Najnowsze artykuły
- ArtykułyHobbit Bilbo, kot Garfield i inni leniwi bohaterowie – czyli czas na relaksMarcin Waincetel17
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik272
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Harry Oliver
2
6,1/10
Pisze książki: literatura piękna, rozrywka
Harry Oliver fascynuje się wszystkim, co nas otacza, a szczególnie ciekawymi historiami związanymi z otaczającymi nas przedmiotami, naszymi zwyczajami itp. Autor m.in. bestsellerowej książki Kocie furtki i pułapki na myszy (o tym, skąd się wzięły różne przedmioty),która ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego w II połowie 2011 roku. Mieszka i pracuje w Londynie.
6,1/10średnia ocena książek autora
113 przeczytało książki autora
139 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Kocie furtki i pułapki na myszy. Skąd sie wzięły zwyczajne (i niezwykłe!) przedmioty w naszym życiu?
Harry Oliver
6,0 z 21 ocen
82 czytelników 3 opinie
2011
Czarne koty i prima aprilis. Skąd się wzięły przesądy w naszym życiu?
Harry Oliver
6,1 z 71 ocen
172 czytelników 10 opinii
2011
Najnowsze opinie o książkach autora
Kocie furtki i pułapki na myszy. Skąd sie wzięły zwyczajne (i niezwykłe!) przedmioty w naszym życiu? Harry Oliver
6,0
„Kocie furtki i pułapki na myszy. Skąd się wzięły zwyczajne (i niezwykłe!) przedmioty w naszym życiu?” to zbiór anegdot popartych dowodami naukowymi na temat historii powstania rzeczy bardziej lub mniej codziennych, mniej lub bardziej przydatnych. Od tego momentu już na pewno będziecie wiedzieć, do kogo składać swoje zażalenia lub pisać listy dziękczynne.
Autor pisze w sposób jasny i zwięzły, nie ma tu długich rozważań filozoficznych czy też szczegółowych życiorysów wynalazców. Nawet banalne historie jest w stanie przedstawić w ciekawy sposób, dzięki któremu zostaną one z łatwością zapamiętane. Ja zakodowałam w swojej głowie dobre 2/3 przedstawionych opowieści. Zrobiłam to już po pierwszym czytaniu, bez potrzeby wracania do tekstu.
Kolejną zaletą są ilustracje Graeme’a Andrew, który za pomocą kilku czarnych kresek świetnie oddaje charakterystyczne cechy wybranej przez siebie rzeczy. Mogę jedynie żałować, że tych obrazków jest tak mało. Najchętniej każdemu przedmiotowi poświęciłabym jedną stronę, którą tekst musiałby dzielić razem z pracami rysownika.
Jedyny minus, jaki mogę wskazać to poczucie humoru pisarza, które nie zawsze rozumiałam i nie zawsze mnie bawiło. Jednak to kwestia wyjątkowo względna, która na szczęście nie zdominowała tego, co najważniejsze – wiedzy.
Podsumowując:
„Kocie furtki i pułapki na myszy” to zabawa i nauka w jednym. Zarówno duzi jak i ci mali czytelnicy znajdą coś dla siebie. Harry Oliver bez wątpienia pobudza ciekawość, zapewniając przy tym miło spędzony czas.
Autor pisze w sposób jasny i zwięzły, nie ma tu długich rozważań filozoficznych czy też szczegółowych życiorysów wynalazców. Nawet banalne historie jest w stanie przedstawić w ciekawy sposób, dzięki któremu zostaną one z łatwością zapamiętane. Ja zakodowałam w swojej głowie dobre 2/3 przedstawionych opowieści. Zrobiłam to już po pierwszym czytaniu, bez potrzeby wracania do tekstu.
Kolejną zaletą są ilustracje Graeme’a Andrew, który za pomocą kilku czarnych kresek świetnie oddaje charakterystyczne cechy wybranej przez siebie rzeczy. Mogę jedynie żałować, że tych obrazków jest tak mało. Najchętniej każdemu przedmiotowi poświęciłabym jedną stronę, którą tekst musiałby dzielić razem z pracami rysownika.
Jedyny minus, jaki mogę wskazać to poczucie humoru pisarza, które nie zawsze rozumiałam i nie zawsze mnie bawiło. Jednak to kwestia wyjątkowo względna, która na szczęście nie zdominowała tego, co najważniejsze – wiedzy.
