Historia tej książki w naszym domu jest taka, że najpierw kupiłam ją jako prezent urodzinowy dla córki kolegi, ale tak nam się spodobała, że postanowiliśmy zdobyć jeszcze jeden egzemplarz – dla nas.
Tym, co nas wszystkich (ja, mąż, dziecko) oczarowało od pierwszego wejrzenia, są przepiękne, klimatyczne ilustracje. Każda strona tej książeczki dzięki ilustracjom pani Joanny Rusinek jest małym dziełem sztuki, począwszy od okładki, na ostatniej stronie skończywszy. I całe szczęście…
Całe szczęście, bo książka ta była przez nas czytana (nie przesadzając) dziesiątki, jeśli nie setki razy. Gdy wyjeżdżałam z E. na wakacje na dwa tygodnie zabrałam kilka różnych książek dla dzieci. Czytałyśmy tylko tę. Raz za razem.
Jeśli chodzi o wiersze, to niektóre są wspaniałe, niezwykle pobudzające wyobraźnię (Czarny lew, Rupaki, Drynda), niektóre niezwykle życiowe (tytułowa Wszędzie pachnie czekolada) inne mniej przypadły mi do gustu. E. uwielbia wszystkie.
Byłam tak zachwycona tą książką, że chciałam kupić pozostałe z tej serii, wymienione na tylnej stronie okładki. Szukałam, szukałam i w końcu znalazłam, ale… nie kupiłam. Nie widziałam w nich potencjału na taki zachwyt jaki wzbudziła ta. Ale obiło mi się o uszy, że pojawiła się książka Michała Rusinka „Wierszyki domowe” z tej serii. Poszukam, na pewno zajrzę, a jeśli dojdzie do tego, że kupię, to na pewno opiszę.
Recenzje tej ksiązki i innych pozycji (też dla dzieci) są również dostępne na moim blogu: http://barakudatoja.blogspot.com/

Historia tej książki w naszym domu jest taka, że najpierw kupiłam ją jako prezent urodzinowy dla córki kolegi, ale tak nam się spodobała, że postanowiliśmy zdobyć jeszcze jeden egzemplarz – dla nas.
Tym, co nas wszystkich (ja, mąż, dziecko) oczarowało od pierwszego wejrzenia, są przepiękne, klimatyczne ilustracje. Każda strona tej książeczki dzięki ilustracjom pani Joanny...