Dzieje sprawy Katynia
Wydawnictwo: Versus historia
74 str. 1 godz. 14 min.
- Kategoria:
- historia
- Wydawnictwo:
- Versus
- Data wydania:
- 1989-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 1989-01-01
- Liczba stron:
- 74
- Czas czytania
- 1 godz. 14 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 8370450016
- Tagi:
- historia historia Polski II wojna światowa stalinizm Katyń PRL zbrodnia
Pierwsza książka, która przedstawiała prawdę historyczną o zbrodni katyńskiej. Prawdę nie łagodzoną i zakłamywaną ze względu na polsko-radziecką przyjaźń. Jerzy Łojek wydał swoją pracę w drugim obiegu pod pseudonimem Leopold Jerzewski. Książka była przedmiotem ścigania i konfiskat ze strony władz bezpieczeństwa PRL.
Dodaj do biblioteczki
Porównaj ceny
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Szukamy ofert...
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 73
- 41
- 30
- 5
- 3
- 3
- 2
- 2
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Przesadą było nazywać „pierwszą książką, która przedstawiała prawdę historyczną o zbrodni katyńskiej”, sam autor tak nie określał. „Dzieje” są mniej więcej ścisłe, stąd trzeba uczynić szereg uwag.
„Rząd Polski nie ogłosił żadnej deklaracji precyzującej stan prawny między ZSRR a Rzecząpospolitą po nowej agresji, a Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły o godzinie 16.00 wydał tzw. dyrektywę ogólną, rozkaz niestawiania oporu Armii Czerwonej. Miało to skutki tragiczne. Brak międzynarodowego uznania stanu wojny między Polską a ZSRR odebrał jeńcom polskim w Rosji tytuł jeńców wojennych, zmieniając ich – w pojęciu władz ZSRR – w elementy kontrrewolucyjne, pojmane z bronią w ręku na terytorium radzieckim.” (s. 7 wydania z 1983 i s. 10 z 1989)
Ostatnie z tych zdań było chyba źródłem twierdzenia: „Należy także uwzględnić nie określony w świetle prawa międzynarodowego stan wywołany wkroczeniem jesienią 1939 r. wojsk radzieckich do Polski. Nie dawał on jeńcom polskim w ZSRR statusu jeńców wojennych, choć tak ich tam określano. Kontynuując walkę stawali się oni w pojęciu władz ZSRR pojmanymi z bronią w ręku na terytorium radzieckim.” (Czesław Madajczyk „Dramat katyński” 1989 s. 16) Skoro sami Sowieci nazywali ich jeńcami, zatem czemu nazywać inaczej?
To samo dytyczy też zdania „Z uwagi na ogólną sytuację tych ludzi w Rosji (brak określonego statusu prawnego),na oczywiste prawdopodobieństwo uznania ich za "elementy kontrrewolucyjne" i precedensy postępowania z ludźmi tego rodzaju bezpośrednie zagrożenie życia ocerów polskich w obozach radzieckich było oczywiste.” („Dzieje...” s. 17 i 18)
W zapale potępiania ówczesnego rządu i naczelnego dowództwa Łojek trochę przesolił. Wymieniony rozkaz był dłuższy i mniej jednoznaczny, niż tu go podano, odnośne zdanie brzmiało „W stosunku do sowieckich oddziałów ogólną dyrektywą jest, że my z nimi bić się nie zaczynamy i walczyć musimy tylko w tym wypadku, o ile oni będą nacierali, czego do tej pory nie ma.” (Leopold Jerzewski [Jerzy Łojek] „Agresja 17 września 1939” 1979 s. 70, w wydaniu 1990 s. 104) Rozkaz jednak docierał do wojsk bądź w postaci przeinaczonej, zabraniającej jakiegokolwiek oporu (odpowiednio s. 101 i 140),bądź nie docierał, dzięki czemu wojska, do których nie dotarł, stawiały opór (s. 97 i 136).
Ambasady RP w Londynie i Paryżu ogłosiły „l'Union des Républiques Socialistes Soviétiques s'est livrés à une agression contre la Pologne” („ZSRR popełnił agresję przeciwko Polsce” s. 81 i 117) co brzmiało jednoznacznie. O tym, czy można było zrobić więcej, przy omówieniu tejże książki.
„Odsunięty od wszelkiego udziału w dowodzeniu tzw. Ludowym Wojskiem Polskim jeszcze we wrześniu 1944 roku, gen. Zygmunt Berling spędził następne 36 lat na wspominaniu swojego udziału w tworzeniu tego wojska.
Publikował nawet fragmenty swoich pamiętników. Nigdy jednak nie ogłosił ani słowa na temat losu swoich kolegów z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa. Pod koniec życia niewątpliwie zdawał sobie sprawę, że wraz z jego odejściem przepadnie dość ważny fragment wiedzy o okolicznościach
zagłady ocerów polskich w ZSRR w 1940 roku. Jeżeli publikacja tego wszystkiego, co wiadome mu było w tej sprawie z własnych wspomnień z ZSRR i z uwag zasłyszanych od Rosjan, była w Polsce niemożliwa, możliwe było ogłoszenie tej relacji – co było jego podstawowym obowiązkiem moralnym – poza Polską. Jest faktem, że Zygmunt Berling obowiązku tego nie spełnił. Zszedł do grobu z sumieniem obciążonym nie tylko zdradą munduru WP przez wstąpienie do służby obcej bez zgody legalnych władz
RP i przyjęcie od obcych władz nominacji generalskiej, ale również – i przede wszystkim – usilnym tajeniem prawdy o okolicznościach zbrodni, której ofiarami padli jego koledzy z 1939 roku.” (s. 26 w 1983, część okrojona na s. 25 w 1989)
Berling, jak była mowa przy „Dramacie katyńskim”, w ogłoszonych pośmiertnie wspomnieniach wpierw, co prawda półgębkiem i krzywo, przyznał, że zrobiły to „władze radzieckie” z powodu „beznadziejnego oporu i nieprzejednanego, wrogiego stanowiska” jeńców, następnie zgodnie z zasadami dwójmyślenia napisał „Gestapo dokonało straszliwego końca”.
