-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać411
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2023
Pan Ireneusz Kania przywołuje w tej książce swe spotkanie z Czesławem Miłoszem, gdy ten był już bardzo słaby i świadom bliskości swego, doczesnego przynajmniej, końca.
Dziwnie się czuję, bo książka wpadła mi w ręce niespodziewanie i skończyłem ją jakiś tydzień przed śmiercią Ireneusza Kani. Z kim rozmawiał przez czas mej lektury, a swego ostatniego miesiąca? Jak traktował swe umieranie? [edycja: umarł zaskakująco dla przyjaciół, w najwidoczniejszym zdrowiu] Czy języki są pomocą w takiej chwili? A może są tylko lepem (Cioran)?
Czytałem wcześniej tylko jego przekłady, trudno się nie spotkać z Nim w ten sposób, ale robiłem to bez świadomości tego, z kim właściwie pośrednio się spotykam, kto stoi za tłumaczeniem. Kto i jak decydował o wyborze dzieł i słów, co go motywowało, czego poszukiwał, jak przeżywał to co czytał i starał się odbić w innym języku. Ta książka daje zarys odpowiedzi i apetyt na więcej - a więcej nie będzie.
Nie wszystko mnie ciekawiło, ale to co zaciekawiło, zrobiło to mocno. Przypominam sobie w szczególności, zdradzone najsilniej w wywiadzie, próby podpierania kosmogonii kabalistycznej współczesną kosmologią, tj. wywodzącą się z równań OTW Einsteina, obserwacji Hubble'a i odkrycia promieniowania reliktowego ideą ,,Wielkiego Wybuchu'' - ideą uważaną powszechnie za stricte naukową, a nie filozoficzną.
Myślę, że chyba również sam Pan Ireneusz trochę zbyt wielką odpowiedzialnością obarczał kosmologów. Sądzę, że może niechcący przywołali oni z jakiejś zbiorowej podświadomości stary pomysł i go naukowo uzasadnili, ale twierdzić, że obecny model kosmologiczny jest zgodny z kosmogoniczną wizją cimcum, światłem sefirotów itd. - i jakoś dowodzi to mądrości kabalistów? - to zbyt życzeniowe.
Big Bang się sprawdza, ale dość długo równie dobry był model stanu stacjonarnego, bez promieniowania reliktowego (z innym mechanizmem powstania takiej zimnej poświaty), promieniowania, które Pan Ireneusz zdaje się łączyć ze światłem Drzewa Życia, prawdopodobnie nie wiedząc, że promieniowanie to wg. kosmologów nie pochodzi z samego początku (jest nieco późniejsze, co psuje symbolizm), a nawet to pomijając, zostaje problem poziomów: kosmogonia to poważniejsza sprawa niż kosmologia.
Zgodzę się nawet, że nauka jest częścią religii, jest jej przyporą, bez której budowla religii legnie w gruzach, kardynał Pölätüo ma sporo racji. Ale model lambda-CDM ani nawet równania OTW takimi przyporami nie są, co najwyżej przyporami jeszcze nieznanych przypór.
A może nie dostrzegam tych związków w takiej pełni, jaka była dana Ireneuszowi Kani? Lubię tak myśleć
Pan Ireneusz Kania przywołuje w tej książce swe spotkanie z Czesławem Miłoszem, gdy ten był już bardzo słaby i świadom bliskości swego, doczesnego przynajmniej, końca.
Dziwnie się czuję, bo książka wpadła mi w ręce niespodziewanie i skończyłem ją jakiś tydzień przed śmiercią Ireneusza Kani. Z kim rozmawiał przez czas mej lektury, a swego ostatniego miesiąca? Jak traktował...
Warto się otworzyć na myśli Krzysztofa Maurina każdemu, kto poszukuje GNOSIS.
Ta książeczka jest zbiorem trzech odczytów, później opracowanych i uzupełnionych, które bez jej wydania pozostałyby zapewne szerzej nieznane.
Szczęśliwie tak się nie stało i również profani mogą z czerpać z wielce głębokich i odkrywczych przemyśleń.
Zainteresowania, pragnienia, tęsknoty, oczytanie, wytrwałość w poszukiwaniach, a przede wszystkim otwartość i wrażliwość Maurina podobne są do tych Ireneusza Kani.
Mniej tu mroku, więcej nadziei, mniej odwołań do mądrości Tybetu, więcej do mazdaizmu i inspiracji perenialistycznych — zasadnicza myśl i dążenia jednak ,,izomorficzne'', doskonale rezonujące, a ich Daeny są równie piękne.
Książeczka jest niewielka, lecz bardzo bogata, nasycona, a dostęp do tego bogactwa wymaga uwagi i wysiłku, gdyż zbyt łatwo pozostać na prawdy tu rozbrzmiewające głuchym, jak zniszczony dzwon.
By zaś odpowiednio rezonować, trzeba stale w sobie coś naprawiać, przekształcać i stroić, a to trudne i ryzykowne.
Każda strona książeczki ukrywa w sobie cenne myśli, analogie, symbolowe interpretacje, cytaty...złapałem się na tym, że zaginam prawie każdy róg (tak robię, gdy nie mam ołówka, np. w łóżku) i w prawie każdym akapicie znajduję coś do zanotowania, do zapamiętania i przemyślenia.
Szczególnie cenię sobie odkrywcze przedstawienie dalekowschodniej koncepcji trójczłonowej rzeczywistości, rozdział o kompleksie Chama i liczne analogie matematyczne.
Matematyka jest (też, bo nie tylko) symbolem jakiejś części Logosu, a przez to czymś tajemniczo aktywnym.
Jednym z przejawów tej aktywności są analogie do odkrywania których ona człowieka skłania — analogie między ludzkimi strukturami matematycznymi a strukturami ontologicznymi (trójjednia bytu).
Nie zrozumiałem wielu partii (bo zapewne nie zrozumiałem całości), np. tych, które naświetlają to, czy matematykę tworzymy, czy odkrywamy — oczywiście jedno i drugie, lecz uzasadnienie mnie nie dotknęło, minęło bez pobudzenia.
Nie mogłem też uchwycić bardzo wielu obrazów, szczególnie ostatniej, chyba najbardziej wymagającej (by ni rzec: hermetycznej) części.
Cóż, trzeba wysiłku, trzeba te ziarenka ,,żywić, szukając analogii w swym życiu, w swej twórczości, w swej miłości, jej wzlotach i upadkach''.
Warto się otworzyć na myśli Krzysztofa Maurina każdemu, kto poszukuje GNOSIS.
więcej Pokaż mimo toTa książeczka jest zbiorem trzech odczytów, później opracowanych i uzupełnionych, które bez jej wydania pozostałyby zapewne szerzej nieznane.
Szczęśliwie tak się nie stało i również profani mogą z czerpać z wielce głębokich i odkrywczych przemyśleń.
Zainteresowania, pragnienia, tęsknoty,...