Mam trochę problem z tą książką.

Z jednej strony bardzo "Orwellowska", pełna brutalnych nawiązań do rzeczywistości i bardzo dobrze napisana.

Z drugiej jednak, wydaje mi się że jest odrobinę przereklamowana. Choć może to być moja wina, bo oczekiwałem od niej dosyć sporo.

Nie będę się rozwodził nad fabułą, bo inni ludzie robią to lepiej, jedyne co potrzebujecie wiedzieć to: grupa młodych chłopców trafia na bezludną wyspę i zakłada społeczeństwo.

To co przykuło moją uwagę (żeby nie było: pozytywnie) to to jak chaotycznie są napisane dialogi. Postacie przerywają sobie w pół zdania, nie są w stanie dojść do porozumienia, gubią wątki. Dokładnie tak jak wyobrażałbym sobie bandę dzieci na bezludnej wyspie i bardzo mi się to podoba.

Książka jest średniej długości ale pomimo to pojawiają się tam gorsze fragmenty. Dosyć często czułem Deja Vu, ale da się przeżyć.

"Władca Much" jest klasykiem i nie wiem czy potrafiłbym powiedzieć o nim coś nowego, więc skończę tutaj.

Mam trochę problem z tą książką.

Z jednej strony bardzo "Orwellowska", pełna brutalnych nawiązań do rzeczywistości i bardzo dobrze napisana.

Z drugiej jednak, wydaje mi się że jest odrobinę przereklamowana. Choć może to być moja wina, bo oczekiwałem od niej dosyć sporo.

Nie będę się rozwodził nad fabułą, bo inni ludzie robią to lepiej, jedyne co potrzebujecie wiedzieć...