Teoria bezwzględności

Okładka książki Teoria bezwzględności
Beata Pawlikowska Wydawnictwo: G+J poradniki
300 str. 5 godz. 0 min.
Kategoria:
poradniki
Wydawnictwo:
G+J
Data wydania:
2012-01-25
Data 1. wyd. pol.:
2012-01-25
Liczba stron:
300
Czas czytania
5 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
978-83-7778-095-4
Średnia ocen

                6,1 6,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,1 / 10
528 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
408
110

Na półkach: ,

Zaczynałam czytać tę książkę z entuzjazmem, zachęcona opisem na okładce i pozytywnymi opiniami. Na początku, choć coś mi już nie grało, dawałam jej jeszcze szansę. Ale gdy zagłębiałam się dalej w te brednie… trochę rozbawienia, ale głównie niesmak. Bełkot i ten wszechwiedzący styl pisania! Pawlikowska straciła daną jej szansę, gdy zaczęła zagłębiać się bardziej w tę jej „fizykę kwantową”. Rzuciła parę nazwisk fizyków, dodała wszechwiedzący ton i... cóż, laicy pewnie uwierzą i będą zachwyceni. Ale ona te teorie i kwestie fizyczne, przynajmniej niektóre, przekręciła okropnie, żeby jej tylko pasowało, a może naprawdę tak myśli…? Ale dla mnie to jest jak jakiś żart i deptanie świętości. Niech sobie pisze o tej swojej jakiejś filozofii, ale niech nie opiera jej na przekręconych i naciąganych prawach fizyki! Gdyby się znała na tym – to ok, niech wykorzystuje naukę w swojej książce. Albo gdyby nie pisała tak, jakby myślała że się zna, gdyby dała jasno do zrozumienia, że chce luźno wykorzystać elementy fizyki, filozofii czy psychologii w celu wyjaśnienia swoich jakichś tam pomysłów. Ale tak? Pisze jakby to była wszystko prawda, bez żadnych wątpliwości, w sposób, jakby była fizykiem, pisze np. że powietrza nie ma bo go nie widzimy, tak samo jak nie widzimy fali świetlnej, więc skoro cząsteczka jest i falą (choć według Pawlikowskiej jest światłem) i materią, to według niej – raz ona jest, a raz jej nie ma! Nonsens. Powiedzcie, uczniowie, na fizyce coś takiego, to nauczyciel was wyśmieje. „Ale przecież Pawlikowska tak napisała”… Albo że naukowiec zmienia cząstkę, gdy badając ją, patrzy na nią albo nadaje jej jakieś parametry i „zmienia ją myślą”! A ta sieć energetyczna w kosmosie zasilana myślami, zsyłająca tsunami i trzęsienia ziemi? Science-fiction.
Ech, może dlatego mi się nie podoba, że mam umysł raczej naukowca niż filozofa. Choć z drugiej strony, te dwie dziedziny się ściśle łączą, tylko trzeba umieć je połączyć, a ona tworzy własną filozofię i naciąga naukę tak, żeby jej pasowało… To nawet nie jest pseudonauka, to co ona pisze w takim quasi-naukowym tonie.
A gdy spojrzałam na tytuł rozdziału „psychologia stosowana” (brzmi jakby Pawlikowska się na tym znała, a takie coś to mógłby napisać każdy z nas…), to pomyślałam: „o nie, o psychologii jeszcze będzie pisać”… A ja najbardziej w książkach nienawidzę zbrodni na psychologii. Pawlikowska… cóż, mocno tą psychologię naciągnęła… A te rysy na podświadomości przekazywane z pokolenia na pokolenie…?
A to jej pisanie o Majach? Sprawia wrażenie jakby wiedziała o czym pisze. Takie same jak wtedy, gdy pisała o fizyce… dlatego mam wątpliwości, czy na pewno wie. Ale ja na Majach nie znam się także, więc ta kwestia pozostanie dla mnie nierozstrzygnięta.
