-
ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel15
-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik253
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Biblioteczka
Jak grzyby po deszczu powstają kolejne książki o piłkarskiej tematyce. Zawodnicy i trenerzy, ci emerytowani i ci obecni, zapraszają nas do szatni i na stadiony – te największe, oraz te nieco mniejsze. Piłka nożna ukazywana jest nam z niemal każdego punktu widzenia. Jednak przez długi czas, w dyskusji o futbolu brakowało mi głosu jednej z kluczowych stron – głosu sędziów. Często krytykowani za swoje decyzje, będący poddawani nieustannej ocenie – nierzadko krzywdzącej, żyli niczym w oblężonej twierdzy. Zakazy publicznych wypowiedzi na tematy sędziowskie, jakie nakładano na arbitrów sprawiały, że oddalali się oni od przeciętnego kibica, a w relacji na linii fan – sędzia szacunku było tyle co pieprzu w zupie.
Z czasem zaczęto proces „odbrązawiania”. Sędziowie zaczęli brać czynny udział w debacie o piłce nożnej, przybliżając nam wszystkim specyfikę tego zawodu i zabierając głos w dyskusji na temat planowanych zmian w przepisach. W zrozumieniu jak trudną pracę wykonują pomagały mi.in. akcje pod tytułem „sędzia na podsłuchu”, pokazywały one, że zapanowanie nad dwoma zespołami i podejmowanie trudnych decyzji w ułamkach sekund, wymaga nadludzkich zdolności, refleksu i niezwykle silnego charakteru.
W związku z tym, z niemałym zainteresowaniem sięgałem po książkę pt. „Dogrywka”, którą popełnili do spółki Mark Halsey i Ian Ridley. Historia znakomitego sędziego, który przez wiele sezonów gwizdał na najwyższym szczeblu w angielskiej piłce, spisana przez wybitnego dziennikarza sportowego… to nie mogło się nie udać. Promując książkę Halsey wspominał o kłodach jakie rzucali mu pod nogi jego niedawni szefowie, utrudniając powstanie książki. Mało tego, na odchodne zaproponowali mu nawet kontrakt, który zobowiązywał go do milczenia. Potęgowało to zainteresowanie z jakim zabrałem się do lektury.
Czy książka sprostała oczekiwaniom?
Sporą jej częścią, a właściwie pewnego rodzaju motywem przewodnim, jest walka z rakiem krtani, jaką Halsey stoczył w trakcie swojej kariery. Powoduje to, że momentami czyta się ją ciężko, a czytelnicy oczekujący mięsistych historii z samego centrum boiskowych wydarzeń, długimi momentami mogą czuć się zawiedzeni. Trudno jednak dziwić się autorowi, dla którego owa książka jest w pewnym sensie dziełem życia. Bowiem czy można opisać swoje życie nie patrząc na nie przez pryzmat śmiertelnej choroby, którą udało się pokonać? Dowiadujemy się zatem jaką drogę przeszedł od zdiagnozowania raka, przez leczenie, aż do powrotu na boiska. Jaką katorżniczą pracę wykonał, aby na ostatnie kilka lat wrócić do sędziowania i jak niewiele brakło aby ta próba się nie powiodła.
Podróżujemy z autorem po boiskach niższych lig i wspinamy się po szczeblach sędziowskiej kariery aż na sam szczyt, a tam dostajemy wiele ciekawych historii dotyczących zawodników ze światowej czołówki. Jak radził sobie z niepokornymi piłkarzami, a których darzył największym szacunkiem? Jak układała mu się współpraca z menedżerami pokroju Alexa Fergusona i jak zaczęła się jego przyjaźń z Jose Mourinho? Dowiadujemy się jak wygląda dzień meczowy sędziego i jakie są zwyczaje z takim dniem związane.
„Cristiano naturalnie zaczął narzekać. Owszem mogłem uznać faul, zauważyłem kontakt, ale chciałem pokazać, że nie można mnie robić w balona i że nie dam się wciągnąć w żadne oszustwa. (…) Tego ludzie krytykujący arbitrów za pojedyncze decyzje nie biorą pod uwagę. Właśnie takie zachowanie było konieczne, abym mógł podporządkować sobie mecz. Pierwsze decyzje – poprawne czy błędne – często nadają ton grze…”
Mark Halsey wyjawia sporo historii zza kulis angielskiej piłki, które zapewne nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Nie owija w bawełnę i nie oszczędza swojego szefostwa ukazując z jakimi trudnościami z ich strony musiał się mierzyć. Opowiada o relacjach jakie łączą go z Markiem Clattenburgiem i Howardem Webbem, a także dlaczego nie darzy specjalnym szacunkiem Grahama Polla. Przytacza wiele anegdot prosto z boiska. Kogo obwinił Graham Poll za pokazanie 3 żółtych kartek jednemu zawodnikowi w meczu Australia – Chorwacja, podczas MŚ w 2006 roku? Dlaczego czołowy sędzia Premier League nie mógł powstrzymać radości, kiedy jedna z drużyn zdobyła bramkę w sędziowanym przez niego spotkaniu? O co autor ma największy żal do swoich przełożonych z Proffesional Game Match Officials? Jakie konsekwencje miało oskarżenie Marka Clattenburga o rasizm, wysunięte przez jednego z zawodników Chelsea Londyn? W książce znajdziemy odpowiedź na te i wiele innych pytań.
