-
ArtykułyTak kończy się świat, czyli książki o końcu epokiKonrad Wrzesiński5
-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant15
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać419
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
Biblioteczka
2016-04-15
2012-11-20
Trudno mi się zdecydować, co najbardziej podobało mi się w tej książce, bo to że nastrojowa, wciągająca, mistrzowsko zagadkowa, o nieco gotyckim zabarwieniu, to już zostało nie raz napisane.
Najciekawsze jest chyba to, że główna bohaterka i narratorka, osoba, której imię nie pada nawet raz w całej powieści (!) zostaje zdetronizowana przez ... wspomnienie, przez kobietę z obrazu, przez zmarłą pierwszą żonę Maxa. Tytułowa Rebeka bowiem dominuje całe życie nowej pani na włościach, poślubionej (uwierzmy, że z miłości) przez majętnego i przystojnego hrabiego. Wpływa na ich świeżo budowaną relację - choć dzieje się to raczej z winy kompleksów i wyimaginowanych obaw kobiety z niższych sfer, niż z domniemanej tęsknoty jej męża za pierwszym, gorącym uczuciem do zmarłej żony.
Fascynującą, choć przerażającą postacią jest też pani Danver, służąca Rebeki, która w swoim uwielbieniu do zmarłej (w tragicznym wypadku, jak się okaże) pani, nie jest w stanie znieść obecności intruza, nie może pogodzić się z myślą, że MUSI służyć tej, która nawet do pięt nie dorasta majestatycznej, przepięknej, pewnej siebie Rebece.
Genialnym zabiegiem jest też to, że 'warstwa kryminalna' zaczyna się niemalże pod sam koniec powieści. Nieco rozleniwiony początek zapowiada nic innego jak wiktoriańską powieść obyczajową dla kobiet. Nieco banalny i łzawy wątek brzydkiego kaczątka, któremu przyszło zamieszkać w domu pięknego łabędzia może początkowo nie wciągać, szczególnie mężczyzn. Niech jednak osoba Hitchcock'a, który był wielkim fanem twórczości Daphne du Maurier (choć czerpał z niej jedynie inspirację do swoich filmów, wprowadzając na potęgę zmiany i modyfikacje, których sama autorka nie cierpiała szczerze) będzie tu adekwatną rekomendacją.
Koniec powieści pełen jest wstrzymujących oddech wydarzeń i jeszcze bardziej zaskakujących ich konsekwencji.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że du Maurier była sama sobie prototypem pani de Winter (czyż sam dobór nazwiska nie jest już znaczącą sugestią?), gdyż również doświadczyła 'pozycji drugiej żony' (choć sama du Maurier pochodziła z arystokracji), również - po długim pobycie w Egipcie, zamieszkała w potężnej kornwalijskiej posiadłości Menabilly (vs. powieściowe Manderley), gdzie natknęła się na pozostałości po pierwszej narzeczonej swojego męża majora Toma Browninga.
Zresztą, jak sama mawiała, "Rebeka" to nie żadna romantyczna opowiastka, ale ... 'studium zazdrości'.
Moim zdaniem powieść nie do końca jest jednak odpowiedzią na pytanie do czego zdolna jest zazdrość i czy opiera się na racjonalnych przesłankach.
To raczej zaskakująca historia pokazująca, jak kobieta potrafi zmienić mężczyznę w kogoś zadowolonego, tryskającego humorem i chęcią życia, albo ... w rozgoryczonego, zdeterminowanego i nieobliczalnego człowieka.
Owiana legendą Rebeka ("Znałam jej twarz, drobną i owalną, piękną gładką skórę i burzę ciemnych włosów. Wiedziałam, czym pachniała, a gdybym usłyszałam jej głos wśród tysiąca innych, rozpoznałabym go. Rebeka, zawsze ta Rebeka. Nigdy się od niej nie uwolnię.") kryje w sobie jednak tajemnicę większą niż tylko bycie uwielbianą, podziwianą i niepodzielną panią Manderley...
książka 8/10 film 7/10 (Jim O'Brien, 1997 TV series)
Trudno mi się zdecydować, co najbardziej podobało mi się w tej książce, bo to że nastrojowa, wciągająca, mistrzowsko zagadkowa, o nieco gotyckim zabarwieniu, to już zostało nie raz napisane.
Najciekawsze jest chyba to, że główna bohaterka i narratorka, osoba, której imię nie pada nawet raz w całej powieści (!) zostaje zdetronizowana przez ... wspomnienie, przez kobietę z...
2012-06-10
Thriller psychologiczny "Moja kuzynka Rachela" zdecydowanie zostaje w cieniu osławionej i wielokrotnie filmowanej "Rebeki". I mimo, iż rzeczywiście zakończenie tej ostatniej jest majstersztykiem, talentu narracyjnego nie można du Maurier odmówić i w przypadku 'Racheli'.
