają jej o życiu kobiet i mężczyzn w muzułmańskim kraju, o kulturze, o relacjach międzyludzkich, o małżeństwie. I to są historie często wstrząsające, bolesne, niesprawiedliwe. Celowo nie przywołam tu żadnej z nich. Ten reportaż trzeba przeczytać, a nie tylko czytać o nim. Te historie trzeba "przeżyć", przeklnąć albo się rozpłakać.
Norweska dziennikarka przez kilka miesięcy mieszkała w domu kabulskiej rodziny księgarza Sultana Khana (personalia bohaterów na użytek książki zostały zmienione). Był rok 2001. W Nowym Jorku dokonano zamachu na wieże World Trade Center. W Afganistanie zakończył się reżim talibów.
Zafascynowana księgarzem Seierstad mogła obserwować z bliska życie domowników, słuchać...
To była dla mnie ciężka i bolesna lektura. Momentami chciałam tę książkę odłożyć, nie mogąc znieść ogromu okrucieństwa, opisywanego przez Wojciecha Jagielskiego. Świadomość, że to nie jest fikcja literacka sprawiała, że bałam się tego, co przeczytam na kolejnych stronach Nocnych wędrowców.
Opowieść o ugandyjskich partyzantach, o wojnie od lat niszczącej tamtejszą ludność, o porywanych dzieciach, o strachu, w którym nieustannie żyją rodziny, o bestialstwie człowieka, o niemożności dokonania wyboru, o zmuszaniu do zabijania i torturowania. Reportaż o wojnie, w której o nic nie chodzi, dlatego trwać może bez końca. Partyzanci nie potrafią żyć inaczej, więc, z pokolenia na pokolenie, plądrują wioski, kaleczą i mordują ludzi, porywają dzieci. Wszyscy się ich boją, nikt nie ma pomysłu na ukrócenie tych praktyk. Wieśniacy starają się chronić najmłodszych, wysyłając dzieci po zmroku do miasta, gdzie te koczują na ulicach, snują się z miejsca na miejsce. Noc jest pożywką dla partyzantów, którzy właśnie wtedy napadają na wioski, rabując i niszcząc. Rodzice małych dzieci wiedzą, że zbrodniarze nie wtargną do miasta, więc łudzą się, że ich dzieci są bezpieczne, że nie zasilą armii partyzanckich żołnierzy. Dzieci, które trafiają do lasu, są zmuszane do zabijania członków własnej rodziny i współplemieńców.
Wstrząsnęła mną ta książka. Na tym polega siła reportażu.
To była dla mnie ciężka i bolesna lektura. Momentami chciałam tę książkę odłożyć, nie mogąc znieść ogromu okrucieństwa, opisywanego przez Wojciecha Jagielskiego. Świadomość, że to nie jest fikcja literacka sprawiała, że bałam się tego, co przeczytam na kolejnych stronach Nocnych wędrowców.
Opowieść o ugandyjskich partyzantach, o wojnie od lat niszczącej tamtejszą ludność,...
Bardzo poruszyła mnie historia opowiedziana przez Nando Parrado. Cud w Andach to książka, która opowiada o tragedii z 1972 roku, kiedy to samolot lecący z Urugwaju do Chile rozbił się w górach. Wielu pasażerów nie przeżyło tej katastrofy.
Rozbitkowie przez niemal trzy miesiące czekali na ratunek, choć wiedzieli, że ekipy ratownicze już dawno zrezygnowały z poszukiwań, a oni zostali uznani za martwych. Walczyli o przetrwanie w nieprzyjaznym, mroźnym i dzikim miejscu.
Zwątpienie przeplata się z nadzieją, siła przechodzi w słabość lub odwrotnie, ciężkie warunki wymagają podejmowania dramatycznych decyzji. Jednak człowiek się nie poddaje. Chce żyć. Rusza w drogę, choć brakuje mu sił, sprzętu, mapy, odpowiedniego ubrania. Dociera do celu i dzięki temu szesnaście osób wraca do domu.
To dramatyczne doświadczenie uczy pokory wobec życia. Pokazuje, że człowiek może pokonać każdą przeszkodę, jaka stanie na jego drodze. Wystarczy, że mimo przeciwności losu, zachowa w sercu miłość i nadzieję.
Cud w Andach zmusza do przemyśleń i wzrusza.
Bardzo poruszyła mnie historia opowiedziana przez Nando Parrado. Cud w Andach to książka, która opowiada o tragedii z 1972 roku, kiedy to samolot lecący z Urugwaju do Chile rozbił się w górach. Wielu pasażerów nie przeżyło tej katastrofy.
Rozbitkowie przez niemal trzy miesiące czekali na ratunek, choć wiedzieli, że ekipy ratownicze już dawno zrezygnowały z poszukiwań, a oni...
Indie to kraj kontrastów, o czym wiedzą wszyscy. Jednak bliskie spotkanie z brudem, brzydotą, kalectwem to nie to samo, co wiedza, że w Indiach są slumsy, przeludnienie i mało higieniczne przestrzenie.