„Sędziowanie trzeba czuć. Dosłownie. Trzeba tym żyć. (…) Sztuka sędziowania od zawsze polegała na znalezieniu idealnego balansu pomiędzy utrzymaniem płynności gry, a jednoczesnym przestrzeganiem jej reguł.”
Jednak dla mnie zdecydowanie najcenniejsze jest jego spojrzenie na pewien pragmatyzm w sędziowaniu. Na subiektywne podejście do boiskowych wydarzeń. Często popełniamy błąd, zbyt literalnie trzymając się przepisów gry w piłkę nożną. Owszem, one regulują ramy w jakich odbywa się rywalizacja dwóch zespołów i są sytuacje, w których odstąpić od twardego ich respektowania nie można, ale są też takie, w których ta granica jest płynna i pamiętać należy, że to sędzia znajduje się w ogniu wojny. I to on musi utrzymać kontrolę nad meczem od pierwszej do ostatniej minuty. Powyższy cytat doskonale oddaje dylemat z jakim mierzą się arbitrzy przez całą swoją karierę, a Halsey słynął z tego, że jak mało kto potrafił znaleźć złoty środek zapewniający grze płynność. Powodowało to, że był jednym z najbardziej cenionych rozjemców, jacy biegali po boiskach Premier League i doprawdy trudno spotkać się z nieprzychylną opinią na jego temat.
Książka jest na pewno warta uwagi. Owszem pozostawia pewien niedosyt, związany głównie z tym, że wiele ważnych zagadnień potraktowanych zostało po macoszemu, a niektóre wątki wydają się nic nie wnosić. Jednak jej lektura jest cennym doświadczeniem, odzierającym z nimbu tajemniczości i przybliżającym nam trudną pracę sędziów, oraz presję jakiej muszą stawiać czoła.
Więcej recenzji znajdziecie na stronie:
http://footballart.pl/category/czytelnia/
Zapraszamy!
Jak grzyby po deszczu powstają kolejne książki o piłkarskiej tematyce. Zawodnicy i trenerzy, ci emerytowani i ci obecni, zapraszają nas do szatni i na stadiony – te największe, oraz te nieco mniejsze. Piłka nożna ukazywana jest nam z niemal każdego punktu widzenia. Jednak przez długi czas, w dyskusji o futbolu brakowało mi głosu jednej z kluczowych stron – głosu sędziów....
więcej mniej Pokaż mimo to
Piłkarskich trenerów można podzielić na dwie grupy: piłkarskich wizjonerów i trenerów – pragmatyków. Do pierwszego grona zaliczają się takie postacie jak Johan Cruijff, Marcelo Bielsa czy Pep Guardiola, czyli Ci, którzy w swoim czasie zrewolucjonizowali myślenie o futbolu. Natomiast po stronie pragmatyków miejsce zajmują m.in. Alex Ferguson, Jose Mourinho i Carlo Ancelotti. Trenerzy potrafiący doskonale wykorzystać potencjał ludzki jakim dysponują.
Właśnie włoski menedżer jest jednym z najwybitniejszych przedstawicieli myśli pragmatycznej. Pracował we Włoszech, w Hiszpanii, w Anglii, we Francji, a obecnie w Niemczech. Zatem w swoim CV ma zespoły z 5 najlepszych europejskich lig. Juventus, Milan, Chelsea, PSG, Real Madryt, Bayern Monachium.
Pod zdobyczami uginają się półki w klubowych gablotach:
Liga Mistrzów – 3 razy
Superpuchar UEFA – 3 razy
Klubowe Mistrzostwa Świata – 2 razy
Włochy – Mistrzostwo Serie A, Puchar Włoch, Superpuchar Włoch
Anglia – Mistrzostwo Premier League, Puchar Anglii, Tarcza Wspólnoty
Hiszpania – Puchar Króla
Francja – Mistrzostwo Ligue 1
Niemcy – Superpuchar Niemiec
Sukcesy pod jego wodzą osiągali m.in. Paolo Maldini, Seedorf, Kaka, Schevchenko, Pirlo, Terry, Lampard, Ibrahimović, Ramos i Ronaldo. Obecnie jest na najlepszej drodze do zdobycia mistrzostwa i pucharu Niemiec, a Bayern wymienia się w jednym szeregu z Barceloną i Realem jako kandydata do triumfu w Lidze Mistrzów. Do tego strzeleckie rekordy bije Robert Lewandowski.
Uff… może się zakręcić w głowie.
„Dyskretne przywództwo” nie jest autobiografią. Jeśli miałbym przyporządkować ją do jakiejś kategorii, umiejscowiłbym ją gdzieś pomiędzy literaturą sportową a podręcznikiem z zarządzania zasobami ludzkimi. Już w przedmowie Ancelotti mówi o sile spokoju i dyskretnego przywództwa, a za przykład stawia Vito Corleone. Dlatego też tytuł nie jest przypadkowy, a sposób w jaki „Carlito” zarządza swoimi zespołami stanowi trzon na którym osadza się w dużej mierze treść książki.
