Najnowsze artykuły
- ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant5
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński37
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać422
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Sara Pichelli
27
6,4/10
Pisze książki: komiksy
Urodzona: 1983 (data przybliżona)
Włoska rysowniczka, która rozpoczynała swoją karierę jako twórczyni storyboardów do filmów animowanych. Do komiksów przekonał ją David Messina. Pichelli zaczynała w tej branży jako jego asystentka przy komiksowej wersji Star Trek. Potem przeniosła się do Marvela, z którym pozostaje związana do dziś, choć wciąż mieszka w Rzymie. Z jej dorobku wartko wymienić serie Runaways, Ultimate Spider-Man i Guardians of the Galaxy (Strażnicy Galaktyki).
6,4/10średnia ocena książek autora
433 przeczytało książki autora
225 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Ultimate Comics: Spider-Man Volume 1
Brian Michael Bendis, Sara Pichelli
7,3 z 4 ocen
6 czytelników 0 opinii
2012
Runaways Vol.11: Homeschooling
Sara Pichelli, Kathryn Immonen
Cykl: Runaways (tom 11)
5,0 z 1 ocen
1 czytelnik 0 opinii
2009
Najnowsze opinie o książkach autora
Guardians of the Galaxy (Strażnicy Galaktyki): Kosmiczni Avengers Brian Michael Bendis
6,6
Wolę wersję ekranową, zdecydowanie wolę.
W kinie oprócz potyczek "kosmicznej rodziny z przypadku" dostajemy całą masę nawiązań, mamy humor, mamy łzy, mamy dramatyczne, ściskające za serce (i krocze) momenty.
W świecie obrazków mamy tylko kolejne, bliźniacze kadry na których ktoś do kogoś strzela, rozwala, coś co chwila eksploduje a mizerna fabuła wisi na najmniejszym włosku z ogona Rocketa.
Reasumując: kino - 3xtak, komiks - 3xnie!
Carnage: Czerń, Biel i Krew John McCrea
6,5
Komiksy z superbohaterami w roli głównej od lat cieszą się ogromną popularnością wśród miłośników popkultury, a obecne czasy to prawdziwe eldorado dla tego podgatunku fantastyki. Dobrze dzieje się nie tylko w mateczniku trykociarzy, czyli w Stanach Zjednoczonych, ale też na innych rynkach, także polskim. Sytuacja jest na tyle stabilna, że co i rusz ukazują się albumy, które jeszcze kilka lat temu uznalibyśmy prawdopodobnie za dość niszowe. Jednym z takich komiksów wydaje się być nieco eksperymentalny formalnie „Carnage”, w którym perypetie tytułowego złoczyńcy śledzimy w trzech kolorach: czarnym, białym i czerwonym.
Dwanaście opowieści, dwanaście spojrzeń na krwiożerczego symbionta z kosmosu. Na łamach albumu „Carnage. czerń, biel i krew” ujrzymy wszystko, co najgorsze w jednym z największych wrogów Spider-Mana. Zobaczymy prawdziwą rzeź, przed którą nie ma ucieczki i dowiemy się, czy warto wejść w sojusz ze stworzeniem, które nie ma żadnych moralnych zahamowań, i którego ulubionym zajęciem jest sianie zniszczenia wszędzie tam, gdzie się pojawi.
Carnage nie jest pierwszym bohaterem Marvela, który został zaprezentowany w trzech kolorach. Kilka miesięcy temu Mucha wydała podobną wersję przygód Wolverine’a, a eksperyment musiał okazać się udany, bo kolejną postać, która dostała taką serię w USA, widzimy również w przetłumaczonej na polski wersji. Dobór głównego bohatera jest zresztą idealny, mało kto tak bardzo nadaje się do tego typu projektu, jak morderczy kosmiczny symbiont.
Twórcy projektu nie zdecydowali się na jedną, zwartą opowieść, zamiast tego dostajemy antologię krótkich, kilkustronicowych komiksów. Czy był to dobry wybór? Nie jest to kwestia szczególnie łatwa do rozstrzygnięcia. Z jednej strony Carnage jest postacią, która najlepiej prezentuje się w scenach pełnych przemocy, a trudno byłoby zachować bardzo wysoką intensywność na przestrzeni ponad stu stron jednej tylko fabuły. Z tego względu wybór takiej, a nie innej formy wydaje się uzasadniony i bezpieczny. Z drugiej strony zbiór opowiadań, w którego centrum stoi jedna postać, wymaga zawsze wyższego poziomu od poszczególnych składowych. Innymi słowy, żeby każdy tekst odpowiednio zagrał, potrzebne są pomysły raczej wysokiej jakości. Czy są z tym w omawianym albumie jakieś problemy?
„Carnage: Czerń, biel i krew” przynosi nam kilka bardzo udanych historii, ale też kilka takich, które nie zostaną w pamięci na dłużej. Co do tych pierwszych, podobać mogą się z pewnością momenty, w których scenarzyści próbują pokazać tytułowego villaina w innych niż zazwyczaj okolicznościach. Carnage na Dzikim Zachodzie, Carnage w scenerii postapo, Carnage walczący o przetrwanie w ciele rekina lub jako choroba psychiczna – te połączenia i pomysły poza tym, że są nieoczywiste, sprawiają zaskakująco dużo frajdy, bo autorzy udanie bawią się wizerunkiem symbionta, w ciekawy sposób wpasowując go w scenerie i fabularne koncepty, w których nie spodziewalibyśmy się go ujrzeć. Jeśli chodzi o gorsze momenty zbioru, to problemem niektórych historii jest to, że na krótkiej przestrzeni nie potrafią zainteresować czytelnika oferowanym pomysłem. Nieciekawie prezentuje się na przykład nijaki i chaotyczny otwieracz. Na szczęście słabszych opowiadań jest w tej antologii zdecydowanie mniej niż tych udanych.
Bardzo lubię czerń i biel – komiksy rysowane w tych dwóch kolorach potrafią być naprawdę piękne i czarować kontrastami oraz grą cieni. W przypadku omawianego albumu dochodzi do nich jeszcze czerwień. Jej pojawienie się dało artystom nowe możliwości, a szczególnie dobrze wypadły sceny przemocy, zdecydowanie uwypukliła te mocniejsze momenty i nadała im drapieżnego charakteru. Warstwa wizualna właściwie na całej przestrzeni albumu zdecydowanie robi robotę i ciągnie do góry nawet te gorsze opowiadania.
„Carnage” w wersji „Czerń, biel i krew” jest komiksem interesującym, przede wszystkim jako inicjatywa w niecodziennym stylu, swego rodzaju ciekawostka i odskocznia od mainstreamowego podejścia do trykociarstwa. Dobrze też, że nie jest to album zbyt długi, bo podobnego typu eksperymenty na dłuższym dystansie mogą nieco zmęczyć oko i zatracić efekt „wow”. Tymczasem zaprezentowane w trzech kolorach przygody kosmicznego symbionta robią duże wrażenie. Powiem szczerze, że nie obraziłbym się, gdyby za jakiś czas kolejna postać z uniwersum Marvela została bohaterem lub bohaterką albumu utrzymanego w podobnej estetyce.
Recenzja do przeczytania także na moim blogu - http://zlapany.blogspot.com/2022/02/carnage-czern-biel-i-krew-recenzja.html
oraz na łamach serwisu Szortal - https://www.facebook.com/Szortal/posts/5057592490930104