„30 lipca [1941] gen. Sikorski podpisał z ambasadorem Majskim układ o współpracy, "unieważniający" – jak się miało okazać, tylko werbalnie i rzekomo – postanowienia traktatu Ribbentrop–Mołotow oraz przyznający Polakom w ZSRR "amnestię". Pochopnie przyjęta przez Władysława Sikorskiego taka formuła układu wywołała oburzenie znacznej części polskiej opinii publicznej i przejście do opozycji wobec rządu RP na emigracji tych sił politycznych, które wskazywały, że przez formułę o "amnestii" cała społeczność polska w ZSRR potraktowana została jako przestępcy czy wręcz zbrodniarze, którzy tylko łasce rządu radzieckiego zawdzięczali zapomnienie swoich "win". Nie była to naturalnie formuła obiecująca cokolwiek pozytywnego na przyszłość.” (s. 27 i 26) Nic ująć, chociaż ostatnie zdanie brzmi jak pleonazm.
„Komisja radziecka pracowała w Katyniu rzekomo (bo wszystkie daty są w tej sprawie niepewne i niesprawdzone) od 16 do 23 stycznia 1944. W jaki sposób w okresie pełnej zimy i całkowitego zamarznięcia gruntu można było prowadzić jakiekolwiek prace ekshumacyjne, na ten temat komunikat radziecki z dnia 24 stycznia 1944 zachował zupełne milczenie.” (s. 45 i 43) Słuszne spostrzeżenie.
„Komunikat radziecki twierdzi, że w dniach 16–23 stycznia 1944 roku ekshumowano w Katyniu dodatkowo 925 zwłok polskich, z których żadne nie były ruszane w roku 1943 – i na tej podstawie specjaliści radzieccy wydali swój komunikat. Musimy przyjąć na wiarę, że zwłoki te wydobyto rzeczywiście, gdyż władze radzieckie nigdy nie opublikowały żadnej listy nowo ekshumowanych (jak również nie wyjaśnimy, z jakich powodów nigdy nie ekshumowano i nie zidentyfikowano około 6 tysięcy pomordowanych, pozostałych rzekomo w Katyniu po pracach niemiecko-polskich i radzieckich, skoro ogólna liczba ofiar wynosić miała około 11 tysięcy). Skąd się wzięło tych 925 nowych zwłok, trudno dociec. Lekarze radzieccy pokazywali je przywożonym do Katynia dziennikarzom i dyplomatom zachodnim wskazując, że leżały w ziemi około 2 lat. Otóż jeden fakt jest uderzający: dziennikarze i dyplomaci, którzy byli w Katyniu w styczniu 1944 roku, stwierdzili, że pokazywane im zwłoki ubrane były (przynajmniej niektóre) w polskie mundury żołnierskie, nie było natomiast zwłok w mundurach oficerskich. Dla Anglików i Amerykanów sprawa ta miała może drugorzędne znaczenie, ale z punktu widzenia badań historycznych właściwie rozstrzyga sprawę. Wydaje się, że 925 zwłok wydobytych w Katyniu w 1944 roku nie miało w ogóle nic wspólnego z pomordowanymi w 1940 roku. Być może naprawdę byli to ludzie rozstrzelani latem 1941… może w lipcu, w czasie wycofywania się wojsk radzieckich. Może rzeczywiście były to zwłoki pewnej liczby Polaków, którzy pracowali na drogach wokół Smoleńska do wybuchu wojny w 1941 roku. Las katyński jest bardzo rozległy, a "Kosogory" zajmują tylko jedną jego część. Zagraniczni wizytatorzy Katynia ze stycznia 1944 roku nie stwierdzili zresztą, czy byli w rejonie "Kosogor", czy w innym miejscu lasu katyńskiego. Co prawda Niemcy przeszukali teren "Kosogor" bardzo starannie i pozostawili w stanie nieekshumowanym najwyżej 200 zwłok oficerów, co jest dalekie od liczby 925 zwłok. Jednakże władze radzieckie wiedziały najlepiej, gdzie w tym rejonie można znaleźć zwłoki chowane latem 1941. Być może zwłoki takie znaleziono.” (s. 47n i 44n) Tu autor coś poplątał, bowiem gdyby dla okazania cudzoziemcom dobrane były zwłoki z lata, musiały by być w letnich ubraniach, tymczasem „dziennikarze zagraniczni, którym zezwolono asystować w okresie pobytu komisji w Katyniu, zwrócili uwagę, że zwłoki poubierane są w ciepłą, zimową odzież. Stwierdzenie tego faktu i pytania skierowane na ten temat do członków komisji, wywołało duże zamieszanie wśród obecnych Rosjan. Wiadomym jest bowiem, że odzież taką nosić można w okolicach Smoleńska