Była siódmym dzieckiem angielskiego homeopaty, a zarazem pierwszym z siedmiorga, które urodziła jej ojcu druga żona. Wychowała się w nadmorskiej miejscowości Hove. Po studiach literatury klasycznej na Uniwersytecie Londyńskim powróciła do domu, aby pomóc owdowiałej matce w sprawowaniu opieki nad młodszym rodzeństwem. Jej ulubiony brat zmarł w wieku dwudziestu lat na zapalenie płuc; drugi brat, Noel – mogący być współautorem jej pierwszej powieści, Dolores (której się później wyparła) – zginął podczas I wojny światowej. W roku 1917 dwie siostry popełniły razem samobójstwo, co przyprawiło Compton-Burnett o załamanie nerwowe. I wojna ją – jak sama mówiła – „zdruzgotała”. W roku 1925, mając 41 lat, Ivy Compton-Burnett opublikowała powieść Pastors and Masters – pierwszą z dziewiętnastu powieści utrzymanych w jej charakterystycznym, dojrzałym stylu. Ostatni tytuł z tej serii – A God and His Gifts – wydano w roku 1963. Powieść Dom i jego głowa pochodzi z roku 1935. W 1955 roku pisarka została uhonorowana jedną z najstarszych brytyjskich nagród literackich – James Tait Black Memorial Prize.
- No cóż, proszę pana, musimy myśleć o przyszłości, kiedy nas już nie stanie - rzekł Bulllivant, biorąc odwet na Mortimerze przez objęcie go...
- No cóż, proszę pana, musimy myśleć o przyszłości, kiedy nas już nie stanie - rzekł Bulllivant, biorąc odwet na Mortimerze przez objęcie go tą perspektywą i w ostatniej chwili uchylając się przed kłębem dymu.
- Ja nie muszę. W ogóle nie przyszłoby mi to do głowy.
- Nie wolno myśleć, że świat kończy się razem z nami tylko dlatego, że kończy się dla nas.
Kompletnie nie zrozumiałam tej książki. Mam na myśli sensu jej powstania w ogóle. Jej motyw przewodni to kobieta ''potwór'', która rządzi pensją dla dziewcząt, jest zaborcza i nie wyobraża sobie, żeby jakaś inna kobieta mogła grać pierwsze skrzypce u mężczyzny w jej otoczeniu. Czułam tam również wątek homoseksualny i coś dążące wręcz do kazirodztwa. Jednak nie jest to w ogóle fascynujące, a chyba nagromadzenie tylu "wątków" mógłby być ciekawe, ale jedynie umiejętnie poprowadzone. Postacie w tej książce albo są całkowicie obojętne albo denerwujące aż do granic możliwości (np. Feliks, który rozmowę z każdym prowadzi przez pryzmat swojego ojca). Jest to powieść beznamiętna, opisywana w sposób taki, że na "tragedie" nie zwraca się w ogóle uwagi. Nigdy nie rozumiałam sensu książki, skoro pochłania ją całkowita bezuczuciowość zarówno narratora jak i postaci w niej występujących, a do tego dialogi nie mówią o niczym ciekawym. Strasznie nudna książka.
Nie przebrnęłam i poddałam się po 1/4 czyli jakiś 100 stronach. I nawet nie jest to kwestia konwersacji wybranej jako sposób snucia opowieści, bo ta w sumie płynie dosyć wartko. Tyle że oprócz tych wypowiadanych słów nie znalazłam tam właśnie jakiejś opowieści, jakiegoś wątku do zaczepienia i śledzenia. Kąśliwe uwagi, czasem inteligentne, czasem proste zdania, czasem niedopowiedziane - faktycznie dobrze autorka dobrała wypowiedzi do osób, które je wypowiadały i do ich pozycji w tym domu, ale brakowało mi, żeby chociaż troszkę pokazała postać wypowiadającą te słowa, żeby pokazała jej myśli czy jej zamiary, jakiś kontekst.