A jaka jest to książka? Myślę, że dokładnie taka jakim trenerem i człowiekiem jest sam Ancelotti…
Nie znajdziemy w niej krwistych anegdot, skandali, z którymi miał do czynienia dowodząc największymi zespołami, ani żartów po których będziemy zanosić się śmiechem. Napotkamy natomiast sporo banałów w stylu: „przywództwa można się nauczyć, ale nie można udawać kogoś kim się nie jest…” czy „prawdziwy przywódca nie musi dowodzić swojej pozycji”. Początkowo poczytywałem to jako sporą wadę tej pozycji, ale z czasem uznałem, że jest to jej siła. Bo Ancelotti odkrywa siebie samego, pokazuje nam jaki jest naprawdę, a potwierdzają to zawarte w książce wypowiedzi m.in. Ibrahimovicia, Beckhama czy Sir Alexa Fergusona. Jego sposób narracji stanowi kontrast dla tej przyjętej w mass mediach i celującej w niskie instynkty.
Nie pali za sobą mostów, bo jak sam przyznaje, być może kiedyś ponownie będzie pracował z tymi piłkarzami. Jak wobec tego zyskałby sobie ich zaufanie? Mimo to udaje mu się przemycić wiele ciekawych historii, jak na przykład ta, kiedy wspominał współpracę ze Zlatanem:
„Pamiętam między innymi sytuację, kiedy doszedł do wniosku, że jeden z młodszych zawodników nie dość przykładał się do treningu. Po zajęciach zawołał go do siebie i poinformował: ‚Wracaj do domu i zapisz sobie w pamiętniku, że trenowałeś dzisiaj ze Zlatanem, bo myślę, że to chyba twój ostatni raz’.”
Przedstawia swoje spojrzenie na futbol. Spojrzenie, które w wielu miejscach stoi w sprzeczności z tym co wielu z nas myśli o pracy menedżera. Mówi o cyklu pracy trenera i o tym, że w momencie zatrudnienia już wie, że niebawem będzie zwolniony. Dlatego liczy się dla niego tu i teraz, a kwestie budowania drużyn i przeprowadzanie perspektywicznych transferów to coś czym powinni zajmować się szefowie klubów a niekoniecznie trener. Trener to trybik w maszynie.
„Nikt nie płaci, żeby zobaczyć mnie, Pepa Guardiolę czy Sir Alexa Fergusona stojącego za linią boczną.”
Dowiemy się co sądzi o piłkarskiej taktyce i jak zadaje kłam teorii, że kluczem do sukcesów jest zdominowanie posiadania piłki. Pokazuje, że czasem może być ono pułapką. Jakie są pierwsze kroki po objęciu nowego zespołu i dlaczego na początek najlepiej wprowadzić ustawienie 1-4-4-2.? Czym różnią się treningi w Hiszpanii i we Włoszech? Co musiał zmienić w swoich przyzwyczajeniach po przyjeździe do Anglii, czego nauczyło go to doświadczenie i dlaczego uważa Anglików za wielkich profesjonalistów?
„W czasach kiedy grałem dla Romy, miałem okazję przyjrzeć się treningowi prowadzonemu przez Łobanowskiego i zaszokowała mnie jego intensywność. (…) Kiedy spróbowałem podobnego ćwiczenia w Realu Madryt, moi piłkarze poddali się po piętnastu minutach.”
Dlaczego PSG było klubem tragicznie zorganizowanym?
O co ma żal do Romana Abramowicza i dlaczego zawiódł się na Leonardo? Jak układała mu się współpraca z Berlusconim i Florentino Perezem?
Jaki był największy problem w relacjach na linii Ancelotti – Gareth Bale? Dlaczego sprowadzenie Odegaarda skwitował wzruszeniem ramion?
Jak zarządzał największymi postaciami w historii światowego futbolu i dlaczego niemal każda z wielkich gwiazd uważa go za swojego przyjaciela i człowieka o ogromnym sercu? Wciąż bowiem pokutuje przekonanie, że zazwyczaj skutecznym przywódcą może być przed wszystkim cham wchodzący do szatni razem z drzwiami, a najlepszą metodą motywacyjną, jest „przystrojenie” przemowy odpowiednią ilością słów na „k”, „ch” i „p”.
„Dyskretne przywództwo” jest zaledwie małym kroczkiem do zrozumienia istoty futbolu. Trzeba na niego patrzeć pod wieloma kątami. Postrzegać go całościowo, uwzględniając miliony czynników. Akceptując to, że nigdy nie zrozumiemy go w stopniu wystarczającym. Ale zgłębiając tajniki największych piłkarskich mędrców, zmierzamy we właściwym kierunku.
Więcej recenzji znajdziecie na stronie:
http://footballart.pl/category/czytelnia/
Zapraszamy!