jeszcze w ciągu kwietnia, gdy tam jest przeciętnie biorąc zimno, co by raczej potwierdzało wersję niemiecką o terminie mordu, natomiast odzieży zimowej nikt nie nosi pod Smoleńskiem w sierpniu... gdy tam jest ciepło, a nawet gorąco. (…) Początkowo usiłowano tłumaczyć korespondentom – wśród innych wersji, że klimat pod Smoleńskiem jest nader zimny... Gdy jednak wersja ta przyjęta została sceptycznym milczeniem, "uratowano" sytuację w ten sposób, że w orzeczeniu biegłych usunięto miesiąc sierpień, a zastąpiono miesiącami późnej jesieni i grudnia. Najoczywiściej jednak zaniedbano już dokonania odpowiednich zmian w zeznaniach świadków [że nastąpiło to latem] i w ten sposób pozostała jeszcze jedna jaskrawa sprzeczność w własnym komunikacie sowieckim mianowicie pomiędzy zeznaniami świadków a ogólnymi wnioskami orzeczenia. Przypis: Warto przytoczyć w tym miejscu charakterystyczny ustęp z korespondencji W. H. Lawrence ze Smoleńska, zamieszczonej w „New York Times“ z 27 stycznia 1944 roku: "Władze rosyjskie pokazały nam setki ciał, każde z dziurą od kuli w potylicy. Wyglądało, jak gdyby każde rozstrzelanie było wykonane indywidualnie. Sprawozdania natomiast z badań nad okrucieństwami niemieckimi w Kijowie i Charkowie stwierdzały, że rozstrzeliwania odbywały się masowo przy pomocy karabinów maszynowych ... niektóre z ciał miały na sobie grube, połowę płaszcze, podbite futrem. Zapytaliśmy później komisji, dlaczego niektórzy więźniowie byli tak ciepło ubrani, jeśli zostali rozstrzelani przez Niemców w sierpniu lub wrześniu. P. Tołstoj odpowiedział, że byli oni ubrani tak samo jak w dniu, w którym zostali wzięci do niewoli przez czerwoną armię w roku 1939. (Znaczyło by to, że przez półtora roku, zimą i latem chodzili oni w futrach)".” („Zbrodnia Katyńska w świetle dokumentów” Londyn 1962 i kolejne wydania s. 240n)
Być może wiadomość o ubiorach szeregowych została zaczerpniętą z listu amerykańskiego ambasadora w ZSRR Harrimana (25 stycznia 1944),co było wieścią z drugiej ręki, Henri de Montfort „Masakra w Katyniu” s. 98 i 144.
https://katyn.ipn.gov.pl/download/42/13510/ZESZYT11-Masakrawkatyniu.pdf (samościągalne)
Kazimierza Zawodnego „słynne dzisiaj dzieło "Death
in the Forest" (Śmierć w lesie) ukazało się po angielsku w 1962 roku. Jest to zapewne najlepsze do dzisiaj studium na temat sprawy Katynia, przełożone na kilka języków, dotychczas jednak niewydane po polsku! Pod pewnymi względami, zwłaszcza w sprawach analizy ustaleń
amerykańskiej komisji Izby Reprezentantów, lepsza jest jednak praca historyka francuskiego Henri de Montforta Le "Massacre de Katyń" (Masakra w Katyniu),wydana w Paryżu w 1966 roku.” (s. 60 i 56) Rzeczywiście książka Zawodnego wyszła po polsku dopiero w 1989. Książka Montforta w części wygląda na przepisaną ze „Zbrodni katyńskiej w świetle dokumentów” co widać z przypisów do polskiego wydania z 1999, p. wyżej.
„Wyrok norymberski, ogłoszony 30 września i 1 października 1946 roku, o zbrodni katyńskiej w ogóle nie wspomniał. Tym samym zbrodniarze hitlerowscy zostali uniewinnieni z zarzutu wymordowania w Rosji oficerów polskich. Jako największą w dziejach II wojny światowej zbrodnię niemiecką przeciwko jeńcom wojennym trybunał norymberski uznał wymordowanie 55 Brytyjczyków, oficerów RAF, którzy w marcu 1944 roku uciekli z obozu jenieckiego w Żaganiu. Warto dodać, że brytyjskie wojskowe organy ścigania poświęciły tej sprawie wyjątkowo dużo wysiłku. Wyszukano, osądzono i stracono wszystkich winnych mordu na 55 oficerach brytyjskich. Najwidoczniej w pojęciu sprawiedliwości anglosaskiej wartość życia 55 oficerów brytyjskich była bez porównania większa niż wartość życia ponad 14 tysięcy jeńców polskich.” (s. 52, w wydaniu z 1989 wycięte)
Tu Łojek w części przepisał z błędami, w części przekręcił, resztę sobie niestety wymyślił.
