Z lekturą drugiej części trylogii pana Chucka Wendiga wstrzymywałem się jakiś czas, choć wszystkie pozycje z nowego kanonu staram się czytać od razu po premierze. Powód był bardzo prosty - bałem się co ta powieść może wnieść do kanonu i czy wniesie cokolwiek. I nie chodzi o to, że pierwsza część wywarła na mnie złe wrażenie. Zdałem sobie sprawę, że zupełnie jej NIE PAMIĘTAM. Nie wróży to dobrze kontynuacji, gdy jej poprzedniczka jest tak bezpłciowa, że nie pozostawia żadnego śladu w pamięci czytelnika. Tym większe było moje zdziwienie, gdy już od pierwszych stron książka mnie pochłonęła i ochoczo wyruszyłem na polowanie oficerów Imperium razem z barwną epiką łowców głów w służbie Nowej Republik. Ze względu na sesję, musiałem zrobić przerwę w lekturze, lecz chęć dokończenia historii była tak silna, że w pierwszej wolnej chwili postanowiłem to uczynić. Dużym plusem tej części jest to, że bohaterowie znani z oryginalnej trylogii nie są tylko tłem, lecz występują jako postacie drugoplanowe, miło jest w końcu zobaczyć w akcji Hana czy Chewiego i wiedzieć, że "się nie kurzą, gdyż Disney nie pozwala ich dotknąć". Kolejną rzeczą która zagotowała mi krew w żyłach było wspomnienie Jakku i nadzieja wisząca nad ostatnią częścią trylogii - czy w końcu zostanie rozwiana aura tajemniczości wisząca nad tą planetą, czy dostaniemy wielkie nic zapakowane w kolorowy wór niespełnionych obietnic. Podsumowując, polecam drugą część trylogii "Końca i Początku", czytając to w końcu miałem wrażenie, że dostaliśmy ciekawą, oryginalną historię z nowego kanonu, a nie zapchaj dziurę, która nic nie wnosi, jest mdła oraz boli jak czytasz. Nie mogę się już doczekać, jak większość Rebeliantów, co przyniesie "Upadek Imperium" ;)

Z lekturą drugiej części trylogii pana Chucka Wendiga wstrzymywałem się jakiś czas, choć wszystkie pozycje z nowego kanonu staram się czytać od razu po premierze. Powód był bardzo prosty - bałem się co ta powieść może wnieść do kanonu i czy wniesie cokolwiek. I nie chodzi o to, że pierwsza część wywarła na mnie złe wrażenie. Zdałem sobie sprawę, że zupełnie jej NIE...