Piłkarskich trenerów można podzielić na dwie grupy: piłkarskich wizjonerów i trenerów – pragmatyków. Do pierwszego grona zaliczają się takie postacie jak Johan Cruijff, Marcelo Bielsa czy Pep Guardiola, czyli Ci, którzy w swoim czasie zrewolucjonizowali myślenie o futbolu. Natomiast po stronie pragmatyków miejsce zajmują m.in. Alex Ferguson, Jose Mourinho i Carlo Ancelotti....
więcej mniej Pokaż mimo to
W ubiegłym roku ukazała się książka Ruuda Gullita o intrygującym tytule: „How to watch footbal?”. Na polskie wydanie czkaliśmy nieco ponad pół roku. Krzykliwa okładka od razu przykuwa wzrok, a Marcin Feddek grzmi o wkraczaniu w „Świat futbolu, o którym nie miałeś pojęcia”. Czy można trafić na bardziej interesujący temat, w czasach kiedy piłkarska analityka przeżywa swój złoty okres?
Jak słusznie zauważył Andrzej Gomołysek, twórca portalu taktycznie.net, Ruud Gullit miał okazję grać w najciekawszych taktycznie drużynach swoich czasów. Do tego występował na niemal każdej pozycji. Poznał zatem specyfikę gry w każdym sektorze boiska i miał okazję rozwijać swoje umiejętności pod okiem wielkich piłkarskich umysłów.
Znakomity holenderski piłkarz przyjechał wiosną z wizytą do naszego kraju i niczym papież przemierzał sportowe redakcje szerząc słowo analityka i promując swe dzieło. Rodzimi eksperci z zamiłowaniem spijali każde słowo z ust przybysza z zachodu, licząc, że niezbędna wiedza wprost na nich spłynie. Jak się jednak okazało, niniejsza książka nie zostanie kompendium wiedzy analityka piłkarskiego. Mało tego, w moim osobistym rankingu będzie jednym z większych rozczarowań. Niestety zamiast instrukcji jak oglądać piłkę nożną, dostajemy do rąk przykład jak nie należy o tejże pisać. Dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniami.
To co uderza najmocniej od samego początku lektury to niebywałe nasycenie książki banałem. Gullit zdradza nam między innymi sekret idealnej wrzutki:
„Odkryłem, że kopanie wewnętrzną częścią stopy w środek piłki jest najbardziej efektywne i sprawia, że piłka leci na odpowiedniej wysokości. Co więcej, musiałem też nauczyć się nadawać futbolówce odpowiednią prędkość. Jeśli uderzyłem za mocno, przelatywała nad wszystkimi. Jeśli nie użyłem wystarczającej siły, nie miałem kontroli nad tym gdzie trafi”.
A to tylko początek… Dalej jest równie ekscytująco. Dowiadujemy się między innymi, że kluczem do sukcesów jest posiadanie w składzie piłkarzy o wyjątkowych umiejętnościach indywidualnych w ataku, jak Messi, Neymar i Suarez. A niektóre tezy przez niego stawiane mogłyby wstrząsnąć światem piłki nożnej:
„Nawet na najwyższym poziomie często to widać: grę w trójkącie między dwoma środkowymi obrońcami a bramkarzem. To nieodpowiedzialne, gdy twoim celem jest wygrana, ponieważ niesie za sobą zbyt wielkie ryzyko. A jednak w Holandii wydaje się właściwie powszechne. Gdzie indziej w tego rodzaju sytuacjach piłkarze ekspediują zwykle piłkę na połowę przeciwnika. Nawet Barcelona regularnie popełnia kardynalny grzech przygotowywania akcji od tyłu. (…) Skoro Barcelona sobie z tym nie radzi, słabsze drużyny nawet nie powinny próbować”.
Nie, niczego nie przekręcam. Fragmenty podobnie absurdalne jak powyższe zmuszają do zadania sobie pytania, czy nie jest to osobliwy pastisz, a autor tak naprawdę mruga do nas okiem. A może problem leży w tłumaczeniu?
Jednocześnie nie chciałbym abyście odnieśli wrażenie, że książka jest jednym wielkim stekiem bzdur. Pomiędzy wszystkimi oczywistościami przemycono sporo ciekawostek. Jednym z najciekawszych momentów książki jest według mnie próba zdiagnozowania przyczyn zapaści holenderskiego futbolu. Autor doszukuje się powodów między innymi w niderlandzkiej naturze.
„Dla Hiszpanów, Włochów i Anglików tak naprawdę nie istnieje coś takiego jak mecz towarzyski. Należałoby wyrzucić ten termin z tamtejszych słowników, bo gra się zawsze o zwycięstwo. (…) W Holandii podobna mentalność właściwie nie istnieje”.