Chyba tylko część książki o jej podróży mi się w miarę podobała, może dlatego że pisała prawdę, to co się zdarzyło i to, na czym się zna, zamiast udawać, że się zna na fizyce albo psychologii.
Nie no, może komuś się to podoba, ale dla mnie ta książka to kilka czasami trafnych spostrzeżeń (które można policzyć na palcach jednej ręki), a poza tym jakieś dyrdymały, które są albo wyssane z palca, albo oczywiste i nie warte pisania o nich przez 100 stron, albo przechodzące w bełkot. Lanie wody na całego Pawlikowska nam tu odstawia, pisze cały rozdział o tym samym, ciągle to samo tylko innymi słowami, można by to zmieścić w jednym akapicie. A potem jeszcze wraca do tego za kolejne parę rozdziałów i znów pisze to samo, używając tych samych słów i zwrotów, a potem za kolejne parę rozdziałów znowu… Jakby chciała sama siebie przekonać, że to, co pisze, ma jakiś sens. Mnie nie przekonała, wręcz przeciwnie – znudziła, zniecierpliwiła i trochę rozśmieszyła, ale w negatywny sposób.
I jeszcze te błędy co jakiś czas, złe użycie zaimków albo zła odmiana, które nawet ja widzę - irytują i sprawiają, że odbieram tę książkę jako jeszcze mniej profesjonalną…
A skoro przez całą książkę autorka pisze, że ludzie na siłę chcieli poznawać świat, szufladkować, nadawać nazwy itd., i to doprowadziło ich do strachu i upadku, to dlaczego sama robi dokładnie to samo w tej książce…?
I jeszcze czytając książkę odnoszę wrażenie, jakby autorka uważała się za lepszą niż większość z nas. Chociażby opis tego przyjęcia. Albo jak to ona potrafi „wejść” w człowieka i patrzeć jego oczami, i nawet wiedzieć dokładnie kim on jest, wszystko, co go spotkało w przeszłości itd., a niby skąd? Magia? I opisy jak potrafi poczuć łączność z naturą, a większość ludzi tego nie umie…
Ale skończyłam czytać, byle szybciej, bo nie mam zwyczaju porzucać niedokończonych książek, choć w każdej minucie czytania miałam wrażenie, że tracę czas… Żałuję tego czasu i żałuję tych 27 złotych (ucieszyłam się, że książka była taka tania, teraz już wiem dlaczego…), ta książka nic oprócz poirytowania nie wniosła do mojego życia (wbrew wytłuszczonym, czerwonym literom na tylnej okładce, że na zawsze zmieni ona moje postrzeganie świata, które teraz wydają się kpiną, podobnie jak komentarz: „To książka z pogranicza fizyki kwantowej, filozofii i psychologii”…). Nie wiem, skąd tyle pozytywnych opinii, nie rozumiem tego. Przecież ta książka to nic wartościowego, marnowanie papieru według mnie. Jest raczej jak bajka dla dzieci, z tym powtarzaniem wszystkiego po 10 razy, opowiastkami i głupotami wyssanymi z palca, ale pasującymi do opowieści. Ale może tylko ja to dostrzegam…

Zaczynałam czytać tę książkę z entuzjazmem, zachęcona opisem na okładce i pozytywnymi opiniami. Na początku, choć coś mi już nie grało, dawałam jej jeszcze szansę. Ale gdy zagłębiałam się dalej w te brednie… trochę rozbawienia, ale głównie niesmak. Bełkot i ten wszechwiedzący styl pisania! Pawlikowska straciła daną jej szansę, gdy zaczęła zagłębiać się bardziej w tę jej...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    742
  • Chcę przeczytać
    385
  • Posiadam
    272
  • Ulubione
    33
  • Teraz czytam
    28
  • Beata Pawlikowska
    13
  • 2012
    12
  • 2013
    8
  • Chcę w prezencie
    8
  • 2014
    5

Cytaty

Więcej
Beata Pawlikowska Teoria bezwzględności Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także