cytaty z książek autora "Norman Davies"
Aby człowiek wiedział, dokąd idzie, musi wiedzieć, skąd przychodzi. Naród bez historii błądzi, jak człowiek bez pamięci.
Polskiego lekarza w niewoli Oświęcimia, polskiego partyzanta w lesie, polskiego chłopa obawiającego się akcji odwetowej nie można sądzić według norm moralności obowiązujących wśród wolnych ludzi żyjących w normalnych czasach, tak samo jak nie można w ten sposób sądzić żydowskich donosicieli, którzy starali się ratować życie, denuncjując swoich towarzyszy, ani żydowskich prostytutek, które pracowały w wartowniach esesmanów. Zarówno Polacy jak i Żydzi byli ofiarami terroru, a ich postępowanie było przez ten terror uwarunkowane.
Polska nie jest po prostu grudką ziemi, nie jest nawet jakimś odległym przylądkiem; Polska jest sercem Europy.
Wszystkie państwa powstają na drodze przemocy i wszystkie rodzą się, pożerając swoich poprzedników.
Jedną z wad patriotyzmu jest jego ślepota na patriotyzm innych.
(...) mimo, że nadszedł XXI wiek, wielu myślących ludzi wciąż próbuje zmierzyć się z pokłosiem drugiej wojny światowej. Znakomicie ujął ten problem pewien wybitny brytyjski kardiolog obdarzony poetyckim talentem:
Mój pacjent leżał na szpitalnym łóżku
zarośnięty, cuchnący moczem,
pogryziony przez wszy,
za miejsce pobytu
mający ulicę
i bezrobotny,
bez rodziny, przyjaciół.
Ze słowiańskim akcentem
oświadczył
"Walczyłem pod Monte Cassino".
A moich stażystów w ich ignorancji
nie poruszył ni człowiek, ni historia.
I zwróciłem się do nich
z dłonią na ramieniu
mojego pacjenta,
by im powiedzieć, jak wspaniały
był 2. Korpus Polski
i że wartość nieskończoną
ma każda ludzka istota.
Państwo polskie, jak każdy inny organizm polityczny, zostało stworzone przez ludzi, nie zaś za sprawą jakichś z góry określonych sił. Jego upadek w XVIII w. nie był niczym bardziej nieuchronnym niż jego zmartwychwstanie w w. XX. Jego przyszłość nie jest ani trochę bardziej pewna niż przyszłość jakiegokolwiek innego kraju. Geografia [...] w gruncie rzeczy opisuje niewiele więcej niż obracające się koło garncarza. Człowiek jest i Garncarzem, i Gliną; i to Człowiek, a nie Geografia, jest także winowajcą.
(...) postanowiono wypłacać bardzo skromne wynagrodzenie byłym wojskowym walczącym pod dowództwem Brytyjczyków na Zachodzie, ale bezwzględnie odmówiono zapłacenia choćby pensa byłym członkom Armii Krajowej. Nie należy przechodzić do porządku dziennego nad całą ironią tej biurokratycznej dyskryminacji. Zarówno Brytyjczycy, jak i Amerykanie podjęli znaczne wysiłki, aby przekazać do wiadomości publicznej, że członkowie Armii Krajowej byli żołnierzami armii sprzymierzonych, którym należał się status kombatantów. Trzecia Rzesza musiała - choć niechętnie - uznać ten fakt. Natomiast konsekwentnie odmawiały uznania go dwie instytucje: NKWD oraz brytyjskie Ministerstwo Rent i Emerytur.
Wydaje się, ze kraj ten jest nierozerwalnie związany z niekończącą się serią katastrof i kryzysów, które – w sposób paradoksalny – stają się źródłem jego bujnego życia. Polska znajduje się bez przerwy na krawędzi upadku. Ale jakimś sposobem zawsze udaje jej się stanąć na nogi.