Przedziwna jest już sama struktura książki. Rozdziały podzielone są na mniejsze podrozdziały, a właściwie podrozdzialiki, które zwykle nie tworzą żadnego ciągu logicznego. Są jakby zbiorem felietonów, które bardzo pobieżnie traktują o różnych elementach futbolowej sztuki. Tworzy to dzieło niespójne, jakby pisane bez konspektu i wizji. I tak w rozdziale „Pozycje” mamy kilka podrozdziałów dotykających gry w środku pola, po czym następuje kilka akapitów pt. „Konflikt z trenerem”. Czy jak w części pt. „Nowe rozwiązania”, w której prześlizguje się przez „Komercjalizację” (dowiadujemy się wyłącznie, że reklamował samochód i Adidasa z przerwą na Lotto), „Odżywianie” (gdzie informuje, że jedzenie jest ważne), pędząc do „Wsparcia technicznego”. Poświęcając każdemu zagadnieniu po kilkanaście zdań. To powierzchowne traktowanie materii jest irytujące. Trącące wręcz brakiem szacunku do czytelnika, bo wygląda jak próba zapchania 330 stron tekstem, tylko po to żeby wypełnić warunki kontraktu, nie troszcząc się o wartość merytoryczną. Bo czy można na jednej stronie opisać specyfikę ustawienia 3-5-2? Równie bez sensu jest choćby stosowanie absurdalnej wykładni dotyczącej stosowania przepisów w jednym z finałów Ligi Mistrzów, kiedy mówi, że sędzia co prawda podjął słuszną decyzję wyrzucając zawodnika z boiska, ale powinien kierować się zdrowym rozsądkiem i nie psuć widowiska… Argument mocno gimnazjalny.
W ten sposób książka z potencjałem na dużego kalibru hit pozostawiła mnie z uczuciem sporego niesmaku. Oczywiście prezentuję tu swoje czysto subiektywne odczucia. Być może ktoś odnajdzie w niej coś dla siebie? Być może otworzy oczy komuś, kto do tej pory nie patrzył na futbol analitycznie, a jedynie emocjonalnie? Na pewno ci, którzy zjedli na piłce zęby, nie odnajdą w niej nic nowego. Z drugiej strony jest ona znakomitym przykładem jak robić dobry marketing wokół dosyć przeciętnego projektu.
Więcej recenzji znajdziecie na stronie:
http://footballart.pl/category/czytelnia/
Zapraszamy!
W ubiegłym roku ukazała się książka Ruuda Gullita o intrygującym tytule: „How to watch footbal?”. Na polskie wydanie czkaliśmy nieco ponad pół roku. Krzykliwa okładka od razu przykuwa wzrok, a Marcin Feddek grzmi o wkraczaniu w „Świat futbolu, o którym nie miałeś pojęcia”. Czy można trafić na bardziej interesujący temat, w czasach kiedy piłkarska analityka przeżywa swój...
więcej mniej Pokaż mimo to
11 sierpnia 2013 roku, na portalu weszlo.com ukazuje się artykuł okraszony zdjęciem krótko ostrzyżonego pana w okolicach 40-stki, ze znajomą aparycją. Robocze ubranie, kamizelka odblaskowa i tytuł artykułu wskazuje, że mamy do czynienia z pracownikiem fizycznym, któregoś z brytyjskich magazynów.
3 lata później na rynku czytelniczym ukazuje się pozycja pod wiele mówiącym tytułem – „Radosław Kałużny – powrót Taty.” Tak… głównym bohaterem wspomnianego artykułu był 41-krotny reprezentant kraju, w przeszłości zawodnik m.in. Zagłębia Lubin, Wisły Kraków, Energie Cottbus, Bayeru Leverkusen… Zawodnik, który w piłce osiągnął sporo, widział jeszcze więcej, a bieganie za piłką przyniosło mu furę pieniędzy, czego nigdy nie ukrywał, wiodąc dość wystawne życie. Niektórzy zwracali się do niego per „Bułgar”, co miało związek z jego zamiłowaniem do efektownej biżuterii.
(...)
Niestety pozycja została sklecona według sprawdzonego i nieco już oklepanego schematu. Trudne dzieciństwo, przebicie się do lokalnej drużyny, gdzie główny bohater był najlepszy i piął się stopniowo po szczeblach kariery. Transfer do dużego zespołu, później za granicę. Piłem z gościem X, piłem z gościem Y, imprezowałem z gościem Z… Trener mnie lubił/trener mnie nie lubił, itd.
(...)
Co poza tym? Jakie jeszcze wnioski można wyciągnąć z lektury? Nieco przerażające, ale w sumie nie będące niczym nowym. Zawodowi piłkarze, przez lata żyjący pod kloszem, mając na każdym kroku kogoś kto poprowadzi za rękę, żyją w świecie alternatywnym. I jeśli przez lata kariery, nie zapracują sobie na miękkie lądowanie po jej zakończeniu, zderzają się z rzeczywistością jak ze ścianą. Nie od dziś wiadomo, że piłkarze często nie potrafią załatwić choćby najłatwiejszych spraw w urzędzie czy innych błahostek, z którymi każdy musi się kiedyś zmierzyć.
Pełna wersja recenzji do przeczytania na stronie:
http://footballart.pl/1291-2/
11 sierpnia 2013 roku, na portalu weszlo.com ukazuje się artykuł okraszony zdjęciem krótko ostrzyżonego pana w okolicach 40-stki, ze znajomą aparycją. Robocze ubranie, kamizelka odblaskowa i tytuł artykułu wskazuje, że mamy do czynienia z pracownikiem fizycznym, któregoś z brytyjskich magazynów.
