Banany i cytrusy, czyli jedź do Azji

Okładka książki Banany i cytrusy, czyli jedź do Azji
Artur Malek Wydawnictwo: Wydawnictwo Poligraf literatura podróżnicza
208 str. 3 godz. 28 min.
Kategoria:
literatura podróżnicza
Tytuł oryginału:
Banany i cytrusy, czyli jedź do Azji
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Poligraf
Data wydania:
2015-11-03
Data 1. wyd. pol.:
2015-11-03
Liczba stron:
208
Czas czytania
3 godz. 28 min.
Język:
polski
ISBN:
9788378563839
Tagi:
Azja Rosja Syberia Kolej Transsyberyjska Chiny Birma Tajlandia Laos Kambodża Malezja Mongolia
Średnia ocen

                6,0 6,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,0 / 10
21 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
381
380

Na półkach:

Książka „Banany i cytrusy” to typowy blog, przeniesiony z medium cyfrowego do formy papierowej. Osobiste, pełne kolokwializmów (a także elementów gwary internetowej) zapiski mają charakter bezpośredniego komunikatu oddającego emocje i przyswojone wcześniej informacje. I ma to pewien urok. Jednak prowadzony amatorsko dziennik internetowy, pisany z pasji i potrzeby refleksji – to coś innego niż pełnoprawny twór literacki. Zagłębmy się w ten problem. Książka została wydana w drugiej połowie 2015, ostatnia z trzech opisanych wycieczek została odbyta przez autora w maju tego samego roku (poprzednie kolejno w 2013 i 2014). To dosyć szybkie tempo. Sprzyja to tak pochopnym decyzjom, powstawaniu niedociągnięć, jak i uniemożliwia eliminacje oczywistych błędów, oraz mniejszych wpadek które umykają z początku uwadze pisarza (tekst z reguły musi trochę poleżakować i zatrzeć się w pamięci piszącego przed ostatecznymi poprawkami). Brak opieki redakcyjnej – zwłaszcza w przypadku debiutanta – nie jest czymś co świadczy dodatnio o wydawnictwie autora „Bananów i cytrusów” (choć akurat w interesie tego wydawcy nie jest odrzucanie czegokolwiek, czy też skłanianie do poprawek*). Korektorki i korektor (których w stopce redakcyjnych jest trójka) nie popisali się, w tekście konsekwentnie powielane są stale te same błędy (ZA zamiast ZZA, ZAWIEŚĆ zamiast ZAWIEŹĆ), zdarzy się literówka, błędna odmiana, nieprawidłowe użycie myślnika... niemniej co by nie robili – bez konkretnej ingerencji redaktorskiej, tekst będzie pozostawiać wiele do życzenia.

W posłowiu Malek pisze: „nie jestem literatem, a ta książka nie jest porządna, ale mam nadzieje ze nie była mdła i nudna”. Wszystko to uczciwe stwierdzenia, i z grubsza trzymające się prawdy. Pod kątem stylistycznym faktycznie nie jest najlepiej, ale tekst nie nuży, i na ogół jest logiczny. Mimo jednak pewnych powtarzających się błędów, nieśmiesznych żartów i stricte internetowych praktyk komunikacyjnych, to nie jest to całkowicie zła publikacja. W wielu miejscach narracja prowadzona jest ciekawie, a przynajmniej przyzwoicie (choć efekt niweczą powtórzenia, mała liczba synonimów i brak gotowości do szerszego określenia dlaczego to i tamto obdarzone jest takim a nie innym epitetem). Błędów jest sporo. Na przykład nigdy nie komunikuje się czytelnikowi po użyciu określonego terminu by na dany temat doczytał sobie gdzie indziej, ani nie odsyła się go do googla; jeśli coś jest mało ważne dla autora, zwyczajnie to przemilcza – co przejdzie bez zgrzytu w świecie cyfrowym, kiedy po takiej sugestii otwiera się w przeglądarce nową kartę i idzie za radą autora, nie będzie uskuteczniane w czasie klasycznej lektury. (Ogólnie rzecz biorąc wyjątkiem od tego będą wtrącenia dygresyjne, niezwiązane z główną treścią publikacji X czy Y). Co jeszcze razi? Często w książce pojawiają się stwierdzenia że coś jest nie do opisania, że nie da się tego oddać słowami ani techniką cyfrową. Że to czy tamto trzeba samemu zobaczyć, na własne oczy. Wierzę i podzielam to zdanie. Niemniej pisarz to jest taki diabeł który mając świadomość iż mimo że nie może dać czegoś czytelnikowi, stara się chociaż zaoferować tego iluzję, złudzenie, choćby nakreślić przed nim z czym miał co czynienia bądź przekonać go do tego że to co zrodziła jego głowa jest prawdą. Taki zawód. Pisarz powinien choć zbliżyć odbiorcę do tego co widział, odczuwał, dać mu namiastkę. Niestety – autor się tu nie stara. A przynajmniej nie zawsze.