Pewniki polityczne w erze stalinowskiej były rzeczą tak oczywistą, że Konstytucja z 1952 roku całkowicie pomijała dwie najważniejsze zasady leżące u podstaw ustroju: nierozerwalne "przymierze" ze Związkiem Sowieckim i "wiodącą rolę" PZPR. Kiedy w wyniku nalegań Breżniewa w lutym 1976 roku wprowadzono do Konstytucji poprawki w celu prawnego zagwarantowania tych zasad, podniosły się głosy sprzeciwu.
Praktycznie rzecz biorąc, komuniści okazali się niekompetentni niemal we wszystkim poza szpiegowaniem, oszukiwaniem i prowadzeniem wojny.
Kiedy w latach 50. XX wieku zapytano ministra spraw zagranicznych Czou En-laja, co sądzi o skutkach rewolucji francuskiej, podobno odpowiedział: "Jeszcze za wcześnie, żeby można było coś powiedzieć".
Nie jest przypadkiem, że w ciągu niemal czterdziestu lat pracy nad historią Polski kierowana przez komunistów Polska Akademia Nauk nie zdołała dojść do porozumienia w sprawie zawartości tomu poświęconego latom wojny. Partyjnym historykom, którzy mieli licencję na pisanie o wojnie, z jakiegoś powodu zawsze zaczynało brakować atramentu, kiedy dochodzili do roku 1943.
Oznaką rangi Presslawia była ekspansja miejskiego systemu miar i wag. Na przykład, w 1630 roku "presslawska mila" została przyjęta na całym Śląsku. Ta ogromna jednostka długości była równa trasie - wymierzonej drewnianym kołem - od Bramy Piaskowej, przez trakty miejskie i osiem mostów, do przedmieścia Hundsfeld (Psie Pole). Była to odległość wynosząca 10 282 metry.
Smutnym finałem lat kryzysu był rok 1923, kiedy inflacja prześladująca gospodarkę niemiecką od roku 1913, zupełnie wymknęła się spod kontroli. W grudniu marka niemiecka osiągnęła ostateczne dno, tracąc na wartości ponad miliard razy. W Breslau litr mleka kosztował 240 000 000 000 marek, jajko 246 000 000 000.
Dyrekcja Zakładów Linkego - Hofmanna, mając w pamięci niedawne niepokoje, przywoziła z Berlina świeżo wydrukowane banknoty, żeby wypłacać wynagrodzenie dwa razy na dzień - w próżnej nadziei, że w ten sposób uda się przeciwdziałać natychmiastowej dewaluacji.
W kręgach konserwatywnych Rosję Sowiecką uważano za poroniony płód, którego trwanie przy życiu było niewytłumaczalnym dopustem bożym; Polskę z kolei uznawano za chorowitą znajdę - niezdolną do wysiłku i samodzielności.
Jak u wszystkich patriotów, miłość do kulturowego i
historycznego dziedzictwa ojczystego kraju górowała u nich nad wszelkimi skrupułami w kwestii obiektywizmu czy wierności faktom. Wystarczyło im przekonanie, że historia Polski nie może popaść w zapomnienie, a jej nieżyjący bojownicy i bohaterzy winni być żywym źródłem
natchnienia. Ich sukces okazał się istotnie tak wielki, że poetyckie, pełne wyobraźni i entuzjazmu stanowisko wobec historii nadal pozostaje wśród Polaków zjawiskiem częstszym niż postawa krytyczna, refleksyjna czy analityczna. W polskiej tradycji wizerunek historyczny okazał się czymś o wiele bardziej
przekonywającym niż historyczne fakty.
Wiesław Wohnout powiedział kiedyś, że Powstanie Warszawskie było błędem politycznym, nonsensem militarnym i koniecznością psychologiczną.
W Ewangelii według świętego Mateusza Jezus Chrystus mówi, że kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie - jest to jedna z tych licznych zasad, które teoretycznie chrześcijańska Europa często postanawiała ignorować.