Paulina Wilk zabiera nas w miejsca śmierdzące, udręczone, nadgniłe, ale opowiada o nich w sposób bezstronny. Nie ocenia, nie wygłasza morałów, nie pochyla się z nabożeństwem nad ubóstwem, choć podejrzewam, że i dla niej (tak jak dla mnie) istnieją w Indiach "rzeczy" niesłychane, nie do końca zrozumiałe widoki i przekonania.
Autorka tego niezwykłego reportażu po prostu opowiada o kawałku świata. Naszego, współczesnego, choć wydawałoby się, że takie miejsca i takie rzeczy nie mają na nim miejsca. W Indiach niemożliwe staje się możliwe.
W kolejnych rozdziałach książki poznajemy nie tylko codzienne życie Hindusów, ale również przeszłość kraju, w którym od zawsze piękno współistnieje obok brzydoty, choć, po lekturze Lalek w ogniu wydaje się, że nędza dominuje. Indie to wielka latryna, przeludnienie, głód, analfabetyzm, tysiące okaleczonych ludzi, sierot, żebraków, ale też wielkie koncerny przemysłowe, pęd ku zachodniej cywilizacji...Współczesność nie wpływa na podział kastowy, który wciąż w Indiach króluje. Nasze standardy nijak mają się do faktu, że cenniejszym "towarem" pozostaje mężczyzna i dziewczynki giną w niewyjaśnionych okolicznościach.
Niesamowita lektura. Genialny styl (cały czas jestem pod urokiem słów), ciekawie opisany kraj, którego nie znałam. Nic jednak nie poradzę na to, że traktuję książkę Pauliny Wilk jako świadectwo tego, co w Indiach smutne. Autorka wielokrotnie zwraca uwagę na to, że Hindusi nie użalają się nad tym, co z punktu widzenia Europejczyka zakrawa na życie rozpaczliwe lub patologiczne. Oni przyjmują codzienność, jaka jest, nie roztkliwiają się nad rzeczywistością. Trwają, przyjmując dzień za dniem z mniejszą lub większą radością. Często bezczynnie.
Lalki w ogniu to jedna z tych książek, które długo się pamięta.
Indie to kraj kontrastów, o czym wiedzą wszyscy. Jednak bliskie spotkanie z brudem, brzydotą, kalectwem to nie to samo, co wiedza, że w Indiach są slumsy, przeludnienie i mało higieniczne przestrzenie.
Paulina Wilk zabiera nas w miejsca śmierdzące, udręczone, nadgniłe, ale opowiada o nich w sposób bezstronny. Nie ocenia, nie wygłasza morałów, nie pochyla się z nabożeństwem...
2024-01-20
2023-12-01
Ciężki temat. Ciężkie historie.
Leczenie zaburzeń żywienia kuleje w naszym kraju bardzo, szczególnie w odniesieniu do chłopców i mężczyzn, którzy zmagają się z chorobą.
Przykre, że od lat nic się nie zmienia.
Ciężki temat. Ciężkie historie.
Leczenie zaburzeń żywienia kuleje w naszym kraju bardzo, szczególnie w odniesieniu do chłopców i mężczyzn, którzy zmagają się z chorobą.
Przykre, że od lat nic się nie zmienia.
2023-11-06
Ilona Wiśniewska z pasją opisuje mało znany kawałek świata. Skupia się przede wszystkim na ludziach, którzy, tak jak ona, postanowili przyjechać na zimną wyspę i tutaj rozpocząć nowy etap swojego życia. Na Spitsbergenie mieszkają obywatele wielu narodowości, przybywają na dłużej albo tylko na chwilę, często wracają. Dzięki autorce poznajemy koleje ich losu. To nie są lekkie i przyjemne opowieści. Białe to w gruncie rzeczy książka smutna. Sama Wiśniewska traktuje Spitsbergen jak swoje miejsce na ziemi, ale opowiadane przez nią historie dotyczą głównie walki z przejmującym zimnem, tęsknoty za bliskimi, braku energii i poczucia samotności, które nasila się w okresie, gdy zapadają ciemności. To reportaż napisany z uwagą, niespiesznie. Autorce udało się nakreślić panoramę życia na wyspie i wprowadzić czytelnika w klimat tego regionu świata.
"Białe" to opowieść o tolerancji, o współistnieniu, o ludzkiej dobroci, o okrucieństwie natury, o życiu w miejscu, które nie zawsze jest dla człowieka przyjazne. Ilona Wiśniewska przygląda się mieszkańcom wyspy, zachowując dystans. Momentami tylko jest intymnie, bliżej, bardziej osobiście. Autorka nie szasta emocjami, po prostu snuje ciepłą opowieść o zimnym miejscu.
Ilona Wiśniewska z pasją opisuje mało znany kawałek świata. Skupia się przede wszystkim na ludziach, którzy, tak jak ona, postanowili przyjechać na zimną wyspę i tutaj rozpocząć nowy etap swojego życia. Na Spitsbergenie mieszkają obywatele wielu narodowości, przybywają na dłużej albo tylko na chwilę, często wracają. Dzięki autorce poznajemy koleje ich losu. To nie są lekkie...
więcej Pokaż mimo to