3 lata później na rynku czytelniczym ukazuje się pozycja pod wiele mówiącym...
„Jeśli chcesz wyników od zaraz, a taki jest cel większości trenerów, znajdujesz się pod presją, która powoduje, że będziesz dostrzegał tylko aktualne wyniki. Nie przyjdzie Ci do głowy, aby zgłębić sekret tych rezultatów, i właśnie dlatego – z braku odwagi – ludzie nie widzą zawodników o największym potencjale.”
Talent… Słowo, które w kontekście rywalizacji sportowej i szkolenia młodego sportowca, zostało chyba terminem najbardziej zdewaluowanym. Każdy z nas używał go setki razy, traktując jak słowo – wytrych, którym można wytłumaczyć wszelkie wątpliwości. Słowem „talent” często zastępowany jest termin „ciężka praca”. A czy ktoś próbował definiować, co tak naprawdę ten termin oznacza? Ludzie nie mogąc wyjaśnić pewnych zjawisk, tworzą mity, którymi opisują rzeczywistość. Zrzucają z siebie w ten sposób konieczność dalszego analizowania sytuacji. Upraszczamy, tłumacząc swoje niedoskonałości genetyką, warunkami klimatycznymi, finansowymi brakami, czy złą bazą szkoleniową.
Rasmus Ankersen wybrał się w podróż dookoła świata w celu odpowiedzenia na pytanie – czy istnieje coś takiego jak „wrodzony talent”? Jak to możliwe, że jedno kenijskie plemię zmonopolizowało swoją dyscyplinę sportową, na skalę wręcz niespotykaną. Co wpływa na to, że w jednym miejscu na świecie nagle, dziesiątkami „produkowani są” mistrzowie świata i olimpijscy?
Pełna treść recenzji na stronie:
http://footballart.pl/zamiast-soczystych-czerwonych-truskawek-ktore-wkrotce-zaczna-gnic-wybierac-nalezy-te-zielone-wciaz-dojrzewajace-kopalnie-talentow/
„Jeśli chcesz wyników od zaraz, a taki jest cel większości trenerów, znajdujesz się pod presją, która powoduje, że będziesz dostrzegał tylko aktualne wyniki. Nie przyjdzie Ci do głowy, aby zgłębić sekret tych rezultatów, i właśnie dlatego – z braku odwagi – ludzie nie widzą zawodników o największym potencjale.”
Talent… Słowo, które w kontekście rywalizacji sportowej i...
Początkiem roku 2016 ukazała się książka „Przegrany”. Jest to autobiografia Grzegorza Króla, niegdyś świetnie zapowiadającego się napastnika. Występował w Amice Wronki, w latach jej świetności, a także m.in. w Lechii i Polonii Warszawa. Najlepszy okres w jego karierze przypadł na przełom wieków, a hossa w jego karierze trwała ledwie kilka sezonów, zatem na dobrą sprawę nie zdołał trwale zaistnieć w świadomości przeciętnego polskiego kibica. Kibic młody właściwie nie wie kto to był Grzegorz Król, bo kiedy zniknął niewielu przywoływało jego postać, w przeciwieństwie do innych wielkich przegranych. Wschodząca gwiazda upadła bez wielkiego echa, tak jak dość niezauważenie pojawiła się w księgarniach jego autobiografia. Książka wciąż traktowana nieco po macoszemu. Wielka szkoda.
Sam sięgałem po nią z dużym dystansem. Kiedy już się zdecydowałem, pochłonąłem ją jednym tchem.
Ta mająca bardzo gorzki wydźwięk autobiografia, jest ogromnym kamieniem wrzuconym do ogródka całemu środowisku. Ukazuje zaniedbania w sferze edukacji młodych piłkarzy, ale również trenerów. Dlaczego działania przeciwdziałające uzależnieniom najczęściej podejmowane są wtedy, kiedy trzeba leczyć? Dlaczego na wielu szczeblach zaniedbuje się profilaktykę? I nie chodzi tu o to, że współczucie budzi uzależniony piłkarz bo ma wszystko, jest młody i bogaty, a wszystko traci. Bo tak samo uzależniony jest ten przegrywający 1000 zł jak ten, który przegrywa 100 tys. Każdy jest kowalem własnego losu i każdy odpowiada za swoje czyny. Listonosz przegrywający ostatni grosz ze skradzionej emerytury jest tak samo godny pożałowania jak piłkarz przegrywający samochód i mieszkanie. Problem jest gdzie indziej...
Pełna treść recenzji dostępna jest na stronie:
http://footballart.pl/jak-nie-zostac-krolem-przegrany-grzegorz-krol/
Początkiem roku 2016 ukazała się książka „Przegrany”. Jest to autobiografia Grzegorza Króla, niegdyś świetnie zapowiadającego się napastnika. Występował w Amice Wronki, w latach jej świetności, a także m.in. w Lechii i Polonii Warszawa. Najlepszy okres w jego karierze przypadł na przełom wieków, a hossa w jego karierze trwała ledwie kilka sezonów, zatem na dobrą sprawę nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Nawet w najśmielszych snach nie mogłem sobie wyobrazić, że klubowy mistrz Europy i najbardziej utytułowany trener dziesięciolecia pozwoli mi na taki przywilej. W zamian prosi tylko o jedno: absolutną dyskrecję w trakcie całego sezonu.