Podsumowując:
„Kocie furtki i pułapki na myszy” to zabawa i nauka w jednym. Zarówno duzi jak i ci mali czytelnicy znajdą coś dla siebie. Harry Oliver bez wątpienia pobudza ciekawość, zapewniając przy tym miło spędzony czas.
Czarne koty i prima aprilis. Skąd się wzięły przesądy w naszym życiu? Harry Oliver
6,1
Przesąd to była bardzo ekscytująca, najprawdziwsza w swej nieprawdziwości informacja, odpowiednik dzisiejszego niusa, którą z namaszczeniem i atencją, przekazywałyśmy sobie w gronie szkolnych przyjaciółek. A im bardziej przerażająca, grożąca latami chorób, nieszczęść, szczególnie w miłości, a najlepiej skutkująca nieodwracalną śmiercią, tym lepiej. Wymiana tych wieści, zakazów i nakazów pewnie trwałaby jeszcze długo, gdyby pani od biologii w piątej klasie, nie wytłumaczyła racjonalnie, nam, żyjącym w godnym ubolewania zabobonie, dzieciom, dlaczego jaskółki niskim lotem zwiastują nadejście burzy (nie, nie, wcale jej nie wywołują),a przy okazji źródeł powstawania przepowiedni, przesądów, wierzeń i gestów odczyniających uroki. Ziarno sceptycyzmu zostało zasiane. Od tamtej pory, szablon ten przyjęłam za swój, przykładając go później do każdej takiej informacji, szukając jej prawdopodobnej przyczyny, źródła pochodzenia czy nadinterpretacji. Ba! Zrobiłam się wręcz przekorna i postępowałam odwrotnie niż nakazywał przesąd.
Oprócz jednego przyzwyczajenia.
Nigdy, przenigdy nie stawiałam i nadal nie stawiam torebki na ziemi, podłodze, bo wieść gminna niesie, że jej zawartości z czasem ubędzie. Szukam więc za każdym razem jakiejkolwiek powierzchni płaskiej powyżej kostek, by ją tam umieścić albo przynajmniej zawiesić na oparciu, haku czy wieszaku. A wszystko to przez trzymane w niej, nie, nie pieniądze, ale bezcenne, dyżurne książki. Nigdy, przenigdy nie chciałabym, aby mi ich kiedykolwiek i gdziekolwiek zabrakło. Nielogiczne myślenie, sądząc po ich ilości wokół mnie, ale nie potrafię i nie chcę zamordować w sobie miłości do słowa drukowanego.
Dlatego zaintrygowała mnie ta książka z pytaniami umieszczonymi na skrzydełku.
Zwłaszcza to dotyczące „grzechożerców”. Chociaż autor przestrzegał uczciwie, że zajrzenie do niej skutkuje w miarę czytania, zamianą w pustelników odczuwających "paranoidalny strach przed wyjściem z domu", z góry za to przepraszając.
I faktycznie.
Przesądy i wierzenia ludowe, jakie w niej zgromadził, często ukryte pod postacią pozornie wolnych wyborów, delikatnych szantażów emocjonalnych, znanych obyczajów, powszechnych elementów tradycji, otaczają nas wszędzie, na każdym etapie życia, nawet w okresie prenatalnym, zarówno w domu jak i na zewnątrz, w każdym dniu tygodnia, godzinie dnia, każdej wykonywanej czynności każdego zawodu, a ich niedopełnienie, nieprzestrzeganie może się skończyć katastrofą, tragedią, wręcz końcem świata, po którym na pewno nikt nam nie zaśpiewa "The Show Must Go On". Uświadomił mi, że tacy cynicy jak ja nawet nie wiedzą, że są ofiarą ich podstępnego kamuflażu czyniąc ze mnie na przykład grzechożercę tylko dlatego, że brałam udział w stypie!
Mogę sobie zlekceważyć czarnego kota, trzynastego w piątek (będzie za 2 dni!),stłuczenie lustra, rozsypanie soli czy rozłożenie parasolki w pomieszczeniu, ale co zrobić, kiedy uczestniczę w klątwie nieświadomie? Nigdy nie jeść na żadnych pogrzebach?!
Z pomocą przyszedł mi autor!
