Dzieje zdrajcy: Szczęsny Potocki Jerzy Łojek 7,2
ocenił(a) na 319 tyg. temu Jerzy Łojek był historykiem o lekkim piórze. Można nawet powiedzieć - zbyt lekkim. Wprawdzie seria, w jakiej ukazała się biografia Stanisława Szczęsnego Potockiego, uchodzi za popularnonaukową, jednakże wiedząc, skądinąd, jakie mniemanie miał o sobie i swych dziełach autor, powinno się ją traktować jako rzecz naukową. Byłby to z jednej strony nie do końca zasłużony ukłon dla Łojka, lecz z drugiej, jego roszczenia do bycia poważnym i poważanym w środowisku historycznym, powodują takie, a nie inne spojrzenie na tę pracę.
Co w takim razie mógłbym zarzucić autorowi? Na pewno publicystyczny język, który wykracza często poza przyjęte standardy tego typu prac. Nie chodzi tutaj o to, że wymagam od popularyzatorstwa stricte naukowego wywodu, gdyż pomiędzy skrajnościami jest wiele różnych odcieni, ale niestety Łojek, powodowany własnymi uprzedzeniami i niepomny na dorobek nauki, zbliża się bardzo często do granicy paszkwilu i - jak to określił kiedyś w stosunku do niego wybitny historyk XVIII wieku Emanuel Rostworowski - paranaukowego pisarstwa.
W jaki sposób konstruuje on biografię Potockiego? Otóż używa dosyć prymitywnego psychologizmu, aby przy pomocy takich chwytów poniekąd wyjaśnić późniejsze, zbrodnicze decyzje Szczęsnego. Po pierwsze określa go mianem "debila", co samo w sobie jest dosyć niesłychane w pracach historycznych. Pół biedy, gdyby był w tym konsekwentny, ale najpierw tłumaczy, że: "Szczęsny - na co zwracano uwagę już w początkach jego działań politycznych - był człowiekiem umysłowo bardzo ograniczonym, jak się wydaje, swoim ilorazem inteligencji zaledwie przekraczającym granice debilizmu, posiadającym wykształcenie - rzecz charakterystyczna - tylko domowe"; "Trudno obwiniać Franciszka i Annę Potockich o niezrozumienie przyczyn miernych postępów ich syna w intensywnym kształceniu domowym, bo w XVIII wieku pojęcie ilorazu inteligencji było jeszcze nieznane. Dzisiaj wydaje się pewne, iż w wypadku Szczęsnego iloraz ten wynosił poniżej liczby sto. Przyszły szef Targowicy był człowiekiem ledwo przekraczającym poziom debilizmu. (...) Niski iloraz inteligencji Szczęsnego nie może być usprawiedliwieniem kierunku jego działań politycznych - jak niekiedy usiłowano w historiografii utrzymywać". Po takiej laurce dla bohatera książki Łojek stwierdza: " Przez nacisk ks. Wolfa (i zapewne wielu jeszcze nieznanych z nazwisk nauczycieli) wyposażono Szczęsnego w podstawy umiejętności intelektualnych, niezbędne dla młodego magnata jego pozycji". Pozostanie już chyba tajemnicą, skąd Jerzy Łojek czerpał wiedzę, w oparciu o którą skreślił portret psychologiczny Potockiego, niemniej jednak jego wnioski są cokolwiek zaskakujące. Natomiast warto się zgodzić z inną opinią autora o twórcy Konfederacji Targowickiej, mianowicie iż: "Osobistą tragedią Szczęsnego było przepojenie go dumą i ambicją magnacką, bez uświadomienia, że niski poziom jego uzdolnień wyklucza jakikolwiek udany udział w życiu publicznym Rzeczypospolitej". Nie chcę tutaj bronić Potockiego, ale to co zauważył autor było sprawą powszechną w tamtych czasach. Co więcej, jest to ciągle aktualne. Wystarczy spojrzeć na teraźniejsze życie publiczne z jego kuriozalnymi indywiduami, które wychodzą z założenia, że naród spotkało szczęście móc słuchać i oglądać tak pożałowania godne ekscesy z ich udziałem.
Wracając do Szczęsnego. Autor, poza wycieczkami odnośnie takiego lub innego ilorazu inteligencji swego bohatera, dołożył jeszcze jedną psychologiczną cegiełkę dla ukazania całkowitego upadku moralnego pana na Tulczynie. Chodzi o sprawę jego pierwszej żony Gertrudy. Mówiąc krótko, skończyło się to małżeństwo fatalnie dla białogłowy. Została zabita przez siepaczy ojca pana młodego, z uwagi na urągający honorowi Potockich status społeczny - swój i jej nienarodzonego dziecka. Jaką rolę odegrał w tym Szczęsny? Będąc bardzo młodym, zupełnie zdominowanym przez nieznających sprzeciwu despotycznych i apodyktycznych rodziców, pogodził się z ułożonym przez nich diabelskim planem. Łojek widzi w tym bardzo wielką jego winę, abstrahując od swej "głębokiej" wiedzy psychologicznej, którą wykazał się w przypadku łączenia inteligencji młodego Potockiego z jego późniejszymi działaniami.
Jest jeszcze kilka rzeczy, nad którymi nie da się przejść do porządku dziennego. Pierwszą z nich jest zupełnie absurdalne twierdzenie Łojka, że bez Szczęsnego, co jest rzekomo "bezsporne", klika działająca w Moskwie "nie mogłaby doprowadzić do zbrojnego zamachu na dzieło 3 Maja". Jest to wypowiedź zdumiewająca. Przeczą jej nie tylko badania historyków, na których powołuje się Łojek (np. wybitne dzieło R.H. Lorda - "Drugi rozbiór Polski", do którego polskiego wydania wstęp napisał... Łojek),ale i zdrowy rozsądek, a także to, co sam autor nawymyślał o umiejętnościach i intelekcie targowiczanina. Pomijam już to, że o "bezsporności" można się wypowiadać co do faktów, a nie co do domysłów odnośnie przeszłości, która nigdy nie zaistniała w takiej wersji.
Ale szczytem wszystkiego jest insynuacja autora, iż Szczęsny miałby mieć udział w uśmierceniu trojga ze swych dzieci z małżeństwa z Zofią. Zdaje się, że nie ma na to żadnych dowodów, więc jest to co najmniej obrzydliwy pomysł (nawet jeśli cały czas mamy na uwadze, o kim piszemy).
Jedynym dużym plusem książki jest zacytowanie doskonałego utworu Juliana Ursyna Niemcewicza - "Fragment biblii targowickiej - Księgi Szczęsnowe". Jest to doprawdy świetny przykład stylu, ironii i talentu tego wybitnego pisarza.
Krytycznych uwag do tej książki mam jeszcze dużo więcej, jednak zajęłoby to zbyt dużo miejsca.
Osobom zainteresowanym dziejami Polski drugiej połowy XVIII wieku polecam przeczytać bardziej wartościowe książki na ten temat, ponieważ prace Jerzego Łojka, choć mogą być uznane za atrakcyjne z uwagi na niezbyt odpowiedzialny, ale chwytliwy styl, niestety są bardzo bałamutne i sensacyjne, a o to w dziedzinie historycznej przede wszystkim nie chodzi.