Jednostka Ninni Holmqvist 7,0
ocenił(a) na 617 tyg. temu Nie wiadomo kiedy (ale chyba w niezbyt odległej przyszłości),nie wiadomo gdzie (lecz nie w odległej galaktyce, a gdzieś w Skandynawii) społeczeństwo dzieli się na Zbędnych i Potrzebnych. Linia podziału przebiega w dość oczywisty sposób: masz dzieci – jesteś potrzebny (komu? Nie wiadomo dokładnie, ale chyba Światu, Ewolucji i innym rzeczom pisanym z wielkiej litery),bezdzietność równa się zbędność. Nie mając dzieci, możesz się jeszcze wybronić, wykonując potrzebny zawód (na przykład położnej lub cieśli; dobrze jest też być celebrytą). Jeśli jednak jesteś bezdzietnym artystą czy innym intelektualistą, masz wyjątkowo przechlapane. Granica wieku jest przy tym nakreślona w sposób wyraźnie dyskryminacyjny: kobiety mają szansę udowodnić swoją przydatność do pięćdziesiątych urodzin, mężczyźni – przez okres o dziesięć lat dłuższy.
„Jednostka” to opowieść jednej ze Zbędnych, Dorrit. Poznajemy ją w dniu, w którym przekracza progi czegoś w rodzaju luksusowego miejsca odosobnienia – Jednostki (pełna nazwa to Jednostka Banku Rezerw Materiału Biologicznego, co wiele mówi o sposobie jaki wymyślono, by uczynić Zbędnych pożytecznymi). Z każdą stroną dowiadujemy się coraz więcej, zarówno na temat przyszłości głównej bohaterki, jak i jej przeszłości, w tym przyczyn, które doprowadziły ją do tego miejsca.
Dawno nie czytałam żadnej dystopii, a kiedyś bardzo je lubiłam. „Jednostka” niespecjalnie mnie jednak porwała, choć nie mogę zarazem napisać, żeby była złą książką.
Na plus: cudowne opisy miłości do zwierzęcia (psa) i tęsknoty za nim. Sporo o relacjach, o potrzebie przynależności. O tym jak bardzo jako ludzie potrzebujemy kontaktu z drugą osobą. Wiele tu krótkich, efemerycznych wątków, w których autorka trafnie, choć hasłowo, czyni szereg trafnych spostrzeżeń.
Na minus: nie wiem czy to zabieg celowy, czy niedociągnięcie, ale wiele w tej książce niedomówień i niedopowiedzeń (patrz wspomniana wyżej hasłowość),co z jednej strony zostawia pole czytelnikowi, ale z drugiej może być po prostu wynikiem pisarskiego lenistwa. Nie wiadomo w zasadzie dlaczego postanowiono zorganizować świat w taki właśnie sposób (wiadomo tylko, że stało się to na mocy ustawy) i – co najważniejsze! – czemu nikt, ze szczególnym uwzględnieniem Zbędnych, się przeciw takiej organizacji nie buntuje. Kolejne osoby udają się bezwolnie na – uwaga, mini spojler! – donacje końcowe - nikt nie krzyczy, nie tupie, nie próbuje uciekać, nie mówiąc już o próbie zorganizowania jakiejś rewolucji. Wydaje się to niewiarygodne, choć być może za mało znam Skandynawów. Całość wypada w związku z tym raczej beznamiętnie. Bohaterowie nawet jeśli cierpią, czynią to dość estetycznie i w niezbyt zaangażowany sposób. Dlatego też obawiam się, że mimo iż czytało mi się to dobrze i szybko (a może właśnie dlatego?),najdalej za miesiąc będę wobec tej lektury zdystansowana tak samo jak jej bohaterowie wobec swojego losu.