– W książce możesz opisać to, co widzisz, i skrytykować wszystko, co zechcesz, ale w ciągu sezonu nie opowiadaj o tym na zewnątrz.”
Po zakończeniu pracy w Barcelonie, Guardiola zdecydował się na roczny rozbrat z futbolem. Wycieńczony ciągłą presją i kompletnie wypalony udał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozważał swoje kolejne posunięcia, oraz szukał motywacji do dalszej pracy. Kuszony ofertami z Premier League, zdecydował się jednak na podjęcie pracy w Bayernie Monachium. Czas na Wyspy miał dopiero nadejść…
Marti Perarnau towarzyszył Guardioli podczas jego pierwszego sezonu za sterami Bawarczyków. Miał pełną swobodę obserwacji. Zyskał pełny dostęp do zespołu, i sztabu szkoleniowego. Mógł rozmawiać z włodarzami klubu, a także z ludźmi z najbliższego otoczenia Pepa. Był przy drużynie w momentach triumfów, obserwował również jak przeżywa porażki i momenty kryzysowe. Był obecny podczas treningów i odpraw. Doświadczył zatem czegoś, o marzy każdy kibic. Widział od wewnątrz jak funkcjonuje wielki klub i znakomity zespół. Owocem tej rocznej współpracy jest książka pt. „Herr Guardiola. Projekt Bayern Monachium.”
Pełna treść recenzji dostępna na stronie:
http://footballart.pl/porazka-ma-cos-pozytywnego-nigdy-nie-jest-ostateczna-zwyciestwo-ma-natomiast-cos-negatywnego-nigdy-nie-jest-ostateczne/
„Nawet w najśmielszych snach nie mogłem sobie wyobrazić, że klubowy mistrz Europy i najbardziej utytułowany trener dziesięciolecia pozwoli mi na taki przywilej. W zamian prosi tylko o jedno: absolutną dyskrecję w trakcie całego sezonu.
– W książce możesz opisać to, co widzisz, i skrytykować wszystko, co zechcesz, ale w ciągu sezonu nie opowiadaj o tym na zewnątrz.”
Po...
Autor opisuje trudną drogę Pepa do stania się zawodnikiem Barcelony i życie w La Masii – najsłynniejszej szkółce piłkarskiej na świecie. Nakreśla przyczyny rozkładu drużyny Franka Rijkaarda i rolę jaką w karierze trenerskiej Guardioli odegrało prowadzenie rezerw Barcelony. Dowiadujemy się kiedy prawdopodobnie zaczął się konflikt na linii Mou – Pep, a także dlaczego z Barcy odejść musieli: Deco, Ronaldinho, Eto’o, Ibrahimović czy Bojan Krkić. Dlaczego nie zagrał w żadnym wielkim klubie poza Barceloną? Jak trafił do Brescii i w jakim hiszpańskim klubie, poza Barceloną, mógłby pracować? Jak skończyła się afera dopingowa z jego udziałem? Którą reprezentację by wybrał – Hiszpanię czy Katalonię? Poznajemy małego Pepa, który marzy o przyodzianiu bordowo-granarowej koszulki. Pepa piłkarza, Pepa trenera i Pepa człowieka, mentora, opiekuna.
„W świecie futbolu jest tylko jeden sekret: mam piłkę, albo jej nie mam. Barcelona zawsze optowała za posiadaniem piłki, choć to nic haniebnego, jeśli inni jej nie chcą. A kiedy nie mamy piłki, musimy ją odzyskać, ponieważ jej potrzebujemy.”
Pełna treść recenzji dostępna na stronie:
http://footballart.pl/z-porazek-uczysz-sie-dziesiec-razy-wiecej-zwyciestwo-daje-ci-chwile-spokoju-ale-pozniej-cie-oglupia-pep-guardiola-sztuka-zwyciezania/
Autor opisuje trudną drogę Pepa do stania się zawodnikiem Barcelony i życie w La Masii – najsłynniejszej szkółce piłkarskiej na świecie. Nakreśla przyczyny rozkładu drużyny Franka Rijkaarda i rolę jaką w karierze trenerskiej Guardioli odegrało prowadzenie rezerw Barcelony. Dowiadujemy się kiedy prawdopodobnie zaczął się konflikt na linii Mou – Pep, a także dlaczego z Barcy...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Przypominam sobie, że jestem w Manchesterze i dziś o godzinie 20:45 zagram na Old Trafford. Trzeba wytrzeźwieć, bo choć pewnie zacznę na ławce, to zionąć w szatni piwem raczej nie wypada. To w końcu Liga Mistrzów…”
9 grudnia 1998r. wchodzi na boisko w 56 minucie meczu Ligi Mistrzów z Arsenalem. 20 minut później sadza na tyłku Davida Seamana i wyrównuje stan meczu na 1:1. Arsenal co prawda strzela jeszcze dwie bramki i wygrywa mecz, ale wydaje się, że 24-letni Sypniewski właśnie wjeżdża z futryną do dużej piłki. Dwa lata później pierwszy raz wychodzi w podstawowym składzie. Nikt nie spodziewa się, że na Old Trafford, pierwszy raz będzie zarazem ostatnim.
