Taki zbiór ni w pięć, ni w dziewięć. Chwytliwy tytuł, odpowiednie ilustracje, ale opowiadania dobrane przypadkowo. Podstawowe pytanie brzmi: dla kogo jest tak książka? Dla dzieci? - za dorosła. Dla dorosłych - za dziecinna, chociaż skłaniam się ku tej odpowiedzi.
12 tekstów, z tego 5 zaliczyłabym do utworów dziecięcych - to powszechnie znane baśnie i mniej znane legendy.
Natomiast pozostałych 7 to nowele i opowiadania z motywem zimy i mrozu, ale nic ponadto. Jakie dziecko pojmie utwór Bułhakowa czy Tołstoja? Nazwisko - London - wskazuje na dziecięcego odbiorcę, ale tekst jest potwornie długi, nudny i opowiada o ciężkim życiu na kanadyjskiej prerii, pełnym głodu i przemocy. Utwór Tołstoja to pierwszoosobowa narracja, refleksje życiowe bohatera - dziewiętnastowiecznego obywatela Rosji. I w to wetknięty Andersen i bracia Grimm.
Do tego książka jest obszerna i ciężka. Nieporęczna.
To pierwsza książka z serii "Baśnie świata", jaką miałam przyjemność przeczytać. Zaczęłam od ludu najbliższemu memu sercu, czyli od Indian północnoamerykańskich. Co do treści samych legend nie mam zarzutów - mimo, że czasem brutalne, dają świetną lekcję różnych moralnych postaw, jakie muszą przybrać bohaterowie opowieści. Mamy postacie zarówno zwierzęce jak i ludzkie, co zdecydowanie urozmaica wymowę baśni. Jednak ilustracje według mnie, to koszmarki. W mojej opinii nie są to obrazki, które pokazałabym dziecku: nieestetyczne, ani cieszące oko, a po prostu... straszne. Szkoda. Za to obniżam ocenę.
Ogólnie książkę polecam, ale ja raczej trzymałabym ją na kolanach, by dzieci przed snem nie nabawiły się koszmarów ;)