„Jeśli chodzi o zbrodnie tego rodzaju, popełnione na obszarach wschodnich, akt oskarżenia podaje tylko jedną oprócz zbrodni katyńskiej dokładną liczbę 50 oficerów RAF – u, którzy w marcu 1944 roku zbiegli ze Stalagu Luft III w miejscowości Żagań (po niemiecku Sagan) i którzy, następnie ujęci, zostali rozstrzelani przez Niemców.” („Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów” s. 262) Zatem nie największą, a dokładnie ustaloną i nie w dziejach wojny a na obszarach wschodnich. „Wyrok wymienia morderstwo popełnione na amerykańskiej Misji Wojskowej, która wylądowała za frontem niemieckim na Bałkanach w styczniu roku 1945, a liczyła około 12 do 15 mężczyzn w mundurach, wymienia morderstwo popełnione na 55 oficerach brytyjskiego RAF‘u w marcu 1944 roku. Wyrok cytuje szereg instrukcji niemieckich, nakazujących zlikwidowanie niektórych kategorii jeńców, ale na próżno szukalibyśmy wzmianki o największej zbrodni na jeńcach, popełnionej w ciągu wojny 1939 – 1945, mianowicie... zbrodni katyńskiej. Wymienia ją akt oskarżenia, nie znajdujemy jej w wyroku.” (ibidem s. 263) Liczba 55 jest błędem, skoro na poprzedniej stronie było 50. Wszyscy byli lotnikami, ale nie wszyscy Brytyjczykami, 6 z nich było Polakami. Zbrodnia ta była wielokrotnie opisywana w PRL w pierwszym obiegu, np. Edward Crankshaw „Gestapo, narzędzie tyranii” Warszawa 1959, Halina Winnicka „Żagań” Warszawa 1973, Tadeusz Sojka „Sagan Befehl” Warszawa Poznań 1975, Rajmund Szubański „Pięćdziesięciu z Żagania”, ostania wyszła już po śmierci Łojka, lecz mógł przynajmniej przejrzeć którąś z poprzednich.
Może wiedziałby, że nie wszystkich winnych „wyszukano, osądzono i stracono”, kilkunastu sprawców zostało straconych w Hamburgu w 1948, były też wyroki więzienia, część została ułaskawioną bądź nawet uniewinnioną (bezzasadnie).
„W 1945 roku rząd warszawski zlecił prokuratorowi krakowskiemu, Romanowi Martiniemu zebranie materiałów do sprawy katyńskiej, z wyraźną intencją zainscenizowania w Polsce czegoś w rodzaju "procesu katyńskiego", który miałby "dowieść", że sprawcami mordu byli Niemcy. Martini przesłuchał wtedy kilkanaście osób i zebrał pewną
dokumentację, z której wynikało, że wersji przedstawionej przez Niemców obalić się nie da. Wnioski swoje przekazał podobno władzom zwierzchnim w Warszawie.” (s. 54 i 51)
Zwracam uwagę na „podobno”. „Po powrocie do Krakowa Martini został zamordowany w swoim mieszkaniu (28 marca 1946 roku) przez 19-letniego chłopaka i 17- letnią dziewczynę, spośród których stanęła później przed sądem tylko ta ostatnia, mimo że ujęto oboje. Starano się nadać tej sprawie pozory mordu rabunkowego, chociaż z mieszkania Martiniego zginęły przede wszystkim dokumenty dotyczące sprawy Katynia. Z charakteru zabójstwa wynikało jasno, że jego sprawcy inspirowani byli przez siły polityczne, którym wnioski Martiniego wydawały się niebezpieczne. O ile wiadomo, przynajmniej współmorderczyni Martiniego żyje do dzisiaj i mieszka w Polsce. Nigdy nie ujawniła jednak motywów, jakie ją i jej partnera skłoniły do zabicia człowieka, któremu zlecono śledztwo w sprawie Katynia, a który doszedł do wniosków sprzecznych z intencjami swoich zleceniodawców.” (tamże) Wątpliwe by przechowywał to w mieszkaniu. Zabójca miał zostać skazany i stracony, tak przynajmniej podają tu na s. 88
http://www.polska1918-89.pl/pdf/historia-jednego-klamstwa,6838.pdf
„W prasie i publikacjach krajowych, po ogłoszeniu w latach 1944–1945 ocjalnego komunikatu radzieckiego ze stycznia 1944, do sprawy katyńskiej starano się nie wracać. Nie zrobiły nawet wrażenia rewelacje dziennika szwedzkiego "Dagens Nyheter", który 19 lutego 1948 roku ogłosił z nieznanych źródeł nowe informacje w sprawie Katynia, m.in. kilka nazwisk funkcjonariuszy mińskiego oddziału NKWD, należących do ekip wykonujących egzekucję.” (s. 55 i 51)