W roku 2007 został skazany na 18 miesięcy więzienia, za groźby karalne i psychiczne znęcanie się nad rodziną. Choć jak sam twierdzi – „za małpi rozum po gorzale”.
Czas pomiędzy Manchesterem a zakładem karnym przy ulicy Smutnej w Łodzi, to powolne, acz systematyczne, staczanie się na samo dno…
To mógłby być fragment autobiografii któregoś z wielkich skandalistów jak Paul Gascoine, czy George Best. Ale tak potoczyły się losy chłopaka z Bałut, który miał wszystko w swoich rękach, ale „głowa nie nadążyła”.
„Lepszego nie znałem. Głupszego też nie. Bo przecież nie tylko pech, zwłaszcza pech do ludzi, sprawił, że tak się to wszystko potoczyło.”
Z pozoru jest to kolejna autobiografia upadłego piłkarza, który próbuje podratować budżet, sprzedając nam historyjkę o ludzkiej głupocie i zmarnowanym wielkim potencjale. Oczywiście nie łudzę się, że względy finansowe nie odegrały tu kluczowej roli, a motywacją był jedynie czynnik edukacyjny. Ale książka porusza kilka ważnych problemów, a wiele naszych przypuszczeń znajduje w niej potwierdzenie.
Autor wspomnień próbuje rozliczyć środowisko piłkarskie z jego największej plagi – nałogów. Pokazuje też, że piłkarze często nie są psychicznie gotowi do wzięcia się z życiem za bary. Jest to pewien paradoks, bo każdy, kto spędził kilka lat w piłkarskiej szatni, na dowolnym poziomie, wie, że jest to jedno z najbardziej samczych miejsc na ziemi i jeśli ktoś wykazuje oznaki słabości, zostanie bezlitośnie zmielony. Życie jednak weryfikuje wszystko i często pojawia się absurdalny zarzut – nie miał kto przypilnować. Pod maską twardziela, często kryje się dziecko specjalnej troski.
„I Wami, młodzi piłkarze, może czytający tę książkę, też nikt się nie zajmie, gdy przegracie swoją wielką szansę. Odkrywam się przed Wami także po to, byście nie powtórzyli nawet dziesiątej części wszystkich moich błędów.”
Co sprawiło, że transfer do wielkiej Wisły, zamiast katapultą, stał się najczarniejszą chwilą w życiu Sypniewskiego. Chwilą, która naznaczyła jego późniejszą karierę? Dlaczego bał się awansować z ŁKS-em do ekstraklasy i dlaczego musiał uciekać z klubu, bo nie wyobrażał sobie, że mógłby w niej zagrać. Dlaczego uciekał przed asystentem selekcjonera reprezentacji i jak blisko było do stworzenia duetu w kadrze Szwecji ze Zlatanem?
„Dziś, po latach, myślę, że w klubie wszyscy doskonale wiedzieli, że piję. Ale grałem nieźle, więc nikomu to tak naprawdę nie przeszkadzało. Ludzie śmieją się, że na kacu grałem lepiej, niż na trzeźwo. (…) Niektórym tam się nawet ta zależność podobała i sami polewali, choć mówimy przecież o trzeciej, a potem drugiej lidze. W końcu i ja w to uwierzyłem. Najlepsze mecze rozgrywałem na megakacu.”
Zasypany to książka o zmaganiu się z depresją i nałogiem alkoholowym. Zmaganiu, które nie zakończyło się happy endem, choć epilog do tej historii jeszcze się pisze. Uważna lektura tej książki, może przynieść bardzo pożyteczne wnioski. Nie tylko dla piłkarzy, ale dla każdego, kto być może, stawia pierwszy krok w drodze do nałogu. A może nawet pozwoli tego kroku uniknąć.
„Wiecie skąd biorą się te piłkarskie nałogi? Z nudy. Zawodowy piłkarz, jeśli nie ma jakiejś pasji albo przynajmniej trójki dzieci, to głównie się nudzi. Po maksymalnie czterogodzinnych zajęciach w klubie (to naprawdę jest max!), co z dojazdem daje 5 godzin… koniec pracy, a często ćwiczy się tylko dwie godziny i po robocie jest się już w południe.”
Więcej recenzji znajdziecie na stronie:
http://footballart.pl/category/czytelnia/
Zapraszamy!
„Przypominam sobie, że jestem w Manchesterze i dziś o godzinie 20:45 zagram na Old Trafford. Trzeba wytrzeźwieć, bo choć pewnie zacznę na ławce, to zionąć w szatni piwem raczej nie wypada. To w końcu Liga Mistrzów…”
więcej Pokaż mimo to9 grudnia 1998r. wchodzi na boisko w 56 minucie meczu Ligi Mistrzów z Arsenalem. 20 minut później sadza na tyłku Davida Seamana i wyrównuje stan meczu na 1:1....