-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński18
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Cytaty z tagiem "melancholia" [173]
[ + Dodaj cytat]Jego blada twarz była zastygłą maską bólu; zgaszone oczy przenikały przez mglistą zasłonę rzeczywistości i zdawały się wypatrywać czegoś, co było nieosiągalne tutaj, w tym mieście, na tym świecie.
Póki żałoba po obrazie mi nie wychodzi, póty wypełnia mnie lękiem, lecz kiedy jest udana, czyni mnie smutnym. Jeśli wygnanie z Wyobraźni jest konieczną drogą ku „wyleczeniu”, trzeba przyznać, że postęp jest tutaj smutny. Smutek ten nie jest melancholią – lub najwyżej melancholią niekompletną (w żadnym razie nie kliniczną), gdyż o nic siebie nie oskarżam ani nie jestem zdruzgotany. Mój smutek należy do tej odmiany melancholii, w której utrata ukochanej osoby pozostaje abstrakcyjna. Brak podwojony: nie mogę nawet zaangażować się w swoje cierpienie jak wówczas, gdy cierpiałem z miłości. W owym czasie pragnąłem, marzyłem, walczyłem: przed sobą miałem pewne dobro, tyle że dobro opóźnione, wstrząsane nieszczęśliwymi trafami. A teraz żadnego odzewu: wszystko jest pełne spokoju, i tak jest gorzej. Choć usprawiedliwiona ekonomią straty – obraz umiera po to, bym żył – żałoba miłosna pozostawia jakieś resztki: pewien zwrot powraca bez przerwy: „Jaka szkoda!”.
Kiedy byłem młody, krytyka mnie raniła. Teraz, gdy jestem pogrążony w melancholii, czytam po kilka razy nieprzyjemne komentarze na temat mojej twórczości i humor od razu mi się poprawia. Mówię kolegom: „Zawsze pamiętajcie, że nie ma na świecie takiego miasta, gdzie by jakiemuś krytykowi postawiono pomnik”.
Wystarczy, że ktoś brzdęknie w rozstrojone pianino, a zalewa mnie fala melancholii.
Melancholia to oksymoroniczna jedność konturów i mgły, uwięzienie czy raczej dobrowolne zamknięcie się w raz na zawsze wyznaczonym kręgu, którego zawartość pozostaje wszak otwarta i niezdefiniowana.
Otom dzieckiem, skrzydłem jednodniowych przeczuć.
Jestem tylko chłopcem, który płacze nad zabitym ptakiem.
Nie przeżyłem tylu lat i drzew, co ten wieczór.
Jestem chłopcem, który płacze nad zabitym ptakiem.
Otworzył jedno z okien wieży. Krajobraz tchnął ostentacyjnym pięknem. Pod spulchniającą siłą słońca wszystko dokoła zdawało się tracić swój ciężar gatunkowy: widoczne w dali morze wyglądało jak plama czystego koloru, góry, które w nocy robiły wrażenie pełnych grozy, przypominały teraz kłębowiska pary mającej rozpłynąć się lada chwila i nawet posępne Palermo ułożyło się spokojnie wokół klasztorów jak trzoda u stóp pasterza. Zakotwiczone w zatoce cudzoziemskie okręty, sprowadzone w przewidywaniu rozruchów, nie potrafiły wzbudzić uczucia lęku wśród tego majestatycznego spokoju. Tego poranka słońce, dalekie jeszcze zresztą od swego szczytowego żaru, w tym dniu trzynastego maja objawiło się jako prawdziwy władca Sycylii: słońce gwałtowne i bezwstydne, słońce działając jak narkotyk, słońce, które unicestwiało wolę poszczególnych ludzi i trzymało wszystko w służalczym bezwładzie wykołysanym gorączkowymi snami, w gorączce zrodzonej z samowoli snów.
Dopóki oddajesz się fantazji, świat może być tak niepospolicie piękny, jakim chcesz go widzieć - choć ta fantazja bywa czasami melancholijna i samotna
Nie jest powiedziane, że Kubłaj-chan wierzy we wszystko, co mu opowiada Marco Polo, opisując miasta, które odwiedził podczas swoich misji, ale bez wątpienia władca Tatarów słucha młodego Wenecjanina pilniej i uważniej niż któregokolwiek ze swoich posłów czy wysłanników. W życiu monarchy jest chwila, która przychodzi w ślad za uczuciem dumy z ogromu podbitych terytoriów, po melancholii i uldze wywołanej świadomością, że już wkrótce zrezygnujemy z poznawania ich i pojmowania, odczucie niby pustki, które ogarnia nas pewnego wieczoru, wraz z zapachem słoni po deszczu i popiołu drzewa sandałowego stygnącego w kadzielnicach.
Ludzie mawiają, że geniusz idzie w parze z szaleństwem. Że ci, którzy są najbardziej kreatywni, noszą w sobie największy mrok, melancholię i cierpią na różnego rodzaju neurozy. W tamtych czasach nikt tak nie myślał. Wtedy nie wypadało źle się czuć i nikt o tym nie mówił.