Łojek nie podaje szczegółów „Tymczasem "Dagens Nyheter" pisze, że rząd warszawski w osobie ministra sprawiedliwości Świątkowskiego na własną rękę (!) miał powołać w początku r. 1947 dr Martiniego z Krakowa, polecając mu dokonanie śledztwa. Ów Martini oświadczyć ma z miejsca, że sprawy się podejmie jedynie pod warunkiem udzielenie mu zupełnej swobody działania i gwarancji, że będzie mógł "zachować kompletną bezstronność" (!). Po takim oświadczeniu nie tylko rząd warszawski, ale i rząd sowiecki udziela mu wszelkich pomocy i ułatwień (!). Dr Martini zwija się w ciągu kilku zaledwie miesięcy i działając na własną rękę potrafi nie tylko zdemaskować sowieckich zbrodniarzy, ale nawet
przeniknąć takie tajemnice, jak nazwiska enkawudzistów, bezpośrednich wykonawców mordu!... Które też przytacza: Lew Rybak, Chaim Finberg, Abraham... itd.” (Józef Mackiewicz „Katyń zbrodnia bez sądu i kary” 1997 s. 277) Martini zginął rok wcześniej w 1946. Wątpliwe by ktokolwiek mógł robić poszukiwania wbrew woli NKWD i jeszcze znaleść coś sprzecznego z komunkatem Burdenki (o ile to Burdenko go popełnił). Wymienione nazwiska zostały przepisane z okupacyjnych szmatławców „propaganda niemiecka wypożyczyła sobie z posiadanej listy nazwiska najbardziej brzmiące z żydowska i ogłosiła je w broszurach brukowych,
rozpowszechnianych masowo na terytorium GG, jako nazwiska bezpośrednich sprawców. Ponieważ ludzie ci istotnie należeli do mińskiego NKGB, więc oczywiście mogli być, ale też mogli nie być sprawcami mordu. Dowodu na to nikt nie posiada. Osobiście wątpię, by kiedykolwiek mógł go kto posiąść. Jak dalece sami Niemcy nie brali rzeczy poważnie i brać jej zresztą nie mogli, świadczy fakt, że w urzędowym zbiorze dokumentów niemieckich, opracowanym, trzeba to przyznać, bardzo sumiennie, nie ma śladu tych nazwisk, wymienianych uprzednio w brukowych broszurach jedynie dla celów propagandy antysemickiej.” (tamże)
Po powołaniu komisji ws. Katynia przez Kongres USA „Ukazała się wtedy (Czytelnik, Warszawa 1952, drugie wydanie 1953) mniej więcej 12-stronicowa broszura dziennikarza zatrudnionego w redakcji "Życia Warszawy", Bolesława Wójcickiego "Prawda o Katyniu". Wójcicki pobił w tej książce rekord upodlenia kolaboracyjnego w całej historii dziennikarstwa w Polsce. Broszura powtarzała twierdzenia radzieckiego komunikatu z 1944 roku, ale samej sprawie mordu w Katyniu poświęcona była zaledwie nikła jej część. Znaczną większość tekstu wypełniały oskarżenia Stanów Zjednoczonych o wszystkie możliwe zbrodnie. Tupet autora przyczynił się mimo wszystko do pewnego zdezorientowania opinii publicznej w Polsce.” (s. 55 i 52) Książczyna Wójcickiego miała 189 stron w 1 wydaniu i 218 w 2, broszurą zwykle nazywane jest coś o rozmiarze 48 bądź 64 stron, może pomylił to z broszurą o tym samym tytule z 1944, jednak miała ponad 12 stron.
„Nadszedł rok 1956, XX zjazd KPZR, na którym Nikita Chruszczow wygłosił swój słynny tajny referat o zbrodniach okresu stalinowskiego w ZSRR. Sprawa Katynia nie była w referacie Chruszczowa w ogóle wspomniana, ale referat ten miał dla niej wielkie znaczenie o tyle, że ostatecznie zdezawuowany został w ten sposób argument "moralny" z 1944 roku. System, który zdolny był do wymordowania setek tysięcy własnych obywateli – co przyznał ówczesny I sekretarz KC KPZR – musiał być odtąd powszechnie uznany za zdolny także do wymordowania kilkunastu tysięcy jeńców polskich.” (tamże) Prawda, dalszy ciąg sprawia wrażenie naiwne. „W czasie XXII zjazdu KPZR w 1961 roku Nikita Chruszczow pogłębił swoją krytykę stalinizmu i ujawnił dalsze zbrodnie z lat 1936–1953, co zresztą przyczyniło się niewątpliwie do rychłego jego obalenia. Od wielu lat krążą w
Polsce uporczywe pogłoski, że w tym właśnie okresie Chruszczow zwrócił się do Władysława Gomułki z propozycją ujawnienia zbrodni katyńskiej, przy zrzuceniu całej odpowiedzialności na Stalina, Berię, Merkułowa i innych dygnitarzy państwowych epoki stalinowskiej już nieżyjących. Gomułka zdecydowanie odmówił, motywując rzekomo swoje stanowisko obawą przed nadmiernym wzburzeniem polskiej opinii publicznej i wzmożeniem nastrojów antyradzieckich w Polsce. Trzeba stwierdzić, że jeżeli propozycja Chruszczowa była rzeczywiście faktem, to odmowę Gomułki uznać należy za jeden z największych błędów w całej historii PRL.” Gomułka musiaby być bardziej chruszczowowski od Chruszczowa, zaś Chruszczow musiałby pytać Gomułkę o zdanie, jedno równie mało prawdopodobne jak drugie.