- To mi przypomina komunizm w Europie Wschodniej - mówię. Nie umieli dostrzec różnicy między konstruktywną krytyką i zbrojnym buntem, wobec tego po prostu siedzieli sztywno wyprostowani, aż wszystko się zawaliło.
Badacze często zapominają, że przedstawianie napuszonych lub nudnych opisów takiego wydarzenia, jakim było Powstanie Warszawskie, jest takim samym fałszowaniem historii jak niedokładności historyczne.
Angielski katolicki pisarz Philip Gibbs (1877-1962) był jednym z nielicznych autorów, którzy wybrali sobie Powstanie Warszawskie jako materiał do ćwiczeń w tworzeniu opisów pełnych bezkrytycznych pochwał i podziwu.
Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk dysponował listami ludzi, których wolno było chwalić, nazwisk, które wolno było wymieniać wtedy, gdy należało kogoś potępić, oraz spisem tych, których wymieniać nie wolno było nigdy - nawet w celu potępienia.
Koalicje rzadko powstają we wspólnym interesie i z korzyścią dla wszystkich członków.
Aż nazbyt często dyskusje sprowadzają się do niestosownego wytykania sobie nawzajem win przez rywalizujące ze sobą polskie frakcje polityczne. Aż nazbyt często zapomina się, że powstańcy z 1944 roku nie byli w takiej samej sytuacji jak ich poprzednicy z lat 1794, 1830-31 czy 1863, prowadzący samotną walkę z wrogiem narodu. Bojownicy z Armii Krajowej byli częścią międzynarodowej koalicji, która podjęła zobowiązanie wspólnej walki z wrogiem, i wobec tego działania owej koalicji należy poddać najbardziej szczegółowej analizie.
Krytycy Powstania wypisują zdania w rodzaju "niezwracanie uwagi na wymogi sytuacji międzynarodowej". Rzadko jednak zadają sobie pytanie, co się kryje pod słowem "wymogi". W kulturze komunistycznej podstawowym wymogiem była uległość wobec Związku Sowieckiego, a zatem niekwestionowana akceptacja sądów Moskwy przez wszystkich jej klientów. Natomiast kultura demokratyczna wymaga o wiele większego zaufania, o wiele szerszego zakresu wzajemnej informacji i o wiele większych względów dla wspólnych konsultacji i koordynacji działania. Jest wielce prawdopodobne, że warszawiacy padli ofiarą nie tylko zderzenia tych dwóch kultur politycznych w obrębie Wielkiego Sojuszu, ale także wadliwego działania jego zachodniej części.
Kaznodzieja regularnie ostrzegał przed trzema zagrożeniami: ze strony Turków, Husytów i Żydów. Ponieważ w mieście trudno jednak było znaleźć Turków, czy husytów, całe odium spadło na Żydów. W maju wretslawscy Żydzi zostali pojmani, a ich majątki skonfiskowane. Oskarżono ich m. in. o zatruwanie wody w studniach oraz "profanację hostii" i torturowano tak długo, aż złożyli odpowiednie zeznania. Mówiło się, że Kapistran żywo interesował się tymi "przesłuchaniami". Pierwszą grupę czternastu więźniów z wyrokiem śmierci przywiązano na Rynku do drewnianych tablic. Rozpalonymi do czerwoności obcęgami szarpano ich ciała, wrzucając krwawiące szczątki do kadzi umieszczonych na palenisku. Potem skazańców poćwiartowano żywcem. Pozostali otrzymali wybór: nawrócenie albo stos. Część z nich - w tym Rabin - popełniła samobójstwo. Kolejna grupa czterdziestu jeden Żydów została spalona na Placu Solnym 4 lipca. Według standardów średniowiecznych, o czym przekonał się Hus, kary za odstępstwo religijne były surowe. Według standardów współczesnych, świadczą one o bardzo szczególnej, patologicznej wizji chrześcijańskiego ruchu odnowy.