Pogrupował nie tylko przesądy według sfer życia człowieka jak dom, odzież, ciało, zwierzęta, miłość i małżeństwo, jedzenie, pogoda, narodziny, śmierć, liczby, zdrowie, święta i wiele innych, ukazał ich korzenie sięgające nawet czasów starożytnego Rzymu, wskazał źródło pochodzenia, wytłumaczył logikę procesu powstania, ale również umieścił na końcu każdego rozdzialiku remedium na złamane zasady, antidotum odczynienia uroku. Ale to, niestety nie rozwiązuje sprawy popełnienia przestępstwa, ponieważ wymienione spluwanie przez lewe ramię, noszenie amuletów, odpukiwanie w niemalowane drewno, czynienie znaków krzyża, szeptanie takich zaklęć:
"Krzyż dla ciebie sroczko,
Co mi wróżysz źle,
Niech pech dotknie sroczkę,
A szczęście spotka mnie,"
byłyby jeszcze do zastosowania, ale są i takie, których niezadośćczyniące wykonanie wymagałoby ode mnie sadystycznego samozadowolenia kata z pasją wykonywanej profesji. Tak, tak, czasami, żeby uniknąć klątwy trzeba zabić niewinne zwierzę, zakopać cielaczka żywcem, uciąć łapki żywemu kretowi na naszyjnik, przynoszący szczęście i pomyślność albo potrzymać ździebko niemowlę nad ogniem. Zupełnie jak Rozalkę na czas zdrowaśki w piecu do chleba, w nowelce Antek Bolesława Prusa. Autorowi również takie skojarzenia z literaturą i filmami nasuwały się podczas opracowywania zgromadzonego materiału, ponieważ czasami do nich nawiązywał, wskazując na ich obecność, wplatanie w fabułę, ale i na proces odwrotny. Kiedy to film tworzył przesąd. Tak było z przekonaniem, że czosnek odstrasza wampiry. Autor odarł mnie również ze złudzenia niezmienności i wieczności trwania przesądów. Nic bardziej błędnego. One zmieniały się, zmieniają i będą się zmieniać wraz z rozwojem ludzkiej świadomości. Są tworem żywym. Niektóre z nich giną w mroku zapomnienia wraz z akcesoriami im przynależnymi, jak powszechne niegdyś wróżenie z fusów od herbaty wyparte pojawieniem się torebek ekspresowych. Niektóre zmieniają znaczenie, jak zakaz w XVI wieku podnoszenia znalezionych pieniędzy przynoszących pecha, na jak najbardziej pożądane podnoszenie z dodatkowym chuchnięciem na szczęście w wieku XXI. A niektóre rodzą się wraz z postępem cywilizacyjnym, jak złowróżbny przesąd o przewracaniu kartek w kalendarzu nim nadejdzie nowy dzień czy miesiąc, powstałym wraz z pojawieniem się jego papierowej wersji.
Materiał przebogaty i uświadamiający, jak gęsto i ciasno jestem otoczona zaraźliwymi skutkami, czasami kuriozalnymi tworami, ludzkiej potrzeby bezpieczeństwa, egoistycznego szczęścia czy pomyślności w życiu i po śmierci. Trzeba być faktycznie bardzo odpornym psychicznie, żeby po przeczytaniu tego zbioru ludzkich wierzeń nie przypominać Jacka Nicholsona z zespołem obsesyjno-kompulsywnym z filmu "Lepiej być nie może".
Chociaż sprawiedliwie muszę przyznać, że autor starał się rozwiać atmosferę grozy czyhającego piekła na ziemi na niewiernych regułom i zasadom, krótką, humorystyczną puentą, żartem, mrugnięciem oka w moją stronę czy rysunkami ilustrującymi niektóre przesądy.
Jednak dla pewności, że książek nie zabraknie do końca dni moich, nadal nie będę kładła torebki na ziemi. Tak na wszelki wypadek pozwolę sobie posiadać jeden przesąd, zwłaszcza, że jak torebkę niechcący upuszczę, to nie będę musiała odczyniać uroku mocząc w mleku dłoń nieboszczyka lub wystawiając dziecko na całonocny mróz, bo i skąd tylu nieboszczyków i dzieci wziąć na te czary-mary? A poza tym zgadzam się z jednym z największych racjonalistów świata mego, którego wypowiedź na temat przesądów umieszczono na tylnej okładce, niczym wniosek podsumowujący jej treść i moje rozważania.
http://naostrzuksiazki.pl/