„W 1957 roku nastąpiło wydarzenie, które dla wyjaśnienia przebiegu mordu katyńskiego ma duże znaczenie, chociaż jako takie nastręcza liczne wątpliwości. Otóż tygodnik zachodnioniemiecki "7 Tage" ogłosił 7 lipca 1957 roku fotokopię i przekład dokumentu, który przyniósł do redakcji pewien Polak, w czasie wojny zatrudniony podobno w oddziałach roboczych niemieckiej organizacji Todta. Dokument ten, datowany 10 czerwca 1940, podpisany przez szefa oddziału NKWD w Mińsku, Tartakowa, i skierowany – jako ściśle tajny – na ręce generałów Zarubina i Rajchmana w Moskwie, znaleziony został rzekomo, w początkach wojny 1941 roku, wśród porzuconych papierów w gmachu NKWD w Mińsku. Był to krótki raport informujący o zakończeniu "likwidacji" obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie, z podaniem niektórych szczegółów. Raport wymieniał niejakiego Burianowa jako delegata centrali NKWD odpowiedzialnego za całą akcję i stwierdzał, że "likwidacja" Kozielska nastąpiła pod Smoleńskiem przez organa NKWD z Mińska, pod osłoną 190 pułku piechoty; Ostaszkowa – w rejonie miasta Bołogoje przez NKWD ze Smoleńska, pod osłoną 129 pułku piechoty stacjonującego w Wielkich Łukach; a Starobielska – pod Charkowem w rejonie miejscowości Dergacze przez NKWD z Charkowa pod osłoną 68 pułku piechoty rezerwy ukraińskiej. Zakończenie "operacji" przypadło między 2 a 6 czerwca 1940 roku. Jako odpowiedzialnego za nadzór nad „likwidacją” Starobielska raport wymieniał płk. B. Kuczkowa. Fakt szczególny: ten niezwykły dokument w roku 1957 nie zwrócił niczyjej większej uwagi. Historycy zajęli się nim znacznie później. (...) Po latach zajął się tą sprawą historyk angielski Louis FitzGibbon, który wiele lat studiów poświęcił wyjaśnieniu sprawy Katynia. Nie udało mu się odnaleźć oryginału dokumentu, który prawdopodobnie został zwrócony nieustalonemu dostarczycielowi, a ten (być może) tymczasem zmarł. Jednakże krytyka wewnętrzna tego szczególnego raportu i przedstawione okoliczności jego znalezienia zdają się potwierdzać jego autentyczność.” (s. 60 i 55)
Obecnie, po ujawnieniu w 1992 danych dotąd utajnionych * wiadomo, że raport jest apokryfem, jednak Józef Mackiewicz wątpliwości zgłosił już 1957 (op. cit. s. 336): błędy językowe, pismo skierowane do Głównego Urzędu NKWD w Moskwie (Głównych Urzędów było tam kilka: bezpieczeństwa, milicji, granic, obozów, jeńców),urząd spraw wewnętrznych z Mińska powiadamia o działalności innych urzędów, które powinny zrobić to same, „towarzysz Burianow” dziwnie bezimienny, bez stopnia służbowego, nadmierna pobieżność i brak danych liczbowych o stanie dziennym obozów itd.
* https://katyn.ipn.gov.pl/kat/bibliografia-i-mediatek/dokumentacja-archiwalna/12378,Decyzja-Katynska-z-5-marca-1940-r.html
Omawiając książkę Stanisława Swianiewicza „W cieniu Katynia” Łojek słusznie zarzuca naiwność „szczere przyznanie się Swianiewicza, iż do chwili ogłoszenia komunikatu niemieckiego z 1943 roku do głowy mu nie przyszło, że jego towarzyszy po prostu wymordowano. Znał doskonale Rosję, po wyzwoleniu z łagrów zapoznał się z dokumentacją zbrodni hitlerowskich w Polsce i był o nich zupełnie przekonany; nie mógł tylko przypuścić, że coś podobnego może dziać się także w ZSRR. Uderza zresztą w całej książce Swianiewicza – nie tylko cennej jako dokument, ale i literacko doskonałej – ton specycznej wyrozumiałości dla praktyk władzy radzieckiej i zachowania funkcjonariuszy NKWD. (...) Autor ma zresztą wyraźną tendencję do tłumaczenia wszelkiego zła w Rosji w kategoriach quasi-mistycznych” (s. 64 i 59) jednak książka ta sprawia wrażenie jeszcze bardziej naiwne, np. „Beria i Mierkułow, przypuszczalnie główni wykonawcy decyzji katyńskiej, zostali rozstrzelani na zasadzie wyroku sądów sowieckich. Ponieważ rozprawy były tajne, nie wiemy czy w ich trakcie był omawiany mord katyński i czy w ogóle z tytułu tego mordu stawiano im jakieś zarzuty.” („W cieniu Katynia” Paryż s. 352) Niby czemu miałyby być stawiane, przecież nie chodziło o jakichś tam „towarzyszy z WKP(b)”. O czym sam profesor prawidłowo zauważa „Z mowy Chruszczowa na XX-tym Zjeździe Partii nie wynika potępienie Katynia. Mowa ta dotyczyła prawie wyłącznie morderstw dokonanych przez stalinowską policję na członkach Partii. Chruszczow na przykład, potępił fizyczne likwidowanie dawnych trockistów, którzy już wyrzekli się swoich błędów i wrócili na "leninowskie pozycje", lecz pozostawił otwartą kwestię co należy robić z tymi, którzy nadal trzymają się trockistowskiej herezji. Z analizy tej mowy nie wynika, żeby Chruszczów zasadniczo wykluczał system masowych egzekucji, gdyby to leżało w interesach sowieckiej racji stanu.” (tamże s. 334n) Jednak zaraz po tym „Nie jest natomiast wykluczone, że w latach późniejszych Chruszczow istotnie nosił się z zamiarem ujawnienia prawdy o Katyniu.” Pamiętniki Chruszczowa znane od początku lat 70 tego nie potwierdzają, zaś wywiad jakiego rzekomo udzielił Gomułka („Moje czternaście lat”),w którym miał to potwierdzać, jest zmyślony („Gomułka i inni: dokumenty z archiwum KC 1948 – 1982” 1987 s. 193). Podobnie rozsiane w innych miejscach przeciwstawianie Stalina i starych bolszewików, jakby były między nimi jakieś zasadnicze różnice. Do tego „Zawodny i FitzGibbon podają również ciekawą wiadomość o znalezieniu w Zachodnich Niemczech wśród różnych papierów należących do archiwów wywiezionych za czasów okupacji niemieckiej z Mińska, raportu Mińskiego NKWD w sprawie przeprowadzenia likwidacji trzech obozów polskich oficerów.” (s. 311) Profesor nie zwrócił uwag ani na artykuły Mackiewicza (chociaż kilkakrotnie się na niego powołuje w innych sprawach) ani na to, że „Zbrodnia Katyńska w świetle dokumentów” (począwszy od wydnania z 1962 na s. 47) przytaczała jego (Swianiewicza) relację z pobytu w Katyniu w 1940, natomiast rzekomy raport z Mińska pominęła.