Gdyby jakiś redaktor usiadł, i wyjaśnił co jest nie tak, zapewne dałoby radę poprawić te zapiski. Miejscami rozwinąć, coś wyrzucić, pobyć się nielicznych błędów językowych. Blogowe wpisy autora mają pewien potencjał. Po pewnych poprawach stylistycznych, i usunięciu oczywistych błędów mogłoby z tego być dobre czytadełko dla ludzi myślących o wyprawie do Indochin czy na Daleki Wschód. Taki zbiór sugestii i przestróg, oraz turystyczna inspiracja. Ale pośpiesznie wydano to co wydano.
Autor zdecydowanie jest człowiekiem szczerym i myślącym, ale takie hobbystyczne pisanie, które może utrwalać złe wzorce literackie, nie powinno być praktykowane. Zabrakło pomocnej dłoni i czasu. Właściwie jestem przekonany że autor potrafiłby zrobić to lepiej, gdyby tylko miał czas, a idzie założyć że tego mu brakuje.

Blogerka Ela Sidi napisała całkiem fajną, osobistą książkę o Izraelu, pęczniejącą od rozmaitych informacji z pierwszej ręki. Miłość do literatury jej w tym wybitnie pomogła. Anna Ikeda genialnie opowiedziała o swoim życiu na japońskiej prowincji, fenomenalnie bawiąc się kolokwializmami – poprzez co dała świadectwo giętkości swego umysłu, dystansu i wnikliwości spojrzenia. Eseje Anny Sawińskiej o Korei (pierwotnie umieszczane na jej blogu) to intelektualne rozważania najwyższych lotów, które aż proszą się o szerszą dystrybucję. Wymienione wyżej panie są debiutantkami – jak autor „Cytrusów i Bananów)”. I wydały całkiem dobre książki. A tutaj mamy dość słaby tekst. Informuje tylko o pewnych kwestiach, nie kreśląc pełniejszego obrazu. Wynika to z odmiennego zainteresowania językiem jako takim. Dla pana Malka ma on walor głównie użytkowy, praktyczny. Informacyjny. Stąd i takie efekty. Tekst nie jest totalnie do dupy, bo autor wie co pisze i ma świadomość co robi. I chyba tylko to go częściowo rozgrzesza, oraz fakt ze sam sfinansował niskonakładowy druk swojej książki, ale ciężko o jednoznacznie pozytywny, entuzjastyczny odbiór. Niemniej każdy ma prawo do hobby. Na jednej ze stron swojej książki Malek apeluje: „pojedźcie do Azji Południowo-Wschodniej. To jest główny cel mojego pisania. Zachęcić, zaintrygować, zaciekawić, pokazać, że nie trzeba do tego jakichś wielkich talentów, odwagi czy zawrotnych sum pieniędzy”. Ta sama myśl zawarta jest w tytule. Każdy tekst ma swojego odbiorcę. A podróże kształcą. Bezsprzecznie warto się trochę powłóczyć – zwłaszcza świat się nam jakby skurczył od czasów Marco Polo, a kolejne bariery, dzięki rozwojowi techniki i globalizacji, rozpadają się na naszych oczach.