Nieoczekiwana śmierć Ambrose we Florencji , gdzie przeprowadził się z deszczowej Kornwalii ze względów zdrowotnych, całkowicie zwala z nóg jego zaadoptowanego w dzieciństwie krewnego Phillipe'a Ashley. Sprawa nie wydaje się zwykłym zrządzeniem losu, jako że w drodze do Włoch Phillipe, który zamierza odwiedzić swojego wuja, dostaje od niego wysłany jeszcze przed śmiercią list sugerujący, że mógł zostać otruty.
Tajemniczości całej sprawie dodaje Rachela, jak się okazuje daleka kuzynka Ambożego i Phillipe'a, którą to krótko przed śmiercią poślubił wuj, do tej pory zadeklarowany stary kawaler.
Guz mózgu jest oficjalną przyczyną śmierci, co zamiast rozjaśnić sprawę, czyni ją jeszcze bardziej podejrzaną. Tym bardziej, że po śmierci drugiego męża (owdowiała już wcześniej) hrabina Rachela Sangaletti znika wraz ze swoim doradcą finansowym Rainaldim.
Phillipe wraca do Anglii, by zająć się posiadłością wuja, którą odziedziczył.
Rachela, której nigdy wcześniej nie poznał, a do której zdążył już zapałać nienawiścią i obwinić za śmierć wuja okazuje się - przy nieuniknionym spotkaniu - zupełnie inną osobą, niż wyobrażał sobie pogrążony w żałobie Phillipe.
W drobnej, efemerycznej, delikatnej i eleganckiej Racheli nie ma ani śladu diabolicznej femme fatale, która byłaby w stanie w jakikolwiek sposób przyczynić się do śmierci Ambrożego. Jej osobisty urok i nienarzucający się sposób bycia w połączeniu z niebanalną urodą mogą prowadzić tylko do jednego.
Jednak ... można powiedzieć, że nawet dotarłszy do tego miejsca (choć przyznaję, strześciłam dość sporą część książki) nadal nie można być pewnym, co rzeczywiście miało miejsce w odległej Florencji i jakie tajemnice chowa przed światem piękna kuzynka (także z czystym sumieniem nie zaznaczam tej opinii jako spoiler :))
A i zachowanie Phillipe'a zaczyna się zmieniać ...
Daphne du Maurier, z typowym dla siebie kunsztem, konstruuje fabułę bardzo misternie i maluje portret tytułowej bohaterki w taki sposób, że do ostatniej chwili zadajemy sobie pytanie: Zrobiła to, czy nie?
Odpowiedź jak i samo zakończenie książki będą, jak na mistrzynię suspensu przystało - zaskakujące.
Ta książka, mimo iż osadzona w XIX-wiecznej Anglii i Florencji (co może sugerować trącanie myszką) , to mistrzostwo dwuznaczności, niejasności i niedopowiedzeń. Do ostatniej strony!
Moim zdaniem klasyka dla fanów thrillerów i kryminałów (choć rozumiem, że osadzenie powieści w erze wiktoriańskiej nie przemówi do każdego).
Uwaga! Wciąga!
Thriller psychologiczny "Moja kuzynka Rachela" zdecydowanie zostaje w cieniu osławionej i wielokrotnie filmowanej "Rebeki". I mimo, iż rzeczywiście zakończenie tej ostatniej jest majstersztykiem, talentu narracyjnego nie można du Maurier odmówić i w przypadku 'Racheli'.
Nieoczekiwana śmierć Ambrose we Florencji , gdzie przeprowadził się z deszczowej Kornwalii ze względów...
2016-04-07
Przeczytałam ponownie w ramach przekopywania (i nadrabiania braków w czytaniu) klasyki.
Nie jestem w tej książce 'romantycznie-nastoletnio' zakochana.
Nie płaczę nad losem małego przybysza z odległej planety.
Nie traktuję jak prawdy objawionej.
Nie wieszam sobie cytatów w ramkach.
A może powinnam ...
Zdumiewające jest bowiem to, jak wciąż świeże i (może zabrzmi to banalnie, ale nie ugnę się nawet pod presją bycia uznaną za naiwną gąskę :)) ODKRYWCZE są obserwacje autora!
Zrodzone w erze sprzed podręczników do psychologii dostępnych w każdej księgarni, bez trenerów osobistych, bez poradników na temat rozwoju dzieci, bez wiedzy na temat inteligencji emocjonalnej, toksycznych rodziców, socjologii i wszelkiej innej 'logii', poruszają swoją prostotą, ale też ostrością spostrzeżeń.
A stworzona galeria postaci - genialna!
Daleka jestem od idealizowania dziecięcej optyki.
I nie tęsknię za wszystkimi aspektami dzieciństwa.
Lubię być dorosła :)
Świat dowodzony ręką (i mózgiem) dziecka byłby delikatnie mówiąc miejscem chwiejnym (a jedyny znany mi bliżej młodociany król - Maciuś - skończył nie najweselej).