Zaletą „Dziejów” pozostaje zwłaszcza to, co mówią o Berlingu.
Przesadą było nazywać „pierwszą książką, która przedstawiała prawdę historyczną o zbrodni katyńskiej”, sam autor tak nie określał. „Dzieje” są mniej więcej ścisłe, stąd trzeba uczynić szereg uwag.
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Rząd Polski nie ogłosił żadnej deklaracji precyzującej stan prawny między ZSRR a Rzecząpospolitą po nowej agresji, a Naczelny Wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły o godzinie 16.00...
Pięści się zaciskają, łzy lecą. Jerzy Łojek pisze o sprawie, o której Polacy mieli zapomnieć. Książka ukazała się pod koniec komuny smaczku dodają wcinki cenzorskie a sam autor opisuje stan wiedzy o zbrodni tysięcy polskich oficerów w roku 1980.
Pięści się zaciskają, łzy lecą. Jerzy Łojek pisze o sprawie, o której Polacy mieli zapomnieć. Książka ukazała się pod koniec komuny smaczku dodają wcinki cenzorskie a sam autor opisuje stan wiedzy o zbrodni tysięcy polskich oficerów w roku 1980.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to„Zbrodnia Katyńska” - pod tym określeniem kryje się cały szereg mordów polskich obywateli uprowadzonych wgłąb Związku Radzieckiego i zgładzonych w rzeźnicki sposób przez NKWD. Skala tego bestialstwa – śmierć 21 768 jeńców, jest bez precedensu we współczesnej historii. Tragizm tego wydarzenia potęgował fakt, że nikt z wolnego świata nie chciał go dostrzec. Zbrodniarze nawet po wykryciu ich krwawego dzieła bezkarnie mogli manipulować „oficjalną prawdą” o tym wydarzeniu, pogłębiając dodatkowo krzywdę naszego narodu. Przez 50 lat musieliśmy znosić plugawe kłamstwo, jakoby to Niemcy dopuścili się mordu, z którym Związek Radzicki nie ma nic wspólnego. Na tym ohydnym kłamstwie była zbudowana komunistyczna farsa „przyjaźni” polsko-radzieckiej, która trzymała nas w swym stalowym uścisku przez pół wieku. Sprawa mordu katyńskiego skompromitowała absolutnie wszystkie strony. Premier polskiego rządu, gen. Władysław Sikorski, przez długi czas trwał w błędnym przeświadczeniu, że uległość i miękkie stanowisko w stosunku do Stalina pozwoli mu ugrać cokolwiek dla sprawy Polskiej. Jedną z wielu cen tej błędnej polityki był los polskich oficerów, o których za ich jeszcze życia nikt się nie upominał, a gdy stało się oczywiste, że ci ludzie nie żyją, długo rząd londyński nie akceptował tego faktu. Nasz sojusznik – Wielka Brytania – bagatelizowała to wydarzenie i nakazywała przejść nad tym do codzienności. Demokrata, Winston Churchill, zaakceptował mord 14 tyś. polskich oficerów, ale jednocześnie z wielką furią domagał się surowej kary dla Niemców za egzekucję na 55 brytyjskich jeńcach wojennych po ich nieudanej ucieczce z obozu jenieckiego. Dopiął swego w powojennym procesie dla zbrodniarzy wojennych, dla których za ten czyn wyroki śmierci sypały się gęsto. Nie po raz pierwszy humanitarny Zachód pokazał jak nisko ceni życie swoich sojuszników. Szkoda słów o powojennej polityce PRL w tym względzie. Dla komunistycznej racji stanu i ze zwykłego strachu przed „wielkim bratem” akceptowano kłamstwo o tej zbrodni poprzez politykę zbiorowego milczenia egzekwowanego przez aparat bezpieczeństwa.
„Zbrodnia Katyńska” - pod tym określeniem kryje się cały szereg mordów polskich obywateli uprowadzonych wgłąb Związku Radzieckiego i zgładzonych w rzeźnicki sposób przez NKWD. Skala tego bestialstwa – śmierć 21 768 jeńców, jest bez precedensu we współczesnej historii. Tragizm tego wydarzenia potęgował fakt, że nikt z wolnego świata nie chciał go dostrzec. Zbrodniarze nawet...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toIle gwiazdek przyznać takiej książce ? Te wszystkie są za to, że była wtedy, że wreszcie oficjalnie można było (wcześniej tylko w drugim obiegu)przeczytać. Wydana w 200 tys. egz. miała szanse dotrzeć do szerokiego grona czytelników. Nie wyjaśniała wszystkiego, to jasne, ale też dopiero niedawno ujawniono wiele oryginałów dokumentów, o których wiedziano, że są a nie można było do nich dotrzeć. Dobrze, że mieliśmy szczęście do tych kilku lat "odwilży" informacyjnej ze strony Rosji, bo nie wyobrażam sobie, że w obecnych warunkach ujawniono by jakiekolwiek ważne dokumenty dotyczące Katynia. Ważna książka.