Kapitulacja Warszawy była wielkim i przerażającym wydarzeniem, które rozegrało się w surrealistycznej scenerii. W zachodniej części miasta, w znacznym stopniu zrujnowanej, pozostałych jeszcze na miejscu mieszkańców w liczbie 500 000 zmuszono do oddania się w niewolę Niemcom, podczas gdy w części wschodniej największa armia świata udawała, że jej nie ma.
Jak postępy medycyny nie uchroniły mieszkańców przed zarazą, tak rozwój nie wyplenił zabobonów. Rozkwit humanizmu niemal dokładnie zbiegł się w czasie z lawiną procesów o czary. (Kiedy dzieła Erazma podbijały raczkujący rynek książki, biblia łówców czarownic, Malleus maleficarum, osiągnęła bodaj 28 wydań). W Presslawiu dały o sobie znać obydwie tendencje. Już pod koniec XV wieku miasto ogarnęła gorączka polowań na czarownice. Dotychczas ofiary topiono albo wypędzano; po roku 1532 kary zaostrzono, wprowadzając spalenie na stosie. W razie zaistnienia okoliczności łagodzących ofiarę przed spaleniem ścinano. Kodeks karny Świętego Cesarstwa Rzymskiego zalecał stosowanie tortur, jeśli oskarżona była podejrzana o nauczanie czarów bądź o konszachty z czarownicami. Spalenie na stosie było karą nakładaną na wszystkie czarownice, które spowodowały uszkodzenie ciała albo inne szkody. Protestanci nie byli wcale lepsi. Jak się uważa, protestancki łowca czarownic pastor Benedict Carpzov, który działał w sąsiedniej Saksonii, jest odpowiedzialny za śmierć dwudziestu tysięcy kobiet. W drugiej połowie XVI wieku liczba procesów o czary stopniowo malała, ale nadal zdarzały się sensacyjne przypadki. Jednym z nich był proces tzw. Zuckelhese, 97-letniej kobiety sądzonej w sierpniu 1559 roku. Zgodnie z uświęconą tradycją, została skazana na śmierć przez utopienie. Kiedy nie poszła na dno - widomy dowód jej winy - zabił ją kat, gruchocząc jej kości. Z kolei około roku 1580 wdowa z Katharinengasse została oskarżona o uprawianie sodomii ze swoim angielskim dogiem. Zwykłą koleją rzeczy, po denuncjacji i przesłuchaniu została ścięta i spalona. Nieszczęsny pies spłonął wraz z nią.
Już w kwietniu 1933 roku źródła SPD donosiły o strzelaninie na ulicach Breslau między konkurencyjnymi jednostkami SA. W ich przekonaniu była to oznaka fundamentalnego podziału w szeregach nazistów, a zarazem dowód zdradzenia przez Hitlera interesów klasy robotniczej. Rok później stało się jasne, że dni SA są policzone. Przywódcy NSDAP uznali oddziały szturmowe za element niezdyscyplinowany, który zbyt poważnie traktuje >socjalistyczny< składnik >narodowego socjalizmy<.
Śląsk, bastion SA, mógł się przyjrzeć rzezi z bliska. Akcją kierował Udo von Woyrsch (1895-1983), Oberführer SS i Sonderkommissar Himmlera na Śląsk. Polecono mu aresztować niektórych przywódców SA i zająć komendę policji w Breslau. W rzeczywistości Woyrsch posunął się o wiele dalej. Jego ludzie wpadli w amok. Szef policji w Breslau, Edmund Heines, został stracony w trybie doraźnym. Jego zastępcę, Engelsa, zawieziono do pobliskiego lasu i zastrzelono z broni myśliwskiej. Jednoręki dowódca Freikorpsu Peter von Heydebreck zginał z okrzykiem >Niech żyje Führer!< - najwyraźniej nie był świadom, że to Führer zarządził jego egzekucję. Gauleiter Brückner został usunięty z urzędu i wygnany z prowincji. Zakrojona na szeroką skale i krwawa czystka w szeregach SA została zakończona dopiero na osobiste polecenie Göringa.