Na blogu autora są piękne zdjęcia, które wspaniale dopełniają tekst, aż przyjemnie popatrzeć:
http://bananyicytrusy.blogspot.no/
Zdecydowanie rekompensują one w pewnym stopniu to co pominięto w papierowej wersji „Bananów i cytrusów”. Tekst bez nich jest trochę jak nosorożec z upiłowanym rogiem. Cóż, postowanie i pisanie książek to dwie różne rzeczy, tak samo jak prywatna rozmowa i publicystyka.
Nie sztuka jest uprawiać krytykanctwo, i napisać w kilku zdania że „mi to się nie podobało, i że jest do kitu”. Sęk w tym by jako uargumentować swój sąd, nie opierając się jednocześnie tylko i wyłącznie na osobistych odczuciach. Wtedy jest to krytyka, i jako taka ma jakąś wartość. Stąd i długość mojego wywodu.

A teraz tak na marginesie: jako osoba będąca od czasu do czasu konsumentem masła orzechowego, spieszę z informacją że nie jest ono słodkie, a słone. Autor myli na dwieście pierwszej stronie wszelkie kremy czekoladowe w rodzaju Nutelli i nutellopodobnych wynalazków z pysznymi, zmiażdżonymi orzeszkami ziemnymi, jednym z narodowych smarowideł do pieczywa numer jeden w USA i Kanadzie. Niepotrzebnie, i nieproporcjonalnie do wagi błędu nadmierne rozwodzę się nad tym masłem orzechowym, bo i sam autor sporo pisze o jedzeniu. Z uwagi na jego praktyki komunikacyjne i zwyczaje żywieniowe, kojarzy mi się to trochę z fuzją podróżniczych książek Maxa Cegielskiego z odcinkami youtube’owego Mocnego Vloga. Z Cegielskim bo plecak, Azja i penetracja przestrzeni lokalnych, z vlogiem bo obszernie mowa jest o miejscowych smakach, i tych ulicznych, i fastfoodowych, i restauracyjnych. (W zasadzie pod kątem praktycznym są to przydatne informacje – tak samo z cenami usług turystycznych i przestrogami).

Ciężko polecać z czystym sercem tę książkę, ale na bloga na pewno warto wejść. Cieszy oko.

*Wydawnictwo Poligraf nie jest standardowym przedsiębiorstwem na rynku książkowym, specjalizuje się w niskonakładowych publikacjach, finansowanych de facto przez ich autorów (!). Z jednej strony genialna inicjatywa dla ludzi którzy chcą wydać coś niszowego, za rozsądne pieniądze i w dobrej jakości (profesjonalny druk i oprawa graficzna), z drugiej zaś spełnienie snów wielu grafomanów, którzy później będą trzymać niesprzedający się towar na pokojach (czyli koszmar na jawie). Nie jest to jedyna firma na polskim rynku świadcząca takie usługi. Niestety to stosunkowo nowe zjawisko ma tyleż plusów co minusów. Ale dobrze że jest, bo nożem można i zabić, i oskrobać ziemniaki na obiad.

Książka „Banany i cytrusy” to typowy blog, przeniesiony z medium cyfrowego do formy papierowej. Osobiste, pełne kolokwializmów (a także elementów gwary internetowej) zapiski mają charakter bezpośredniego komunikatu oddającego emocje i przyswojone wcześniej informacje. I ma to pewien urok. Jednak prowadzony amatorsko dziennik internetowy, pisany z pasji i potrzeby refleksji...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    35
  • Przeczytane
    30
  • Posiadam
    8
  • Azja
    3
  • Pbpdt
    1
  • Azja
    1
  • 2017
    1
  • 2018
    1
  • Reportaż
    1
  • Podróżnicze/krajoznawcze
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Banany i cytrusy, czyli jedź do Azji


Podobne książki

Przeczytaj także