Ile gwiazdek przyznać takiej książce ? Te wszystkie są za to, że była wtedy, że wreszcie oficjalnie można było (wcześniej tylko w drugim obiegu)przeczytać. Wydana w 200 tys. egz. miała szanse dotrzeć do szerokiego grona czytelników. Nie wyjaśniała wszystkiego, to jasne, ale też dopiero niedawno ujawniono wiele oryginałów dokumentów, o których wiedziano, że są a nie można...
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo tohttp://www.youtube.com/watch?v=ebq5_ThXAww
http://www.youtube.com/watch?v=ebq5_ThXAww
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo tohttp://www.youtube.com/watch?v=ebq5_ThXAww
Należy pamiętać,że ojciec Łojka- Leopold Łojek -również został zamordowany w Katyniu.
Troszkę się od chwili napisania książki wyjaśniło,wiadomo gdzie leżą pomordowani z Ostaszkowa i Starobielska(Charków,Twer)
Łojek nie porusza(prawdobodobnie nic o tym nie wiedział) ,że Niemcy a w zasadzie Gestapo doskonale wiedziało od razu co się działo w Katyniu,a nawet statystowało przy tej zbrodni(fakty o tym wychodzą dopiero teraz na jaw ,z głeboko ukrytych archiwów niemieckich).
Za poparciem tej tezy świadczy również fakt,że gdy polscy pracownicy organizacji Todta
(np.Teofil Rubiński-http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/242209,to-ja-odkrylem-groby-w-katyniu,id,t.html )
już jesienia 1942 r odkryli mogiły w Katyniu,
władze niemieckie po doniesieniu im,że znaleziono takowe masowe mogiły pomordowanych jeńców w polskich mundurach nie okazały początkowo żadnego zainteresowania tą sprawą,ani też nie wzbudziło to też w nich żadnego zdziwienia.
Dopiero pół roku później,gdy zaczeli sobie jasno zdawać sprawę z tego,że przegrywają z ruskimi postanowili sprawę nagłośnić i umiędzynarodowić tą bestialską zbrodnie,bynajmniej nie ze świętego oburzenia,a li tylko w celach propagandowych licząc na stworzenie polskich oddziałów ,które przyłączyły by się do wspólnej walki z czerwoną zarazą.Liczyli również że Katyń przyczyni się do podpisania przez nich seperatystycznego zawieszenia broni na Zachodzie ,aby móc całe swe siły skierować na wschód przeciwko ruskim.
Dla tych wszystkich zdrajców aliantów -największą zbrodnią wojenna okazało się wymordowanie 55 brytyjskich oficerów,którzy uciekli z oflagu w Żaganiu.
Wymordowanie ponad 14 tys polskich oficerów -to sprawa mało znacząca.
Trybunał Norymberski-w pojęciu anglosaskiej sprawiedliwości uznał, że wartość życia 55 oficerów brytyjskich była bez porównania o wiele większa niż wartość życia ponad 14 tys jeńców polskich.
Zresztą jak wiadomo nawet teraz ruscy nie chcą tego bestialskiego mordu uznać za ludobójstwo,nazywając to pospolitym przestępstwem.
No i wreszcie ta cała zakłamana i podła III RP-ten pokraczny przepoczwarzony komuszy twór,także uchwałą tego podłego sejmu nie nazwał wprost Zbrodni Katyńskiej- LUDOBÓJSTWEM(w ubiegłym roku2013)lecz eufemistycznie uznał,że Katyń to zbrodnia wojenna, która "ma znamiona ludobójstwa".
10 IV 2010 kagiebedzista Putin dopisał dalszy ciąg do Katynia!
Podczas tego zamachu zgineła również wdowa po Jerzym Łojku- pani Bożena Mamontowicz-Łojek.
W jakim podłym i zakłamanym kraju musimy żyć do tej pory.
Polska niestety nie zdołała się podnieść do tej pory po tzw "wyzwoleniu" 1945 roku.
http://www.youtube.com/watch?v=ebq5_ThXAww
więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNależy pamiętać,że ojciec Łojka- Leopold Łojek -również został zamordowany w Katyniu.
Troszkę się od chwili napisania książki wyjaśniło,wiadomo gdzie leżą pomordowani z Ostaszkowa i Starobielska(Charków,Twer)
Łojek nie porusza(prawdobodobnie nic o tym nie wiedział) ,że Niemcy a w zasadzie Gestapo doskonale wiedziało od razu co...
Mocna, dobitna - szacunek dla autora. Bardzo sugestywna czarna okładka na końcu. Gdy skończyłem oglądać zdjęcia dłuższy czas wpatrywałem się właśnie w czarne tło. Warto przeczytać, zapamiętać najważniejsze fakty.
Mocna, dobitna - szacunek dla autora. Bardzo sugestywna czarna okładka na końcu. Gdy skończyłem oglądać zdjęcia dłuższy czas wpatrywałem się właśnie w czarne tło. Warto przeczytać, zapamiętać najważniejsze fakty.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toDosyć dobra pozycja pod względem historycznym - na pewno nie nadaje się do poduszki. Lapidarna, zawierająca najważniejsze fakty bez zbędnego rozpisywania się. Dodatkowy plus za zdjęcia na końcu.
Dosyć dobra pozycja pod względem historycznym - na pewno nie nadaje się do poduszki. Lapidarna, zawierająca najważniejsze fakty bez zbędnego rozpisywania się. Dodatkowy plus za zdjęcia na końcu.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to