Oczywistym jest dla mnie, że ludzie dojrzewają, ich poglądy ewoluują, 'realnieją', szczególnie wraz z (o ironio losu!) pojawieniem się dzieci. I to jest dobre.
Szkoda tylko, że nie widzą słonia połkniętego przez węża, nie dostrzegają baranka przez ścianki skrzynki, oceniają astronomów po strojach i wszystko przeliczają.
Nie magiczna, nie bajeczna, nawet nie alegoryczna - dla mnie to po prostu książka mądra.
Przeczytałam ponownie w ramach przekopywania (i nadrabiania braków w czytaniu) klasyki.
Nie jestem w tej książce 'romantycznie-nastoletnio' zakochana.
Nie płaczę nad losem małego przybysza z odległej planety.
Nie traktuję jak prawdy objawionej.
Nie wieszam sobie cytatów w ramkach.
A może powinnam ...
Zdumiewające jest bowiem to, jak wciąż świeże i (może zabrzmi to...
Czytając książki Agathy Christie nieustannie się dziwię, że przy takim zalewie gorszych lub lepszych powieści kryminalnych - jej zagadki, opisane, bądź co bądź, w staromodnym stylu wciąż potrafią się obronić.
U Christie morderca pojawia się niemalże 'w pierwszym akcie', wraz z całą gamą typów i typków, zmyślnie zawoalowanych w splot przedziwnych wydarzeń.
Wraz z nim na miejscu zbrodni, z szybkością światła, pojawia się wszystkowiedząca, nad wyraz spostrzegawcza, wszędobylska i nieprzeciętnie bystra starsza pani, która z ujawniającymi się co i rusz nowymi świadkami i dowodami w sprawie wywołuje ... pobłażliwy uśmiech na mojej twarzy.
A jednak lubię jej (nie Miss Marple, bynajmniej :)) powieści kryminalne nie tylko za piękny, smakowity (choć równie trącający myszką, co metody detektywistyczne starszej pani) język, pełen kurtuazyjnych zwrotów i iście angielskich eufemizmów, ale też za 'kunszt mataczenia' :)
Trzeba przyznać, że o ile sposób zbierania dowodów i szukania sprawcy irytują czasami swoją naiwnością, to mordercę udaje się pani Christie zamaskować idealnie.
Nie ukrywam, że w żadnej z czytanych dotąd powieści Mistrzyni Kryminałów (choć nie przeczytałam ich znowu tak dużo - co zamierzam regularnie nadrabiać) nie udało mi się wywęszyć, kto jest mordercą!
'Morderstwo na plebanii' na pewno nie stanie się moim ulubionym kryminałem, gdyż wydał mi się nieco przerysowany - za wiele postaci, za mało dowodów, a za dużo natomiast przebłysków geniuszu pani Marple.
I do tego - po ciągnącej się w nieskończoność 'akcji', po milionach dialogów w stylu: "Wydaje mi się, że już wiem, kto jest mordercą, ale nie powiem, bo się jeszcze muszę namyślić", morderstwo okazuje się (w moim mniemaniu) nieco nierealne.
Wikary, narrator z którego perspektywy przyglądamy się tej dziwacznej zagadce, jest nudny jak flaki z olejem i tak irytująco ugrzeczniony, że momentami trudno przebrnąć przez jego dywagacje i pozornie nierozgarnięty tok myślowy.
A poza tym ... mimo iż wydaje się, że we wsi St. Mary Mead nikt nie ma zegarka, który chodziłby dobrze, każdy pamięta z dokładnością niemalże co do minuty, gdzie był i co robił o danej porze.
Nie jest to powieść kryminalistyczna, przy czytaniu której czuje się strużkę potu na plecach i gryzie się paznokcie w oczekiwaniu na rozwiązanie zagadki :)
Ot, lekka, odstresowująca lektura.
Ps. Niestety - wbrew większości opinii - oceniam książkę jako przeciętną, ale ... specjalne wyróżnienie należy się pani Christie za cytat: "Młodzi ludzie myślą, że starzy ludzie są głupcami, ale starzy ludzie WIEDZĄ, że młodzi ludzie są głupcami!" - czyli za niezmienne poczucie humoru i dystans do ludzkich przywar.
Po 'Morderstwo na plebanii' sięgnęłam w ramach projektu 'Guardian's 1000 Novels Everyone Must Read'.
http://szeptywmetrze.blogspot.co.uk/p/blog-page_20.html
25/1000
Czytając książki Agathy Christie nieustannie się dziwię, że przy takim zalewie gorszych lub lepszych powieści kryminalnych - jej zagadki, opisane, bądź co bądź, w staromodnym stylu wciąż potrafią się obronić.
więcej Pokaż mimo toU Christie morderca pojawia się niemalże 'w pierwszym akcie', wraz z całą gamą typów i typków, zmyślnie zawoalowanych w splot przedziwnych wydarzeń.
Wraz z nim na...